Słowo, słowa, słowa. Na dzień 24. stycznia – św. Franciszka Salezego – patrona dziennikarzy

Możliwość refleksji nad wielkim znaczeniem słowa: w rodzinie, środowisku, społeczności, społeczeństwie, narodzie, jego siłą i konsekwencjami, otrzymuje każdy. W rozbłysku dobrej myśli, przy lekturze, może w gwałtownym zatrzymaniu przez los cwału codzienności, przychodzi szansa. Trudny to egzamin, ponieważ trzeba wyjść poza dotychczasowe schematy, „przekroczyć siebie”.

Niezwykle trudna wtedy, gdy zbyt długo pokarmem dla rozumu była sztuczna, jednoskładnikowa odżywka, intelekt operował jedynie w zakresie kilku działań rachunkowych, a pamięć o Celu i Sensie, o skończonym i transcendentnym wyparowywała jak woda na rozpalonym upałem asfalcie. Wtedy punkt odniesienia przenosi się „tu i teraz”, w wyimaginowaną rzeczywistość, gdzie „na początku był wodór” a „duch nie spadł z nieba”; fascynacja odkryciami niektórych tajemnic życia i uzyskanie rzemieślniczych sprawności w technice czy medycynie uruchamia fajerwerki rozgorączkowanej wyobraźni. Duma przepoczwarza się w pychę, i z materiałów wystarczających na zręby ledwie hipotezy, każe konstruować niebotyczne gmachy teorii - nowe wieże Babel - mające osiągnąć nieosiągalne, przekroczyć nieprzekraczalne. Z prawdy wyszły zmienne wartości; z miłości - seks, gwałt, nienawiść, rzezie; z dawania dla dobra wspólnego - rwanie solo, grupowo, plemiennie, narodowo, państwowo, rasowo. Zwie się to naturalnymi procesami, ewolucją, postępem, operatywnością, pragmatyzmem, nowoczesnością, otwartością, wolnością i licho wie jak jeszcze. Refleksja nad dalszym ciągiem nie jest wskazana, ponieważ ustalono, że żadnego dalszego ciągu nie będzie, że ocenę jedyną i wystarczającą za wypowiadane i wypisywane słowa i ich następstwa wystawiają chwilowi mocodawcy, kamraci krwi lub idei, aktualne wersje encyklopedii czy własna próżność środowiskowego świecidełka.

A słowo, które powinno budować ludzką wspólnotę, zdegenerowane słowo, wnika coraz głębiej, rozległej, jak nowotwór. Początkowo niewidocznie, powoli, ogarnia, osłabia, w końcu obala rodziny, narody, państwa... Porywa nurt relatywizmu, racji silniejszego, bogatszego.
Już wiadomo, że stróże religijnego ciemnogrodu podają opium masom, że prawo stanowione stoi nad naturalnym i podlega takiej interpretacji, jakiej życzy sobie odpowiednio przekonywujący zleceniodawca, że najważniejszą miarą wartości jest miara władzy i posiadania. Już trudno inaczej. Wyścig pływacki trwa. A słowo staje się jedynie dźwiękiem, bulgotem. Płynie się z prądem. Do zatracenia.

Dotarcie do brzegu, aby odnaleźć własne minuty w enklawie ciszy, w której słychać Prawdę i zrozumieć czym jest słowo - jakim wielkim obowiązkiem i odpowiedzialnością - bywa zawsze możliwe. To indywidualny wybór. Wyłącznie. I z niego przyjdzie zdać sprawozdanie; jeżeli nie tu, teraz, to nieuchronnie Tam, kiedyś. Może za sto lat, może za godzinę...Niezależnie od koloru legitymacji i pozycji.
 
Krzysztof Nagrodzki

Publikacja: N. Myśl Polska nr 5 z 1 02 2004r.

Konsola diagnostyczna Joomla!

Sesja

Informacje o wydajności

Użycie pamięci

Zapytania do bazy danych