Strona prywatna Krzysztofa Nagrodzkiego

Publikacje 2006-2015

Reportaże z codzienności. Wojna światów (3)

Nacisk ekonomiczny - skuteczne narzędzie zniewalania przy pozorach wolności; zamęt kulturowy; zgiełk medialny; niesamowite narzędzia elektroniczne otwierające świat wirtualny – Internet, hipnotyzujące gry; oświata - sprowadzana do wyćwiczenia utylitarnych, pragmatycznych umiejętności i postaw; nauka wdzierająca się w tajniki stworzenia, w pogoni za zyskiem a bez refleksji co dalej... Pogoń, pogoń, pogoń... Wiry codzienności potężnieją, porażając coraz skuteczniej wolę, samodzielność myślenia, odwagę działania dla dobra wspólnego, dla Boga, dla Honoru, dla własnego dachu, który wszak powinien mieć każdy – dla Ojczyzny. A pozbawienie człowieka ciepła domu, równowagi ze sprawdzonych zasad godnego życia, skutkuje złem, na które reagujemy doraźnymi lamentacjami; chwilowym roztkliwieniem.

                                                                                               ***
Poprzedni fragment „Wojny światów” można skondensować tak: Pustka duchowa musi przegrać z wiarą. To kwestia czasu. I ofiar. Jednak zwycięska wiara - jeżeli nie wynika z niezmiennej Prawdy o Świecie i Człowieku, jego dzierżawcy  - musi przyjąć oblicza innych totalitaryzmów i terroryzmów. Nawet, jeśli zaczyna od  „tolerancji”. Bowiem „tolerancja” budowana na piaskach zmiennych wartości, jest w istocie ofertą pustki dla pustki. Bałamuctwa światopoglądowe, przedefiniowywane pojęcia mogą - nawet na dłuższą chwilę - zmylić, ale przecież nie zaczarują rzeczywistości. Widać to w zawirowaniach globalnych, ale także dobitnie na przykładach wziętych z naszego podwórka. Starania o bycie „trendy” wobec aktualnych mód światopoglądowych, nie połączone z ciężką pracą wolnego intelektu, prowadzą do absurdów. Lewość - przypomnijmy, iż tak definiowana jest w tych tekstach odwrotność prawości - zatem lewość nauczyła się już pewnej zręczności socjotechnicznej, w tym efekciarstwa werbalnego. Wie, iż przez kulturę, oświatę, poprzez opanowanie środków masowej komunikacji, może zyskać wielki wpływy na tzw. opinie publiczną. A tym samym wieść ją do nieszczęść. Nic to, iż w ostatecznym efekcie zguba będzie również udziałem takich „przewodników”. Ich wyobraźnia nie jest w stanie ogarnąć skutków procesów, które sami uruchamiają, bądź - co jest o wiele częstsze, – których zleceniobiorcami starają się ze wszystkich sił być. Za chwilowe apanaże.
                                                                                              ***
Rozluźnienie a nawet dewastowanie sprawdzonych norm moralnych, dyscypliny społecznej mającej swój początek w prawidłowo ukształtowanej rodzinie, skutkuje konkretnymi, „rozwydrzeniami”. I nie mamy na myśli typowych dla wieku dojrzewania próby samodzielności - w tym trudną do opanowania „burzę hormonów”. W prawidłowych środowiskach mają one szansę ujścia w działaniach uwalniających nadmiar energii a jednocześnie kształtujących sensowny światopogląd, wiedzę, intelekt, wolę, wrażliwość obywatelską. Mówimy o powszechniejącej i powszedniejącej erupcji chamstwa, brutalności, nawet bandytyzmu. A kiedy dochodzi do krańcowych zachowań patologicznych - lewość nie potrafi powiązać skutku z przyczyną. Widząc np. przestępcę znęcającego się nad kobietą i dzieckiem, podnosi krzyk o ... „prawach kobiet” tudzież  „przemocy w rodzinie” wynikającej - według lewych skojarzeń - z ksenofobii, zaściankowości, z braku prawa do aborcji, a nawet z ...katolickości (to nie żart z intelektów „onych” - to b. min. prof. filozofii /!/ Środa). Lewość nie dostrzeże skutków dewastacji sprawdzonych wzorców, oddalania matki od dziecka, przerzucania odpowiedzialności za wychowanie na żłobki, przedszkola, szkoły ze zestresowanym a często sterroryzowanym personelem. Który często musi realizować program z lewackich podręczników według chorych metodologii. Lewactwo lansując, bądź chroniąc patologie, za nic nie przyzna, iż skutki „równouprawnienia” normalności i dewiacji, prawdy i fałszu, niweczą ład społeczny, państwowy, cywilizacyjny.

Lewość, zżerana ambicją, pyszna, a w istocie zakompleksiona, samookalecza się intelektualnie. Ułomna, jest w stanie jedynie adoptować pomysły, wykonywać polecenia tych Central, które nie wymagają wysiłku moralnego, a gwarantują jakie takie zabezpieczenie materialne. I salonikowy prestiż. Lewość nie jest w stanie prowadzić spokojnie dysput intelektualnych na trudne tematy, nie jest w stanie powstrzymywać się przed używaniem inwektyw ad personam, próbami ośmieszania, manipulowaniem. To łatwo dostrzec chociażby w tych nielicznych programach telewizyjnych, kiedy argumenty z lewa muszą zmierzyć się z racjami prawej strony, bez „dynamicznego” wsparcia postępowego dziennikarza. To nietrudno zweryfikować próbą sprostowania fałszu w mediach postępu. Dlatego moszcząc sobie wygodne nisze informacyjne, czy raczej indoktrynacyjne, lewizna walczy zaciekle z konkurencją radiomaryjną, z TV Trwam; przemilcza np. Myśl Polską czy inne autentyczne konkurencyjne tytuły; stawia bariery kpinek przed Naszym Dziennikiem, używając to tego najpaskudniejszych pomówień i manipulacji. Nawet wbrew polskiej racji stanu. To budzi podejrzenia albo o defekty emocjonalne albo o działania agenturalne i skłania do wysuwania postulatów instytucjonalnej reakcji. Pro publico bono.

- Czy przez cenzurę prewencyjną? Niekoniecznie. Wyłapywanie takich czynów, ich ocena - również administracyjna czy sądowa – stałe demaskowanie nonsensów i fałszów, konsekwentne, bezkompromisowe korzystanie z dotkliwych restrykcji finansowych, muszą zdyscyplinować rozhulanych w „wolności” bez odpowiedzialności. Terroryzujących medialnymi pałami „tolerancji”, „antysemityzmu”, „rasizmu”, „ksenofobii”, „zacofania” itp. W istocie praktykujących inne, swoiste „rasizmy” - antyteistyczne, zjadliwie antykatolickie.
                                                                                            ***
Czy jest możliwy szeroki front odporu przeciw takim i innym globalnym „rasistowskim” ciągotom?...
Jest. Trudny, na pograniczu realności, front państw i narodów chrześcijańskich na Zachodzie, ale i - a może przede wszystkim w obecnych realiach - na Wschodzie, nie rozmytych do końca fałszywymi „ekumenizmami”, jest możliwy. Możliwy jednak wtedy, gdy autentyczne pragnienie jedności w Chrystusie przełamie partykularne, narosłe przez lata i wieki zapiekłe uprzedzenia, naiwności; kiedy otrząśnie się z agentów wpływu dzielących, szczujących. Oraz z przemożnych imperialnych bezwzględności. Pilna to konieczność. Inaczej chrześcijaństwo może stać się jedynie narzędziem do walki np. z islamem, aby potem, stępione „pragmatycznym” użyciem, zostać odstawione do kącika w wystrojonym postępowo, synkretycznym kościółku. Zatem, najwyższy czas na jedność niezmodernizowanych  chrześcijan, aby nie szukać kiedyś Prawdy w następnych katakumbach. W Afryce?... Ameryce Południowej?... Azji?...

Krzysztof Nagrodzki


Reportaże z codzienności. Wojna światów (4)

Jak dalece ogarnięcie dogmatyczną pomrocznością myślicieli i władców wpływa na dzieje globu, na losy milionów, ludzkość przerabiała nieraz. Jak owa pomroczność skutkuje indywidualnie - tragicznie, przerażająco, wreszcie żałośnie, objawiają jej ofiary. Tak, ONI – ideolodzy czy realizatorzy zadań zleconych - niezależnie od noszonej, tu i teraz, rangi - również stają się ofiarami.  Z kompleksów, samouwielbień, lęków, pychy, zagubień w świecie ułudy materialistycznej z mianowanymi bożkami; w śmiertelnej pogoni za mirażami doczesnych rajów – traci się rozum i roztropność w poszukiwaniu najcenniejszej wartości - prawdy. Relatywizm; ewolucjonizm międzygatunkowy; maltuzjanizm; ekonomizm; hedonizm; seksizm i „tolerancja” jako fałszywki prawdy i miłości – to dogmatyczna baza antycywilizacji.
W tym odcinku miało być wreszcie z nazwiskami i cytatami, ale tyle ich już padło – również na naszych szpaltach – tyle obszarów buszowania onych omamieńców zostało zdefiniowanych, że może dać sobie tym razem spokój?... Idzie piękny czas Świąt Bożego Narodzenia; będzie Wigilia – kiedy podobno nawet zwierzątka potrafią przemówić po ludzku - więc tym bardziej nasi bliźni - pogubieni starsi i młodsi bracia. W Wierze. W człowieczeństwie. A wydaje się, że czasu za dużo już nie mamy...
                                                                                                 ***
Niedawno obchodziliśmy 150. rocznicę służby Bogu i człowiekowi przez niewiasty z jakby innego wymiaru: Felicjanki ( od św. Feliksa z Cantalicjo – patrona chorych i dzieci) z wielkiej franciszkańskiej rodziny - siostry szczęścia - jak pisała s. M. Alicja Augustynowicz w jednym ze swych wierszy, bez medialnego mizdrzenia, narcyzowania, cicho, godnie, systematycznie, pokornie, w swoich „nienowoczesnych” habitach narażane – bo i ta bywa - na wrogość; codzienną pracą z dziećmi, trudem niesienia pomocy i ulgi w cierpieniu potrzebującym w domach, zakładach opieki, w hospicjach; wytrwałością modlitwy, poświęceniem, udowadniają – jak wiele innych „niezmodernizowanych” zakonów – że w owej wojnie światów o której piszemy, są stałe, potężne bastiony oporu i świadectwa.


Ongiś, w MP, trzeba było wyłożyć konkretne przykłady, na okiełznanie zadziwiającego, jednostkowego - prawda, zarzutu, iż „Kościół nigdy nie był z narodem. Dołóżmy jeszcze i ten: W trakcie Powstania Styczniowego- tragicznego zrywu Polaków ku wolności -  siostry czynnie zaangażowały się w pomoc, również na polu walki jako sanitariuszki, z pełną świadomością zagrożenia jakie niosła ta ofiara. Rządy zaborców, w tym Petersburg, dostrzegały, iż duch narodu podtrzymywany jest przez Kościół katolicki; również przez cichą ofiarność zgromadzeń. Nastąpiła kasacja zakonu felicjańskiego; jak i 40. innych. Siostry musiały opuścić klauzury i rozproszyć się.


-Czy nie należało działać „roztropnie”, nie narażać Dzieła; nie szerzyć „fanatyzmu religijnego”? Można i tak dzisiaj dywagować... Co by jednak zostało z nas - z naszej polskości, z naszej cywilizacji, z naszego katolicyzmu i chrześcijaństwa, z człowieczeństwa, bez ciągłej ofiary - w czynie i modlitwie, w modlitwie i czynie – tysięcy kapłanów, braci i sióstr; bez „fundamentalizmu” ale i roztropności wielu  pasterzy, tudzież codziennej orki u podstaw proboszczów, wikarych, ojców, braci, sióstr - również świeckich - z tysięcy parafii, setek zgromadzeń, rozlicznych misji, ofiar życia w każdym niemal zakątku Ziemi? Wczoraj. Dzisiaj. I jutro.   

                                                                                             ***
 „Fanatyczni przeciwnicy Krzyża wiedzeni ślepą nienawiścią nie znajdują pohamowania dla swego okrucieństwa. Prześladowania chrześcijan nie tylko się nie skończyły, ale narastają. Na świecie w ciągu jednego dnia ginie średnio 438 chrześcijan. Są to dane sprzed kilkunastu miesięcy. Giną, bo nie chcieli wyrzec się Chrystusa. 438 męczenników dziennie! Najczęściej jest to śmierć okrutna. Do tego trzeba doliczyć tysiące i tysiące torturowanych psychicznie oraz fizycznie - zgwałconych, wyrzuconych z własnych domów, osieroconych, pozbawionych życiowego dorobku, okaleczonych. /.../ Świat oszalałby w proteście, gdyby opisane tu wydarzenia były czynami katolików. Ale katolik - i chrześcijanin w ogóle - jako ofiara, wydaje się czymś niemal naturalnym. /.../ W okresie od Rewolucji Francuskiej do dnia dzisiejszego, a w szczególności właśnie w dwudziestym stuleciu, rozpętane zostały prześladowania na skalę nie notowaną dotąd na przestrzeni dwóch tysięcy lat, biorąc pod uwagę ich okrucieństwo, zasięg, czas trwania i liczbę ofiar. Jeśli z danych statystycznych wynika, że w ciągu dwóch tysiącleci około 70 milionów chrześcijan zabitych zostało za wiarę, to aż 45,5 miliona z nich (czyli 65 proc.) stanowią męczennicy XX wieku. /.../ Największa /.../ liczba ofiar zginęła w tym stuleciu rzezi /.../ z ręki komunistów.  /../ Chrześcijaństwo jest dzisiaj najbardziej prześladowaną religią na ziemi, z tysiącami ofiar. Jej wyznawcy doznają najrozmaitszych tortur i upokorzeń. Jednakże zachodnia opinia publiczna, właśnie ta oparta na "kulturze" chrześcijańskiej, nie zwraca na ten dramat, z wyjątkiem bardzo wąskich środowisk, najmniejszej uwagi./.../ 10-15 lat temu misjonarze i misjonarki byli szanowani i kochani za to, że reprezentowali wartości duchowe. Dzisiaj dostrzega się w nich jedynie bezbronną zdobycz, którą łatwo zaatakować, bo jak wiadomo misjonarze nie noszą broni i nie odpowiadają odruchem zemsty” ( z książki Antonio Socci „Mroki nienawiści) [zob.:http://www.polonica.net/Meczenstwo_chrzescijan.htm]

                                                                                                   *** 
              
Czy warto trwać w wierze? Czy to „roztropne”? Czy nie lepiej „rwać” życie, bądź snuć postępowe salonowe filozofijki i robić za fircykowate, „otwarte” na przestrzał, medialne autorytety w nieustającej wojnie światów? Po co się narażać? „Oszołomsko”, „psycholowato”, „dewocyjnie”, „dziecinnie”, i jak tam jeszcze... Po co?...
 - Ano, po to: „Aby Bóg był przez wszystkich znany, kochany i wielbiony” (bł. Maria Angela Truszkowska – założycielka zakonu ss. Felicjanek) I aby świadczyć o Nim. Swoim życiem
To jest ta prawdziwa, niekończąca się „Wojna światów”. W której - tak czy inaczej - zwycięży On, Który Jest i Który przychodzi. Wciąż. Oraz ci, którzy nie ulegli pokusom i pysze.
- Ogólniki? Z nich właśnie – z fundamentalnych „ogólnych” wyborów rodzą się wybory szczegółowe przy trudnych spotkaniach z codziennością. Ze Złem. I z Dobrem.
Pięknych spotkań na czas Świąt! Na Nowy Rok! I na Nowe Dni! „Bóg się rodzi, moc truchleje....”

Krzysztof Nagrodzki


W okopach Sensu

Jak świat światem bywa tak, iż jeśli komuś nie dostaje wiedzy, wyobraźni, intelektu, woli, aby penetrować rzeczywistość w poszukiwaniu prawdy o niej, rozpiera zaś emocja, żądza i pycha - ogłasza,  iż „rzecz w tym, aby rzeczywistość zmieniać”. I próbuje  to czynić. Solo, grupowo,  a jak się uda - masowo. Taką „postępową” wizję świata, dla skrycia spatologizowanej logiki, należy podać w opakowaniu z  bełkotliwych zwrotów, zagmatwanych quasi naukowych penetracji. Dynamiczny rozwój mediów w XX w. dodał efektywności w rozprowadzanie owych paczuszek z „opium dla mas” z nadrukiem: „wolność”, „tolerancja”, oraz mikroskopijnym dopiskiem -  „dla wybranych”.

W regionie nad Wisłą dystrybucja szła nie najgorzej. Do czasu okrzepnięcia Ośrodka Weryfikacji Zawartości Przesyłek Ideolo - dzieła o. Tadeusza Rydzyka i zakonu oo. Redemptorystów. Twierdzi się nawet, iż przez nie – przez Radio Maryja i TV Trwam - przepadł ostatni wyborczy geszeft. Po tradycyjnym ataku histerii salonowe media wznowiły systematyczną walkę z konkurencją. Przy czym poziom działań odpowiada jakości postępowego towarzystwa. W kąt idzie „tolerancja”, „otwartość” a wypływają kłamliwe donosy, złorzeczenia, prymitywne fałszywki z niby-lękami o jedność Kościoła i narodu... Falami. Jak tsunami wzruszane ruchem tektonicznym.

Tyle tylko, że falochrony wokół Prawdy maja dziwną właściwość:  Im więcej uderzeń bałwanów, tym bardziej wały rosną, tym więcej chętnych do schronienia w środku. Może w końcu i ci rozdygotani nieszczęśnicy z wyborczych bagienek, z krętych wprostów, z przeróżnych polityk i agenturalnych tokowań w ustawianych debatach – świeccy oraz oślepieni fajerwerkami postępu duchowni - przyjdą, aby nabrać rozumu i sił w drodze do Wieczności... Do zobaczenia „w okopach św. Trójcy”
 
Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 1-2 z 1-8 01 2006r.


Reportaże z codzienności. Koniec sezonu

Kiedy limuzyny vip-ów mkną do progów czwartej - „a może pierwszej władzy” – jak poczęło się kluć w łepetynkach pomocników czeladników – kiedy zajeżdżają do różnych toków fm, zetek, trójek, jedynek, tefauenów i polsatów, w których
mianowane gwiazdorki lansują swoich a tępią „zaścianek”, wtedy jest otwartość tolerancja, miłujmy się - czyli pluralizm co się zowie. Jak ongiś demokracja ludowa. Natomiast, gdy samochody z premierem, ministrami, posłami, senatorami, politykami różnych ugrupowań dowiozą ich do Torunia, aby dali głos autentycznej konkurencji medialnej - w Radiu Maryja i TV Trwam – wtedy kończy się świat tolerancji i demokracja „w tym kraju”.  A stresy tropicieli odchyleń od jedynie słusznych skręceń, zmieniają się w potrzebę czynu. Pędzą wici wzywające do nagonki. I staje towarzystwo na postępu zew; „Kompania naprzód, kompania śpiew!”

Co z tymi lisami?

Do postępowych agencji informacyjnych i mediów zaglądam od czasu do czasu, aby przekonać się, czy idzie tam na jakieś opamiętanie – boć  na systematyczne wysłuchiwanie wciąż tych samych kombinacji retorycznych, przez mniej więcej tą sama kadrę specjalistów od wszystkiego, szkoda czasu. Niech robią to ci nieszczęśnicy, którzy muszą.
Do red. Tomasza Lisa można było nabrać pewnego dystansu już dawno - w ową pamiętna noc czerwcową a.D. 1992, kiedy w korytarzach sejmowych, jako młody tygrysek dziennikarstwa zaangażowanego, nawoływał do poparcia p. prezydenta Wałęsy, szykującego „Nocna zmianę” rządowi Jana Olszewskiego. I jakoś nie mogły w pełni przekonać do starszego redaktorskiego wcielenia nawet pełne uniesień relacje, w trakcie ostatniej pielgrzymki do Ojczyzny Jana Pawła II w 2002r.

W ostatnich tygodniach ubiegłego roku mogły szczególnie poruszyć trzy wydania autorskiego przedstawienia p. Lisa w TV Polsat Zygmunta Solorza „Co z tą Polską?”. Nazwa zobowiązująca, zatem – wydawać się mogło – i poziom roztropnego czyli politycznego zatroskania nad naszą Ojczyzną będzie adekwatny do szyldu. Ale jakoś nie... Najpierw p. Andrzej Lepper starał się uczyć manier (poważnie) niedoszłego „premiera z Krakowa”, a pewien Śpiewak z Warszawy i z PO, wespół zespół ze specjalistą od planktonu p. Niesiołowskim, próbowali dokopać  pp. Kamińskiemu i Urbańskiemu reprezentującymi PiS. Pisałem już o tym. Cóż – szok powyborczy, trudno. Pierwsze koty za płoty.

To jednak co zaprezentował team antyradiomaryjny 7 grudnia 2005, zagrzewany do boju przez moderatora Lisa, przeszedł granice możliwych, wariantowych oczekiwań. A oczekiwania były mniej więcej takie jak sprecyzował je poseł Cymański z PiS, broniący wraz z posłem Wierzejskim z LPR sensu funkcjonowania Radia Maryja - liczono na poziom merytoryczny godny miejsca, widowni i uczestników debaty. Proporcje atakujących do obrony były co prawda 4:2, ale znając prawdę o tej rozgłośni oraz bystrość umysłów tudzież żwawość języków adwokatów Radia, można było liczyć na pojedynek przynajmniej wyrównany.

Może byłby on i pożyteczny, mimo okrzyków - wskazujących na nadzwyczajny stopień emocjonalności p. Stefana Niesiołowskiego i mimo bzdurnych, standardowych wtrętów o antysemityzmie; mimo doniesień wysokodzietnego katolika z biskupimi koligacjami rodzinnymi – jak sam wyznał – p. Bronisława Komorowskiego o krzywdach osobistych spowodowanych fałszywką rozgłaszaną jakoby przez RM, a sprokurowaną przez anonimową acz wysoko ustawiona osobistość LPR (w 1997r.!); mimo zaangażowanych politycznie analiz ks. Sowy ( menadżera od zgaszenia świateł w radiu Plus) – również z wypadami tegoż duchownego pod adresem JE bp. Józefa Zawitkowskiego); mimo wyciąganych z widowni wyświechtanych zarzutów o sprzeniewierzeniu w RM darów przekazywanych przez słuchaczy dla ratowania Stoczni Gdańskiej; mimo wszystko wydaje się, że prawdę dałoby się wyraźnie przekazać, gdyby nie dynamiczne zaangażowanie red. Lisa.

To już nie była debata, a realizacja kolejnej próby egzekucji na Radiu i ojcu Tadeuszu Rydzyku. A kiedy na drugim planie rozogniony, wymachujący maczugą „katolicyzmu”, Stefan Niesiołowski rzucił w stronę posła Wierzejskiego oskarżenie: „Dlaczego Pan broni  t e g o  złodzieja ( w zapisie na stronie internetowej jest „oszusta”) – panowie z prawej strony powinni chyba wyjść. Ze świadomością, że dżentelmenom po prostu nie wypada fotografować się „w takich okolicznościach przyrody”.

Misja misją, ale kiedy poziom spektakli przekracza granice przyzwoitości czy wręcz patologii, firmuje się swoja obecnością... no, mniejsza co.... To przypadki do uzdrawiania, egzorcyzmowania, a nie do publicznych przekrzykiwań.

Czy do tego typu mentalności, do tych rozognionych łowców postępu, dotrze kluczowe dla chrześcijanina pytania: „Czy krytykujecie z życzliwością?”, zadane przez posła Cymańskiego na koniec opisywanego „spektaklu nienawiści” (cytat zaczerpnięty ze słownictwa p. Niesiołowskiego)? Co zrobić z nimi, z  drużynami cyklicznych nagonek buszujących w postępowych - prywatnych i publicznych - tokowiskach medialnych? Kiedy dotrze, że już odtrąbiono; że sezon polowań zakończony, że trzeba normalnie, uczciwie?... Kiedy zostaną wreszcie zdemobilizowani? - Wtedy, być może, i lisopodobni będą mogli odetchnąć...

Co z tymi sowami?

Ks. Kazimierz Sowa, niedawny funkcjonariusz drugiej linii i menedżer Radia Plus, które skutecznie spikowało do niebytu, został  wystawiony ostatnio (przez kogo?) do występowania w roli „głosu Kościoła”.

 „Co na to Kościół?” – brzmią standardowe pytania postępowego redaktorstwa do wybranych postępowych duchowych. W odzewie do postępowych mikrofonów wycieka miód słusznych tokowań. Ile w tym sensu? – Nie wiadomo, ponieważ konkluzje wydają się spływać z jakowyś inspiracji a nie z dowodów i logicznego ich przedstawienia. No, cóż – niektóre osoby duchowne mają osobne kanały łączności z natchnieniem... Dlatego ks. Sowa dołącza do niezawodnego ks. Bonieckiego z TygPow, do bezkoloratkowego (śluby jakieś, czy co?) jezuity - o. Oszajcy, do zapomnianego ostatnio czemuś specjalisty od tropienia wszędy antysemityzmu - ks. Czajkowskiego, do... można byłoby wymienić jeszcze kilku czynnych i kilkunastu (kilkudziesięciu?) przygotowanych do „dawania świadectwa”, cierpliwie oczekujących w odwodzie na medialną potrzebę funkcjonariuszy Kościoła otwartego na przestrzał. Dołącza do znakomitego grona świeckich medialnych znawców „religii”, ze specjalizacją: „Radio Maryja”. Do specjalisty Gmyza od Marka Króla (zob. np. Wprost z 11 12 2005), st. spec. Czaczkowskiej, praktykanta Hołowni czy spec. od zatruć Lufta z Rzeczpospolitej Grzegorza Gaudena („Przekaz zatruty nienawiścią” Rz. 8 12 05); st. spec. Szostkiewicza i Żakowskiego z Polityki Jerzego Baczyńskiego; całego specjalistycznego zespołu TygPow i okolic tudzież Wyborczej Adama Michnika – lista ekspertów i laboratoryjnego narybku „onych” jest spora. Do tego setnego zespołu ks. Kazimierz dołącza bez kompleksów, a jakość jego  analizy - „Toruńskie okopy Św. Trójcy” w wymienionym wyżej numerze tygodnika Wprost - jest wzorcowo adekwatna do zapotrzebowania.

Jaki jest koń...
                                                                          
Cóż, można rzec – jaki kram z postępowymi ofertami, takie i nabytki. Jeżeli pasterz, uwikłany w Stella Maris i nieskuteczne skargi na Radio Maryja, szkaluje publicznie dzielnego Redemptorystę oceną „o zjawisku chorobowym na ciele Kościoła”, a inny, zniesmaczony odsunięciem od funkcji sekretarza, miliony słuchaczy RM wyzywa od „dzikich zwierząt”, to nie można zbyt wiele wymagać od niższych rangą funkcjonariuszy kościółka otwartego na swoje śliczne, upudrowane w mediach  oblicza.

Dlatego bezkoloratkowy o. Wacek jezuita w TVP Jana Dworaka może rąbać śmiało wice, iż Duch Święty nigdy nie był w Watykanie a Matka Boska na Jasnej Górze;  ks. Boniecki raz po raz demaskować grozę ciemnogrodu z o. Rydzykiem na czele; a ks. Sowa recenzować brata w kapłaństwie (traktując go publicznie per „Rydzyk”), zakonnika, któremu udało się wypełnić życzenie Jana Pawła II, rozwinąć potężnie katolicką rozgłośnię i stanąć - tak jak zawsze było w naszych dziejach - z Narodem, a nie w szyderczym salonowym, koniukturalnym chórku bezmyślnie obśmiewającym go.

Ojciec Święty wiedział dlaczego wygłasza owe pamiętne a niewygodne dla „postępu” słowa: „Ja Panu Bogu codziennie dziękuję, że jest w Polsce takie radio, co się nazywa Radio Maryja”; wiedział dlaczego prosi kardynała Deskur, który był twórcą i przewodniczącym Papieskiej Komisji ds. Środków Społecznego Przekazu: „Broń Radia Maryja!”

Czas prawdy

Szanowni „specjaliści” – to nie Radio Maryja dzieli nasz Kościół. To wy - nadekumeniczna mutacja „księży patriotów”; również wy - sezonowo przebierani, przygarniani w trudnych czasach, bowiem Kościół zawsze śpieszył z pomocą potrzebującym – wy, za wszelką (jakąś?...) cenę, próbujecie tak Go przebudować, aby z naszej Wiary, z naszej łacińskiej cywilizacji, z naszego chrześcijaństwa i katolicyzmu zostały strzępki. Owe resztki maja zostać stopione w synkretyczny ersatz i podane w opakowaniu New Age. Bez wielkich analiz intelektualnych można wywnioskować, że są to mrzonki utopijne i nieludzkie chociażby z tego dowodu, iż wdrażane oskarżeniami bez racji, kłamstwem, butą, pejczem słów i pałą czynów. Zobaczcie na portalach  internetowych postępowo moderowanych (czy manipulowanych? – bo nie wszystkie merytoryczne listy zostają ujawniane), jakiej jakości ziarno tam wyrosło – również z waszego zasiewu. Dobro nie rodzi się z pychy, pogardy, nienawiści. I chociaż wszyscyśmy grzeszni, to chociaż z niej – z własnej ! grzeszności – warto sobie zdać sprawę. Również z recydywy „dawania fałszywego świadectwa” – a to już łamanie 8. przykazania Dekalogu! Czas odrzucić te tandetne maski postępu, mające kryć przerażającą świadomość (czy nękającą podświadomość) utraty entuzjazmu Wiary, miłości Ojczyzny, miłości również prostego człowieka, bliźniego – tego entuzjazmu, które niesie zakon Redemptorystów i o. Tadeusz w Radiu Maryja. Nie uchodzi paskudzić szyldu pod którym się występuje. Czas zwyciężać zło dobrem, a nie gnębić dobro złem. Czas zakończyć sezon polowań na Radio Maryja i autentycznie konkurencyjne media; odtrąbić koniec sezonu powszechnych nagonek na logikę, na sens, na przyzwoitość, na piękno, na dumę, na godność, na patriotyzm, na polskość, na katolicyzm. Koniec kolportowania fałszywek o tabu „mieszania się do polityki„ – szczególnie przez tych co „mieszają się”, że aż furczy. Koniec czasu bylejakości! Etapu byle-myśli, byle-tokowań, byle-zachowań.
                                                                                                   ***
Ojciec Święty Benedykt XVI w posłaniu do polskich hierarchów składających wizytę „ad limina Apostolorum” a.D. 2005, sformułował zalecenie troski o zachowanie tożsamości katolickiej i narodowej Polaków, zachęcił do wspierania polityków służących w duchu służby oraz solidarności prawdzie i dobru wspólnemu, a Watykan wskazał donoszącym do Rzymu, gdzie jest miejsce na omawianie „problemu” Radia Maryja - w Episkopacie Polski a nie w Stolicy Świętej; w Episkopacie, a nie przez indywidualne, jednostronne, z nieskrywaną niechęcią, nie wiedzieć z czego wysnuwane konkluzje kilku ludzi...
Jest czas na otrząśniecie się ze światoburczego pyłu,  „modnych” śmieci, a być może z innych uwikłań. Jest szansa na prawdziwy postęp. Na sensowną Polskę. Na sensowniejszą wspólnotę państw  i narodów cywilizacji łacińskiej. Na odbudowywanie i rozbudowę rozumnej rzeczywistość. „Alleluja i do przodu!” Jest szansa. Tylko, i aż szansa...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 3 z 15 01 2006r.


Lęki w warsztatach

Mimo zapewnień postępowej publicystyki, iż nie jest już aktualna dyrektywa: „Kto ma media, ten ma władzę”, zmiany w podejściu do roli środków komunikacji masowej są czynione. I bardzo dobrze. Co  prawda przy obecnym dostępie do przeróżnych stacji telewizji, radia, internetu, do słowa drukowanego, monopol informacyjny nie grozi, ale przynajmniej te media, które finansowane są z naszych danin (abonament), muszą podlegać staranniejszemu doborowi kadr i kontroli co do realizacji misji budowania dobra wspólnego. Okiełznanie niefrasobliwego, prymitywnego, bądź tendencyjnie judzącego słowotoku, wylewanego z publicznych bądź prywatnych nadajników, jest zadaniem pierwszoplanowym, ponieważ te emocjonalne bądź na zimno preparowane informacje (a informacją jest wszystko), mogą – zaburzając tok logicznego myślenia, wprowadzając w błąd - prowadzić do podejmowania katastrofalnych decyzji na dużą skalę, wywoływać waśnie oraz kryminalne czyny.

Odpowiedzialność za słowo, będące w służbie prawdy musi być egzekwowana. Naciski społeczne – w tym przez dziwny twór: „Radę Etyki Mediów” z p. Bajer na czele, czy inne „rady”, „komisje” – nie dają efektów, a to ze względu na anemię, asymetryczność w rozumieniu „etyki”, czy nawet zadziewającą spolegliwość wobec potentatów. (Z tego samego towarzystwa?...)

Dlatego wprowadzenie do ustawy o KRRiTv zapisu o dawaniu baczenia i dyscyplinowaniu tokistów antyprawdy i antyetyki, słuszne i potrzebne, już wywołuje odruchy genetycznego niepokoju w warsztatach postępu.

Prawi nie muszą się lękać; lewość musi zaś gromadzić fundusze na kary za fałszywki, demoralizację i judzenia. Bądź przejść dodatkowe szkolenia w spryciólstwie hucpiarstwa. A może lepiej w rozumieniu co to jest prawda?..szacunek do niej?..miłość bliźniego?..

Krzysztof Nagrodzki    
Publikacja: Myśl Polska nr 3 z 15 01 2005r.


Lęki na Agorze

Mimo zapewnień postępowej publicystyki, iż nie jest już aktualna dyrektywa: „Kto ma media, ten ma władzę”, zmiany w podejściu do roli środków komunikacji masowej są czynione. I bardzo dobrze.

Co  prawda przy obecnym dostępie do przeróżnych stacji telewizji, radia, internetu, do słowa drukowanego, monopol informacyjny nie grozi, ale przynajmniej te media, które finansowane są z naszych danin (obowiązkowy abonament), muszą podlegać staranniejszemu doborowi kadr i kontroli co do realizacji misji budowania dobra wspólnego.

Okiełznaniu niefrasobliwego czy tendencyjnie judzącego słowotoku, wylewanego z publicznych bądź prywatnych nadajników, jest zadaniem pierwszoplanowym, ponieważ te agresywne, emocjonalne, bądź na zimno preparowane informacje (a informacją jest wszystko), mogą – zaburzając tok logicznego myślenia, wprowadzając w błąd - prowadzić do podejmowania katastrofalnych decyzji na dużą skalę, wywoływać waśnie oraz kryminalne czyny.
Odpowiedzialność za słowo, będące w służbie prawdy musi być egzekwowana. Naciski społeczne – w tym przez dziwny twór: „Radę Etyki Mediów” z p. Magdaleną Bajer na czele, czy inne „rady” bądź „komisje” – nie dają spodziewanych efektów, a to ze względu na swoją anemię, asymetryczność w rozumieniu „etyki”, czy nawet zadziewającą spolegliwość wobec potentatów. (Z tego samego towarzystwa?...)

Dlatego wprowadzenie do ustawy o KRRiTv zapisu o dawaniu baczenia i surowym dyscyplinowaniu tokistów antyprawdy i antyetyki, słuszne i potrzebne, już wywołuje odruchy genetycznego niepokoju u czeladników postępu. Prawi nie muszą się lękać; lewość musi zaś gromadzić fundusze na kary za fałszywki, demoralizację i judzenia. Bądź przejść dodatkowe szkolenia w spryciólstwie hucpiarstwa.

A może lepiej w rozumieniu co to jest prawda?...szacunek do niej?.. miłość bliźniego?..

Krzysztof Nagrodzki   
Publikacja: Niedziela nr 3 z 15 01 2006r.


Wyrocznie krakowskie

Po ogólnopaństwowej, europejskiej, a nie wykluczone że i globalnej klęsce zadanej Platformie Obywatelskiej przez „naród, który nie dorósł do demokracji”, a demokratów.pl (secundo voto UW) wręcz pohańbił; przywództwo wierzących a zszokowanych platformersów udało się niedawno z pielgrzymka do Krakowa. Po pomoc.

Góra zareagowała bez zwłoki i były filar Obywatelski – relegowana z szeregów postępu p. Zyta Gilowska, została wicepremierem w rządzie PiS! Tego samego, który - terroryzowany przez o. Rydzyka (wg. D.Tuska) - gania non stop do Radia Maryja i TV Trwam, zamiast do mediów Agory z przyległościami; wyłącznie. Taki rząd to plama. W związku z tym p. Zyta ma go – według J.M. Rokity – rozłożyć. W dwa lata.

Drugim znakiem przychylności miał być srogi komunikat JE abp. Kowalczyka – nuncjusza, iż duchowni i zakonnicy muszą mieć pisemną zgodę biskupów bądź swoich przełożonych zakonnych na angażowanie się w działalność publiczną.

Niezastąpieni tłumacze głosów z góry: x. Boniecki oraz sam bp Pieronek orzekli, w wykładni równie niezastąpionej GazWyb, iż chodzi o zdyscyplinowanie wobec takich dzieł jak RM czy TV Trwam, a nie o >>działania osób duchownych - na polu publicznym, w fundacjach czy spółkach - które w jakikolwiek sposób angażują autorytet Kościoła<< - np. w kombinacjach z lewymi partnerami „Stella Maris”, czerpaniu natchnień z Fundacji Batorego, czy w „wariacjach” a la - dajmy na to – były jezuita Obirek bądź inni Ciołowie (SJ) - czyli aktyw kościółka otwartego na przestrzał.

To, że Radio Maryja – rozgłośnia zakonu Redemptorystów - działa w zgodzie z przełożonymi, może mieć znaczenia o tyle, o ile otrzyma imprimatur „od Episkopatu” w  osobie JE bp. Pieronka, abp. Gocłowskiego, abp. Życińskiego; najlepiej jednak wprost z GazWyb. Jasne?

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 4 z 22 01 2005r.


Towarzystwo obsceniczne

A właściwie: Towarzystwo Mlaskań Obscenicznych – istnieje. Czy jest to gwardia ludowa czy też luźne komórki postępowego aktywu, dokładnie jeszcze nie wiadomo; sądzi się jednak, iż to pierwsze. Badania trwają. Tak czy inaczej smakosze są pod czyjąś zauważalną egidą.
Nieśmiałe, statyczne instalacje z nieczystościami na środku parkietu, czy penis na krzyżu – to dziecinada młokosów. Awangarda obsceny realizuje się w dynamice, przez dynamikę i... i właściwie to wystarcza w czasach, kiedy „trendy” jest forma a nie treść. Treść już była. A ilu amatorów pośliznęło się na niej... Wulgarne wrzaski, chaotyczna szamotanina, obnażanie się, kopulowanie w różnych konfiguracjach – jest dobre, nowoczesne, ale ambitni muszą iść dalej. W końcu czym można jeszcze zaskoczyć małolatów (nie wspominając o starych koneserach) przyprowadzanych przez wystraszone panie profesorki w ramach szkolnej edukacji teatralnej? Oni już to wszystko przerabiali z postępowej TV, z twórczych kaset porno, no i z praktyki inspirowanej modnymi klimatami. Gigant obsceny, aby zostać kimś, musi koniecznie zadeklarować, iż realizuje podtekst religijny – z chrześcijaństwa, naturalnie – bo to nie grozi obcięciem głowy przez mudżahedinów, bądź klątwą antysemityzmu. Bierze się zatem np. golasa, „ artystkę” która go obmywa, a w finale zlega z przypiętym fallusem w zwodzie, i ma to być aluzja do...Piety!? („Suka off”). Natomiast publiczne sikanie do sedesu w wykonaniu wrocławskiego Teatru Współczesnego („Lochy Watykanu” Andre Gidea), może nawet być tłumaczone - w zależności od potrzeb – nawet jako mocny akcent w obronie prostoty Kościoła (sic!). Postępowe chórki kiperów-kanibali bezzwłocznie sugerują w otwartych na przestrzał postępowych mediach w których szaleje wicher „tolerancji”, iż coś w tym wszystkim musi być. I niewątpliwie jest - to są lokalne przewagi odruchów ewoluujących - według własnego wyobrażenia -  potomków szympansicy nad człowieczeństwem dziecka bożego. W końcu jednak muszą przecież dorosnąć. To naturalna kolei rzeczy. I szansa. Oby zdążyli...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Niedziela nr 5 z 29 01 2006r.
 

Sprzątania czas

Wydawało się, że depresyjna drżączka towarzystwa przegranego w ostatnich wyborach, musi ustępować poczuciu realizmu; a przynajmniej zdroworozsądkowemu instynktowi - taki stan patologii emocjonalnej zagraża przecież zdrowiu. Ale gdzież tam - wrze i bulgoce na froncie walki o tolerancję dla starych nawyków i otwartości na recydywę. Zaczyna to przypominać czasy „władzy ludowej”; fakt, że jeszcze bez najdrastyczniejszych działań znanych i nieznanych sprawców, ale kto wie do czego to doprowadzi, jeśli pozwoli się na dalsze buszowanie cieni Nocnej Zmiany i fałszywe pienia starych śpiewaków. Gorączka okrutnieje również dlatego, iż wielu VIP-ów naszej polityki, nie zważając na krzywdy jakie czynią postępowym salonikom, nie zamierza zaprzestać recydywy kontaktów z ludem, w staraniach o budowę normalnej Polski, również poprzez Radio Maryja, TV Trwam, Nasz Dziennik.

Ostatnimi dniami w Toruniu gościł Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Pan Kazimierz M. Ujazdowski, mówił patriotycznie, sensownie - tak jak trzeba, ale ponieważ ta rubryczka nie służy do głaskań a zgrzytań, my zapytamy o fragment, w którym na zatroskania słuchaczy o jakość propozycji (tzw.) kultury – w tym coraz nachalniejszych wulgaryzmów, obsceny, nihilizmów – pan Minister z naturalną dobrocią odrzekł, iż nie w restrykcjach siła, a w zwycięstwie dobra, piękna, chrześcijaństwa.

Słusznie, jeno za tymi zwycięstwami stały zawsze czyny. Z działań ludzi wykuwał się efekt. Z determinacji tych, którzy nie zatracili pamięci o przestrodze, iż jedno jest tylko potrzebne aby zło zatryumfowało - bierność dobrych ludzi. Stąd prosta droga do zobowiązania: „Informacja-Edukacja-Formacja-Akcja”.

I akcja – Panie Ministrze.
Czas na mandaty za śmiecenie, bo chęci  samoodyscypliny jakoś nie widać.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 5 z 29 01 2006r.


Reportaże z codzienności. Smak na granicy

Towarzystwo obsceniczne a właściwie: Towarzystwo Mlaskań Obscenicznych – istnieje. Czy jest to gwardia ludowa czy też luźne komórki postępowego aktywu, dokładnie nie wiadomo; sądzi się jednak, iż to pierwsze. Badania trwają. Tak czy inaczej smakosze są pod czyjąś zauważalną egidą.

Nieśmiałe, statyczne instalacje z ekskrementami na środku parkietu, czy penis na krzyżu – to dziecinada młokosów. Awangarda obsceny realizuje się w dynamice, przez dynamikę i... i właściwie to wystarcza w czasach, kiedy „trendy” jest forma a nie treść. Treść już była. A ilu amatorów pośliznęło się na niej... Wulgarne wrzaski, chaotyczna szamotanina, obnażanie się, kopulowanie w różnych konfiguracjach – jest dobre, nowoczesne, ale ambitni muszą iść dalej. W końcu czym można jeszcze zaskoczyć małolatów (nie wspominając o starych koneserach) przyprowadzanych przez wystraszone panie profesorki w ramach szkolnej edukacji teatralnej? Oni już to wszystko przerabiali z postępowej TV, z twórczych kaset porno, no i z praktyki inspirowanej modnymi klimatami. Gigant obsceny, aby zostać kimś, musi koniecznie zadeklarować, iż realizuje podtekst religijny – z chrześcijaństwa, naturalnie – bo to nie grozi obcięciem głowy przez mudżahedinów, bądź klątwą antysemityzmu. Bierze się zatem np. golasa, „ artystkę” która go obmywa, a w finale zlega z przypiętym fallusem w zwodzie, i ma to być aluzja do...Piety!? („Suka off”). Natomiast publiczne sikanie do sedesu w ramach Festiwalu Kultury Chrześcijańskiej w Łodzi  ( „Lochy Watykanu”), to mocny (jakoby) akcent w obronie prostoty Kościoła. A postępowe chórki kiperów-kanibali ryczą bezzwłocznie w swoich mediach, iż coś w tym wszystkim musi być. I jest: lokalne przewagi odruchów ewoluujących nadal potomków eugleny nad człowieczeństwem dziecka bożego.
                                                                                               ***

W Łodzi organizowany jest od lat - z inicjatywy ks. Waldemar Sondki, energicznego Duszpasterza Środowisk Twórczych - Festiwal Kultury Chrześcijańskiej. Chwalebny to zamysł, chociaż czasami wzbudza emocje i kontrowersje.

W ubiegłorocznej edycji doszło również do nich, ze względu na zaakceptowanie do prezentacji zjadliwie antykatolickiej sztuki Andre Gidea „Lochy Watykanu”, w interpretacji Jana Klaty z wrocławskiego Teatru Współczesnego.

Przejęty wymowną recenzją w listopadowym numerze łódzkiego miesięcznika katolickiego „Aspekt Polski”, („Sztuka w lochach”), spróbowałem uzyskać informacje o owym bulwersującym przedsięwzięciu z pierwszej ręki. Dynamizm Ks. Waldemara zazwyczaj bywa tak porywający, iż nie zawsze można nadążyć za otrzymywanymi argumentami, ale zakonotowałem, iż:
-    recenzja była niesprawiedliwa, ponieważ dotykała tylko jednego ze zdarzeń, nie wspominając o wielu innych, pięknych bezdyskusyjnie;
-    takie przedsięwzięcia artystyczne jak „Lochy...” mieszczą się we wskazówkach Ojca Świętego Jana Pawła II skierowanego w swoim czasie do artystów;
-    antykatolickie ostrze sztuki Andre Gidea zostało użyte dla ostrzeżenia przed powierzchownością wiary;
-    sikanie na scenie (sic!) – jako naturalna czynność - mieści się w naszych ludzkich doświadczeniach;
-    ks. Sondka nie dał odporu nieobiektywnej recenzji, ponieważ opadły mu ręce....

Próbę ustalenia gdzie jest granica przyzwoitości, smaku, sensu lansad wobec aktualnych „mód” w sztuce, oraz co to jest kultura chrześcijańska, uniemożliwił telefon  z a g r a n i c z n y, który oderwał i porwał bezpowrotnie mego rozmówcę...

W tym momencie wróciło wspomnienie sprzed lat kilku, kiedy ks. Waldemar, dowodził modnego twierdzenia, iż „każdy może mieć swoją prawdę”, a przyparty argumentami, iż tak nie jest, umknął w siną dal, by już nie powrócić do – być może zagubionych w niepostępowym pojmowaniu definicji prawdy – owieczek.

                                                                                          ***

Szaleństwo „wolności” w sztuce, która zmienia się w sztukobodobne wariacje, trwa. Jeżeli zauważa to nawet tak liberalny twórca jak Kazimierz Kutz, rzecz jest niepokojąca i wymaga starannej analizy oraz konsekwentnego przeciwdziałania psuciu obyczajów, smaku a i samego pojęcia sztuki w rozumieniu chociażby słownikowym: >>sztuka: twórczość artystyczna, której wyrazem są dzieła z zakresu literatury, muzyki, malarstwa, architektury, rzeźby itp., odpowiadające wymaganiom piękna, harmonii, estetyki<< (M. Słownik Języka Polskiego, Warszawa 1997)

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 6 z 5 02 2006r.


Bojowi kanibale

Lewość to hufce ciągłej walki: O pokój, o sprawiedliwość, z ciemnogrodem - szczególnie z Wiarą i niepostępowym Kościołem rzymskokatolickim; ale tak ogólnie rzec biorąc o co się da, ponieważ walka to postęp, zaś trud cierpliwego, roztropnego działania - wstecznictwo.

Do ogarniania tajemnic bytu trzeba wykształcenia, tęgiego intelektu, pokory. Lewość mentalna - od komuny po tzw. liberałów - dufna w moc sprawczą chciejstwa, rzeczywistość chce kreować. Nasycona sieczką ideolo na postępowych uniwersytetach przez takież autorytety, walczy ostro z trudnościami, które sama wytwarza nieustannie.

Kiedy skleci kolejny obóz szczęśliwości; kiedy wyniszczy kilka, kilkaset, miliony istnień, zdewastuje charaktery, gospodarkę, środowisko naturalne, pożre człowieczeństwo wielu - zmienia szyldy, nazwiska na czele pochodu i znów rusza; czy „z posad bryłę świata” czy po posady („pierwszy milion trzeba ukraść”), zależy od kontekstu.

Zdemolowanie bazy sensownego życia - Dekalogu - to cel strategiczny lewości ( co nie wyklucza taktycznych przymilań do Kościoła). Zatem walczy się o prawa do igraszek sexem od przedszkola po grób; o uwolnienie kobiet od choroby macierzyństwa i domowego ciepła - zwanego rodziną; o swobodę publicznej i niczym nie skrępowanej rozwiązłości, wulgarności, chamstwa; o wolność czynienia destrukcji przez narkotyki, alkoholizm, porno; o promowanie patozwiązków i pazerności rzeczy, wreszcie - to sezonowe igrce - o „wolność dla karpia” udręczonego przez katolickie hordy w okresie „wesołych świat”, zwanych też „sezonem życzeń”.

Wolność... Wielu otrzyma ją. W Raju. Tyle tylko, że nie w tym – wyobrażanym przez dzieci Iluminacji, płodzone w igraszkach lóż postępu, a nieskażone trudem sięgania do prawdy, w eldorado wolnym od znoju godnego życia.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 6 z 5 02 2006r.


Od depresji do agresji

Trzy miesiące temu pisałem tak: „Zwykła depresja bywa skrajnie pasywna. Natomiast depresje postępu wzmagają wydzielanie szczególnie zjadliwych toksyn. Jak dalece groźnych i czy da się to uleczyć? Przyszłość pokaże. W każdym razie organizm należy roztropnie, acz intensywnie, kurować. Począwszy od mediów, tzw. służb, oświaty i finansów.”

- I cóż my teraz widziem? Kuracja rozpoczęta, a typowe objawy stanu - wierzmy, że przejściowego - jak na dłoni. Wszelka lewość zaczyna mieć się ku sobie - co przewidywaliśmy w 2004 roku po jej tzw. podziale: „Będziemy zatem przypuszczalnie świadkami historycznego jednoczenia lewicy globalnie postępowej, z udziałem ludzi UW, SdPl, oraz pewną ilością „widzących dalej” z SLD (z przyległościami)” (Na tym etapie to jeszcze SLD okazuje się centrum kondensacji, chociaż niekoniecznie dowodzenia...). UW przybrała kolejny pseudonim, a jej posiew - posiew ludzi absolutnie mądrych z jedynie słusznymi ideami - wzrasta to tu, to tam.

Jeżeli SLD woli PO od PiS-u z partnerami narodowymi, uwaga! Zawsze jest tak, że kiedy lewość wszelkiej maści przegrywa swoje gierki, sięga po „nieposłuszeństwa obywatelskie”, które są próbami prowokacji a następnie zastosowania terroru tzw. „demokracji ludowej”. Z wiadomymi skutkami.

Na razie trwa medialny ostrzał z preparowaniem informacji. Polsat p. Solorza z dzielnym p. Gugałą jest jakby wiodący, ale nie ustępuje mu TVN p. Waltera, media Agory p. Rapaczyńskiej i p. Łuczywo, TVP zawiadywane jeszcze przez p. Dworaka i inne tuby postępku – w tym quasi katolickie.

I gdyby nie Radio Maryja, TV Trwam i inne tytuły z niesłusznej strony, może byłoby łatwiej. A tak – kłopot. Naród może „nieposłuszeństwo” skierować w inną niźli wskazywana stronę. I co wtedy? Może jednak dać się leczyć?...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 7 z 12 02 2006r.


Przytupy czeladzi

Wodzusie Platformy Obywatelskiej pokazują warcholstwo niespotykane od czasów saskich! Nie ja to wymyśliłem – to nieoceniony profesor Bogusław Wolniewicz, pogromca wszelkiego intelektualnego niedołęstwa i lewactwa; co zresztą na jedno wychodzi.

To, że kierownictwu PO puściły polityczne zwieracze – odczuwa się dosadnie od dawna. To, że podobnie dzieje się z kilkoma, wspierającymi bezgranicznie postęp, członkami naszego Kościoła – zwanymi wesolutko „episkopatem”, bądź „głosem Kościoła”, nie nowina - strach ma wielkie oczy.
Kiedy gwiazdorki dziennikarstwa Polsatu, TVN, TVP szaleją w organizowanych poparciach dla słusznych partii i nazwisk jak za tzw. komuny, to zwyczajowy standard - jaki pan, taki kram. (Powtarzam tylko pytanie: czy ludzie przyzwoici powinni dawać się fotografować we wszelkich okolicznościach przyrody, skoro doświadczenie uczy, iż maniery prowadzących są niereformowalne?...).

Jeżeli laureat towarzyskich „Śladów” p. Zając z TygPow mantruje uparcie bujdę, iż o. Rydzyk wzywał do zatopienia Platformy, a p. Olejnik przyznając się do słuchania RM, szydzi kłamliwie „prosto w oczy”, iż politycy czują się tam tak komfortowo, ponieważ nikt im nie zadaje pytań (to właściwie czego bała się Platforma unikając spotkania w Toruniu?...);

kiedy p. Ewa K. Czaczkowska w „Rzeczpospolitej” z  innymi  poucza i straszy biskupów Watykanem, nic nowego się nie dzieje - mus to mus.

Ale żeby czeladź dziennikarska tak gremialnie dała się unieść narcyzmowi z powodu parafowania paktu stabilizacyjnego PiS-LPR- Samoobrona – zadziwia. Akt podpisania odbył się przecież w zapowiadanym miejscu i terminie. Zatem spoko, dostępowi do informacji nic nie grozi; zmienią się tylko proporcje pomiędzy pierwszą władzą a nadmiernie nadętą czwartą.
Tak trudno przeboleć?

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 8-9 z 19-26 02 2006r.


Bibliografia. Koniec problemów?...

>>Przykro mi, ale nie mogę sobie poradzić ze znalezieniem „klucza” otwierającego czasopismom łamy informatora „Bibliografia zawartości czasopism”, opracowywanego i kolportowanego przez Instytut (chodzi o Instytut Bibliografii Biblioteki Narodowej - KN)./../ W „Bibliografii....” za lata 1990-97 nie znalazłem cotygodniowego Magazynu do „Słowa - Dziennika katolickiego” /już niewychodzącego/, nie znalazłem tygodników posiadających wieloletnią już tradycję („Niedziela”, „Myśl Polska”) /.../, znalazłem natomiast, zapewne interesujące dla pewnego kręgu odbiorców: „Ars Regia”, „Bez Dogmatu”, „Gnosis”... /.../ Ponieważ wierzę, iż o wyborze tytułów nie decyduje sympatia światopoglądowa Dyrekcji Instytutu, będę bardzo wdzięczny  za pomoc w zrozumieniu sytuacji. /.../ <<
Kiedy wysyłałem owe pismo do Biblioteki Narodowej lat temu osiem, nie przypuszczałem, że będzie musiało upłynąć wiele wody, aby odnotowania w w/w „Bibliografii”, zaczęły przybierać bardziej zrównoważony kształt.

Początek był typowy: trudność ogarnięcia dodatkowych tytułów ze względu na braki etatowe, finansowe (o redukcji dziwnych „lewości” oczywiście nie było mowy...). Trzeba było 9. publikacji w „Niedzieli”, 7. w „Myśli Polskiej”; oraz 4. w „Naszym Dzienniku”; trzeba było nękania, z różnymi skutkami, kilku parlamentarzystów z Komisji Kultury i Środków Przekazu; interpelacji (wiem o dwu: p. posła Marka Markiewicza i p. poseł Anny Sobeckiej – dziękuję raz jeszcze); trzeba było znieść kilka szyderstw - np. w tygodniku „Newsweek” udającym, iż nie wiadomo o co w istocie chodzi; zmieniały się rządy: SLD, AWS, SLD – trzeba było cierpliwie ponawiać starania.
W 2001r. udało się wprowadzić do odnotowywań „Niedzielę”, „Myśl Polską” (wtedy wychodzącą okresowo jako „Nowa” ), „Najwyższy Czas”, „Nowe Państwo”. Było to zapewne wyzwanie organizacyjne dla dyrekcji Biblioteki Narodowej, ponieważ zastanawiano się również nad wariantem odejścia od odnotowywań tygodników i dzienników, a skoncentrowaniu na dwutygodnikach, miesięcznikach i periodykach naukowych.

Na szczęście pomysł zarzucono. Wiele istotnych informacji, rozważań, dyskusji, polemik, analiz ma miejsce właśnie w tygodnikach, a możliwe komplikacje z klasyfikowaniem jakości owej „naukowości” periodyków.(Naukowe „Bez Dogmatu”, czy „Dziś”?... -Wolne żarty.) mogłyby przysporzyć następnych kontrowersji.

Następnym krokiem było wprowadzenie - w 2004r. – hasła „antypolonizm”. Pomimo wątpliwości jak należy definiować owo pojęcie, zreflektowano się, iż skoro nie ma problemu z wyszukiwaniem i sytuowaniem w dziesiątkach, czy setkach, odnotowań pod hasłem „antysemityzm”, kwerenda antypolonizmów przez fachowców z Polskich Bibliotek, nie może być poważnym argumentem. Wszedł zatem stosunkowo szybko „antypolonizm” i chwała dyrekcji BN za to.

Najtrudniejszym okazało się wprowadzenie „Naszego Dziennika” - gazety wyraźnie alternatywnej do dwu już odnotowywanych: „Rzeczpospolitej” i „Gazety Wyborczej”.

Można było odnieść wrażenie, iż konserwatywny, tradycjonalistyczny, o niewielkiej objętości a ważkich tekstach problemowych, wyraźnie - jako się rzekło - odbiegający od liberalnych czy nawet lewacko-libertyńskich wzorców „Nasz Dziennik”, trafiał na pewną barierę niemożności.
Okazało się jednak, że i ta trudność została pokonana i z początkiem 2006r. dołączono NDz. do wcześniejszych dwu tytułów. Dla równowagi (?) zapewne, dodając specyficzną„Trybunę”...

Trzeba przyznać, iż w Bibliotece Narodowej  oraz niektórych Bibliotekach Wojewódzkich (BW) - które przejęły od 1 stycznia br. w porozumieniu z BN części tytułów do opracowania, został podjęty wysiłek organizacyjny, dla sprostania potrzebom. Odnotowania wprowadzane są do Internetu możliwie szybko: tygodniki z kilkudniowym przesunięciem (np. „Niedziela” w momencie pisania tego tekstu - tj. 11 stycznia, miała opracowany już 2. numer) a dzienniki wprowadzane są niemal na bieżąco. Nie wszystkie BW weszły już w ten rytm (np. nie pojawiło się jeszcze opracowanie „Gazety Polskiej” czy „Myśli Polskiej”), ale miejmy nadzieje, że to tylko trudności „rozruchu”...
                                                                        ***
Czy można uznać, że dobiliśmy wreszcie do portu ze staraniami o równoważenie informacji bibliograficznej i podawanie jej w możliwie krótkim czasie? Na tym etapie nie można jeszcze udzielić pełnej odpowiedzi. Dopiero obserwacja odnotowywanych pozycji - jakości wyboru -  może przynieść odpowiedź na temat „znaku firmowego”BN i BW. Zachęcałbym na przykład do wnikliwszego i obszerniejszego napełniania hasła „antypolonizm” sygnalizowanymi faktami i ich analizami oraz o pilne włączenie miesięcznika „Głos dla Życia” - niezbyt wielkiego objętościowo, ale zawierającego ważkie artykuły obrońców życia od poczęcia do naturalnej śmierci.
 
Myślę, że za jakiś czas będziemy mogli udzielić pełniejszej odpowiedzi na pytanie: „Co tam Panie w Bibliografii?” Miejmy nadzieje, iż najbliższe tygodnie i miesiące zasadniczych przemian jakościowych w naszej Ojczyźnie, spełniania nadziei milionów Polaków na odbudowę sensu, również i na tym polu przyniosą dobra realizację. Czego pracownikom BN, BW, oraz tych wszystkich bibliotek, które starają się, bez ideologizowania, o podawanie mądrych, zróżnicowanych pozycji swoim czytelnikom, należy serdecznie życzyć. To nie zawsze doceniana należycie praca...
 
Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Niedziela nr 9 z 26 02 2006r.


Reportaże z codzienności. Bólów ból

Tyle skoordynowanych i pełnych determinacji działań - nawet starań w Watykanie - tyle sugestii, wskazówek a nawet jasnych dyrektyw z GW i okolic, a tu klops za klopsem. Głosu wyspecjalizowanych w tzw. „problemie Radia Maryja” publicystów z nieocenioną w pouczaniu biskupów st. spec. Ewą K. Czaczkowską na czele, oraz abp. Gocłowskiego, abp. Życińskiego, bp. Pieronka - tj. medialnego „episkopatu” - nie przyjęto do realizacji w prawdziwym Episkopacie, czyli w czasie Konferencji Episkopatu Polski. Po raz kolejny. To ci „wołanie z głębi bólu” (zob. Rzeczpospolita 14-15 01 br.) - KEP zajmuje się rzeczywistymi problemami, a nie wydumanymi w gorączkowych snach postępu.
No, ale jak nie z tej mańki to z innej: „Mieszając się do polityki”, konsekwentny abp. Gocłowski wezwał polityków do ignorowania Radia Maryja i TV Trwam, co zapewne współgra wielce z marzeniami pozostałej części owego kilkuosobowego medialnego „episkopatu” z przyległościami i daje już możliwość odtrąbienia przez tubki postępu, iż „zdaniem biskupów...” etc. – wg szablonu wypracowanego wcale nie dzisiaj. Manipulacja jest stara jak świat, a w  tzw. „demokracjach ludowych” była podstawowym elementem „dialogu” z masami. I tak zostało w każdym postępie tego typu...

                                                                                             ***
Aby nieszczęście dopełniło się, wybrano nową KRRiTV, a PiS podpisał z LPR i Samoobroną pakt, rodzący nadzieję na rzeczywistą odmianę losów naszej Ojczyzny. I cóż teraz będzie, kiedy mniej postępowi a bardziej sensowni redaktorzy w TVP i PR, nie dadzą tylu szans na bajdurzenia i judzenie przed kamerami i mikrofonami?...

Ból mogą co prawda złagodzić stacje komercyjne i różne gazetki, ale czy to będzie to samo?... Tym bardziej, iż trzeba będzie się wreszcie liczyć ze słowem a nie tokować fałszywkami, mogącymi podjudzać do nienawiści np. w temacie polskiego antysemityzmu w ogóle, a w Radiu Maryja wręcz programowego; w obrzucaniu kryminalnymi inwektywami np. o. Rydzyka czy tych polityków, którzy jakoś nie chcieli dać się wykolegować  przez kolejną mutację postępu - w czym zresztą przywódcy PO mieli, i póki co mają, swój wybitny udział; wystarczy sięgnąć po pierwszy lepszy wywiad np. pp. Tuska, Rokity, Komorowskiego. Oni to, a nie o. Rydzyk na Jasnej Górze - jak mantrowano w zaparte – faktycznie, przy pomocy usłużnych, równie rozgorączkowanych czemuś dziennikarzy, zatapiają Platformę. I chwała im za to.
                                                                                                 ***
Łatwe wydaje się obśmiewanie nonsensów w wydaniu takiego - rozemocjonowanego nad wyraz -  „postępu”, ale w rzeczywistości łatwo nie jest. Wszak dotykamy, napominamy - bywa ostro - bliźnich w stanie recydywy. Bardzo trudne staje wtedy szczególnie, kiedy mamy do czynienia z recydywą funkcjonującą również w naszym Kościele, w naszym polskim Kościele, który zawsze był z Narodem; w ciężkich chwilach dodając mu odwagi i przywracając pamięć. Jeżeli przetrwaliśmy jako Polacy przez lata rozbiorów, nie kolaborowaliśmy z diabelstwem nazizmu, nie do końca daliśmy się wykorzenić komunizmowi, to między innymi dlatego - a może szczególnie dlatego - iż tak kształtował nas przez lata, przez wieki nasz Kościół i Jego wielcy w swojej wytrwałości,  szlachetności, świadectwie życia pasterze, kapłani, siostry zakonne. I nazwiska wielu tych duchownych trwają w historii, we wdzięcznej pamięci ludu, w odróżnieniu od innych, okrytych hańbą, niesławą...

Obecnie jesteśmy świadkami i - bywa - ofiarami dziwnego i niepokojącego schodzenia pewnych „mód”, języka i metod lansowanych w mediach „postępu” w dół, do niektórych duchownych, również w parafiach, w seminariach, duszpasterstwach. Oni również dali się uwieść przekonaniu, iż „każdy może mieć swoja prawdę” a do polityki mogą „mieszać się” tylko namaszczeni przez media postępu; oni stosują absurdalne zapory polemiczne: „nie sądźcie, abyście nie byli sądzeniu” – w kontekście intelektualnej obrony swoich spostrzeżeń, zdziwień, zgorszeń; oni to – zniesmaczeni bywają, że Rodzina Radia Maryja to „wciąż jakieś marsze, pielgrzymki, różańce” (autentyczne! – pisałem już o tym), a swoje uwikłanie w wygodniutkie kompromisy czy wręcz kolaborację  z „codziennością” bronią z werwą – by nie rzec brutalną hucpą – koniecznością wypełniania ducha Vaticanum II... I to jest prawdziwy ból.

Zastanawiające i – przynajmniej dla mnie – złowieszcze jest powszechne przemilczanie np. tego wiersza poety pełnego miłości i pokory (czy prawdziwa miłość może być niepokorna?...) śp. x. Jana Twardowskiego - „Jestem bo Jesteś”, w którym pada zawsze aktualne ostrzeżenie-przypomnienie: „Wiary przemądrzałej szuka się u diabła”... W niej bowiem - w gąszczu słów - szuka się alibi dla zgubienia entuzjazmu miłości i prostoty chrześcijanina zapisanego w Ewangelii. (por. Mt. 19,14) Czyż nie?...

Krzysztof Nagrodzki
(31 01 20065r.)
Publikacja: Myśl Polska nr 10 z 5 03 2006r.


Śledziennictwo

Umiejętności śledcze w mediach są tak perfekcyjne, że można zastanowić się nad zlikwidowaniem innych specsłużb. Ostatnio portal „wiara” („GN”) a za nim KAI i inne tuby nieprawdopodobnej troski o nasz Kościół, odkryły - wbrew oficjalnej chęci nadawców – dyskretny listu Prezydium KEP do Prowincjała oo. Redemptorystów – właścicieli Radia Maryja.

Po takim wyczynie pestką staje się news TV Trwam z parafowania Paktu PiS, „S”, LPR,  który wywołał drżączkę konkurencji. Zwyczajową. Jak zadyszki p. Niesiołowskiego w pogoni za spiskami i draństwami planktonu politycznego, niechcącego oddać władzy PO.

Z ostatnich pogwarek p. Stefana z  p. Jackiem Ż. w TOK FM, wychynął stary zwid, iż RM to ani chybi agentura z nadajnikami pod Moskwą. Lansująca PiS i sojuszników z wiadomego rozkazu, a przez komuchowate oddziałki sekowana dla kamuflażu?

Jasne zatem, dlaczego PO - stawiając zaporowe warunki koalicji (premier, nazywany dla niepoznaki vice, masa resortów z MSWiA na czele, marszałkowie postponujący, itp.) a obecnie utrudniająca na wszelkie sposoby porządki - nie chciała mieć spółki z ową jaczejką.

Największego odkrycia dokonał jednak red. Gauden lokując w „Rzeczpospolitej” za abp. Życińskim superdemaskację: „RM nie jest katolickie”! Zatem Papież, Zakon Redemptorystów, Biskup miejsca, Episkopat Polski mający umowę sankcjonującą istnienie Radia – nie są, nie był...strach dokończyć.

Nie wykluczone zatem, że również Watykan nie dorasta w pełni do katolickości według norm postępu. Skoro - jak rzucił o. Wacek jezuita - Duch Święty nigdy tam nie był...

 „GazWyb”, „TygPow”, KAI, „Rzepa”, kilku wnikliwych duchownych z oo. Ciołkiem i Bartosiem SJ oraz trzyosobowy „episkopat”, powinni to zbadać w ramach akcji „jednoczenia Kościoła”. Tymczasem karawana idzie dalej...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 10 z 5 03 2006r.



