Skąd to pisanie?... Z listów do przyjaciół. I znajomych

Skąd to moje pisanie- pytasz?
- Moje?...
- Ano z pilnej nauki w podstawówce i liceum :-)
A ciut poważniej-pewnie z genów.

Mama była pierwszą dawczynią nie tylko tego cielesnego synowskiego kształtu, ale i doboru pierwszych mądrych opowieści i lektur… i …cierpliwej, roztropnej matczynej wyrozumiałości dla dziecięcych a potem młodzieńczych poszukiwań na coraz bardziej wymagających szlakach życia.

Z wyrozumiałością – jak pamiętam, ale i niezbędnym elementem… hmmm… dyscyplinowania, kiedy zostały przekroczone raz i drugi sensowne granice ryzyka w owych odkrywaniach…

Zatem geny Mamy - licealistki wspaniałego przedwojennego liceum dla dziewcząt - p. Jadwigi Hollakowej w Puławach,
Taty - solidnego urzędnika administracji; w czasie okupacji przynależnego do AK;
wspaniałych, przedwojennego szlifu Babć-Marii i Heleny, Dziadka Józefa, Wujka Jurka - z tzw. dobrych szlacheckich domów i z tradycjami ofiar na Ołtarzach Ojczyzny (Jerzy-poległ na polu bitwy pod Krasnobrodem w 1939, Józef - członek AK - w KL Auschwitz - w 1943)
- a więc geny, ale i cierpliwość Mamy, korektorki moich pierwszych licealnych wypracowań, kiedy z wiejskiej nadbużańskiej szkółki podstawowej dostałem się do renomowanego liceum im. ks. Adama Jerzego Czartoryskiego w Puławach, w których nadal zamieszkiwała Siostra Mamy z Mężem.

Nadbużańskie szlaki beztroskiego, wolnego dzieciństwa zapewne nasycały dziecięcą wyobraźnię i wrażliwość, która potem - w Puławach - po maminych „dokształtach” - procentowała coraz lepszymi ocenami z języka polskiego.

Szczególnie upodobałem sobie tematy „wolne” - zapewne w przeczuciu spełniań później w felietonach, fraszkach i różnych „humoreskach” na łamach „Odgłosów”, „Karuzeli”, tygodnika „Katolik” i innych.
Ale właśnie owa nadbużańska swoboda  była, chyba, swoistą „matką” natchnień.
Owe wiejskie krajobrazy…

Szczególnie zapamiętane w czas kolędy, kiedy brodziliśmy po zaspach, po bezkresach-hen ku porozrzucanym domostwom-z własnoręcznie konstruowaną z sita Gwiazdą i sakramentalnym gromkim okrzykiem: ”Panie Gospodarzu-czy można zakolędować?!?”

Wiejskie krajobrazy w Czas kolędy…


Wiejski krajobraz

Ośnieżony po czubek najwyższego z drzew
po dym z komina każdej chaty
po dzwonków w dali srebrny śpiew

Dzień już uchodzi hen za bory
Biel otuliła ślady sanek
Polami zmierzch nadciąga skory

Stanął w zagrodzie
Wszedł na ganek

Do wnętrza zajrzał
ogarnął ławę stół i kąty
szarobłękitnym swoim płaszczem
i światło z ciemnością splątał

W piecyku pomrukuje ogień
łakomie chrupie szczapy drewna
o niezwykłościach opowiada
posłuchaj
już ich izba pełna

Mrok gęstnieje od bajek
cieni i kształtów tajemniczych
Niektóre – ho! – z dalekich krain
inne z pobliskich
trudno zliczyć

Na szybach kwiaty mróz rysuje
noc czarna od lasu nadchodzi
w ciemności pulsują ogniki
- może to głodnych wilków oczy?
- a może chochlik kogoś zwodzi?

Wtem wiatr wyskoczył
goni chmury
rozściela księżycowy blask
O! Srebrną łąką idą dzieci.
- To przecież kolędników czas!

Trzech małych chłopców dźwiga Gwiazdę
płomykiem świecy wiatr kołysze
śnieg skrzypi sypie iskry miesiąc
- tak to kolędy czas już przyszedł

Z kuchni dobiega piosnka cicha
Dobrą Nowinę niosą słowa
że gdzieś w Betlejem szopka licha
w niej Bóg nam Syna ofiarował

I pachnie barszczem
i grzybami
makiem słodziutkim
i wanilią
i niezwykłością
prezentami
sianem
choinką
i...Wigilią

Wieczerzać pora
pierwsze gwiazdy mrugają ku nam
już na niebie
bielutki obrus
świecą lampki
siadamy bliscy blisko siebie

dzielimy Wiarę i Nadzieję
modlitwy słowa
gest serdeczny
kolędę wspólną
zadumanie
nad przeszłym
przyszłym
i nad nieobecnym

Trwaj piękna chwilo
trwaj wspomnieniem
niech się w pamięci iskrą tli
by mogła zawsze nam rozświetlać
trudne pejzaże zwykłych dni

…Nawet jeżeli próbują je zaciemniać lewackie wzmożenia (niezależne od oficjalnego szyldu) - szczególnie co charakterystyczne w starciu z prawdziwie merytorycznymi z prawymi przeciwnikami z dyskusjach publicznych.
...Nakazy?... Geny?...

***

No widzisz Kolego-nie mogłem się powstrzymać od takiego zakończenia, ponieważ niedawno słuchałem wzmożeń jakiejś lewackiej aktywistki o podwójnym nazwisku. A teraz innego pulchnego postępaka o samopoczuciu odwrotnie proporcjonalny do merytoryki...

Takie zakończenie…

…Szkoda i tych ludzi…

Przecie ludzi…

***

Poza tym, w swoim czasie, kiedy zostałem wydawcą, musiałem/chciałem dodać kilkanaście zdań do publikowanych tytułów (ale o tym może inny razem)- takich swoistych wprowadzeń w owych tomikach, bądź - dodatkowo - w anonsach-publikacjach prasowych.
...I tak się nazbierało co nie co...