Instalacje encyklopedystów

Wydawała się, że czas encyklopedii i podręczników z instalowaniem haseł przedmiotowych, oraz opisów według zapotrzebowań ideolo minął. Przynajmniej tu i teraz, po odzyskaniu niezależności od Wielkiego Brata ze Wschodu. A gdzież tam. Okazało się, iż zawsze jakiś starszy czy młodszy brat się znajdzie i będzie chciał dyrygować w „tym kraju”, wskazując co jest najsłuszniejsze, co do odkreślenia gruba kreską tolerancji, a co do stałego potępiania. I fałszowania.

Niedawno zwrócono uwagę na skandalicznie zredagowane w 28 tomie Wielkiej Encyklopedii PWN hasło dotyczące UPA (p. Zbigniew Małyszczycki - PWN nobilituje OUN-UPA, Myśl Polska nr 51-52/2005; PWN się kompromituje, MP nr 3/2006),  oraz hasło „Wołyń”. (Prezes Zarządu WN PWN Barbara Jóźwiak; Red. Naczelny WE PWN Jan Wojnowski; Koordynator zespołu historii – Witold Sienkiewicz, pod tekstem w encyklopedii brak nazwiska autora). Redakcja tych tragicznych – nie tylko dla Polaków – wydarzeń, będących okrutnym ludobójstwem, sprowadzana jest w istocie do jakiś wyzwoleńczych walk UPA przeciw Niemcom, z partyzantką radziecką a następnie Armią Czerwoną; wzmiankuje się również o „krwawych czystkach etnicznych” i „regularnych walkach polsko – ukraińskich”, w których ofiarami były dwie strony.

Można rzec: Nic nowego. Subskrybenci WE PWN już w drugim tomie spotkali się z szokującym wypełnieniem hasła „antysemityzm” zdaniem: „Najdrastyczniejszym przejawem wrogości do Żydów z lat wojny był mord w Jedwabnem (1941)...” (autor Daniel Grinberg; redaktor naczelny WE PWN p. Jan Wojnowski; Rada Konsultantów z p.p. Jerzym Osiatyńskim, Jerzym Tomaszewskim, Andrzejem Kajetanem Wróblewskim; koordynator zespołu redakcyjnego działu historia, polityka, stosunki międzynarodowe - p. Marcin Kamler.)

Powstał wtedy chwilowy i dziwnie słabiutki hałasik. Pan Jan Wojnowski sugerował możliwość procesu sądowego za... opublikowanie (mego) zdziwienia i podejrzenia o możliwość kłamstwa oświęcimskiego, a p. Daniel Grinberg  po kilku latach, indagowany przez dziennik „Rzeczpospolita”, wyjaśniał, że... przecież ktoś zatwierdził, a w ogóle takie czepianie się wynika ze złej woli (sic!) i... i sza...

Mimo, że w w/w Encyklopedii  w haśle „antysemityzm” nie ma Auschwitz – Birkenau, Treblinki, Sobiboru, Chełmna n. Nerem, Majdanka (tak!).

Wg „encyklopedystów” - Jedwabne było „najdrastyczniejszym przejawem” antysemityzmu!

Ciekawe ile jeszcze można odnaleźć podobnie sprokurowanych i zainstalowanych w Wielkiej Encyklopedii haseł? Może odezwą się czytelnicy?.. I jak długo jeszcze będziemy narażani na poprawnościowe, aż po granice fałszu i antypolonizmu (hasło „antypolonizm” nie występuję w tejże Encyklopedii), instalowanie takich ujęć w państwowym wszak wydawnictwie?...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Niedziela nr 11 z 12 03 2006r.


Od informacji do akcji

Informacja nie ma końca w życiu - a informacją jest wszystko: od dotyku i pierwszych słów matki, przez to co dzieje się w rodzinie, przedszkolu, szkole, telewizji, radiu, internecie, prasie - z wciskanymi nachalnie na każdym miejskim skrzyżowaniu indoktrynacyjnymi darmówkami (to temat wart odrębnego zastanowienia i reakcji); w zachętach na reklamowych tablicach; w kinie; teatrze; w galeriach - wszędy słowa, obrazy, hasła, slogany, gesty – wiadomości, wiadomości, wiadomości...  Eksplozja bomby informacyjnej jest faktem.

Te miliony impulsów nie są do racjonalnego „skonsumowania” przez przeciętnego odbiorcę chociażby ze względów czasowych, ale - i to najistotniejsze – intelektualnych. Rejestracji w świadomości podlegają informacje najbardziej ekspansywne, inne spychane są w podświadomość, aby czynić dobro bądź zło - zależy od jakości „materiału” - kiedy nadejdzie impuls uwalniający bez udziału woli „posiadacza” ów ukryty ładunek. Ale to odrębny temat; tu i teraz zajmujemy się świadomością.

Zatem świadomość zmuszona do śpiesznej, bieżącej selekcji przekazu transmitowanego przez różne źródła, wymaga do oceny ich jakości coraz większego zasobu wiedzy - w tym sensownych wzorców porównawczych - wyobraźni, umiejętności analizy i syntezy - tego wszystkiego co składa się na pracę intelektualną. W pewnym momencie mogą pojawić się kłopoty z selekcją i obiektywizacją docierającego sygnału. Wówczas pracę intelektu zaczyna zastępować odruch emocjonalny. Wybory, decyzje zaczynają być stymulowane w jakimś stopniu – strach zauważyć, iż coraz większym – właśnie przez nie – przez odruchy emocjonalne nie korygowane dyscypliną intelektu i woli. Mówi się „odruchy”, dodając często jako alibi: „serca”. „Odruchy serca” - ładnie brzmi, prawda? Tyle tylko, że nie mogą one zastąpić racjonalnych decyzji wynikających z pracy „przyrządu”, którym tak wyjątkowo obdarzył Stwórca człowieka dla świadomego, sensownego, wolnego, życia – z pracy rozumu. I uruchamianej przezeń woli.

Doprowadzenie do przewagi emocji nad słabnącym intelektem zawsze służyło kształtowania reakcji odbiorcy, przez tych, którzy chcieli podporządkować ich sobie. Teraz, kiedy natłok informacji i środki ich przekazu zogromniały, walka o odbiorcę stała się priorytetem – wyznacznikiem skuteczności w zawłaszczaniu jego reakcjami.

                                                                                        ***
To, co obserwujemy na rynku szeroko pojętego przekazu informacji, powinno uzmysławiać coraz wyraźniej i przekonać do wielokroć przekazywanego ostrzeżenia, iż jesteśmy – jako przedmiot, a nie podmiot – ofiarami, nadzwyczaj brutalnej walki konkurencyjnej o konsumenta. W tym wypadku o przywiązanie odbiorcy do konkretnego emitenta informacji, zniechęcenia do autentycznie konkurencyjnego nadawcy, a w końcowym efekcie uformowanie bezwolnego realizatora sygnałów „zakupu” wybranego produktu ideologicznego. W tym też kontekście należy rozpatrywać – pisałem o tym nie raz – walkę z konkurentem pn. „o. Rydzyk”; z charyzmatycznym redemptorystą, twórcą skutecznych przedsięwzięć radiowych, telewizyjnych, prasowych, kulturowych, edukacyjnych na coraz większą skalę.

Rozmiar sukcesu oo. Redemptorystów powoduje, że walka przybiera coraz groźniejsze formy. Szkalowanie, fałszywe oskarżania, kryminalne judzenia do „załatwienia problemu Rydzyka”, animatora – jak się twierdzi wg  ubeckich wzorców – „seansów nienawiści” i – według faryzejskich oskarżeń – rozbijacza naszego Kościoła - to codzienność.

Ktoś musi, będzie musiał, wziąć odpowiedzialność za skutki podżegania, które werbalizują się groźbami: „Ja wsadziłbym nóż w serce Rydzyka” (autentyczna deklaracja jednego z ostatnio dzwoniących do Radia Maryja), czy w podobnych internetowych wypowiedziach na onetowych, agorowych forach.  

I nie wystarczy alibi konkluzji bez dowodów, wyświechtanych ogólników, serwowanych z temperamentem pobudzonego południowca również przez osoby powołane do strzeżenia etyki i prawdy.
 
                                                                                      ***
Polityka – czyli roztropne działanie dla dobra wspólnego – to zajęcie dla ludzi kompetentnych  i dobrej woli. Im wyższy szczebel politycznej służby, tym kompetencje, wola, wytrwałość i...silna kondycja psychiczna, winny wznosić się równie wysoko.

Trudno nie odnieść wrażenia, że szok przegranych w ostatnich wyborach w naszym kraju, nie ma końca i przechodzi w stan chroniczny. I dla przeciętnego obywatela kojarzy się z szarpaniem sukna dla uszczknięcia kawałka ze szkodą dla całości. Dla całości „interesu” pod nazwą Polska. Zapewne i to ma wpływ na tworzenie bojowych koktajli zapalających przez licznych przedstawicieli postępu, tolerancji, otwartości i ciskanie nim w Radio Maryja oraz TV Trwam, tj. media, które dają niezwykłą szansę rozwiniętej wypowiedzi tym, którym inne środki przekazu masowego stawiają zapory; również poprzez stronnicze, a często agresywne moderowanie spektaklu z gwiazdorkami postępowego dziennikarstwa w roli głównej. Już te elementy oferty konkurencyjnej mogą spowodować konieczność walki rynkowej, a obowiązek jej podjęcia determinuje systematyczna i długofalowa oferta edukacyjna – w tym przypominanie oraz kształtowanie postaw katolickich.

                                                                                         ***
Społeczeństwo można w pewnym stopniu porównać do organizmu. A na kondycję organizmu wpływa zdrowie jego członów. Przy czym nie każda część naszego ustroju ma równie decydujący wpływ na możliwość życia całości, aczkolwiek zawsze wpływa na jego jakość. Natomiast najważniejszy - głowa - determinuje świadome istnienie całości. Taką „głową” w społeczeństwie jest – powinna być elita: arystokracja intelektu i ducha. Racja. Tyle tylko, że w ludzkim organizmie ręka nie stanie się nogą, głową, sercem – rola ręki jest zdeterminowana „na zawsze”. Natomiast człowiek może - rozwijając swoje możliwości – zmieniać usytuowanie w warstwach społecznych; a i one same nie są statyczne.

Robotnicy dzisiejsi nie są tacy sami jak ci sprzed lat, powiedzmy, stu...

Myślę, że o stanie umysłu a i ducha „arystokracji” można byłoby powiedzieć podobnie.

Zatem pozostaje to co ongiś nazywano wspólną „pracą organiczna”, a co np. o. Tadeusz Rydzyk w Radiu Maryja kondensuje w powszechnym wezwaniu do walki o prawdę, o dobro wspólne w drodze do Prawdy Absolutnej: „Informacja-Edukacja-Organizacja-Akcja”. To skrót metody solidaryzmu społecznego i szans dla każdego. Szans. Ale do indywidualnego wykorzystania.
Prawda, że demokracja deformuje a nawet eliminuje kształtowane przez pokolenia elity, hierarchie drabiny społecznej. Dlatego, aby przetrwać w zdrowiu, musi być uodporniana sensem innej hierarchii – hierarchii wartości; wszczepianych jak najpowszechniej w organizm: w każdego członka narodu, społeczeństwa. Stąd biorą się mocne i powtarzane ostrzeżenia, iż demokracje bez wartości zmieniają się w jawne bądź ukryte totalitaryzmy. Inna droga musi zaprowadzić na manowce poplatońskich, skarykaturyzowanych idei niewolniczego w istocie, nieludzkiego trójpodziału.   

                                                                                          ***
Społeczeństwo to rzeczywiście w pewnym sensie organizm. A jego zdrowie - nigdy absolutne tu i teraz – to jakaś wypadkowa kondycji moralnej i intelektualnej jego członków – obywateli, narodu. Walka o tą kondycję - a może raczej należy zaakcentować: walka z atakującymi zarazkami - ma właśnie na celu to, aby pojawiające się ogniska chorobowe nie przeszły w stan chroniczny; ogarniający coraz większe partie całości, wyniszczający, śmiertelnie groźny - w pandemię społecznej patologii.

Ta walka musi mieć jak najczytelniejsze reguły, oparte na dobrych przepisach stanowionym, wywiedzionych z fundamentalnego Prawa naturalnego i społecznej nauki Kościoła. A egzekwowanie takich norm winno być roztropne, sprawiedliwe i skuteczne.
Pro publico bono - dla dobra wspólnego.
I bez zatracanie pamięci o tej ponadczasowej przestrodze, iż jedno jest tylko potrzebne aby zło zatryumfowało – są to dobrzy ludzie, którzy nic nie robią  (Edmund Burke).
Stąd prosta droga do realizacji powszechnego zobowiązania: „Informacja-Edukacja-Formacja-Akcja”. Politycznego, roztropnego, działania dla dobra wspólnego

Krzysztof Nagrodzki
(20 01 2006r.)
Publikacja: Myśl Polska nr 11 z 12 03 2006r.


Zaciężni

Dawno temu, mój druh jeszcze z czasów studenckich - inteligent o właściwym pochodzeniu genetycznym - dowodził słuszności stosowania żelaznej miary lewizny, iż „kto za młodu nie był lewicowcem, na starość zostaje łajdakiem”.
Nieśmiałe argumenty kontestujące ów probierz etyczny, doprowadziły go w procesie intelektualno-emocjonalnym - ze zdecydowanym naciskiem na drugi człon - do wypowiedzenia znajomości.
Cóż, to jeden z typowych a łagodniejszych wariantów obrony lewych dogmatów - bez donosu gdzie trzeba, bez obozu reedukacyjnego, bez nieznanych „tłumaczy” - czasy nieco się zmieniły...
Ponieważ na podstawie doświadczeń  można pokusić się o uogólnienie umiejętności lewactwa intelektualno-duchowego wszelkiej maści, w ścieraniu z przeciwstawnymi poglądami, słuszniejsza zapewne byłaby teza: „kto zbyt długo ssie z lewych wymion, człowiekiem prawym stać się może z najwyższym trudem”. Czy za nią nie świadczy np. opór stawiany przez zlewaczoną wolę, kiedy przekonujemy postępowego znajomego, aby lansowane z butą przez gwiazdorki telewizyjno-radiowo-prasowe mamidła, weryfikował w autentycznie alternatywnych źródła informacji? Nie mówiąc o samych lansujących. To zdaje się świadczyć o jakichś przykrych brakach w osobowości.

Niewykluczone, iż „taktyczny” sens takich braków tłumaczyć można walką służb – jak czyni to w  interesującym, wartym uwagi, tekście „16 lat Ubekistanu” p. Józef Darski („Arcana” nr 66). Przeniesienie jednak owych braków na poziom „strategii” nadal niczego nie wyjaśnia; pozostawia w zdumieniu i zasmuceniu: Człowiek myślący może daleko odejść od obowiązku myślenia i determinacji w dążeniu do Prawdy oraz miłości bliźniego; może – ale po co? W końcu będzie musiał zdać świadectwo z życia. Tam glejty ziemskich mocodawców nie obowiązują. Więc?..

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 11 z 12 03 2006r.


Reportaże z codzienności. Porozumienia Obrażonych

Jedno z pierwszych współczesnych postępowych obrażeń w „tym kraju” nastąpiło na lud niedorosły do demokracji, który nie wybrał na prezydenta Tadeusza Mazowieckiego - siłę spokoju z Unii Demokratycznej. Co okazało się niezbyt dramatycznym niedopatrzeniem. Potem uchybienia ze strony mas nie ustawały – jakieś głodówki, blokady, protesty, strajki lokalne, ale żyć w salonie dało się. Mimo następnego spostponowania wyborczego w 2001 partii ludzi mądrych - Unii Wolności - na rzecz starych kuzynów. Rok 2005 dał powód do bardziej kategorycznych zdumień: ani prezydent z Wybrzeża, ani premier z Krakowa, ani nawet marszałek Sejmu z warszawki, nie dostali obiecywanych lodów. A tak przecież zaciskali piąstki. Na taką krzywdę natychmiast obraziło się szefostwo jakiejś tam organizacji studenckiej i zagroziło strajkiem. Ale nie chwyciło. Chwycił natomiast intelektualny czy psychiczny szczękościsk postępowych funkcjonariuszy medialnych. Tym bardziej, iż okazało się że istnieją jeszcze inne, konkurencyjne środki społecznej komunikacji, do których rządzącym równie blisko, a może nawet bliżej, niźli do uprzednio zadekretowanych jako jedynie słuszne. I co gorsza może się okazać, iż lansowanie „swoich prawd”, bzdurzenie, judzenie może nie być lekkie, łatwe, przyjemne. Oraz bezkarne. To obraża wolność elit tudzież ich mediów. Z kolei niektórzy sędziowie próbują obrazić się na przypomnienie o wymogu roztropności, nawet jeżeli tzw. biegli próbują ją uśpić ekspertyzami. Na takie dictum zapewne obrażą się niektórzy biegli. Niektórzy adwokaci – środowisko najkrystaliczniejszej wszak czystości, gdzie żadna korupcja nawet nie śmie pisnąć, a co dopiero poseł Gosiewski nadeptywać na odcisk – już pokazali zagniewane oblicze. Kto następny? I z jakiego powodu? Mafiosi? Łapownicy? Starzy i nowi agenci wpływu? Niektórzy prokuratorzy za niedocenianie dobrego serca dla fałszujących paliwa samochodowe? Rada Etyki Mediów za wytykanie spóźnień, niekonsekwencji i wybiórczości w wytykaniu?  A czy Helena Wolińska, Salomon Morel i im podobni  nie mogą liczyć na obrażonych skomunizowanych ziomków? - Wiadomo przecież,  chodzi o oczywisty antysemityzm a przynajmniej o nienawistne rozgrzebywanie przeszłości...

No i naturalne jest chroniczne obrażenie na rzeczywistą konkurencję ideologiczną – „Imperium ojca Rydzyka”. O ileż łatwiejsze byłoby wdrażanie skutków wszelkich poprzednich obrażeń bez takiego zasięgu Radia Maryja, TV Trwam, Naszego Dziennika...
                                                                                             ***
Pytasz kolego, dlaczego wciąż tyle w obronie Radia Maryja, TV Trwam, ojca Rydzyka? Jakbym nie widział, że o. Tadeusz nie chce dostrzec np. tygodnika w którym pisuje - Myśl Polska  - w swoich gorących, jak zwykle, apelach o korzystanie z prasy katolickiej i narodowej. W domyśle pytania gdzieś tam tli się sugestia, czy nie należałoby zatem obrazić się i również nie dostrzegać... Nic z tego, bratku. Być może o. Tadeusz ma jakieś powody do takiej jeszcze nieufności – nie wnikam. Trzeba oddzielać prywatne uniesienia czy chwilowe zawody od celów wyższych. A tym celem jest przełamywanie nowoczesnych układów i cenzur medialnych, kulturowych, wręcz cywilizacyjnych, stosowanych przez polskojęzyczne koncerny „postępu”. To potężna, bogata, dobrze koordynowana siła rażenia dezinformacją, manipulowania prawdą i kłamstwem, ogłupiania i tworzenia fałszywych pozorów rzeczywistości. Dlatego udane dzieło naszego Kościoła, ojców Redemptorystów i o. Tadeusza Rydzyka ze współbraćmi musi być wspierane, jako jedyne – póki co – w tej skali remedium na zalew „salonowych” kompilacji z mianowanymi „autorytetami” w tle. I myślę również, że gdyby nie to Dzieło kondycja naszego rzymskokatolickiego Kościoła i wiernych, byłaby zdecydowanie gorsza. Wiem co piszę...Nie w postępowych salonikach, okrąglutkie w słowotokach autorytety budują tą siłę. Mimo nadymań przez usłużne postępowi media.

Gdyby przemilczanie Myśli Polskiej miałoby być wystarczającym powodem „obrazy”, trzeba by również nie doceniać pracy np. prof. Jerzego R. Nowaka w walce z antypolonizmami i fałszami medialnymi; nie zauważać dobrego tygodnika katolickiego „Źródło”; a i na „Nasz Dziennik” coś do obrazy by się znalazło. A przecież gdyby nie te media, nie ci ludzie tworzący prawdziwie alternatywne źródła informacji, co by zostało? Kilka tytułów starających się o prawość, o odkłamywanie obrazu rzeczywistości, a docierających do kilku - kilkunastu - kilkudziesięciu tysięcy odbiorców? W dodatku nie zawsze solidarnie wspierający się w służbie Prawdzie, Kościołowi, Narodowi, Ojczyźnie. Ponad podziałami. Ponad ambicyjkami liderów i tzw. grup kierowniczych. A i bywa - mniej czy bardziej wyraźnie - dystansujących się od Radia Maryja. - W nurcie poprawności ideolo? Czy niepewności charakterów?...

Krzysztof Nagrodzki
(2 03 2006)
Publikacja: Myśl Polska nr 12 z 19 03 2006r


Tuby ze sternikiem

Kiedy historyk David Irwing zostaje skazany przez austriacki sąd na karę więzienia za przekonanie z 1989 roku (odwołane przez autora), iż Niemcy w obozach nie zabijali ludzi w komorach gazowych, oraz za tezę o niewinności Hitlera za pogromy Żydów w „noc kryształową”;

- kiedy francuskiego parlamentarzystę, profesora filozofii Christiana Vanest karze się grzywną za konstatację, iż zachowania homoseksualne zagrażają przetrwaniu gatunku ludzkiego a brytyjską pisarkę Lynette Burrows poddaje śledztwu za pogląd, iż nie wolno zezwalać parom homoseksualnym na adopcję dzieci;

- kiedy w Europarlamencie - po zdewastowaniu – zakazuje sie wystawiania plansz ukazujących ludobójstwo – w tym zwane również aborcją - a w Łodzi za legalną ekspozycję podobnych zdjęć, policja składa doniesienie do prokuratury, a ta kieruje sprawę do sądu;

- kiedy sędzina z Wrocławia każe przepraszać o. Rydzyka za emisję dokumentu z Owsiakowego woodstockowego imprezowania;

- kiedy – zniesławiając - judzi się fałszywkami przeciw „konkurencji” ideologicznej i medialnej;

- kiedy lewactwo ścigało niezależnych dziennikarzy; kiedy prawnicy wspomagali przekręty tzw.   określonych kół;

- kiedy zakompleksiona „feministka” drwi publicznie z kalekiej dziewczynki;

- kiedy...kiedy...

- wtedy tuby postępu jakoś nie grzmiały i nie grzmią.

Widać mają moc nakierowaną na emisję w temacie „tolerancja” oraz „wolność słowa” jeno w określonych obszarach?... Jak ongiś komunistyczne „kołchoźniki”. Gdyby „wolność” nadawanie cmokań i ryków przez potomków monterów owych głośników była niezakłócona - o co się szaleńczo starają - jakież piękne byłoby wiosłowanie do mety Nowej Utopii, nieprawdaż?...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 12 z 19 03 2006r.



Czarny piar postępu

Public relations - PR - „Piar” - ma być współczesną różdżką czarnoksiężnika, tworzącą magiczną rzeczywistość. Tak przynajmniej wydaje się postępowemu towarzystwu, od dawna szkolonemu do skuteczności w manipulowaniu społeczeństwem - czyli „zasobami ludzkimi” - w zależności od potrzeb: do produkcji, usług, głosowań, a i walki  - szczególnie o dobrobyt. Towarzystwa. A jeżeli ktoś odnosi sukces, zyskuje zaufanie, ani chybi musi to wynikać ze spryciulstwa i sprawności owego „piaru”. I tak, niestety, bywa. Teraz jednak postępowi socjolodzy, psycholodzy, politolodzy i inne „autorytety” z tego salonu powołane do wyjaśnienia sympatii do Kazimierza Marcinkiewicza – „słabego premiera” „złego rządu” „zawłaszczającej władze partii” w „przerażającej koalicji z LPR i Samoobroną” - biedzą się nad zgłębieniem tajemnicy trwania nowego przypadku. Mimo fochów i systematycznych (by nie rzec – systemowych) podjazdów towarzystwa (zob. np. „piary” Polityki w nr 1/06, czy biadające analizy Platformy Obrażonych - PO)...

Okazuje się, że pot, perfumy i łzy saloników to tak odurzająca mieszanka, głusząca prostą prawdę, że ta więź wynikać może ze zwykłego faktu, iż swój mówi do swoich? Zgodnie z duchem cywilizacji polskiego narodu: katolickiego, wytrwałego, dzielnego i tolerancyjnego. Czasami wydaje się, że aż za cierpliwego i tolerancyjnego, kiedy np. przesadzając bariery emocji red. Lis z TV Polsat, próbuje sprowadzić debatę „Co z tą Polską” ( z klaką w tle) do poziomu pyskówek. Wierzmy jednak, że mężowie prawej strony wiedzą dokładnie dlaczego pokazują się i w takich dzikich ostępach. - Może, aby nie wyjść z wprawy starć z piraniami dziennikarstwa, po pełnej kultury rozmowie z o.o. Redemptorystami; ze słuchaczami i widzami Telewizji Trwam?...

Może dlatego, aby odbiorcy mogli wyrobić sobie pogląd jak wygląda „piar” postępu w wydaniu służb TV p. Solorza,  TVN p. Waltera, TVP p. Dworaka i przeróżnych agorowatych mediów, które nijak nie potrafią pojąć, że wolność jest pojęciem spekulatywnym, które konkretyzuje dopiero sposób użycia owej wolności. Zachłystując się oskarżeniami o zagrożeniu wolności, traci się świadomość istoty sprawy, iż przede wszystkim zagrożona jest prawda. Ona i tylko ona jest sensem wolności. Nawet jeżeli trudno przystać na tą oczywistość zlewaczonym umysłom i zniewolonej woli. Ale warto spróbować. Potem będzie lepiej.

                                                                                               ***
Cierpliwość cierpliwością, wyrozumiałość wyrozumiałością, mądra tolerancja dla spomroczniałych móżdżków w imię miłości bliźniego – owszem. Ale bez przesady. Naród, społeczeństwo po to organizuje się i tworzy aparat zarządzania państwem, aby on właśnie stał na straży bezpieczeństwa i bronił przed atakami na podstawy bytu narodu: cywilizacyjnego, kulturowego, ekonomicznego. Nie można wciąż wymagać, aby jedynie presja jednostek miała wymuszać przyzwoitość zachowania społecznego. Ludzie wybierają swoich przedstawicieli – swoich administratorów - których obowiązkiem jest stanowić dobre prawo i egzekwować je z konsekwencją i stanowczością. Mądrze, sprawiedliwie - prawo i sprawiedliwość. Tak zresztą brzmi nazwa partii, która uzyskała mandat społecznego zaufania w ostatnich wyborach i która wraz z partnerami ma temu zaufaniu sprostać. Również po wyborach... Zatem nie jest dziwne, iż pewne gremia – czując ciarki na skórze związane ze skutkami naprawy Rzeczpospolitej i konsekwentnych rządów prawych – kontestują co się da: a to ustawy za brak bądź nadmiar radykalizmu, a to próby min. Ziobro przywołania funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości do rzetelności w jej wymierzaniu ( a nie relatywnym interpretowaniu i podejrzanych „asymetriach”), to znowu możliwość restrykcji w stosunku do bezecności moralnej i fałszywek kolportowanych publicznie. I nie można dać się sparaliżować bezsensownymi zarzutami o bolszewickich metodach kneblowania wolności wypowiedzi – nie ma bowiem wolności bez prawdy i odpowiedzialności za społeczne skutki jej nieroztropnego (bądź prowokacyjnego) używania. Wielu Polaków spodziewając się czystej IV Rzeczpospolitej, ze zdumieniem  i złością rejestruje podchody tych, którzy chcieliby odkurzanie  zamienić na zadymianie. Dobrze byłoby o tym pamiętać...
                                                                                                ***
Pisałem kilkakroć o potrzebie instytucjonalnego pilnowania ładu cywilizacyjnego, nadając temu roboczą nazwę: „Centrum Obrony Prawdy i Sensu”. Okazuje się, iż pewne elementy tej stróży przejąć ma IPN (agentura, antypolonizm, fałszywki komunistyczne i postkomunistyczne) inne – etyki w mediach: KRRiTV,  Narodowy Ośrodek Monitorowania Mediów, Centrum Dobrych Mediów, jeszcze inne – inicjujące – Narodowy Ośrodek Wychowania, nowelizacja prawa prasowego. (Czy przygotowywany przez zespół z pp. Jerzym Baczyńskim /naczelny„Polityki”/ i Grzegorzem Gaudenem /naczelny „Rzeczpospolitej”/ Kodeks Wydawców Prasy wpisze się realnie w odnowę rzetelności? Mamy prawo wątpić, ze względu na dotychczasowe doświadczenia z tym środowiskiem. Zobaczymy – po czynach ich poznacie...) - Dlaczego tyle instytucji? Być może obarczenie li tylko prokuratury kodeksowymi działaniami, mogłoby być - na tym etapie - zbyt mało efektywne...

W każdym razie należy oczekiwać zdecydowanego działania prawa – również ( a może – szczególnie) z urzędu, w sytuacjach szerzenia się zjawisk prowokacyjnego wręcz ranienia uczuć religijnych (karykatury w „Rzeczpospolitej”, „Wyborczej”, „Machinie” itp.), oswajania z pornografią, obsceną, wyróżnianiem patozachowań, domagających się w dodatku nienależnych przywilejów (np. tzw. homozwiązki), wszelakich fałszywek medialnych podżegających do nienawiści na tle religijnym (szczególnie antykatolicyzm), światopoglądowym (szczególnie konserwatyzm), narodowościowym (szczególnie antypolonizm), oraz dewastujących podstawy ładu - prawdę.

Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie może w imię „tolerancji” czy świętego spokoju np. dotować tzw. Teatr Wierszalin pp. Tomaszuka, Słobodzianka itp. „instalacje” z programem godzącym w podstawy cywilizacyjne (zob. Oświadczenie senatora Jana Szafrańca skierowane do Prezydenta Rzeczpospolitej, „Niedziela” nr 7/06), czy inne tego typu „poszukiwania” antydziedzictwa; w tym przechodzić do porządku dziennego np. nad bulwersującymi opisami haseł w Wielkiej Encyklopedii Powszechnej przez państwowe wydawnictwo PWN, ( zob. np. „Antysemityzm”, „UPA” czy „Wołyń”)

                                                                         ***
Trzeba wciąż mieć na uwadze owe dramatyczne przypomnienie Ojca Świętego, Sługi Bożego Jana Pawła II: „Demokracja bez wartości łatwo przeradza się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”, oraz: „Totalitaryzm rodzi się z negacji prawdy” (Centesimus Annus 44-46), które przypomniał  niedawno JE bp Adam Lepa w dramatycznym opisie przykładów: „O kryzysie wartości w mediach”(zob.: „Nasz Dziennik” z 11-12 03 2006)

Jeżeli pamiętająca jeszcze swój cywilizacyjny rodowód większość, nie będzie reagowała na destrukcyjne szaleństwa mniejszości - może się okazać, iż zamieni się z nią rolami, a wtedy biada jej domowi; biada prawdzie i sensowi godnego życia. Biada również i owym szaleńcom, bo i oni – jak uczy historia - stają się w efekcie ofiarami uległości kłamstwu i jego ojcu. To tylko kwestia czasu...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 13 z 26 03 2006r.


Blisko, blisko, coraz dalej

Reakcje posłów PiS, LPR i Samoobrony na wykład byłego działacza PZPR, b. wicepremiera rządu, b. szefa Unii Wolności, a obecnie prezesa NBP – ob. Balcerowicza w Sejmie RP, wykazały dobitne, że polecenie b. premiera ob. Belki: „Do roboty!” nie zostało wykonane i SAM PREZES musiał wyjaśniać na czym polegają wielkie interesy. A Prezes zna się na tym wyśmienicie od lat przynajmniej 16. Co widać po dobrobycie narodu.

Ponieważ swobody utargu UniCredito strzeże nawet kancelaria Leib Vogelmana tudzież PO i SLD, „historyczna jedności ponad podziałami” nabiera ciałka. Perspektywy odebrania lodów są dramatyczne, zatem i konstrukcja jedności musi być wszechstronna. Ze wzruszających wystąpień p. Waltz wynikłymi, być może, z duchowej odnowy w EBOR, popłynęło przekonanie, iż właśnie NBP pod ob. Balcerowiczem świetnie pilnuje kasy. Tak jak i 21 par oczu w trzech różnych nadzorach finansowych jest lepsze niźli jedna para zbyt bystra, którą chce ustanowić nieżyciowy PiS z koalicjantami. Rozumiemy się?...

Żeby nie było niedomówień, permanentnie gniewny ob. Donald Tusk zaraz poinstruował dziennikarstwo, iż wszelkie działania PiS należy traktować jako propagandę i szkodnictwo. -Żadna nowość; postępowe kolektywy od dawna wiedzą co i jak naświetlać a co zmilczeć (pozdrowienia dla ob. red. G. Kozaka z TVP za całokształt), ale powtórek nigdy za dużo - wszak i tam może tli się zarzewie niezależności i szacunku do prawdy?... Natomiast p. Rokita tradycyjnie odkrył, że głupotą jest otwieranie tylu frontów konfliktu. No pewnie, najlepiej aby został jeden: z „Imperium Rydzyka”. A tu przykrość: Konferencja Episkopatu Polski znowu sprawiła zawód postępowi, nie sekując konkurenta medialnego. To ci bólów ból. I znużona bliskość lewactwa. Tak daleka od sensu.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 13 z 26 03 2006r.

 
Pamięć. A tożsamość?...

Już rok mija od tych dni marcowych i kwietniowych kiedy wielu z nas wypatrywało w oknie watykańskiego apartamentu znaną sylwetkę. Kiedy to chory – pozornie niemy – Ojciec Święty wołał do nas na ostatnim spotkaniu; krzyczał dramatycznym gestem ręki: Przyszliście, chcę do Was mówić, pożegnać, nie jestem w stanie...głos...wybaczcie...kochałem Was zawsze... I to rozkołysanie dzwonów wieszczących, że „nasz” Papież wyruszył w ostatnią drogę TAM. I wyjęte z naszej nadziei, z naszej pewności, słowa kardynała Ratzingera, iż On, wyzwolony z cierpienia, z dawnym uśmiechem na dobrej jasnej twarzy błogosławi nas z okna Domu Ojca...Już rok...Pamiętamy.

Pamiętamy te lata spotkań, nauk, prowadzenia, zachęty, dodawania sił, wspomagania mocą Ducha: „Niech zstąpi Duch Twój!....” Pamiętamy przekomarzania z młodzieżą, żarty wplecione w zdania największej wagi na spotkaniach z milionami i cierpliwy dialog z możnymi tego świata. Pamiętamy starania o jedność chrześcijan i wyciąganie ręki do wyznawców innych religii, aby świat rozmawiał językiem ludzkiego braterstwa a nie wrogich emocji, łatwych do wykorzystywania w „konwersacji” czołgów, samolotów szturmowych i rakiet. Pamiętamy wreszcie – my, dzieci z bliskiej Jego rodziny – co mówił do nas Polaków, Europejczyków. Do dziedziców dwa tysiąclecia liczącej cywilizacji  łacińskiej, chrześcijańskiej.

Pamiętamy wiele, dostrzegamy „handlowe” inicjatywy wydawnicze (i nie tylko) pt. „Nasz Papież”, ale czy pamiętamy, czy przyjęliśmy do realizacji - w dobie wynoszenia do poziomu absolutu, jakiejś mitycznej, niezdefiniowanej sensem jej wypełniania, „wolności” - do codziennego stosowania to wielkie i uniwersalne przypominanie i ostrzeganie Ojca Świętego:
>> /.../człowiek realizuje swoja wolność w prawdzie. Pozwala mu to uniknąć możliwych dewiacji, jakie zna historia, albo je przezwyciężać. Jedną z nich był z pewnością renesansowy makiawelizm; taka dewiacją były także różne formy utylitaryzmu społecznego, od klasowego (marksizm)  do narodowego (narodowy socjalizm, faszyzm). /.../ Wolność jest sobą, jest wolnością w takiej mierze, w jakiej jest urzeczywistniania przez prawdę o dobru. Tylko wtedy ona sama jest dobrem. Jeżeli wolność przestaje być związana z prawdą a uzależnia od siebie, tworzy logiczne przesłanki, które mają szkodliwe konsekwencje moralne. Ich rozmiary są czasami nieobliczalne. W tym przypadku nadużycie wolności wywołuje reakcję, która przyjmuje postać takiego czy innego systemu totalitarnego. Jest to jedna z form zniszczenia wolności, której skutków doświadczyliśmy w wieku XX i nie tylko /.../

Jeżeli z jednej strony Zachód wciąż daje świadectwo działania ewangelicznego zaczynu, to równocześnie z drugiej nie mniej mocne są prądy antyewangelizacji. /.../ Program ten jest wspierany olbrzymimi środkami finansowymi /.../ także w skali światowej. Może bowiem dysponować potężnymi centrami wpływów ekonomicznych, przez które usiłuje narzucać warunki krajom będącym na drodze rozwoju. Wobec tego wszystkiego słusznie można się pytać, czy to nie jest również inna postać totalitaryzmu, ukryta pod pozorami demokracji. /.../
Człowiek nie tylko podlega nurtowi wydarzeń, nie tylko w określony sposób działa i postępuje jako jednostka i jako należący do grupy, ale ma zdolność refleksji nad własną historią i obiektywizacji, opisywania jej powiązanych biegów zdarzeń. /.../
Wolność stale trzeba zdobywać, nie można jej tylko posiadać /.../ Bóg /.../ człowiekowi, jego człowieczeństwu, dał cały świat widzialny i równocześnie mu go zadał. Tym samym Bóg zadał człowiekowi konkretną misję: realizować prawdę o sobie samym i o świecie, Człowiek musi kierować się tą prawdą o sobie samym, aby mógł według niej kształtować świat widzialny, ażeby mógł go prawidło używać nie nadużywając go <<.

Mija rok od odejścia Jana Pawła II do Domu Ojca. Rok temu w „Myśli Polskie” cytowaliśmy powyższe zdania wzięte w ostatniego dzieła  Papieża – Pamięć i tożsamość. Pamiętamy? Czy stosujemy w odniesieniu do samych siebie? W codzienności, w pracy, w walce o władzę, w służbie naszej Ojczyźnie - Polsce?... Czy z tej pamięci wzrasta nasza tożsamość? Tożsamość ludzi sensu i honoru?    - Polaków, katolików? Po prostu - dobrych, wiernych i oddanych Bogu, Kościołowi, Ojczyźnie, bliźnim - ludzi.  Czy tylko staje się pretekstem do jeszcze jednego, „pragmatycznego”, grającego na sentymentach naiwnych hucpiarskiego, handlowego, spektaklu pt. „Wspominamy Papieża”?...

 I na koniec jeszcze jedno powtórzenie, z Westerplatte: >>Przyszłość Polski zależy od was i musi od was zależeć. To jest nasza Ojczyzna – to jest nasze „być” i nasze „mieć”. I nic nie może pozbawić nas prawa, ażeby przyszłość naszego „być” i „mieć” nie zależała od nas.<<
Jakież to aktualne, kiedy coraz wyraźniej odczuwamy jak wzmaga się wicher historii, który może wymieść śmieci i oczyścić domy. Ale i może je zniszczyć, jeżeli swary mieszkańców przeważą nad roztropną troską o wspólne dobro. To co się stało, było darem, szansą...Czy nie za wstawiennictwem największego z rodu Polaków, już Tam?... Nie igrajmy z tym darem.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 14 z 2 04 2006r.


Wulgarne cechy

Doprawdy, nie wiadomo jak można spenetrować – nawet uprawiając dziennikarstwo śledcze - mroczne tajemnice zaciśniętych ust, piąstek, serc, umysłów sił postępu w naszym jeszcze - mimo wszystko - kraju.

Kiedy coraz bardziej uprawdopodobniała się hipoteza o celowym ośmieszaniu ugrupowań lewo-liberalno-libertyńskich przez ich przywódców, czeladników, zwerbowanych klakierów i gawiedzi uliczno-internetowej; kiedy bełkotliwe tokowania na przeróżnych scenkach medialnych, tudzież chytre rozwinięcia na wysokim podium: nie konkretne, nie merytoryczne, nie na temat, dokumentowały poświęcenie Onych - wszystko stawało się jasne: Oto przykłady szlachetnego sponiewierania twarzy i nazwisk dla dobra ojczyzny, dla demokracji, dla PiSu z koalicjantami. Po prostu wallenrodyzm – pisałem o tym.

A tu szok! Jeden z głównych wallenrodyzujących – Donald Tusk - w sejmowej demaskacji, 14 marca a.D. 2006, ujawnił brutalnie: „Za chwilę skorzystacie z tej wulgarnej cechy demokracji, jaką jest przewaga głosów”. „I była zgroza nagłych cisz” – jak pisał poeta. Osłupienie nastało tak wielkie, iż nie dostrzeżono żadnego poruszenia w mediach, na ulicach, polach, lasach; nie nastąpiły akty nieposłuszeństwa obywatelskiego. Aż wreszcie, po chwili martwoty, PiS zdecydował się rozwiązać Parlament.

I bądź tu człeku mądrym - czyżby p. Tusk z p. Kaczyńskim, przy pomocy pp. Giertycha, Leppera (też nieco wallenrodyzujących), chcą reaktywować ustrój bez „wulgarnej cechy przewagi głosów”- np. monarchię? Okazuje się, że jednak – na razie – nie. Pewnie trwają analizy czy dziadek z Wehrmachtu wystarczy do kontynuowanie linii Sasów, czy jednak trzeba nowej krwi. Dynastycznej. W tej sytuacji polecam monarchistów z Myśli Polskiej. Oczywiście bez wulgarnych cech.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 14 z 2 04 2006r.


Reportaże z codzienności. Bez barier

Nieraz zdarzało mi się publicznie chwalić programy prowadzone przez Jana Pospieszalskiego, ongiś w TV Puls jako „Studio otwarte”, a od pewnego czasu emitowane w TVP pod nazwą „Warto rozmawiać”. W odróżnieniu od „forów” - z brylującymi w pozłotkach gwiazdorkami dziennikarstwa postępowego i towarzystwem z lewej strony bez wystarczającego odporu intelektualnego z prawej - zespół p. Pospieszalskiego potrafił nieźle demaskować słabości wiedzy, umysłu a i charakterów niektórych dyskutantów, gdzie indziej uznawanych za wielce rozumnych i obiektywnych.

Niedawno, z pewnym opóźnieniem, obejrzałem nagranie dyskusji dotyczącej wolności wypowiedzi dziennikarzy. Obok satysfakcji można było doznać również momentów zawodu. W jednym z fragmentów dyskusji bazowano na przekonaniu, iż żadne z mediów nie podjęło niezwłocznie informacji o udziale pp. Balcerowiczów w fundacji sponsorowanej przez jeden z banków będących przedmiotem analizy Komisji Nadzoru Bankowego ( z wykluczenie vice ministra finansów przez jej przewodniczącego – właśnie p. Balcerowicza, pod pretekstem „stronniczości”); następnie – przy analizowaniu niesmacznego zachowania p. Kazimiery Szczuki w programie Jakuba Wojewódzkiego (dlaczego mówi się „Kuba”? Taki ci on niedojrzały?...) w TV Polsat p. Solarza – padła niezręcznie sformułowana wypowiedź (p. Semka) o możliwej wypowiedzi czegoś obraźliwego vice versa na antenie Radia Maryja. Okazało się więc, że nawet roztropny p. Pospieszalski nie wychyla się zbytnio poza  granice poprawności, ponieważ gdyby było inaczej wiedziałby, iż informację o fundacji pp. Balcerowiczów         ( oraz dodatkowo, o tym, iż p. Agata Kwaśniak, żona szefa GINB, jest dyrektorem departamentu hipotecznego w BPH) natychmiast podjął „Nasz Dziennik” oraz Radio Maryja. Również w tym radiu, obok naturalnych (ale nie grubiańskich) wyrazów zniesmaczenia i protestu w związku z wyśmiewaniem się z kalekiej Madzi Buczek i Jej modlitwy, przyjęto wezwanie o pacierze w intencji zagubionej Kazimiery Szczuki.
Czas to najwyższy, aby dotarło do świadomości naszych prawych publicystów i redaktorów, iż alternatywne media z „Imperium o. Rydzyka” są faktem i robią dobra robotę dla przełamywania monopolu poprawnościowych barier medialnych. A skoro potrafi to docenić  premier, ministrowie, liderzy ugrupowań społecznych i politycznych, wielu posłów, naukowców, miliony tzw. „prostych ludzi”, nie mówiąc o jakże wielu hierarchach i duchownych naszego Kościoła,  może wreszcie tuzy dziennikarstwa również przestaną się bać owych barier i infamii z pozytywnego dostrzegania?...                                                                                                  

                                                                                                 ***
A propos „prostych ludzi” - wg saloników zacofanych w rozumieniu świata i uprawiających „religijność ludową”; pojęć często traktowanych z uśmieszkiem wyższości  a nawet pogardy. ( Można pytać: Czy „tolerancyjnej” wyższości?...  „Postępowej” chrześcijańskiej pogardy?...)
Jak wielki wpływ na decyzje ma prosta logika wynikająca z konkretnych, bezpośrednich, codziennych relacji z rzeczywistością – pokazały chociażby ostatnie głosowania. Wieś, mniejsze, mniej narażone na wrzawę medialną i pranie mózgów miejscowości, regiony bardziej religijne, dokonywały raczej innych wskazań przy urnach niż często zagubione w pośpiechu i zgiełku indoktrynacyjnym aglomeracje. To może niepokoić ideologów i fanów nowych utopii. Obywatel „na swoim”, trzeźwy „katolik ludowy” zakorzeniony w realnej codzienności, w wierze, w narodowej tradycji – to rzeczywiście utrapienie „postępu” i problem do rozwiązania. Czy nie jesteśmy świadkami prób owych rozwiązań – od ekonomii przez kulturę do przeobrażeń cywilizacyjnych?...
Pogubienie w katolickim ładzie może skutkować dotknięciem przez chorobę: Pychę. Bywa – śmiertelna chorobę, która powaliła niejedno społeczeństwo. Sparaliżowała niejeden naród. Zrujnowała niejedno państwo.

                                                                        ***
Zakorzenienie (od korzeń – radix - stąd radykalizm) nie jest złem. Pisałem już o tym. („Brzydkie słowo radykalizm”, MP 28-29/2001) Korzeń wiąże z glebą z której wzrasta nasza kultura, cywilizacja. Zatem „zero radykalizmu” ogłoszone przez młodych szefów LPR musi nieco zdziwić... Pewnie jakaś kolejna niezręczność. I...powiedzmy – nieadekwatność. Nie czas na to. Toczy się zażarta walka o kształt Polski. Cierpliwy, systematyczny, mądry,  w  s  p  ó  l  n  y ,  i  radykalny bój o przyszłość. O dobrą przyszłość. O IV RP. Ale przecież nie tylko...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 15-16 z 9-16 04 2006r.


Służba służbom

O tym, że bój o nowy kształt i estetykę naszego domu będzie zaciekły i długotrwały, wiadomo było od początku. To oczywiste, kiedy dochodzi do prawdziwej rewolucji w strategii władzy, a nie jedynie o zmianę lóż na jeszcze bardziej wygodne dla łżeelit - jak określił to dosadnie p. Jarosław Kaczyński. To, że „układ” od Włodzimierza Cimoszewicza wolał Donalda Tuska i wielu jego konfratrów, wypróbowanych w różnych dziennych i nocnych zmianach - było racjonalne. Dla „układu”. Oświadczenia „autorytetów”, judzenia elitek z „salonów”, bełkociki najmitów, inicjowanie „niepokoi społecznych”, urabianie umysłów w mediach postępu, stojących na straży „wolności i demokracji” dla swoich – to lewy standard. W indoktrynacyjnej dżungli można spodziewać się niejednej niegodziwości, urodzonej z dala od prawdy, patriotyzmu, roztropności.  

To, że tzw. lewica, będąca w dominującej części zbiorem lewacko-liberalno-libertyńskim, będzie walczyła o swoje „osiągi” cywilizacyjne, będące po prostu - jak zwykle - smętnym echem modnych fantasmagorii i możliwością dostępu do kasy – oczywiste. Podobnie jak kombinacje coraz bliższej im Platformy; chociaż tutaj można było mieć nadzieję na więcej sensu i godności. Przynajmniej u kilkunastu parlamentarzystów PO. Szkoda, że nadal...

Ale doprawdy - piszę to z goryczą - jak pojąć pomysły młodych głów LPR? Czy to zbytnia zapalczywość, jakaś niepojęta strategia, czy nieświadome współuczestniczenie w nie swojej grze?... Skoro jądrem kondensacji - jak ongiś sobie wyobrażano (również dawałem temu wyraz) - nie stała się Liga, jeno Prawo i Sprawiedliwość, to w walce o przywracanie godności państwu - Polsce i Narodowi trzeba wielkiego skupienia roztropności i poświęceń. A nie kopsań po kostkach. I zniesmaczania elektoratu.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 15-16 z 9-16 04 2006r.


Kościół Nadziei

Nie, kamraci z obowiązku przerzucający te i podobne łamy, nasłuchujący Radio Maryja czy TV Trwam, nie stworzycie nowego „credo” z „kościołem toruńskim”, „ łagiewnickim”, czy jakimś, który wykombinują rozognione łepetynki. „Kościołem”, mającym być narzędziem dla instrumentalnego wykorzystywania duchownych i Instytucji. A może również alibi dla budowania kościółka telewizyjnej pobożności?

Ilu powtarza - przynajmniej co niedzielę: „Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół ”?  
Jakiż zatem ma być ten „powszechny” i „jeden”?
I na czyim „apostolstwie” budowany? - Rozgorączkowanych osobników płci obojga, (tzw.) polityków i (tzw.) elit , którzy zapomnieli, że maja roztropnie służyć narodowi?
A może nie zapomnieli, jeno służą nie temu?...

I tylko proszę bez łatwych służalczych okrzyków, omijających w grzmocie decybeli, z daleka, trud dochodzenia do prawdy; proszę bez wrzasków i szeptów - ongiś usłużnie denuncjujących „wrogów ludu”, a dzisiaj „antysemitów”, „faszystów”, „ciemnogród”, „fanatyczny kler” i „dewocyjny katolicyzm ludowy”.

To tylko żałosny trud najemników, w dużej części nieświadomych w czym tak naprawdę uczestniczą. Przecież nie można nie słyszeć głosu Episkopatu – a nie kilku pogubionych błyskotek medialnych - że głupstwem jest sugerowanie podziału naszego Kościoła; rzymskokatolickiego zgromadzenia wiernych. Kościoła Dobrej Nowiny i Nadziei. Budowli posadowionej na fundamencie życia, nauczania, śmierci i ZMARTWYCHWSTANIA  Jezusa Chrystusa. Faktu, a nie legendy, którą można dowolnie drapować.

Czy np. ci, którzy z hucpą łamią recydywnie 8. przykazanie Dekalogu, mają świadomość brnięcia w bagno śmiertelnego grzechu? Ignorancja to czy zuchwałość wobec nakazów Stwórcy? Jest czas szukania odpowiedzi. Oby go nie zabrakło...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 17 z 23 04 2006r.


Rada Etyki Miarkowanej

Rok temu, dwa dni przed bolesnym odejściem Jana Pawła II do Domu Ojca, światem ludzi wstrząsnęła wiadomość o tragedii śmierci z pragnienia, na oczach milionów, amerykanki Terri Schiavo.

>>Jest to historia, która każe nam zastanawiać się nad tym, jak tajemnica Krzyża oświetla drogi ludzkiej egzystencji i ujawnia zamysły ludzkich serc... To pokazuje także, jaką straszną rzeczą jest dyktatura mediów opanowanych przez ludzi zaprzedanych służbie kłamstwu. Jest to jeden z głównych czynników prowadzących dziś do zniewolenia umysłów wielu ludzi, a nawet całych narodów. << - Tak kończy swój wstrząsający, dokumentowany artykuł ksiądz profesor Jerzy Bajda („Dwie rocznice”, „Nasz Dziennik” z 10 04 br.).
Raz jeszcze mogliśmy poznać niektóre istotne szczegóły tej wstrząsającej historii zabiegów męża Terri – Michela Schiavo, z potężnym wsparciem mediów, których finałem była nieludzka decyzja sędziego George Greek`a. A dramat załamywania człowieczeństwa pogłębia fakt, iż mimo wyraźnego nauczania Papieża, w gronie 55. bioetykow domagających się od gubernatora Florydy aby obalił prawo chroniące życie Terri było sześciu wykładających etykę na katolickich uniwersytetach – pisze Ksiądz Profesor  

Nie po raz pierwszy moralność ustąpiła przed fałszywym postrzeganiem godności ludzkiej osoby. Manipulacje wiedzą o faktach, wielokroć powielane i rozpowszechniane stworzyły klimat zbrodni. Ileż razy zatem trzeba przypominać, iż nie ostoi się społeczeństwo budujące swą teraźniejszość i przyszłość na kłamstwie? Na fałszowaniu rzeczywistości - w imię „wolności słowa”; lansowania „swoich prawd”; infantylnego „chciejstwa”; zgubnie stosowanej swawoli-bezwoli. Ile razy?... - To pytanie retoryczne – trzeba wytrwać w cierpliwości owe ewangeliczne „siedemdziesiąt siedem razy” – czyli wciąż, stale.
                                                                                                   ***
Z inicjatywy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, 29 marca 1995 r. podpisana została Karta Etyczna Mediów. Tą datę przyjąć też można – jak wynika z zapisu na stronie internetowej – za rozpoczęcie funkcjonowania Konferencji Mediów Polskich (1). „Sygnatariusze tej Karty powołują Radę / Radę Etyki Mediów- KN /, która strzec będzie powyższych zasad, publicznie orzekając w sprawach przestrzegania Karty i dokonując interpretacji jej zapisów.” „Celem Rady Etyki Mediów jest zajmowanie stanowisk i wydawanie opinii /niezwłocznie – KN /w sprawach istotnych dla mediów oraz dla ludzi związanych z nimi zawodowo. Podstawą do wydawania opinii są zasady ujęte w Karcie Etycznej Mediów.” (2) „Radę Etyki Mediów powołała do życia Konferencja Mediów Polskich w 1996 r. Obecnie pracuje Rada IV kadencji w dziesięcioosobowym składzie. Według regulaminu Rady do jej kompetencji należy wypowiadanie się w sprawach związanych z przestrzeganiem Karty Etycznej Mediów z 1995 r. Karta mówi, że dziennikarz powinien kierować się siedmioma zasadami: prawdy, obiektywizmu, oddzielenia informacji od komentarza, uczciwości, szacunku i tolerancji, pierwszeństwa dobra odbiorcy, wolności i odpowiedzialności. Zasady zawarte w Karcie rozszerza Dziennikarski Kodeks Obyczajowy z 2002 r. (3) Rada nie dysponuje żadnymi sankcjami, może tylko wskazywać wykroczenia, wyrażać opinie, zajmować stanowiska w konkretnych sprawach i apelować. Jednakże stanowiska rady traktowane są jako opiniotwórcze oceny w sprawach mediów, często o opinie Rady zwracają się różne instytucje, w tym także sądy. Rada Etyki Mediów przyznaje doroczną Nagrodę im. Jerzego Zieleńskiego.”

To tyle może o powstaniu i podstawach działania Rady. O jej fundamentach. Teoretycznych.                                                                  
                                                                                                 ***
Wnikliwa analiza wszystkich elementów „konstrukcyjnych” tak ważkiego ciała społecznego, instytucji ją tworzących, person mających wypełniać - w zamiarze - wielce szlachetną misję monitorowania mediów, oraz dbania o dobre obyczaje w przestrzeni masowej komunikacji społecznej, tudzież realizacji na przestrzeni lat tego zadania - zapewne przekraczającego możliwości REM - znacznie przekracza felietonowe zamierzenia ( to wyzwanie wręcz na pracę magisterską). Spróbujmy zatem pozostać przy kilku, wyrywkowo wybranych, znanych z autopsji, różnej rangi przykładach.

- Tygodnik „Polityka” zamieszcza tekst, w którym podważany jest dogmat o dziewictwie Najświętszej Maryi Panny, poprzez powielanie sztampowego rozumienia zapisu w Ewangelii o „siostrach i braciach Jezusa”. Prośba o zamieszczenie krótkiego listu ze wskazaniem na błąd oraz odesłaniem do artykułu biegłego w problematyce - o. prof. Jacka Salija, nie znajduje akceptacji redaktorów. („Dobre prawo prasowe to takie, które nie ogranicza wolności, ale wspiera wysiłek samoregulacyjny” – oświadczył Jerzy Baczyński, podczas niedawnej dyskusji nad rewizją prawa prasowego). Proszona o pomoc szefowa REM – p. Magdalena Bajer odsyła do p. Cezarego Gawrysia, zastępcy redaktora naczelnego miesięcznika "Więź". W końcu dowiaduję się (jeżeli dobrze zrozumiałem), że p. Gawryś – w imieniu REM - jest za a nawet przeciw... Mój list nie ukazuje się. „Wysiłek samoregulacyjny” w „Polityce” trwa... Czy to  w jego ramach p. Andrzej Czeczot w kolejnych numerach tygodnika szydzi z naszej rzeczywistości, umieszczając w prześmiewczych rysunkowych komentarzach krzyż, jako oczywiste i konieczne (?) dopełnienie obrazu polskiego ciemnogrodu? (zob. np. „Polityka”  11 i 12/2006)

- TVP pod egidą p. Jana Dworaka. Program p. Kamila Durczoka. Gwiazda TygPowszechnego dziennikarstwa p. Marek Zając dwukrotnie powtarza kłamstwo, iżby o. Rydzyk wzywał do zatopienia platformy ( w domyśle PO). Prowadzący nie reaguje. Być może z przekonania, iż w walce z  konkurencyjnym medium, każdy chwyt jest dozwolony. Ale Rada Etyki?...Ale „zasada prawdy” z Karty Etyki Mediów?...

- TV Polsat p. Zygmunta Solorza-Żaka, emituje m.in. stały program p. Tomasza Lisa  „Co z ta Polską? ”. W jednym z nich – mającym być kolejnym osądem „problemu Radia Maryja” - w gorącej jak zwykle atmosferze animowanej przez prowadzącego, p. Stefan Niesiołowski oskarża o. Tadeusza Rydzyka o oszustwo ( w oryginale: Dlaczego pan broni tego złodzieja!?) W innym spotkaniu, przywołuje się emocjonalne i powielane oskarżenia o propagowanie „szowinizmu, nacjonalizmu, antysemityzmu, wrogości, złości, teorii spiskowej dziejów itd.”. Zapał antyradiomaryjny musi tonować sam  Bronisław Wildstein. REM milczy. „Zasada prawdy i zasada szacunku i tolerancji” z Karty Etyki też?...

- Agorowe „opiniotwórcze” – jak samo się określa - Radio TOK FM. Jerzy Urban publicznie kpi z „tak marnego kraju” i znieważa symbol państwa – flagę. Redaktor naczelny Ewa Wanat, wspierana przez Marka Rymuszko – prezesa Zarządu Stowarzyszenia Krajowego Klubu Reportażu (7) - dziwi się, że ktoś może mieć za złe takiej osobie, w takim - nadawanym na żywo - programie... REM  przypuszczalnie też się dziwi; bo nie dosłyszałem głosu p. Bajer. Zapewne szykuje całą moc na kolejną  ocenę Radia Maryja.

- I rzeczywiście! Po przyrównaniu prof. Jerzego R. Nowaka (związanego z Radiem Maryja) do chwastu, p. Bajer wpisuje się  w oburzenie na „głoszenie antysemityzmu” w rozgłośni ojców Redemptorystów, wydając kuriozalne oświadczenie (4) z którego w efekcie wynika, że co wolno nowojorskiemu Żydowi - prof. Normanowi Finkelsteinowi (autorowi przemilczywanej książki „Przedsiębiorstwo holokaust”) i Julianowi Tuwimowi, nie wolno - pod groźbą okrutnych oskarżeń - powtarzać np. p. Michalkiewiczowi w szczególe, a w Radiu Maryja to już pod żadnym pozorem.

Pech ściga jednak p. Bajer i REM.  Światowy Kongres Żydów wydaje po kilku dniach oświadczenie-sprzeciw w sprawie propozycji Polskiego rządu o zmianie nazwy „KL Auschwitz” na „Były Nazistowski Niemiecki Obóz Koncentracyjny Auschwitz-Birkenau” pisząc m.in.: „Rząd w Warszawie chce historię Auschwitz, który jest wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO, odseparować od polskiej historii i dać jasno do zrozumienia, że Polska nie była zamieszana w obóz śmierci.”
Szok!
W programie p. Krzysztofa Skowrońskiego w TVP I „Wywiad i opinie”, nawet p. Maciej Iłowiecki, członek REM, musiał z widocznym  zażenowaniem wyznać, że ten dokument nie pomaga mu w obronie zarzutów Rady wobec p. Michalkiewicza - który nb. w tymże programie wykazał swoje racje. Tak jak publicysta p. Rafał Ziemkiewicz, stający w opozycji do sensu oświadczenia REM, czy wielu innych ludzi trzeźwo analizujących zdania wypowiedziane przez oskarżanego.

- Dlaczego napisałem wcześniej o ścigającym pechu? Chociażby ze względu na „dyplomatyczny”  list Rady do Przewodniczącego KRRiTV p. Juliusza Brauna w sprawie głośnego reportażu filmowego Jerzego Morawskiego z TVP (wówczas pod Robertem Kwiatkowskim) „Imperium o. Rydzyka” (5). Produkcja owa została uznana przez Zarząd Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich za godną tytułu...Hieny Roku!

To naprawdę bardzo przypadkowe wskazania. Można byłoby dorzucić np. osiągi p. Ewy K. Czaczkowskiej, specjalistki  „Rzeczpospolitej”, w przekręcaniu sensu wypowiedzi JE bp. Józefa Zawitkowskiego w homilii wygłoszonej w Toruniu, podczas pielgrzymki Rodziny Radia Maryja (oraz nie opublikowanie uzgodnionego sprostowania); ostatnio wydrukowany w „Rzepie” list Macieja Szczepańskiego obrażający rozum ale i najwyższe władze naszego państwa (8), tudzież dziesiątki, setki, tysiące, innych „wierności inaczej” Karcie Etyki Mediów i Dziennikarskiemu Kodeksowi Obyczajowemu.

Przeglądając annały pism postępu i zapisy radiowo-telewizyjne, można doznać osłupienia skutkami owych „wysiłków samoregulacyjnych”. Może ktoś, kiedyś, będzie miał ochotę na podjęcie wysiłku zebrania wypisów z „mowy tolerancji i otwartości”... I to bez wsparcia obcych ambasad, jak było z judzącą, antypolską publikacją Magdaleny Tulli/Sergiusza Kowalskiego: „Zamiast procesu. Raport o mowie nienawiści”

Dla sprawiedliwości przyznać należy, że nie wszyscy aktualni członkowie REM (6) są chętni do tak asymetrycznych oświadczeń ( np. głos odrębny p. red. Anny T. Pietraszek z Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy), a i w historii istnienia Rady znajdujemy opinie z którymi trzeba się zgodzić i podziękować za nie. Tym bardziej boli i zastanawia asymetria w traktowaniu niektórych „zjawisk” medialnych. To skłania do pytań o przyczyny takich ocen rzeczywistości. Dziwi również brak mocnej reakcji na zadziwiające rozstrzygnięcie Trybunału Konstytucyjnego, uznającego za błedny zapis ustawy, dający Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji  możliwość „inicjowania i podejmowania działania w zakresie ochrony zasad etyki dziennikarskiej” - przecież to był naturalny sojusznik i dodatkowy oręż w walce z patologią medialną; z lekceważeniem zapisów z Karty Etycznej Mediów i DzKO?
                                                                                                  ***

Powstanie Społecznego Niezależnego Zespołu ds. Etyki Mediów ze znanymi i godnymi nazwiskami o. prof. Alberta Marii Krąpca, prof. Bogusława Wolniewicza, czy ks .prof. Czesława Bartnika - stało się naturalną konsekwencją zbyt długo trwającej wątpliwości co do pełnego obiektywizmu REM.

To może być ważny Sprzymierzeniec w porządkowaniu i czyszczeniu naszego domu - IV Rzeczpospolitej.
                                                                                                    ***

„ /.../ straszną rzeczą jest dyktatura mediów opanowanych przez ludzi zaprzedanych służbie kłamstwu. Jest to jeden z głównych czynników prowadzących dziś do zniewolenia umysłów wielu ludzi, a nawet całych narodów ”

Krzysztof Nagrodzki
---------------------------------------------------------------------------------------------

 (1) Kartę Konferencji Mediów Polskich odpisali prezesi: Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczpospolitej Polskiej, Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy, Syndykatu Dziennikarzy Polskich, Związku Zawodowego Dziennikarzy, Unii Wydawców Prasy, Telewizji Polskiej S.A., Telewizji "Polsat", Stowarzyszenia Niezależnych Producentów Filmowych i Telewizyjnych, Polskiego Radia S.A., Stowarzyszenia Radia Publicznego w Polsce, Stowarzyszenia Polskiej Prywatnej Radiofonii, Związku Zawodowego Dziennikarzy Radia i Telewizji oraz krajowy duszpasterz środowisk twórczych, ks. Wiesław Niewęgłowski. Przewodniczący Krajowego Klubu Reportażu podpisał Kartę dwa lata później, gdyż w roku 1995 Stowarzyszenia to jeszcze nie istniało.

Sygnatariusze KMP
Krystyna Mokrosińska - Prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich
Jerzy Domański - Prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy RP
ks. dr Wiesław Niewęgłowski - Krajowy Duszpasterz Środowisk Twórczych
Małgorzata Bartyzel - Prezes Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy
Bogusław Chrabota - Redaktor Naczelny Telewizji Polsat
Marek Rymuszko - Prezes Stowarzyszenia "Krajowy Klub Reportażu"
Piotr Górski - Przewodniczący Zarządu Głównego Związku Zawodowego Dziennikarzy
Jan Dworak - Prezes TVP S.A.
Andrzej Siezieniewski - Prezes Polskiego Radia S.A.
Mariusz Jeliński - Przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Radia i Telewizji
Wiesław Podkański - Prezes Izby Wydawców Prasy
Wiesław Marnic - Przewodniczący Syndykatu Dziennikarzy Polskich
Rafał Wieczyński - Krajowa Izba Producentów Audiowizualnych
Barbara Trzeciak-Pietkiewicz - Telewizja TV4
Marcin Przeciszewski - Prezes Katolickej Agencji Informacyjnej
Waldemar Siwiński - Prezes Polskiej Agencji Prasowej

Konferencja Mediów Polskich za jedno z najważniejszych swoich zadań przyjęła upowszechnianie treści Karty oraz informowanie o trybie składania skarg do Rady Etyki Mediów i niezwłocznego ogłaszania orzeczeń Rady.

(2) Karta Etyczna Mediów
Dziennikarze, wydawcy, producenci i nadawcy szanując niezbywalne prawo człowieka do prawdy, kierując się zasadą dobra wspólnego, świadomi roli mediów w życiu człowieka i społeczeństwa obywatelskiego przyjmują tę Kartę oraz deklarują, że w swojej pracy kierować się będą następującymi zasadami:

Zasadą prawdy - co znaczy, że dziennikarze, wydawcy, producenci i nadawcy dokładają wszelkich starań, aby przekazywane informacje były zgodne z prawdą, sumiennie i bez zniekształceń relacjonują fakty w ich właściwym kontekście, a w razie rozpowszechnienia błędnej informacji niezwłocznie dokonują sprostowania

Zasadą obiektywizmu - co znaczy, że autor przedstawia rzeczywistość niezależnie od swoich poglądów, rzetelnie relacjonuje różne punkty widzenia.

Zasadą oddzielania informacji od komentarza - co znaczy, że wypowiedź ma umożliwiać odbiorcy odróżnianie faktów od opinii i poglądów.

Zasadą uczciwości - co znaczy działanie w zgodzie z własnym sumieniem i dobrem odbiorcy, nieuleganie wpływom, nieprzekupność, odmowę działania niezgodnego z przekonaniami.

Zasadą szacunku i tolerancji - czyli poszanowania ludzkiej godności, praw dóbr osobistych, a szczególnie prywatności i dobrego imienia.

Zasadą pierwszeństwa dobra odbiorcy - co znaczy, że podstawowe prawa czytelników, widzów, słuchaczy są nadrzędne wobec interesów redakcji, dziennikarzy, wydawców, producentów i nadawców.

Zasadą wolności i odpowiedzialności - co znaczy, że wolność mediów nakłada na dziennikarzy, wydawców, producentów, nadawców odpowiedzialność za treść i formę przekazu oraz wynikające z nich konsekwencje.

Kartę Etyczną Mediów, opracowaną z inicjatywy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, podpisali w dniu 29 marca 1995 r. prezesi: Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczpospolitej Polskiej, Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy, Syndykatu Dziennikarzy Polskich., Związku Zawodowego Dziennikarzy, Unii Wydawców Prasy, Telewizji Polskiej S.A., Telewizji „Polsat., Stowarzyszenia Niezależnych Producentów Filmowych i Telewizyjnych, Polskiego Radia S.A., Stowarzyszenia Radia Publicznego w Polsce, Stowarzyszenia Polskiej Prywatnej Radiofonii, Związku Zawodowego Dziennikarzy Radia i Telewizji oraz krajowy duszpasterz środowisk twórczych, ks. Wiesław Niewęgłowski
(3) Dziennikarski Kodeks Obyczajowy (ze względu na objętość) proszę poszukać na stronie: http://www.radaetykimediow.pl

(4) Oświadczenie w sprawie felietonu w Radiu Maryja z 1 04 2006r.

Rada Etyki Mediów wyraża oburzenie z powodu języka, jakim posłużył się w swym felietonie w Radiu Maryja (27 marca b.r.) Stanisław Michalkiewicz, mówiąc o roszczeniach organizacji żydowskich do spadku po ofiarach Zagłady w Polsce. Sprawa może podlegać różnym ocenom, na pewno zasługuje na poważne potraktowanie. Jest zresztą przedmiotem rozważań i rozstrzygnięć prawnych. Autorowi posłużyła do prymitywnej wypowiedzi antysemickiej. Kategoryczne, ale słabo udokumentowane zarzuty, wypowiedział on językiem nienawiści, używając pogardliwych określeń i powtarzając wielokrotnie sformułowania: przedsiębiorstwo holocaust", "firma holocaust", które poza kontekstem, w jakim powstały (książka Normana Finkelsteina p.t. "O przemyśle Holocaustu"), są obelżywymi epitetami. REM apeluje do Radia Maryja, rozgłośni przedstawiającej się jako katolicka, o zaniechanie podobnych publikacji.
(5) List REM o filmie Jerzego Morawskiego "Imperium Ojca Rydzyka" proszę poszukać na stronie: http://www.radaetykimediow.pl/dokumenty_rem2002_1.html
 (6) Skład Rady Etyki Mediów IV kadencji proszę poszukać na stronie: http://www.radaetykimediow.pl/skladrady.html
 (7) Stanowisko Stowarzyszenia Krajowy Klub Reportażu
w sprawie pisma przewodniczącej KRRiT do Radia TOK FM proszę poszukać na stronie: http://www.radaetykimediow.pl/dokumenty_kmp4.html
(8) "Radio Maryja szerzy nienawiść..."
(Rzeczpospolita, Listy 10 04 2006r.)

Rozumiem gorycz dr. Marka Edelmana i solidaryzuję się z nim, ale sądzę, że jego apel do pana premiera i marszałka Sejmu o podjęcie kroków, które eliminowałyby ideologię szerzoną przez środowisko księdza Rydzyka, nie ma żadnych szans (" Radio Maryja szerzy nienawiść...", "Rz" 82, 6.04.2006 r.). Przecież oni zostali premierem i marszałkiem z woli księdza Rydzyka, a któż, panie doktorze, podcina gałąź, na którą się nareszcie wdrapał? Niedawno dowiedziałem się z TV, że poseł Najjaśniejszej Rzeczypospolitej dostaje co miesiąc na utrzymanie siebie i biura ok. 22 tys. złotych, a za 4 lata znów będą wybory. Kto zaryzykuje utratę takiego szmalu na następne 4 lata? Panie doktorze, odstąpię panu mój własny pomysł na zachowanie resztek pogody ducha: gdy mnie zemdli relacja z Sejmu, zmieniam kanał TV na Animal Planet: nareszcie ludzkie twarze!

Maciej Szczepański, emeryt (adres do wiadomości redakcji)

Publikacja: Myśl Polska nr 18-19 z 30 04 – 7 05 2006r.


Srebnikowanie prawdy

Bezczelna próba rządu polskiego aby zmienić nazwę KL Auschwitz na „Były Nazistowski Niemiecki Obóz Koncentracyjny Auschwitz-Birkenau”, zmusza awangardę ludzkości do przyśpieszenia weryfikacji historycznych zapisów o latach trzydziestych, czterdziestych i późniejszych XX wieku. Przedsięwzięcie pod nazwą Światowy Kongres Żydów dało - zaraz po mediach niemieckich - sygnał do zintensyfikowania badań; zaś ciche pochylenie naszych lewo-filo-semitów (lefs), poświadcza, iż tak trzeba.

Podobno już widać zarys porażających skutków rewizji dotychczasowych standardów. Otóż Adolf Hitler to pseudo zaciekłego polskiego rasisty Adama Hitlerowskiego syna Alojzego, który - po długofalowym i niezwykle skutecznym kamuflażu - zdołał obsadzić NSDAP, S.A., SS i spory odłam Wehrmachtu swoją endecką agenturą, a następnie rozpoczął wiadome draństwa. W tej sytuacji prawdziwi i dobrzy Niemcy (PDN) ruszyli na Wschód (np. zamojszczyzna), aby kosztem wyrzeczeń, a nawet śmierci, ratować Żydów z polskich obozów koncentracyjnych i zagłady, dokąd kierowali ich masowo polscy szmalcownicy. PDN uzyskali pomoc tow. Stalina i radzieckich komunistów a Armia Czerwona uderzyła na polskich faszystów. Nazistowską gadzinę dobito w Berlinie - gdzie się była schroniła. Następnie towarzysze radzieccy i ideowe dzieci brodatego dziadka Marksa zaprowadzali porządek w tej części Europy, aby „Nigdy więcej!”. Szło nieźle, ale konieczna zmiana metod globalnych restrukturyzacji doprowadziło do małego zamętu i chętek odwrócenia biegu dziejów. Mamy tego przykład właśnie w tym kraju, gdzie faszystowskie i rasistowskie siły katolickiego ciemnogrodu - nasycone mlekiem antysemityzmu z piersi matki i z Radia Maryja -  próbują rewanżyzmu.  Lefs wszystkich stanów – do boju! Srebrniki czekają.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 18-19 z 30 04 – 7 05 2006r.

***

Bardzo dziękuję p. Janowi Wojnowskiemu  - Redaktorowi Naczelnemu Wielkiej Encyklopedii PWN - za możliwość ponownego przyjrzenia się poruszanym problemom. Autor listu  (do tyg. Niedziela) stawia pod moim adresem - jak zrozumiałem - zarzuty, iż:
1.    Oskarżam tendencyjnie redaktorów  WE PWN o  „fałszowania polskiej historii – ściślej stosunków polsko-żydowskich” i „polsko-ukraińskich”, godząc w dobre imię PWN i autorów haseł;
2.    „Uporczywie powracam” i rozpowszechniam „absurdalne insynuacje” związane z hasłem „antysemityzm” w 2 tomie WE PWN;
3.    Kłamię o grożeniu  p r z e z.  p. Wojnowskiego możliwością procesu za opublikowane informacje i opinie, ponieważ to właśnie ja groziłem w „Źródle”;
4.    Popełniłem błąd co do formy własności PWN.

ad. 1 i 2

W haśle „antysemityzm” zredagowanym w 2 tomie WE PWN p. Red. Naczelny Jan Wojnowski dopuścił do takiego oto sformułowania (autor hasła p. Daniela Grinberg): „Najdrastyczniejszym przejawem wrogości do Żydów z lat wojny był mord w Jedwabnem /.../” I ani słowa o piekle Auschwitz - Birkenau, Bełżca, Treblinki, Sobiboru, Chełmna, Majdanku – aby przywołać największe z obozów koncentracyjnych i zagłady. Jedwabne i koniec. Tak skonstruowany opis, wywołał wstrząs i pytania czy jest to rzetelna informacja czy raczej element propagandy w naukowym przybraniu.

I jeszcze jedno: Pan Wojnowski nie odniósł się do uwagi, iż w Wielkiej  Encyklopedii brak hasła „antypolonizm”. Srogo się zawiódł ten, kto poszukiwał go również w Suplemencie WE. Jest tam np. „Antyklerykalna Partia Postępu >Racja<”; hasła: „Antypolonizm” brak. Biblioteka Narodowa już parę lat temu dostrzegła to groźne przecież zjawisko i uruchomiła odpowiednie odnotowywania. A PWN?… Dlaczego?

Co do haseł „UPA” i „Wołyń” podałem wyraźnie źródła cytatów i zastrzeżeń do jakości ich redakcji. Autorem obszernego artykułu „PWN nobilituje OUN-UPA” zamieszczonego n-rze 51-52 tygodnika „Myśl Polska” jest p. Feliks Budzisz (a nie p. Zbigniew Małyszczycki – jak napisałem, przepraszam)
Pozostałe przekazał inny znawca problematyki kresowej – właśnie p. Małyszczycki. Polecam zainteresowanym pełną ich  lekturę. „Kto pisał dla PWN hasło Ukraińska Powstańcza Armia?” w n-rze 38 tygodnika „Myśl Polska” i „PWN się kompromituje” z n-ru 3/2006 tegoż tytułu. (również w Internecie: http://myslpolska.icenter.pl/ kresy) Warto. Są konkretne, w sposób rozbudowany i  rzeczowy wskazują na uchybienia.

Pan Wojnowski w swoim liście nie odnosi się do podstawowej  krytyki hasła „UPA” z 28. tomu WE, szybko przechodząc do następnego - „Wołyń” - ale już z 29 tomu,  cytując wybrany fragment. Ale nawet w nim widać potwierdzenie przynajmniej części zarzutów stawianych przez p. Małyszyckiego. Czytamy: „...Siłą zaczepną w narastającym konflikcie była strona ukraińska /.../ ”.
- O jakim „konflikcie” mowa?
Przecież to było ludobójstwo, mające „oczyścić” Wołyń z Polaków; o czym zresztą – trzeba przyznać – jest w dalszej części opisu hasła.
Na ile uporczywe publikacje i korespondencja z PWN przyczyniły się do takiej redakcji – trudno powiedzieć.
Niestety, na określenie bezmiaru zbrodni ukraińskich nacjonalistów nie pada słowo „ludobójstwo”. Dlaczego?

ad.3  
23 lipca 2001r. p. Wojnowski skierował list do redakcji „Naszego Dziennika” (gdzie po raz pierwszy zwrócono uwagę na bulwersującą konstrukcję hasła „antysemityzm”), w którym napisał m.in.: „ /.../ nasze Wydawnictwo rozważy, jeśli sytuacja będzie tego wymagała,  skierowanie sprawy na drogę sądową /.../ ”
Natomiast w tygodniku Źródło” niczego nie publikowałem. Pan Wojnowski pomylił mnie zapewne z autorem tekstu p. J. Nowakiem.

ad.4  
To prawda. Powtarzając bez sprawdzenia informację o własności, popełniłem błąd. Przepraszam. Rzeczywistość jest znacznie ciekawsza.

PWN w 1992r. zakupiła  „międzynarodowa grupa inwestorów – Luxembourg Cambridge Holding Group (LCHG), która powstała w 1991 r. jako odpowiedź na przemiany w Europie Środkowo-Wschodniej.”
Aktualna struktura właścicielska przedstawia się następująco: Spółka Luxembourg Cambridge Holding Group SA 84,5%; Akcjonariusze mniejszościowi 15,5%. Czy tam  - „w odpowiedzi na przemiany w Europie Środowo-Wschodniej” - kryją się źródła inspiracji „rozkładania akcentów”?

Pan Jan Wojnowski w liście o którym w „ad.3” deklarował:  „ /…/ redaktorzy encyklopedii PWN są zawsze gotowi do analizy wszystkich uwag czytelniczych, nawet najbardziej krytycznych, ale formułowanych w dobrej wierze, w sposób rzeczowy i rzetelny”.
Oby te słowa stały się codzienną praktyką - w tym umiejętnością spokojnego korygowania „niewłaściwie rozłożonych akcentów”.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Niedziela nr 19 z 7 05 2006r.


Reportaże z codzienności. Animusz wiosenny

Wielka moc wstąpiła w siły postępu. Bez zważania na tzw. obiektywną rzeczywistość, tzw. obiektywną prawdę oraz chłody przygruntowe, harcownicy rozpoczęli kolejny sezon publicznego napinania muskułków ideolo.
Ożywienie wstąpiło w służbę zdrowia – rzeczywiście skandalicznie nisko opłacaną - której cierpliwość dosyć spolegliwa wobec poprzedniego władztwa, nie jest w stanie doczekać nowego roku budżetowego. A nawet jesieni.
Z kolei aktyw spod znaku ZNP nie może znieść perspektywy zamachu na wolność lewackiej pedagogiki poprzez nowy Instytut, mający przypominać o istnieniu również prawości.
Wszystko przebija jednak energia skierowana na ostateczne rozwiązanie kwestii Radia Maryja (RM). Ledwie nieukładny publicysta Stanisław Michalkiewicz dokończył wypowiadanie ostatnich słów swego felietonu na antenie RM (głoszonych od dawna w innych mediach), będących - jak się twierdzi - powtórzeniem tez opartych na książce prof. Normana Finkelsteina „Przedsiębiorstwo holokaust”, żądaniach Światowego Kongresu Żydów (ŚKŻ) oraz zwrotu użytego przez Juliana Tuwima, a tu przestrzeń napełnił szum języków, jakby nie z wysoka pochodzący.
Zresztą podobny temu, który zrodziło ongiś wystąpienie w RM red. Krzysztofa Wyszkowskiego. Podobny, ale nie identyczny.

Tym razem ciężar pretekstu obrazy do udźwignięcia był mimo wszystko znaczniejszy (proszę wybaczyć p.Wałęsa): należało dać odpór antysemityzmowi a`la Sturmer – jak zawyrokowała „legenda” postępowej historii Marek Edelman. A tak przy okazji - ciekawe gdzie postępowa historia i jej media zapodziały pamięć o wykrwawionych bojownikach Getta z Żydowskiego Związku Wojskowego (ŻZW), powołanego przez prawych żydowskich oficerów Wojska Polskiego w grudniu 1939r. i współdziałającego z Armią Krajową; czy np. pamięć o deklaracji Związku Żydów Uczestników Walk o Niepodległość Polski z 1942r. w wydawanej w gettcie warszawskim przez Stefana Lublinera „Żagwi” ?...*

Wróćmy jednak do animuszu. „Judejczykowie”, „przedsiębiorstwo holokaust”, „haracz” – na antenie katolickiego radia nadawało się w sam raz do pokazania krzepy drużyny lewo-filo-semitów (lefs).
Pech jednak chciał, że kiedy szło nieźle: A to p. Bajer - Rada Etyki Mediów - zatrzęsła się z oburzenia na „prymitywny antysemityzm”; a to wypróbowani świeccy i duchowni dali wyraz (Czemu u licha wciąż w TV ci sami staruszkowie i jeden zmłodowaciały Sowa!? Brak narybku?); a to sam marszałek Jurek śpiesznie uznał; gruchnęło Oświadczenie ŚKŻ idące w sukurs p. Michalkiewiczowi tak dalece, iż nawet skonfundowany członek Rady Etyki musiał wyznać ze zbolałą miną (TVP I, 9 kwietnia br. program Krzysztofa Skowrońskiego), iż teraz jest mu trudniej...

Trudno było też Bronisławowi Wildsteinowi - znanemu z dyscypliny intelektualnej -  nie wesprzeć p. Michalkiewicza i nie stanąć w obronie RM, prawda, że z zastrzeżeniem, do którego miał prawo, iż uraziło go jedynie felietonowe uogólnienie „judejczykowie”, w miejsce - żydowscy cwaniacy, czy - niektórzy z nich.

Wezwanie do napinania mięśni jednak - w ogóle i w szczególe – trwa. Ba! - przekroczyło granice i leci niczym ptasia grypa i pieśń postępowa, co to nie zna granic ni kordonów. Ciekawe czym też wróci ? Wszak służby mają zostać zrestrukturyzowane, a niektórzy nie lewi „judejczykowie” popierają sens i prawdę...
                                                                   ***
Tymczasem dziennikarstwo śledcze skoncentrowane na powielaniu od lat standardowych odkryć ciemnych kart RM, w tym: „antysemityzmu”, „przekrętów finansowych” (pewnie na sfinansowanie maybacha z „faktu prasowego”) i innych, tudzież rozszyfrowywaniu prawych niecnot, w przerabianiu pozostałości PRL na IV RP,  nie odkryło czy  animusz o którym piszemy, wynika z naturalnego wiosennego ożywienia, czy też ze świeżej dostawy substancji dopingujących firmy „Ideolo - Export - Import”. Być może badania laboratoryjne odnowionej Rzeczpospolitej będą mogły to wykazać...

Krzysztof Nagrodzki
(14 04 2006)
Publikacja: Myśl Polska nr 20-21 z 14-21 05 2006r.

* Zob. np. Jerzy Robert Nowak – Przemilczani obrońcy Polski, wyd. MaRoN


Zasoby wolności

Nie raz pisałem o potrzebie silnego bloku patriotycznego, katolickiego, narodowego. Organizacji niezbędnej dla udźwignięcia ciężaru generalnego remontu Ojczyzny. Wtedy można było mieć nadzieję, że twardym jądrem kondensacji stanie się LPR. Opatrzność powierzyła jednak PiS zadanie postawienia zapory dla dalszych „restrukturyzacji” regionu nad Wisłą. Dlatego sympatie i nadzieje milionów Polaków skupiły się na tym właśnie ugrupowaniu. A także na tych, którzy potrafią działać „politycznie” - czyli roztropnie dla dobra Rzeczpospolitej. Niezależnie od osobistych zawodów. Idealnej codzienności na tym padole nikt nie stworzy – takie mrzonki rodziły przeróżne demony – ale o wspólną akcję domowników dla ratowania rozwalanej chałupy, starać się trzeba. Proszę dostrzec jak histeryczne reakcje „postępu” wywołują np. pomysły na stworzenie Narodowego Instytutu Wychowania, Narodowego Instytutu Monitorowania Mediów, konsekwentnego dyscyplinowania przeróżnych tub odmóżdżania „zasobów ludzkich”. Zasobów mających reagować jak pies Pawłowa na bodziec emocjonalny, miast używania atrybutów człeka rozumnego: umiejętności zbierania, analizowania oraz optymalnego wykorzystywania wiedzy, oraz woli wzrastania do wolności człowieka niemanipulowanego. Jakichże to chwytów używa się, aby zniechęcić do ujawnienia prawdy o nas samych, aby „zamieść pod dywan” brud, zamiast po prostu pozbyć się go. Pozbyć szczególnie z naszych sumień, bo to daje szansę na wzrastanie. Nawet jeśli kiedyś ów wzrost został zahamowany, bądź źle ukierunkowany. Opór będzie potężny, bowiem - jak odkrył  jeden z  ojców postępu tow. Stalin - „walka zaostrza się w miarę sukcesów”.

Prawi nie walczą o „postęp”. Starają się po prostu zachować i poszerzać enklawy wolności do godnego życia w prawdzie.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 20-21 z 14-21 05 2006r.


Moce ciemnogrodu

W głębinach historii chrześcijaństwa zwanych potocznie „ciemnym średniowieczem” - w odróżnieniu od dni jasności pogańskich pląsów i rzezi w przerwach między nimi - zdarzały się różne rzeczy. Chrześcijanie poza budowaniem ciemnogrodzkich katedr, dróg, mostów, organizowaniem miast, szpitali, uniwersytetów, tworzeniem wielkich dzieł sztuki, urządzali sobie od czasu do czasu międzynarodowe spotkania – np. taki Zjazd Gnieźniewski w 1000 roku, kiedy do grobu św. Wojciecha przybył, zaprzyjaźniony wcześniej z tym biskupem-męczennikiem, cesarz Otton III.

Galopowały wieki, krzepła globalna myśl o potrzebie restrukturyzacji nieznośnych chrześcijańskich drogowskazów sensu. A po tysiącu lat zjechali do Gniezna „nowi europejczycy”, żeby sobie pokonsultować. Prezydent Niemiec - Jahannes Rau (ten sam, który mówił o zakazie stosowania w szkołach symboliki chrześcijańskiej, a także noszenia habitów zakonnych) – dał głos, iż Europa nie potrzebuje już parasola chrześcijańskiego. A zebrani „pomni doświadczeń” etc., oświadczyli, że będą: „kierować się”; „solidarnie angażować”; „zdecydowanie przeciwstawiać zagrożeniom”; „w poszanowaniu” i takie te... Imponująca nowomowa. I ani mru-mru o wstydliwym, niepoprawnym  rodowodzie Europy - chrześcijaństwie.

Minęło lat kilka, zmienili się prezydenci, rządy, a to co dla ciemnogrodu było zawsze oczywiste, zaczyna jakby docierać do kazamatów postępu. Rząd Angeli Merkel, nie zważając na cichy ból central  muzułmanów i żydów zawiera przymierze z Kościołami w Niemczech dla stworzenia modelu wychowywania młodych w chrześcijańskim systemie wartości.  Coś podobnego! U nas czerwone i różowe lewactwo wyłoby z grozy w dnie i noce. Szczególnie w noce. Jak to bywa ze złymi mocami.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 22-23 z 28 05 – 4 06 2006r.


Konwencje konwersowania

Ambitny pomysł stworzenia przestrzeni do spotkań ludzi techniki z problemami bytu niematerialnego pod nazwą „Konwersatorium Bóg i nauka”, zainicjowany na Politechnice Łódzkiej lat kilka temu, nie mógł nie zaciekawić. I nie to może było najbardziej frapujące, że w kolejnym środowisku zapala się chęć wyjścia poza codzienną rutynę mniej czy bardziej udanych konfrontacji z sekretami materii, a raczej w jakim kierunku rozwinie się ta inicjatywa.

Początek był wielce udany: przy zaskakująco dużej frekwencji profesor Zbigniew Jacyna-Onyszkiewicz - znawca zagadnień fizyki kwantowej – starał się dotknąć Tajemnicy Trójcy Przenajświętszej korzystając – przepraszam Pana Profesora za brutalny skrót –  z...bezradności nauki wobec zagadek świata fizykalnego. Następne wykłady i dyskusje – często bardzo ciekawe – krążyły w stosunkowo bezpiecznej odległości od możliwych emocji, gdyby szyld Konwersatorium został potraktowany z należytą stanowczością. Wreszcie nadszedł moment pewnej determinacji: Spotkanie z Tajemnicą Całunu Turyńskiego. Nigdy wcześniej ani potem nie dostrzegłem takiego zainteresowania tematem; również zainteresowania medialnego. Tym razem mogliśmy usłyszeć, co nauka ma do powiedzenia o nadal nie wyjaśnionych zagadkach niezwykłej tkaniny – w tym o ułomności zastosowanej metody badania węglem C14.

Można było spodziewać się, że po tak wyraźnej wskazówce, następne spotkania (niekoniecznie wszystkie) będą miały odwagę podejmowania trudnych do wyjaśnienia z punktu widzenia współczesnej wiedzy łamigłówek. Niewątpliwie fascynujące mogłoby np. być panelowe spotkanie zwolenników hipotezy ewolucji międzygatunkowej z naukowcami kwestionującymi ją - chociażby z punktu widzenia modnej obecnie hipotezy „inteligentnego projektu”, czy z „tradycyjnymi” kreacjonistami. Pożyteczne – jak sadzę – mogło by być przedstawienie dowodów na zjawiska tak dalece nienaturalne, iż muszą być uwzględnione w naszym światopoglądzie – przynajmniej jako wyzwanie dla umysłu, dla nauki. Pomysły można mnożyć; a podejmowanie wyzwań, to właśnie pole do popisu sprawności wysokosprawnych intelektów, jakimi dysponują przecież naukowcy – czyż nie?

Szkoda, że po owym „całunowym” akcie męstwa, nastąpił sezon standardowego dywagowania filozoficznego, typowego dla klubów pogodnej jesieni. Być może spotkanie z dynamicznym wykładem „Chrześcijanin we współczesnym świecie” (dlaczego zrealizowany w takiej ciszy medialnej?...) prof. dr hab. Piotra Jaroszyńskiego  – z renomowanej lubelskiej( KUL) szkoły tomizmu - przełamie ten cykl; zatem nie traćmy nadziei, chociaż – trzeba to przyznać – spotkanie nauki z zagadkami zwanymi „nadnaturalnymi” to wielkie i trudne wyzwanie; również dla Organizatorów. Ale czy nie warto? - Spotkanie z tajemnicą Całunu Turyńskiego udowodniło że tak.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Aspekt Polski maj 2006


Benedykt XVI w Polsce

To nie była podróż sentymentalna, chociaż zawierała bardzo wzruszające spotkania. To dalszy ciąg benedyktyńskiej pracy nad wnoszeniem i wzmacnianiem naszego pięknego chrześcijańskiego, katolickiego, domu. Cztery dni przyniosły ogrom treści krzepiących wiarę, że ten wybór - wybór kardynała Ratzingera na kolejnego wikariusza Chrystusa - był darem i następną szansą dla nękanego przeróżnymi modernizmami, atakowanego bałwanami antyteizmu, Kościoła rzymskokatolickiego. Z tego wielkiego kondensatu nauk które przekazał Benedykt XVI, dla potrzeb tego tekstu pozwalam sobie na wybranie tylko kilku. Myślę, że nie one będą motywem przewodnim postępowych komentarzy.
                                                                                                 ***
Ojciec Święty prosząc nas wszystkich, abyśmy byli wytrwali i mocni w wierze oraz w dawaniu świadectwa życia, przypomniał osobom szczególnie wybranych przez Boga do opieki nad Jego owczarnią o bezwzględnym nakazie służby prawdzie:  
„W dziejach Kościoła Apostołowie głosili słowo Chrystusa, starając się przekazać je nieskazitelne swoim następcom, którzy z kolei przekazywali je następnym pokoleniom, aż do naszych czasów. Wielu głosicieli Ewangelii oddało życie za wierność prawdzie słowa Chrystusa. I tak, z troski o prawdę, ukształtowała się Tradycja Kościoła./.../
Aby przeciwstawić się pokusom relatywizmu i permisywizmu, nie jest wcale konieczne, aby kapłan był zorientowany we wszystkich aktualnych, zmiennych trendach; wierni oczekują od niego, że będzie raczej świadkiem odwiecznej mądrości, płynącej z objawionego Słowa. /.../ Chrystus potrzebuje kapłanów, którzy będą dojrzali, męscy, zdolni do praktykowania duchowego ojcostwa.”/.../
„Podobnie jak było w minionych wiekach, i dziś są osoby lub środowiska, które, odchodząc od tej Tradycji, chciałyby zafałszować słowo Chrystusa i usunąć z Ewangelii prawdy, według nich, zbyt niewygodne dla współczesnego człowieka. Usiłuje się stworzyć wrażenie, że wszystko jest względne, że również prawdy wiary zależą od sytuacji historycznej i od ludzkiej oceny.(podkr. KN) Kościół jednak nie może dopuścić, by zamilkł Duch Prawdy. Za prawdę Ewangelii odpowiedzialni są następcy Apostołów, razem z Papieżem, ale także wszyscy chrześcijanie są wezwani, by wziąć na siebie część tej odpowiedzialności, przyjmując jej autorytatywne wskazania. Każdy chrześcijanin winien konfrontować własne poglądy ze wskazaniami Ewangelii i Tradycji Kościoła, aby dochować wierności słowu Chrystusa, nawet gdy jest ono wymagające i po ludzku trudne do zrozumienia. Nie możemy ulec pokusie relatywizmu czy subiektywnego i selektywnego interpretowania Pisma Świętego. Tylko cała prawda pozwoli przylgnąć do Chrystusa, który umarł i zmartwychwstał dla naszego zbawienia.
Chrystus mówi: "Jeśli Mnie miłujecie...". Wiara nie oznacza jedynie przyjęcia określonego zbioru prawd dotyczących tajemnic Boga, człowieka, życia i śmierci oraz rzeczy przyszłych. Wiara polega na głębokiej, osobistej relacji z Chrystusem, relacji opartej na miłości Tego, który nas pierwszy umiłował (por. 1 J 4, 11), aż do całkowitej ofiary z siebie.”
                                                                                                  ***
Z kolei oczekującym z napięciem na słowa Benedykta XVI w byłym niemieckim, nazistowskim obozie Auschwitz-Birkenau (jak trudno przechodzi – a właściwie: nie przechodzi -  cała nazwa przez gardła postępowych komentatorów....) i w jakimś stopniu zawiedzionym, iż Papież nie potępił naród niemiecki i chrześcijaństwo en bloc za sprawstwo holokaustu, przypomnijmy kwintesencję Jego słów: Nie potrafimy przeniknąć tajemnicy Boga – widzimy tylko jej fragmenty i błądzimy, gdy chcemy stać się sędziami Boga i historii. Nie obronimy w ten sposób człowieka, przeciwnie, przyczynimy się do jego zniszczenia. Nie – ostatecznie powinniśmy wytrwale, pokornie, ale i natarczywie wołać do Boga: Przebudź się! Nie zapominaj o człowieku, którego stworzyłeś! To nasze wołanie do Boga winno jednocześnie przenikać i przemieniać nasze serca, aby obudzić ukrytą w nas obecność Boga – by Jego moc, którą złożył w naszych sercach, nie została stłumiona i zagrzebana w nas przez muł egoizmu, strachu przed ludźmi, obojętności i oportunizmu. Zanośmy to wołanie do Boga, skierujmy je również do naszych serc właśnie teraz, gdy pojawiają się nowe zagrożenia, gdy w ludzkich sercach zdają się panować na nowo moce ciemności: z jednej strony nadużywanie imienia Bożego dla usprawiedliwienia ślepej przemocy wobec niewinnych osób; z drugiej cynizm, który nie uznaje Boga i szydzi z wiary w Niego. /.../ Wołamy do Boga, aby pomógł ludziom opamiętać się i zrozumieć, że przemoc nie buduje pokoju, ale rodzi tylko dalszą przemoc – potęgujące się zniszczenie, które sprawia, że w ostatecznym rozrachunku przegrywają wszyscy. Bóg, w którego wierzymy, jest Bogiem rozumu – takiego jednak rozumu, który na pewno nie jest tylko naturalną matematyką wszechświata, ale który stanowi jedność z miłością i dobrem. Prosimy Boga i wołamy do ludzi, aby ten rozum – rozum miłości i afirmacji mocy pojednania i pokoju – przeważył nad grożącym nam irracjonalizmem czy rozumem fałszywym, oderwanym od Boga.” /.../ Władze Trzeciej Rzeszy chciały całkowicie zmiażdżyć naród żydowski; wyeliminować go z grona narodów ziemi. /.../  W istocie, bezwzględni zbrodniarze, unicestwiając ten naród, zamierzali zabić Boga, który powołał Abrahama, a przemawiając na Górze Synaj, ustanowił zasadnicze kryteria postępowania ludzkości, obowiązujące na wieki. Skoro ten naród, przez sam fakt swojego istnienia stanowi świadectwo Boga, który przemówił do człowieka i wziął go pod swoją opiekę, to trzeba było, aby Bóg umarł, a cała władza spoczęła w rękach ludzi – w rękach tych, którzy uważali się za mocnych i chcieli zawładnąć światem. Wyniszczając Izrael, chcieli w rzeczywistości wyrwać korzenie wiary chrześcijańskiej i zastąpić ją przez siebie stworzoną wiarą w panowanie człowieka – człowieka mocnego.(podkr. KN)” W panowanie człowieka mocnego - jakże to aktualne!
                                                                                                 ***
Ojciec Święty zwrócił uwagę na cierpienia ludzi różnych narodów, w czasie kiedy ludzkość przechodziła przez tamtą „ciemną dolinę” ludobójstwa -  w tym na los Polaków:  „W pierwszej fazie starano się wyeliminować przede wszystkim inteligencję, by w ten sposób zlikwidować naród jako samodzielny podmiot historyczny, aby sprowadzić go, o ile wciąż będzie istniał, do poziomu niewolników.” A Jego modlitwa: Boże pokoju, Ty sam jesteś pokojem, którego nie może pojąć człowiek kłótliwy, gotowy do zwady, spraw, aby żyjący w zgodzie trwali w pokoju, a skłóceni weszli na drogę pojednania. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen; oraz przejmująco wymowny znak tęczy na ciemnym niebie nad Oświęcimiem – tęczy ukazanej nie w całym dumnym łuku, lecz jedynie rysującej swój początek – czyż nie są wezwaniami do realizacji pokoju w każdym z nas i wokół nas? Pokoju, „którego nie może pojąć człowiek kłótliwy, gotowy do zwady”....
Czy ekipy funkcjonariuszy (kłótliwych, gotowych do zwady?...) z postępowych mediów - krajowych i zagranicznych - które nie mogły wstrzymać przeróżnych toksyn w tym pt.: „Problem Radia Maryja”, czy: „Kościół łagiewnicki a toruński” (niezawodne TVN w dniu nawiedzenia łagiewnickiego sanktuarium) - pojmą wreszcie, że moc jadu to zła moc?... Szczególnie – wbrew chwilowym pozorom – dla nich samych.
                                                                                              ***

Czuwajcie, trwajcie mocno w ierze, bądźcie mężni i umacniajcie się! Wszystkie wasze sprawy niech się dokonują w miłości! (1 Kor 16,13-14). To z pożegnania na lotnisku w Balicach. Do wykonania. Trudne to...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 24-25 z 11-18 06 2006r.


Reportaże z codzienności. Niepolityczna polityka

Pisanie do tygodnika, zmieniającego co jakiś czas rytm na dwutygodniowy, nie sprzyja łapaniu aktualności za ogonki. Jednak, jeśli nie zakłada się pościgu za każdym newsem, otrzymuje się szansę ochłonięcia z piekielnego jazgotu po kolejnym szturmie kohord* postępu. Trudną szansę, ponieważ ataki frontalne, podjazdy, tumulty rewolucyjnych oddziałów, grup, podgrupek, regularnych i ochotniczych, malowanych w czerwone, różowe, tudzież inne barwy wojenne z indywidualnymi wzorkami ( a nawet przebrane w stroje tradycji), inspirując i podniecając wzajemnie, próbują wywołać wrażenie wszechobecności i wszechmożliwości.

Manewry opóźniające

Kiedy w naszej Ojczyźnie nie wyszedł przejściowy plan awaryjny nazywany umownie „Prezydent Tusk”, „Premier z Krakowa”, z następna rundą utrwalania pookrągłostołowych zdobyczy i postmodernistycznych wizji, należało za wszelka cenę rozbić a przynajmniej osłabić impet ludzi zdeterminowanych do oczyszczenia i naprawy Rzeczpospolitej. Wydawało się, że plan może być bliski spełnienia – rysowała się perspektywa nowych, przyspieszonych wyborów. Na szczęście inicjatywę PiS podjęła z determinacją grupa parlamentarzystów z p. Anną Sobecką i p. Bogusławem Kowalskim (obecnie Narodowe Koło Parlamentarne), którzy wytwarzając nową sytuację, doprowadzili do urealnienia taktykę kierownictwa LPR. To nie może być zapomniane. I chociaż dopiero praktyka codziennego działania udokumentuje jak wiarygodni, jak gotowi do poświęceń pro publico bono będą członkowie koalicji, sama perspektywa stabilizacji zrodziła ataki furii konkurentów. A przyjęcie niesłychanie trudnego, odpowiedzialnego, fundamentalnego resortu edukacji przez Romana Giertycha, wywołało dodatkową biegunkę w kraju i za granicą. Widać lewizna intelektualno-duchowa ma tak mocno zakorzeniony w genach odruch kontestacji sensu, iż wizja każdego remanentu grożącego zwrotem  kasy, tudzież odebraniem monopolu na kształtowanie ( czy raczej zniekształcanie) umysłów i charakterów, uruchamia instynktowną drżączkę, nademocjonalny słowotok i złowrogie czyny.

Z kalumnii wysysanych z postępowo-rewolucyjnych wymion, a mających razić przeciwnika zbiorowo i indywidualnie, można byłoby stworzyć całkiem spory bank fałszywek a także metod indoktrynacji. Co prawda przechodzonych i wyświechtanych od używania, ale wciąż nasyconych trującym zapaszkiem lęku przed prawdą, prawem i sprawiedliwością. ( Że też metoda parteigenossen Josefa Goebbelsa ma wciąż takie powodzenie...)

Z tej właśnie - rzec można epidemiologicznej - obawy powtarzam, po raz któryś, apel o stworzenie sprawnej agendy, konsekwentnie reagującej – również w imieniu poniewieranych obywateli - na sygnały kolportowania, w kraju i za granicą, fałszywek mogących inicjować waśnie, zniszczenia, wypaczać obraz Polski, jej obywateli, Polaków, być groźnym elementem antypolonizmu – aż po zdradę interesów narodu i państwa. Tu nie może być tolerancji. Nie może być przyzwolenia na rozwalanie naszego domu. Nawet jeśli rozbiórkowicze dysponują potężnymi łomami i determinacją ich użycia.

Walka instrumentów

Każda dobra władza musi mieć instrumenty dla politycznego – czyli roztropnego działania ku pożytkowi wspólnemu: kompetentną, uczciwą administrację, takiż aparat sprawiedliwości i służby, mądrą edukację, kulturę, zdrowe finanse, wpływ na rzetelność komunikacji przez media; pisałem już o tym. Zatem zupełnie naturalne i przewidywalne było i jest uderzanie wrogów w niezależne inicjatywy medialne przeciwnika. Najniebezpieczniejsze dla lewości jest oczywiście - ze względu na swój zasięg, niezłomność i ustalony prestiż - Radio Maryja. Dlatego na o. Tadeusza Rydzyka i tą katolicką rozgłośnię skierowany jest nieustający furialny atak „instrumentów” konkurencji kaso-ideolo. Czegoż to nie dowiadywali się odbiorcy decybeli z tub postępu ( z tych samych, które „nie zauważyły” słów Jana Pawła II dziękującego codziennie Panu Bogu za RM i ich potwierdzenia ostatnio przez kard. Deskur`a). Czytaliśmy: >>Radio Maryja nie jest katolickie – mówi Watykan. Episkopat ma dość Radia! Stop Radiu Maryja – wskazuje Watykan! Przekaz zatruty nienawiścią! Wojna o Rydzyka! Czy Rada da radę Radiu Maryja! Wołanie z głębi bólu! Radio bez Rydzyka! Radio miesza się do polityki i preferuje jedno ugrupowanie! <<

- Zatrzymajmy się chwilę nad tym ostatnim zarzutem, nota bene fałszywym. Gdyby tylko jedna opcja, jedna organizacja stała murem za wartościami chrześcijańskimi, za realizacją zasad Dekalogu a wszystkie inne były przeciw jak np. światowy komunizm, niemiecki nazizm, czy wtedy również niektórzy dziwni hierarchowie i oszołomieni aspiranci niższego szczebla, czy wtedy również głosiliby kategoryczny nakaz „nie mieszania się do polityki” i „nie preferowania tylko jednego ugrupowania”?... Coś tu nie tak z tym nakazem i roznoszącymi go gońcami. Coś tu nie tak z interpretatorami społecznej nauki Kościoła, którzy jakby zapomnieli, co mówił do nas, do ludzi świata, nasz wielki Rodak – Sługa Boży Jan Paweł II (czy kiedykolwiek starali się traktować je poważnie?...). Jakby utracili pamięć, mimo werbalnych (handlowych?) zachwytów nad Jego osobowością, nad Jego posługą, głosząc: „Nasz Papież”.

- „Wasz” Papież? Ejże! Tylko Jego zdjęcie i kilka okolicznościowych wzruszeń?...  A Jego wezwania do determinacji w poszanowaniu godności życia od poczęcia do naturalnej śmierci? A Jego przypomnienia świętości małżeństwa i rodziny; obowiązku mądrego zaangażowania społecznego dla realizacji dobra wspólnego; o istocie sensu pracy? A Jego prośby o ciągłe budzenie i utrwalanie miłości do ojczyzny, do tradycji, do prawdy? A Jego niezachwiana nauka o wierności przykazaniom Boga, Ewangelii Chrystusa – nauka płynąca z głębi chrześcijańskiej, łacińskiej cywilizacji? To wszystko już nie „wasze”?...

Oblężenie Radia i...Episkopatu

Po donosach gdzie trzeba i gdzie popadnie, po ostrzale artyleryjskim - w tym kolubryną o nazwie „antysemityzm”, obsługiwaną przez znarkotyzowaną obsługę lewo-filo-semitów - miał nastąpić szturm generalny na wroga o nazwie „Rydzyk”. Po daniu ognia z krajowych i zaprzyjaźnionych zagranicznych gniazd, po podkopach minerskich kompanionów płk. Kuklinowskiego (tego od jenerała Millera), ruszono na jasnogórskie wały. A tu przykrość! Episkopat, wsparty doniesieniami z Wybrzeża, z całej Polski, nie zhołdował ani Radia ani głowy o. Tadeusza. Ba, dał tak potężny odpór zdecydowaną większością sił, iż trzeba było cichcem odstąpić. Im więcej nastają wrogowie, tym bardziej tężeje obrona Wiary, katolickiego Radia, a opieka Jasnogórskiej Pani – królowej Polski - wyraźnieje. Dla dobra Wiary, Honoru, Ojczyzny. Dla chwały Kościoła.

I co dalej? - Wstyd? - Jaki tam wstyd. Mój wykształcony na esencji postępowości znajomy wyjaśnił dobrotliwie, że to wszystko żarty, taki przedłużony prima aprilis. Nikt nie miał zamiaru zamykać Radia ani Ojca Dyrektora. A co do tych wielkotytułowych newsów o niekatolickości Radia – można było boki zrywać, tylko ciemnogród – jak zwykle – nie poznał się na szutkach i niepotrzebnie wszczął larum. Na co zresztą zwróciła uwagę  szefowa tzw. Rady Etyki Mediów p. Magdalena Bajer: „Mówienie o atakach na Radio Maryja i o. Rydzyka jest nieuzasadnione, ja takich ataków nie widzę”. Przynajmniej według etyki postępu. Co prawda nieopanowany w figlach pewien profesor od planktonu politycznego, o obliczu typowej dla PO łagodności i kultury, jeszcze nie zdążył wyhamować ze standardem pt: >>radio pełne agresji, wyzwisk i kłamstwa, którego problemem jest ks. Rydzyk <<; jeszcze dynamiczny p.Tomasz Lis w TV Polsat p. Zygmunta Solorza-Żaka, ze wsparciem niezawodnego  p.Edelmana (speca od antysemityzmu i Sturmera w RM) próbował sądu nad Radiem – w czym przeszkadzali, nie znający się na wicach ciemnogrodzianie, p. Bohdan Cywiński i p. poseł Wojciech Wierzejski; jeszcze z przeróżnych mutacji GazWyb, FAZ-ów Spiegli, Centrów, Lig Przeciw, itp. niosą się echa primaaprilisowych facecji o „antysemityzmie narodowo-katolickiej rozgłośni”, ale impet jakby nieco zelżał Co nie znaczy, że walka konkurencyjna zakończona. W życiu! Pryncypia ideolo-kasowe nie pozwolą. Trzeba liczyć się zatem z następnymi tsunami „tolerancyjnego postępu”

Źródła ekspresji zapartych

Czy to nie zastanawiające, iż kiedy ciśnienie zdarzeń rośnie, kiedy wyłazi zbrodnia, fałsz, brak logiki, nieznajomość faktów, niezręczność, chamstwo, hucpa, wtedy okazuje się, że standardową obroną przed zarzutem braku sensu, przyzwoitości czy – uogólnijmy – nielojalności wobec prawdy, staje się tarcza „tolerancji” i miecz „antysemityzmu” ksenofobii, nacjonalizmu, faszyzmu (np. quasi feministka Kazimiera Szczuka dla NYT i International Herald Tribune. Bez refleksji, iż tego oręża bzdurnie używanego do judzenia i siania niechęci, może nie starczyć na czas rzeczywistej potrzeby. Tak lewi „Judejczycy”, lewi Polacy, lewi europejczycy, lewi globaliści i inni aktywiści lewizny – zagubieni? zbyt leniwi? za słabi na Prawdę, „zakwitowani”? - sieją niechęć i zaczyn kolejnych tragedii w pogoni za starymi, przybieranymi w nowe maski utopiami. Stadne, życzeniowe myślenie, chwiejność sumień, woli, charakterów – typowe cechy wszelkiej lewizny - to źródło zaparć. Bywa śmiertelnych; bowiem nie wiadomo, kiedy przyjdzie czas na zdanie rachunku – indywidualnego rachunku - z godnego życia przed Jego Dawcą...
Więc gdzie tu roztropność, gdzie działanie dla dobra wspólnego człowieka, ludzkości? Gdzie polityka?

kohord * korekta – proszę nie poprawiać!

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 24-25 z 11-18 06 2006r.



Służbowe autorytety

Magicy pookrągłostołowej transformacji - wariantu demokracji kontrolowanej przez towarzystwo – wyciągnęli z kapelusza równie sztuczne elyty. Kiedy jednak owi przewodnicy wiodący lud ku staro-nowej krainie szczęśliwości zaczęli reagować histerycznie na odstępstwa od „słusznej linii”; kiedy niepokornych konkurentów światopoglądowych i medialnych (casus o. Rydzyka i Radia Maryja!) zaczęto zasypywać gradem agresywnych bluzgów – w tym bzdurnymi oskarżeniami o antysemityzm; kiedy wolność poczęła znaczyć – swawola, a „twórczo” dobierano się  nawet do Ewangelii; poczęło krzepnąć zdziwienie, zgorszenie, a wreszcie pewność, iż coś tu nie tak...

I rzeczywiście! Dokumenty potwierdzają, iż formowaniem „autorytetów” zajmowali się służbowo specjaliści od nadęć i upuszczania powietrza. - Czy to sprawa otumanień ideolo? Konieczność wykupywania „kwitów”? Może „zwykła” słabość charakteru omamionego błyskotkami korzyści materialnych, popularnością?... - Ot, ludzkie grzechy. Tyle tylko, że szansa na zmianę życia, na ekspiację, na podniesienie godności istnieje zawsze. Prawda wyzwala, „ino, żeby chciało się chcieć” wyzwolenia. A to trudne, kiedy kusi pewien poziom materialnej sytości i status wyroczni, prawda? Lecz czy warto nie chcieć?... Biznes z lewym pracodawcą to trefny interes – ostrzegaliśmy nieraz. A i prawda wychodzi na jaw wcześniej czy później. Co wtedy ze zbrukaną twarzą? Co ze srebrnikami ciśniętymi w spoconych łapkach za filo-łże-postęp, za łże-filo-semityzm, za bezczelniejący antypolonizm, za propagowanie szpetoty, bylejakości, demoralizacji, za wrogość do logiki, do sensu?

 Te pytania dotyczą również nowych agentów wpływu w szaleństwie New Age, w relatywizacji Prawdy. Alibi z „ewangelii” Judasza to nędzny dokument. Mimo sztuczek szefa.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 24-25 z 11-18 06 2006r.


Okolicznościowy sentymencik starszych panów

Pamiętasz jeszcze tamte dziewczyny
które burzyły nasze sny
Ich oczy pełne słodkich tajemnic
a wokół
naturalnie
bzy

Nasze dziewczyny
takie nieśmiałe
drżące świeżością wiosenne liście
w parku gdzie cienie przemykają
a w górze
księżyc
oczywiście

I zaplot dłoni
włosów muśnięcie
od rzeki ciągną zwiewne mgły
Pod niebem wielkim taka cisza
a w ciszy my
I tylko my

A mchy łagodne latem ścielone
zapamiętałe
szalone świerszcze
lasy cieniste
łąki kwieciste
pamiętasz
pamiętasz jeszcze

Pamiętasz jeszcze tamte dziewczyny
które i dzisiaj bywa burzą sny
na wyspach czasu spotykane
bo my
to wciąż ci sami my
ci sami my
ci sami
sami...
my...


Krzysztof Nagrodzi
Publikacja: Myśl Polska nr 26-27 z 25 06 – 4 07 2006r.



Reportaże z codzienności. Tkanki postępu

Statystyka notuje pewną prawidłowość: Jeżeli pewne osoby, środowiska, a nawet całe ugrupowania – określane potocznie lewizną, lewactwem, lewością, a przy maximum elegancji i dobrej woli: lewicą -  ujawniają zwyżkującą  nadekspresję w starciach z prawdą, z autentycznie alternatywną konkurencją, z opozycją ideolo dysponującą udokumentowaną wiedzą, uzasadnionymi konkluzjami opisującymi rzeczywistość; wtedy spod warstewki pozorów zdrowia lewości wyziera schorowana tkanka zbrudzonego przez upojenie komunizmem – ale nie tylko - sumienia. A może nawet nie zbrudzona; może po prostu zdegenerowana... Ciekawe? - Czy uprawianie lewizny degeneruje sumienie, czy zdegenerowane sumienie uruchamia lewe zaćmienienie? Bez „granic i kordonów”. I ponad podziałami narodowymi, chociaż z przewodnia rolą... To nadzwyczaj frapujące zagadnienie powinno koniecznie zainspirować badaczy.

                                                                                          ***

1. Nowomianowany minister Edukacji Narodowej Roman Giertych mówi stop przemocy w szkołach, stop narkotykom, pornografii, homo-indoktrynacji, amoralności, bylejakości; obcina dotychczasowe dotacje budżetowe – czyli z naszej kieszeni - dla organizacji homoseksualistów i Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej. Prawo i Sprawiedliwość zamierza powołać Narodowy Instytut Wychowania. (Kiedy bon edukacyjny idący za uczniem Panie Premierze?!?)

Ruszają „spontaniczne” protesty i żądania odwołania ministra. Mający korzenie w PRL Związek Nauczycielstwa Polskiego mocno niespokojny zagrożeniem „powstania negatywnych zjawisk w sferze kształcenia i wychowania”, w tym „umożliwiających powstanie alternatywnych form wychowania przedszkolnego”, demonstruje przywiązanie do jedynie słusznych „form”, wykutych przez sprawdzonych postępowych pedagogów. Zapewne od tow. Makarenki po tow. Wiatra i tow. Łybacką. Grupki podnieconych demonstrantów wrzeszczą standardowe: „Wykopmy faszyzm ze szkół i uczelni”,  SLD oraz postępowe elity chcą odwołania szefa MEN (wykrywanie „faszystowskich” ugrupowań to stały lewy motyw „zaostrzania walki klasowej” od czasów tow. Stalina i NKWD) („Krytyka dla krytyki” - Nasz Dziennik 180506), a specjalista od praw człowieka - Wiktor Osiatyński wzywa do zmowy szefów największych mediów („Liga idzie na wojnę z gejami - Rzeczpospolita z 170506). Normalka. Zadziwia natomiast informacja, iż homoseksualne organizacje - „Kampanię przeciw Homofobii” i „Lambdę” Warszawa finansuje – obok Fundacji Batorego, Komisji Europejskiej, Instytutu Sprawa Publicznych – Uwaga! - Stołeczny Ratusz, kancelaria premiera oraz resort pracy i polityki społecznej (za PAP Nasz Dziennik 3-4 0606)

2. >> Polska i Kościół katolicki stały się głównymi celami ataku posłów homoseksualistów do Parlamentu Europejskiego. Przewodniczący Komisji Praw Człowieka Jean-Marie Cavada pozwolił sobie nawet na porównanie sytuacji w naszym kraju do hitlerowskich Niemiec.
Z okazji Dnia przeciw Homofobii w gmachu Parlamentu w Strasburgu odbyła się konferencja prasowa pomysłodawcy dnia Louisa George'a Tina, przewodniczącego Jean-Marie Cavady oraz posłów do Parlamentu z Hiszpanii, Finlandii i Holandii, deklarujących się jako homoseksualiści. Cavada ostro krytykował Polskę, a szczególnie "wezwania do nienawiści wobec gejów, a ostatnio także Żydów", które jakoby miały padać ze strony nowej polskiej koalicji rządzącej. Cała konferencja stała się ostrym atakiem na Polskę jako kraj, który rzekomo łamie traktaty Unii i prawa człowieka. Uczestnicy konferencji zapowiedzieli nawet, że złożą formalny wniosek o zawieszenie naszego kraju w prawach członka Unii Europejskiej./.../<< (za KAI NDz 190506)

No, cóż, jeśli znany członek PO, profesor socjologii wyrzuca z siebie standardowy bluzg o „chamskim nacjonalizmie” (faszystowskim?...), wychodzącym na ulice w celu bicia demonstracji homoseksualistów (nie wiedzieć czemu nazywanymi „paradami wolności”); jeżeli w Polsce wciąż prowokacyjnie mantruje się o antysemityźmie, to dlaczego takie decymbele mają pozostać bez echa? Nie po to są przecież artykułowane....
                                                                               
3. Izba lekarska postanowiła karać lekarzy, którzy nie włączyli się do protestu (tak!).

- „Dla mnie jako lekarza jest nie do przyjęcia, by jakimiś wewnętrznymi zarządzeniami izby lekarskie zmuszały lekarzy do udziału w strajku. Lekarz kiedyś składał przysięgę Hipokratesa, a poza tym jest co najmniej kilka punktów w kodeksie etyki lekarskiej, w których zabrania się nieudzielania pomocy. Jest nie do pomyślenia, by lekarz zamknął gabinet. Z tego należałoby wyciągnąć konsekwencje albo tak zmienić prawo, by takie postępowanie nie było możliwe” ( wywiad z dr Urszula Krupą, posłanką do PE. NDz. 180506)

Służba Zdrowia jest niedofinansowana. Fakt. Zarobki oficjalne małe. Fakt. Niedopracowane, zmienne reguły. Fakt. Ale faktem jest szukanie przez obecne władze rozwiązania, deklaracje naprawy patologii narosłej – jak wszędy - przez lata „transformacji”. I faktem jest, że niektórzy liderzy związków oraz przewodniczący organizacji lekarskiej - (nomen omen) Radziwiłł, próbują uszczknąć zastanawiająco gwałtownie z tego sukna, a odmowa udzielenia pomocy choremu jest przestępstwem...
                                                                        

4. Powstaje komisja sejmowa („bankowa”), dla zbadania prawidłowości prywatyzacji i sprzedaży polskich banków. Aresztowania w Ministerstwie Finansów. „Śledztwo rozwojowe /.../Mogłoby to świadczyć, że resort finansów w ubiegłych latach został opanowany przez mafijny układ” („Finansowa ośmiornica się rozrasta”, NDz. 180506)

To oczywisty – według lewizny – zamach na demokrację – a przynajmniej na konstytucję, przez „załganą koalicję” i „rządy awanturników” z prawicy, tudzież polowanie na czarownice. Finansowe. Być może wysłużona postępowa poetka wysmaży wiersz „Nienawiść 2”?... Tymczasem właściwe sondażownie wykazują, że „sprawy idą w złym kierunku”. No, pewnie. Kto by chciał rozstawać się z lewą kasą...

5. >> Na witrynie internetowej kalifornijskiego Muzeum Tolerancji, należącego do Centrum Szymona Wiesenthala, do niedawna znajdowało się  następujące hasło encyklopedyczne: „Polska /.../. Ludność żydowska w 1939: 3 351 000. Los Żydów: Zamknięci w gettach i deportowani do obozów śmierci. Ok. 2 982 000 zostało zamordowanych. 900 lat istnienia Żydów dobiegło końca. Antysemityzm w Polsce nadal istnieje”.  Nie było nawet śladu o tym, że to Niemcy wymordowali polskich Żydów.<< ( Rzeczp. 050506)

Co prawda po rozpoczęciu działań prawnych owe bzdurne sformułowanie zniknęło, ale problem kolportowania fałszywek pozostał. Dlaczego nie, skoro sami polscy przewodnicy wyjaśniają po angielsku, iż obóz w Oświęcimiu założyli „naziści”... („Stop kłamstwu” – Rzeczp. 260406), a w KL Majdanek jedyną wyraźniej wyeksponowaną informacją, jest napis o rozstrzelaniu kilkunastu tysięcy Żydów...    ( W jednym  z pomieszczeń byłego krematorium wystawiono dziesiątki tabliczek z nazwami narodowości ofiar niemieckiego ludobójstwa, wśród których trzeba mocno wypatrywać napis „Poland”...) Skoro zlewaczeni „obłudni filosemici” wciąż podrzucają teksty o szerzącym się „antysemityźmie” (przykład nagonki na Radio Maryja)


6. >> List z Centrum Wiesenthala. Kalwaria zamieszana w Auschwitz. Przedstawiciel żydowskiej organizacji protestuje przecie „antysemickiemu” wydźwiękowi drogi krzyżowej w Kalwarii Zebrzydowskiej. Przy okazji łączy obrzęd z martyrologią dawnego hitlerowskiego obozu Auschwitz<< ( Rzeczp. 280406)

 Czyżby z tego miało wynikać, że kard. Stanisław Dziwisz - przewodniczący Drodze - został również zakwalifikowany w Centrum jako antysemita?...A może i współorganizator „polskich obozów”?... Czy to ma taki sam sens  i inspiracje jak bzdurne oskarżanie Kościoła katolickiego i Papieża Piusa XII, że nie zapobiegł zagładzie Żydów podczas drugiej wojny światowej, wywołanej przez Niemców? I ma być drogą w „transformacji” Nowego Testamentu do oczekiwań zlewaczonych środowisk?...


7. >>Czołowy przedstawiciel społeczności żydowskiej Europy oskarża Polskę. Zbiorowa odpowiedzialność za Holokaust. Polska, Węgry, Rumunia, i Ukraina mają na sumieniu śmierć setek tysięcy Żydów” – uznał we wtorek podczas oficjalnych obchodów Shoah w Paryżu przewodniczący Stowarzyszenia Żydów Francji Jean Kahn.<< (Rzeczp. 270406)

Czy to efekt posiewu obowiązującej „wiedzy”, która pozwoliła np. autorowi (Daniel Grinberg) w ostatniej Wielkiej Encyklopedii PWN redagowanej przez  p r y w a t n ą  spółkę Luxembourg Cambridge Holding Group w haśle „antysemityzm” wymienić wyłącznie Jedwabne jako  „najdrastyczniejszy przejaw wrogości do Żydów z lat wojny”? (zob. II t. WE PWN)
                                                                          
8. >>Na karę dwóch tysięcy złotych grzywny skazał w czwartek Sąd Rejonowy w Lublinie Łukasza Wróbla, organizatora wystawy antyaborcyjnej "Wybierz życie", prezentowanej na placu w centrum tego miasta w lipcu ub. roku. Sąd uznał go winnym wykroczenia - wywołania zgorszenia w miejscu publicznym. /.../W uzasadnieniu wyroku sędzia Dorota Wiśniewska podkreśliła, że sąd przez ten wyrok nie wypowiada się na temat aborcji. "Rzecz nie leży w treści tej wystawy, ale w formie. Chodzi o to, że osoby, które przemieszczają się po mieście muszą być wolne od tego, aby przypadkowo nie stawać twarzą w twarz z takimi obrazami, których częstokroć nie chcą oglądać, które wywołują uczucia oburzenia, niesmaku, obrzydzenia" - powiedziała. /../ Zawiadomienie o wywołaniu zgorszenia przez ustawienie ekspozycji w miejscu powszechnie dostępnym złożyli w lubelskiej prokuraturze członkowie Partii Demokratycznej-demokraci pl. Prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania, gdyż nie dopatrzyła się znamion przestępstwa. Przekazała natomiast sprawę policji, która wystąpiła z oskarżeniem organizatora wystawy, zarzucając mu popełnienie wykroczenia wywołania zgorszenia w miejscu publicznym<< (za PAP portal Prawy.pl 020606)

Mógłby to być precedensowy bicz na wszelkie pornoobrazki i publiczne homo demonstracje ekstrawaganckiej „wolności”, sposób na każdą pseudo artystyczną „instalacje”, na tzw. filmy akcji ociekające krwią i epatujące brutalnością, na audycje i publikacje „wywołujące oburzenie, niesmak, obrzydzenie”, na... Wystarczyło by zawiadomienie... policji. ( Gratulujemy skuteczności panie ministrze Dorn!) Tyle tylko, że w naszym prawie – o ile się orientuję – nie ma precedensów. Gdyby sprawa nie była tak ponura, można byłoby skwitować ją retorycznym pytaniem: śmiać się czy płakać?...A tak trzeba zapytać raczej naszych posłów, rząd Prawa i Sprawiedliwości, co to za prawo, co to za sprawiedliwość?...

9. II Kongres PiS. Pierwszy dzień. W głównym wydaniu wiadomości  o 19,30 TVP daje relacje z tych ważnych wydarzeń. Dziwną relację. Jakąś asymetryczną... Zgaduję redaktora: Grzegorz Kozak. Bingo! Jak długo jeszcze? Jak długo jeszcze w publicznych środkach masowej komunikacji będą miały miejsce takie i podobne „asymetrie”, bezsensowne lansowanie bełkotliwych zlewaczonych, „ziejących zoologiczną nienawiścią” nadmuchiwanych medialnie „autorytetów”, a niedostrzeganie, bądź minimalizowanie, inicjatyw mających przywrócić sens?...

A przy okazji Kongresu: Padły tam – szczególnie z ust Jarosława Kaczyńskiego -  słowa mocne, budzące wielkie nadzieje Polaków, wszystkich uczciwych ludzi, na zdeterminowaną wolę odbudowy naszego domu. To czas ogromnej szansy, czas oczekiwań przełożenia słów „na górze” na czyny „na dole” (np. Huta Łaziska ). To jednak również czas wielkich zagrożeń. I potrzeby aktywności. Każdego. Pro publico bono. „Chodźcie z nami!....”          
                                                                                                      ***
Wynotowałem przypadkowo jedynie promilowe doniesienia o efektach spomroczniałych w swej jasności umysłów i czynów z nich wynikających. Dlatego powtarzam uparcie o konieczności stworzenia jakiegoś Centrum Obrony Prawdy i Sensu ( na wzór owych Centrów i Lig Przeciw Zniesławianiu), ośrodka, który  - niezależnie od własnych inicjatyw - byłby łatwym adresem dla zgłaszających spostrzeżenia o zjawiskach antypolonizmu, o innych nonsensach i kłamstwach mogących budzić waśnie między krajami, narodami, rasami, religiami, rodzących niebezpieczeństwo przekłamań na wielką skalę a w związku z tym niepokoi społecznych i szkodliwych społecznie decyzji. Sygnały takie – ukonkretnione i możliwie zweryfikowane – mogłyby być kierowane ( i monitorowane do końca !) do stosownych instytucji: prokuratur, IPN, MSZ, MSWiA, bądź według posiadanych środków bezpośrednio zgłaszane do postępowania sądowego. W kraju i za granicą. Niezależnie od zastraszających szyldów szkalowników i podjudzających do waśni. To konieczne, aby nie rakowaciały tkanki sumienia; aby wykupywane podłością i zdradą kwity V Kolumny, można było konsekwentnie i bez taryfy ulgowej demaskować. Oraz prawnie neutralizować.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 26-27 z 25 06 – 4 07 2006r.


Lewokształtni

Sensacja! W trudzie poszukiwania alibi usprawiedliwiającego animistyczne odruchy i braki intelektualne ewoluującej części ludzkości, odnaleziono nareszcie ów glejt. Postępowa nauka z Harvarda oraz MIT odkryła kolejne „brakujące ogniwo”: Otóż po wykluciu materii z niczego, życia z prabulionu Oparina, a istot człekopodobnych z fanaberii eugleny, nastąpił skok jakościowy. Mimo, iż „Ścieżki ewolucyjne człowieka i szympansa rozeszły się”, kopulacyjna tęsknica obu rodzajów zsyntetyzowała przodków wszelkiej lewizny. To tłumaczy wiele. I wymaga od nas – nie skrzyżowanych genetycznie – ekologicznej wyrozumiałości dla tego człekokształtnego gatunku.
Cierpliwość nie oznacza jednak poniechania wysiłków - powiedzmy – edukacyjnych. Wtedy „oni” pojmą, być może, iż rozum służy do poznawania rzeczywistości (a nie jej „kreowania”) i wyciągania racjonalnych wniosków z doświadczeń; nie będą ekscytować się doniesieniami wyssanymi z ewoluujących łapek; nie będą siać zgorszenia i waśni; nie będą uważać, że życie polega jedynie na zaspokajaniu podstawowych czynności: jedzenie, spanie, spółkowanie, demonstrowanie i smakowanie wszelkich infantylnych egocentrycznych chętek - zwanych, umownie, „kulturą”, tudzież na drapieżnym zdobywaniu kasy dla owych zaspokojeń. I co najważniejsze, przestaną agresywnie narzucać innym obowiązek praktykowania tego prymitywizmu.

A może - właśnie w imię ekologii - ustalić jakiś rezerwat, gdzie całe to lewe potomstwo: polskie, żydowskie, brukselskie, euro-azjatyckie, internacjonalno-globalne, terminowałoby ową cudność w ramach swojej cywilizacji? Tylko gdzie?... Madagaskar zajęty i za ciasny; o region nad Wisłą toczy się właśnie bitwa... Zatem nadzieja w postępach genetyki; bez złudzeń, iż „ekologiczny ekumenizm” uczłowieczy tą gałąź.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 26-27 z 25 06 – 4 07 2006r.


Gadzinowanie

Butny, emocjonalny, prostacki słowotok; dogmaty z ignorancji wypranego z solidnej wiedzy i dyscypliny logicznej umysłu; unia wspierających się zaprzańców; fałsz i okrucieństwo - to fragmenty kalectwa duchowego lewizny. Również z łże-katolickimi znakami. Ale jak może być inaczej, przy zdeterminowaniu genetycznym od małpiego - jak sami wyznają - przodka, antypolskiej tradycji KPP i usłużnego - często agenturalnego -  filo (np. casus Szczypiorskiego. Ale nie tylko.)? Żal słuchać, czytać, oglądać wysiłki owych bliźnich, odłączonych od głównego nurtu rozwoju człowieczeństwa.

Lewe odłączenia mają swój skutek. Recydywne impulsy wysyłane „z tego kraju” o szalejącej jakiejś „homofobii”, „ksenofobii”, oraz „kipiącym antysemityzmie”, z rzekomej inspiracji znienawidzonego przez konkurencję Radia Maryja, przekładają się na nienawistnie antypolskie artykuły w niektórych tytułach (ciekawe, że za takimi bredzeniami zazwyczaj stoi lewak; bywa żydowskiego pochodzenia – np. ostatnio Gad Larner w „La Repubblika”), a ostatnio na absurdalną rezolucję Parlamentu Europejskiego, wspartą przez lewych delegatów z Polski. Czy tacy obywatele godzący w polską rację stanu, w swój kraj, godni są jego reprezentowania, jego obywatelstwa? A partie firmujące takie postawy, czy powinny mieć rację bytu?...

Gdzie można usłyszeć wpływowe głosy naszych prawych „starszych braci” - bo niewątpliwie są tacy - którzy daliby wespół patriotyczny odpór groźnym symptomom wydarzeń, prowokowanych przez zdradzieckie lewactwo wszelkiej maści? Ten obłędny schemat jest od wieków identyczny: Urojona idea - pranie mózgów - zdrady - prowokacje - terror - mordy. Warto o tym pamiętać, kiedy zbliżają się chociażby te przykładowe, lipcowe, różnej skali rocznice: od Paryża 1789 i Wandei po Kielce 1946.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 28-29 z 9-16 07 2006r.


W niewoli schematów poprawności.

To dobrze, że „Myśl Polska” wydrukowała obszerny tekst p. dr Jana Jacka Bruskiego z Instytutu Historii UJ, autora – jak należy rozumieć – haseł „UPA” i „Wołyń” w ostatnio zakończonej edycji Wielkiej  Encyklopedii PWN. („W niewoli schematów”,  MP nr 28-29/2006) Rzetelna polemika kompetentnych znawców działalności OUN-UPA oraz mordów na Wołyniu (i nie tylko na tym obszarze Kresów) zapewne pozwoli na istotną weryfikację ocen przedstawionych w ścierających się artykułach.

Ponieważ autor nawiązuje również do mego felietonu w tygodniku „Niedziela” („Instalacje encyklopedystów”, nr 11/2006), w których odnosiłem się krytycznie do jakości niektórych haseł WE PWN – właśnie „UPA”, „Wołyń”, ale i „Antysemityzm” -  spieszę wyjaśnić, iż wywołał on gniewną reakcję red. naczelnego WE PWN p. Jana Wojnowskiego, a w konsekwencji opublikowanie przez „Niedzielę” (nr 19/2006) wyjaśnienie, w którym pisałem: >>Co do haseł „UPA” i „Wołyń” podałem wyraźnie źródła cytatów i zastrzeżeń do jakości ich redakcji. Autorem obszernego artykułu „PWN nobilituje OUN-UPA” zamieszczonego n-rze 51-52 tygodnika „Myśl Polska” jest p. Feliks Budzisz (a nie p. Zbigniew Małyszczycki – jak napisałem, przepraszam) Pozostałe przekazał inny znawca problematyki kresowej – właśnie p. Małyszczycki. Polecam zainteresowanym pełną ich  lekturę: „Kto pisał dla PWN hasło Ukraińska Powstańcza Armia?” w n-rze 38 tygodnika „Myśl Polska” i „PWN się kompromituje” z n-ru 3/2006 tegoż tytułu. (również w Internecie: http://myslpolska.icenter.pl/ kresy) Warto. Są konkretne, w sposób rozbudowany i  rzeczowy wskazują na uchybienia. Pan Wojnowski w swoim liście nie odnosi się do podstawowej  krytyki hasła „UPA” z 28. tomu WE, szybko przechodząc do następnego - „Wołyń” - ale już z 29 tomu,  cytując wybrany fragment. Ale nawet w nim widać potwierdzenie przynajmniej części zarzutów stawianych przez p. Małyszyckiego. Czytamy: „...Siłą zaczepną w narastającym konflikcie była strona ukraińska /.../ ”.

 - O jakim „konflikcie” mowa? Przecież to było ludobójstwo, mające „oczyścić” Wołyń z Polaków; o czym zresztą – trzeba przyznać – jest w dalszej części opisu hasła. Na ile uporczywe publikacje i korespondencja z PWN przyczyniły się do takiej redakcji? – Trudno powiedzieć. <<
Nadal zastanawia fakt, iż w wielu słowach wyjaśnień p. dr Jana Jacka Bruskiego nie znajduję jednego zdania tłumaczącego brak określenia "ludobójstwo" na wymordowanie prawdopodobnie ok. 200 tys. ludności kresów: Polaków, ale i również Ukraińców i Żydów, przez OUN-UPA. Tu nie chodzi o "krwisty, publicystyczny język, nie wnoszący nic poza emocjami do opisu zjawisk i wydarzeń" - jak usprawiedliwia brak p. dr Bruski - rzecz w unikaniu określeń, przyjętych w cywilizowanym świecie na oznaczenie tego typu hekatomb. Ile ofiar i w jakim kontekście paść musi, aby słowo ”ludobójstwo” zostało zastosowane? Odpowiedzi p. dr Bruski nie udzielił. A co z wyrokiem Sądu Najwyższego w Warszawie, który orzekł ( w wyroku z 22 09 1950r.), że OUN-UPA była organizacją przestępczą, a jej członkowie sprawcami ludobójstwa? Uciekniemy do łatwego chwytu, że to czasy stalinizmu i wszystkiemu należy zaprzeczać?...
                                                                                                     ***
W felietonie opublikowanym w „Niedzieli”, przypominałem również o skandalicznie zredagowanym haśle „Antysemityzm” pisząc: >>Subskrybenci WE PWN już w drugim tomie spotkali się z szokującym wypełnieniem hasła „antysemityzm” zdaniem: „Najdrastyczniejszym przejawem wrogości do Żydów z lat wojny był mord w Jedwabnem (1941)...” (autor Daniel Grinberg; redaktor naczelny WE PWN p. Jan Wojnowski; Rada Konsultantów z p.p. Jerzym Osiatyńskim, Jerzym Tomaszewskim, Andrzejem Kajetanem Wróblewskim; koordynator zespołu redakcyjnego działu historia, polityka, stosunki międzynarodowe - p. Marcin Kamler.) Powstał wtedy chwilowy i dziwnie słabiutki hałasik. Pan Jan Wojnowski sugerował możliwość procesu sądowego za... opublikowanie zdziwienia i podejrzenia o możliwość kłamstwa oświęcimskiego, a p. Daniel Grinberg  po kilku latach, indagowany przez dziennik „Rzeczpospolita”, wyjaśniał, że przecież ktoś zatwierdził, a w ogóle takie czepianie się wynika ze złej woli (sic!) i... i sza... Mimo, że w w/w encyklopedii  w haśle „Antysemityzm” nie ma Auschwitz – Birkenau, Treblinki, Sobiboru, Chełmna n. Nerem, Majdanka (tak!).<< (Znany historyk dr Antoni Dudek z IPN przyznał dyplomatycznie w tym samym numerze „Rzeczpospolitej”, iż tak zredagowane hasło „niewłaściwie rozkłada akcenty”) Pisałem też: >>Ciekawe ile jeszcze można odnaleźć podobnie sprokurowanych i zainstalowanych w Wielkiej Encyklopedii haseł? Może odezwą się czytelnicy?.. I jak długo jeszcze będziemy narażani na poprawnościowe, aż po granice fałszu i antypolonizmu (hasło „antypolonizm” nie występuję w tejże Encyklopedii), instalowanie takich ujęć w państwowym wszak wydawnictwie?... << I tu popełniłem błąd: PWN – ongiś Państwowe Wydawnictwa Naukowe – nie są już państwowe. Rzeczywistość jest znacznie ciekawsza. PWN w 1992r. zakupiła  „międzynarodowa grupa inwestorów – Luxembourg Cambridge Holding Group (LCHG), która powstała w 1991 r. jako odpowiedź na przemiany w Europie Środkowo-Wschodniej.” Aktualna struktura właścicielska przedstawia się następująco: Spółka Luxembourg Cambridge Holding Group SA 84,5%; Akcjonariusze mniejszościowi 15,5%. Czy tam  - „w odpowiedzi na przemiany w Europie Środowo-Wschodniej” - kryją się źródła inspiracji takiego a nie innego „rozkładania akcentów”?
                                                                                                  ***

I jeszcze jedno - nie zgadzajmy się na bandażowanie ran pamięci „poprawnością”. Tylko prawda może łagodzić w jakimś stopniu ból  i być mostem do autentycznego przebaczania, pojednania. Chodzi o nazywanie rzeczy po imieniu zgodnie z faktami. Również w Encyklopediach PWN redagowanych na zlecenie Luxembourg Cambridge Holding Group. Inaczej będą rodziły się upiory. Jak zwykle. Czy o to komuś może chodzić?...
 
Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 30-31 z 23-30 07 2006r.


Sabotaż na odcinku

Dawno temu, ale nie aż tak, aby wielu Polaków nie pamiętało, na straży postępu stał robotnik z młotem, kołchoźnica z sierpem oraz opiewająca owe spiżowe symbole ta obrotna internacjonalna  inteligencja, która zawsze zgłasza akces pracy na płatnym froncie walki ideolo, obsadzając strategiczne odcinki literatury, sztuki, filmu, mediów, przez aktyw niekryjących – jak ujął to jeden z publicystów – „dystansu wobec polskiego katolicyzmu” (szczegóły w archiwach nie tylko IPN). Ładu strzegli towarzysze z bezpieczeństwa, informacji i innych agend ludowego prawa - co to „rękę podnoszoną na władzę odrąbuje”. Ich rola i tradycje sięgają do dzisiaj, chociaż sierpo-młotni musza mieć więcej finezji, niż drzewiej bywało. Nie, żeby całkiem zaprzestać akcji bezpośredniej. Absolutnie! Ale metody odmózgowiające są lepsze. Krok po kroku. A tu polski ciemnogród zdecydowanie opóźnia się w  dorastaniu do standardów parujących z mózgów postępu. Nie dosyć, że wybrał niewłaściwe ugrupowania do rządzenia, ale nie chce zejść z poparciem dla nich do miejsca po przecinku. Nie wspiera masówkami inicjatyw lewackich edukatorów i dojrzałych (do burd) ich latorośli anty. Nie wpada w zachwyt nad wicami reprezentantów czołówki lewej myśli - jak dajmy na to pos. Gadzinowski czy prof. Szynyszyn. (Jak się załatwia taki tytuł?...) Gorzej – nie realizuje sprawnie wskazań ambasady Izraela i rabina Schudricha co do obsady rządu. Reaguje coraz energiczniej na bzdety o „polskim antysemityźmie” – nawet w wydaniu super zleceniobiorcy J.T.Grossa. W Parlamencie Europejskim tylko nieliczne lewe głosy deputowanych „ z tego kraju” wspierają haniebną, antypolska rezolucję. Radio Maryja ma wsparcie Episkopatu; politycy nadal kontaktują się przezeń z narodem. Ani chybi to faszyzm!

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 30-31 z 23-30 07 2006r.


Prawa i obowiązki wobec kogo?...

Ciekawy, jak zwykle dynamiczny i potrzebny artykuł p. Andrzeja Wilczkowskiego „Prawa i obowiązki” z czerwcowego numeru „Aspektu”, chciałbym uzupełnić niewielką ale istotną, jak się wydaje, informacją. Autor wskazuje na dziwnie i niepokojąco ewoluujące zapisy w tomach encyklopedii  PWN. Niestety, to prawda. Odnosiłem się również do tego w swoim czasie w „Naszym Dzienniku”, „Myśli Polskiej”, ostatnio w „Niedzieli”, zwracając szczególnie uwagę na hasło „Antysemityzm” (autor Daniel Grinberg), z nieprawdopodobnym wręcz sformułowaniem iż: „Najdrastyczniejszym przejawem wrogości do Żydów z lat wojny był mord w Jedwabnem (1941)...”, i jakby bez pamięci o obozach masowej kaźni i zagłady: Auschwitz – Birkenau, Bełżec, Treblinka, Sobibór, Chełmno, Majdanek, Teresin (ostatnia WE PWN tom 2).

Pisałem – za autorami z „MP” – o niepokojąco „poprawnych” określeniach w hasłach „UPA” (t.28)  i – nieco bardziej (być może pod wpływem protestów) oddającym tragedię kresów haśle „Wołyń” (t.29), w których nie pada ani razu słowo „ludobójstwo” na określenie hekatomby dziesiątek i setek tysięcy Polaków, ale i Ukraińców, zamordowanych z premedytacja w ramach czystek przez nacjonalistów spod znaku OUN-UPA.

Tygodnik katolicki „Źródło” - w kontekście redakcji hasła „Antysemityzm” - zadał wręcz pytanie o kłamstwo oświęcimskie, a indagowany w tej materii przez dziennik „Rzeczpospolita” znany historyk z IPN dr Antoni Dudek dyplomatycznie, możliwie najłagodniej wyjaśniał, iż było to jednak „niewłaściwe rozłożenie akcentów” ( „Rz.” 9 06 2005 ).

Niepokoił brak hasła „antypolonizm” – realnie przecież istniejącego - nawet w suplemencie, w którym znalazło się miejsce dla tak istotnego – zdaniem redaktorów - zjawiska jak „Antyklerykalna Partia Postępu >Racja<”. Padało też pytanie dlaczego w państwowym, polskim wydawnictwie, możliwe jest takie „rozkładanie akcentów”.

Otóż okazuje się, iż PWN nie jest już od dawna firmą państwową.  W 1992r. zakupiła ją  „międzynarodowa grupa inwestorów – Luxembourg Cambridge Holding Group (LCHG), która powstała w 1991 r. jako odpowiedź na przemiany w Europie Środkowo-Wschodniej.” – jak na stronie internetowej przedstawiają się obecni właściciele. Aktualna struktura posiadania wygląda następująco: Spółka Luxembourg Cambridge Holding Group SA 84,5%; Akcjonariusze mniejszościowi 15,5%. (zob. http://wydawnictwo.pwn.pl/historia.php).

Czy to powoduje w różnych „Groupach” takie a nie inne „rozkładanie akcentów”,  „w odpowiedzi na przemiany w Europie Środowo-Wschodniej”?... I jaki jest sens takich działań w kraju i za granicą? - To pytanie coraz częściej zadają sobie Polacy z coraz większym zdumieniem, coraz większym rozgoryczeniem. I gniewem.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Aspekt Polski nr 7/2006


Reportaże z codzienności. Nieadekwatność

Do lewackich przewag emocji nad sprawnością intelektu sięgającego po mądrość, można - ze smutkiem, bo ze smutkiem - ale jakoś przyzwyczaić się. Sprawa jest dosyć prosta: Lewość po prostu przyjmuje do realizacji aktualny dogmat, wykluty z pomroczności komórek mózgowych szefa (szefów) stada i potwierdzony wysiłkiem zbiorowym kierowniczej części gromady. Do czasu ustalenia następnego. Z kolei niezależność myśli prawej jest tak autonomiczna, iż czasami można odnieść wrażenie, iż pląsa zbyt daleko od argumentów bliźnich, aby je łaskawie dostrzec...Cztery, pierwsze z brzegu, przykłady:

1. O przyczynach wybuchu Powstania Warszawskiego pisano nie raz. Padały informacje o ówczesnej wiedzy cywilnych i wojskowych przywódców Polski Niepodległej – w tym premiera Mikołajczyka i gen. Andersa (zob. pamiętniki); o wezwaniach radiostacji „Kościuszko” i zbliżaniu sowieckich wojsk; o nastrojach żołnierzy podziemnej Armii; obserwujących dodatkowo opłakany stan wycofujących się oddziałów niemieckich. - I co? - I nic. Nadal można spotkać mantrę: Poświęcenie bohaterskie ludności, głupota polityków. Tak można w nieskończoność dyskontować dzisiejszą wiedzę. Tylko po co?..

2. Dwaj mężowie stanu, legendy II Rzeczpospolitej, Dmowski i Piłsudski mieli ogromne zasługi dla powstania i budowania Niepodległej. Oni - tudzież Paderewski, Korfanty oraz wielu innych - powinni łączyć. Szczególnie teraz, kiedy wysiłek budowy IV RP wcale nie musi skończyć się sukcesem – tak wiele sił w kraju i za granicą jest zainteresowanych w katastrofie tej konstrukcji – to było i jest oczywiste. Niby tak, ale... Ale młody patriota uważa za stosowne koleiny raz ogłaszać: „pomiędzy narodowcami a piłsudczykami rozciąga się przepaść”. - Na ile sami ją kopiemy? I w czyim interesie?...

3. Ks. profesor śp. Michał Poradowski, którego przecie nie można posądzać o uleganie urokom „postępu”, pisał: „Zmiany /.../ w Kościele są zjawiskiem normalnym i nawet koniecznym. Drugi Sobór Watykański zarządzając zmiany i reformy w Kościele, zajął postawę właściwą. Inna sprawa, że sposób w jaki sposób reformy te zostały przeprowadzone /.../, był niewłaściwy /.../ ”. (Kościół od wewnątrz zagrożony, Wrocław 1994). - Jasne? – No, skoro sam ks. Poradowski...
Nie przeszkadza to jednak niektórym konserwatystom w szukaniu swoistego alibi dla krytykowania odstępstw od Tradycji a nawet błądzenia po obrzeżach herezji , właśnie w postanowieniach Vaticanum II, w jego „skłonność do dialogu”. No cóż, Jan Paweł II miał bardzo wyraźną „skłonność do dialogu”, co nie przeszkadzało Mu w obronie pryncypiów Wiary. Tak jak i Benedyktowi XVI. Nawet ilość błądzących po manowcach quasi ekumenizmu i dowolności nie może uzasadnić takich – zbyt łatwych w moim odczuciu - konkluzji. Zawsze istnieje niebezpieczeństwo przejścia z serdecznie krytycznej oceny do buntu pychy, prowadzącej w efekcie do schizm, sekt.
– Zatem dlaczego, dlaczego ze sreberka opakowania obrony pewnych schematów tradycji nieraz wychynie słownictwo rodem jakby z „Trybuny” czy „Bez Dogmatu”? Taki emocjonalny poryw rozpędzonej myśli?...

4. Czwarty przykład jest nieco innej rangi. Bronisława Wildsteina – obecnego szefa TVP, mającego doprowadzić telewizję do rzetelności wymaganej od każdego medium, ale od publicznego szczególnie - chwaliłem już wcześniej za erudycję i pewną uczciwość intelektualną cechującą ludzi prawych. Jego książka „Długi cień PRL-u, czyli dekomunizacja której nie było” (Kraków 2005), może potwierdzać tą opinię, ale...Właśnie, okazuje się, że nawet tak zdyscyplinowany umysł, podlega ciśnieniu środowiskowych stereotypów w „temacie” o. Rydzyka, Radia Maryja, TV Trwam, Naszego Dziennika („tuby nacjonalkatolickiej propagandy”, „myślenie spiskowe”, „nacjonalkatolicka, antysemicka ideologia”)

No, cóż – nikt nie jest doskonały... Pan Wildstein jest intelektem rozwojowym i - wierzmy - potrafi zweryfikować również i te oceny. Tymczasem czekamy na wyraźniejsze i szybsze postępy w lustracji jakości kadr, lansowanych „autorytetów” i propozycji serwowanych w publicznych okienkach telewizyjnych – w tym dziwnie asymetrycznych przeglądów prasy i selekcji wydarzeń - bo coś mało dostrzegalnie to idzie...

Trwają nadal starsi tudzież młodsi gmatwacze i podawacze fałszywek (podobnie jak w Polskim Radio), giną nazwiska prawych fachowców jak choćby Wojciecha Reszczyńskiego czy Anny Pietraszek - czy dlatego, że odważyli się dać głos również w Radiu Maryja, Telewizji Trwam  i „Naszym Dzienniku”?...

I niejako a`propos wiadomość z ostatniej chwili: gorący wieczór 9 lipca a.D. 2006; 19,30 główne wydanie skróconego dziennika TVP1, redaktorzy - nasz ulubieniec Grzegorz Kozak i Krzysztof Ziemiec. Jedna z czołowych wieści to zalecenie ambasadora Izraela w sprawie obsady resortu Edukacji, wsparte wyraźnym komentarzem rabina Schudricha. (Ministerstwa w Polsce, żeby nie było wątpliwości.)
Ważne!
Jak ongiś dyrektywy z innych, bliższych geograficznie mocarstw.

Ale ani słowa o kilkusettysięcznej 14. pielgrzymce Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę, o obecności wielu hierarchów, o licznych VIP-ach z dwoma wicepremierami, o ważkich słowach z homilii abp Sławoja Leszka Głódzia. Oj, Grzesiu, Krzysiu...

Stare antypatie i przyzwyczajenia widać nie rdzewieją.  A do wyborów samorządowych coraz bliżej...Nie może być „pociechą”, iż w Polskim Radiu również nie zawsze dzieje się prawda, a czasami możne je pomylić z agresja „gawęd” w prywatnych tokowiskach.                                                             
                                                                                                ***
Prawa myśl polska ma dużo do zrobienia, dla tworzenia silnej konstrukcji wspólnego domu cywilizacji łacińskiej. W Polsce i Europie. I dalej... Oby tylko nie grzęzła w sentymentach i nieadekwatnościach branych wybiórczo z dawnych sztambuchów i przypisywanych do dynamiki dni dzisiejszych. Czy nie tego oczekuje od nas wizja dobrej przyszłości?...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 32-33 z 6-13 08 2006r.


Charakteropatologia termiczna

Kiedy do upałów dochodzi naturalna gorączka z lewego menu, efekt bywa paranormalny. Tusk i inne PO elity, niepomni wcześniejszych uzasadnień premierostwa dla szefa PiS-u, teraz ten fakt uznali za złowieszczy. O curiosalnym sądowym wyrokowaniu nad Łukaszem Wróblem - autorem wystaw w obronie życia poczętego - już pisaliśmy. Dodam jedynie, iż apel O. Ł. Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy o solidarność wobec tłumienia wolności sensownej wypowiedzi, zapadł jakby w czarną dziurę agend „salonowego” dziennikarstwa. - Widać nie każde tłumienie jest nietolerancyjne, ksenofobiczne, antysemickie i faszystowskie (to wyimki ze słowniczka lewego internacjonała).

Z kolei Trybunał Sprawiedliwości  Europejskiej w Luksemburgu, rozpatrując przypadłość trwonicielki unijnej mamony, uznał, że samo potwierdzenie naruszenia prawa jest wystarczającą dolegliwością.  – Ach ta wrażliwość komisarzy... I  fanów GazWyb, którzy prezydenturę Kwaśniewskiego sondażowo uznali za najpiękniejszą. Czy również z upalnej uczuciowości wynikło zaskakujące lobbowanie niektórych „prawych” vip-ów na rzecz „lewych” nazwisk w mediach publicznych?..

Gorące wrażenie zrobił także akt pouczenia Prezydenta RP przez zjednoczenie byłych ministrów spraw zagranicznych z udziałem TW, tudzież wyczyn ambasadora Byrta w Niemczech, jakby uznającego, iż prostackie obrażanie głowy państwa i jego rodziny to światowy, akceptowalny, standard. Piłkarz Materazzi za takie cóś dostał bykiem od  Zidane'a. I stanął przed komisją FIFA.
A jaki trybunał wreszcie, i kiedy, uzna za „personae non gratae” butnych emitentów antypolonizmu i ich najętych czy też wciąż „politycznie” przestraszonych usprawiedliwiaczy? Oraz czy geny, wiek, kwity, układy - a może upał? - będą znowu wystarczającym alibi?

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 32-33 z 6-13 08 2006r.


Bariery bibliografii

Kiedy pisałem dla tygodnika Niedziela tekst podsumowujący kilkuletnie starania o równoważenie (przynajmniej równoważenie) opracowań tytułów czasopism i haseł  przez Instytutu Bibliografii Biblioteki Narodowej (Bibliografia. Koniec problemów?... Niedziela 9/2006), wyraziłem nadzieję na odważniejsze wypełnianie hasła „antypolonizm” ( np. w bazie artykułów z czasopism polskich od 1996r. - http://mak.bn.org.pl/w14.htm - nie znalazłem ani jednego odnotowania, a w bazie artykułów  tygodników i gazet - http://mak.bn.org.pl/w14.htm - WSPÓLNA BAZA BN I BIBLIOTEK PUBLICZNYCH, zaledwie  14, przy imponującej mnogości opracowań hasła „antysemityzm”).

Sugerowałem również wprowadzenie ważnego magazynu służby życiu i rodzinie - dwumiesięcznika „Głos dla Życia”. Tytuł wychodzi regularnie od lat, niesie aktualne artykuły dotyczące ochrony życia poczętego, sensu i jakości rodzicielstwa, roli rodziny, nie jest zbyt obszerny objętościowo. Sprawa wydawała formalnością. Tym bardziej, że po zmianie opcji władzy na prawą i wprowadzeniu  pewnych ruchów organizacyjnych, Biblioteka Narodowa mogła wreszcie wprowadzić do odnotowań dzienników - obok GazWyb i Rzeczpospolitej opracowywanych z gorliwościa od lat - prawdziwie alternatywny „Nasz Dziennik”. Prawda, iż „rekompensując” to włączeniem również biuletynu lewości  - „Trybuny”, oraz uwzględniając kilkanaście lokalnych wydań „Wyborczej”. Stara miłość nie rdzewieje...

A tu wielkie zdziwienie. Okazuje się, że dotychczasowych standardów BN nie są w stanie (nie podejrzewam lekceważenia problemu) przełamać ani Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Kazimierz Ujazdowski, ani niektórzy super „prawi” posłowie z Sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu, których próbowano zainteresować dziwnym oporem przed tak istotnym periodykiem służącym obronie życia.

I to w sytuacji, kiedy są miejsca i etaty dla rejestrowania najfantazyjniejszych wydawnictw, jak np. „Głos deski” czy „Sos dla żurawiny” (serio), nie mówiąc o kipiących  „materialistyczno-naukowym” zacięciem pozycjach, jak chociażby „Bez Dogmatu”...

Płyną latka, płyną, zmieniają rządy, a bariery zostają. Jak długo jeszcze?..

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 34-35 z 20-27 08 2006r.
Publikacja: Aspekt Polski nr 8/ 2006r.


Reportaże z codzienności. Pełnoletność czy dojrzałość?

Kiedy za sprawą 18 letniej licealistki pozującej do roznegliżowanych zdjęć, tudzież innych numerów rozbisumarnionych sztubaków wypłynął – nie po raz pierwszy - problem wolności szkolnej dziatwy i odpowiedzialności dorosłych - rodziców, wychowawców, pedagogów - nie mogłem nie przypomnieć sobie fragmentu jednego ze wspaniałych spotkań z p. dr Wandą Półtawską. Otóż wśród wielu innych kwestii została postawiona i ta: Czy pełnoletność można utożsamiać z dojrzałością do sensownych i racjonalnych decyzji. W anegdotycznej i prowokująco-inspirującej formie odpowiedź brzmiała: Tak, o ile pełnoletność przekroczyła... 60 lat.

Czym jest dojrzałość?...Nie ta - „urzędowa”, ustalona akurat na lat 18 i na pewno nie ta - wynikająca z umownej dojrzałości do inicjacji seksualnej (różnej zresztą w różnych klimatach i cywilizacjach, a celowo prowokowanej u nas sztucznymi metodami u coraz młodszych dzieciaków).

Czym zatem jest? - Sprawnością fizyczną?... Intelektualną?... Może jakimś stopniem nasycenia wiedzą?... Umiejętnością samodzielnego zaspakajania podstawowych potrzeb życiowych?... Jakich?...
A może dojrzałość rodzi się wtedy, gdy człowiek nabiera umiejętności rozpoznawania sensu i celu życia? Może dopiero wtedy, gdy dotrze do tego najważniejszego – domagającego się rzetelnej, głębokiej odpowiedzi na pytania: Kim jestem? Skąd, dokąd, dlaczego, po co wędruję?..

Czy dojrzałymi są np. podstarzali panowie, panie, nawet z tytułami profesorskimi (tytułami coraz częściej wystawianymi na pohańbienie przez lewych posiadaczy), nawet wysoko usadowione VIP-y, bądź pyszałkowate gwiazdorki mediów, którzy podczas debat - również szeroko publicznych - uchylają się od uczciwego intelektualnie penetrowania postawionego zagadnienia na rzecz uników i sztuczek werbalnych - nawet najbłyskotliwszych? Czy nie można podejrzewać iż występuje tu brak umiejętności analizy i syntezy rzeczywistości ponad jej najprymitywniejszymi, najprostszymi poziomami, nieumiejętność dostrzegania przyczyn analizowanych skutków – jakaś swoista schizofrenia etyczna, społeczna, jakiś infantylizm starszawych już „Jurków” , „Kubusiów” i innych filarków postępu;  bądź uprawiana jest cyniczna gra dla osiągnięcia chwilowych przewag?...

Dlaczego chwilowych? - Wszystko co nie jest upartym dążeniem do prawdy, może przynosić jedynie chwilowe satysfakcje czy sukcesy. Czy dojrzałością można nazwać służenie kłamstwu? My – katolicy – wiemy, iż prawdziwie dojrzały człowiek musi dążyć do rozpoznawania prawdy, ponieważ jest to niezbywalny obowiązek wynikający z wiary. Z utwierdzanej – sercem, rozumem,  faktami, logiką - Wiary. I to nie „jakiejś” prawdy, „swojej” prawdy,  „obiektywnej” prawdy - jeno tych jej fragmentów, które są nam dostępne na danym etapie rozwoju, w poszukiwaniu Prawdy Absolutnej – Boga – Stwórcy Nieba i Ziemi, wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych... , ponieważ dostaliśmy zapewnienie od Jego Syna: „/.../ Ja Jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze mnie. /../.” (J 13,6) (Tu wciąż wracam do konieczności podjęcia trudu uczciwego zweryfikowania, całą mocą intelektu, dokumentu zapisanego przez Ewangelistów i Apostołów, a który zwiemy „Nowy Testament”).

Zatem, czy dojrzałość jest czymś statycznym, osiągniętym raz na zawsze, czy raczej nieustannym procesem w trudzie wolnych wyborów: „Dokonawszy na wieki wybór, co chwila wybierać muszę”?...

Nie będzie wielkim odkryciem - tyle, że często zapodziewanym w gonitwie codzienności -  kiedy skonstatujemy, że osiągnięcie takiego stanu świadomości i woli ( i woli!), jest właśnie progiem dojrzałości w niekończącym się procesie jej rozwijania. Niezależnie od wieku, tytułów, pozycji zawodowej, społecznej, aczkolwiek w zdrowym społeczeństwie są one skorelowane. Co i nam wszystkim daj dobry Boże. Amen.
                                                                                               ***
Inspiracja powyższego tekstu wynikła ze spotkania z cennym - jak zwykle - przekazem mądrości  p. dr Wandy Półtawskiej. Natomiast inne, specjalne, podziękowanie należy złożyć lewej stronie kręgu analizatorów problemów „humanistycznych”. Dla przykładu – jakiś czas temu wydano gorące tchnienia postępowej myśli, popierającej wyczyn biedronistów aktywu homoseksualnego, próbującego głosić drastyczną (to już ten etap?!) „sztukę miłości inaczej” w którejś z krakowskich szkół. A pełne poświęcenia udziały w homo-agitkach z udziałem zamaskowanych bojówek?.. A wszelkie wiarołomne głosowania – również w PE?... To tylko szczątkowe wyimki z masy osiągów postępowej wizji „wolności bez barier”. Tego typu doświadczenia każą wyrazić podziw dla „onych” - często obdarzonych prestiżowymi nazwami - za publiczne poświęcenie w udowadnianiu tezy, iż dojrzałość nie wynika ani z wieku, ani tytułu, choćby naukowego... Miejmy jednak nadzieję, że czas swobodnego hasania demoralizującej, niszczącej, antycywilizacyjnej, nieludzkiej, „postępowej” ideologii dobiega końca. Wtedy i tytuły nie będą musiały być narażane na tak niewdzięczne poświęcenia.

A tak między nami – jak się załatwia owe śmieszne lewackie „doktoraty”, „habilitacje”, „profesury” – niechby nadzwyczajne? - Nadzwyczajnymi koneksjami? Bo przecie nie wybitnymi osiągami – jak ongiś, dawno, dawno temu bywało – wielkiej wiedzy, sprawnego intelektu, pięknej kultury, niezależnej, szlachetnej osobowości?...

Krzysztof Nagrodzki

PS. Po napisaniu tego „Reportażu” dotarł do mnie wyśmienity artykuł p. prof. Piotr Jaroszyńskiego – „Kiedy koniec PRL-u w polskiej nauce?” (Nasz Dziennik  28 06 2006, dział – „Myśl jest bronią”), wiele wyjaśniający w „temacie” kreowania kadr naukowych. Trzeba koniecznie przeczytać.

Publikacja: Myśl Polska nr 34-35 z 20-27 08 2006r.


Psychoza genów?

Pisałem nieraz, iż pobieranie wieści z tub postępu jest zazwyczaj stratą czasu. Może nawet obniżać niebezpiecznie poziom szacunku do bliźnich – instalatorów głośnikowych. Nie udało się jednak uniknąć spotkania z opisem prowokacji kieleckiej z lipca 1946 roku - zwanej zaparcie „pogromem”  - zaserwowanym wielbicielom „Polityki” /nr z 8 lipca/ pod wymownym tytułem: „Psychoza we krwi”    (wyssana z mlekiem matki?). Analizy tła i samego mordu dokonał jakiś postępowy adiunkt z ISP PAN-u i  IH UW, jakby nie dostrzegając dokumentów, opracowań, nielogiczności, które podważają szytą „służbowymi” nićmi tezę o spontanicznym pogromie, dokonanym przez motłoch. A np. Stefan Bratkowski już był dostrzegł! – Na antysemityzm mu idzie, czy co?

Nie został pozytywnie zauważony przez autorytet charakterystycznego formatu - Elie Wiesela (tego od zachwytu nad spec-kombinatoryką J.T.Grossa ) – również szef LPR-u, mimo odbycia pokutnej drogi do Jedwabnego oraz odcięcia w  sali operacyjnej GazWyb pępowiny od niesłusznych przodków ideowych. Na osłodę otrzymał nominację gazetki na wiceprzewodniczącego PiS-u. Chodzą słuchy, iż w rewanżu honorowe członkostwo Ligi uzyska elita wybiórczego komanda; a może i sam Gross.

Tymczasem nasze apele (dołączył do nich prof. J.R. Nowak) o ustanowienie instytucjonalnych barier obrony prawdy i sensu (COPiS), przed bezczelniejącymi fałszywkami mogącymi wywoływać waśnie na tle, jakby zaczęły nabierać kształtu. IPN będzie występował o sankcje karne, oraz: „powinniśmy powołać specjalny instytut /.../, „aby zakończyć najróżniejsze bzdury o polskim antysemityzmie” (J. Kaczyński w „Niedzieli” z 6 sierpnia.)

No to gdzie się podzieją genetycznie lewe „autorytety” i ich ośliźli czeladnicy? W jeszcze bardziej zarobaczywiałej szarej strefie?

Krzysztof Nagrodzki   
Publikacja: Myśl Polska nr 34-35 z 20-27 08 2006r.


Kto sieje wiatr...

Za sprawą niezrównanego prof. J.T.Grossa i zupełnie innego profesora - J.R. Nowaka odżywają czołowe nazwiskach wdrażaczy Postępu w nadwiślańskiej agendzie Związku Republiki Rad: Bierut, Minc, Berman; plejada gwiazd terroru - przeróżne Fleischarby, Grunschpany, Goldbergi, Morele, Fejginy, Michniki...

Towarzycho robiło co mogło, a nawet znacznie więcej, aby płomień posłannictwa lewych okazów ludu wybranego do historycznych czynów, nie zgasł. Metody, urozmaicane indywidualnymi predyspozycjami, wyprodukowały setki tysięcy nawróconych  na posłuszeństwo - rzec można - bierne i czynne: wymordowanych, zakatowanych, zniszczonych fizycznie, psychicznie. Kiedy nawracani demonstrowali wątpliwości, towarzysze z Informacji i Bezpieki błyskawicznie wydobywali wiedzę: „Kto za tym stoi?”, a aktyw w mediach i kulturze transmitował ów pewnik do mas: To karzeł reakcji, agentura imperializmu, elementy faszystowskie i klerykalne – co na jedno wychodziło – sabotowały zmiany na lepsze.
A Odwetowcy z Bonn byli najpaskudniejsi.

Czas płynął, kasa, pieriestrojki, restrukturyzacje robiły swoje; Odwetowcy jakby się zamglili. Ostatnio z tumanu wychynął b. SS-man G. Grass, honorowy gdańszczanin oraz laureat nagrody literackiej przyznanej przez toruńską kapitułę, wiedzioną przez jednego z - „w służbie nauki i bezpieki” -profesorów.

Mówi się, że J.T.Gross następną książką ma udowodnić, iż Guenther - dzielny niemiecki młodzieniec - po prostu pośpieszył na pomoc Żydom, gnębionym w „polskich obozach koncentracyjnych”. Oraz małej Erice Steinbach, wypędzanej przez okrutnych polskich nacjonalistów.

Tak konsekwentnie zacieśnia się przyjaźń określonych sił na pohybel genetycznych łacinników zwanych teraz rutynowo „antysemitami”. A pytanie: „Kto ma z tego korzyść?” - potężnieje.
I oczekuje odpowiedzi.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 36-37 z 3-10 09 2006r.


Z ciszy serca

Michałowszczyzna opodal Wilna, skrawek Kresów - ziemi pracowitej, szlachetnej, serdecznej i dumnej szlachty zagrodowej („boso chodzę, z pieprzem jem”) oddanej swej tradycji, swej ojczyźnie, swojej wierze. Dom na wzniesieniu, wśród żywicznego lasu; wakacyjna ukwiecona upalna łąka schodząca ku dolinie. I miasto nad Wilią, wśród Wzgórz Sapieżyńskich, gdzie króluje Matka Boska z Ostrej Bramy. Ludzkie losy posplatane w sąsiedzkiej życzliwości Polaków, Litwinów, Żydów, Karaimów, Białorusinów, Tatarów, Niemców. Kraina dzieciństwa i młodości Marii Siwińskiej – prozatorki, poetki, autorki kilku powieści, zbiorów opowiadań, sześciu tomików wierszy - „pisarki przeoczanej” - jak upomniał się o koleżankę kilka lat temu znany prozaik śp. Tadeusz Chróścielewski.  „Pani Maria dysponuje i w prozie i w mowie wiązanej, znakomitym warsztatem, darem bezbłędnej kompozycji i co nie mniej istotne rozległą wiedzą /.../ i darem wnikliwej obserwacji. /.../  operując świetnie rygorami vers libre, mistrzyni obrazu i zawsze zaskakującej pointy /../ ” – pisał; prawda, iż po zdaniach komplementujących twórczość Marii Siwińskiej, wtrącając słów kilka o wynikających z „jakichś niepojętych oporów charakterologicznych” cechach  „irytującej aż cichej i skromnej autorki”. To prawda. Pani Maria nigdy nie była wdzięcznym obiektem wywiadów, nagrań telewizyjnych, radiowych, nie potrafiła się promować, nie zabiegała o poklask stowarzyszeniowego środowiska. Uznała zapewne za najważniejszy, najuczciwszy, ów bezpośredni intelektualny - a może raczej emocjonalny? – kontakt: pisarz-czytelnik. Bez tworzenia dodatkowej aury przez pośredników. Jakże często sztucznej i służącej całkiem „pragmatycznym” celom...

Takie osobowości nie tworzą się z przypadku... Miłość dobrej rodziny, lata wzrastania i kształtowania poczucia piękna i dobra wśród siedlisk zahartowanych w zamieciach historii mieszkańców, gdzie trwały domy serdeczne, honorowe, skromne, a zwykłość trudu dni jakże często do stóp Pani Ostrobramskiej składano z prośbą, z nadzieją, z wdzięcznością, a i tajemnica drogi wyznaczonej przez Stwórcę – budują charaktery odporne na świecidełka...
                                                                                               ***
„Wilno, Wileńszczyzna, słoneczna, tajemnicza kraina dzieciństwa, domu rodzinnego, wrażliwych ludzi - to gleba, z której czerpane były soki do wzrastania; do mądrego ogarniania teraźniejszości. Przenoszone przez czasy zamętu poczucie i umiłowanie piękna, wrażliwość na drugiego człowieka, pamięć starych fundamentów, Autorka składa w swoich utworach w cichą prośbę – ostrzeżenie przed zagubieniem siebie w zgiełku lokalnych i chwilowych mód, wiodących w pobłyskujące blichtrem uliczki festiwalowe, po których, świtaniem, wiatr śmieci przemiata. Nie zatraćmy pamięci, nie dajmy się skierować ku mirażom pokaleczonej wyobraźni. Nie wyzbywajmy się ojczystych pejzaży, naszych dróg, progów naszych domów, naszych modlitw, nie dajmy się zagarnąć hałaśliwej codzienności, aby nie okazało się, że zgasło nawet echo czasu wiary i nadziei - nadziei na miłość, na piękno, na dobro. Może uległo wypadkowi? Teraz „...tyle katastrof na świecie...serc i sumień ludzkich ...” – ostrzega delikatnie pisarka, ponieważ pamięta inny trakt, który prowadzi przez krainę dojrzałego wzrastania, gdzie serce i sumienie rozpoznają kierunki świata a pamięć celu wędrówki nie ulega amnezji. Idźmy nim – zachęca - aby „nie zatonąć w czasie”, aby nie minąć „...drzwi otwartych wieczerników...” nie zapomnieć progów naszych domów – domów naszego człowieczeństwa, bo jeżeli „...zapomnisz siebie wtedy utoniesz nawet w kropli życia”

W tej poezji i prozie nie braknie refleksyjnej liryki, uśmiechu, zamyślenia, bywa - pasemek smutku opadających na kamienie próżnego nieraz trudu,, podpieranego okulawioną radością”... Jednak, kiedy „z grząskich dni” uniesiemy uratowaną odrobinę ciszy, kiedy otworzymy nią pamięć dróg przebytych, które - zda się - tuż za progiem, za uchyleniem drzwi wyobraźni, kiedy wieczornej modlitwie oddamy dni, miesiące, lata i „zmęczenie troczone do nóg” - wtedy łatwo biec po siebie ”... za blednącym promieniem słońca”,  tam gdzie „wrzawa traw i wiatr... uciekają zielone wiosny, rozpalone lata, z białym giezłem zimy”, gdzie ślady stóp naszych jeszcze i czynów naszych na drodze pielgrzymiej. Biec, aby odnajdywać wczoraj, dzisiaj, jutro„...swój wschód i jedyny wśród nie zachodzących wschodów słońca”... I Wiarę. Wiarę, że nie zostaniemy zatraceni w pamięci, „...gdy mądrość Twoją ścieramy jak błąd ze szkolnej tablicy”, bowiem dojrzewając - „po śladach uciszających strach”- dotrzemy do Ziemi Obiecanej.

***
Jeżeli
wypłynę na przestrzeń wodną
zaskoczy mnie burza
pamięć Twoich śladów
na jeziorze Genezaret
uciszy mój strach
i
brzeg się przybliży

jeżeli
zaskoczą mnie piaskowe burze
pamięć echa mojżeszowej laski
biały cień manny sycącej głód
suchy most dna morskiego
wśród spiętych wód
uciszy mój strach

wierzę w Ziemię Obiecaną

(Z tomiku Na zakosach dróg, Łódź 1998, wyd. >Ja-Na<)

Maria Siwińska podejmując wędrówkę przez teraźniejszość, wierzy w odnalezienie w niej piękna, a echo Słowa przyda wytrwałości, aby ”...zapalona świeczka/ od światła gwiazdy/ znad strzechy betlejemskiej / nie zgasła / w przeciągach dni naszych / w przeciągach serc naszych”.
W recenzji jednej z wcześniejszych powieści Pani Marii zauważono: „...pisana pięknym, prostym, ale nie ułatwionym językiem (...) pełna tą pełnią, która rodzi się z autentycznego przeżycia i prawdy wyrazu. To chyba jedna z nielicznych współczesnych książek, tak czysta...”.   ( Drzewa chylą się w jedną stronę, Wydawnictwo Łódzkie, 1970)  
Można doświadczyć, iż późniejsze utwory, szczególnie jasna, bogata barwami jesieni poezja, nadal zasługują na tą ocenę. I być może zdziwić się, ze ten przekaz odnajdujemy coraz bogatszym za każdym do niego powrotem...”

                                                                                                   ***

Pani Maria, niesie dzielnie trud wieku i niedomagań. Po bezskutecznym oczekiwaniu na godniejsze i sprawniejsze pióro, które przybliżyłoby postać Autorki wierszy publikowanych i w „Myśli Polskiej”, pozwoliłem sobie na odruch niecierpliwości (wykorzystując fragment swego tekstu z „Niedzieli” sprzed lat), w nadziei, że ta cicha i piękna poezja mająca swój kresowy rodowód, nie zostanie zapomniana. Wszak nie wszystko wielkie, co mianowane wielkim zgiełkiem.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 38 z 17 09 2006r.


 Kolumny anty

To, że Zachód, Wschód - ten całkiem bliski i ten dalszy - oraz inne strony świata mają swoje interesy, których zdecydowanie a nawet agresywnie pilnują – nic nowego. To, iż w ramach realizacji owych celów uruchamia się metody niszczenia sił przeciwnika, konkurenta, oponenta, zbyt słabego entuzjasty – też nie powinno dziwić, chociaż smucić - aktywnie rzec można - tak. Doświadcza się tego od wieków, dlaczegóżby nie teraz?  Piękne hasła i deklaracje o wszechświatowym „miłujmy się”  i solidarności unijnej - a rzeczywistość skrzeczy. Również, a właściwie zazwyczaj, głosami światowego lewactwa duchowego: w gospodarczych priorytetach, w mediach, kulturze. I gdzie się da. Dominowanie jest starą, atawistyczną ciągotą darwinizmu społecznego, realizowaną przez cywilizacje niższe w stosunku do wyższych  - stąd owa nieustająca walka, opisywana przez prof. Konecznego.

Zatem próby ustalania własnych priorytetów przez podstawowych graczy Unii Europejskiej – szczególnie RFN; przez Rosję; przez lewych Żydów – posługujących się byłymi funkcjonariuszami komunistycznego terroru, zbiegłymi w swoim czasie do wygodniejszych krain i robiących - wraz z potomkami i środowiskami - za „autorytety” i ofiary „antysemityzmu”; zaskakująco nieczyste rezolucje, uchwały, listy wsparcia; wrzaski i szpile lewych tub – to wszystko jest smutną normą „tego świata”. Nie powinny też zaskakiwać inspiracje antypolonizmu, wychodzącego również z naszego kraju - renegactwo istniało zawsze. Na to wszystko zdrowe państwo powinno umieć odpowiedzieć nielękliwymi, konsekwentnymi, metodami prawnymi, ekonomicznymi, medialnymi, dyplomatycznymi, mobilizacją społeczną Polaków. Po to jest organizowane i finansowane przez obywateli i dla nich, a nie dla chwilowego komfortu lewych kasiarzy.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 38 z 17 09 2006r.


Reportaże z codzienności. Ofiarne wędrowania

Upłynęło już nieco czasu od kulminacji pieszych pielgrzymek do Jasnogórskiego Sanktuarium: 15 sierpnia – święta Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i 26 sierpnia – święta NMP - Matki Boskiej Częstochowskiej. Zatem refleksja może uwolnić się nieco od naturalnych emocji, przepełniających zazwyczaj pątników.
 
Po raz kolejny Polska katolicka zadziwia „postępową” Europę – a być może i siebie – tym nieefektywnym w dobie łatwej komunikacji, „dewocyjnym”, „masochistycznym” spędzaniem letniego czasu. I coraz liczniejszym, wyraźnie liczniejszym, udziałem młodzieży. „– To fenomen typowo polski /.../ Na całym świecie zdarzają się podobnego charakteru wędrówki, ale mają dużo mniejszy rozmach. U nas niektórzy idą do Częstochowy nawet trzy tygodnie. Dlatego pieszą pielgrzymkę na Jasną Górę fachowo zalicza się do migracji religijnych, a w światowej literaturze przedmiotu porównuje się ją nawet do wędrówek do Mekki.

Wyjątkowe jest i to, że w 90 proc. o wyruszeniu na pielgrzymkę decydują motywacje religijne. W krajach Europy Zachodniej są one ważne dla ok. 50–60 proc. pielgrzymów, zresztą nielicznych. – Może dlatego tak wielu obcokrajowców szuka w Polsce przeżycia duchowego /.../ Znajdują tu przecież to, czego często próżno szukać gdzie indziej: atmosferę wielkiej jedności, integracji, także z tymi, przez których tereny idą rozmodleni pątnicy”/.../ ” (Prof. Antoni Jackowski dla tygodnika Ozon z 15 09 05  w artykule  Mileny Rachid Chehab i Tomasza Maćkowiaka - Fenomen z Polski rodem)
Ten „typowo polski fenomen” zadziwia na tyle, iż podobne, jeszcze niewielkie i nieśmiałe próby owego „dziwactwa”, zaczynają być wydobywane z pragmatycznej niepamięci i podejmowane również w Zachodniej Europie.  „Najbardziej szokujący jest jednak udany przeszczep naszej tradycji do krajów, które zupełnie nie kojarzą się z masową religijnością. Francuscy studenci od 1991 r. chodzą z Paryża do Chartres, co roku ok. 15 tys. osób. Podobnie jest z wędrówką z Wiednia do Mariazell, młodzi Czesi natomiast pielgrzymują do sanktuariów polskich.”(ib.) - Czyżby standardowe wędrówki  i sjesty sytych już nie wystarczały?...

Prawda, iż może być to próba poznania czegoś nietypowego, sprawdzenia się w przygodzie pt. turystyka wędrowna – ot, taka namiastka surrivalu - dosyć bezpiecznego, boć z gwarantowaną obsługą medyczną i transportową w razie kontuzji, załamania kondycji, bądź....woli. Prawda, że obserwuje się – szczególnie na pierwszych kilku, kilkunastu kilometrach - rozbrykaną jeszcze swawolnie młodzież; czasami, sporadycznie, z niestartymi jeszcze emblematami z zupełnie innych „pielgrzymek” – w tym satanistycznego uwodzenia. Prawda, iż ofiarność fizyczna nie zawsze bywa - rzec można delikatnie -  adekwatna do równie „ofiarnego”, cierpliwego, codziennego wsłuchiwania się w głos Pasterzy Kościoła, w akceptowaniu fundamentalnych zasad obowiązujących katolika – człowieka Wiary i zawierzenia. I prawda, że czasami daje się wyczuć oczekiwanie na realizację jakby kontraktu: JA daję trud. JA oczekuję realizacji moich petycji, w formie którą uznałem za stosowną i jedynie słuszną, bo przecież JA...

Mijają godziny, kilometry, dni. Coraz więcej pęcherzy na stopach i kontuzji. Coraz więcej dźwiganej obolałości i znużenia. Coraz więcej odśpiewanych Godzinek, odmówionych Tajemnic Różańca, wysłuchanych konferencji – często po raz pierwszy od lat, a może po raz pierwszy w życiu – bo i tak bywa. W spiekocie, w deszczu, w chwilach refleksji – również tej samotnej, coś się zmienia, coś dojrzewa. To są kilometry, to są dni i noce dojrzewania. Wesołkowatość zmienia się w wesele. A obolałość w dumę, że jednak...I nadzieję, że staniemy się chociaż o trochę, o troszkę, mocniejsi na trudnych drogach codzienności. W wierności. W wytrwaniu. W świadczeniu przed Królową Polski w 350- tą rocznicę poddaństwa Jej przez Jana Kazimierza. W wypełnianiu Jasnogórskich Ślubów Narodu sformułowanych – jeszcze w uwiezieniu - przez kard. Stefana Wyszyńskiego w 1956 roku, a odnowionych w tym roku przez Episkopat Polski, przez trzystutysięczną rzeszę pielgrzymów osobiście i zapewne setki tysięcy uczestniczących w uroczystości poprzez media; w osobistej obecności (aż?, tylko?...) niektórych VIP-ów: Marszałka Sejmu i Wicepremiera. Nie zabrakło listu od Ojca Świętego Benedykta XVI...

- Czy wytrwamy? - Czy będziemy świadczyli? - Czy wszyscy? - To nieprawdopodobne. Zatem ilu?... Ilu z nas?...  Kiedy?... Czas to pokaże. I nasze czyny.
                                                                                                 ***
„Matko, która nasz znasz, do Syna Twego nas prowadź”.  I prostuj wciąż nasze szlaki, bowiem pielgrzymowanie przez życie po prostych drogach, okazuje się być najtrudniejsze...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 39 z 24 09 2006r.


Kolumny anty (2)

Zgiełk, a nawet jazgot, codzienności wciąż powoduje minifelietonowe rozterki: O czym zgrzytać? Czy zastanawiać sie, przy wielu nazwiskach lewizny naszych czasów, nad recydywą bełkotliwej a  wrzaskliwej „profesury od broszury”, przyznawanej - jak ongiś za zasługi dla tow. Stalina i „władzy ludowej” – tym razem przez nowe komitety postępu?

Nad uczonością nie odróżniającą np. czynu Kuklinowskiego od Kuklińskiego, a Żyda z UB poległego w walce od pogromu?

Czy analizować siejbę autentycznego antysemityzmu przez różne żydowskie Ligi i ich tuby -  w tym przez filo-renegatów - butnie próbujących narzucać swoje definicje, swoje wykładnie historii, bez dbałości o prawdę i „obolałości” innych - co rodzi niechęć nawet wśród dawnych przyjaciół?
Czy przypominać o owych niespełnionych uczuciach to do Rzeszy to do ZSRR, a wciąż syconych nienawiścią do Polski i Polaków, dających często życie w katolickim obowiązku pomocy bliźniemu?

A może o policji wrażliwej na zdjęcia pomordowanych dzieciątek w aborcyjnym procederze i krętych drogach sądowej logiki wobec p. Łukasza Wróbla - autora legalnych prezentacji - które musi prostować prokuratura i wyższe instancje?

Czy o oddaniu w pacht zagranicznych interesów np. szacownego tytułu PWN? Może o obrazie TVP, w której nadal newsy robia nadal dziwne asy rzetelności ...?

Czy zestawiać pełną powagi, bólu, przebaczenia obecność ks. Peszkowskiego na grobach swoich braci, skrytobójczo zamordowanych przez funkcjonariuszy nieludzkiego systemu, z jadowitymi obecnościami kreatorów „świętych” lewości – na Skałce, na Powązkach?

 Kolumny manipulacji, antypolonizmu, antyprawdy, kolumny antyczłowieczeństwa... Tyle tylko, że po co o tym pisać, skoro wszyscy wiedzą, iż...?
Wszyscy?...
Chcą wiedzieć?...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 39 z 24 09 2006r.


Reportaże z codzienności. Śmietniskie szlaki

Jakie są polskie drogi, każdy widzi. Również to, iż momentami są już całkiem przyzwoite. I przy tych szerokich, równych, twardych często dwujezdniowych fragmentach ktoś ustawia (zapomniał zdjąć?) znaki ograniczeń szybkości do 40 – 60 km/godz. Przestrzeganie ich byłoby zagrożeniem dla płynności ruchu i...sensu. Ale stoją. I prowokują do łamania przepisów. A łamiących i tak nie brakuje w innych, niebezpiecznych miejscach i sytuacjach. Wyprzedzanie na trzeciego, na łukach, przez dwie ciągłe linie, szaleństwa szybkości miejskiej i pozamiejskiej – to niestety norma. Czas na konsekwentną, rygorystyczną pracę policji. I tak surowych kar, aby szał ograniczyć radykalnie, boć o absolutnym wyeliminowaniu można jedynie marzyć. Nie wydaje się, iż przyczyną jest li tylko alkohol czy narkotyk – to również brawura niecierpliwej młodości, brak wyobraźni, ciągły pośpiech, swoista pogarda dla innych użytkowników, brak szacunku dla przepisów - bywa, źle organizujących ruch. Zatem jednocześnie, czy raczej wyprzedzająco, należy zweryfikować - i czynić to na bieżąco - owe bezsensowne ograniczniki, o których wcześniej, a oswajające niejako z nieadekwatnością znaku z realną sytuacją. Równie konsekwentnie i rygorystycznie karząc odpowiedzialnych za układ i trwanie owych znaków.

Czy należałoby również ścigać pomysłodawców i decydentów spustoszeń w drzewostanie przy polskich drogach? Jeżeli ideą było bezpieczeństwo, należałoby konsekwentnie zasypać również rowy, wprowadzić automatycznie reagujące na znaki i sytuacje na jezdni blokady szybkości we wszelkich pojazdach oraz alkoholo-narko-brawuro- czujniki w pojazdach uniemożliwiające uruchomienie silnika. Żarty. Może owe dewastacje mają ułatwić śledzenie natężeń ruchu z kosmosu? A może po prostu wycięto piękne drzewostany z prostej, pazerności finansowej?... Trudno pojąć. Faktem pozostaje, że ilość dorodnych drzew ubywa w tempie niemalże proporcjonalnym do przybywania śmieci w „świńskim” pasie przydrożnym.

Śmieciarstwo drogowe nie jest jakimś ewenementem, skoro trud wnoszenia ton brudu w najwyższe partie Tatr stał się codziennym obowiązkiem hord, zwanych ongiś z szacunkiem turystami. Papióry, butelki, puszki po piwie i inne symbole rozkoszniackich posiadów na pagórkach, w dolinach, lasach, reprezentacyjnych parkach, w przeróżnych najurokliwszych okolicznościach przyrody,  recydywne ryki rozochoconych troglodytów w środku miejskiej, często kurortowej nocy bez zdecydowanej, stałej reakcji stosownych straży, policji, włodarzy miejsc stają się standardowym obliczem postępowej „demokracji”. A dlaczego nie? - To naturalne skutki wieloletniego trudu wychowawczego a`la „robta co chceta” wypracowywanego w tyglach postępu, przez tych samych „pedagogów”, którzy później ścigają „polski prymitywizm w tym kraju”. I tak drogi wewnętrznego zaśmiecenia łączą się z sensem i widocznymi widoczkami estetyki życia oraz znieczulaniem na szpetotę codzienności przez masy decydentów o tej jakości stanowiących. Znieczuleniem również naszym?...                                                               
                                                                                                   ***
Nie wiem na ile nasi czytelnicy zechcą się ze mną zgodzić, ale dla mnie swoistym elementem zaśmiecania stały się również znaki drogowe, informujące o obszarze zabudowanym poprzez tablice z konturami zabudowań i górującą nad nimi wieżyczką. Właśnie, wieżyczka czego? Ratusza?... Boć nie kościoła – nad którym od wieków w naszym krajobrazie dumnie i nieustępliwie umieszczano powszechny znak chrześcijańskiej obecności, łacińskiej cywilizacji kształtującej ten lud od wieków i normujących jego obyczaje. Zatem, może w ramach porządkowania naszych dróg i odśmiecania naszego kraju, należy zwrócić uwagę i na ten mały, maleńki a jakże wymowny znak. Znak na tablicach przydrożnych. Ale i nasz dowód osobisty...    

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 40 z 1 10 2006r.



Kolumny anty (3)

Powiadasz kolego, że tym razem przesadziłem pisząc w poprzednim mini „zgrzytaniu” o „owych niespełnionych uczuciach to do Rzeszy to do ZSRR”, w kontekście zachowań wielu środowisk żydowskich.

- No cóż, ten kącik nie daje możliwości rozwijania i szerszego uzasadniania felietonowych sygnałów, ale zechciej sięgnąć proszę do kilku choćby lektur ( a tam można znaleźć odsyłacze do innych materiałów źródłowych) i ponownie zastanowić nad zasadnością fragmentu zdania, do którego masz wątpliwości.

To nie są obszerne pozycje (chociaż z obfitą bibliografią i przypisami):
Edward Gigilewicz – Lublinland. Państwo Żydowskie w planach Trzeciej Rzeszy (Polskie Wydawnictwo Encyklopedyczne, Radom 2004);
Andrzej Leszek Szczęśniak – Judeopolonia. Żydowskie państwo w państwie Polskim (  PWE, Radom 2001);
Autor jw. – Judeopolonia II. Anatomia zniewolenia Polski (PWE, Radom 2002);
Hennecke Kardel – Hitler założycielem Izraela? (Oficyna Wydawnicza >Fulmen<, Warszawa 1996).

I chociaż z tzw. pragmatycznego punktu widzenia można zrozumieć starania diaspory żydowskiej o przychylność silnych, o uzyskanie swobód religijnych, kulturowych, możliwości ekonomicznego rozwoju ( a nawet dominacji), o jak największą niezależność, a w końcu o stworzenie czy odbudowanie własnej państwowości; można nawet starać się usprawiedliwiać te - bywało rozpaczliwe - zabiegi kładące się cieniem na stosunkach z autochtonami; można nawet zrozumieć dlaczego lewe środowiska (również te w sensie duchowym i intelektualnym) wciąż judzą przeciw Polsce i Polakom, o czym wspominałem z bólem w poprzednim odcinku, trudno pojąć brak jasnego i głośnego sprzeciwu na forum światowym ze strony prawych żydowskich środowisk i nazwisk.
Czy tylko ze względu na zawłaszczenie mediów przez lewactwo?...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 40 z 1 10 2006r.


Reportaże z codzienności. Interes kolumn

Kolumny mamienia funkcjonowały zawsze, zmienia się jeno liczba uczestników i skala oddziaływania. We współczesnych, udrapowanych na humanizm systemach, bez trudu rozpoznajemy stare osnowy, na których utkano szaty dla oddziałów nowych hekatomb - bo taki zawsze musi być efekt uwiedzenia przez Zło. I nie jest ważne czy powiewa nad nimi sztandar wściekłości imperialnej, narodowej, religijnej, rasowej czy proporzec zwykłych kasiarzy. Stąd owe kombinacje wsączane, wprasowywane w umysły, w emocje; kolportowane również darmowo, lokalnie - na skrzyżowaniach arterii miast, a także globalnie- przy pomocy tub masowej produkcji info i dezinformacji. Stąd niecne zmiany definicji, jak chociażby ów słynny „antysemityzm”, używany obecnie, na określanie ludzi, zjawisk, które przeszkadzają środowiskom lewych Żydów i ich animatorom; stąd podsuwanie wezwań - z dziedzicznego znienawidzenia chrześcijaństwa, katolicyzmu - do mordowanie „krzyżowców”, za wypowiedź Papieża - fałszywie zresztą interpretowaną; stąd bełkot gawiedzi, gotowej dla miejsca na pagórkach chwilowego lewackiego prestiżu do szalbierstw, do wszelakiej podłość w obryzgiwaniu bliźnich błotem. Ostatnio dotarło to również do p. Jerzego Jedlickiego (tego od „Otwartej Rzeczpospolitej”, donosu do ówczesnego premiera Buzka na „antysemityzm” Myśli Polskiej z wezwania do zaprzestania dystrybucji tego ( i nie tylko tego ) tytułu, którego ogarnął ostatnio „wstręt i obrzydzenie” do insynuacji. - Do wszystkich?.. - Najwyższy czas!

Czas także na szybsze uwalnianie ludu od giętkich mediotów, nawet jeśli w okresach „błędów i wypaczeń” odbierali emblematy za lojalną służbę. Czas na bardziej widoczne zmiany w TVP. Czas na śmielsze wyjście do środowisk i mediów patriotycznych, nie mających korowskich i (post)styropianowych - z całym szacunkiem - pieczęci. Czas na zmiany „pokoleniowe” w MSZ. Czas na poważane pochylenie się nad wiedzą profesorów - śp. Sokołowskieg, Kozłowskiego, Zimnego  - dotyczącą bezpieczeństwa energetycznego naszego kraju. Czas na adekwatność słów i czynów również na dole, aby nie powróciły „kolumny anty”, których dezintegracyjne ruchy widoczne są aż nadto wyraźne.
                                                                                                   ***
Ledwie napisałem część z tych słów w zamiarze zakończenie (na ostatniej stronie) „Kolumn anty”, przeradzających się już w cykl, a tu nagle zagrzmiały trąby nadziei...opozycji starym podkładem, wypróbowanym w wezwaniach do boju lewych drużyn: Jest szansa na zoperowanie „hormonu agresji PiS-u”! Na zatrzymanie „demontażu państwa i niszczenia gospodarki przez dyletantów”! Na wyeliminowania „zacietrzewienia w stosunkach z Niemcami i Rosją” – czyli powrotu do dobrze gratyfikowanego indywidualnie czołgania! Być może nawet - a możliwe, iż przede wszystkim - o zatrzymanie lustracji i dekomunizacji. No i pewnie skończenie z konkurencją Po prostu szansa na „Nocną zmianę” bis! Co zresztą przyznał bezpruderyjnie, dzielnie walcząc ze szczękościskiem, sam lider PO wbity w czerwony fotel Polsatu, w programie specyficznego zatroskania „Co z ta Polską” Tomasza Lisa... - Wygrać, wygrać wybory, a do ew. koalicji nada się każdy.

Gdybyśmy byli małostkowi, można byłoby w tym miejscu przypomnieć, iż po słynnym „historycznym, autentycznym podziale lewicy” – jak zapewniali polityczni eksperci – pisaliśmy o starej taktyce lewactwa: z okrążenia przebijamy się w podgrupach, kasę atakujemy razem (np. „Przełomy”, N. Myśl Polska nr 37/2004r.) Ale nie jesteśmy zarozumiali i przyznajemy, że rzeczywistość przerosła ową świadomość. Wonczas myśleliśmy o formalnym zbrataniu, po krótszej czy dłuższej rozłące, SdPl, Demokratów.pl (primo voto – Unia Demokratyczna, secundo- Unia Wolności), wybranych towarzyszy z SLD, a tu – dla ratowania ojczyzny naturalnie - każdy wariant jest możliwy: PO z Samoobroną? z SLD w nowym bloku lewych? z PSL?  a nawet z PiS  - oczywiście po stosownej „restrukturyzacji”, zwasalizowaniu kierownictwa tej partii i zgody na renowację lewych nóg? –Czemu nie? Polityka to gra interesów. A interes to interes!

- Ale co z Polską złotouści?...
                                                                                               ***

>>Jeżeli nie nastąpi pilne, czytelne, przegrupowanie na wierną Bogu, narodowi i niepodległej Polsce stronę /.../ silnych wolną, głęboką myślą i zdyscyplinowaniem ugrupowań, potrafiących w chwilach potrzeby tworzyć chroniący ojczyznę monolit - trzeba będzie na nowo oczekiwać cudu, trzeba będzie daniny cierpień, trzeba będzie heroicznego wysiłku woli, aby mieć szansę na odbudowanie własnego, gościnnego domu. Kiedyś... Być może...Chyba, że spomroczniały duch nie potrafi już nigdy pójść dumnymi szlakami Ojców, dając się wieść na pustynie, gdzie czasami wizja strumyka pobłyskuje i wabi... srebrnikami?...<< (N. Myśl Polska nr 48/2002r.) Aktualne? Jeszcze jak!

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 41 z 8 10 2006r.


Razem dla kasy

Weryfikacja służb specjalnych; zmiany w mediach (fakt, że jeszcze, bywa, niemrawe i czasami nie wychodzące poza koleżeńskie standardy);
obrona niezależnych pozasalonowych kanałów komunikacji masowej z narodem - jak Radio Maryja i TV Trwam;
unormalnianie szkoły z nadzieją na usensownianie i estetyzowanie kultury; perspektywa fundamentalnej wymiany w MSZ;
wreszcie – o zgrozo! – poważne dobieranie się do kasowych przekrętów wyniszczających na wielka skalę gospodarkę;
powszechna lustracja i możliwa dekomunizacja; szukanie bezpieczeństwa energetycznego i próba wzmocnienia sił obronnych, z amerykańską tarcza antyrakietową oraz urealnieniem ekonomicznym uczuć sprzymierzeńców - w sumie kierunek na samodzielność Polski w artykułowaniu priorytetów w ramach zasad cywilizacji łacińskiej

 - to wszystko za dobrze rokowało, aby nie prowokować konsekwentnej kontrreakcji sił zainteresowanych w dalszym utrzymywaniu wasalnego regionu nad Wisłą.

Tradycyjny słowotok starej i nowej lewości krajowej i zagranicznej od Wschodu po Nowy Jork (a nawet Waszyngton), wzmożenie posapek medialnych tutejszych „autorytetów” i cieni opozycyjnych; krzątanina z wciskaniem ogromnej ilości gazetowych wsączalników Agory (dumping z „Metra”?) na ulicach - to wszystko ma przywrócić „porządek” na polskiej arenie międzynarodowych zapasów.
Z udziałem służbowych „patriotów”.
To naturalne i spodziewany próby zrywania „totalitarnych pętów” skutecznego prawa, zakładanego przez patriotyczne elity ludziom miłującym wolność dowolności interpretowania interesu „tego kraju”.
Nihil novi. – Angażowane są siły adekwatne do wielkości interesów.
- A język?
- Taki jak zawsze.
Lewizna duchowa nie dysponuje w chwilach napięć innym. Nie ta klasa.
Szczególnie przy kasie.
Przemogą?
Niedoczekanie!

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 41 z 8 10 2006r.


Reportaże z codzienności. Gorączki frustrolewu

Czyż nie przypominaliśmy nieraz myśli klasyka i skutecznego praktyka – tow. Stalina, iż „walka zaostrza się w miarę umacniania zdobyczy nowego ustroju”. Ustroje się zmieniają, praktycy też, a klasyka funkcjonuje w najlepsze. Zatem nic w tym nowego, że i patriotycznej, katolickiej, koalicji próbującej nie na żarty porządkować Polski Dom, zaostrzy się. Bo niby dlaczego nie?...
                                                                                                  ***
Odsuwani powoli od władzy i możliwości dalszej megadewastacji „tego kraju” bojownicy o postęp, z wyostrzonymi ząbkami, spoconymi buźkami, ściskoszczękiem i wyuczonymi sloganami na poziomie podstawówki indoktrynatora, wspierani weteranami nauki – „profesurą z broszury”  - matrującymi w kółko te same zaklęcia lewej „rzeczywistości”, otóż ta cała ferajna zwęszyła wiaterek i stawia żagle na swych pirackich krypach, aby próbować dogonić łup. Łup nazywa się WŁADZA i daje teoretycznie możliwość powrotu do dawnych przyzwyczajeń, dawnych – no, może nieco zweryfikowanych – układów; decydentów wydających polecenia; lenistwa intelektualnego nie zmuszającego do rozumienia rzeczywistości ( >My teraz będziemy ją tworzyć!< –  wydało się samemu guru Marksowi). A  ŁUP ucieka. Fakt, że czasami z nietrafionymi zwrotami kursowymi, ale któż jest doskonały i jakie ugrupowanie ma jeno dobrą załogę?...
                                                                                                 ***
Tym razem orły czy sępy dziennikarstwa TVN, z wprawą służb specjalnych, sfilmowały „korupcję polityczną”, polegającą na sondażowych negocjacjach dla prób tworzenia układu większościowego w Sejmie. To ci nowina! Przy takiej definicji „korupcji” owych czynności, należy uznać za skorumpowane wszystkie partie, tudzież ugrupowania od Wschodu, Zachodu, Północy i Południa. Sprawa się – za przeproszeniem - rypła, gdy negocjujący posło-minister wyznał, że sorry, ale premier Kaczyński nie dostrzega – póki co - rozłamowo-kompetencyjnych walorów p. poseł Renaty Beger i nie daje się nabrać na numer z sekretarzem stanu za... Właściwie  za co?...

Lepszy rydz niż nic – mówi stare porzekadło, zatem skoro tajemnice alkowy pani poseł miały się zamortyzować, a zapis nie mógł wykazać niecności prawnej, bądź być użyte jako bomba do zdetonowania w późniejszym czasie, trzeba było zadąć na rogach „etyki” i  „estetyki”. W kąt poszła afera wekslowa wymuszająca posłuszeństwo parlamentarzystów wobec...nie, nie narodu a szefów. Niewiele słychać o osiągnięciach gospodarczych i społecznych. Lewactwo trenuje etykę. Etyka! Może i niosłoby to jakiś element do przemyślenia, gdyby ów emocjonalny plusk p. Tuska et consortes gotowych do  nocnych poświęceń, był wzbudzany nie przez wygi układów i układzików władzy: od wnuczków ideolo KPP po starych „układaczy” - niechby ze „styropianu” czy np. okolic „Nocnej zmiany” - po wrażliwą młodzież pod Sejmem na pikiecie z prezesem Wachowskim -  zblokowanych teraz w ekscytujących uniesieniach moralnych z lewym dziennikarstwem. ...No, no - jak to frustracja jednoczy. I jak szybko reagują towarzysze zza granicy, z niezawodną La Soir...

Dobrze, że są już media, gdzie można przedstawić inny punkt widzenia, wytłumaczyć sens i wykazać jak niedopowiedzenie może stać się fałszywką – co zresztą jest standardem lewizny (np. starcie  junior - sekretarz Napieralski – min. Ziobro, z wybiórczym cytowaniem przez tego pierwszego zapisu dialogu „korumpowana” - „korumpcjoniści”). Dobrze, że można obejrzeć najsensowniejszy w doborze i formie podania newsów serwis TV Trwam czy Radia Maryja, przeczytać Nasz Dziennik. Dobrze, że stachanowcy postępu w TVP mimo, że jeszcze widocznie buszują, już nie są tak bezczelni jak ongiś. Źle jednak, że nadal dyskusje dominują „etycy” ze szkoły Agory; że można jeszcze odczytać, bez czytania, autorów specyficznego przyrządzenia wiadomości (pozdrowienia nieustające dla p. Grzegorza Kozaka, i nie tylko); gorzej – niechętnych dociekaniu prawdy, a to już grzech główny dziennikarza. Smutne, że wielu wystąpień wysokiej jakości jak w TV Trwam, czy np. niezwykle ciekawych rozmów z autorskiego programu p. Jerzego Zalewskiego „Pod prąd” w TV Pulsu nie możemy obejrzeć w TVP1 w czasie dobrej oglądalności. - Co to za blok Panie Prezesie?...
                                                                                               ***
Pisaliśmy już nieraz o tym, ostrzegaliśmy, że wybory samorządowe niedługo, że będzie zaostrzała się walka ideolo i rosły antypolonizm, że należy przyspieszyć zmiany w TVP, PR, stosować bardziej zdecydowane metody prawne i ekonomiczne w walce z fałszem medialnym, ale widać zasięg czytelnictwa władzy kończy się (po tej stronie) na Gazecie Polskiej. Póki co, przyjmujemy jeszcze jedną wersję roboczą: opór materii jest ogromny, a sprawa równie skomplikowana jak delikatna.
Mimo wszystko może jednak pchnąć na ten odcinek frontu p. Jacka Kurskiego?...


Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 42 a 15 10 2006r.


Pluskolew

Pluskanie w głowinach nieszczęsnej duchowej lewizny tego, co normalnie jest intelektem, powinno zainteresować Światową Organizację Zdrowia. To zjawisko równie niebezpieczne jak inne pandemie, a intensywny rozsiew zarazy poprzez zainfekowane zlewaczone media i szeroko rozumianą  tzw. sztukę nowoczesną, źle rokuje globowi. Dramat potęguje fakt, iż lewe elity są również zainfekowana, a leki - mimo wabiących opakowań - dają zerową szansę na zdrowie. Trzeba wrócić do naturalnych metod leczenia, Panie i Panowie. Z Torą, Ewangelią, ze Społeczną Nauką Kościoła w ręku, a nie jeno biznesowym planem geszeftów; czy luźno definiowanym „ekumenizmem  humanistycznym”.

Zagrożenie miotłą Prawa i Sprawiedliwości z patriotycznymi Sprzymierzeńcami, powoduje wyostrzenie rysów lewactwa - również owej części „profesury z broszury” nadmuchiwanej medialnie -  skrzekliwie i chaotycznie objawiającej lęki, bez dbałości o spójność, logikę, estetykę. Ale dalibóg, co zmusza niektórych ludzi o niezłych wcześniej życiorysach i zda się nie uwarunkowanych genetycznie, do uczestniczenia w tak żałosnych sabatach? Co skłania do żenującego ziania przeciw aktualnemu przeciwnikowi politycznemu: po LPR, PO, teraz PiS-owi? I zagadkowej zaciekłości w atakowaniu Radia Maryja... Co zmusza wielu dziennikarzy do udziału w kompromitujących seansach zbiorowej histerii emocjonalnej; np. na podstawie quasi-ubeckich aranżacji zwanych „taśmami prawdy”? Przy jednoczesnym bzdurzeniu, że każdy może mieć „swoją prawdę”?...

Suponowanie, iż powodują to jedynie kwity i kasa, byłoby zbyt smutną konstatacją o zagubionym człowieczeństwie, aby można było się w z tym -  ot, tak – pogodzić. Zatem co? - Nieświadomie wchłonięty wirus prostackiego „pragmatyzmu”- tu i teraz - lasujący mózg? Bez wizji co potem?..

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 42 a 15 10 2006r.


Być wolnym

Żyjemy w epoce ogromnego natężenia emisji informacji. Jest to również czas swoistej walki poprzez rynek medialny o odbiorcę, o przywiązanie go do konkretnego źródła wiadomości, do wykształcenia pożądanych nawyków w percepcji, analizie i rozumieniu rzeczywistości.

Ta specyficzna „gra rynkowa” przybiera niejednokrotnie niezwykle brutalne formy, tracąc z oczu zasady fair play; demolując prawdę, i - co najgorsze – podważając samą jej istotę. W zamian pojawia się zachęta: „każdy może mieć swoją prawdę” – a to z kolei rodzi trudności w rozumieniu głębszego sensu obserwowanych zjawisk, prawdziwych motywów wielu działań i ostatecznego ich skutku. Ludzie ogłuszani przez codzienność, hipnotyzowani przez miraże sukcesu definiowanego w obszarze materialistycznej wygody – tu i teraz, mogą stawać się niewolnikami bodźców.

„Być wolnym, niezależnym i być sobą – to ideały, ważne nie tylko dla dziennikarzy. Są wspólne dla ludzi, którzy mają ambicję duchowego doskonalenia się i wolę bezinteresownej służby. Człowiek uzależniony, zwłaszcza od zakłamania, nie jest w stanie być do dyspozycji drugiego człowieka i społeczeństwa.” – wskazuje ksiądz biskup Adam Lepa w swoim przesłaniu do uczestników konferencji: „Dziennikarz pomiędzy prawdą a kłamstwem”.

Chcielibyśmy zatem wrócić do podstawowych pojęć definiujących ład naszej cywilizacji oraz ukazać trudności w realizacji dziennikarskiego obowiązku służenia prawdzie, a przez to wolności.  

Sympozjum ma charakter otwarty, chociaż radzi bylibyśmy jak najliczniejszemu udziałowi ludzi mediów – i tych wielkich ogólnokrajowych, oraz tych działających na lokalnych, parafialnych obszarach.

Organizatorzy nie gwarantują noclegów.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 42 z 21 10 2007r.


Reportaże z codzienności. Oblicza i buźki

Do określenia twarzy stosuje się wiele określeń, w zależności od rangi posiadacza i okoliczności jej ukazywania. Na przykład mocarstwowa fizjonomia, dysponująca stosownymi bicepsami ma Oblicze. Oblicze może dużo: Czynny brak zgody na buszowanie swoich szpiegów i agentów wpływu w innych krajach, potrafi nazwać terroryzmem państwowym, poczym - potrząsając imperialnym mieczem - uruchomić przeróżne sankcje. W takim kontekście naturalne staje się określenie prowokacją militarną, wymagającą stosownych kroków odwetowych pomysłu dawnych wasali, którzy rozważają korzyści z zainstalowania tarcz chroniących od ew. wrogich rakiet. Odcinanie dopływu gazu, ropy, rury energetyczne ciągnione po morzach i oceanach a nie krótszą ziemną drogą - to banalny przejaw wolności gospodarczej, solidarności europejskiej, a nie sygnał możliwego szantażu energetycznego. Wywoływanie histerii wydumanym „antysemityzmem”, „klerykalizmem”, „nacjonalizmem”, „nietolerancją”, dla szkalowania, ujarzmiania, stających na drodze dewastacji prawdy i sensu - to udrażnianie dróg zmian na lepsze. Tolerowanie pomysłów, o rewizję skutków wywoływanych kataklizmów wojennych, mieszania w pamięci o sprawcach zbrodni – np. katach nazistowskich, niemieckich, komunistycznych, sowieckich (ale przecie nie tylko) - i ich ofiarach, ma jeszcze szersze granice interpretacji: od „wybryków marginalnych grup”, „niepotrzebnego grzebania w przeszłości”, po owinięte mało skrywaną nostalgią: „nieuchronne błędy i wypaczenia na słusznej drodze”. Kiedy jest to stanowisko Oblicza, sprzeciw staje się niestosowny. A nawet naganny. Oblicza, to Oblicza...
                                                                                                    ***
W strefie Oblicz mogą, a nawet muszą, dawać głos buźki. Buźki czerpią siłę z mocy Pryncypalnej, i wydają często dziwne tony. Pozornie dziwne.

Nadymania ochotników buszujących w mediach, kulturze, władze totalitarnego ustroju stosują  rutynowo dla późniejszego reklamowania systemu i siebie. Tymczasem najbardziej napełnieni zaczynają wierzyć w swą nadzwyczajność intelektualną i walory – powiedzmy – estetyczne, tak  dalece, iż zatrudniają się jako wyjątkowe wizytówki rozumu i pulsujące sumienia narodu; niechby nawet z dodatkiem - „tego”... Jakiś czas temu „sumienia” i „wizytówki”  „w tym kraju” miały dylemat: wypada występować w reklamach komercyjnych czy nie? Szybko uznano, po raz któryś zresztą, iż żyć trzeba adekwatnie do wymogów aktualnego oglądu rzeczywistości. I poszło. Po drodze nieco powykrzywiano się, ale nie za bardzo, nad konkurentem z niesłusznej strony – ks. Jankowskim, ciułającym na cele charytatywne i bursztynowy ołtarz w kościele św. Brygidy w Gdańsku. Cóż – to materiał do przemyśleń – jak mawiał dzielny radziecki wywiadowca Stirliz z serialu „Siedemnaście mgnień wiosny”... Zatem przypuszczalnie po głębokich przemyśleniach sam bp. Pieronek uznał, iż wypada wziąć udział w agorowym interesie wydawniczym, reklamując album „Nasz Święty” (poprzednio, niedługo po śmierci JP II, agorostwo wydawało „Nasz Papież”). Od Sorosa i Fundacji Batorego do reklamy telewizyjnej – jak to blisko... I jak przystojnie, z tłumem agnostyków, ateistów, „antyklerykałów” i „katolików postępowych” w geszeftowym tle. W tej sytuacji honorowanie wyborczymi nagrodami wulgarnej i antypolskiej – jak doniósł „Nasz Dziennik” – książki Doroty Masłowskiej „Paw królowej”, czy nieustanny słowotok medialny reklamiarzy kast lewizny duchowej, jest naturalnym standardem. Realizowanym również przez pociesznie obdarowanych czemuś tytułami naukowymi. To nieustający spektakl w handlu bylejakością. Reklama to reklama.
                                                                                                 ***
Do tej pory opis był prosty: mocarne Oblicza i usłużna buźkowa drobnica – nic nowego na tym padole. Ale jak nazwać np. Trybunał Konstytucyjny - jeden z najwyższych organów państwa - mający możliwości prostowania prawa, ale i jego wykrzywiania? Jest ci on Obliczem Sensu czy buźką „pragmatyzmu” ?... Trybunały Konstytucyjne nie raz wykazywały niezwykłą elastyczność interpretacyjną. Bywało i tak, iż uznawano prawo za dobre, ale nie przysługujące...Murzynom, Żydom ( w III Rzeszy), dzieciom (do życia, zanim się w pełni urodzą). A to nie jedyne osiągi trybunalskie w czasie i przestrzeni. Miejmy nadzieję, że nasz Trybunał demonstrujący ostatnio dużą werwę i determinację w rozpatrywaniu wniosków opozycji przeciw sejmowym ustawom i inicjatywom, nie będzie zmuszony uznać za obrazę Konstytucji funkcjonowanie Parlamentu, Rządu i Prezydenta en bloc. Chyba, że odbiegną zbyt daleko od internacjonalnych standardów, bądź nie wykażą koniecznego entuzjazmu dla Leszka Balcerowicza, et consortes – reprezentantów światowego, finansowego, postępu!

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 43 z 22 10 2006r.


Osobowe Źródła

Nie, nie chodzi o żadnych TW jeno o Osobowe Źródła Paszkwili. I nie jest to mój pomysł, tylko jednego ze znawców bluzgania – Stefana Bratkowskiego – który zechciał otworzyć taka listę, ale mu  „domowa cenzura” – jak pisze (w „Rzeczpospolitej” z 1 bm.) - zmieniła nazwę na >Osobowe Źródła Insynuacji<. Dobre i to, aby umieścić  stałych wrogów honorowego - tytularnie -  Prezesa. Na czele, oczywiście, z łamaczem monopolu medialnego lewości o. Rydzykiem. Zespół natręctw to choroba o tyle społecznie niebezpieczna, o ile ma szanse na publiczne rozprzestrzenianie przez zianie. - To nazywa się bodajże „rozsiew kropelkowy”?

W ogóle symptomy „honorowych” wzmogły się, kiedy powiało grozą pełniejszego ujawnienia akt postępu i miłosnych uścisków nie tylko z esbecją ale i z różnymi wuesi ( co może prowadzić znacznie głębiej i dalej, ale o tym strach nawet myśleć, nie mówiąc o pisaniu...). Z tych elementów ziania, z fachowego wirowania cząstek prawdy, spreparowanego fałszu, mlaskania, jazgotania, wsączania demagogii, zakrzykiwania, zagłuszania, ma powstać huragan zmiatający „Kaczorów” oraz autentycznie patriotyczne orientacje z powierzchni władzy. Ma również zmyć hańbę „nietolerancji”, „ksenofobii” a nawet „faszyzmu” i „antysemityzmu” z  „tego kraju”. Płk Lesiak staje się ekspertem nadekspresyjnych (geny czy co?) tokowisk usłużnego weteraństwa saloniku, a z ust wyzdrowiałego podobno Lecha Wałęsy pada kolejna przenikliwa diagnoza, iż Kaczyńscy sami siebie rozpracowywali i destabilizowali. Gdyby i to nie wystarczyło, lud ma oślepić światło „wzburzenia moralnego” recydywistów kombinatoryki quasi-politycznej. Lud ma zwątpić.

 Tymczasem autentyczne kwity na „osobowe źródła” manipulacji mają nadal leżeć w odpowiednich sejfach do stosownego momentu. Jak to kwity.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 43 z 22 10 2006r.


Pęczniaki

Sezon wallenrodztwa w pełni. Okazuje się, że ukrytych patriotów – z których zaledwie kilku  przedstawiliśmy w poprzednich odcinkach - jest tak wielu, że ich prezentacja wymagałaby specjalnych opracowań.

O heroicznym  pęcznieniu Stefana Niesiołowskiego w stanie wskazującym, pisano tyle razy, że jego ujawnienie jest już oczywiste; tak jak i wymienionych przezeń mentorów - ks. Bonieckiego, o. Ziębę, dwu arcybiskupów /zob. „Jak ojciec Rydzyk prowadzi Kościół do zguby”, Dziennik 7.08.07/. (Brak w tym poczcie kilku mniejszych patriotów z niwy kościelno-ojczyźnianej, wynikł zapewne z typowo profesorskiego roztargnienia.)

W katalogu wallenrodków rozsadzających postęp nie można nie dostrzec kwiecia dziennikarstwa. Oddajmy honor ujawnionemu i relegowanemu z Polsatu Tomaszowi Lisowi,  nad którym znęca się  jakby niewtajemniczony Rafał A. Ziemkiewicz, zarzucając mu brak skuteczności w zwalczaniu prawych: („ /.../ nie o to mam do Lisa i lisowczyków żal, że są histerycznie  antyprawicowi,  ale że w tej histerii są tak bardzo bezpłodni” („Przemiana Tomasza Lisa, Rzeczpospolita, Plus Minus 29/30.09.07). Pana C. Michalskiego należy natomiast przestrzec przed sformułowaniami a la Stefan N., zbyt jawne kompromitujące „Dziennik” wyświechtanymi zarzutami. (zob. „Rydzyk ciągle rośnie”, Dziennik 7.08.07). – Panowie, czy czas na autodemaskacje? Tyle jeszcze roboty! Tym bardziej, że lewi kombinatorzy w prawych szeregach również nie zasypiają gruszek w popiele; ale o tym nie teraz.

Teraz, mimo wątpliwości czy to gra nami czy o nas – o Polaków, o nasz Kościół, o naszą cywilizację łacińską – trzeba jeszcze raz zaufać. To będą najtrudniejsze z dotychczasowych wybory – o bardzo bardzo dużo; ale czy mamy wyjście, poza wydawaniem napęczniałych jałowością okrzyków?...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 44/2006r.


Reportaże z codzienności. Gębienie buziek

Najpierw spróbujmy raz jeszcze i po raz ostatni... no, niech będzie – przedostatni, zdefiniować określenia, używane w tych felietonowych kącikach. Tym samym uwolnimy się, mam nadzieję, od zgłaszanych tu i tam reklamacji.

Zatem powtórzmy: Kiedy pojawiają się sformułowania: „lewactwo”, „lewość” , „lewizna”, wskazuje się na tych bliźnich, których lenistwo intelektualne, czy inne przypadłości psycho-duchowe,  skierowały na manowce. Błądzą oni tam bez chęci próby (defekt woli), czy bez subiektywnej możliwości (ułomność umysłowa, srogie kwity...) weryfikacji trywialnych, zazwyczaj materialistycznych, a w konsekwencji wyraźnie egocentrycznych priorytetów.  I przeważnie to do nich, en bloc, kierowana jest cierpkość – daj Boże inspirująca. Nazwiska pojawiają się jedynie w razie zdecydowanej recydywy.

Kiedy czytamy o „uwarunkowaniach genetycznych”, wiedzmy, iż chodzi o takie cechy psychiczne, które determinując przewagę reakcji emocjonalnych nad intelektualnymi i wolą, tłumią mądrość. Redukują możliwości obiektywnego badania prawdy. Dają negatywny obraz osoby, grupy, zbiorowości... Przy czym od razu dodajmy, iż nie należy mylić sprawności „pragmatycznej”, służącej geszeftom codzienności, z mądrością, będącą naturalnym obowiązkiem człowieka. Mądrość zaś – to umiejętność możliwie bliskiego oglądu prawdy, a ta z kolei – zgodnością widzenia rzeczy, rzeczywistości z nią samą w jej obiektywnej istocie.

„Postęp, tolerancja”, używane przeważnie bez cudzysłowu, jest ironiczną kontestacją przedefiniowywania pojęć i nadawania im w potocznym, aktualnym znaczeniu cech obiektywnie pozytywnych, mimo wyraźnie negatywnych skutków prostackiego wdrażania. Kiedy rzecz dotyczy postępu w istocie godnego pochwały, użyte jest słowo: „autentyczny”, „prawdziwy” – „prawdziwy postęp”.

Uwagę o bardzo często pojawiających się elementach felietonowego odporu wrogom „Imperium o. Rydzyka”, a właściwie - „Imperium o.o. Redemptorystów”,  któremu tak skuteczny kształt nadal i nadaje charyzmatyczny zakonnik - o. Tadeusz, trzeba skwitować nieco dosadniej: To co nie udało się innym przedsięwzięciom kościelnym czy środowiskom przyznających się – chociaż luźno -  do swej katolickości, dokonali solidarnym wysiłkiem Redemptoryści. Zdecydowanie i wyraźnie przełamali despotyczne nawyki w zawłaszczaniu źródeł masowej komunikacji społecznej; poczęli przywracać podstawowym pojęciom ich normalne, klasyczne znaczenia; upomnieli się o godność człowieka, godność Polaka, godność narodu; przypominają powinności i prawa obywatela – patrioty, ale i uczestnika wielkiej wspólnoty ludzkiej - powinności wynikające z chrześcijaństwa, z katolicyzmu. Stąd wściekłość, histeria, konkurencji ideolo oraz owe brudne chwyty: na „nacjonalizm”, na „ksenofobię”, na „mieszanie się do polityki”, nawet na niesubordynację wobec Kościoła i wstecznictwo antysoborowe, wreszcie najbardziej, w zamyśle, obezwładniający – na „antysemityzm”. I dlatego należy bronić owego „Imperium” jak wolności, póki jeszcze buszuje tak powszechnie lokalna i światowa lewość. I katolewość.
                                                                                              ***
W poprzednim tygodniu było o buźkach - swoistej emanacji woli Oblicz - syconych łaskawością mocodawców. Buźki starają się wypaść przekonywująco przed odbiorcami ich potoczystości werbalnej, ale przesycenie buźkami przechodzi w niestrawność i powoduje odruchy...no, mniejsza... Dochodzimy zatem do kluczowego pytania o zdrowie, o kondycję elit tolerancji, bojowników o wolność i demokracje w „w tym kraju”, w którym - według ich okrzyków – gospodarka nie funkcjonuje, na giełdzie krach; ścigani przez „kaczyzm” obywatele przemykają  ulicami zrujnowanych miast, snują się po ugorach pól i łąk na których jeno bezmleczne krowy i ptasia grypa; błądzą po wypalonych lasach, aby uciec jak najdalej od zasadzek CBA, ABW, zmaciarewiczowanych wywiadów,  kontrwywiadów; szukają rozpaczliwie iskierki nadziei w bunkrach postępu. Tam autorytety lewizny wleją w zatrute pisem żyły nadzieję: Tak być nie musi ! - Razem ruszą z posad bryłę świata! Nieraz ruszali.
                                                                                               ***
Czy to możliwe, aby żądza władzy tak dalece degenerowała samoocenę, iżby pretendenci nie byli świadomi kabotyństwa? W dodatku emitowanego do milionowej widowni owych żenujących póz?. Myślą, że tak trudno dojrzeć, iż buźka zmienia się w gębę obłudy, fałszu, a nawet renegactwa? Czy za późno na odebranie, zastawionego w jakimś lombardzie, krytycyzmu i sumienia?...
Tyle ogólników na tematy ogólne. - A szczegóły? - Były i zapewne będą. W swoim czasie.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 44 z 29 10 2006r.


Bez dziennej zmiany

Nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było, a konkretnie - aby nie można było kręcić okrągłostołowych lodów o wybornym smaku tolerancji dla geszeftu. A tu robi się ciasno. I to wtedy, gdy w grę wchodzi tyle euro!...

Zatem codziennie, co tam codziennie – kilka razy dziennie, konferansjerzy postępu tokują do mas, iż jest źle. Jest bardzo źle! Kompromitacja goni kompromitację, a nawet „kompletną kompromitację”. Bo czyż  może być większy blamaż, niźli oddanie rządu z lewych rączek prawym? - A miało być: „Władzy raz zdobytej, nigdy nie oddamy!”

Kiedy widać zaciśniętego niemożebnie w procesach emocjonalnych i innych - Donalda Tuska, łyskającego dobrą miną do złej gry - Jana Rokitę, Bronisława Komorowskiego - w szeregu ze słodko-kwaśną p. Hanną Waltzową, młodzikiem Olejniczakiem, równie rozgarniętym Napieralskim, wicowatym Borowskim, rozjuszonym wciąż, czemuś Stefanem Niesiołowskim - nie mówiąc o drobnicy z czerwono-różowych chórków, owiniętym teraz w okolicznościową togę oburzeń moralnych; kiedy brzmi głos lewych młodzieżówek i równie lewych ich wychowawców, wydających (służbiście?) dźwięki niepokoju - wiedzmy: ONI ostrzegają! Ostrzegają przed kataklizmami „w skorumpowanym kraju”, w którym próbują w pełni odzyskać lodziarkę z naklejką: Władza! Co prawda raport „Antykorupcyjnej Koalicji Organizacji Pozarządowych” (w tym- m.in.- Fundacji Batorego), chwali PiS za sukcesy na tym polu, ale może to  tylko brak koordynacji?...

 „Ta wojna ma charakter cywilizacyjny” – odkrył w końcu w Sejmie lider jednej z przewodnich sił – Jerzy Szmajdziński. To prawda. Jedyna istotna w tym morzu pustosłowia i judzącej agresji groźnej dla państwa. W bitwie o sens prawi dobierają się do lewych sejfów; również najtajniejszych. A to już nie przelewki. I dlatego...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 44 z 29 10 2006r.


Przez ciemną dolinę                 

Dlaczego płaczesz
Wszak mówiłeś
Wszystko swój kres ma
Zwykła kolej losu
Mówiłeś
Życia przemijanie
Ot tak
               zwyczajnie
                                     bez patosu
Wiara w Absolut
Zmienność bytu
Dystans do chwili
Wiedzy fosa
Nieco uczucia
                     trochę sprytu
Oblec cię miały w moc herosa

Więc czemu płaczesz zagubiony
Między ogromem
Wszechwieczności
A takim
           zwykłym
                      ludzkim bólem
Który uciskiem
                     w piersi gości

Powietrze chwytasz otępiały
Jakieś zdarzenia
Coś tam robisz
Świat zrobił się zupełnie mały
I musisz unieść go na sobie
Oczy w ciemności masz otwarte
Myśli wyłażą wciąż z ukrycia
I krzyczą
              krzyczą
                         tak uparcie
Za jednym Życiem
Tyle życia?

Publikacja: Myśl Polska nr 44 z 29 10 2006r.



Pobudzenia

Pasja pogromców prof. Macieja Giertycha i wyśmiewców min. Mirosława Orzechowskiego, którzy ośmieli się przypomnieć o wątpliwych podstawach tzw. Teorii Ewolucji, nie gaśnie. Tyle tylko, że w tych listach, oświadczeniach, felietonowych vicach, poza typowymi aintelektualnymi emocyjkami, nie dostrzegłem argumentacji merytorycznej. Nic dziwnego, skoro na tym pólku: "obowiązuje zasada tzw. materializmu metodologicznego" - takie napuszone ple-ple. A zmienne ludzkie wyroki - niechby  najwyższych sądów - mają zastąpić dowód prawdy.

Ongiś "autorytety naukowe" z Salamanki i Oxfordu dowodziły, iż „Indianie nie są istotami w pełni ludzkimi i dlatego nie posiadają praw naturalnych przyznawanych zazwyczaj ludziom”.  Niepomny tej „naukowej” wykładni Papież Paweł III (1534-49) ogłosił Encyklikę „Pastorale oficjum”. Zawarł w niej następujące zdanie: „Indianie ci, chociaż żyją poza łonem Kościoła nie są - i nie mogą być - pozbawieni wolności i prawa do posiadania własności, ponieważ są istotami ludzkimi

Papież Jan Paweł II w swoim czasie wskazał: "Teoria okazuje się słuszna w takiej mierze, w jakiej pozwala się zweryfikować; jest nieustannie oceniana w świetle faktów; kiedy przestaje uwzględniać fakty, ujawnia swoje ograniczenie i nieprzydatność. Wymaga wówczas ponownego przemyślenia. /.../ W rzeczywistości należy mówić nie tyle o teorii, co raczej o teoriach ewolucji /.../ W konsekwencji te teorie ewolucji, które inspirując się określoną filozofią uważają , że duch jest wytworem sił materii ożywionej lub prostym epifenomenem tejże materii, są nie do pogodzenia z prawdą o człowieku. Co więcej, nie są w stanie uzasadnić godność człowieka." ("Magisterium Kościoła wobec ewolucji - Przesłanie Ojca Świętego do członków Papieskiej Akademii Nauk",  Osserwatore Romano, 1/1997)
 
Fakty są takie: Nie ma żadnego empirycznego dowodu na ewolucję miedzy gatunkami (nie mylić ze zmianami w ramach gatunku!). Natomiast zakorzeniony materialistyczny dogmat - skoro nie ma lepszego wyjaśnienia rozwoju życia, to założenie o ewolucji międzygatunkowej należy uznać za jedynie sensowne - ma obowiązywać jako jedynie słuszna linia.

Ludzki rozumie! Gdzie jesteś ?...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Aspekt Polski nr 10/2006r.
Publikacja: nr 48 z 26 11 2006r.


Ofiary systemu

Wnikliwa, jak zawsze, analiza problemu doprowadziła geniusza krajowej publicystyki - Jacka Żakowskiego, do odkrycia równie fenomenalnej w swej prostocie prawdy: Milan Subotić - agent wojskowych służb specjalnych skierowany na odcinek mediów, był ofiarą komunizmu. Wynika to z faktu, iż – według p. Żakowskiego – współpraca nie rozciągała się. Nie rozciągała na okres po 1989r. No cóż, wielu twierdziło, że nie rozciągała się w ogóle i że nie o tego Milana chodziło, a o zupełnie innego rezydenta rozciągniętego za granicą. - Coś w tym ofiarnym rozciąganiu jest. Należy zatem rzetelnie zbadać, czy - dajmy na to - pan Jacek, pani Monika, pani Kasia, bądź różne tuzy dziennikarskiego postępu weryfikujący rzeczywistość według swoich możliwości, a może nawet i potrzeb, nie padli ofiarą systemu? Bo np. Lesław Meleszko z GazWyb padł.

Tymczasem ciosy od obecnego reżimu odebrała postępowa nauka. I prof. Iwiński. A to za przyczyną eurodeputowanego prof. Giertycha i min. Orzechowskiego, którzy zwrócili uwagę na zdogmatyzowanie hipotezy o ewolucji międzygatunkowej, próbując tym samym odebrać alibi lewactwu czyniącemu, gdzie się da, aintelektualne, nademocjonalne ekscesy. Z publiczną penetracją figury damskiej w rejonach dolnych włącznie. Cóż - skoro geny szympansa buzują... Co prawda żadne oddziały postępowych badaczy, niechby z PAN, nie potrafiły odkryć i pokazać światu dowodu na zmiany poza gatunkiem, zadawalając się sugestywną animacją komputerową, ale może właśnie lewactwo jest tym brakującym ogniwem?... Koniecznie należy podjąć stosowne studia. Być może cała międzynarodowa duchowa lewizna to ofiary systemu dziedzicznych zapisów. Wtedy nadzieja w postępach ewolucji - w ramach gatunku to możliwe. W razie czego pozostaje GMO. Oby tylko wystarczyło czasu.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 46-47 z 12-19 11 2006r.
----------------------------------------------
                                                                                           ***

Tak wyglądał tekst idący w sukurs wyżej wymienionym, odważnym kontestatorom dogmatów  o ewolucji międzygatunkowej. Przesłałem go do kilku redakcji – w tym trzech niewątpliwie katolickich - w nadziei, że może jednak, któraś... Proszę o rozszyfrowanie zagadki: Ile z nich potwierdziło chęć wydrukowania w końcu bardzo krótkiego felietonowego wołania? No, ile?...

Czyżby dyktatura postępu paraliżowała tak dalece, że zatrzymała nawet ewolucję „dostrzegania” na roku 1996 i nie pozwala odczytać cytowanych wyżej słów Jana Pawła II z 1997r.?

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja całości również w: Myśl Polska nr 45 z 5 11 2006r.


Reportaże z codzienności. Recepty na sukces

I w gorączkach lewości duchowej można znaleźć pozytywy. Gdyby wniknąć w sens państwowotwórczych myśli z tej strony tzw. sceny politycznej, można byłoby zrozumieć istotę taniego państwa: Wiadomo, że powszechne wybory są czaso i kaso-chłonne. A przecież nie tak miało być! Te pieniądze można przecież przeznaczyć na radykalną zmianę sytuacji rencistów, emerytów, bezrobotnych, służby zdrowia... a nawet pacjentów, sądownictwa, szkolnictwa, nauki, rolnictwa, policji, obronności, dać należną obfitość kulturze i we wszystkim innych miejscach, oczekiwanych przez wyborców. Wystarczy zamienić trudną organizację kolejnych głosowań na  zdecydowanie tańsze – mimo innych kosztów - sondaże. Realizowane, ma się rozumieć, na zlecenie stosownych ośrodków postępu. I tylko te.

Proszę pamiętać, iż byliśmy pierwszymi odkrywcami owego rewelacyjnego zamysłu na tanie państwo.
                                                                                                    ***
Pierwsi nie pierwsi, ale i tak wszelkie przeglądy prasy - również w zawłaszczanych jakoby przez „Kaczory” mediach - zatrzymują się zazwyczaj na dawnych rubieżach GazWyb, Polityki, Wprost-u, Newsweeka, Przekroju, Tygodnika Powszechnego, Trybuny, Dziennika, czy ostatnio znoszonej – mus, to mus – Gazety Polskiej i Naszego Dziennika. Nie jest tak? – To proszę zajrzeć np. na stronę Informacyjną Agencję Polskiego Radia (IAR). Oraz dodatkowo posłuchać tych wszystkich rozmówek radiowych i telewizyjnych, kiedy swoi od swoich nadal spijają piołunny miodek. A w tych piołuno-miodkowych posiadach, jakaż feeria różowych i czerwonych barw, jaka perlistość kpinek z prawych wysiłków. Utrwala się zatem przekonanie u części odbiorców owych tokowisk, iż wszelkie kataklizmy, które były i będą – to kara za nierozumne głosowanie na PiS. Utrwala się pomysł, iż postępy gospodarcze (np. eksport w br.  ma osiągnąć ponad 100 mld dolarów / Rzeczpospolita 14-15 bm. / to tylko zbieg okoliczności zewnętrznych; wciska się, że rządzący nic nie robią poza grzebaniem w „szafie Lesiaka” i gonieniem upiorów przeszłości (upiorny strach przeszłych?...). A przecież to tylko czubek góry pleplania. I jeno głębszej analizy, uzasadnień wypluskiwanych konkluzji, większej pokory wobec własnych możliwości intelektualnych brak. Widać ten typ - wyewoluowany z niczego - tak ma. Tylko czy na zawsze? - Jeszcze się nad tym zastanowimy.

Tak czy inaczej można i to zjawisko zakwalifikować jako element „taniego państwa” – Pomyślmy, gdyby należało przeglądać częściej i wyraźnej również inne tytuły z prawej strony – z np. Myślą Polską, Głosem, Naszą Polską, Najwyższym Czasem, Niedzielą, gdyby odważono się na spotkania – dajmy na to -  z prof. Jerzym Robertem Nowakiem, czy innymi radiomaryjnymi „elementami” zagrożenia postępu, trzeba byłoby dokonać restrukturyzacji tudzież optymalizacji przeglądających i zapraszających. A to kosztuje. Dlatego zapewne i w TVP nadal kręcą newsami – i nie tylko tam – dawni fachowcy od dostrzegania i niedostrzegania. (Szczególne pozdrowienia dla red. Grzegorza Kozaka oraz różowych tokistów z poranków radiowych: publicznych i prywatnych ). Tylko tak dalej PiS-ie i Elpeerze! Również na odcinku Biblioteki Narodowej. Ale o tym może innym razem.
                                                                                                   ***
Redaktor Andrzej Morozowski - ten od zespolonych z red. Sekielskim wrzasków w TVN i próby  pogromu (a, fe!) Jacka Kurskiego - dostrzegł był ongiś antysojusznicze działania redaktorów: Łęskiego i Kasprówa, przygotowywujących tekst - „Wakacje z agentem”. Po czym porozmawiał gdzie trzeba. (zob. Dziennik z 18 10 06) Świadczy to zarówno o właściwej postawie obywatelskiej, jak i o tym, że żadnego ubekistanu z szafami i teczkami w Polsce nie było. Była, po prostu, ofiarna dziennikarska służba „w tym kraju”. Red. Morozowski dostrzegł również i cieniutko odnotował w tymże numerze gazety, linię przypuszczalnego działania antysemickiego, jako, że on – Andrzej - ma pochodzenie, czego nie ukrywa. - Żadna oryginalność – motyw „antysemityzmu” przećwiczyła wcześniej, nawet zagranicznie, Kazia Szczuka, którą śmiano skrytykować za publiczne drwiny z Kubusiem Wojewódzkim (też pochodzenie?...) z kalekiej dziewczynki.

A tak na marginesie: Dlaczego chamstwo, gburowatość, brak spokojnej logicznej argumentacji w dyskusjach, bluzganie na przeciwników ideowych, politycznych, ba - nawet na cały naród i gościnne państwo, dlaczego to i wiele innych nademocjonalnych reakcji, tak często wypływa z tej właśnie - lewactwa duchowego - strony?...

Walenie z dział wydumanego „antysemityzmu”, rodzi niechęć. Może ona kumulować się w autentycznym gniewie – przed czym przestrzegałem nieraz. I owa „palba” powinna być ścigane prawnie, jako zagrażająca spokojowi społecznemu, oraz szkodząca mądrej, uporczywej edukacji ku prawdzie. Edukacja dla mądrości jest niezastąpionym krwiobiegiem demokracji. Inaczej demokracja przeradza się w ochlokrację. Zawsze prowokowaną i wykorzystywaną przez jawny bądź ukryty totalitaryzm.
                                                                                                 ***
Tymczasem Sejm przegłosował ustawę dającą oręż zwalczania przynajmniej części draństw na obszarach bardziej czy mnie wyraźnej patologii – w tym antypolonizmu. Należy mieć pewność, iż podpis Prezydenta będzie formalnością. Oby teraz tylko chciało się chcieć z niego skorzystać. I znów przypominamy, iż od roku postulowaliśmy wykucie takiego oręża. Proponowaliśmy także stworzenie jeszcze jednej instytucji – nazywanej roboczo: Centrum Obrony Prawdy i Sensu (COPiS), o powszechnie znanym adresie internetowym, e-mailowym, telefonicznym, gdzie można byłoby zgłaszać zauważone przejawy degeneracji prawdy i ładu cywilizacyjnego, na których przecież buduje się dobro wspólne. Rolą takiego Centrum, byłoby wstępne weryfikowanie sygnałów i - po opracowaniu formalnym - kierowanie pod właściwe adresy (KRRiTV, MSZ, Policja, Prokuratury, Sądy Powszechne, Sądy Dziennikarskie), oraz monitorowanie spraw, do ich zakończenia.  Nasycenie judzącymi fałszywkami, demagogią, pornografią i obsceną w naszym życiu publicznym jest jeszcze tak duże, że powinien – moim zdaniem – powstać silny ośrodek koordynujący, np. na wzór żydowskiej Ligi Przeciw Zniesławianiu. „COPiS” nie zastępowałby aktywności obywatelskiej – on by ją wspomagał.
                                                                                                  ***
Samopoczucie lewizny wzmacnia fundamentalnie wiara i nadzieja. Nie, nie – żadne tam zacofane Pisma, żaden dokument zwany Ewangelią, żadne niematerialne cuda (chyba, że przy urnach wyborczych), żadne statystyczne dowodzenia absurdu tezy o powstaniu materii z niczego, życia z atomu wodoru a następnie ewolucji międzygatunkowej, żaden brak sensownego odkrycia wymarzonego „ogniwa pośredniego”. Wiarę i nadzieję lewości czerpie z ewolucji bezdyskusyjnie, a nawet gronostajnie, wydając stosowne okrzyki jako dowód. - Słusznie! To wielka szansa na przyszłość, aby z pojmowania rzeczywistości na poziomie potomka eugleny i szympansa, wyewoluować do horyzontu dziecka Boga. Wtedy przyjdzie i miłość i prawdziwa rozumność.

Póki co, przypomnijmy sobie wizję, opublikowaną ongiś przez znanego badacza ewolucjonizmu: „Wiadomo, że na początku był wodór, chaos i pra-bulion... W pra-bulionie pływała sobie grudka białka złożona z koacerwatów i protein. Sama się tam pojawiła i sama z siebie, a częściowo i ze strachu, bo z nieba padał kwas siarkawy, grudka zmieniła się w euglenę zieloną. Czyli mogła już asymilować tlen. Potem euglena zmieniła się w morszczuka, morszczukowi wyrosły nogi, z czasem wyszedł na ląd, zaczął dziobać, dziobać, dziobać, aż zamienił się w dziobaka. Potem wydziobał sobie trąbę i stał się słoniem, bo słoń jest doskonalszy od dziobaka a on chciał cały czas postępować do przodu. No, a potem to już poszło z górki, aż jakiś mandryl zamienił się w pradziadka Darwina. Ale okazuje się, że ewolucja na Darwinie wcale nie zamierza poprzestać. Ewolucja cały czas ewoluuje... i niedługo zamierza wykluć inteligentne zwierzę, całkowicie oddane lekturze kobiecych pism popularno naukowych poświęconych ewolucji i klonowaniu (...). (Tomasz Bieszczad - Rzeczywistość alternatywna, Warszawa 2001)

I to jest prawdziwa recepta na sukces. Trzeba tylko cierpliwie czekać. No i doczekać.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 45 z 5 11 2006r.


Doznania i wyznania

Wiele przykrości spotyka ostatnio lewość: „Kaczory” nie oddają władzy; uchwalono nową ustawę o IPN-nie. Coraz trudniej nazywać hucpę „profesjonalizmem” – niechby nawet dziennikarskim. Ludziom przypominane jest, iżby nie tracili wiary w swoje dziedzictwo, ponieważ żadna „nauka” nie przedstawiła dowodu empirycznego na ewolucję między gatunkami (nie mylić ze zmianami w obrębie gatunku). TVN – „ofiarą” WSI z powodu agenta Suboticia. Okrutnego figla płata tutejszemu postępowi Międzynarodowy Fundusz Walutowy: „Niektóre kraje, które były pionierami we wprowadzaniu podatku liniowego, mogą być zmuszone do wycofania się z tego pomysłu. Zdaniem tej instytucji opinie o pożytkach płynących z wprowadzenia jednolitej stawki podatkowej są przesadzone.” ( Financial Times 19.10.2006) Do mikrofonów PR dopuszczono p.p. Michalkiewicza i Sakiewicza. - Ajajaj! Powoduje to naturalne obrzydzenia i zapowiedź bojkotu przedstawicieli postępu z tolerancją od PO i SLD. – A ja zastanawiałem się, czy odmowa uczestniczenia w pyskówkach TVN przez ludzi PiS-u, jest słuszna czy też nie?.. No, ale tu chodzi o „grę szafą” i „antysemityzm”- czyli walkę oszołomstwa z tym co najlepsze.

Faszyzm jednak nie przejdzie! Policja RP 3½ po zdemaskowaniu osobnika, który podniósł był ksenofobiczny głos na samego rabina Schuldricha, ujęła błyskawicznie następnych zbrodniarzy. Tym razem rasiści zamachnęli się na walory materialne Rabina. I źle na tym wyszli. Organy odnotowują 100% wykrywalności takich zdziczeń. Antysemityzmowi mówimy NIE!

Optymizm również bije z Faktu, iż wyznanie: „największe piekło swoim narodom gotują przywódcy o dobrych intencjach, a jednocześnie zachwianych emocjach i kiepskich kompetencjach” , złożył p. Tusk. Otóż to! I dlatego panu dziękujemy p. Donaldzie.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 45 z 5 11 2006r.


Reportaże z codzienności. Blokersi

Oczyszczenie z patologii przenikania tzw. służb do mediów i poplątania życiorysów ludzi, mających znaczący wpływ na gospodarkę, obronność, kulturę, a w efekcie na suwerenność i kierunek cywilizacyjnych priorytetów, miało być zadaniem PO z „prezydentem Tuskiem” i  „premierem z Krakowa.  Stanowienie dobrego prawa stymulującego harmonijny rozwój gospodarki po „restrukturyzacji” pierwszych milionów, również. Teoretycznie. Kiedy okazało się, że ster nawy państwowej nie dostał się w postępowe łapki, PO w coraz ściślejszym sojuszu z  towarzyszami  z lewej, robi wiele aby być niekonstruktywną opozycją. Należy mieć nadzieję, że mimo gorączkowych starań, ludzie nie dadzą się nabrać na mielone w kółko demagogiczne hasełka kilku liderów, oskarżających PiS o niemal całe zło „w tym kraju”

Jednym z szańców obrony elementów patologizujących po 1989 roku, ma być zarezerwowanie decyzji o ujawnieniu ewidentnych przypadków przestępstw dla sądów. Nie dane z IPN, z akt WSI i UOP, nie Prezydent, ale sprawdzone w dynamicznym działaniu sądy. - Rozprawa, biegły, kontrbiegły, wyrok, apelacja, Sąd Najwyższy, wyrok, apelacji i już po kilkunastu latach będziemy wiedzieli, że...niewiadomo. A w międzyczasie wiele zdarzyć się może – z konstruktywnymi wotami włącznie - i jakoś się przetrwa. To już ćwiczono. Oglądamy następny sprawdzian kto jest kim w opozycji. A i w koalicji.
                                                                                           ***
 Tym sposobem doszliśmy do obiektywnie bądź subiektywnie postrzeganego problemu blokowania czy „blokersowania” w sądach. Po służbach i mediach to następny, niezwykle trudny fragment odnowy naszego domu. Szybkość i  jakość. Prawdziwa niezależność i bezstronność oparta na etyce i  prawie. Bez ostoi  w układach i układzikach. - Marzenia? Cóż warte byłoby życie bez takich marzeń. Dotykamy bowiem podstaw konstrukcji naszej cywilizacji, opartej na mądrości; wiedzy; logice i determinacji w dążeniu do prawdy; na prawie wywodzącym się z naturalnego, stanowionym dla dobra  wspólnego; na chrześcijańskim systemie wartości - ofiarnej  miłości do bliźniego, społecznej nauce  Kościoła katolickiego. A nie na blokersowych, „pragmatycznych”, interpretacyjkach prawnych.
                                                                                                   ***
/.../ Prezes TVP doszedł był do słusznego wniosku, że z dotychczasowymi kadrami od przyrządzania newsów (nieustające pozdrowienia dla Grzesia Kozaka) i sterowania opinią, nie da rady konkurować z serwisem informacyjnym „imperium o. Rydzyka”. Każdy, kto obejrzy po kolei główne wiadomości: Polsatu, TVN, TVP i TRWAM, wie, że dopiero te ostatnie dają najbardziej sensowny przegląd istotnych wydarzeń. Naturalna zatem musi być chęć sięgnięcia po dziennikarzy, fachowców ze szkoły prowadzonej w Toruniu, a tak dobrze radzących sobie merytorycznie w mediach. Myślę, że również ten cel przyświecał przy organizacji WSKSiM - kształcenie kadr dla mediów wolnej Polski. I bardzo dobrze, że jakość owych kadr jest już dostrzegana.
                                                                                                  ***
Alan Dershowitz - teoretyk prawa z Uniwersytetu Harvarda, marzy o przywróceniu  tortur w  blokowaniu terroryzmu. Nie jest oryginalny. Wcześniejszymi pomysłodawcami specyficznych metod walki z wrogami - sięgając  tylko do niezbyt dawnych czasów - byli tacy krzewiciele zmian na lepsze jak Lenin, Stalin, Jagoda, Jeżow, Beria, Hitler, Himler, Pol Pot – aby wymienić tylko niektórych blokersów.  

Ciekawe, czy ci „teoretycy” kiedykolwiek widzieli  siebie w roli podejrzanych, na których  praktykuje się skuteczność owych metod „blokowania”?... Historia  ukazuje, iż lewactwo duchowe zazwyczaj niezbyt daleko sięga w  swojej chytreńkiej wyobraźni. Lewactwo duchowe nie potrafi skojarzyć swego „twórczego” wkładu do konstruowania kolejnej wyimaginowanej utopii.
Lewi twórcy kultury - która przestaje zasługiwać na ta zobowiązującą nazwę, stając się pato-bełkotem – wsączają niechlujne, wyuzdane, obsceniczne, emocjonalnie wyzywające i prowokujące do negatywnych społecznie zachowań obrazki. Lewe „autorytety” – propagują owe negatywne kalki, jako prawo jednostki do wolnej ekspresji; do wolności bez odpowiedzialności. Lewi teoretycy postępu wychowawczego i lewe nauczycielstwo blokują dyscyplinę i porządek. Lewi medioci rozsiewają szeroko bełkot i owe fałszywe wzorce; nie sięgają dalej niźli do szumnego relacjonowania kolejnych marszów - „białych”, „czarnych”, „milczenia”, będących żałośnie bezradną odpowiedzią na tragiczne efekty ich współudziału w patologizowania życia. Napór międzynarodówki Nowej Ery trwa.
                                                                                    
Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 46-47 z 12-19 11 2006r.


Ofiary systemu

Wnikliwa, jak zawsze, analiza problemu doprowadziła geniusza krajowej publicystyki - Jacka Żakowskiego, do odkrycia równie fenomenalnej w swej prostocie prawdy: Milan Subotić - agent wojskowych służb specjalnych skierowany na odcinek mediów, był ofiarą komunizmu. Wynika to z faktu, iż – według p. Żakowskiego – współpraca nie rozciągała się. Nie rozciągała na okres po 1989r. No cóż, wielu twierdziło, że nie rozciągała się w ogóle i że nie o tego Milana chodziło, a o zupełnie innego rezydenta rozciągniętego za granicą. - Coś w tym ofiarnym rozciąganiu jest. Należy zatem rzetelnie zbadać, czy - dajmy na to - pan Jacek, pani Monika, pani Kasia, bądź różne tuzy dziennikarskiego postępu weryfikujący rzeczywistość według swoich możliwości, a może nawet i potrzeb, nie padli ofiarą systemu? Bo np. Lesław Meleszko z GazWyb padł.

Tymczasem ciosy od obecnego reżimu odebrała postępowa nauka. I prof. Iwiński. A to za przyczyną eurodeputowanego prof. Giertycha i min. Orzechowskiego, którzy zwrócili uwagę na zdogmatyzowanie hipotezy o ewolucji międzygatunkowej, próbując tym samym odebrać alibi lewactwu czyniącemu, gdzie się da, aintelektualne, nademocjonalne ekscesy. Z publiczną penetracją figury damskiej w rejonach dolnych włącznie. Cóż - skoro geny szympansa buzują... Co prawda żadne oddziały postępowych badaczy, niechby z PAN, nie potrafiły odkryć i pokazać światu dowodu na zmiany poza gatunkiem, zadawalając się sugestywną animacją komputerową, ale może właśnie lewactwo jest tym brakującym ogniwem?... Koniecznie należy podjąć stosowne studia. Być może cała międzynarodowa duchowa lewizna to ofiary systemu dziedzicznych zapisów. Wtedy nadzieja w postępach ewolucji - w ramach gatunku to możliwe. W razie czego pozostaje GMO. Oby tylko wystarczyło czasu.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 46-47 z 12-19 11 2006r.


Reportaże z codzienności. Czas patriotów. I szulerów.

11 listopad 2006. Dzień najważniejszego naszego święta państwowo. Osiemdziesiąta ósma rocznica odzyskania niepodległości po 123. latach niewoli. Rankiem, z radia, płyną piękne jak zawsze słowa biskupa Zawitkowskiego. Z Radia Maryja – dla jasności. W bazylice Św. Krzyża w Warszawie Msza Św. porywająca homilia biskupa polowego Wojska Polskiego – Tadeusza Płoskiego. Polskie jesienne drogi prowadzą przez miasta, miasteczka, osady, wsie. Ruch niezbyt duży. Pochmurny dzień. W głośniku  różne nastroje – od banalnych, powszechnych, standardów stacji komercyjnych ( i nie tylko ), po okolicznościowe - z sensem i wyczuciem dobrane – propozycje; przeważnie...znów z toruńskiej rozgłośni. Tu czuje się inność tego dnia.
                                                                                                  *
Przejeżdżam przez miejscowości pełne biało-czerwonego uskrzydlenia flagami na niemal każdym domu; jakieś rozjaśnione, dumne z polskości. I przez szaro-bure, jakby przygnębione brakiem słońca za chmurami i...w sobie. Bez żadnego znaku narodowej rocznicowej radości. Zamnezjowane. Wdeptane w codzienność...Przed hipermarketami setki samochodów.
Tablice przydrożne oznaczające granice terenu zabudowanego, z konturami budowli, wieży...jakiejś wieży – bo nie kościelnej, tak typowej dla Polski chrześcijańskiej. Wieży zdewastowanej bezkrzyżną poprawnością. Konsekwencja w zacieraniu symboli, w odbieraniu znaków naszego tysiącletniego trwania na tej ziemi – u siebie. I zasmucająca zgoda na to... Przy dziewięćdziesięcioprocentowej sondażowej deklaracji patriotyzmu i katolicyzmu.                                                                              

                                                                                                      *                 

Obrzydliwie zaśmiecone rowy i lasy przydrożne. Puszki, butelki, wory śmieci. Tu i ówdzie roboty drogowe. W miastach dewastowane ściany wulgaryzmami. „Okolicznościowa” odpowiedź na wezwania niedouczonych lewych nienawistników - dewastacja dzień wcześniej odsłoniętego w Warszawie pomnika Romana Dmowskiego. W mediach jakże często nadal ci sami  konstruktorzy klimatów...
                                                                                                   *

Piłsudski, Dmowski,  Paderewski – wielcy twórcy Niepodległej. Pamięć o nich, i o Korfantym, i o Witosie, i o Daszyńskim, i o Rataju, i o błękitnej armii Hallera, i o tysiącach innych znanych z imienia i bezimiennych, dających życie za marzenia, wypełniających nakazy ojców i matek. Porwanych wizją, wpatrzonych w symbole. A tu – „tolerancyjna” farba, napisy, dewastacja. I jeszcze odczuwalne dzielenie Wielkich. Na łatwiej „przyswajalnych” i tych odsuwanych, etykietowanych. Tu i teraz. Na polskiej ziemi.

                                                                                                     *
Zatrzęsienie plakatów wyborczych: „Razem. Zrobimy. Tak dalej nie może być...Obiecuję, że... Polska w dłoni”... Tyle słów, tyle obiecanek. W tym również zapewne autentycznych chęci.
                                                                                                     *
Piękne tysięczne spotkania swoich ze swoimi. Bez wstydu przed wspólną modlitwą, wspólnym wzruszenie chwałą przeszłości -  z jej bólem, dramatami, upadkami, i z jej wzniosłością, i z determinacją na tworzenie dobrej przyszłości. Wielu zebranych. Również młodych. Pięknych. I wyjące, bluzgające wulgaryzmami hordy. W dzień i głęboką nocą. Realizatorzy karykatury zlewaczonej ludzkiej wolności – „róbta co chceta”...


Pamięć i Tożsamości, i ich chytreńkie interpretacje, niszczące sens uporczywego trwania i determinacji w dążeniu do sensu, piękna, gościnności, miłości, prawdy. I do Prawdy. Polacy chcący oczyścić i wzmocnić swój dom, aby mieć pewny dach nad głową, oparty na sprawdzonych fundamentach, i inni – o jakimś defekcie duszy, intelektu, woli, z przerażającą ochotnością, bądź bezwolą, przykładający ręce do rozbiórki owego siedliszcza. I tym się szczycący. Bóg - Honor - Ojczyzna. I ubi bene, ibi patria. Czas patriotów. I czas szulerów. Czas prawych gospodarzy otwartych życzliwie na gości. I czas zlewaczonych gości zamkniętych w niechęci - aż po nienawiść - na gospodarzy.
                                                                                                * * *
Pierwsze powyborcze reakcje i komentarze ze zlewaczonych anten i zlewaczonych ust. Głośniejące pomruki nadziei na powrót alibi przekrętów: „zatrzymanie grzebania w przeszłości”, „prawdziwy, europejski patriotyzm”, „otwartość i tolerancja na inność”. I na wspólnotę „restrukturyzacyjnych” priorytetów przy dalszym bojach. Platforma ciągotek ma chętkę. Sojusz lewości mówi: owszem, czemu nie. Tak to kombatanci „transformacji” dokumentują coraz wyraźniej, kto miał być beneficjantem deserków okrągłostołowych. Wszystko przy pomocy głosów wielkomiejskiej „inteligencji z Metra”, oraz innych agorowatych tub i tubek. A i nie bez udziału podejrzanie nademocjonalnych drżączek tzw. prawicy...
                                                                                                       ***
Bitwa o Polskę, bój o kształt Europy i globu, zmagania o cywilizację życia - naszą łacińska cywilizację, w toku. Codziennie. W godzinach urn wyborczych oraz każdego dnia po nich. I jeżeli nawet jesteśmy jedynie małą cząstką wielkiej ludzkiej rodziny, każdy ma udział w budowaniu dobra. Bądź jego niszczeniu. Na co wystarczy nam wyobraźni, serca, woli?...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 48 11 2006r.


Trudne pytania ?

Znany i szanowany publicysta p. Bohdan Cywiński, zamieścił był kilka miesięcy temu w Tygodniku Solidarność swoje myśli o Radiu Maryja („Myśli o Radiu Maryja”, TS nr 16/2006), mające być również jego swoistą obroną. W pewnym stopniu wyważony artykuł, zawierał jednak momenty, które wymagały uściślenia. A ponieważ redakcja na swojej stronie internetowej dała czytelnikom możliwość kontaktu z Autorem i ja odważyłem się na postawienie kilku pytań. Śmiałość nie została jednak nagrodzona odpowiedzią. Powtórzenie pytań - po kilku miesiącach – (w listopadzie) również. Zatem ponawiam je – zgodnie z zapowiedzią w ostatnim liście do „TS” – tu i teraz.

Pan Cywiński pisze:

1. "/.../ od radia (Maryja – kn) zdystansowała się duża część polskiego kleru, nie odnajdująca się w proponowanej przez nie kulturze religijnej."
 
Pytanie: Skąd konkluzja o "dużej części polskiego kleru"? Czy to wynik szerokich badań, czy efekt towarzyskich doświadczeń z konkretnych środowisk? ( Na przykład moje rozmowy z „dużą częścią /znanego mi/ polskiego kleru ” dają zupełnie inne doświadczenia). Jaka "kultura religijna" jest dla tej "części" i dla tych środowisk do zaakceptowania?
 
2. " /.../ radio ma do powiedzenia i mówi bardzo wiele każdemu katolikowi, ale posługuje się językiem i kodem kulturowym dla inteligenta obcym i niesympatycznym, natrętnie emocjonalnym, często grzęznącym w sentymentalizmie i zbyt łatwo szafującym kategorycznymi ocenami moralnymi. Wartościowanie moralne jest w opisie rzeczywistości potrzebne, ale przekonujące bywa tylko wtedy, gdy pojawia się z rzadka i w momentach niezbędnych. Inaczej staje się zrzędzeniem i zabija własną refleksję moralną u odbiorcy komunikatu. Mniej spraw sami rozstrzygajcie, dajcie ludziom myśleć!"
 
Pytanie: "Inteligenci". - Co to za określenie? Kto jest "inteligentem"? Jak się go definiuje chociażby dla potrzeb stwierdzenia w tekście? - Wykształcenie? Umiejętności posługiwania się wiedzą? Uczciwość intelektualna?... W Radiu występuje wielu ludzi z "wysokiej półki" wykształcenia, osiągnięć naukowych, pozycji zawodowej, umiejętności i uczciwości intelektualnych. Więc?...

3. „Nie traktuję zbyt poważnie /.../ opinii o antyeuropeizmie, prorosyjskości czy antysemityzmie tej instytucji (Radia Maryja – kn), natomiast jej stosunek do polskości i narodu polskiego nie wydaje mi się do końca zdrowy. Nie nazwę tego nacjonalizmem, bo agresji wobec obcych w nim nie ma, za to swoisty etnocentryzm aż uderza w oczy czy raczej w uszy. Katolicka Polska jest tutaj pępkiem świata.”
 
Pytanie: Szacunek dla własnego domu i możliwości samodzielnego gospodarowania "na swoim", jest naturalnym prawem jego budowniczych i domowników. W nim mogą budować najpełniej swoją tożsamość. Od pokoleń. I być otwartym na "okolicę" - czego Polacy i Polska dawała wyraz od wieków. W tym sensie to jest mój "pępek świata". A w jakim rozumie go Autor?...I co rozumie pod słowem „agresja”? Konkretnie.
 
4. "Fenomen rozległej i żarliwej społeczności Radia Maryja stanowi we współczesnym katolicyzmie polskim zagadkowe zjawisko, o którym nie wiadomo, czy jest raczej groźną przestrogą, czy też nie do końca wyartykułowanym pomysłem czegoś nowego dla Kościoła, niosącego na sobie ślady niedawnych prześladowań. Pytanie to musi stanąć przede wszystkim przed polskim episkopatem, pierwszym odpowiedzialnym za zdrowie i rozwój Kościoła w Polsce. Wymaga ono jednak także głębokiej refleksji teologów, historyków kultury i socjologów. Wymaga możliwie wszechstronnego zrozumienia zjawiska, a dopiero potem takich czy innych posunięć praktycznych. I to posunięć, dokonywanych na pewno nie w atmosferze nagonki, sterowanej spoza Kościoła.
Idzie o coś, co może dokonywać się tylko wewnątrz Kościoła, z dala od komentarzy gapiów. O oczyszczenie tej nieznanej nam wcześniej rośliny, o jej wzbogacenie, a nie o wykarczowanie. Choćby dlatego, że wykarczować się nie da, a ustawicznego czyszczenia - jak wszystkie nasze dzieła - oczywiście potrzebuje."
 
Pytanie: Konkluzja o "oczyszczeniu roślinki"  czy "ustawicznym czyszczeniu" wynika z założenia, iż jest  ona "tu i teraz" mocno przybrudzona. To założenie nie jest mocno konkretami - w moim odczuciu - udokumentowane. I w tym cały problem niektórych środowisk naszego Kościoła, że dostrzegają potrzeby czyszczenia innych, nigdy siebie. (vide chociażby reakcja np. x. Bonieckiego na stwierdzenie abp. Michalika, czy wcześniej red. Turowicza na zatroskany list  Jana Pawła II, skierowany do tego środowiska.) Czy nie jest tak?...
Dlaczego pomija się w analizach dotyczących Radia Maryja pozytywny doń stosunek Jana Pawła II – od -  "Ja Panu Bogu codziennie dziękuję za to, że jest  w Polsce takie radio, co się nazywa Radio Maryja", po aktualne świadectwo kard. Deskur`a, iż otrzymał od naszego Papieża stały nakaz bronienia Radia (np. patrz stenogram nagrania w Naszym Dzienniku z  15-17 bm.), ostentacyjną wręcz wizytę watykańskiego kard. Grocholewskiego w „imperium o. Rydzyka”, czy uregulowanie spraw umownych pomiędzy Episkopatem i Prowincją Redemptorystów – właścicielami Radia. Dlaczego?...
 
Byłoby sympatyczne i - myślę  - pożyteczne, uzyskanie konkretnych odpowiedzi na te pytania. Bez sięgania po ogólnikowe dywagacje. Ale czy to niemożliwe?...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 48 11 2006r.


Pogromik

Po demaskacji „korupcji politycznej” polegającej na wykręcaniu się od spełnienia postulatów samoobronnej Renaty przez przedstawiciela PiS-u, klęski miały spaść na rządzących jak plagi na Egipt. A tu karząca ręka ludu jakby nieco sfolgowała. No, może wielkomiejska „inteligencja z Metra” – edukowana wytrwale przez darmową bibułę Agory – próbowała wywiązać się z zadania skręcania na się sznura. Chociaż nie wszędzie, nie w pełni i nieadekwatnie do sondażowych wieszczeń; co nikogo zresztą nie dziwi z wyjątkiem uniwersalnych specjalistów od medialnych komentarzy. Często, gęsto, nie do zdarcia. I to przy „zawłaszczeniu” TVP i PR przez PiS...

Teraz kluczyki do kasy z dotacjami unijnymi tu i ówdzie w Rzeczpospolitej wojewódzkiej i wielkomiejskiej mogą znaleźć się w czyściutkich rękach polityków PO, co to dostają gorączki obywatelskiej na słowa: „handlowanie stanowiskami”. A z Sojuszem Lewych to już w życiu. Chyba, że trzeba będzie negocjować warunki zbratania, we wspólnym losie  liberałów (pochylonych nad „pierwszym milionem, który trzeba...powiedzmy - zorganizować), z lewicą (co też nie jest od tego). Dla dobra mas – naturalnie. I dla perspektywy globalnego blasku jutrzenki.

Co będzie teraz z owymi słynnymi „taśmami Beger”? Czy da się przeżyć z praw autorskich do następnego sezonu?... - I na co ci to było Samoobrono - tak nadymać się w ułożonej koalicji?...

Jeszcze gorzej ma Elpeer. Ani taśm, ani widoków. Chyba, że zamiast pokopywania po kostkach starszego brata, zajmie się skutecznie uprawianiem ugoru pt. Edukacja. Tu można wiele zyskać. Ale aby edukować innych trzeba najpierw wytrenować w sobie umiejętność roztropnej kooperacji politycznej. Oraz odróżniania taktyki od strategii. Mógłbym dodać - a nie mówiłem kolego M.? Ale nie dodam.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 48 11 2006r.

Zapętlenia

Lewy postęp zawsze widział szansę dla fantasmagorii w odbieraniu dzieci rodzicom i powierzanie pod opiekę edukacyjno-indoktrynacyjną przeróżnym „kolektywom”. Tak radzili, a kiedy mieli władzę czynili, wszyscy wdrażacze lewackich, antyteistycznych, antychrześcijańskich, wściekłych zadań. „Powinniśmy – pisała żona tow. Zinowiewa (właściwie Owsiej-Gerszen Aronowicz Radomyslskij) – wyrwać dzieci spod zgubnego wpływu rodziców, powinniśmy je znacjonalizować, miłość rodziców jest miłością szkodliwą dla dziecka...”, a Bucharin snuł wizje: „ich małe słabe rączki powoli niszczą tę najmocniejszą twierdzę wszystkich obrzydliwości starego reżimu jaką jest rodzina”. „Każde dziecko od piątego roku życia należy do państwa. Wszystko zło pochodzi od kleru. Bóg nie istnieje” – to tezy ustawy Callesa, jednego z masońskich prezydentów Meksyku p. poł. XX wieku i Bassolsa, jego ministra spraw wewnętrznych. Niszczenie autorytetów, pobudzanie seksizmem od maluczkich, lansowanie modelu egocentrycznego nomady w miejsce trwałych wiekowych wartości, a następnie zrzucanie winy za opłakane skutki na innych - to stałe sekwencje działania kalekiej wyobraźni wszelkiej lewizny. Trzeba było kolejnego dramatu - tym razem tragedii uczennicy w Gdańsku - trzeba rządów z prawej strony, aby podjąć rozumne działania? Wierzmy, że tym razem nie zabraknie determinacji i konsekwencji.

Tymczasem postępowi medioci, po wydaniu kolejnej porcji żałosnych łże-stęków i wezwań do „namysłu”, uznali, iż czas na wskazanie winnych szkolnych draństw. Jest nią...rodzina. I Kościół. Tylko nie oni.

Kształtowanie osobowości, to wspólny stały trud mądrych: rodziców, pedagogów, kapłanów; całego otoczenia – my to wiemy. - A duchowa lewizna; wpętlona w jałowość; z wydumanym alibi od dziadka szympansa?...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 49 z 3 12 2006r.


Reportaże z codzienności. Dziurawe tarcze

Tarcza jest - jak powszechnie wiadomo - obronnym elementem rynsztunku. A i niezbrojnym dać może poczucie bezpieczeństwa ( bądź moją tarczą...). Jej solidność staje się podstawowym parametrem oceny zalet, bądź braków, a do badania używane są zazwyczaj skutki użycia i logika ocen wobec spodziewanych zagrożeń. Każde doświadczenie niesie bowiem tylko część bezmiaru bogactwa rzeczywistości - tego co było, co jest i co będzie. W ten ogrom wpisuje się również obfitość penetracji intelektualnych, każących widzieć w tarczy drażniące bezczelnością wyzwanie, rzucane mieczowi.     - Coś w tym musi być – wszak trudniej odciąć głowę chowającemu się... Aby nie bujać jednak w ogólnikach, wyjaśnijmy szczerze: Chodzi o tzw. tarczę antyrakietową do zainstalowania której namawiana jest Polska, a jej nieracjonalność obnażana bywa przez znawców z miażdżącą logiką. Po pierwsze – jest droga, a tu – jak zwykle – tylu potrzebujących. Po drugie – nie zadziała. Miecz jest znacznie szybszy. A w związku z tym – po trzecie - niepotrzebnie drażni. I zmusza - to oczywiste - do konstruowania przez pokojowo nastawionych, jak najbardziej, sąsiadów ostrzejszych brzeszczotów.    Drażnień zresztą nazbierało się wiele: Grobami Katynia; lękami energetycznymi; pomarańczami w Kijowie (chyba rzeczywiście najlepiej nie wyszło?...); zrozumieniem dla Gruzji... Dobrze, że „nieznani sprawcy” przestali, póki co, profanować pomniki i cmentarze krasnoarmiejców, po przeniesieniu grobów żołnierskich na stosowniejsze od parków i skwerów miejsca pochówku szczątków - na cmentarze.
                                                                                                ***
Równie jątrzące na terenie Unii Europejskiej działania podjął nasz rząd, warcholąc z powodu szlabanu ustawionego dla polskiej żywności, przez dążący do strefy wolnego handlu Kreml ( i nie tylko). A przecież wiadomo, że swoboda handlowa polega – jak wszelka wolność, definiowana w stronach, gdzie buszuje postęp – na swobodzie interpretowania zasad. Póki co, tamta tarcza – wstrzymująca nasze ciągotki eksportowe – trzyma się, i to mimo wykrycia sfałszowanych poza Polską dokumentów przewozowych całkiem nietutejszego mięsiwa, oraz międzynarodowych ocen porządnej jakości naszych mięś. Do prób dziurawienia przyłączyli się jednak niektórzy z unijnych vipów, a nawet krajowa lewość. Co prawda dopiero po głosach z Francji, Litwy, wreszcie od samego szefa komisarzy - Barroso, ale takiej krnąbrności Polska dawno nie śmiała prezentować Europie, Azji i globowi w ogóle. Pewnie sondaże  c  o  ś  doniosły naszym postępowym politykom?...

Może uda się zatem wydłubać i tu jakąś dziurkę?...
                                                                                                  ***
Przez inne tarcze obrony przed „niekompetentną w najwyższym stopniu” prawicą jakby coś przenikało: A to nadkomisarz Borroso pochwali, a rodzimy GUS poinformuje: „Polska gospodarka nie traci rozpędu. /.../ Bezrobocie spadło”. To znowu Międzynarodowy Fundusz Walutowy stwierdzi, iż polski wzrost gospodarczy ma stabilne podstawy, a podatek liniowy – o czym wcześniej pisaliśmy – nie jest żaden cymes.  Z kolei raport „Antykorupcyjnej Koalicji Organizacji Pozarządowych” (w tym - m.in. - Fundacji Batorego), uzna sukcesy PiS-u na tym polu. Ewoluujący Jeffrey Sachs ( niestety, proszę sfanatyzowanych darwinistów - w gatunku, mimo wszystko) da klapsa wszechpenetrującej wolnej łapce rynku, ujmując się za możliwością, a nawet potrzebą, interwencji państwa w gospodarkę. - Co zresztą nie jest żadnym porażającym odkryciem. ...Chyba, że dla nowego, zliberalizowanego do nieprzytomności, lewactwa.

Jak dalece wzmaga to frustrację, można wyczytać np. z porażających życzeń, porażonego b. ministra u premiera Mazowieckiego i doradcy premiera Buzka - Waldemara Kuczyńskiego, składanych temu narodowi w ogóle, a premierowi Kaczyńskiemu w szczególe.
Ciekawe, trwałe to rozdarcia w zbroi postępu, czy - jak podejrzewaliśmy – chwilowe kłopoty?...
                                                                                                   ***
Szczelin w tarczach można dostrzec więcej, ponieważ trwa dywersja giermków, stających w szranki stron. Ale o tym może następnym razem.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 50 z 10 12 2006r.


Zapętlenia (2)

No i  o czym tym razem zgrzytać? O powyborczych spółkach z o.o.? Czy raczej o „humanistycznych” bęcwałach jakby nietkniętych wiedzą, a dopuszczanych przez innych tolerantów do publicznego bredzenia o nieszkodliwości pornografii; ba  - o pożytkach z niej płynących (pożytek pornobiznesu, fakt)? Czy o transgranicznej telewizyjnej transmisji seksu, dokumentującej jak młody człowiek spychany jest przez obleśnych cyników do poziomu zwierzątka? Czy kolejny raz wytrząsać się nad wszelką lewizną, nie potrafiącą kojarzyć skutku z głęboką przyczyną – w tym o tragedii dzieci (i nie tylko ich) – ofiar nachalnej propagandy egocentryzmu; skazywanych na gorączkowe poszukiwanie sensu w pustce, w której forma ma zastąpić treść? Coraz bardziej, obrzydliwiejąca forma.

Może o paskudzeniu pięknego nastroju ostatnich dni grudniowych  - Świąt Bożego Narodzenia, przez buszujące  już od listopada po marketach hordy czerwonych krasnali – potomkowów Dziadka Mroza ze znanych ideologii; naganiających kasę wśród girland lampek, sztucznych choin? Może ponownie  zdumieć się, iż TVP I, znowu emituje paszkwil „Pielgrzymi”? TVP, która do tej pory nie potrafi pozbyć się starych fachmanów od judzenia i kłamstwa? A przynajmniej, póki co, radykalnie okiełznać. Tak samo zresztą jak PR. Gdyby wyemitowano szyderstwo z pielgrzymów - muzułmanów, twórcy baliby się o swoje rozochocone czerepy. A chrześcijaństwa błocić nie strach. A może właśnie napisać o islamie, który nie potrafi poradzić sobie z fanatycznymi odruchami, jakby prowokującymi (prowokowanymi?...) do konfrontacji z chrześcijaństwem? Może odnotować szarą gościnność Turcji wobec głowy państwa watykańskiego?..

Na szczęście ta rubryczka ma zbyt małe ramki, aby było miejsce na dalsze dylematy. I dobrze.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 50 z 10 12 2006r.


Reportaże z codzienności. Dziurawe tarcze (2)

Tarcza, z tarczą, na tarczy – świadomość wagi tarczy towarzyszy ludziom od stuleci. Twierdzi się, że po ostatnich totalitarnych doświadczeniach – szczególnie XX w. – iż tym razem bronić człowieka przed klęskami cywilizacyjnymi, będzie tarcza tzw. praw jednostki. Oczywiście praw definiowanych przez „postępowy humanizm”- bo jakże by inaczej. Ponieważ jednak ów „humanizm” postępuje dosyć dynamicznie, i rzec można - niekonwencjonalnie, więc i przekonstruowanie tarczy nie nadąża za potrzebami. A możliwe, że i nie musi...

Nie wydaje się bowiem prawdopodobne, aby twórcy ulepszania tego padołu, nie zdawali sobie sprawy, iż „prawa  jednostki” nie powiązane sensownie z obowiązkami wobec innych, nie zbudują sensownego ładu żadnej organizacji. A zatem chodzi prawdopodobnie o coś zupełnie innego. - O co?... Ano, pewnie wciąż o to samo. O tworzenie skarykaturyzowanego platońskiego modelu organizacji Państwa (pisaliśmy o tym nie raz), z elitą i małowolnym plebsem utrzymywanym w karbach siłą i sposobem. Tedy tarcza z założenia ma dziury, ponieważ chodzi o doprowadzenia do takiego zamętu intelektualnego, aby nie rozum a emocja były impulsem działania ludu, elektoratu, czy jak tam jeszcze nas się nazwie. Przez otwory w logice wlewana jest narkotyzująca mieszanka indoktrynacji, operująca coraz bardziej prostackimi schematami opisywania rzeczywistości. A właściwie quasi rzeczywistości – gdzie bełkotliwe wywody, mające pozory głębokiej refleksji, sprowadzają odbiorcę (a w efekcie i nadawcę) do przyjmowania narzucanych mód, w kontaktach ze światem, z innymi nomadami – ongiś - bliźnimi. Brak spójnych, trwałych, sprawdzonych zasad funkcjonowania człowieka i społeczności; rozbicie cywilizacyjnych fundamentów, przy łatwości emitowania dowolnych impulsów informacyjnych, tworzy tłum, masę, ukierunkowaną na zdobywanie środków do życia i prostego użycia. Sens i treść zmienia się w formę. I tylko ona zaczyna być sensem. - Czyż nie świadczą o tym coraz dramatyczniejsze świadectwa każdego dnia – w domach, szkołach, ulicach? W tzw. kulturze? W samobójczym odcinaniu się od człeczego rodowodu – dziectwa Bożego? W postawach przeróżnych gremiów państwowych, ponadpaństwowych, globalnych.

Czy ideolodzy Nowej Ery są tak naiwni, iż myślą, że tym razem utrzymają wszystko w kontrolujących cuglach?... Zło nie daje takich szans, ponieważ właśnie dąży do destrukcji a nie budowania. Czas to zrozumieć. Groźba autoanihilacji potężnieje.

No tak, ale do zrozumienia potrzeba wiedzy, prawdziwej otwartości intelektualnej, oraz hartu woli zdolnej do realizacji trudu wyjścia poza łatwe lewe schematy.
                                                                                                 ***

Aby nie chować się za tarczą (wciąż te tarcze) ogólników z wysokiej półki, sięgnijmy po kilka najprostszych doniesień z frontu codziennej, banalnej walki o sens:

„Gdy w 2000 roku w Kędzierzynie-Koźlu gościł Leszek Miller (w towarzystwie m.in. Aleksandry Jakubowskiej i Jerzego Szteligi), na spotkaniu w kinie Chemik powiedział, że "nie wolno ograniczać dostępu do pornografii, która jest dziedziną sztuki i tylko pewną formą zabawy". Te słowa Leszka Millera wywołały wówczas euforię wśród sympatyków lewicy. Tę sztukę i niewinną zabawę realizowali właśnie uczniowie w Gdańsku, symulując gwałt na Ani. A jak wyraził się ojciec jednego z chłopców: "No przecież to była tylko zabawa". Ciekawe, czy uczestniczący w spotkaniu z Leszkiem Millerem mieszkańcy Kędzierzyna-Koźla dzisiaj również wykazywaliby podobną euforię, jaką prezentowali przed laty” ( Grzegorz Fuławka NDz. z 171106)

A oto co absorbowało serwis internetowy, starającego się o centrowość, dziennika „Rzeczpospolita” 18 listopada br.: >>11.18 14:54 - Poznań: Przed Marszem Równości;  11.18 15:19 – Rozpoczął się marsz równości; 11.18 16:18 - Poznań: 'To, że Marsz Równości przeszedł ulicami miasta to postęp' ; 11.18 16:27 Poznań: Kilkadziesiąt osób próbuje zakłócić Marsz Równości;  11.18 16:49 ZNP przyjął program poprawy sytuacji wychowawczej; 11.18 16:50 Poznań: Zatrzymana kilku przeciwników Marszu Równości.<<

 Okazuje się, że nacisk poprawności jest tak duży, iż nawet Rzepa pod nowym Naczelnym, nie potrafi wyłamać się z tego nurtu. Tak jak szlachetne nazwiska mają swój – pewnie nieświadomy – udział w uwiarygodnianiu indoktrynacyjnej bibuły, rozdawanej za darmo w wielu miastach. Trudno nie zauważać tego wpływu, na poziom świadomości przy urnach wyborczych, a i umiejętności codziennych analiz rzeczywistości z pochodnymi decyzjami. Pisaliśmy o tym nieraz. No i co z tego...

Ten kąt ma swoje objętościowy wymiar, zatem ciąg dalszy innym razem.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 51 z 17 12 2006r.


Rzeź niewiniątek

Jesteśmy świadkami narastającej fali nienawistnych, nacjonalistycznych działań kaczyzmu w temacie agentury. A przecież postęp zawsze – a przynajmniej od okrągłego stołu i wizyty speckomisji awangardy w archiwach MSW- ostrzegał: Tam nic nie ma. A jeżeli jest, to jeno fałszywki i dramaty ludzkie, które należy litościwie odkreślić grubą kreską i opuścić zasłonę historii, aby budować świetlaną – tym razem to już na pewno – przyszłość.

- I nie jest tak? Co się odkryje jakieś nazwisko – to autorytet, często gorączkowo filo  i z korzeniami, bezpodstawnie wpisany przez ubecję, której się brzydził jak mało kto. A jeżeli nawet zamajaczył pretekst do założenia teczki TW czy OZI – to z powodu gry w kulki z panami od służb. Bądź chwilowy unik z powodu groźnego szantażu. Młodzi nie wiedzą jakich strasznych metod używano. Można było np. nie otrzymać paszportu, bądź dostać - klapsa za jazdę po pijaku. Albo paść ofiarą szantażu za jakieś tam sex figliki, które przecież i autorytetowi zdarzyć się mogą. A stopnie kariery? A certyfikat  arbitra?...

Trzeba walczyć z tym polowaniem na czarownice – szczególnie w mediach. Kiedyś media kłamały - wiadomo. Ale teraz? W życiu! Chyba, że te od o. Rydzyka, co to wciąż sieją antysemityzm i kołtuństwo. Razem z kilkoma innymi. A pozostałe tylko wspierają trendy postępu. I swoich w służbie.  Zmian na lepsze, naturalnie. Kaczyzm coraz zuchwałej zagraża tolerancji. I kasie postępu: A to służby nicuje, a to media, prawo i wymiar sprawiedliwości chce zmieniać, a to komunizm śmie porównywać z nazizmem. Jeszcze doczekamy się zbrodni deszynizacji, deurbanizacji i w ogóle delewatyzacji. Faszyzm, po prostu! Na szczęście idzie im to dosyć wolno i – póki co - nie za głęboko. I może się nie udać. - Może?...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 51 z 17 12 2006r.


Czas kolędy

Wiejski krajobraz

Ośnieżony po czubek najwyższego z drzew
po dym z komina każdej chaty
po dzwonków w dali srebrny śpiew

Dzień już uchodzi hen za bory
Biel otuliła ślady sanek
Polami zmierzch nadciąga skory

Stanął w zagrodzie
Wszedł na ganek

Do wnętrza zajrzał
ogarnął ławę stół i kąty
szarobłękitnym swoim płaszczem
i światło z ciemnością splątał

W piecyku pomrukuje ogień
łakomie chrupie szczapy drewna
o niezwykłościach opowiada
posłuchaj
już ich izba pełna

Mrok gęstnieje od bajek
cieni i kształtów tajemniczych
Niektóre – ho! – z dalekich krain
inne z pobliskich
trudno zliczyć

Na szybach kwiaty mróz rysuje
noc czarna od lasu nadchodzi
w ciemności pulsują ogniki
- może to głodnych wilków oczy?
- a może chochlik kogoś zwodzi?

Wtem wiatr wyskoczył
goni chmury
rozściela księżycowy blask
O! Srebrną łąką idą dzieci.
- To przecież kolędników czas!

Trzech małych chłopców dźwiga szopkę
płomykiem świecy wiatr kołysze
śnieg skrzypi sypie iskry miesiąc
- tak to kolędy czas już przyszedł

Z kuchni dobiega piosnka cicha
Dobrą Nowinę niosą słowa
że gdzieś w Betlejem szopka licha
w niej Bóg nam Syna ofiarował

I pachnie barszczem
i grzybami
makiem słodziutkim
i wanilią
i niezwykłością
prezentami
sianem
choinką
i...Wigilią

Wieczerzać pora
pierwsze gwiazdy mrugają ku nam
już na niebie
bielutki obrus
świecą lampki
siadamy bliscy blisko siebie

dzielimy Wiarę i Nadzieję
modlitwy słowa
gest serdeczny
kolędę wspólną
zadumanie
nad przeszłym
przyszłym
i nad nieobecnym

Trwaj piękna chwilo
trwaj wspomnieniem
niech się w pamięci iskrą tli
by mogła zawsze nam rozświetlać
trudne pejzaże zwykłych dni


Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 52-53 z 24-31 12 2006r.



Reportaż z... przyszłości. Dziurawe tarcze (3)

Zbliża się czas święta radości i nadziei – Boże Narodzenie. Tuż za nim Nowy Rok, z utrwalanymi oczekiwaniami na lepsze dni, na lepsze miesiące, na piękniejsze spotkania z codziennością, z innymi ludźmi, a i z sobą samym. Tylko później jakoś nie zawsze wszystko wychodzi...
I nie wyjdzie na tym padole, gdzie celem nie jest absolutna doskonałość (najwięcej nieszczęść przysparzali pyszni a niebyt mądrzy idealiści...), jeno wytrwałe dążenie do niej, do prawd cząstkowych i Prawdy Absolutnej; do doskonalenia swego człowieczeństwa; do rozumienia czym ono jest i do czego obliguje.
Życzmy zatem sobie, aby przyszłość przyniosła wolę wytrwałości w budowaniu jakości życia; aby nie było dziur w tarczach broniących sensu naszego ludzkiego godnego wędrowania przez Ziemię do Domu Ojca.
-    Życzmy, aby troska o chleb codzienny nie musiała być tyranem naszej woli;
-    aby w rozwiązywaniu zawsze trudnych spraw społecznych – w tym biedy moralnej i materialnej – umieć sięgać do możliwie najgłębszych przyczyn, a nie jedynie rejestrować i opisywać skutki, z zadęciem odkrywcy prochu;
-    aby hipokryzja nie zasłaniała pamięci o nieszlachetnych czynach; szczególnie, kiedy przez lata budowało się, czy po prostu tkwiło w systemie, tworzącym ową nieszlachetność - zwaną  pokrętnie pragmatyzmem;
-    aby mrzonki o idealnym ustroju – najlepiej jakiejś formie monarchii – nie przysłaniały obrazu jej braków i rządzących koterii i degeneratów; nie stanowiły alibi dla kroczenia z pogardą wśród „zdemokratyzowanego” motłochu i przed wysiłkiem codziennej, często niewdzięcznej – prawda - pracy u podstaw;
-    aby tzw. polityczne gry nie zmuszały do gierek, w których łatwo stracić twarz;
-    aby medialne buźki – szczególnie w telewizornianych zadęciach i okazjonalnych przymilnościach do mas, nie zmieniały się często i łatwo w gęby codziennej praktyki;
-    aby  tzw. elity uświadomiły sobie, że jej prawdziwa moc i godność nie jest pochodną towarzyskich nadań z pryncypałem - często z tzw. służb - w tle;
-    aby media – których zasięg i znaczenie ogromnieją, potrafiły, mogły, chciały i  m u s i a-    ł y   uczestniczyć w tej ciągłej pracy nad wzrastaniem dla dobra wspólnego, nie ograniczając się do cytowania w kółko jedynie wybranych tytułów i wersetów pomrocznych „ekspertów”;
-    aby rodzina, szkoła, uczelnie, tworzyły kolejne ogniwa kształtowania charakterów i umysłów, w procesie dojrzewania;
-    aby prześmiewcy, szydercy, paszkwilanci, niedojrzali dorośli, nie mogli wciąż udawać, iż są mądrzejsi niż są, i byli weryfikowani w twórczych dysputach – również medialnych, a nie uchodzili za autorytety z zagadkowego nadania;
-    aby niewiara nie była przyjmowana li tylko na wiarę (tak jak ewolucjonizm międzygatunkowy), a wynikała z głębokiego uzasadnienia wiedzą o faktach (zapewne wtedy ilość ateistów dążyłaby do zera);
-    aby dziennikarska powinność odkrywania prawdy, nie zamieniała się w umiejętność „profesjonalnego” wtapiania w chórki aktualnych trendów, narzucanych przez tzw. elity;
-    aby „Imperium” o. o. Redemptorystów – budowane przez charyzmatycznego o. Rydzyka – nie było dla wielu pretekstem do nienawiści, a szansą refleksji i nawrócenia;
-    aby piękna i sensu nie szukać w gnoju, mającym usprawiedliwić kompleksy, pogubienia, frustracje, owładnięcia;
-    aby chrześcijaństwo na którym konstruowano wielki gmach cywilizacji łacińskiej, nie było samobójczo niszczone i umieszczane jedynie w archiwach historii;
-    aby nasz tysiącletni, trudny, polski życiorys nie był hańbiony przez tych, którzy nie potrafią go zrozumieć, utożsamić się; którzy najlepiej czują się w roli swawolnych, nieznośnych, gości demolujących dom gospodarza i wymagających „tolerancji” dla swoich destrukcji;
-    aby - kiedy przyjdzie kres, każdemu pisany przecie – kiedy staniemy przed Panem nadzy i bosi z tobołkiem naszych czynów i zaniechań, aby wtedy...

Czy to wszystko nie może być naszą przyszłością?... Każdy  s  a  m  musi na to odpowiedzieć. I odpowie. Wszystkiego Najlepszego! Szczęść Boże!

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 52-53 z 24-31 12 2006r.


Upominki okolicznościowe

Jest sezon prezentów. Spróbujmy zatem odnotować co dostały niektóre postacie życia medialnego. GazWyb ofiarowała Samoobronie i koalicji ekscesy erotyczne – m.in. z Anetą K. Aneta z kolei chciała podarować Stanisławowi Łyżwińskiemu dziecię. Z niespodzianki wychynęły jednak nie te geny, ale poseł Stanisław i tak wyszedł na swoje w temacie: pamiątki. Czy matka i dziecko też, proszę dziennikarskich hien?

TVP I, w głównych wiadomościach, obdarzyła widzów przekazem z obchodów 15-tu lat istnienia Radia Maryja. Zamiast przedstawiania licznych hierarchów Kościoła z abp. Głódziem – szefem Komisji Episkopatu ds. Środków Społecznego Przekazu i innych prominentnych osobistości, podano kogo nie było: kard. Glempa i kard. Dziwisza. Zaszokowało to fachowców z TV tak dalece, iż  nie zauważyli nieobecności również prezydenta Busha i króla Hiszpanii. I wielu życzliwych, historycznych słów Jana Pawła II pod adresem RM. Wypatrzono natomiast – jakżeby - „antysemityzm” i obiekcje „Watykanu”. Taki zjełczały souvenir – pomyśleliśmy – to pewnikiem od Grzesia Kozaka. A tu zaskoczenie! - Za buźką Dorotki Gawryluk dostrzegliśmy, w stopce redakcyjnej,  Marzenę Paczuską - Tętnik. No, no! Kadr od wypróbowanych darów nie brak w odnawianej publicznej.

Z kolei osobistą rzec można siurpryzę otrzymał niesforny (zapewne) antysemita z mikrofonem, indagujący brzydko Kazimierę Szczukę. Takie sztuki nie ze Szczuką! Dar Kazimiery był lewosierpowy (ach te lewe temperamentne geny!) co udokumentował obraz na stronie internetowej. „Na filmie widać, jak przedstawicielka mniejszościowej inteligencji, wali po gębie niekulturalnego człowieka, któremu nie podobają się jej programy”. I to by było na tyle.
Więcej lewego tragikomizmu okołochoinkowego nie zmieści się w tej rubryczce.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 52-53 z 24-31 12 2006r.


Reportaże z codzienności. Dziurawe tarcze (4)

Okolicznościowe życzenia- życzeniami, a codzienność- codziennością. Trzeba zatem wracać do powszedniego badania spełnień. Bez gorączki pośpiechu, ale i bez bezdennego kredytu cierpliwości. Wiemy – stara tarcza cywilizacji łacińskiej długo była (i jest) dewastowana. Widać starania zmian w gospodarce; o przywracanie tzw. służbom lojalności wobec narodu i pastwa polskiego; prawo dobrego sensu, a zdemencjonowanym jurystom pamięci o służbie sprawiedliwości a nie układom. Przeziera chęć przydania sensu polityce zagranicznej, edukacji, kulturze, mediom. A mimo tego trudno nie pytać:
-    Z jakiego powodu przy śniadankach, rozmowach, tokowankach redakcyjnych, nadal tak często brylują mydlane zestawy? (Dla sprawiedliwości przyznajmy, iż kilku próbuje się wyłamywać).
-    Dlaczego analizują (karykaturyzują) rzeczywistość pancerni mędrcy od przekłamań, zagadkowych konkluzji i zasady „bycia elastycznym” wobec różnorakich antypolonizmów? A ich krewni – „robiący w kulturze”, z wdrukowanymi schematami, lansują antycywilizacyjne „odkrycia” – często nurzane w gnoju.
-    Co przeszkadza w szybszej wymianie speców o utrwalonych nawykach, indoktrynujących, terroryzujących „poprawnością”, fałszujących? Również w publicznej TV; również w PR.
O sztampie czeladzi z Wyborczych, Trybun, Polityk, Tygodników, Toków, Tevauenów, Polsatów itp. wspominać nie ma potrzeby. ONI konsekwentnie idą swoją drogą...
                                                                                                    ***
Kiedy przyznam, iż wyraźnieje rekonstrukcja tego fragmentu tarczy naszej cywilizacji, o której od wielu tygodni wspominamy? Ano wtedy, kiedy będzie można systematycznie spotykać w przeróżnych przeglądach i autentycznych ścieralniach medialnych dysput np. prof. prof. Jerzego Roberta Nowaka, Bogusława Wolniewicza, Piotra Jaroszyńskiego, redaktorów a także autorów z „Naszego Dziennika”, z „Naszej Polski”, „Myśli Polskiej”, Tysola, „Niedzieli”, Radia (o zgrozo!) Maryja, przed którymi gospodarze programów i ich „sponsorzy”, bronią się nadal obowiązującymi hasełkami o „ksenofobii”, „zaściankowości”, „antysemityzmie” (histerycznych głosik w „Trójce”, 2 12 2006: „Michalkiewicz to przecież znany antysemita”) itp. bzdetami! Kiedy w publiczne zobaczę mądre programu red. Jerzego Zalewskiego (teraz Tv Puls) i jego gości. A w dyskusjach, komentarzach dotyczących spraw  religii, Kościoła, staro i nowo-wiekowej gnozy, zamiast żelaznego zestawu quasi ekomunizujących mydłków (bywa okoloratkowanych) i wylenialych chytrusów (czasami również w sutannach) „wadzących się” nawet z następcami św. Piotra, będą zapraszani posiadacze głębokiej wiedzy. I wtedy, kiedy każdy postępowy, chory stęk lewactwa duchowego przestanie być uznawany za trzęsienie ziemi, a za emitowanie draństw przyjdzie – pardon – beknąć, a nie dostawać – swoi od swoich – przeróżne fanty. Tudzież wtedy, gdy w przeglądach prasy PR i TVP zostanie wreszcie radykalnie przełamane zainteresowanie zestawem „standardowych” tytułów. I w kioskach oraz na stoiskach marketów. I w bibliotekach publicznych. I Bibliografii BN. A szczególnie w prawie, reagującym  r e a l n i e  na fale antycywilizcyjnej, antychrześcijańskiej, antykatolickiej, antypolskiej dywersji. Amen.
                                                                                                ***
A teraz tycia-tycia próbka „dostrzegania”: O zjadliwościach w przedstawianiu 15-tej rocznicy powstania Radia Maryja w wiadomościach TVP I już pisałem („Upominki okolicznościowe”, MP 52-53/2006).
O pobiciu dziennikarza TV Trwam i zniszczeniu kamery przez lokalnego bossa SLD z Bełżyc w lubelskiem, sygnalizuje „Nasz Dziennik” a następnie Katolickie Stowarzyszenie Dziennikarzy w Łodzi i TVP (zob. również „Obrony asymetryczne”, MP 1/2007).

I co? Cisza. Również wśród tytularnych, medialnych obrońców wolnego słowa.

Wyobrazimy sobie jazgot, gdy „faszystowska”, a może nawet „antysemicka” ręka dosięgła dajmy na to kamerzysty z TVN z korzeniami?...

Wystarczy wspomnieć hyr jaki poszedł po mediach z udziałem plastelinowego dziennikarstwa, kiedy na konferencji prasowej Prezydent poprosił cichutko, ale temperamentnie, poza – jak mu się wydawało – mikrofonem, aby ostatnie pytanie nie padło od tej „małpy w czerwonym”?
Wszyscy dostrzegli.
A niektórzy porównali z zataczaniem się Aleksandra Kwasniewskiegio nad grobami w Charkowie. Asymetryczni, wielokolorowi faryzeusze dostrzegania. Kolesie „w czerwonym”?...

Rzec można – parafrazując Wieszcza: „Niechaj, kogo postęp zamroczy / Chylą ku ziemi poradlone czoło, / Takie widzi świata koło, / Jakie tępymi zakreśli oczy (...)”

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 1-2 z 7-14 01 2007r.


Ściemnianie wyjaśniania

Pamiętamy nieśmiertelne słowa, śmiertelnego mimo wszystko, Wodza Postępowej Ludzkości – tow. Stalina, że walka zaostrza się w miarę wprowadzania  zmian na lepsze? Dlaczego miałoby być inaczej i dzisiaj, kiedy podjęto kontrrewolucyjny wysiłek zahamowania, a może nawet odwrócenia dokonań na Sendero Luminoso? Dokonania jednak nie są możliwe bez stymulacji ludu pracującego miast i wsi oraz inteligencji z metra przez sprawne macki pragmatyczno-ideolo. A skoro tak, trudno cokolwiek odwracać bez obawy przewrócenia, a nawet zmiecenia, przez wicher dziejów zmian na lepsze dopóty, dopóki nie ujmie się, rzec można, owe kończyny w okowy dyscypliny państwowotwórczej.

Już pierwszy rekonesans do archiwalnego rezerwuaru wiedzy o osobowych źródłach ulepszanie, jaką przeprowadziła tzw. Komisja Michnika w 1990 r., wykazał, że ujawniać się nie powinno ze względu na wzgląd i aby nie budzić upiorów przeszłości w dobie powszechnego obowiązku: „Kochajmy odnowione autorytety”. Teraz jednak wyszło - również ustawowo - że trzeba inaczej. Zatem walka musi się  zaostrzyć. I wykazać, że archiwa to kłębowisko fałszywek tworzonych przez służby w celu uzyskania premii i awansów. Ponieważ na odcinku świeckim może jednak, mimo wszystko, wypłynąć sporo śmierdliwych siurpryz, stawia się zaporę wątpliwości w trybie, że tak powiem, duchownym. Mimo wiedzy o heroizmie ludzi naszego Kościoła. Nawet wówczas, gdy Ktoś świadczył swoim życiem publicznym, nie o filo-lizusostwie stymulowanym kwitami a o prawości. A może szczególnie wtedy?...

Niewykluczone, iż niebawem „źródła” przekażą newsa o „współpracy” kard. Wyszyńskiego (nie mylić ze słusznymi negocjacjami Kuronia et consortes); czy ciągłych autodenuncjacjach samego JP II. A czyż TW Maleszka z szefami nie ostrzegali?!

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 1-2 z 7-14 01 2007r.


Reportaże z codzienności. Dziurawe tarcze (5)

 W ramach badania tarcz chroniących cywilizację łacińską, nie dosyć przypominania – za profesorem Feliksem Konecznym -  iż destrukcja jest naturalnym stanem walki ustrojów niższych z wyższym. Tak jak i osobników prymitywnych z tymi, którzy osiągnęli doskonalszy stopień rozwoju. Przy czym Polska nie jest wyjątkiem. Tyle, że u nas dosyć wyraźnie fakt ów jest jeszcze dostrzegany: Poprzez genetyczne, rzec można, uwarunkowania; z pracy naszego Kościoła (wciąż perfidnie poszarpywanego); dzięki darowi z wysoka - „imperium” mediów o.o. Redemptorystów i o. Rydzyka. No i z powodu niespacyfikowanego zastępu - mimo wieloletnich wytężeń - niepokornych, niekupionych, odważnych elit. Prawdziwej socjety duchowych i intelektualnych przewodników ludu.
                                                                                                 ***
Ongiś przynależność do elity wynikała z posiadania stosownej wiedzy, intelektu, prawego charakteru, ofiarności sługi narodu czy społeczności dla dobra której wykorzystuje się umiejętność rzetelnego, głębokiego rozeznawania dobra oraz zła, tudzież pamięci o źródłach jednego i drugiego; determinacji w dążeniu do prawdy, a i pokory dziecka Boga wobec Jego bezgranicznej mocy i mądrości. I praw.

Bywały upadki i pogubienia, cóż - błądzić jest rzeczą ludzką - ale przynajmniej świadomość wzorców nie podlegała tak powszechnej dewastacji. (Teraz - aby nie brzmiało alarmistycznie - mówi się:„negocjacje” w „duchu otwartości i tolerancji”) Czas płynął inaczej. Każdy wiek miał swoje uniesienia, kolory, radości, penetracje tajemnic rzeczywistości, z uznawaniem proporcji pomiędzy materią a duchem. Wiele odkryć - a przynajmniej wskazań możliwości, do wykonania których zabrakło wtedy odpowiednich narzędzi - powstało o wiele wcześniej niż wydaje się nam - uwiedzionym dyletanctwem i  powierzchownością; tracącym pamięć o pryncypiach i sprzedających umiejętność samodzielnego myślenia za garść błyskotek z wielkich worów lewackiego ogłupiania.
                                                                                                 ***
Świat starożytność z grecką logiką i rzymskim prawem, ubogacony i stabilizowany chrześcijańską mądrością, przekształcał się w ciągłym procesie tworzenia kształtu łacińskiej Europy i świata tam, gdzie Europa wysłała swoich wysłanników. - Poszukiwaczy, zdobywców, konkwistadorów – tak, ale również organizatorów życia, również misjonarzy Dobrej Nowiny, krzewicieli głębszych od pogaństwa sensów. Nie był to proces, jak wszystkie wielkie narodziny, wolny od bólu. Wykształcał jednak cywilizację personalistyczną, wiążącą prawa z obowiązkami, nie pozwalającą zapomnieć o ostatecznym celu ziemskiej wędrówki i niezniszczalnych drogowskazach wiodących bezpiecznie człowieka do Domu Ojca.
 
Słabości ludzi, w tym powołanych do przewodnictwa i posługi duchowej, wywołały rozłamy, najpierw na Kościół Zachodu (Rzym) i Kościoły Wschodu (Bizancjum, Moskwa i inne), a następnie Reformacja namnożyła Zbory protestanckie, odrywając kolejne konary od potężnego pnia katolicyzmu. A religia miłości została użyta jako powód bratobójczych walk. Chrześcijańska Europa musiała dodatkowo ponosić ofiary, torując drogę do Ziemi Świętej blokowanej przez islam, a potem dając odpór jego zagonom na swoje terytoria. Trzeba było wieków krwawych wysiłków dla odprawienia agresorów. Na jakiś czas. Współcześni assasyni – bojownicy agresywnie odczytywanych sur i indoktrynacji – zbierają kolejne mordercze żniwa...

Tymczasem wszelacy „wolnomyśliciele” „wyzwoleni” od Boga ( i sensu), antyteiści, encyklopedyści, marksiści, leniniści, staliniści, wszelakiej maści lewaccy libertyni  z korzeniami i nieprzepartym ciągiem na kasę, wszelkie intelektualne szuje i hochsztaplerzy, oraz  inni schizofreniczni wizjonerzy „szczęśliwych światów”, dopełniają - niejako od wewnątrz - od lat, dzieła pustoszenia naszych norm zachowania, dzielności, kryteriów piękna w życiu i sztuce.
                                                                                                       ***
Z kim chrześcijaństwo, katolicyzm ma budować mury obrony prawdy, dobra, piękna?  Z judaizmem? - Którym? Tym, opartym na rodzącym szanse - chcę wierzyć, mimo wszystko - Starym Testamencie? Czy tym, w licznych „szkołach” rabinackich interpretującym Talmud? Z drastycznym podziałem na swoich – bliźnich i gojów?

Katolicyzm wyciąga rękę do wszystkich i prosi: Przestańmy dziurawić tarcze sensu. Mamy zbyt dużo, zbyt groźnych narzędzi destrukcji. Nie galopujmy w amoku ku nowej epoce barbarzyństwa... czy może końca czasów?...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 3 z 21 01 2007r.


Hucpy bezteczkowe ?

Początek sezonu wyszedł nieźle. W poprzednich nie udało się Jeźdźcom Postępu rozjechać Radia Maryja - ani „hieną roku” – znanym filmikiem o „Imperium o. Rydzyka”, ani maybachem, „Watykanem”, „Episkopatem”, trąbami wściekle zatroskanej katolewicy; nie udało się napuścić „Kościół łagiewnicki” na „Kościół toruński”; a teraz - spektakularny sukces! Abp Stanisław Wielgus, podejrzewany, iż zamiast wczuwać się w „ducha Warszawy”, zacznie skutecznie namawiać ją, aby spróbowała serio wczuwać się w ducha polskości i katolicyzmu - zrezygnował. A plutony tolerantów już szykują się do następnych akcji – trzeba rozliczyć hierarchów oraz o. Rydzyka za słowa wsparcia dla Arcybiskupa i niesłuszne okrzyki ludu.

Kiedy ten felietonik ujrzy światło dzienne, niewątpliwie zostaną odnotowane już nazwy firm i nazwiska emitentów butnych min, tokistów chamskich, nieraz, słów jakimi potraktowany został kapłan, człowiek, w chwilach wielkiego dramatu Jego i Kościoła - nie tylko polskiego. My zastanówmy się zatem nad innym aspektem kontrowersji: Dla dobrych zmian, dla godziwego życia potrzeba, aby prawi ludzie mieli władzę. No to pomyślmy, czy możliwym jest, aby właśnie „rydzykowcy”, „wielgusowcy” czy wierni od innych niepostępowych duchownych, wychodząc ze świątyni do urn wyborczych, mogli głosować na lewiznę wszelkiej maści? No i co zrobić z bezteczkowymi agentami antykatolicyzmu i antypolonizmu?...

Znak zapytania stoi również nad pasywną rolą Episkopatu i samego abp. Stanisława, który mógł (?) wcześniej zażądać sprawdzenia, co mu tam w aktach dobazgrano i dofotografowano, oprócz stwierdzenia, iż się nie nadaje. Ja nic nie dostrzegłem. Ale może to kwestia dostrzegania  inaczej? Nie traćmy ducha - Pan Bóg potrafi pisać prosto po krzywych ludzkich liniach.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: W wydaniu internetowym Myśli Polskiej od 13 stycznia 2007r.; USOPAŁ i -Wirtualna Polonia -styczeń.


Reportaże z codzienności. Sprzedana narzeczona
 
Ostatnimi czasy malkontenci ( gdzież ich nie ma) sarkają na nadaktywność - znanego z dynamizmu i bezkompromisowości senatora Platformy Obywatelskiej Stefana Niesiołowskiego. Ba! Rzec nawet można, iż wcale nie pojedyncze rysy pojawiają się na spiżu niezłomnego bojownika o wolność i demokrację. I nie chcę w tym miejscu wytrząsać się nad porównywaniem teorii i praktyki człowieka, który od lat „nie zmienia poglądów”. Robią to inni - jak chociażby niezastąpiony w badaniu trwałości pomników i innych historycznych konstrukcji profesor Robert J. Nowak. Tu pochylimy się nad przyczynkiem, ukazującym rolę kobiet w  posągowym - że tak powiem – bycie.

Na przełomie lat 60-tych i 70-tych ubiegłego wieku (mój Boże! Jak to brzmi – „ubiegłego wieku”...) działała organizacja niepodległościowa „Ruch”.

Podziemna, chociaż – jak później się okazało – nie całkiem. Przynajmniej dla tzw. służb. Spektakularnym dowodem na istnienie sprzeciwu wobec systemu miało być podpalenie mauzoleum Lenina w Poroninie. Na taki numer czuła na pożary antysytemowe esbecja nie mogła już pozwolić i organizację zwinęła. Z adiunktem biologicznym na on czas Stefanem Niesiołowskim i jego narzeczoną włącznie.

Dziewczę, wierne wskazówkom konspiracji szło – jak wynika z materiałów IPN-u - w zaparte przez dni wiele. Kiedy jednak ukazano zeznania lubego herosa, sypiącego od początku i pogrążającą również umiłowaną, nie wytrzymało egzaltowane, zranione do głębi młode serce, a na papier spłynął memoriał ideolo: „Z czego powstałam”. Powiedzmy sobie szczerze – więzienny, niezbyt tryumfalny tekst.

Płynął czas, ludzie wyszli z wiezienia, różnie toczyły się ich losy. Nasz bohater wszedł do polityki. Z wyraźnie zarysowana emocjonalności. I potrzebą dania od czasu do czasu świadectwa czasów walki, aby energicznie świadczyć o historii.

Dynamizm świadczenia działacza, profesora od muszek i postępowego publicysty w temacie „wielcy i mali Ruchu” w pewnym momencie dopiekł do żywego miłowanej a następnie postponowanej byłej narzeczonej. (Miłość i nienawiść. Klasyka.) Ponieważ Pani para się piórem, a spiżowy Stefan robił jej – jak to się mówi  - koło pióra, sprawa miała trafić do sądu już w 1992 roku. Jednak mecenas Karol Głogowski (nieżyjący już) doprowadził do ugody, w której p. Niesiołowski przeprosił i obiecał dać „moralną satysfakcję” – jak ma wynikać z treści podpisanego oświadczenia. Niestety, czy to buzujący wciąż temperament, czy luki w pamięci, doprowadziły do następnego dania głosu – tym razem w 2006 roku w tygodniku „Ozon”, gdzie pan S.N. tak składnie złożył swoje wspomnienia, iż można było wysnuć przypuszczenie, że „narzeczona” stanęła w szeregu paskud „Ruchu”, a może nawet kapusiów - tak przynajmniej odczytała wynurzenia byłego była. Po czym ucho dzbana cierpliwości nie wytrzymało i sprawa stanęła przed sprawiedliwym obliczem sędziego okręgowego w Łodzi Dariusza Limiery - czyli Temidy. Trudna sprawa, zadumała się zapewne Temida. Tam artykuł i sugestie a tu akta IPN. Tam jakaś, specjalnie nieznana salonowi, dziennikarka, a tu spiż. Pozew został oddalony.

Zawziętość zawiedzionej niewiasty, walczącej o dobre imię, potrafi wstrząsnąć historią, niechby nawet tworzyli ją herosi. Zatem sprawa ma być kontynuowana. A to co już wypłynęło z akt Instytutu na światło dzienne (zob. np. „Nasza Polska” nr 49 i 51-52 z 2006 roku) coraz bardziej rysuje bruzdy na pomniku. A wiadomo, tam gdzie rysy tam i rdza wdaje się szybciutko.

No i nie lepiej było przeprosić damę? A tak sprawa się, brzydko mówiąc, rypła. Zamiast sprzedać, kupił Pan kłopot, Panie Profesorze.  
 
Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 4 z 28 01 2007r.


Rzeczywistość teczkowników

Rzeczywistość jest niezmienna, zmienne są jedynie nasze możliwości penetracji niezgłębialnych jej tajemnic. Co prawda brodaty wuj postępu Karol Marks – ogniwo z łańcucha oszołomionych pomroczną wielkością – przekonywał, że on i jego kohordy rzeczywistość będą zmieniać, ale co z tego wynika – każdy widzi. Wynika zaś w zależności od sytuacji.

Potrzeba wymogła ufundowanie masom jeszcze jednej wrzaskliwej uwertury, przed odsłoną rzeczywistości całkiem świeckich draństw zbrodni politycznych i mafijnych, korupcji, szemranego biznesu, usługowego mediotyzmu, jurysdykcji... Pisaliśmy o tym nieraz; również ostatnio. Dramat abpa Stanisława i wielu wiernych, polega na tym, że prawdopodobnie ustawiono pułapkę, w którą miał wpaść Kościół, po to aby postęp miał pożywkę do następnych antykatolickich ryć (nie tylko w Polsce). Arcybiskup wszak – jak wynika z dotychczas opublikowanych „dokumentów grozy”, wbrew szaleństwu krętackich newsów i komentarzy, nie kłamał w żadnym momencie. Jeżeli Jego podpis - w kontekście zapisanej dalej wiedzy o zupełnej bezużyteczności „agenta” w realizacji zadań – miałby świadczyć o współpracy i łgarstwie, to któż z nas wybroniłby się od tytułu oszusta? Tylekroć obiecując, deklarując  i nie dotrzymując słowa: z zapomnienia, braku czasu, zmieniających się warunków, wreszcie ze świadomego uniku – wykonanego (nieładnie) na odczepnego.

Dramat polega również na tym, że pewna ilość katolików (nie mylić z pozorantami), od których można było spodziewać się większej przytomności, weszła do chóru wyjców esbeckiej partytury i pod batutą maestro od antykatolickich teczek. Ale - miejmy nadzieję - co się odwlecze, to nie uciecze. I nawet najtęższych asów teczkownictwa dogoni surowy osąd prawdy. A niektórych może nawet wstyd...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 4 z 28 01 2007r.


Reportaże z codzienności. Z grubej rury

Trudno zabłysnąć znawstwem problematyki międzynarodowej. Zanim zdążyłem upublicznić przekonanie, iż nie ma powodu do niepokoju (przynajmniej na razie) ze względu na przerwy w dostawie gazu z Rosji przez Białoruś do Środkowej i Zachodniej Europy, rzecz jak szybko zaczęła się, tak i skończyła. Mając zapewne w istocie, jeżeli nie wyeliminować do końca rozterki, to przynajmniej zmiękczyć podejrzliwe „antyrosyjskie” mózgi w temacie okrężnych kanałów energetycznych. Z możliwymi łaskawymi odnogami grubej podmorskiej rury gazowej również do Polski...

A przy okazji: Po co nam Możejki? – zapytał kolega, który nie wiedzieć czemu uznał mnie za eksperta od paliw, ekonomii i stosunków międzynarodowych za jednym zamachem. (Być może z szacunku dla Myśli Polskiej en bloc.) Co było robić – palnąłem, że te dwa miliardy zielonych to i tak niezbyt wygórowana cena za przetestowanie wobec urbii - Unii i orbii - pozostałej części Globu, rzeczywistych ruchów „niewidzialnej ręki rynku” na światowej szachownicy...                                                                                                   

                                                                                                           ***
Tak, rola speca jest niełatwa. Chociaż nie zawsze. Bez specjalnego tropienie widać, jak spełniają się – pomalutku, jak w dawnym narzeczeństwie – przewidziane przez nas ponad dwa lata temu po sezonowym przełomie politycznym („Przełomy” NMP 34/2004), obłapiania postępowych sił: UW (aktualnie demokraci.pl) z czyszczonymi towarzyszami z SLD oraz całkiem już odnowionymi kamratami z SDPL. Czekamy jeszcze na pełne, historyczne, zbratanie z tuskolandią. Dla dobra tego kraju – naturalnie. I na pohybel ciemnogrodowi wstecznictwa, faszyzmu, oszołomstwa i antysemityzmu, kryjącego się wszędy. Szczególnie w historii „tego kraju”. Ludwik Stomma w „Przeglądzie” 51-52/2006 (za MP 52-53/2006) znalazł niedawno „cytaty z Dmowskiego, które świadczą o tym, że nie tylko był antysemitą ale i absolutnym cynikiem. Bo raz, jak mu akurat politycznie wygodnie, pisze ze współczuciem o dojmującej biedzie polskich Żydów, ale kiedy indziej pisze już z nienawiścią o spisku żydowskim.; Okazuje się, że polski antysemityzm jest koniunkturalny.” To ci porażająca analiza intelektualna. Okazuje się, że jeśli opisuje się fakt biedy – wtedy współczujemy; kiedy jednak odważamy się na wskazanie hucpy – porażeni jesteśmy anty. Oby tylko Stommę nie dotknęła karząca ręka pisma „Midrasz” jak uczyniła z Andrzejem Szczypiorskim, zwąc go: „obłudnym filosemitą” (Abraham Brumberg, „Jeszcze o stosunkach polsko – żydowskich”, nr 12/98 s.49). A przecież biedak starał się jak potrafił. Tak jak robi codziennie tłumek innych „obłudnych” filolewusów.
                                                                                                     ***
Starania o utrzymanie wizerunku niezłomnego obrońcy Wiary i Kościoła, też nie są wolne od kłopotów. Kiedy dmie wietrzysko historii, spod opończy „konserwatyzmu”, przybranego mnogością słów o formach i formułach (zmiennych przecież w czasie; dostosowywanych do możliwości percepcji ewangelizowanego „świata” ), może wyjrzeć dziwna zbroja. Ukuta z pychy, arogancji, pogardy, braku cierpliwości, miłości, szacunku dla bliźniego; uniemożliwiająca pochylenia nad jego stanem, bólem, słowem żalu, ekspiacją, świadectwem życia po ew. grzechu. Pancerz ukrywający jakieś pogubienia noszącego, mimo przypiętych  tytułów, medali czy dojść do tub medialnych.

To zatracenie staje się szczególnie przygnębiające, jeżeli autodemaskacja objawia się w instrumentalnej, pogardliwej formie traktowania następców Apostołów – naszych Pasterzy. Jak blisko wtedy  takim „konserwatystom” do quasi kościółka postępowców. Twarz przy twarzy. Ręka w rękę. Pogarda, której dało się przyzwolenie w ciemnościach chyżego nawet intelektu, rodzi pogardę. Zwłaszcza w czasie napięć.
                                                                                                ***
Czas próby przeżywa również moje zauroczenie mistrzem felietonu Stanisławem Michalkiewiczem. I to z paru powodów. Tu i teraz zatrzymajmy się nad Jego nieustającym „Głosem za liberalizmem”.

Wielokroć zachodziłem w głowę (nie tak tęgą, naturalnie, jak mistrza Stanisława), nad praktycznym urzeczywistnieniem odsunięcia państwa od regulacji pewnych sfer naszego życia, a szczególnie pomocy nie radzącym sobie – nie z własnej winy - z „niewidzialną ręką rynku”? Jak miałoby to wyglądać?

- Wersja ewolucyjna (proces długotrwały): „Rynek” wykształca mechanizmy samopomocy społecznej i każdy obywatel dostaje w końcu „według potrzeb” (cel komunizmu). Winni nieradzenia sobie w międzyczasie wymierają. Problem znika, rzec można, przez „dobór naturalny”.

- A może jednak kreacja? Liberalizm - tak! Wypaczenia - nie! Pomożecie?... Pamiętacie?...

Krzysztof Nagrodzki  
Publikacja: Myśl Polska nr 5 01 2007r.


Zawody na pięćsetce

Niechęć do rządu PiS-u zaczęto nadymać już na starcie, ale lud wykazując wyrozumiałość - bo „trudni partnerzy”, „niestabilna koalicja” - czekał cierpliwie z nadzieją na dobre efekty. I tak przeszło dni sto, trzysta, piąta setka na karku, zatem i zawodów nazbierało się nieco:

Nadal funkcjonuje PR i TVP ze zgranymi starymi śpiewakami, specami od kombinatoryki i znanymi oswojonymi wilczkami, tworzącymi wrażenie zamkniętego kręgu dla swoich.

Wciąż grasują cyniczni producenci tandety i antypolonizmów w kraju oraz za granicą.

Ba! – Toleruje się a nawet finansuje media nieprzychylne prawdzie, Polsce, manipulujące faktami i fałszem, z mniejszościowym alibi.

MSZ i Polski Instytut Spraw Międzynarodowych wydaje anglojęzyczną publikację uwiarygodniającą kalumnie J.T. Grossa i innych żydowskich autorów ( o czym natychmiast kompetentnie, jak zwykle, poinformował profesor Jerzy R. Nowak - „Kompromitacja MSZ”, Nasz Dziennik z 19 01 br.)

I co? Jak zwykle nic. Bulwersują „osiągi” adresatów przeróżnych wyróżnień – w tym Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Zasmuca cienizna w eliminowaniu wulgarności, obsceny w emisjach TV, w tzw. sztuce, na wielkich płachtach reklamowych tuż pod nosem prominentów, w kioskach, sklepach.
Zastanawiają zaniechania na kierunku samowystarczalności energetycznej – w tym paliw eko i geotermii.
Nie mogło nie wzburzyć naruszenie konkordatu i udział w odsunięciu abpa Stanisława Wielgusa od kierowania Metropolią Warszawską. Po uświadomieniu Jego publicznych wystąpień - tak klarownych w obronie Kościoła, Ojczyzny, wartości narodowych i duchowych  - zdumienie może przerodzić się w żal.

A urazy zawiedzionych Polaków miewają konkretne skutki. Szczególnie przy urnach.

- Czy o to chodzi?.. O zwykłą zmianę w sztafecie?...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 5 01 2007r.


Hałas czyniący

Informacja (a jest nią wszystko) to oczywisty i niezbędny – jak powietrze, woda, strawa, odpowiednia temperatura – element przeżycia i rozwoju istoty ludzkiej. Informacje kształtują jej osobowość. Zatem oczywiste jest, iż od wieków, od Adama i Ewy, walka o człowieka zaczynała się od pozyskania zaufania do przekazywanej wiadomości. Narastająca ilość przekazów, które emitowało wciąż rozwijające się środowisko, w którym żyją ludzie, którego tajemnice starają się poznawać i nad którym chcą zapanować, ogromnieje, nabierając cech lawiny, pochłaniającej nieostrożnych, nieumiejętnych odbiorców impulsów. Pogrążenie się w owej nawale niesie nie „zwykłą” śmierć fizyczną (aczkolwiek może być przyczyną również ludobójstw), a redukuje wyjątkowy dar człowieczeństwa – możliwość samodzielnego myślenia w poszukiwaniu prawdy. Kiedy dajemy zgodę na to, że „każdy może mieć swoja prawdę”; kiedy przystajemy na przedefiniowywanie klasycznych pojęć; kiedy - w konsekwencji - świadomość stałych praw i obowiązków dzieci Boga w Trójcy Jedynego zamieniamy na płynne „wartości humanistyczne”; kiedy ograniczamy nasze potrzeby i zdolności do wykonywania procedur, które zapewne w niezbyt odległym (historycznie) czasie będzie mogło realizować urządzenie człekopodobne – to czyż nie realizujemy wizję zawartą w przypominanych tu słowach Bierdiajewa: „To co się dzieje na świecie nie jest kryzysem humanizmu, czyli wiary w człowieka. O to chodzi, czy istota, do której należy przyszłość, nadal, tak jak dotychczas nazywać się będzie człowiekiem. Jesteśmy świadkami procesu dehumanizacji we wszystkich sferach życia. Człowiek nie zechciał być obrazem i podobieństwem Boga, i stał się obrazem i podobieństwem maszyny.” (N. Bierdiajew –Sud`ba czełowieka w sowremiennom mirie, Paris 1934)?
                                                                                                 ***
Pozyskiwanie odbiorcy informacji  – najczęściej metodami bazującymi na jego ograniczonej percepcji i osłabianej przeróżnymi czynnikami woli (ale to osobny temat) – jest obecnie niezastąpioną metodą władztwa nad społeczeństwami, narodami, grupami ludzi. Tyle tylko, że nieostre staje się odróżnienie, kto jest kim na linii: twórca – odbiorca? Kto ofiarą a kto beneficjantem w tym systemie wrzasku, hałasu, rozgwaru, szumu, odwracania uwagi? - Niewykluczone, że niemożliwe również dla tych, którzy uważają się za kształtujących „nową jakość rzeczywistości”...

Myślę, że ostatnie wydarzenia w naszej Ojczyźnie i naszym Kościele mogą o tym świadczyć (jeśli odrzucimy wersję cynizmu i ewidentnie złych zamiarów). To był czas próby rozeznania. I zadeklarowania się. Chodziło bowiem:

-  O stworzenia swego rodzaju zasłony uniemożliwiającej, a przynajmniej w dużym stopniu utrudniającej, dochodzenie do przygnębiających faktów z życiorysów wielu członków postępowych elit – w tym duchownych błyskotek - którzy swoimi czynami, swoim życiem, do tej pory nie dokonali ekspiacji.

O zamazanie w świadomości Polaków – w tym jakiejś ilości wiernych -  istoty chrześcijaństwa: jego zwróceniu się ku grzesznikowi z miłością niosącą pomoc w oderwaniu się od zła „i nie grzeszenia więcej”.

O stworzenie podejrzanie idealistycznego obrazu duchowieństwa katolickiego, hierarchów – dla łatwiejszego wyszukiwania skaz i „rzucania kamieniem”. (Św. Piotr, św. Augustyn i wielu innych nie miałoby szans u tych dziwnie nademocjonalnych kato-hunwejbinow („ten facet”, „łże jak pies”, „mordy w kubeł z zimna wodą”, „kapuściany motłoch” – to próbka ich możliwości w kontekście „zatrzymywania” Arcybiskupa). Kościół jest święty, ale kapłani - ludzie z ludu wzięci są grzeszni. Tak ja my wszyscy. Tyle tylko, że nie w takiej skali jak my. Mimo szczególnych ataków Szatana. I IV Departamentu SB (co nie wyczerpuje, oczywiście, listy).

O stworzenie pretekstu do dalszego rycia pod fundamentami Kościoła, rozbijania Jego jedności, podważania nawet Autorytetu Papieża (najpierw kontestacja pierwotnej decyzji Rzymu, później faryzejskie nawoływania do pogodzenia się z odwołaniem; ataki na Prymasa i Radio Maryja; głosy lewych mediów o kompromitacji Watykanu)
Wreszcie o niszczenie konkretnego człowieka, który nie skłamał: brak pokrzywdzonego – brak krzywdy; który swoim życiem publicznym dawał wyraźny i jednoznaczny sygnał (zbyt jednoznaczny?...) kim jest i za jakimi wartościami się opowiada.
                                                                                                ***
Jeśli masz coś przeciw bratu upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię nie usłucha weź z sobą jednego lub dwóch. Jeśli i tych nie usłucha donieś Kościołowi. (por. Mt 18,15-17). Nie GazPol, Rzepie, La Repubblica, nie kamerom telewizji i mikrofonom radia – Kościołowi.
A może w czasie takiej próby myślisz  - Ich bin Kirche? - Ja jestem Kościołem... I tylko JA! Z koleżkami.

Czas na refleksje.
I wstyd?...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 6 z 11 02 2007r.


Ślizgawki prawości

Okazało się, że szyld prawicowego zarządcy nie wystarcza, aby śnieg - jeżeli już spadnie - sam się usuwał z jezdni i chodników, nie narażając lud na łamanie kończyn a sprawiedliwe tytuły na ochlapanie. Nie wystrasza również przed prokuratorskimi dziwami (np. casus R. Mielczarka i „Bestcomu”), wydawaniem poparć dla antypolskich ciosów J.T. Grossa (kiedy komisja sejmowa zbada skandal w MSZ?), czy paraliżem strachu przed kolejnymi hucpami genetycznie wybrakowanych lewusów. Tak bezczelnymi, iż ogromnieje podejrzenie o celowe prowokowanie...

Nie wystarczy sama nadzieja, aby z mediów zniknęli nieuczciwi komentatorzy, autorzy byle jakich newsów, „poprawnych” programów publicystycznych, prymitywnej rozrywki; aby wyeliminować sprytniejącą propagandę, imitującą prawdę; aby zredukować demoralizację, skutkującą dramatami i tragediami; aby w przeglądach prasy przestały panować „zwyczajowe” (przez zasiedzenie?) tytuły i autorzy; aby w Bibliografii Biblioteki Narodowej nastąpiła rzeczywista selekcja i docenienie mediów narodowych, konserwatywnych, tradycjonalistycznych, prawych (proszę porównać z jaka pracowitością odnotowuje się od lat niemal każde bzyknięciem GazWyb, Polityki, TygPow itp.); aby zapobiec darmowemu rozdawnictwu (dumping?) agorowej „bibuły” na skrzyżowaniach miast, siejących swoje. Gdzie sypać piaskiem, aby to medialne ślizganie nie spowodowało złamania prawej goleni?...

Czy to znaczy, że jest aż tak źle? Nie, to znaczy, że nie jest tak dobrze. A już powinno na tym obszarze.

Z drugiej strony... zbytnie sukcesy mogą pogłębić frustrację opozycji, która i tak nie ma lekko. Wystarczy spojrzeć na p. H.G-Waltz, której duch czyni wrażenie raczej przykutego niźli odnowionego.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 6 z 11 02 2007r.


Spółki z o.o.

Państwo jest organizacją tworzoną dla osiągania celów uczestników tego aliansu: narodu, społeczeństwa, społeczności; a czasami po prostu zwykłych grup interesów – nie zawsze szlachetnych. Teoretycznie powinno gwarantować obywatelom, możliwość zaspakajania potrzeb materialnych, duchowych, możliwości rozwoju, wzrastania w człowieczeństwie. W tych pojęciach: Potrzeby, rozwój, wzrastanie ukryte są również korzenie sposobów realizacji zamierzeń. Metody zależą bowiem od norm etycznych uczestników praktycznego wdrażania wizji, idei, ustalonych zadań. I kółko się zamyka.

Wymyślamy tedy normy postępowania, korygujemy je, dostosowujemy do zmiennych okoliczności tak, aby optymalnie zabezpieczały sens relacji z rzeczywistością. Tyle tylko, że różnie pojmujemy ów sens. Dojrzały intelektualnie i emocjonalnie człowiek, w środowisku dającym mu tą szansę, stara się poznać swój – ogólnie mówiąc – życiorys, okoliczności, możliwości i wyzwania przed nim stające, wreszcie cel ostateczny – strategiczny - swej drogi. Oraz analizować nieuniknione błędy.

- Tak, to banał. Banał zaplatania w pajęczynę codziennych spraw i sprawek, zmuszających do autooszustwa w dialogu z historia, logiką, sumieniem. Jeżeli jeszcze funkcjonuje. Skoro kontestuje się odwieczne życiodajne reguły, zakorzeniane w sercach pokoleń, skoro mniej dobrego Boga w nas, tym więcej norm stanowionych, ich mniej lub bardziej uczonych interpretatorów i nadzorców w spółkach z o.o. Zaczyna się działanie syndykatów „kombinatoryk normatywnych”: Koniunkturalne, cyniczne, nawet przestępcze modyfikacje i interpretacje, w kolejnych eksperymentach pożerających miliony, człowiek staje się niewolnikiem a następnie ofiarą. Tak zawsze kończy się spółka ze Złem. A człowiek „wyzwolony” miał być „jako bogowie”...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 7 z 18 02 2007r.


Reportaże z codzienności. Zawijasy analityczne

Ongiś pisałem o sposobie na odnalezienie pewnej obszaru wyciszenia i odpoczynku intelektualnego; a i psychicznego: Po prostu trzeba – jeżeli to możliwe (a dlaczego nie?...) – przynajmniej na jakiś czas wyłączyć kontakty z postępowymi mediami. Co za ulga nie widzieć kolejnej konferencji aktywu z liderami o rozbieganych nie wiedzieć czemu oczkach (inne Anety ?...) i stężałej fizjonomii ( z docierającej prawdy o pustce?...); nie uczestniczyć w tokowiskach, w których mydlany dziennikarz-wodzirej wodzi za nos uczestników, odbiorców i... prawdę; nie słyszeć chrypek, posapywań, samozachwytów, w tragikomicznych potyczkach z logiką ekspertów z dawnego nadania.
                                                                                                         ***
Na szczęście czar wszechpotęgi postępowej „czwartej władzy” zaczyna jakby nieco opadać i nie paraliżuje wszystkich sensownych decyzji. Jeno niektóre. Nie wiadomo jednak, dlaczego nadal panuje nieruchliwość w ściganiu recydywy antypolonizmu i innych wręcz antycywilizacyjnych fałszywek. I nie chodzi tu o jakieś jednostkowe wyskoki, parodie, przyśmieszki, ale o systematyczną, od lat prowadzoną propagandę przeciw naszemu państwu i narodowi, w kraju i za granicą.

Dlaczego nie wywołała szerokiego rezonansu informacja o niesłychanej redakcji hasła „antysemityzm” w II tomie ostatniej WE PWN (pisaliśmy o tym nie raz)? Co każe przemilczać skandaliczną publikację MSZ-tu w języku angielskim, wspierającą w istocie kalumnie J.T.Grossa? Dlaczego nie oskarża się również samego autora o judzenie? Tak zresztą jak innych paszkwilantów kompetentnie demaskowanych przez profesora Jerzego R. Nowaka? Dlaczego nie słyszymy o wyciągnięciu jak najostrzejszych konsekwencji w stosunku do sprawców tych hucp? O ściganiu z urzędu przez prokuratury? O procesach sądowych? O nagłośnieniu (poza nielicznymi polskimi tytułami)? Ba, dlaczego dotuje się z budżetu podobne przewrotności w mediach tzw. mniejszości? Co zmusza do milczenia przy kolejnych wyskokach, fałszujących obraz stosunków polsko-żydowskich – szczególnie w czasie okupacji niemieckiej i przed druga wojną światową? Przecież mamy do czynienia z ewidentnie wrogą robotą, nastawiona na wywoływanie niechęci nie tylko do Polaków i Polski, ale i w konsekwencji do Żydów en bloc. Ci siewcy antypolonizmu są de facto również siewcami antysemityzmu!

Ciekawe są ich rodowody – przeważnie w prostej linii od zaangażowanych w „walkę o komunizm” (np. KPP), w jakiejś nowej syntezie z potomkami ideologii „szkoły frankfurckiej” i „zwykłej” szkoły chciwości, o której pisał prof. Norman Finkelstein w „Przedsiębiorstwo holokaust”.

Gdzie są nasi parlamentarzyści, skoro inne organy władzy jakby nie dostrzegały jeszcze problemu?... Pisaliśmy nieraz o jakimś silnym kadrowo i merytorycznie ośrodku z powszechnie znanym adresem, do którego mogłyby spływać sygnały o fałszach i działaniach, które niszczą struktury społeczne, dewastują porządek cywilizacyjny (taka nasza Liga Przeciw Zniesławianiu), koordynującym walkę o prawdę i sens. Widać, że same apele, publikacje nie odnoszą skutku. Towarzystwo niszczycieli chadza w zaparte. Nadal mamy czekać z nadzieją? Jak długo jeszcze?... Trudno zrozumieć.
                                                                                                         ***
A propos rozumienia - do genetycznych i służbowych wytrząsaczy nad narodowymi wadami „w tym kraju”, przyłączają się od czasu do czasu w okolicznościowych wtrętach również niektórzy analitycy z tzw. prawej strony, mantrując o naszej winie za zły stan stosunków z Rosją.

I coś w tym jest: Przed wiekami napadliśmy na miłująca pokój krainę i obsadziliśmy na moskiewskim tronie nie tego co należało władcę. W efekcie, w ramach rekompensaty, musieliśmy zgodzić się na rozbiory i wiekowe poddaństwo. Bezsensowne odruchy wolnościowe coraz bardziej pogarszały relacje, a kampania 1920 roku i Cud nad Wisłą były niewybaczalnym afrontem, skutkującym demolkami polskości roku pamiętnego 1939 ( i dalszych), oraz masowymi wywózkami na Wschód. Tragiczna odpowiedź na wezwania radzieckiej Radiostacji Kościuszko o powstanie przeciw Niemcom w Warszawie w 1944 w sytuacji, kiedy nawet rząd londyński nie był świadom wszystkich postanowień Jałty, wykazało recydywę brużdżenia. Żądania wyjścia oddziałów Armii Czerwonej z Polski po 1989 roku, niezgoda na spółki w opuszczonych bazach, NATO, odcinanie zbyt, powiedzmy, ścisłej kooperacji służb specjalnych ( i nie tylko), rehabilitacja płk Kuklińskiego, próba zrozumienia tragedii Czeczenii, ukraińskich ciągot ku samodzielności i obawa przed rurą podmorską, w końcu dramatyczne wahania co do antyrakietowej tarczy (obronnej), tylko dopełniają obrazu ciągłego prowokowania Wielkiego prawosławnego słowiańskiego Brata. W związku z tym nie dziwota, że musimy sami zjadać ten mięsisty pasztet. Chyba, że uda się go wyeksportować w inne strony. Solidarna Unia pomoże. Być może. Za konstytucję?...
                                                                                                             ***
Skoro dotknęliśmy religii: Wiadomo od dawna, że Kościół rzymskokatolicki jest przeszkodą nie tylko dla „Trzeciego Rzymu”, ale i dla globalnego postępu w ogóle. Po raz kolejny padła wiec fachowa diagnoza (z ust następnego jezuity*, który daje szansę Watykanowi, trwając - póki co - w przy ślubach wieczystych), iż Kościół powinien zmienić rolę z nauczającego na słuchający. - No pewnie. Inne już zmieniły. Z wiadomymi skutkami. I o to chodzi.
Ileż to musiał się namęczyć „lud”, aby ostatnio zlinczować Pasterza zbyt mało „wsłuchanego” w ducha postępu. I przy okazji mieć asumpt do apeli o spalenie wszystkich teczek. Bo kto ma archiwa, ten ma władzę. Przynajmniej nad niektórymi. Ale jak pożar zanieść do kartotek bratniej ongiś Centrali?...

Spoko -  sprawy wypalają się same. Lata robią swoje i widać, że nie wszędzie  kooperacja z byłymi TW, OZI, czy Prowadzącymi jest hańbą. Ba, Prowadzący bywają w cenie. Jako doświadczeni przewodnicy po labiryntach układów, i możliwości wydobycia kasy z chaosu restrukturyzacji.
                                                                                                       ***
My z kolei możemy podsunąć pomysł na restrukturyzację chaosu. Proszę np. przez jakiś czas śledzić doniesienia głównych wydań wiadomości Polsatu, TVN, TVP i TV Trwam, i po możliwie beznamiętnej ocenie ich jakość, wybrać najczystsze źródło. W zgiełku trudniej na skupienie myśli. I na prostowanie dróg. Polskich dróg.

* „Szelest donosów, ryk biskupów” – Marek Zając, Polityka  1/2007

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 8 02 2007r.


Darowizny

Jakiś czas temu z lufcików telewizyjnych powiało grozą: pewnego piekarza, przekazującego niesprzedany chleb biedakom, dosięgła karząca ręka urzędu skarbowego i pan musiał zaprzestać złowrogiego procederu. Razem z działalnością wypiekową na która już - jako finansowa ruina – sił był nie miał. Tymczasem od miesięcy po skrzyżowaniach miast buszują rozdawcy darmowych agorowych gazetek i wieje jedynie inteligencją wtajemniczonych od metra. Zapewne wydawca wpłaca do budżetowej kasy stosowną daninę od darowizn; albo tak  masowe pobudzanie podstaw czytelnictwa jest – jako działanie fundamentalne (nie samym chlebem żyje człowiek) – wolne od podatkowych ścigań. Trudno bowiem podejrzewać, iżby sam szyld rozdającego, bądź jakaś zmyślna kombinatoryka formalna miały paraliżować prawą i sprawiedliwą dłoń fiskusa?...

Jeszcze bardziej skomplikowana gospodarczo wydaje się sytuacja Anety K. (nie jej jedynej zresztą). Ongiś pewien typ kontaktów męsko-damskich, jeżeli był bezinteresowną, acz zbyt często i z różnymi kontaktobiorcami stosowaną donacją, nosił miano rozpusty; interesowność natomiast zmieniała kwalifikację na ladacznictwo ( to w staroświeckich definicjach; nowoczesne określają proceder warkliwie... no, mniejsza z tym). Zatem czerpanie korzyści z takich darowizn – bezpośrednich i pośrednich ( np. za intratne  stanowisko) -  podlega obowiązkowi dzielenia się z budżetem państwa, a chociażby gminy, czy też nie podlega? (Aspektu moralności - nie mieszczącego się w zainteresowaniu skarbówki, a i coraz trudniej definiowalnym w postępowych społeczeństwach – tu i teraz nie ruszamy.)

Zagadki rozdawnictw muszą być wyjaśnione koniecznie – wszak to ważny styk praw jednostki do wolnego obrotu czym się da, z zawsze istniejącymi dylematami budżetowymi.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 8 02 2007r.


Reportaże z codzienności. Grossaria

Zanim zdążyło się pojawić w publikacji nasze przypuszczenie, na czym w istocie opiera się solidarność unijna (konstytucja za handel?), a tu masz! – „Polski rząd ma prawo domagać się solidarności w dziedzinie energii od innych krajów Unii Europejskiej, ale w zamian musi poprzeć traktat konstytucyjny” – z właściwą delikatnością, finezją, ale i niemiecką precyzją, stwierdził obecny przewodniczący Parlamentu Europejskiego – Hans-Gert Poettering. Co zresztą jest oczywiste. Ten kierunek cywilizacyjnej pierestrojki - skoro raz uruchomiono walec - nie może się skończyć inaczej: albo sukces albo katastrofa. Tak bywa z dogmatami ideologicznymi opieranymi na zmiennych wartościach „humanistycznych”. (Przy założeniu swoistej uczciwości umysłowej)

- Jaka jest szansa na sukces? Myślę, że jakaś jednak tli się. Jeżeli antyteiści ockną się z upiornego snu, otrząsną z rozleniwienia intelektualnego, odbudują zniewolone charaktery i spenetrują rzeczywistość do bólu, może... Chyba, że cykl degeneracji musi się dokonać i nowi barbarzyńcy na zgliszczach kwitnących ongiś budowli grecko-rzymsko-chrześcijańskich, rozpoczną nowy period. Jak bywało w historii. Tyle tylko, czy to jest do powtórzenia, przy obecnych arsenałach destrukcji człowieka i globu?...
                                                                                                 ***
Wielka delikatność opanowała również nasze władze. Za obywatelską daninę wydaje się wspierające antypolonizm publikacje (dlaczego MSZ nie przetłumaczy i nie wyda jako „lekturę obowiązkową” publikacje, tudzież książki prof. Jerzego Roberta Nowaka, tak znakomicie merytorycznie obnażającego antypolskie fałsze niektórych żydowskich środowisk za granicą i – niestety w kraju?...). Z wrodzonej zapewne subtelność rządzącej koalicji nie ściga się prawem i biczem ekonomicznym draństw w publicznym napastowaniu ludzi, narodu, prawdy, działań godzących w naszą rację stanu; toleruje w instytucjach osobników o wyraźnie skrzywionym rozumieniu lojalności wobec pracodawcy – państwa Polskiego. Taktowni patrioci i narodowcy nie chcą naruszyć - w sposób wyraźnie widoczny -  dobrego samopoczucia różnorodnych hucpiarzy. Szczególnie tych z korzeniami. W końcu też bliźnich.  

Cóż – zapewne wypływa to ze specyficznego pojmowania chrześcijańskiego miłosierdzia oraz „Patriotyzmu jutra”. I tylko „wczorajsi” Polacy, o wczorajszym pojmowaniu zgodności słów z czynami, właściwego pojmowania treści wyrazów, zdań, deklaracji, wyglądają na nieco zagubionych. Ale kto by się przejmował mniejszością. Taką mniejszością.
                                                                                                  ***
Ową „mniejszość” nadal szokuje spryciulstwo w wykonaniu decyzji „no pasaran” wobec  abpa Wielgusa; będącej jednoczenie zasłoną dymną i kołem ratunkowym dla swoich. Wprzódy do boju w demaskowaniu kłamstwa, którego nie było i takiejże „tajnej współpracy”, rzucono... nie, nie – żadne tam lewackie, lewe, katolewe środowiska i media – to byłaby zbyt drastyczna ingerencja, a przez to mniej wiarygodna; do ataku pchnięto użytecznych...napaleńców. Udało się. Miejmy nadzieję, że tylko na jakiś czas.

Sprawa niby zakończona, ale teraz już bez krępacji wespół zespół, ręka w rękę, buźka w buźkę rzuca się od czasu do czasu słówka, zdania, powtórzenia bujd, mających utwierdzić lud w przekonaniu, iż było źle, ale teraz – dzięki czujności – będzie lepiej. Na wszelki wypadek, póki co z katolickich programów TVP wyszedł nieco sterany T. Terlikowski (pewnie zbiera siły), a wskoczył chyży młodzian M. Zając. Z TygPow - jakżeby inaczej. W tej sytuacji rzucona mimochodem telewizyjna uwaga senatora z PO, znakowego katolika G., iż abp Wielgus „wyczuł szansę w autolustracji”, jest konsekwentną, taktowną, realizacją właściwej linii wspierania Kościoła. I prawdy. Również w prawej, mówią, TVP...
                                                                                                 ***
Na szczęście nie udało się spacyfikować i zglajszachtować wszystkich mediów. Poza postępową kontrolą pozostało „Imperium o. Rydzyka” oraz o.o. Redemptorystów. I chwała Bogu. I ludziom dobrej woli. Myślę, że ta prawda dotarła teraz wyraziściej do wielu sceptyków, krytyków, wrogów. Również zdarzających się, przykro, w stanie duchownym. I tylko w tych środkach przekazu o dużym zasięgu można było spotkać się z innymi analizami dokumentów, wskazującymi na istotę zdarzeń.

Piszę o mediach „o dużym zasięgu”, ponieważ nie tylko tam można było znaleźć inne spojrzenie na sprawę – „Myśl Polska”, na przykład, nie miała wahań, po której stronie stanąć, w dniach, kiedy różne środowiska z hurra-patriotycznymi i nawet katolickimi szyldami chowały się w czasie próby lękliwie za sloganami, milczeniem a nawet przyzwoleniem na kamienowanie. Rzecz w tym, że nadal funkcjonują bezkarnie publikatory i osoby, które upraszczają, przekręcają a nawet fałszują fakty. Manipulują na wielka skale tzw. opinią publiczną. Pisałem już o tym: Tylko tak dalej PiSie z koalicjantami, tylko tak dalej...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 9 z 4 03 2007 r.

Wnyki

„Łapanie samorządowców w pułapkę oświadczeń majątkowych, jest jednym ze sposobów walki z Platformą” – oświadczyła serio doktor prawa H.G. Waltz, demaskując tych działaczy PiSu, którzy w znaczniejszej niż PO liczbie dali tyłów. A sam Przewodniczący Donald po raz kolejny potępił reżim, depczący butami braci Kaczyńskich, trepami koalicjantów i Raportem Macierewicza wrażliwość milionów. Co prawda lewość wciąż wyciąga dłoń z odurzającym napojem ku cierpiącemu ludowi, jednak z powodu zmętnienia poidła, masy jakoś nie chwytają czary. Niewdzięczne. Przecież to wszystko dlatego, izby uzmysłowić jakiej pułapki społeczeństwo uniknęło, gdyby rządy objęła obecna opozycja. A może być gorzej. Za polowania sexaferalne przeciw nietrafionym tatusiom z Samoobrony, ktoś może zechcieć wystawić wniosek alimentacyjny.

W ogóle sezon łowów trwa w najlepsze. Pierwsza nagonka, z „porażającymi” materiałami skierowana została ku ludziom Kościoła - tym, którzy swoim życiem publicznym wykazywali wierność Bogu i Ojczyźnie. Rzeczywista współpraca filo-postępowego x. Czajkowskiego łamie tą regularność, ale być może jest to efekt gry: wy ruszycie naszych – to u nas leżą preparaty na waszych. Obecnie każdy dokument antynarodowej kolaboracji, można próbować parować wypromowanymi dyskusjami o fałszywkach. A swoi chowani będą za misternym parawanem wrzawy. No i co zrobić z nie rejestrowanymi (tutaj) agentami różnych wpływów? Przecież te judzenia, antypolonizmy, destrukcje państwowe, społeczne i cywilizacyjne nie odbywają się jedynie z powodu prostej pomroczności jasnej...

Wpływowi nie mają ostatnio łatwego chleba. Tyle się np. napracowali, tyle wywijasów hipokryzyjnych nawykonywali, a tu masz! JŚ Benedykt XVI oddaje honor abp. Wielgusowi. - Co się dzieje?! Towarzysze! Bracia!...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 9 z 4 03 2007 r.


Reportaże z codzienności. Konstrukcje destrukcji

Człowiek uczciwy i prostolinijny – a należy wierzyć, że uchowało się nieco tego niechronionego gatunku - przyjmuje zazwyczaj za dobrą monetę informacje, podawane przez bliźnich. Zakłada bowiem podświadomie, iż ma do czynienia z podobną rzetelnością drugiej strony. Stąd często rodzą się błędy, zaniedbania, krzywdy, a – bywa - wrogość. Ale to osobny wątek.
                                                                                                ***
Ostatnie miesiące przyniosły wyraźne nasilenie wiadomości z tzw. teczek, napełnianych przez służby specjalne Polski Ludowej ( i PRL), w bratniej kooperatywie z Wielkim Bratem przeróżnej jakości papierami. Mnóstwo z nich zostało zniszczonych, po uprzednim zmikrofilmowaniu i dostarczeniu odbitek do Centrali na Wschodzie. Wiele przechodziło różne drogi i nie zawsze ich los kończył się zgodnie z prawem w uczciwych, kompetentnych rękach historyków Instytutu Pamięci Narodowej. A nawet jeżeli tak było, wydobywające się z IPN-u informacje nie zawsze miały wyraźną jakość i dobre intencje (np. sprawa cynicznego szkalowania szefa USOPAŁ-u p. Jana Kobylańskiego). Wątpliwości miały rozstrzygać sądy. I z lepszym czy gorszym skutkiem próbowały to robić, kilkakroć zaprzeczając wcześniejszym wyciekom. Charakterystyczna i zastanawiająca jest jednak niezwykła koncentracja zainteresowania na „porażających” wersetach, dotyczących duchownych. Pomimo tego, iż nie podlegają oni z urzędu lustracji. I mimo świadomości jaką piękną kartę poświęcenia, odwagi i rozwagi zapisał nasz Kościół w czasach totalitaryzmu. A żadne deprecjonujące wypowiedzi – nawet wiejące od „Stella Maris” – nie przekreślą tej prawdy.
                                                                                                   ***
Po kilku wstępnych strzałach przygotowawczych, atak skierowano na Osobistość wielkiego formatu, która swoim nauczaniem, swoją postawą publiczną przez lata dokumentowała wyraziście wierność Bogu, Kościołowi, Ojczyźnie. Uderzono w abp. Wielgusa. To nie przypadkowy cios. Abp Stanisław nie wadził, gdy pasterzował diecezji płockiej. Stał się niepokojącym wyzwaniem, gdy miał przejąć metropolię warszawską. Wtedy nastał czas próby. Dla nas wszystkich – duchownych i świeckich.

Przynależność do ruchów różnych wtajemniczeń -  w tym poznawania Pisma Świętego, Tradycji i historii Kościoła - czasami buduje poczucie „wyższej inicjacji”. A z niego wypływać ma moc. Czasami bywa to, niestety, „moc” rozumu, łechtanego próżnością, tracącego kontakt z rzeczywistością, z sensem katolicyzmu. Wplątywanego w gry z zupełnie innego wymiaru. Jeżeli ktoś miał wątpliwości co to za gra; jeżeli nie potrafił odkryć w sobie światła rozeznania sytuacji; jeżeli wahał się jakie zająć stanowisko w dramacie Biskupa i Kościoła; jeżeli przystał - mimo swego - czy swojej organizacji - katolickiego szyldu - na asekuracyjne: „coś w tym musi być” – teraz ma szanse wreszcie przejrzeć. Piękny list Ojca Świętego skierowany na ręce abp. Stanisława, jest przecież wyraźną, konsekwentną wskazówką. A reakcje mediów dokumentują prawdziwe intencje „poszukiwaczy prawdy”.  W dramatycznych dniach przełomu grudnia i stycznia huczało od grzmotów oskarżeń hierarchy. Niemal każdy news musiał dotknąć, podkreślić, wyeksponować, napiętnować. A teraz? - Teraz tak istotne wydarzenie: List Papieża, przemyka jako jedno z wielu doniesień; stosownie spreparowane, obwarowane ukierunkowującym komentarzem postępowych funkcjonariuszy agencyjnych i specjalistów ds. religii; mantrujących wokół skompromitowanych, faryzejskich tez. Oraz ocen komisji, które po błyskawicznej penetracji stwierdziły agenturalność. Tacy pośpieszni znawcy niezwykle skomplikowanego problemu? ...
Trudno pogodzić się z przegraną - bo jest to moralna przegrana kamienujących Pasterza. Nawet jeżeli nie do końca pojmują stan rzeczy i odgrażają się następnymi „kwitami”.
                                                                                                 ***
Skoro wcześniej wspomnieliśmy o wiatrach od Stella Maris, wypada wrócić do nadbałtyckich dramatów. Pamiętamy pochylenie nad esbeckimi odbitkami i ocenami speckomisji, jako podstawie do wydania wiarygodnego i ostatecznego wyroku na abpa Wielgus, przez Jego współbrata w biskupstwie i śpieszną - oczywiście medialną - akceptację doniesień? No i przyszedł czas na następną, tragikomiczną, odsłonę: Kiedy skaza dotknęła bliskiego Jego Ekscelencji kapłana, okazało się, że zapiski służb nic nie są warte. Serio. I warto było do takiego ekspertowania dawać twarz Ekscelencjo?... Nie wystarczą buźki z krakowskiego małopowszechnego Tygodnika? Z tej drogi zawsze jest odwrót. Nawet po porażającym zdiagnozowaniu Twórcy Radia Maryja jako „chorobliwego zjawiska na ciele Kościoła”, wykonanym ongiś dla ukochanej GazWyb.
                                                                                                    ***
Prezentacja listu JŚ Benedykta XVI przez rzecznika KEP ( 21-go lutego,), po której spodziewano się wiele, zostawiła ogromny niedosyt. A nawet przygnębienie. Żeby pojąć do końca wagę dokumentu, trzeba było dopiero głębokiej egzegezy tekstu przez  ks. bp Antoniego Dydycza i ks. bp. Stanisława Stefanka. W Radiu Maryja, oczywiście. Media i elity postępu takiej wykładni znieść by jeszcze nie potrafiły?...

Coś dziwnego dzieje się nadal wobec abp. Wielgus. I naszego Kościoła. Czas próby trwa.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 10 z 11 03 2006r.


Złotouści

Pamiętam z czasów zwanych minionymi pewnego działacza, który miał tak wytrenowany dar potoczystości słownej, iż  gdyby trzeba było wygłosić kazanie z ambony, zapewne nie byłoby problemu. Czasy niby się zmieniły, a gadacze nie. Zawsze gromadka uniwersalnych ekspertów od wszystkiego, roztrząśnie, wytrząśnie i da słuszną diagnozę. Nie mogło być inaczej z drogą przez dolinę Rospudy. Bez rozeznania topografii, geologii, systemu ekologicznego, opartego na głębszej wiedzy niźli hasełka z podręcznika ekoaktywu, tokiści pracują zawzięcie na honoraria. I na referendalne alibi dla kryzysu w budowie dróg.

Co tam zresztą Dolina. Hitem trwającego sezonu jest nicowanie Polskiego Kościoła. „Akcja Grey” to majstersztyk. Za jednym zamachem miała załatwić wyrazistego w wierności Bogu, Kościołowi i Ojczyźnie Kapłana; skoncentrować uwagę na innych celach, niźli wykazywane w (niedokończonym) Raporcie Macierewicza; osłonić wątpliwościami teczki miłych postępowi nazwisk; stworzyć możliwość  dalszego sterowania tymi, których papiery zniszczono a filmy przekazano do Moskwy (co potwierdza Raport). I wreszcie dać szansę na wykazanie niezwykłej pryncypialności bezteczkowych pływaków.

Nie ma jednak tego złego co by na dobre wyjść nie mogło. Wprzódy towarzycho jeżyło się na decyzję Papieża. Następnie wzywało z całą katolewicką mocą do uszanowania postanowienia Watykanu, będącego jedynie akceptacją decyzji kamienowanego Pasterza. W końcu – po pięknym liście Benedykta XVI – ponownie wpadło w szał kontestacyjno-interpretacyjny, mający oddalić Arcybiskupa od rozhisteryzowanej warszawki.

No i teraz wszystko jasne - do takiego pokręcenia potrzeba reumatologa. A może nawet egzorcysty?... Bo chyba na ozdrowieńczy wpływ TVP i innych mediów publicznych nie można jeszcze liczyć.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 10 z 11 03 2006r.


"Zawijasy polityczne" czyli swoista wymiana  wiedzy i wniosków z pewnym "Chronosem"
***
Oto co pisze "Chronos" na pytania o konkrety o w sprawie poniechanie obaw przed Rosją.

Konkretniej? Proszę bardzo - idzie mi o fragment dotyczący stosunków polsko-rosyjskich. Po pierwsze polityka zagraniczna nie posługuje się pojęciem winy. Jest za to coś takiego, jak odpowiedzialność.
Otóż czymś absolutnie naturalnym jest konflikt interesów dwóch sąsiednich narodów.
Odkąd Olgierd uderzył kopią w mury Kremla, poprzez (pośrednio) Worsklę, przez odrzucone prośby o ochronę ze strony Nowogordu Wielkiego i Pskowa, przez Orszę, kandydowanie Iwana i Fiodora na króla, dalej Batorego, Żółkiewskiego i Władysława IV zmagaliśmy się z Rosją o przewagę na Wschodzie.
Odkąd na wieść o klęsce pod Korsuniem wojska rosyjskie cofnęły się i zrezygnowały z sojuszniczej pomocy dla Rzplitej - zaczął się powolny regres.
Ostatnią szansą było może zachowanie umowy o przeżycie zawartej między Janem Kazimierzem a Aleksym.
Dalej już rzeczywiście popadaliśmy stopniowo w narastającą zależność od sąsiada.

I tu dochodzimy do sedna - pytanie, czy wartością (jak dla wielu) jest samo zmaganie się z Rosją - czy też realizacja własnych politycznych interesów.

Dlatego właśnie w zgodzie z polskim interesem narodowym działali Stanisław August, z Moszyńskim i innymi u boku, w pewnym okresie Czartoryski (potem wyznając najszkodliwsze poglądy), Drucki-Lubecki, Łubieński, Rzewuski, Wielopolski, Gurowski, Spasowicz, Krzywicki, w końcu Dmowski - a na szkodę Pułascy, Kościuszko, i kolejni powstańcy.

Oni nie tyle "pogarszali nasze stosunki z Rosją" bo nie o to chodziło, ale niweczyli możliwość zachowywania i wzmacniania substancji narodowej, oddalając niepodległość.

Nieporozumieniem jest mieszanie wojny polsko-sowieckiej i nazwijmy to obrony koniecznej z powstaniem warszawskim, które było krokiem samobójczym i błędem niewybaczalnym.

Dalej autor przedstawia już kompletny bełkot stylistyczny, połączony z politycznym miszmaszem. Opór przed przedwczesnym wyjściem z Polski armii radzieckiej związany był z obawami wobec Niemiec.

Wstąpienie Polski do Nato było zasadniczym błędem, o którym wielokrotnie na tych łamach pisano (w tym zresztą i ja sam).

Popieranie terrorystycznej Czeczenii było aberracją nijak się mającą do naszych interesów, histeria gazowa nie ma uzasadnienia ekonomicznego, a entuzjazm dla niepodległej Ukrainy, czy np. tzw "pomarańczowej rewolucji" już naraził nasze interesy w tym państwie.

Co zaś się tyczy konkluzji, czyli prowokowania Rosjan i ewentualnej pomocy unijnej. Otóż im bardziej zaogniamy stosunki z Rosją - tym bardziej wobec niej zostajemy osamotnieni. Marudzimy na biegnące przez nasz kraj gazociągi - to się je buduje z pominięciem Polski.
Występujemy przeciw suwerennym prawom sąsiada - to cierpimy dotkliwe sankcje ekonomiczne. To trochę tak, jakbyś kopali większego kolegę pokrzykując "ty draniu, ty draniu!", a jakby nam oddał to rozwrzeszczelibyśmy się "no mówiłem, że to drań!"

Słowem przykłady podane przez autora potwierdzają tezę, której tak usilnie zaprzecza.

***
Słowo się niedawno rzekło, zatem przekazuję – acz z pewna obawą - tekst polemiki z krytyka „chronosa”, dotyczącą fragmentu felietonu „Zawijasy analityczne”.

- Z obawą, ponieważ nie jestem pewien czy rozmiar testu uczyni go strawnym na stronie internetowej Myśli Polskiej.  Przyjęta metoda „wcinania” zdań do budzących wątpliwości fragmentów uzasadnień zarzutów „Chronosa” , daje – jak sadzę – najbardziej czytelne wyjaśnienie, o co idzie w tej wymianie myśli.
Krzysztof Nagrodzki - kn
================================================
 
Ch: Konkretniej? Proszę bardzo - idzie mi o fragment dotyczący stosunków polsko-rosyjskich.

kn: Domyśliłem się z ognistości konkluzji.

Ch: Po pierwsze polityka zagraniczna nie posługuje się pojęciem winy. Jest za to coś takiego, jak odpowiedzialność.

kn: To z podręcznika filozofii?... Jeżeli nie ma winy, to za co jest odpowiedzialność? Np. głupota polityczna, zła ocena sił i środków, zaniedbanie,  to też winy.

Ch: Otóż czymś absolutnie naturalnym jest konflikt interesów dwóch sąsiednich narodów.
kn: Rozwiązywany najazdami i mordami? To sentencja z naszej cywilizacji?...

 Ch: Odkąd Olgierd uderzył kopią w mury Kremla, poprzez (pośrednio) Worsklę, przez odrzucone prośby o ochronę ze strony Nowogordu Wielkiego i Pskowa, przez Orszę, kandydowanie Iwana i Fiodora na króla, dalej Batorego, Żółkiewskiego i Władysława IV zmagaliśmy się z Rosją o przewagę na Wschodzie. Odkąd na wieść o klęsce pod Korsuniem wojska rosyjskie cofnęły
się i zrezygnowały z sojuszniczej pomocy dla Rzplitej - zaczął się powolny regres.

kn: Tu oddajmy głos specjalistom. Szerzej na temat relacji Polska Wschód w epoce Jagiellonów i Wazów oprócz np. Pawła Jasienicy w „Polsce Jagiellonów” i „Rzeczpospolitej Obojga Narodów” pisał w swym „Kalendarzu Historycznym” Jerzy Łojek, (Warszawa  1994, strony : 54-55, 61-62,65,66,67-69,81-82,86-87,88-89,107-110,115-116.) A co do ostatniego zdania: „Odkąd na wieść o klęsce pod Korsuniem wojska rosyjskie cofnęły się i zrezygnowały z sojuszniczej pomocy dla Rzplitej /.../ - w w/w „Kalendarzu” brak danych. Czyżby historyk - prof. Jerzy  Łojek zapomniał?...

Ch: Ostatnią szansą było może zachowanie umowy o przeżycie zawartej między Janem Kazimierzem a Aleksym.

kn: Owszem Aleksy prowadził rozmowy z Polską, ale celem ich była budowa sojuszu przeciw Chanatowi Krymskiemu. Chan, po Beresteczku, zawarł sojusz z Polską, kiedy Chmielnicki zawarł sojusz z Rosją. Następca Chmielnickiego Iwan Wychowski podpisał z Koroną traktat uznający Ukrainę  za równorzędny z Litwą  i Polską podmiot Rzeczypospolitej. Wywołało to agresję Rosji, która od Andruszowa / 1667/ stała się poważnym podmiotem polityki europejskiej. (zob. np. Władysław Serczyk – Poczet carów Rosji, Londyn 1992)

Ch: Dalej już rzeczywiście popadaliśmy stopniowo w narastającą zależność od sąsiada. I tu dochodzimy do sedna - pytanie, czy wartością (jak dla wielu) jest samo zmaganie się z Rosją - czy też realizacja własnych politycznych interesów.

kn: Czyżby  należało z tego wyciągnąć wniosek, iż realizacja „własnych interesów” polegać miała na staniu się prowincją Rosji?

Ch: Dlatego właśnie w zgodzie z polskim interesem narodowym działali Stanisław August, z Moszyńskim i innymi u boku, w pewnym okresie Czartoryski (potem wyznając najszkodliwsze poglądy), Drucki-Lubecki, Łubieński, Rzewuski, Wielopolski, Gurowski, Spasowicz, Krzywicki, w końcu Dmowski - a na szkodę Pułascy, Kościuszko, i kolejni powstańcy.

kn: Potrzebny byłby w tym miejscu długi wywód. Szerzej na ten temat także prof. Jerzy Łojek „Kalendarz Historyczny (op.cit. ,str164-361), a także prof. Jerzy Robert Nowak „Czarna legenda dziejów Polski” (Warszawa 2000, str 74-81,88-92,200-212) oraz tegoż „Spory o historię i współczesność” (Warszawa 1999, strony 59-73)  

Ch: Oni nie tyle "pogarszali nasze stosunki z Rosją" bo nie o to chodziło, ale niweczyli możliwość zachowywania i wzmacniania substancji narodowej, oddalając niepodległość.

kn: „chronos” zapewne wie lepiej, jednak warto zastanowić się, co też mieli na myśli ci analitycy , którzy twierdzili, iż np. Powstanie Listopadowe miało szansę na wygraną? No i ci, którzy twierdzą, że „substancję narodową” utrwala się nie pokornym przyjmowaniu obcej cywilizacji. Przez pokolenia.  Chyba, że chodziło o realizację idei panslawizmu...

Ch: Nieporozumieniem jest mieszanie wojny polsko-sowieckiej i nazwijmy to obrony koniecznej z powstaniem warszawskim, które było krokiem samobójczym i błędem niewybaczalnym.

kn: Przepraszam, ale to wciąż ta sama mantra, jakby nieczuła na wiedzę o okolicznościach decyzji: Brak informacji (również na szczeblu Rządu w Londynie) o tych postanowieniach Teheranu („skonsumowanych” w Jałcie i Poczdamie), które oddawały Polskę de facto Stalinowi; wezwania radzieckiej radiostacji „Kościuszko” do walki; stan  wycofujących się przez Warszawę oddziałów niemieckich; nastroje młodych z AK....

 Ch: Dalej autor przedstawia już kompletny bełkot stylistyczny, połączony z politycznym miszmaszem.

kn: To argument rzucający na kolana.

Ch: Opór przed przedwczesnym wyjściem z Polski armii radzieckiej związany był z obawami wobec Niemiec.

kn: Jasne. Dopiero polska przygraniczna partyzantka wystraszyła rewizjonistyczne dywizje niemieckie, kiedy wyjechały – ze smutkiem - ostatnie oddziały Armii Czerwonej.

Ch: Wstąpienie Polski do NATO było zasadniczym błędem, o którym wielokrotnie na tych łamach pisano (w tym zresztą i ja sam).

kn: Kontynuowanie „Paktu Warszawskiego” , bądź neutralność a`la Szwajcaria, tylko nie NATO?... No, ale jeżeli kwestionuje to  „chronos” – „/.../ który wszystko widzi, ujawnia i wyrównuje” – należy wierzyć mu na słowo. Nie podejmuje w tym miejscu polemiki. I tak ten tekst przybiera katastrofalnie wielkie rozmiary, jak na tego rodzaju forum.

Ch: Popieranie terrorystycznej Czeczenii było aberracją nijak się mającą do naszych interesów, histeria gazowa nie ma uzasadnienia ekonomicznego,

kn: Lepsza jest histeria bez gazu?...

Ch: a entuzjazm dla niepodległej Ukrainy, czy np. tzw "pomarańczowej rewolucji" już naraził nasze interesy w tym państwie.

kn: To jest „instalacja w procesie” Trudno już wyrokować.

Ch: Co zaś się tyczy konkluzji, czyli prowokowania Rosjan i ewentualnej pomocy unijnej. Otóż im bardziej zaogniamy stosunki z Rosją - tym bardziej wobec niej zostajemy osamotnieni.

kn: „Zaognianie” było właśnie przekornym pytaniem kontestowanego fragmentu felietonu. A czy zostajemy osamotnieni?... Proszę się jednak rozejrzeć po międzynarodowym, politycznym rynku” mięsno – rurowo - tarczowym.

Ch: Marudzimy na biegnące przez nasz kraj gazociągi - to się je buduje z pominięciem Polski.

kn: Marudzimy?... A to w jaki sposób?

Ch: Występujemy przeciw suwerennym prawom sąsiada - to cierpimy dotkliwe sankcje ekonomiczne.

kn: A co to za „suwerenne prawa sąsiada” przeciw którym występujemy? Czyżby chodziło o odsuwanie „przyjaciół” i „bliskich przyjaciół” z WSI?...

Ch: To trochę tak, jakbyś kopali większego kolegę pokrzykując "ty draniu, ty draniu!", a jakby nam oddał to rozwrzeszczelibyśmy się "no mówiłem, że to drań!" Słowem przykłady podane przez autora potwierdzają tezę, której tak usilnie zaprzecza.

kn: Powinno się jeszcze postawić znane literki: c.b.d.d. Tyle tylko, że nadal - przykro mi „chronosie”- nie da się.  Na koniec dwie uwagi. Przyrównywanie Dmowskiego do Wielopolskiego jest najlepszym argumentem dla tych co niszczą i demonstrują w Warszawie przeciwko pomnikowi Pana Romana, który o Margrabim miał bardzo krytyczne zdanie, o czym pisze w przywoływanych już „Sporach o historie i współczesność” prof. Jerzy Robert Nowak.

Tamże o patriotycznej postawie Czartoryskiego i Druckiego-Lubeckiego będących Zaprzeczeniem Wielopolskiego. (Odsyłam do podanych wcześniej stron.)

A tym który - jako pierwszy - nazwał Wielopolskiego „Targowiczaninem” nie był żaden „nawiedzony romantyk” czy „szalony powstaniec”, ale reprezentujący antyinsurekcyjne stronnictwo krakowskich konserwatystów - historyk Józef Szujski. Szerzej na temat Wielopolskiego , jego spadkobierców politycznych i ich działalności, można przeczytać u: Zbigniewa Stankiewicza - „Dzieje wielkości i upadku margrabiego Wielopolskiego”, Pawła Jasienicy w : „Dwie Drogi” i „Polska Anarchia” oraz  Andrzeja Szwarca: „Od Wielopolskiego do Stronnictwa Polityki Realnej”.
Z kolei kompendium wiedzy o polityce rosyjskiej jest praca Jana Kucharzewskiego / związanego z prawicą narodową / -  „Od białego do czerwonego caratu”

Publikacja: Portal Myśli Polskiej od 9 03 2007r. Pod tekstem: Zawijasy analityczne


Reportaże z codzienności. Nerwica natręctw

„Nerwica anankastyczna lub nerwica natręctw charakteryzuje się  tym, że lęk nerwicowy koncentruje się w sytuacji bezsensownej /.../ Ananke oznacza po grecku konieczność, przeznaczenie, fatum. /.../ W życiu społecznym tendencje anankastyczne ujawniają się w formie rytuałów, a więc czynności wykonywanych stereotypowo. /.../ Objawy anankastyczne mogą wystąpić w trzech formach, które zresztą niejednokrotnie przeplatają się /.../ w formie myśli natrętnych (obsessiones), czynności przymusowych (compulsiones) i natrętnych lęków (phobiae)  /.../ Tematyka myśli natrętnych bywa różnorodna.” (Antoni Kępiński - Psychopatologia nerwic Zakład Wydawnictw Lekarskich, Warszawa 1979)
                                                                                                   ***
Antysemityzm. Klątwą  antysemityzmu okłada się każdego, kto staje obecnie na drodze dynamicznego lobby postępu, dewastującego coraz większe obszary naszej łacińskiej cywilizacji. I na drodze do kasy, naturalnie. Pisałem nie raz, że tak stosowana broń, skarykaturyzowana w swojej istocie, może stać się zarzewiem autentycznej, groźnej wrogości, którą tłumić będzie można jedynie eskalacją niewolenia. Umysłowego lub fizycznego. Bądź jednego i drugiego.

Ongiś antysemitą nazywano tego, kto nie lubił Żydów. Obecnie jest nim ten, kogo ONI nie lubią. - Ta współczesna definicja sformułowana nie pomnę przez kogo, pasuje jak ulał do coraz bardziej zdumiewających i bulwersujących oskarżeń. Ostatnio padło na ród Giertychów. Bez analizy ( a można podejrzewać, że bez czytania), rozlega się niezawodny zaśpiew chórów, zawodzących nad ponoć antysemicką broszurą euro-posła prof. Macieja i zrodzonej jakoby z nazistowskiej tradycji wypowiedzi w Haidelbergu ministra Romana – co w naturalny sposób natychmiast musi być skojarzone właśnie z antysemityzmem. I niech się wstydzi, kto myśli inaczej.

To, że recydywistą „antysemityzmu” jest Stanisław Michalkiewicz, prof. Jerzy R. Nowaku - który w dodatku wykorzystuje dokumenty żydowskie, do udowadniania  fałszów w zapiskach kronikarzy „Mowy nienawiści”, aktywu „Otwartej Rzeczpospolitej”, wyspecjalizowanych Instytutów, Lig Anty i Centrów – jest oczywiste. Postęp nie przepuszcza żadnych okazów niesubordynacji. A może liczyć na wsparcie nie tylko Ambasady Niderlandów i PAN (książczyna Tulli i Kowalskiego), ale - co ważniejsze - MSZ Izraela. Nie wspominając o łącznikach z innych ministerstw. (Ukłony dla p. Macieja Kozłowskiego) A „Myśl Polska”, od miesięcy nie może przebić się z postulatem utworzenia polskiego Centrum Obrony Prawdy i Sensu, wyposażonego w środki materialne, prawne (a najważniejsze w rzetelność i determinację), broniącego naszą rację stanu. I sens w ogóle. Chyba, że nasze, niedoszłe póki co, Centrum zastąpi Agencja Praw Podstawowych UE, która ma: „ma korzystać z doświadczeń Europejskiego Centrum Monitorowania Rasizmu i Ksenofobii, jej działania powinny w dalszym ciągu obejmować zjawiska rasizmu, ksenofobii i antysemityzmu, ochronę praw mniejszości oraz kwestię równouprawnienia płci, stanowiące podstawowe elementy ochrony praw podstawowych". W końcu po co prowincji Centrum, skoro Centrum ma agendy Agencji w prowincjach, wyspecjalizowane w śledzeniu przejawów.
                                                                                                    ***       
Na pewnej „ekumenicznej” konferencji, obciążony przymilankami ponad zwyczajową normę, jeden z uczestników dobrotliwie wyznał, iż Żydzi do ludzie tacy jak inni. Tylko - żeby nie było niedomówień – bardziej. Po prostu Nadprzeciętni. Z czym trudno się nie zgodzić, wziąwszy choćby pod uwagę autentyczne walory intelektualne oraz umiejętność przewidywania i kreowania obszarów przyszłych bitew cywilizacyjnych. Stąd chyba tak duża ilość postępowych ideologów i wizjonerów nowych światów, a po przeczytaniu choćby „Archiwum Mitrochina” – również praktyków. Polecam. „Archiwum” – oczywiście a nie praktykowanie czy wizjonerstwo. Te miejsca są już obsadzone. A przynajmniej trudno o nowe nabory. Dlatego tak łatwo głosić światu medialną prawdkę o „Polskich obozach koncentracyjnych i zagłady”; odwiecznym antysemityzmie i pogromach „w tym kraju” (wybieranym nie wiedzieć czemu na schronienie milionów „starszych braci”, gonionych precz z innych części świata); o pazerności materialnej tubylców – szczególnie w stosunku do majątków zniszczonych, zdewastowanych, zabranych przez Niemców, Sowietów, czy zupełnie swoich Komunardów  w czasach II Wojny Światowej i po niej.

Miejsca w mediach, kulturze, finansach, interesach – w odróżnieniu np. od pracy górnika dołowego – są naturalna strefą funkcjonowania nadprzeciętnych, dlatego pasjonującą zagadką jest wynik gry o kontrolę nad impulsami informacyjnymi, wysyłanymi z tych miejsc do plebsu intelektualnego - zwanego elektoratem. Jak na razie górują nadprzecietni.

Czy Koalicja potrafi obudzić się ze snu, pokona niemożliwość, otrząśnie z indolencji w „temacie”? Jeżeli nie, jeżeli nadal będą dominować dotychczasowe źródła mydlenia - zapłaci. I my wszyscy. Dyrygenci chórów i chórzyści również. Każdy w swoim czasie.
                                                                                                   ***
Faszyzm i nietolerancja to dwa następne objawy choroby, z którą musi walczyć Postęp. Ponieważ piszemy reportaże  z codzienności a nie z historii, w  tym miejscu dla przykładu powrócimy do niestosownych momentów z wystąpienia wicepremiera polskiego rządu, ministra Romana Giertycha, na spotkaniu szefów edukacji państw ( czy tylko już regionów?...) Uni Europejskiej w Heidelbergu.  On ci, ośmielił się podważyć priorytety etyczne i moralne światowego Postępu: Dowolność ludobójstwa dzieci poczętych oraz dynamiczny postęp w uprawnieniach homoseksualistów. Popierania takich związków subwencjami z kasy budżetowej. Lansowania owego sposobu na życie. Możliwość adopcji i wychowywania dzieci przez pary homo. I takie te. Ciemnogrodzka bezczelność nie mogła przejść bez skarcenia przez Front Jedności Postępu, również na szczeblu Komisji Europejskiej. Podjęto krytykę wstecznego ministra suwerennego rządu, zapewne dla zatuszowania ociagań w reakcji na  wcześniejsze wezwania – tyle, że postępowe. Również lokalny homo-lider Biedroń, wespół z niemiecką korespondentką nie prawego tytułu, natychmiast zorientowali się, że MG wyssał te tezy z mlekiem nietolerancji, ksenofobii a nawet nazizmu. Co prawda lider LPR wskazywał na cytowanie konkretnych fragmentów wystąpień Jana Pawła II („Naszego Papieża” Gazety Wyborczej), oraz uzgodnieniami z Komitetem Europejskim Rady Ministrów rządu RP, ale czy komuś z LPR można wierzyć? I czy warto sprawdzać? - Skoro naczelnictwo wskazało że nie ma to znaczenia, chórzyści nie mogą śpiewać inaczej.
                                                                                                   ***
Nie wypada również zastanawiać się nad zgodnym zaśpiewem pochwalnym postępu następnej nominacji dla Archidiecezji Warszawskiej. Zaczyna dominować ocena: „Człowiek Soboru Watykańskiego II. Otwarty.” To może znaczyć wiele. Również nieść nadzieję. Skoro jednak pada z ust katolewicy, należy mieć się na baczności i wzmóc modlitwy, aby „nie przemogli”. Ponieważ katolik jest człowiekiem ufności i wiary – zatem trzeba wierzyć, że abp Kazimierz Nycz nie pozwoli, aby mieli otwierać Mu drzwi Kościoła rozgrzani wyścigiem po laur postępu kato-aktywiści w zbrataniu z „lewicą laicką”. Oni potrzebują rzeczywiście ochłody. Ale czy koniecznie w starych rzymskokatolickich świątyniach? I czy musi tam hulać wiatr liberało-libertyński i tworzyć przeciągi?...

„Nie lękacie się!” – dodawał odwagi największy nasz Rodak – Jan Paweł II. Nie lękajmy się zatem. On – Sługa Boży - nie zostawi swojej Ojczyzny w potrzebie. Mamy drogę do przebycia. Bez obsesji. Bez nerwic.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 11 z 18 03 2007r.


Zamglone Stelle

Mroki przysłaniające światło Gwiazdy Morza, odnotowywano od dawna. – Chwilowe zjawisko atmosferyczne?  – dumano.

Błysk diagnozy odbity na szpaltach GazWyb o „chorobliwym zjawisku na ciele Kościoła” – jakim miał być – według Gwiazdy -  o. Tadeusz Rydzyk, oszołomił wielu wiernych. - Jakiś emocjonalny moment – próbowano tłumaczyć boleść.

Śpieszne omiecenie gwiezdną iluminacją placu, na którym biczowano wybitnego współbrata w kapłaństwo, zaszokowało. - Zadziwiająca łatwość... – zastanawiano się .

Lecz teraz, kiedy toczy się batalia o jak najpełniejszą wierność nauczaniu Kościoła – w tym Jana Pawła II („Nasz Papież” GazWyb!) o ochronie życia ludzkiego; kiedy lewy kołtun się jeży; kiedy przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski „Abp Michalik podkreślił, że konstytucja powinna określać i chronić porządek, ład moralny i społeczny, a sprawa ochrony życia „należy do fundamentów etyki” – a nie jest to chyba głos przypadkowy; kiedy dramatycznie liczone są głosy parlamentarzystów za i przeciw wyrazistym zmianom w Konstytucji; kiedy nadchodzi moment próby i świadectwa: „Metropolita gdański abp Tadeusz Gocłowski uważa, że w obecnej sytuacji nie należy wprowadzać do konstytucji zmiany, zakładającej wprowadzenia zapisu o ochronie życia od poczęcia.” - Strategia to czy taktyka?... A jeżeli nie teraz, to kiedy?... Nikaragua socjalisty Daniela Ortegi Saavedry jakoś nie przestraszyła się wycia demonów postępu, a nasza prawa Rzeczpospolita nie potrafi?...

Rycie pod Kościołem i ogłupianie ludu trwa. Nie powiodła się akcja „Rydzyk” - chociaż jeszcze tu i ówdzie pobrzękuje echo koncertu na cymbały o „zwycięstwie Kościoła łagiewnickiego nad toruńskim”. Kryptonim „Grey i inni” może zawieść. Pora na wariant „Zmianom w Konstytucji mówimy NIE”?...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 11 z 18 03 2007r.


Reportaże z codzienności. Nadludzie

Jak świat światem, od Ewy i Adama poczynając, ludzie byli uświadamiani, że rolą ich nie jest ufne odkrywanie rzeczywistości i rozumne, odpowiedzialne czynienie Ziemię poddaną, ale jej kontestacja, a nawet „tworzenie” - jak zwerbalizował bez ogródek to zadanie Karol Marks. Nie był co prawda pierwszym i samoistnym źródłem uświadamiania, ale po co wciąż sięgać aż do Raju i pra-scenarzysty kontestacji...       
                                                                                              ***
Najbardziej uświadomieni zostali wybrani – a to dla niezwyczajnych przymiotów umysłu, a jeszcze bardziej plastycznego charakteru, nie poddanego krępującym, fundamentalnym zasadom. Ów otwarty na wpływy charakter tworzy nadludzi: tytanów, herosów, ubermenschów – po prostu elity; wyłaniające, według potrzeb, przywódców i autorytety. A w procesie doboru naturalnego – ludzi mediów. Postępowych - ma się rozumieć - mediów.

Ludzie postępowych mediów to szeroko rozumiana rasa (czy klasa) przewodników, którzy dzierżąc pochodnie światłości, wodzą masy ku celom, przez te masy - ze względu na zacofaną wyobraźnię - nieuświadamianym. Taki podział ról przewidział zresztą, dawno, dawno temu, niejaki Platon – mędrzec grecki. I tego trzeba się trzymać. A przynajmniej trzymają się nadludzie – w tym postępowe dziennikarstwo. Tu pojawia się jednak pewien problem: Starożytny filozof nakreślił trójpodział w idealnym państwie – na elitę, na kontrolowany populacyjnie lud do prac niezbędnych, aby państwo rosło w siłę a elicie żyło się  lepiej, i na wojsko mające zapewnić ład tudzież komfort bezpieczeństwa elicie. Postępowi medioci – aby być awangardą – muszą wciąż wyróżniać się od pozostałej części ludzkości. Wyróżniać się bezpruderyjną otwartością, tolerancją, pracowitością i wnikliwością w rozpoznawaniu śladów ksenofobii, zacofania, faszyzmu – a szczególnie (jest taki trynd, wicie - rozumicie ) antysemityzmu. I donośnym głosem, głuszącym wątpliwości a także pokrywającym luki w wiedzy tudzież logice. Widać więc, że orka na ugorach ciemnogrodu, jest – mimo pozorów lekkości werbalnej – czarną robotą. Zatem, czy można zakwalifikować tą rasę (klasę) do „elit” czy raczej do „wojska”?... Czy wielkie rozmiary i inne efekty wizualne, które nieraz przyjmują ich buźki, a nawet oblicza, to rezultat samoistnych procesów genetycznych, dopingów hormonalnych, sztuczek chemicznych, czy może prostego balonowego nadymania?...A jeżeli tak, to przez kogo?...
                                                                                                    ***
Kiedy piszemy „do wojska”, aktualne skojarzenia elit dziennikarstwa np. z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi są zupełnie przypadkowe, a nawet nie na miejscu. Tym bardziej ze zwykłą ube-es-becją. Dlatego próba poddania owej rasy (klasy) testowi zwanemu „oświadczenie lustracyjne”, jest prowokacją wołającą o pomstę do... no, bez przesady – postęp w Niebo raczej nie wierzy; co najwyżej Niebo ma wierzyć w postęp i dorastać do jego wymagań. Co zresztą jest oczywiste,. A gdyby powstawały jakieś wątpliwości i sama Monika Olejnik nie była w stanie  - co jest tylko mało prawdopodobną  hipotezą  - spacyfikować rozbieżności, pozostaje Rzecznik Praw Obywatelskich, a szczególnie Trybunał Konstytucyjny, jako ostatnia instancja do rozstrzygania powikłań ze zbyt wstecznego prawa. Póki co, oczywistym jest „nieposłuszeństwo obywatelskie” kwiecia dziennikarstwa postępowego, które obraża samo podejrzenie, że mogą być traktowani przez jurysdykcję jak zwykli ludzie.  

Nie wiadomo jednak, czy mniej postępowi koledzy i niesłuszni historycy nie zechcą potraktować te nadęte nazwiska jako szansę na wykazanie, czy w tym „nieposłuszeństwie” nie tkwi żaden służbowy moment z czasów błędów i wypaczeń. Czy inne „momenty”...
                                                                                                  ***
Dziennikarska awangarda swą niezwykłość potwierdza codziennie. W swoich mediach. Niedawno - w dniu zwanym czemuś „Świętem Kobiet” - w Pałacu Namiestnikowskim przy podstoliku Pani Prezydentowej, lwice postępu - lepsza część ludzkości - gremialnie uznały za celową emisję protestu przeciw wstecznym próbom wprowadzenia do polskiej Konstytucji zapisu, jednoznacznie chroniącego życie ludzkie od poczęcia. Co prawda nauka Kościoła i zasady obowiązujące nie tylko w katolicyzmie, obligują wiernych do obrony życia w całej rozciągłości, ale skoro sam Pan Prezydent uznał, że lepiej – póki co - nie trzeba; skoro sam abp Gocłowski, a nawet bp Pieronek nakazali rozwagę...

Co tam Pismo Święte, co tam Katechizm Kościoła Katolickiego (por. 2270 i dalej), co tam Jan Paweł II, co tam bł. Matka Teresa z Kalkuty, co tam abp Majdański, abp Michalik i wielu, wielu innych, co tam setki tysięcy głosów Polaków i wyniki sondaży (PGB ), co tam możliwość anatemy. - Powaga, rozwaga, taktyka, kombinatoryka. Po prostu – „polityka”. Jeszcze nie teraz, jeszcze nie pora.

- A kiedy drodzy chrześcijanie, katolicy, humaniści, kiedy?!  Po przyjęciu „Konstytucji” unijnej? Czy na Sądzie ostatecznym?...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 12 z 25 03 2007r.


Kim jesteś?

„Czy jesteś narkomanem, prostytutką albo stręczycielem? Czy byłeś, jesteś bądź zamierzasz się angażować w działalność terrorystyczną? Czy podlegałeś śledztwu w sprawie zbrodni nazistowskich? - to tylko niektóre pytania, na jakie odpowiada każdy ubiegający się o amerykańską wizę. Nie słyszałem nigdy, aby którykolwiek z naszych dziennikarzy czy pracowników naukowych odmówił wypełnienia tego formularza. Dotyczy to także liderów i uczestników nabierającej rozpędu akcji odmowy składania oświadczeń lustracyjnych, z których znakomita większość w USA bywała, a pozostali nigdy pryncypialnie możliwości wyjazdu nie odrzucali.” (Rafał  Ziemkiewicz - Zaczadzony umysł dziennikarskich gwiazd./zob. www.wirualnapolonia.com/)

Można pytać dalej: A nie uwłacza godności wąchanie trendów (T.Lis i G.Miecugow  podpisali się w 1996 r. za lustracja dziennikarzy)? Nie drży „wrażliwość”, przy płodzeniu fałszywek pod szyldem „własnej prawdy”? Nie czerwieni się postępowe lico przy sianiu bzdetów ze świadomością, że inni dostrzegają ten humbug? Nie dyshonor powielanie oskarżeń na lewo i prawo o ksenofobię, nienawiść, faszyzm, rasizm, antysemityzm, dla zyskaniu kasy, wpływów, władzy?... - No cóż – jeżeli się udaje...W państwie, które „tolerancyjnie” nie potrafi przywołać do przyzwoitości, a TK „uplastycznia” prawo. Kiedy ludzie, których wybrał naród w nadziei, że zrobią porządek na polu prawdy, sprawiedliwości, sensu, wezmą się skutecznie za szalbierzy? Publicznych i prywatnych. Dyrygentów i chórzystów. Obcych i swoich. Tak trudno odróżnić judzenie od prawdy? Pozory od rzeczywistości? Antycywilizacyjne dywersje od naturalnych poszukiwań? Na co jeszcze czekają?...Na przekazanie pałeczki lewiźnie duchowej, w wyborczej sztafecie ku globalizmowi?

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 12 z 25 03 2007r.


Reportaże z codzienności. Pralnie globalne

 >>„Globalna wioska” (ang. global village) - termin wprowadzony pod koniec lat 60. przez Marshalla McLuhana w jego książce The Gutenberg Galaxy (Galaktyka Gutenberga), opisujący trend, w którym masowe media elektroniczne obalają bariery czasowe i przestrzenne, umożliwiając ludziom komunikację na masową skalę.<<
                                                                                                  ***
Wizja globalnej wioski rozprzestrzeniła się, a nawet rzec można – rozpanoszyła -  w światłych umysłach postępu, tak dalece, iż wątpiących w możliwość traktowania globu w takich kategoriach, traktuje się jako niedorozwiniętych. Niedorozwiniętych, niezbyt przydatnych nawet do stawiania chat w owej wiosce, nie mówiąc o zamieszkaniu. Szczególnie teraz, kiedy coraz doskonalszych narzędzi budowlanych przybywa, a obsługi tak licznej jak ongiś nie potrzeba. Mówiąc szczerze – obsługa musi zostać zredukowana, aby piękno ziemskiej arkadii mogło służyć, potrafiącym docenić jej uroki. Czyli elicie.

Co zrobić jednak, jeżeli populacja potencjalnych estetów rośnie?... Populację należy regulować. Wojny i rzezie są jakąś metodą, ale dosyć prymitywną i nie zawsze obliczalną. O wiele łatwiejszą do stymulowania jest tzw. kontrola urodzin, prowadzona administracyjnie, ekonomicznie, bądź – najefektywniejsza oraz najbardziej postępowa - w ramach uświadomienia „praw kobiety do własnego brzucha”. Przy coraz doskonalszych możliwościach urabiania świadomości powszechnej co do priorytetów dobrego życia, zda się nie być to zbyt trudnym zadaniem, choć rozłożone w czasie i wymagającym pewnych wysiłków ekonomicznych i socjo-technicznych („media elektroniczne obalają bariery czasowe i przestrzenne, umożliwiając ludziom komunikację na masową skalę”). Wystarczy zachęcić lud do wyścigu po kasę (nie używajmy brutalnego określenia – zmusić), stymulując go kijem konieczności egzystencjalnej oraz marchewką różnych używek.

Redukcja umiejętności samodzielnego analizowania rzeczywistości, poprzez podanie gotowców przygotowanych w biurach obsługi podróży globalnej, ułatwia organizację przepływu decyzji. W dawnych czasach nazywano prymitywne próby takich metod – demokracją ludową, obecnie – w ramach optymalizacji – „ludową” wysłano do obozu reedukacji. Reedukacja zaś w obszarze – nazwijmy go z dużą dozą dobrej woli – intelektualnym, prowadzona przez stosownie dobrany zestaw medialny i w szerokim pojęciu kulturowy, może przynieść zakładany efekt. Czego doświadczamy ( chociaż nie zawsze uświadamiamy), chętnie odbierając np. darmowe gazetki na skrzyżowaniu miejskich arterii, hipnotyzując się mydlanymi serialami, bądź – w zależności od wieku - decymbelowymi ogłuszaczami zalkoholizowanego i znarkotyzowanego rozumu, ochoczo przystając na alibi wolności bez odpowiedzialności: „róbta co chceta” – podawane w różnych zestawach „globalnej wioski”, poprzez media postępowych właścicieli i najemników – w konsekwencji wygłaszając konkluzje, które nie potrafimy gruntownie uzasadnić. A zbyt nalegających na dowód, nazywamy oszołomami, z którymi nie da się „normalnie” koegzystować. I tak krok po kroku stajemy się elementami maszynerii. Nawet dumnymi z tej funkcji. Tyle tylko, że niepotrzebne, zużyte części wyrzuca się na złom. Nawet jeśli były ważnymi fragmentami urządzenia. Historia potwierdza tą regułę. Wystarczy jeno ją znać i pamiętać...
 Ale kto by zawracał sobie głowę Historią, w parciu ku świetlanej przyszłości globalnej wioski. Ona obciążą pamięć pragmatyka codzienności. Zatem Historia podlega wypraniu. A przynajmniej interpretacji.

Pojawia się jednak pewien kłopot. Stały kłopot. Są organizacje – również rzec można globalne – które uporczywie nakazują powtórki z pamięci. - Co zresztą jest naturalne w „wioskach”, gdzie pamięć i tradycja są postawą ładu. Owe organizacje to szeroko rozumiane Kościoły, zbudowane dla kultywowania wyznań - aby wymienić tylko najbliższe nam: judaizm z Tory, islam z Koranu, chrześcijaństwo ze Starego i Nowego Testamentu – Ewangelii.
Pomińmy – dla potrzeb tego tekstu – powikłania i uwikłania wynikające ze ścierania religii; a może raczej – poglądów ludzi mających wpływ na formowanie wyznawców, na kształtowanie ich wiedzy o istocie przesłania wiary - to temat na odrębną analizę. Zatrzymajmy się przy najbliższym nam depozytariuszu Pamięci i Tożsamości – przy chrześcijaństwie, a ściślej - Kościele rzymskokatolickim.
                                                                                                   ***
Przynależność do katolicyzmu nie jest obowiązkowa a odejścia bezpieczne, nie powodujące nawet specjalnego ostracyzmu. To wynika z jednej z podstawowych zasad Ewangelii: Potępienie grzechu - szacunek dla człowieka. Od poczęcia po naturalną śmierć – jak nakazuje Pismo katolika, jego Kościół, jego katechizm, jego świeci i błogosławieni. Zatem katolik nie może opowiedzieć się za degeneracją, za niszczeniem życia, boć nie człowiek jest jego dawcą, chociaż człowiek, jakże często, robi zły użytek z tego daru. Katolik nie może dla taktyki, dla jakichś – jemu znanych - racji wyższych, optować za kompromisami w tej materii. W najgorszym razie – jeżeli sumienie mu na to pozwoli - powinien zmilczeć. W najgorszym razie...W przeciwnym wypadku stawia siebie w kręgu podejrzeń... Tak jak i ci ludzie „wewnętrznego kręgu” Kościoła, którzy przyłączają się do „ekumenizujących” postępowych trendów, kolaborujących ochoczo z antyteizmem, wywiewających ze świątyń lud Boży; prowadzący na manowce Wiary ku zaułkom ludyzmu z czerwonymi latarniami, ale bez augustiańskiego nakazu:  „Kochaj i rób co chcesz”. Kochaj – czyli dawaj siebie innym. Lepiej, aby odeszli, aby nie siali zgorszenia przed kamerami, na postępowych szpaltach - chętnych nadzwyczajnie takim wsiąkliwym w „świat” tolerantom. Największym dramatem Kościoła są Jego wewnętrzni rozsadzacze - agenci zła ale i – bywa - ludzie i nie najgorszych intencji, ale nieroztropnych czynów.

W tym kontekście należy dostrzegać – jak się wydaje – falę ataków na duchownych – również w polskim Kościele. Ważyć słowa z czynami: Pochopne, asymetryczne, preparowane zarzuty; spieszne przedwyborcze sakramenty małżeństwa po latach „partnerstwa”; wykorzystywanie „Łagiewników” i krakowskich rekolekcji do judzenie przeciw „Toruniowi” i Radiu Maryja przy najmniejszym pretekście (również tworzonym medialnie) z decyzjami w godzinach próby. Katolickiej, chrześcijańskiej próby. Ale przecież nie tylko katolickiej. „Starsi” i „młodsi bracia” mogą poświadczyć. - Prawi starsi i prawi młodsi.
                                                                                                    ***
Czy to znaczy, że idea „globalnej wioski” jest ze wszech miar zła? Nic podobnego. Tyle, że nie może wynikać z gorączkowego klecenia utopijnej mrzonki, bądź cynicznego konstruowana eldorado - tu i teraz - dla wybranych. To musi być wspólny trud ludzi zbratanych i zdeterminowanych dążeniem do Prawdy poprzez prawdy. Uświadamiających sobie wyraziście, że nasze działania na tym padole zawsze są obarczone zwodzeniem poprzez pychę, chciwość, nieczystość, nienawiść, nieumiarkowanie, gniew, lenistwo. Zatem aby były polityczne – muszą mieć cechy pojęcie owe definiujące:  „Roztropne działanie dla dobra wspólnego”.

Czyż nie jest jednym z narzędzi, owego działania dla dobra wspólnego, ujawnianie, ściganie, potępianie, fałszu? Szczególnie medialnie rozsiewanego, judzącego fałszu. Czy roztropne jest tworzenie konglomeratu prawdy, nieprawdy, dobra i zła – dla jedności? Czy tworzenie fundamentów dla tej staro-nowej konstrukcji z „tolerancji” dla kłamstwa i zbrodni, oddawanie hołdu fałszywym bożkom – cielcom mamony i hedonizmu – może chociażby łudzić, że budowla ostoi się? Wszak doświadczaliśmy – my ludzie: „Dom zbudowany na piasku” zmiennych, świeckich, „humanistycznych” wartości, nie ostoi się długo. „Wioski” trwają w zgodzie tak długo, jak wykształcone przez pokolenia mądre obyczaje, nie zostają zakłócone brutalną ingerencją. I nie musi to być czynnik materialny, personalny. Czasami wystarczy powiew kaleczącej idei. Wtedy dezintegrują się „wioski”, padają imperia. Czyż zatem można mieć złudzenia, iż tym razem powiedzie się koleina próba tworzenia imperium globalnego, czy jak kto woli - „globalnego zbratania” „globalnej wioski”, poprzez odrzucenie zweryfikowanego już przez wieki „projektu” konstrukcji - Ewangelii - Księgi Miłości, Ofiary, Księgi Życia i Śmierci? Bez wyrywania czy prania, niewygodnych stron...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 13 z 1 04 2007r.


Przekręciuchy

„Przekręt” taktyczny to zazwyczaj kasa. Strategia natomiast kieruje oszustwo do definicji: Patriotyzm staje się „nacjonalizmem”. Naturalne dbanie o interesy narodowe, państwowe staje się (nie wszędzie..) „ksenofobią”. Wierność Ewangelii – to „ciemnogród, fundamentalizm” - z dodatkiem „prawicowy” (ze zbrodniczo lewej NSDAP przekrętasy robią „skrajnie prawicową”) Odpór hucpom zwie się „antysemityzmem” (Wielkie sza! po dymisji Israela Singera z WJC). Próby naprawy zwichrowanych przez lewiznę obyczajów – w szkołach, na ulicach, w kulturze, w umysłach – okrzykuje się „nietolerancją”, „faszyzmem”. A wszystko wlewa w „otwarte” na przeróbki mózgownice.

Jest trudno. Jeżeli MSZ zamiast demaskować kalumnie Grossa, wspiera jego tezy swoją publikacją; jeżeli RPO postrzega zagrożenia obywateli w sankcjach za obciążanie naszego narodu zbrodniami nazizmu czy komunizmu; jeżeli rozhulane tokowiska, wciąż w podobnych składach, bzdurzą – niestety, również w środkach publicznych (np. PR III 12 bm. g.8; głos o Marszu Pamięci Kraków-Płaszów: „Jesteśmy współodpowiedzialni”), a przeglądy prasy dotyczą praktycznie wciąż tego samego zestawu tytułów; jeżeli szaleje rozdawnictwo postępowych gazetek; jeżeli osiągnięcia otacza się jadem kolportowanych masowo fałszywek; jeżeli ze stanowiska jakiegoś postępowego Komitetu wynika, że atrybutem wolności jest kłamstwo, a kara zań zamachem na prawa człowieka  – będzie ciężko.

Jeżeli w szerokiej koalicji prawych - dysponującej przecie już stosownymi narzędziami - nie będzie determinacji w porządkowaniu komunikacji masowej (Urbański za Wildsteina to żadne wyjście), przyjdzie klęska. Przegra i prawo i sprawiedliwość i polska rodzina i naród. Żadnych mrzonek panowie - w pojedynkę nie samoobronicie ani siebie, ani swoich wyborców.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 13 z 1 04 2007r.


Reportaże z codzienności. Filary, Kolumny, Słupy

Nasza łacińska cywilizacja wspiera się na filarach prawdy, dobra, piękna. Prawdę poszukiwano w logice filozoficznego trudu starożytnych Greków. Rzym dobro w stosunkach społecznych starał się określić normami prawa. A piękno?... „Kształtem miłości piękno jest - i tyle, / Ile ją człowiek oglądał na świecie / W ogromnym Bogu albo w sobie – pyle, / Na tego Boga wystrojonym dziecię; / Tyle o pięknem człowiek wie i głosi - / Choć każdy w sobie cień pięknego nosi / I każdy – każdy z nas – tym piękna pyłem.” (C.K. Norwid).
 
Właśnie – tyle o pięknem człowiek wie i głosi, ile sam w sobie cień pięknego nosi. Trzeba było chrześcijaństwa, aby dogłębnie wyjaśnić istotę człowieczeństwa i źródło praw; uzbroić w wiedzę o celu; ukazać doń drogę. Uświadamiać, czym naprawdę jest wolność, życie, śmierć. Uczyć szacunku do bliźniego, ale i nieustępliwości w przeciwstawianiu się grzechowi – złu, które niesie mu klęskę. A nie leczone, może rozprzestrzeniać się wszędy i nieść hekatombę gorszą niźli czarna zaraza – bo zagładę również duszy. Chrześcijaństwo złączyło w cywilizacyjną całość obowiązek odkrywania głębi Prawdy, sensu dobra, oraz dróg pięknego życia.      
                                                               
To wszystko wiemy. Ale czy ONI – lewactwo duchowe – też?... - Raczej wątpię, mawiał  mój kolega, kiedy chciał okazać dezaprobatę, wobec zagadkowych konkluzji adwersarzy.
                                                                                              ***
Rachola Pilar (hiszp. pilar to słup) w gazecie El Pais, czynem odpowiedziała na ongisiejsze wezwanie Israela Singera, aby poniżać Polskę za brak ochotności do przekazywania kasy bandzie Bronfmana – jak nazwał to towarzystwo prof. Norman Finkelstein. Gdzie Racholi do „światowej sławy historyka” J.T. Grossa, ale zawszeć co głos to głos.  Przy okazji można dołożyć ciemnogrodzkiemu katolicyzmowi, który śmie np. z całą powagą Konferencji Episkopatu Polski bronić życia od poczęcia po naturalną śmierć.

Wyjaśnianiem źródeł (uwarunkowania genetyczne?... zadanie?...) ignorancji Racheli i innych fałszerzy faktów, powinien zająć się jednak jakiś aparat edukacyjny. Wszak to czynności równie szkodliwe dla ładu społecznego jak fałszowanie pieniędzy – ścigane przecież z całą surowością. Od dawna sugerujemy radykalizm prawny w tej materii. Kto by jednak miał czas na czytanie niszowego pisma, nawet jeżeli ma sześćdziesięciosześcioletnią tradycję. No i Rzecznik Praw Obywatelskich (nie wspominając o innych „rzecznikach” i komitetach), mógłby zakwestionować prawo do gnębienia postępowych całą, pardon, gębą obywatelek Rachol.
                                                                                               ***
Ale jak uczyć światowe Słupy, kiedy trudno wyedukować miejscowe kosmopolityczne duchowe lewactwo. Próby ukazywania bezmiaru pazerności, demagogii, patologii społecznej, wywoływanej ich prymitywnym postrzeganiem człowieka, wywołują organiczne odruchy obronne. Piszę – lewactwo, ponieważ prawdziwa lewica społeczna nie może kompromitować się poziomem wszech-genitalnych porywów i kasy. Nie może poświęcać dobra swego państwa, społeczeństwa, narodu – tego co bliskie i namacalne - dla internacjonalnego tryndu. Dla mrzonek ideolo czy cynicznego moszczenia gniazdek wybranych. Chciałbym wierzyć, że prawdziwa lewica - np. w stylu przedwojennego PPS-u - ma jednak inny poziom umysłowy.  - Mrzonki?...
                                                                                              ***

Pobieranie nauk bywa trudne. Szczególnie, kiedy trudna prawda wionie od doświadczonych praktyków z własnych kolumn. W bezpruderyjnym wykładzie uczynił to tandem Guzowaty-Oleksy; a zagadkowe taśmy ich syntez stają się jeszcze jednym testem na stan przypadłości tzw. elit władzy. -Tych wczorajszych i tych, którzy chcieliby jak najrychlej „przywitać się z gąską”. Komentator D. Tusk, od czasu depresyjnych przeżyć a.D. 2005, ma wymalowaną na twarzy zgryzotę chroniczną. A udręka wszechlewości, gnębionej „zawłaszczaniem państwa przez partię rządzącą”, „przejmowaniem przez aparat partyjny kontroli nad MSZ, wymiarem sprawiedliwości, prokuratura, policją i mediami” przez wspólnego wroga, jest oczywista. (Złote diagnozy byłego Prezydenta Aleksandra K. IAR 24/03/07) – Kto by się nie trwożył, kiedy próbują odbierać mu taaaakie fanty... W każdym razie do ogólnych wezwań przewodniczącego PO do PiS-u o oddanie władzy ze względu „na trudną sytuację rządu”, Były dołączył konkretny rozkaz: „Wszystkie ręce na pokład!”. A  on do steru. Teraz każde czepianie się Powracającego, będzie dowodem na polityczne sekowanie. I jakby co, dobrą podkładką do podania o azyl. - Jeżeli z całą lewizną duchową, to MSZ powinno pomóc. Po oczyszczeniach z kolumn miłośników J.T.Grossa, a może i samej Racheli Słup, ma się rozumieć.

Kiedy usunięte zostaną zbędne kolumny, kolumienki, słupki, atrapy, łatwiej będzie znaleźć środki na wzmacnianie filarów Rzeczpospolitej. IV Rzeczpospolitej. Co i daj Boże. Amen.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 14-15 z 8-15 04 2007r.


Zjednoczeni

Nagrywanie, ujawnianie, rozgrywanie - to coraz bardziej popularny scenariusz nowego serialu obyczajowego. Ze sfer najwyższych. Chociaż niekoniecznie.

Dał nam przykład Adam Michnik, jak nagrywać mamy - można nucić w postawie dowolnej. Taśmy Gudzowatego jednak - jak na razie – nie wzbudzają gorączki dziennikarstwa śledczego. Widać lewizna wyczerpała swoją witalność na „taśmach Beger”, z których wynikło, jak można dyplomatycznie mówić „nie” kombinatorom. A może wigor opadł, dopiero po błyskawicznym przeniknięciu do akt IPN-u, w konstruowaniu machiny kamienującej abpa Stanisława Wielgus?... Tak czy inaczej lud postępu – od komet medialnych po gromadkę wystraszonych rektorów - ma teraz inne priorytety: Jak bez składania oświadczeń lustracyjnych zachować twarz? Tudzież niekaralność. I jak wydobyć się z uścisku PiS-u z koalicjantami?.. Złożenie nieadekwatne do esbeckiej pisaniny (i rzetelności IPN-u), może przysporzyć kłopotów; niezłożenie skondensować podejrzenia...Przyznać się, licząc na rozwodnienie w morzu hałasu medialnego wspierającego „prawo kobiety do brzucha”, „godną śmierć„ – czyli eutanazję, globalizm bez Boga, „lustrującego” i „otwierającego” Kościół katolicki (witamy w TVN pogromcę Radia Plus – x. Sowę), czy piorącego mózgi w zwykłym codziennym ple-ple?

A może po prostu wycofać się z tego Zjednoczenia i w innym wziąć swój krzyż? Starając się pojąć, dlaczego jest on wybawieniem? Dlaczego Zmartwychwstaniem? Powiedzieć: Idę, z milionami innych, w postanowieniu nie grzeszenia więcej. Może tym razem uda się. Będę się starał nie zaprzeć w godzinie próby. Będę się starał, nie godzić w prawdę; w sens godnego życia; w efekcie w siebie. - Bo tak kończą się zawsze błędne szlaki człowieczeństwa.

- Zatem?... Zatem - Alleluja! I do przodu!

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 14-15 z 8-15 04 2007r.


Reportaże z codzienności. Niech ich zobaczą

W czerwcu a.D. 2007 ma się odbyć VII Zjazd Gnieźnieński „Człowiek drogą Europy”,  z udziałem katolickich ruchów i stowarzyszeń. Jednym z organizatorów jest Agencja Informacyjna, zwana katolicką - czyli KAI. Z Warszawy. Na jej czele stoi Marcin Przeciszewski. Z kolei w  dalekiej części  „globalnej wioski” – w Australii – bytuje Peter Singer. ( Nie mylić z wysłannikiem d/s złupienia 100 % - Israelem Singerem, wyciepanym ostatnio czemuś... - nie, nie, nie z Polski za aroganckie zachowanie – a z WJC. Peter to pewnie tubylec australijski z dziada pradziada.) Otóż myśliciel i bioetyk Singer – jak anonsują go media postępu – „opowiada się za eutanazją osób niepełnosprawnych i w podeszłym wieku, aborcją do momentu porodu, legalizacją dzieciobójstwa noworodków do 28. dnia po urodzeniu się; chce też zrównania praw ludzi i zwierząt”. Poważnie. - Jak to etyk z korzeniami. A p. Przeciszewski ma pomysł ( sam czy wespół-zespół?..) na nawrócenie myśliciela Singera, zapraszanego na Zjazd „nie po to, by propagować jego poglądy, ale by pokonać go w publicznej dyskusji". I to jest nieustraszone chrześcijaństwo otwarte. Nie powinno się zatem zapominać komunistów, nazistów, braci masonów, braci zboczeńców, sekciarzy,  a nawet - jak przekonywać to przekonywać - satanistów. Nie można pominąć Kazimierę Szczukę z towarzystwem, które wieściło niedawno publicznie - uchowaj Tolerancjo, bez zamiaru obrażania kogokolwiek i chęci wywoływaniem waśni na tle, iż: „wartości chrześcijańskie – to nienawiść”.

Przy takim tłoku w loży „katolickich ruchów i stowarzyszeń” dla Rodziny Radia Maryja miejsca być nie może. W końcu jakaś granica postępowego ekumenizmu obowiązuje...
                                                                                                ***
Na tak poważnej konferencji mogą powstawać jednak istotne wątpliwości co obowiązków człowieka jako drogi. Zatem jeżeli nie uda się – dajmy na to - przekonać znanego „myśliciela  i bioetyka” Singera, nie od rzeczy byłoby zaproszenie wybitnych specjalistów od drogownictwa oraz egzegezy Pisma Świętego i nauczania Kościoła w temacie: „człowiek”. Tu można zaproponować np. p. Elżbietę-PO-Radziszewską, która w niezwykle skondensowanym sejmowym wykładzie wytłumaczyła onegdaj, starającym się mozolnie o zabezpieczenie konstytucyjnej ochrony życia ciemniakom, iż z szacunku do Dekalogu nie należy do przykazania: „Nie zabijaj”, dopisywać: „od poczęcia”. Ta iluminacja każe natychmiast zrewidować sens całego kodeksu karnego. Tudzież wszelkich innych nakazów i zakazów. Chrześcijanie – szczególnie z Platformy Obywatelskiej (ale przecie nie tylko) - wiedzą, że wszelkie dobro i sens zawarte jest w owych dziesięciu trudnych wskazówkach na życie. A do ustawiania drogowskazów na europejskiej drodze powinni wystarczyć internacjonalni specjaliści z okolic GazWyb, TygPow, no i ew. p. Ewa Czaczkowska z Rzepy.

Gdyby jednak, mimo wszystko, nie wystarczyło, należy wsłuchać się w głos Pasterza i Filozofa: „Abp Józef Życiński /.../ krytykuje ludzi, którzy tylko powołują się na nauczanie papieskie, a w istocie nie stosują się do niego. Skrytykował instrumentalne wykorzystywanie dorobku zmarłego papieża. 'Śmiem twierdzić, że istnieją kręgi, które potrafią urynkowić wszystko. I wtedy nawet z nauczania Jana Pawła II w kilkanaście miesięcy po śmierci zrobi się ozdobnik, a będzie się bronić opinii krańcowo różnych niż głosił papież, na przykład na temat kary śmierci' – powiedział” . Czyż trzeba dodawać, iż ani chybi Ekscelencja miał również na myśli karę śmierci stosowaną wobec najbardziej bezbronnych – do dzieci w łonach matek i ludzi dobiegających kresu żywota? Wszak Jan Paweł II („Nasz Papież” Gazety Wyborczej) zawsze wzywał – głosem i pismem - do ochrony życia od poczęcia do naturalnej śmierci. I dał wiele innych wskazówek – chociażby w swoistym testamencie: „Pamięć i tożsamość”.

Ale nie pisał nic o zmianie Konstytucji...  Rozumiemy się!?!
                                                                                               ***
Wielu rozumie. W tym prof. Zbigniew Religa: „Jestem absolutnie przeciwny manipulowaniu i poruszaniu tej sprawy. Wydaje mi się, że ochrona życia (od chwili poczęcia) w Polsce jest wystarczająco chroniona prawem, a inne zapisy mogą tylko tej sprawie zaszkodzić' - powiedział minister zdrowia.”

Co prawda nadal nie wiemy jak można zaszkodzić sprawie ochrony życia od poczęcia, zapisując to prawo w Konstytucji, ale czy lud musi wszystko rozumieć i pamiętać? Skoro sam  kard. / „Serdecznie pozdrawiam” / Józef Glemp – mimo stanowiska Konferencji Episkopatu Polski - nadal „ma znak zapytania”... ( PR I. 31 03 07, godz.7,30, Sygnały dnia)
Tylko to Radio Maryja o.o. Redemptorystów przeszkadzające w zapominaniu. - „Gdyby tam stał na czele jakiś świecki”... (PR I, jw.)

Gdyby... Może x. Czajkowski, x. Oszajca, albo x. Sowa?...
Nie, nie – to jednak osoby nadal  okoloratkowane.
 – Zatem p.p. Obirek? Węcławski? Bartoś?... - A może znany ekumeniczny moderator Przeciszewski?...Specjalistka Czaczkowska?...Młodzik Zając? Hołownia? Terlikowski?...
Zdobądźmy się wreszcie  na szczerość – najlepszy byłby Jan - „Arka Nowego” - Turnau! Tak jest: Turnau - i wszystko jasne!

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 16-17 z 22-29 04 2007r.;Wirtualna Polonia 04 2007r


Wielkość, małość, słowa...

Radio Maryja – belka uwierająca oko postępu – kilkakroć wyemitowało publiczne wystąpienia abpa Stanisława Wielgusa. Kluczowe, cywilizacyjne wskazania. Obnażające antykatolickie, antyludzkie zakusy towarzystwa z lewymi korzeniami. Ale pewien oddziałek „katolickiego konserwatyzmu” nadal - w oparach autozachwytów - przypisuje JE niepotwierdzone grzechy. A IPN szuka. Do 15-go marca jakoś się nie udało. To daje do myślenia...

„Myślenie ma kolosalną przyszłość”. Po kolejnym śledztwie medialny naprawiacz Kościoła – macho Terlikowski – ujawnił homocechy duchownych („miękki głos, delikatne ruchy”). I nastała groza nagłych cisz. Szczególnie w środowisku pederastów i ich tubek. Dziwne...

Pan Gowin z PO ma również przemyślenia: „Koalicja programowa to nie to samo co koalicja polityczna”. A „w Kościele nie ma pełni myśli Jana Pawła II.” – Pochylmy głowy. Wie co mówi znawca swego środowiska...

Pełnia funkcjonuje natomiast w aliansach wzajemnych ubezpieczeń: A to w „solidarnych” przemilczeniach fragmentów papieskich homilii (Uniosceptycyzm Benedykta XVI, NCz.,14-15/07)
W oporze dla konstytucyjnej ochrony życia („Partnerem dla rządu i parlamentu w sprawie zmian w prawie nie może być żadne radio, lecz Episkopat Polski. /.../ Dlatego, /.../ nie wezmę udziału ani w marszu organizowanym przez Radio Maryja, ani też przez Romana Giertycha.” /T.Sakiewicz, GazPol/); w lęku przed Komisją Bankową Sejmu; w samoobronie immunitetowej („sam się nie spodziewałem, że mnie jako zwolennika ograniczenia immunitetu i zwolennika pełnej odpowiedzialności prawnej parlamentarzystów, praktyka /.../ tak szybko zniechęci do /.../  radykalnych projektów. To jest naprawdę czarny sen.” / D.Tusk/).

- Czarny sen „koalicji programowej”?...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 16-17 z 22-29 04 2007r.; Wirtualna Polonia 04 2007r


Warcholstwo z korzeniami

Iluż to mędrców na przestrzeni dziesięcioleci postępu zrobiło kariery na tropieniu, interpretowaniu, szydzeniu i zwalczaniu całą internacjonalną mocą „polskiego warcholstwa”. Warcholstwa nieźle stymulowanego niepolskimi impulsami, niepolską walutą, niepolskimi beneficjami: a to autorytetu politycznego, moralnego, medialnego, to znów (czy również) fachowca od władzy i kasy. Rzecz znana, odkrywana na każdym etapie historii; najlepiej działa, gdy owe „impulsy” są jak najdyskretniej ukryte w zniuansowanej mowie, tudzież dyskretnych gratyfikacjach. Przeważnie jednak bywa tak, iż nadęta do baloniastych rozmiarów pycha – zwykłość lewości - powoduje pękanie szwów na poprawnie krojonych szatach i wyłazi całkiem nieapetyczna golizna. I nie chodzi tu o ciałka libertyńskich gwiazdorów oraz div wszelkiego – nawet obdarzonymi skądciś tytułami naukowymi – lewactwa. To sprawa kosmetyki i innych medycznych specjalności. Piszemy o symptomach duchowych, przekładających się na całkiem nieuduchowione implikacje zbytnio rozrośniętej lewizny. Groźne implikacje. Parafrazując znane powiedzenie Edmunda Burke, należy pamiętać: Jedno jest tylko potrzebne aby zło tryumfowało – są to dobrzy ludzie, którzy przekombinowują w kompromisach...
                                                                                                      ***
Nic nieprawdopodobnego nie wydarzyło się, kiedy pododdziały autorytetów wystraszonych koniecznością składania oświadczeń z polukrowanych życiorysów, zastosowały wariant „nieposłuszeństwa obywatelskiego wobec złego prawa” , oraz „upokarzania ludzi”. Ludzi honoru – ma się rozumieć. To, że honor wynika z ogłoszeń na międzynarodowych tablicach, nie dziwi. Zwyczaj ma swoją tradycję, a zmieniają się jedynie miejsca i autorzy anonsów. („Francja wezwała kraje Unii Europejskiej i Parlament Europejski, by zobowiązały Polskę do przedstawienia wyjaśnień w sprawie Bronisława Geremka. Z takim apelem wystąpił na antenie radia Europe1 szef francuskiej dyplomacji Philippe Douste-Blazy. Bronisław Geremek odmówił złożenia oświadczenia lustracyjnego. Uznam, że nie jestem eurodeputowanym, wtedy, gdy ogłosi to przewodniczący Parlamentu Europejskiego. Prof. Zoll: istnieją wątpliwości, czy ustawowy przepis może pozbawić mandatu europosła. Dla SLD prof. Geremek nadal jest eurodeputowanym)

W tym wypadku nie mamy jednak do czynienia z „polskim warcholstwem”, ponieważ elity wypowiadające posłuszeństwo nie są związane obywatelstwem – duchowo, ma się rozumieć - „tego (czy innego) kraju”. Takie elity mają korzenie w uniwersalnej glebie świata. Są Obywatelami Globu. A póki co przynajmniej Unii Europejskiej, do której chcą wjeżdżać, zdejmując nogę z hamulca polskości. Więcej - zakopując głęboko jej atrybuty. A szczególnie moherowe berety (charakterystyczne uczulenie „upokarzanych” na Radio Maryja). -Tak formułował kluczowe priorytety PO zmian na lepsze Bronisław Komorowski  - bojownik o wolność i demokrację, Polak-katolik z gromadką dzieci; który dramatyczną walkę o umieszczenie w konstytucji jednoznacznych gwarancji dla życia od poczęcia do naturalnej śmierci (storpedowaną przez jego ugrupowanie), nazwał „awanturą aborcyjną”. Z wysokości trybuny sejmowej i platformiarskiej ochoty na stanowiska marszałka Izby.  

- Jaka  platforma tacy pasażerowie i woźnice. Powożący Donald ( ten biedny człowiek wygląda, jakby tkwił nadal w szoku powyborczym) – rekomendując kandydata PO, obiecał ludowi wiele bananów, wzbudzając aplauz lewych konfratrów. Pan Bronisław miałby - między innymi - zakończyć niesmaczne wojny prokuratur z towarzystwem. Są wszak pilniejsze - od czyszczenia domu i dbanie o jego suwerenne istnienie - zadania: Otwieranie umysłów mas na pojednania z prawdą inaczej. Neutralizowanie Kościoła rzymskokatolickiego i jego prawdziwie rzetelnych mediów, zakłócających prace flecistów postępu. Budowanie zgody dla prawa homoseksualistów do swobodnej prezentacji i konsumpcji wszelkich ciągotek, z koniecznym wsparciem budżetu. Otwarcie serc i kasy dla zaspakajania najbardziej hucpiarskich roszczeń – oby zagranicznych. Walka z nietolerancją, ksenofobią, faszyzmem, itp.( „Nie będzie w Polsce wolności, postępu ani tolerancji, dopóki się nie wytłucze 30 milionów katolików, prawicowców i innych faszystów”) Co oczywiście nie wyczerpuje priorytetów - spis zadań może być korygowany na bieżąco.
                                                                                                  ***
Lewość powtarza z upodobaniem negatywne opinie obywateli z metra o prestiżu parlamentu. - Masochizm?... Taktyka?... Wszak właśnie wystąpienia przeróżnych libertyńsko-lewych świecidełek wpływają na obniżanie powagi całości. Można byłoby owe błazenady uznać za specyficzne poświecenie dla sprawy sondaży, gdyby nie utrwalająca się w przytomnych odbiorcach świadomość, że ten typ po prostu tak ma. Opozycyjność w widoczny sposób coraz bardziej nie polega na przedkładaniu alternatywnych - umotywowanych wiedzą i logiką - propozycji dla budowaniu dobra wspólnego. Opozycyjność klecona na demagogii i standardach agresywnego przykładania przeciwnikowi „politycznemu” ma służyć destrukcji.

                                                                                                      ***
Elitą są ci, którzy uzyskując możliwość szerszego, głębszego rozumienia i odczuwania sensu życia, spożytkowują swoją zdolność dla wzrastania ku Prawdzie.

- A łże- elita?...  A „wykształciuchy”?...                                                                      
                                                                                                     ***
 „Gdyby dureń zrozumiał, że jest durniem, automatycznie przestałby być durniem. Z tego wniosek, że durnie rekrutują się jedynie spośród ludzi pewnych, że nie są durniami.” (Stefan Kisielewski) To uświadomienie jest szansą na podróż w głąb człowieczeństwa. Tylko żeby chciało się chcieć...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Wirtualna Polonia 04 2007r. i Myśl Polska  nr 18-19 z 6-13 05 2007r.


Pełniący Obowiązki katolików

Platformersi z – rzec można - „koalicjantami programowymi” przechytrzyli życie. W Samoobronie 15 posłów na 46. osobowy stan Klubu - czyli 32%! - nie wsparło nawet „łagodnego” wpisu do art.30. Konstytucji. W PSL 20%. Niezależni – 44%. RLN – 67%. Zajadła lewizna z SLD konsekwentnie grała swoje.
Zwartość PiS-u z LPR-em i RNCh nie wystarczyła.

Na nic gesty i wiara w dobrą wolę „katolików” i „humanistów” z PO (82% przeciw). Do czego potrzebne były wtręty pary prezydenckiej? Czy to tylko przekombinowanie? Czy konsekwentny, zdumiewający scenariusz Pałacu? I nie tylko Pałacu.

Zdumień jest coraz więcej. Czegoż np. trzeba jeszcze koalicjantom, aby odzyskiwać przestrzeń komunikacji masowej dla polskiej racji stanu? Dla wprowadzania dyscypliny w egzekwowaniu prawdy i sensu w przekazie publicznym? Dla zdecydowanego prawnie reagowania - w kraju i za granicą - na pomawianie Polski i Polaków o współudział w zbrodniach ludobójstwa? Kto pomoże narodowi szkalowanemu pomówieniami o rasizm i prymitywizm na przestrzeni wieków, skoro własny Rzecznik Praw Obywatelskich skarży do Trybunału Konstytucyjnego przepis dający oręż obronny przed podłościami? Co to za Gazeta z nazwą Polska w szyldzie, która nie znosi wielkiego dzieła o.o. Redemptorystów - Radia Maryja? („Ja Panu Bogu codziennie dziękuje, że w Polsce jest takie radio, co się nazywa Radio Maryja” – JPII). Gazeta, bez zająknięcia przechodząca nad hucpami lewizny żydowskiej, a szczycącą się ukamienowaniem arcybiskupa – patrioty? Co to za zmiany w publicznych mediach, kiedy nadal funkcjonują bez mała te same ciągotki (wystarczy np. spojrzeć na przeglądy prasy) oraz przejęte „autorytety”, a zmiana Wildsteina na Urbańskiego nie wróży niczego dobrego?

- Zatem?... I kiedy wreszcie?..

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Wirtualna Polonia 04 2007r. i Myśl Polska  nr 18-19 z 6-13 05 2007r.


Reportaże z codzienności. Archiwa spisków

„Spiskować – porozumiewać się tajemnie, knuć spisek; zmawiać się, konspirować”. „Spisek – tajne porozumienie między danymi osobami dla wspólnego osiągnięcia określonego celu; sprzysiężenie; zmowa”.(Słownik Języka Polskiego, PWN, Warszawa 1997)
                                                                          
Ileż to iluminacji spływa od lat z ust oświeconych w temacie: „Spiskowa teoria dziejów”.   - Naturalnie, jako przeciwstawienia naturalnym społecznym trendom. Akcja bezpośrednia węża a następnie Ewy kuszącej Adama; ogrom podstępów opisanych w Starym Testamencie; wydanie i  skazanie Jezusa Chrystusa; zmiana Rzymu z Republiki w Cesarstwo; losy tzw. Wielkiej Rewolucji Francuskiej; podrzucenie tow. Lenina et consortes przez Niemców do wyczerpanej I Wojną Światową Rosji – to tylko galopada przez stulecia „społecznych trendów” Kogoż nie uświadamiano, że „spiski, masoni, cykliści” to ten sam obszar chorej wyobraźni, z diagnozą zależną od aktualnych wytycznych: Zacofane pospólstwo, ksenofobiczny ciemnogród, drobnomieszczaństwo, sługusy imperialistów, faszyści, a nawet (czy szczególnie) rasiści – z charakterystycznym wskazaniem na antysemityzm. („Antysemita”– wg postępowych wykładni - to goi zagrażający interesom lewych Żydów)
                                                                                                   ***
Księga spisków: „Archiwum Mitrochina” (1037 stron pierwszego tomu! Wyd. Muza Warszawa 2001), autorstwa byłego pracownika wywiadu zagranicznego KGB i Christophera Andrew, proponuje bogate menu dla znawców. A i lud może posmakować, tudzież uświadomić sobie to i owo.

Czegoż tam nie znajdziemy: Powoływanie sterowanych z Centrali „opozycyjnych” ugrupowań i „podziemnych” organizacji. Produkowanie fałszywek, kompromitujących konkretne osoby, akcje, ugrupowania, państwa. Publiczne granie kłamstwem przy pomocy agenturalnych bądź kupionych mediów. Mamienia ideolo. Tworzenie, finansowanie, uzbrajanie, ruchów „narodowo-wyzwoleńczych”. Stosowanie terroru. Wspieranie terroryzmu. Mordy na zamówienie: przeciwników i „przyjaciół” - „profilaktyczne” i karzące. Wykradanie największych tajemnic technologicznych (np. bomba atomowa – T.A.Hall, Klaus Fuchs, Ruth i David Greenglass i in. z siatki Rosenbergów). Organizowanie, forowanie, granie użytecznymi do konkretnych zadań partiami, mniejszościami etnicznymi, religijnymi, ruchami przeróżnych „obrońców”. Przenikanie do najwyższych struktur organizacyjnych (O mało co agenci NKWD nie zostali sekretarzami rządu USA. Laurence Duggan – stanu, a Harry Dexter White - skarbu)

A przecież to ułamek informacji archiwalnych - czyli z przeszłości - jedynie części służb tajemnych jednego z państw. A inne?... A teraźniejszość?... Rozejrzyjmy się. Sapienti sat.
                                                                                                        ***
Przenikanie zorganizowanych i odpowiednio wyposażonych „służb” jest naturalnym, odwiecznym elementem walki imperiów, państw, oligarchii, mafii wszelkiego rodzaju i interesów na różnych szczeblach życia społeczeństw, na które zwykły, przeciętny obywatel nie ma bezpośredniego wpływu.

-Co zatem pozostaje? Beznadziejne pogodzenie się z rola małowolnej cząstki, której rolę i wartość ustalają środki masowego kształtowania wyobraźni o rzeczywistości, w miejsce wysiłku w jej  rozumieniu?... Z funkcją mało istotnego trybiku w ogromnej machinie, zbudowanej i kierowanej przez „ukryte centra”? – jak ostrzegał w swoim czasie x. kard. Karol Wojtyła – Papież Jan Paweł II; a powstanie której wieszczył przywoływany już kilkakroć Bierdiajew („Człowiek nie zechciał być obrazem i podobieństwem Boga, i stał się obrazem i podobieństwem maszyny.” / N. Bierdiajew –Sud`ba czełowieka w sowremiennom mirie, Paris 1934 / ). Przy obecnie rozbudowanej strukturze nadajników kształtujących tzw. opinię publiczną, rzecz wydaje się beznadziejna. Odurzeni w imaginowanej potędze – ograniczonej do „tu i teraz” – moderatorzy, dysponujący trans-granicznymi nadajnikami, jawnymi bądź ukrytymi powiązaniami, odwołujący się do ludzkich słabości i wyzwalające niskie instynkty człowieka – mogą doprowadzić do „demokratycznej” autodestrukcji narodów, społeczeństw... i swojej. Pycha oślepia. A codzienność wciąga do kombinacji „pragmatycznych”.
                                                                                                    ***
Człowiek broniąc swojej godności, musi zweryfikować swój rodowód (ileż razy trzeba to powtarzać? ). Głęboka analiza ważnych decyzji gospodarczych jest normą. Czym w takim razie bywa beztroska (bezmyślność?), w weryfikacji dokumentu zwanego >Ewangelią<, w „biznesie” mogącym skutkować wiecznością? Cała reszta jest pochodną owej fundamentalnej czynności. Ta „reszta” zostaje dokumentowana codziennym życiem - szczególnie kluczowymi decyzjami. Można być posiadaczem bogatej wiedzy, zręczności operowania sofizmatami, efektownej erudycji  w budowaniu image autorytetu, eksperta, członka elity - jeno w momencie próby sprzeniewierzać się obowiązkowi wierności Prawdzie. My – katolicy dodajemy: I Kościołowi. A niezamnezjowani Polacy włączają również Matkę Ojczyznę.

Czy ostatnie dramatyczne weryfikacje deklaracji przedwyborczych i póz chrześcijańskich, katolickich, pro-papieskich („Nasz Papież!” itp. faryzeizmy), nie wskazują, jak słaby bywa uwikłany we władzę człowiek?...
                                                                                                        ***
Mamy jednak – jeszcze mamy - szansę na porównywanie źródeł informacji; na mierzenie ich jakości miarą logiki, a przede wszystkim normami Dekalogu i nauki Kościoła. Te konkluzje dają siłę głosów przy urnach wyborczych demokratycznym społeczeństwom. To szansa - prawda, że obarczona zawsze ryzykiem późniejszych zaskoczeń. Podstawą jest jednak świadomość, że dobre życie z rozliczeniem przed Obliczem Ojca, polega na wierności i determinacji w wypełnianiu obowiązków Jego dzieci. Niekoniecznie w obszernych chęciach przygarnięcia zaraz całej ludzkości. Wystarczy - jak mniemam – rozejrzenie się i pochylenie nad tym co wokół. W myśli, mowie,  uczynku. Bez zaniedbania. Codziennie.

- Zbyt proste, dla współczesnego, postępowego człowieka? - Zbyt trudne.

A spiski? - Niezależnie od tego kto knuje kolejne: Tel Aviw, Jerozolima, Moskwa, Waszyngton, Berlin, „Bruksela”, Pekin; Al Kaida, krajowi zawodowcy lub amatorzy destrukcji – wiadomo: Główny Scenarzysta wszystkich antyludzkich działań jest wciąż – od Edenu - ten sam. Ten, na którego istnienie, tak wielu nie chce otworzyć umysłu.
                                                                                                  ***
Wiemy, kto ostatecznie przedstawi nam całość archiwów życia. Tyle, że wtedy nie będzie już szansy na podmianę bądź zniszczenie dokumentów...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Wirtualna Polonia 04 2007r.; Myśl Polska nr 20 z 20 05 2007r.


Orka

Nie rozwiązywane problemy narastają. Koalicji zatem narasta. Skoro wysłano tyle impulsów wspierających pragmatyczną nogę moralności; skoro marszałkowi Jurkowi nie dano możliwości wejścia wewnętrznego z analizą poważnej porażki, musiało nastąpić ujście zewnętrzne. W przyrodzie nic nie ginie.

Ponieważ ubyło nieco wiarygodności PiSowi, przybyło nadziei niektórym obywatelom „tego kraju”. Postępowe sondaże wykazały ze standardową sprawnością, iż udręczone Towarzystwo Ruchu na Rzecz Demokracji i wypróbowanych metod zmian na lepsze - od A. Kwaśniewskiego i A. Olechowskim po teologa S. Obirka - mogłoby liczyć na ok. 130% poparcia. A przynajmniej na 30%, ponieważ Ruch ma na celu obronę demokracji i prawa. Po swojemu.

Pozostaje jednak 70%. PR Jurka, PiS, dojrzewający do prostoty LPR, wyjątki z byłej PO, PSL Piast z fragmentami Samoobrony, czyż nie mogą stworzyć wielkiego pro-polskiego bloku sprawy narodowej, wiernego Bogu, Kościołowi, Ojczyźnie? Skuteczniejszego w uruchomianiu umysłów, serc, tudzież woli ludu w obronie Prawdy i  Sensu – boć o życie tu chodzi. Mimo zawodu jaką sprawić może tutejszym i zamiejscowym komiwojażerom internacjonalnych specjałów.

- Ale czy to możliwe? Niedługo półmetek kadencji... Skoro nadal w miastach darmowa agorowa bibuła wsącza co trzeba a w innych mediach buszują starzy - teczkowi i nowi – bezteczkowi najmici; skoro wciąż pozwala się na kombinatorykę asymetryczną – również w TVP (nieustający podziw dla technik newsowych G. Kozaka), a KRRiTV trwa w dostojnym spokoju; skoro tak trudno oczyścić szkoły, uczelnie, sztukę - to jaką można mieć nadzieję na dobry dalszy ciąg?... Nie dziwmy się zatem kiełkującym zwątpieniom.

- Za wcześnie na takie myśli? Tak trudna jest orka na zdewastowanej duchowo ziemi?
Dałby Pan Bóg, żeby tylko to.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 20 z 20 05 2007r.


Cokolwiek czynisz...

Cokolwiek czynisz, czyń roztropnie i patrz końca. (Quidquid agis prudenter agas et respice finem - anonimowa myśl pochodząca ze Średniowiecza)

Z satysfakcją napisałem >Średniowiecze< z dużej litery, oddając i w ten sposób hołd czasom, w których bardzo poważnie traktowano człowieczeństwo i sens żywota. Bajecznie kolorowe, roztańczone i rozśpiewane, wzlatujące ku niebu strzelistym gotykiem katolickich katedr, ustanawiające uniwersytety, organizujące sensownie życie, czujne na zakusy piekieł Średniowiecze. (Co nie znaczy, że wolne od grzeszności.) Opisywane z podziwem przez autentycznych badaczy dziejów. Okrzyczane przez mydłków postępu za „obskurne” – bo bez wodociągów, lodówek, papki telewizyjnej wciskającej mity jako rzeczywistość, ogłupiającego łomotu decybeli, śmiercionośnego relatywizmu... Tą wyliczankę „przewag” teraźniejszości nad dawnymi czasy, można mnożyć. Żadna nie odda jednak istoty ludzkich uczuć. Cóż z tego, że szeroko rozumiana technika dała nieosiągalne ongiś narzędzia dla penetracji świata – naszej Ziemi, naszego mikro i (naszego?...) makro – kosmosu?... Pisałem przed siedmiu laty: „Czy poziom medycyny, techniki może być wyznacznikiem jakości naszego życia? Kto i w jakim zakresie bywa konsumentem wygodniejszej, lżejszej, czasami bezpieczniejszej egzystencji? Czy patrząc na urokliwą, o wielkich ciemnych oczach, twarz młodziutkiej Egipcjanki z portretu natrumiennego z Fajum widzimy różnicę wieków? Odważymy się powiedzieć pod jej wzrokiem, że tamte - sprzed setek, tysięcy lat - marzenia, pragnienia, tęsknoty, tamte oczekiwania na miłość, na spełnienie, tamto ludzkie szczęście i rozpacz, radość i ból, przyjaźnie i osamotnienia, odwaga i lęki były mniej odczuwalne, bo bez telewizora, „komórki”, internetu, samochodu, samolotu, wypraw mających osiodłać Marsa? Gorsze bez pralek, kuchenek mikrofalowych, superproszków i extraczyścideł,?  Inne bez przeszczepów, antybiotyków? Niedoskonałe bez – o zgrozo! – hamburgerów i big maca?....

Każdy czas ma swoje odkrycia, standardy i rzeczy, którymi posługują się ludzie. I to jest normalne dopóki zależność nie zostanie odwrócona, a przedmiot nie zajmie miejsca podmiotu. To, co najważniejsze realizuje się zawsze w obszarze uczuć; w osiąganiu i przekraczaniu zewnętrznych i wewnętrznych horyzontów człowieczeństwa. Tam można odkrywać swoją wyjątkowość, godność, powołanie. Tam można odszukać „telefon” do Stwórcy, aby pytać o prawdę i fałsz, aby zorientować, jaki jest aktualny bilans handlu wiecznością i teraźniejszością. Nawet z kosmosu wynieść świadomość: „Nie to jest największym wydarzeniem, że osiągnęliśmy Księżyc, lecz to, że Chrystus chodził po Ziemi!” (Neil Armstrong, amerykański kosmonauta, który pierwszy postawił nogę na srebrnym globie w 1969r.)

I to jest prawdziwy, najprawdziwszy Postęp.”

Tak, powtarzam się. Ale czy to wszystko, czym dysponujemy w obszarze ludzkich pragnień – szczęścia, wolności - nie opiera się na dawnych, określonych fundamentach? Od czasu, kiedy człowiek otrzymał Ziemię, aby czynił ją sobie poddaną w trudzie i znoju? Wcześniej niż Średniowiecze. Wcześniej niż sięgają dokumenty Starożytności.
                                                                                                         ***
Quidquid agis prudenter agas et respice finem. - Sentencja jak sentencja, powie zagoniony, wdeptywany w codzienność człowiek postępu. Chwytający chwile w aranżowanym wyścigu ku nicości. Tak czy inaczej ku nicości materialnej. A przecież w tej niezwykle skondensowanej wskazówce zawarty jest drogowskaz dobrej wyprawy przez życie człowieka rozumnego.

- „Czyń roztropnie” – mówi złota myśl. Roztropnie – mądrze. Mądrze – czyli docierając jak najbliżej prawdy. A prawda, daje ogląd rzeczywistości, a nie jej miraże wiodące na manowce, ku zgubie – jeżeli nawet etapy pośrednie mogą dawać poczucie bezpieczeństwa i sukcesu. Bo prawdą jest zgodność rozumienia rzeczywistości (rzeczy, zjawisk) z nią samą. My jeno jesteśmy upartymi odkrywcami jej coraz głębszych tajemnic. I dobrze. I tak być powinno. A nawet – tak być musi. To odwieczne pragnienie i obowiązek człowieka. Dramat, a nawet tragedia zaczyna się wtedy, kiedy penetracja szczegółów zaciera obraz całości. A rozum zostaje zaciemniony przez pyszałkowatość. Czy nie o to chodzi Kłamstwu, atakującemu nas miliardami impulsów informacyjnych (wszystko jest informacją), przedefiniowującemu klasyczne, fundamentalne dla komunikacji społecznej pojęcia? Kierującemu naszą uwagę, nasze „priorytety” na wytężoną codzienną krzątaninę za chlebem, pracą, inni za kasą, seksem bez zobowiązań, za lustrem samozachwytów.

Powtórzenia, powtórzenia... Nihil novi sub sole... Niezależnie od miejsca na Ziemi. Niezależnie od klasy, rasy, pozycji. Tyle tylko, że  w niektórych miejscach bardziej...

- „Czyń roztropnie i patrz końca” Końca czego? W jakiej perspektywie? Dnia? Tygodnia? Roku? Kadencji jakiegoś władania? Końca młodości? Sił? Zdrowia?  Życia?...
                                                                                                ***
Malutkie dzieci mają czasami zwyczaj zakrywania oczek rękoma czy spódnicą mamy, aby uniknąć konfrontacji z niemiłą im rzeczywistością. Nie przystoi ludziom dojrzałym, bądź za takich - metrykalnie – uznawanych, uciekanie od weryfikacji swego rodowodu, sensu i celu istnienia. Ograniczanie - dla jakiegoś infantylnego komfortu - myślenia do życzeniowego, stanowiącego alibi miałkich, bądź całkiem nędznych, czynów. Niestety lewość duchowa niszczy swoje potencjalne (wierzę) możliwości intelektualne dla chwilowych „przewag”; niechby jeno wyobrażonych w nadętej wyobraźni, bądź oklaskanych przez salonowych klakierów. Piszę o infantylności duchowej lewości, ponieważ zbyt liczne przykłady dokumentują, że we wszelkich potyczkach z rzeczywistością, lewizna odpycha uciążliwy balast wysiłku intelektualnego na rzecz błyskotek werbalnych, a kiedy te okażą się niewystarczające, ucieka w nademocjonalne okrzyki i czyny, których ofiarami paść mają ich przeciwnicy - wydumani, czy rzeczywiście stojący w opozycji do ich uproszczonej, prymitywnej wiedzy i wizji. Lewość duchowa, na nieszczęście – również dla nich samych – wierzy w słuszność swoich wyborów. Wierzy w potęgę jedynie swego rozumu. To ślepy tor bytu, jakże często używany w dziejach. „Na ślepym torze historii panuje największy ruch.” (Arnold Toynbee). A maszyniści „parowozów dziejów” wiozący nas do nowych światów, Nowych Wieków, tolerancyjni dla swoich ułud, zmieniają się od pewnej stacji w bestie nie tolerujące zbyt dociekliwych pytania: Dlaczego tędy? Czy to roztropne? Jaki ma przynieść pożytek w końcu?
                                                                                                    ***
Chciałbym wspomóc ten tekst fragmentem znakomitego ostrzeżenia x. prof. Jerzego Bajdy (x. prof. Jerzy Bajda – I co dalej? Polakom pod rozwagę. NDz. 26/04/07):, który zwrócił uwagę na Thomasa E. Brewtona. „Ten publicysta przypomniał, że to, co proponowali encyklopedyści przed rewolucją francuską, było "wiarą w wyższość rozumu", który sam rzekomo potrafi kierować życiem społecznym. W praktyce okazało się, że jest to "zamek z piasku" podmywany falami politycznej tyranii. Władza "rozumu" ustąpiła natychmiast pierwszeństwa władzy rewolucyjnego terroru, który poddał rozum w służbę celom politycznym - czyli celom określonych grup politycznych. Po egzekucji króla Ludwika XVI trybunał rewolucyjny oświadczył, że "jest absolutnie konieczne ustanowić despotyzm wolności, aby zmiażdżyć despotyzm królów" (Brewton cytuje tu André Maurois "A History of France"). Krew lała się obficie w imię "wolności". Okazało się więc, że rozum jest bezbronny wobec siły. Zniewolenie rozumu przez brutalną siłę nie jest jednak tylko chłodnym skonstatowaniem faktu. Okazało się wkrótce, że "fakt" ten został zatwierdzony jako zasada, która definitywnie zdetronizowała rozum, apoteozując czysto materialną, kosmiczną siłę. Po opublikowaniu darwinowskiej hipotezy ewolucji kontynuatorzy liberalnego socjalizmu zaczęli kruszyć fundamenty konstytucji amerykańskiej i brytyjskiej, opowiadając się za "darwinizmem politycznym". Prominentny zwolennik i propagator darwinizmu Thomas Huxley oświadczył, że moralność chrześcijańską należy odrzucić jako zabobon. Stwierdził, iż nie ma czegoś takiego jak grzech, nie ma żadnego kryterium dla rozróżnienia dobra i zła, światem rządzi jedynie prawo walki o przetrwanie.”    
                                                                                                   ***  
Czy ta huxleyowska ( i np. wskazana w jednym z przednich felietonów singerowa) głębia wskazuje na dobrze ukształtowany i funkcjonujący rozum? I czy to jedynie akademickie spekulacje jednego z dziewiętnastowiecznych „olbrzymów”, czy też zapładniająca idea – podobna marxowemu potępieniu religii jako opium dla ludu - realizowana następnie przez żądną krwi gawiedź postępu? To są oczywiście pytania retoryczne – wszak widzimy co się dzieje w ogłupiałych lewością duchową parlamentach, partiach, lobbies, trybunałach, elytach. Widzimy w którym kierunku idzie, zataczając się w pijanym widzie, świat „tolerancji” i „humanistycznych wartości”. Lepkich jak plastelina, albo jak...

Quidquid agis prudenter agas et respice finem.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 21 z 27 05 2007r. Wirtualna Polonia maj 2007r.


Lewy majowy

TK – jedni mówią: trzecia Izba Ustaw, inni: salonik Trywialnych Kombinacji - po ochronieniu niezbyt rozgarniętych spóźnialskich nieboraczków samorządowych - nie pozwolił na skrzywdzenie kwiatostanu RP: Intelektualnie wybitnych, moralnie szlachetnych od korzeni; niepoddających się kłamstwu, deprawacji, lobbistyczno-kasowym pokusom; gnębionych od lat próbami „dzikich lustracji”, „rewanżyzmem politycznym”, „polowaniem na czarownice” i w ogóle. Rozszumiały się w zachwycie tokiste języki, a zjednoczone chóry śmiało już orzekły, że lustracja jednak być musi Powszechna, ale cywilizowana. Jasne! To „ale” zawiera niemałą nadzieję na następne lata.

Z kolei A. Kwaśniewski wskazał kompetentnie na niszczenie ludzi teczkami... w PRL z czego i dzisiaj  archiwa, mogą eliminować ludzi z życia publicznego.  I w tym sęk. Cały jawny i ukryty spór idzie przecie o to, czy  n i e k t ó r z y  ludzie, kształtujący świadomość społeczną i jakość życia a mający za uszkami, powinni nadal tłamsić swoje brudki i być podatnymi na impulsy z ukrycia? Czy raczej mydełko szczerości otworzy drzwi do uczciwego życia (chociaż – i to najbardziej przykre – czasami dalej od kasy)? A po owocach, będzie można poznać jakość moralnej kąpieli.

Tyle tylko, że zagubienie, że lęk, że nadętość oszołomionych lewymi życiorysami,  jest tak przemożna, iż każdy chwyt jest usprawiedliwiany. Również ten konstytucyjny, zgładzający grzechy stwierdzeniem art. 2: „Rzeczpospolita jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej” – jak zaczynały się  niemal wszystkie sentencje ostatniego orzekania w sprawie lustracji.

- Oczywiste, że nie jest sprawiedliwe gnębienie lewizny duchowej. Szczególnie tak nieudolne, że aż...
 
Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 21 z 27 05 2007r. Wirtualna Polonia maj 2007r.


Reportaże z codzienności. Piaskarze stanu

Pryncypialne głosy potępienia polskiej polityki wobec świata, a wobec sąsiadów to już recydywnie, brzmią nie od dzisiaj. Wciąż trzeba było ostrzegać przed ksenofobicznymi, zacofanymi, sypiącymi piasek w tryby walca odwiecznego postępu polaczkami. No, może z tymi wyjątkami dziejowymi, kiedy stosowne siły odbierały im piasek. A przynajmniej starały się o jak najskuteczniejszą reglamentację. Od Groźnych Iwanów, różnych germańskich Henryków, Hodów, przez niemiecko-ruskie Katarzyny, pruskich Fryderyków, austriackich Teres i Franzów-Józefów, przez komuno-nazi Leninów, Tuchaczewskich, Stalinów, Hitlerów, do obecnych ziomków wielkich wodzów pojednania, przyjaźni i zjednoczenia w braterskim uścisku. Uścisku pansłowiańszczyzny Wielkiego Brata, paneuropejskości bizantyjsko-koszarowego Ordnugu, globalizmu Nowej Ery zrelatywizowanych, bezbożnych, quasi platońskich elit.
                                                                                               ***
Od 1989r. też sypie się, aż miło, a właściwie – aż wstyd. Dywersją i policzkowaniem wypróbowanych przyjaciół było naleganie na opróżnienie baz dywizji stojących od lat na straży i niepodległości ludowej (w granicach doktryny tow. Stalina i Breżniewa naturalnie). Brak zgody na zastępcze sojusznicze spółki funkcjonujące w tych miejscach, pęd do NATO, rozważania jakichś tarcz obronnych, pogłębiły nieufność. Złapanie i sądowe skazanie pospolitych chuliganów, którzy śmieli podnieść rękę na dzieci dyplomatów, było nietaktem – opinia światowa wszak była poinformowana o prowokacji polskich szowinistów a może nawet faszystów, którym słusznie zagniewani „nieznani sprawcy” w Moskwie dali w rewanżu odpór, bijąc polskiego dziennikarza. Znane polskie krętactwo przy próbach przejęcia Rafinerii Gdańskiej przez firmy Wielkiego Brata; bezczelny zakup Możejek (ukarany przykładnie pożarem i remontem rurociągów ropnych); lęki z powodu gazociągu podmorskiego, prób dywersyfikacji źródeł dostaw ropy i gazu; chowanie się za parasolem ochronnym Unii Europejskiej z sarmacki upieraniem się przy wolnym handlu; bezczelniejące przypominanie przeszłości: a to z lat 1919-21, i późniejszych, skonsumowanych 17-go września 1939 przez sojusz Ribbentrop - Mołotow (czytaj: Hitler - Stalin); wspomnienia milionowych wywózek Polaków na „nieludzką ziemię”; dochodzenie prawdy o Katyniu, Charkowie, Miednoje; o mordach na tysiącach Polaków; o sprowokowanym i pozostawionym na zagładę Powstaniu Warszawskim; o ustanowieniu antynarodowej władzy – prawda, że z czasem ewoluującej, aż po kontrolowany rozpad – to wszystko jątrzy i prowokuje. Tym bardziej, że krnąbrna polskość próbuje kontestować również – a przynajmniej tak wyglądają niektóre gesty – kierunek nowej totalnej szczęśliwości. Z samorządowymi uprawnieniami powiatu czy regionu nad Wisłą. W ramach prawa stanowionego przez Berlin, Brukselę czy jeszcze gdzieś tam – ma się rozumieć. I w ramach aktualnych wytycznych co do wartości „humanistycznych”...
                                                                                                    ***
To wszystko - a przecież dotknęłiśmy tylko ogólnych ram dywersji i terroru sił ksenofobicznych, nacjonalistycznych, a nawet faszystowskich i antysemickich (bez tego zarzutu, reszta to betka) – nie może nie wywoływać odporu sił postępu w „tym kraju” i za granicą. Już przed II Wojną Światową zauważano niebezpieczeństwa polskich zagrożeń: „Zbójecki traktat wersalski, narzucony narodowi niemieckiemu przez koalicję zwycięskich w wojnie imperialistycznej wielkich rabusiów imperialistycznej Ententy, rozdarł Górny Śląsk, oddał Gdańsk pod jarzmo Polski imperialistycznej, stworzył Korytarz Polski, sztucznie dzielący Prusy Wschodnie od Niemiec.... Imperializm polski grozi wojenną okupacją Gdańska, by zagrabić Prusy Wschodnie i zachodnią cześć Górnego Śląska: (Uchwała VI Zjazdu KPP -Komunistycznej Partii  P o l s k i   - genetycznej i duchowej rodzicielki wielu obecnych autorytetów i tryndów, porozmieszczanych również za zachodnia granicą, bliskim czy dalszym morzem i oceanem Atlantyckim. Za:  K. Kąkolewski – Generałowie giną w czasie pokoju, t. III, Warszawa 2006).

Ponieważ niebezpieczeństwo ze strony imperialnych sił polskiej „skrajnej prawicy”  narasta, Towarzystwo z korzeniami po wydaniu niezliczonych stęków, jęków, oświadczeń, okrzyków oburzeń, ostrzeżeń o zagrożeniu, zebrało się na sabacie sfrustrowanej socjety – już przecie nie lewicowej, a najwyżej lewej – aby zadeklarować odpór złowieszczym trendom, nazwanym na wszelki wypadek „antydemokratycznymi”, a które mogą doprowadzić do rzeczywistych zmian w Polsce i rozprzestrzenić zarazę chrześcijańskiego, zdrowego cywilizacyjnego sensu, na połacie lewackich upraw. Póki jeszcze w piersiach tchu do pienia różnych „Międzynarodówek”, potępiania logiki, zdrowego rozsądku, katolicyzmu z jego obowiązkiem miłości bliźniego, trzeba działać. Póki tyle tub w rękach postępu – również w mediach uznawanych za tzw. publiczne nagłaśniających tandetne „tryndy” lewych „elit”; póki tyle możliwości torpedowania złowieszczych knowań ciemnogrodu – również przez zakonserwowany aparat tzw. sprawiedliwości; póki tyle kasy w ręku; tyle do zyskania i tyle do stracenia... Jest o co walczyć tu i teraz.  W zjednoczonym konsorcjum interesów ponad podziałami. I granicami.
                                                                                                      ***
I gdyby jeszcze udało się zneutralizować media świata dawnych wartości – jak np. Radio Maryja.... A tu niespodzianki: Po słynnych, cytowanych wielokroć słowach Ojca Świętego Jana Pawła II: „Ja Panu Bogu codziennie dziękuję, że jest w Polsce takie radio, co się nazywa Radio Maryja”, potwierdzone w. listopadzie 2006 r. przez bliskiego, wieloletniego  przyjaciela Papieża „watykańskiego” kardynała x. Andrzeja Deskur (np. patrz stenogram nagrania w Naszym Dzienniku z  15-17- 11 - 2006.),  , po geście innej znaczące osobistości z Watykanu – x. kard. Grocholewskiego, po stanowisku wielu hierarchów z Konferencji Episkopatu Polski z szefem Komisji d/s Środków Masowego Przekazu na czele, sam Nuncjusz Stolicy Apostolskiej w Polsce x. abp Józef Kowalczyk „mówiąc o Radiu Maryja, podkreślił jego wartość i znaczenie. Zaznaczył, że nie ma innego środka masowego przekazu, które można by porównać z toruńską rozgłośnią. - Jeśli ktoś ma sumienie i uczciwe podejście do sprawy, to nie będzie podnosił ręki na Radio Maryja” (Obrady Konferencji Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich  15-16 maj 2007. Za: Media a zakony, KAI, MMP, NDz. 17-05-2007). Sam Nuncjusz... No, no!.. To już nie obowiązuje „chorobliwe zjawisko na ciele Kościoła” – według  odkrycia pewnego diagnosty (bliskiego na szczęście emerytury) z Gdańska i ogłoszenia w „GazWyb” i innych ostrzegaczy? - Roma locuta, causa finita?...  

Bez złudzeń - to za trudne dla hord oczadziałych a ochotnych oszczerców; za trudne dla „otwartych” katolików, realizujących się w salonach autozachwytów medialnych (i zadań?...).
                                                                                                  ***
Niech jednak nie usypia bardziej, czy mniej udana forma felietonowego ironizowania. Bój może rzeczywiście być ostatnim. Natężenie lewej agresji – bezczelnie i cynicznie usprawiedliwianej walką z „faszyzmem”, „nietolerancją”, „ksenofobią”, „antysemityzmem” narasta, buzuje, musi mieć ujście. Nic nowego w historii, że szansa na opamiętanie przychodzi przez katastrofy, kiedy nastaje kolejny czas odbudowy fundamentów domów, zniszczonych – jak zawsze – przez agresję duchowego lewactwa (jakie nie przybierałoby nazwy i  barwy), przez pychę, przez rozleniwienie.

- Czy to nasz czas?...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 22 05 2007r.


Bez wykrzykników

Lewość od prawości różni się i tym, iż ta pierwsza ma wkodowaną w psychikę przewagę emocji nad rozumem. I subordynację wobec siły postępu. A kiedy włącza próby logicznego opisywania zdarzeń, szczegóły uniemożliwiają jej ogarnięcie całości. Ze szkodą dla niej samej, ale i ludu „miast i wsi”, który chce - bardziej czy raczej mniej serio - reprezentować. Z kolei tzw. prawica lubi indywidualizm i gmatwaninę taktycznych „pragmatyzmów” pleść tak, iż trudno się połapać, czy to jeszcze prawa taktyka, czy jednak lewa strategia?...

Zdziwienia czynami sprawujących rządy pojawiają się, znikają - przytłumiane nadzieją na dobre zmiany i lękiem przed powrotem lewych harpii; poczym znowu wyrastają z pytań o sens takich a nie innych posunięć. Pytań o dziwne - jak na katolików – postawy przy kamienowaniu abpa Wielgus; o wtręty oraz meandry przy batalii o wpisaniu do Konstytucji wyraźniejszej ochrony życia; o dziwne „usprawnienia” ustawy lustracyjnej. Pytań o tolerowanie w rządzie osób pokroju p. Joanny Kluzik-Rostkowskiej a odsunięcie na boczny tor fachowców takich jak np. p. Cezary Mech.  Pytań o zagadkę prób kontynuacji wychudzania skarbu państwa - również tam gdzie „technologie” nie mogą być pretekstem. Oraz tam, gdzie „państwowe – czyli niczyje” – jak przekonuje się sceptyków -  oddawane jest w inne ręce państwowe bądź samorządowe – tyle że zagraniczne. Pytań o to czy państwo, który wypuszcza strategiczne gałęzie gospodarki ze swoich rąk, nie sprowadza narodu do roli jałmużnika? Nieustające pytanie o brak wyraźnych zmian w „proporcjach” medialnych oraz w determinacji obrony prawdy, sensu - szczególnie przed zjadliwymi a recydywnymi antypolonizmami

I w końcu okrutna sonda: Jeżeli nie ta koalicja, to jaka?...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 22 05 2007r.


Duchota antydemokratyczna

Jeżeli ktoś oglądał ostatni występ Premiera RP w TV o. Rydzyka (28 05 2007), nie może mieć dłużej wątpliwości: „Trwam” jest reżymowym medium o antydemokratycznym, zacofanym obliczu. Ojciec Jan Król będąc wywiadującym, w ciągu godzinnej rozmowy ani razu nie rzucił się na Jarosława Kaczyńskiego opisującego trudne drogi koalicyjnego rządu, nie przerwał mu odpowiedzi, nie przetestował nerwów, nie wymuszał zeznań i nie utoczył krwi. To nie jest profesjonalne dziennikarstwo. A najważniejsze – to nie są odpowiedzi, które mogą budzić nadzieje postępu.

W ogóle w  dusznej atmosferze prób budowania IV Rzeczpospolitej, nie mogą dobrze funkcjonować prawdziwe elity „tego kraju” – szczególnie te postępowo ukorzenione. Najpierw Związek Bratni Trzech z teczkami - po rocznych staraniach samego Miecia Wachowskiego, (mimo sabotaży despotycznego ministra Ziobry - PAP 17.04.07)  – dokonał  publicznego wyjęcia uczuć bólu i gniewu „ z głów i serc” widowni, porażonej potęga intelektualną p. p. Wałęsy, Kwaśniewskiego i Olechowskiego. Następnie Konwencja Programowa innej Trójki - z PO - kolejny raz odkryła programowo, iż czas na wietrzenie kraju zniewolonego przez koalicyjną juntę.

-Naturalnie, nie wespół z ekipą Millera i Oleksego (zbyt gadatliwy?...), ale co do sojuszu ze Związkiem Bratnim Trzech, nie mówi się nie. Z taktyczną wzajemnością.

Tymczasem koncentracja uwagi na lokalnym froncie burz i duchot, nie pozwoliła na wydanie innych okrzyków grozy - mer stolicy Rosji zabronił pederastom na publiczne obnoszenie swego nieszczęścia, a milicja bez pardonu zgarnęła homo-aktyw, który zechciał jednak testować jakość zakazu. No tak, ale Rosja ma ropę, gaz, rakiety... i zdrowy rozsądek „w temacie”, a my - LiD, SLD, PO, media postępu i Hannę Gronkiewicz-Waltz.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 23-24 z 10-17 06 2007r. Wirtualna Polonia czerwiec 2007r.


Pierwiastkowanie uwagi

Polska stała się ostatnio centrum Europy. Wizyty, rewizyty, przemówienia, namawiania, otwartość, solidarność, dawanie do zrozumienia, ostrzeżenia. A nawet daleko idące ostrzeżenia. Głowy rządów, główki, media – szczególnie te sąsiedzkie - Komisarze, Parlamentarzyści Internacjonalni zza  granicy i z „tego kraju” mówią: Polska może liczyć na solidarność całej Unii Europejskiej, a może i reszty świata, w wolnym handlu dobrym mięsem z Rosją i ustaleniu zasad bezpieczeństwa energetycznego, tylko musi się otworzyć na kompromis. Kompromis co prawda polega na daniu władzy niemal absolutnej kilku obecnym państwom „twardego jądra” UE z Niemcami na czele, ale wszak wiadomo, ze solidarność Nowej Ery polega na tym, że kto płaci ten wymaga. I czuwa nad bezpieczeństwem poddanych. Przyszłość ani chybi to udowodni, bo teraźniejszość nie bardzo, ze względów na pilniejsze sprawy. Polacy – jako naród wiary - powinni mocno wierzyć, że tak będzie. Szczególnie, kiedy przekonuje ich p. kanclerz Merkel, przewodniczący Parlamentu Europejskiego p. Hans-Gert Poettering, a nawet  hiszpański towarzysz - sam José Luis Rodríguez Zapatero, którego fizys obrazuje typową socjaldemokratyczną uczciwość oraz potęgę duchowo-intelektualną.

Pan Poettering pofatygował się był nawet na kolejne pogaduszki w Gnieźnie, zwane szumnie Zjazdem, gdzie z  niemiecką prostotą wyznał, iż nie dopuszcza myśli, iż Polska może nie iść na „kompromis”. Jasne! Ostatnio w 1939 też nie chciała i wiadomo co z tego wyszło: Wymęczony Wehrmacht, strudzona Armia Czerwona, „polski antysemityzm”, „polskie obozy zagłady”, biedni „niemieccy wypędzeni” i fobie antyrosyjskie. - Tak zresztą bywało już po Pierwszym Zjeździe Chrobrego z Ottonem. No, może wtedy bez „antysemityzmu” i „antyrosyjskości” - bo Moskwa daleka, nieznana i nieimperialna specjalnie była, a Żydów wówczas nie wyganiano jeszcze z innych części ówczesnego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego.

Żeby jednak nie było tak, iż we współczesnych demokracjach nie ma wyjścia  przewodnicząca grupy niemieckiej Wolnej Partii Demokratycznej (FDP) w Parlamencie Europejskim Silvana Koch- Mehrin zasugerowała Polsce wyjście z Unii Europejskiej, jeśli Warszawa miałaby obstawać przy blokowaniu unijnego traktatu. „Jeśli jakiś kraj nie czuje się dobrze w UE, należy mu powiedzieć: skoro wam to nie pasuje, jest i taka możliwość - powiedziała Koch-Mehrin gazecie Saarbruecker Zeitung”

Dobrze wiedzieć to w sytuacji, kiedy po ew.- mimo wszystko – wielkim zwycięstwie „pierwiastka z ludności”, okaże się, że pierwiastek z wartości chrześcijańskich, wolności religii, sumienia, suwerenności oraz sensu godnego życia, nie jest już możliwy do wyciągnięcia ze względu na obowiązuje wzory matematyki postępu ustalone przez PE KE i p. Poetteringa.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Wirtualna Polonia 18.06.07

Autorska errata do "Pierwiastkowanie uwagi" (powrót)
 
Bardzo przepraszam, ale VII Zjazd Gnieźnieński potraktowałem zbyt nonszalancko swoim sformułowaniem. Zaszokowany wystąpieniem przewodniczącego Parlamentu Europejskiego p. Hansa-Gert Poetteringa, w felietonowym rozgonieniu użyłem tym razem słów nieadekwatnych do rzeczywistości.

Zjazd przyniósł wiele ważkich wystąpień -np. JE x. kardynała Tarcisio Bertone: „Człowiek drogą Kościoła”, oraz sformułował jakże ważne przesłanie w obronie życia: "Miarą człowieczeństwa - zarówno jednostek, jak i całego społeczeństwa - jest stosunek do najsłabszych. Chodzi tu zwłaszcza o ludzi całkowicie zależnych od innych. Należy się im miejsce w centrum ludzkiej wspólnoty - zarówno Kościoła, jak i społeczeństwa. Dostrzegając tak wielką wartość i świętość życia ludzkiego, apelujemy o poszanowanie dla niego od momentu poczęcia do naturalnej śmierci. Przeciwni jesteśmy także prowadzeniu eksperymentów naukowych za cenę eliminacji i deformacji życia ludzkiego, począwszy od fazy prenatalnej" - napisali w wystosowanym specjalnym przesłaniu zebrani na VII Zjeździe Gnieźnieńskim. Podkreślono w nim także, że chrześcijańskie dziedzictwo Europy powinno znaleźć wyraz w najważniejszych dokumentach regulujących działanie struktur kontynentu." (za KAI)

Publikacja: Wirtualna Polonia 19.06.07.


Między nami koalicjantami

Tumult uczynił się wielki. Widzialna ręka z Ministerstwa Edukacji - co tam ręka: łapa, pachnąca zapewne nietolerancją, ksenofobią, faszyzmem i antysemityzmem ( jak bzdurzyć to bzdurzyć!), podniosła się na lekturowego Gombrowicza itp. Nie mógł zmilczeć Minister Kultury, nie stroniącej od postępu w interpretacji dziedzictwa narodowego (a mający jakieś zagadkowe problemy np. w poszerzaniu spisu odnotowywanych w Bibliografii Narodowej tytułów z prawej strony – jak np. tygodnik „Nasza Polska”, czy fundamentalny dwumiesięcznik „Głos dla Życia”). Skarcił swego  Koalicjanta sam Premier. Cisnęli gromy na ciemniaków z LPR-u, za zbrodniczą chęć relegowania Dostojewskiego z wykazu lektur obowiązkowych inne autorytety, dźwigające brzemię odpowiedzialność za umysły i dusze „ w tym kraju”- z GazWyb na czele, ma się rozumieć. Rzucili się na szeroko znanego w świecie z licznych tłumaczeń katolickiego autora - Jana Dobraczyńskiego - admiratorzy innych, wcześniejszych kolaborantów z reżymem: Boya-Zeleńskiego, Stryjkowskiego, Jastruna, Śpiewaka, Grosza, Brzechwy, Szymborskiej, Leca  – listę  można ciągnąć, a zainteresowanym polecić np. Stanisława Murzańskiego - „Między kompromisem a zdradą”, „Wśród łopotu sztandarów rewolucji”, Jacka Trznadla – „Hańba domowa”, „Kolaboranci” i inne opisy lewej nieugiętości wobec.
 
W tym zapale podstawiania nogi LPR-owi, zapomniano sprawdzić, że Dostojewskiego (któremu min. Giertych nie jest nie przychylny) z kanonu obowiązkowego relegował ongiś rząd z Kazimierzem Ujazdowskim, przeto nie było już czego „wyrzucać”. Natomiast skomplikowane postmodernistyczne narracje – po krańce intelektualnego sensu - wypychające w dodatku prawdziwie piękną literaturę narodową i europejską, nie muszą być obowiązkowym elementem kształtowania osobowości i gustów młodych Polaków. Wszak „takie Rzeczpospolite będą, jakie ich młodzieży chowanie”.

Czyż nie z nadzieją na bardziej wyraźne zmiany również w edukacji, w szeroko rozumianej kulturze, w przestrzeni medialnej  – na strategicznych odcinkach frontu bojowania o kształt naszej łacińskiej cywilizacji – szliśmy do urn wyborczych głosując na obecnych koalicjantów z PiS-em na czele? Coś niewyraźnego się dzieje w „temacie” dziedzictwo kulturowe, a miesiące płyną...

                                                                                              ***
Wartko upływa kadencja władania przez obecną koalicję, a kopsanie po kostkach nie ustaje. - „Walka zaostrza się w miarę budowy ustroju....”?. Pewien sympatyczny elpeerowiec na którego ongiś  głosowałem, zarzucił mi, prywatnie, acz z wysokości swej niebagatelnej pozycji, niewierność. Odparłem, iż wierność staram się zachować - na miarę ułomnych  sił i umiejętności rozeznawania rzeczywistości – raczej Bogu, Kościołowi i Ojczyźnie, (jakby to patetycznie nie zabrzmiała), a nie konkretnemu ugrupowaniu. Niechby deklarującemu najszlachetniejsze intencje. Wszak po czynach... a w tamtym czasie wyglądało, że właśnie LPR działa nieroztropnie, huśtając i tak trudną koalicją. Można było również doświadczyć, że właśnie z wiernego kręgu pretorian wodza wychodzą pomruki ligowych wilczków przeciw Radiu Maryja, co rodziło podejrzenie o nieroztropność jeśli nie o koniunkturalizm, czy gorzej - mącenie (pozdrowienia dla autora ostatniego – majowego - listu otwartego, wzywającego tym razem do gruntownej reorganizacji... LPR). Potem sytuacja jakby zaczęła się odmieniać. Roman Giertych próbował spokojniej  rekultywować zapuszczone pola edukacji, przy spazmatycznych odruchach lewych organizmów. To naturalne – lewactwo duchowe, jak świat światem,  nigdy nie potrafi spokojnie dowodzić swoich racji. Nie potrafi i nie może, ponieważ w lewactwie rację stanowi zawsze demagogia i niszcząca, eliminująca oponentów siła. Ale dlaczego do publicznego postponowania zamierzeń Ministra Edukacji oraz Wicepremiera Rządu RP zabierają się pisowe koalicjantki i koalicjanci  - dalibóg trudno wciąż usprawiedliwiać.

W sprawie konstytucyjnej ochrony życia od poczęcia do naturalnej śmierci, czy to nie inicjatywa LPR doprowadziła, po początkowych wyjątkowych wahaniach ( i indywidualizowanych konkluzjach - bp Pieronek: „Nie trzeba było majstrować przy zmianach w konstytucji.” Rzeczp.04.13 18:05), do sformułowania jednoznacznej  postawy KEP? Niestety, zabrakło odwagi i determinacji świeckich; przeważyły „katolewe” i „katoprawe” sygnały, aby dać spokój z „radykalizmem”. Płynące również, ku zdumieniu, zgorszeniu, oburzeniu, bólowi, od Pana Prezydenta, a w specyficznej tonacji od Jego żony.

Przy okazji: Czy nikogo nie zastanawia cisza, która otuliła wypowiedź Jana Marii Rokity o wcale nie zaskakujących, bo znanych od dawna,  lewicowych sympatiach p. Kaczyńskiej, a próbuje się nadal grać na emocjach jej małżonka, wyrywając z kontekstu logicznie prawidłowe wskazanie o. Tadeusza Rydzyka, iż nie należy szambo nazywać perfumerią? A można?... I czy raczej nie należy ukarać pomysłodawczynie owego nieszczęsnego przyjątka dla bukietu postępowego dziennikarstwa – również z osobami sygnującymi „obywatelskie nieposłuszeństwo” antylustracyjne - zakończonego tak poniżającym PiS-owy elektorat i sympatyków oświadczeniem? – Zdecydowanie tak. Chociażby i z tego względu, że ujęcie sympatii części prawicowego elektoratu, wcale nie przysporzy lewicowego. Oni maja własnych faworytów.

Kontynuując: To LPR próbuje wyraźnie zmieniać jakość pracy na swojej działce – edukacji szkolnej.

To Giertych podniósł  pomysł (również nasz, przypomnijmy nieskromnie. Np. „Orka” MP 20 05 br.) o bloku wyborczym prawej strony. I to on jest przedmiotem największego medialnego sekowania, tudzież niechęci byłych współtowarzyszy.

Na ile jest to również wina cech charakteru samego lidera, nie jestem w stanie rozstrzygać. Roman Giertych postawił na silne przywództwo. Kiedy przypadkowy widz zajrzy pod kołderkę codziennych umiejętności państwowo i cywilizacyjno twórczych tzw. terenu, z mgławicowymi pomysłami, ciągłymi podjazdami i podpiłowywaniem stołków, może zrozumieć ten kierunek budowania dyscypliny. Roman Giertych nie jest jedynym, któremu dopiekła trudność uzyskiwania sensownych efektów w otoczeniu, gdzie ilość rozsadzaczy jest odwrotnie proporcjonalna do samodyscypliny lokalnych oddziałków. Co tam lokalnych! Jeżeli prominentna blond-posłanka PiS-u potrafi zrugać szefa LPR-u za sugestię stworzenia na prawej stronie dużego wyborczego bloku – o czym było wyżej – a która to propozycja następnie jest poważnie rozważany przez szefów ugrupowań tworzących większość rządzącą, to znaczy, że pośpieszność emocjonalna nie zatrzymuje się przed progami sejmowych klubów koalicyjnych.

Czy budowanie zdyscyplinowanych struktur partyjnych i państwowych to skuteczne remedium na coraz bardziej rozhasane chamstwo, prostacki materializm, nihilizm, relatywizm; próby anarchizowania życia społecznego z przeróżnych, niekoniecznie przyjaznych nam – Polakom – sztabów?...

Czy kłóci się to z „demokratycznym” sposobem władania?... Czy „pójdź dziecię ja cię uczyć każę” wyklucza hierarchię, dyscyplinę? A jeżeli nie, to jaką dyscyplinę? Na czym opartą i do jakich granic posuniętą?...

To wszystko musi być przedmiotem uczciwych prawych konkluzji – przecie nie tak znowu trudnych dla ludzi autentycznie zakorzenionych w łacińskich normach - i działań, bez meandrowania i przekombinywań burzących nadzieję kolejnych pokoleń na normalność. Na kontrrewolucję cywilizacyjną. Na sensowny wysiłek ludzi dobrej woli. I spokój ich sumień.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 25 z 24 06 2007r.


Częściowo nieświeże

Po latach przemilczeń słów Jan Pawła II dziękującego codziennie Panu Bogu za Radio Maryja, Rzym ustami swego Nuncjusza jasno orzekł:: „Jeśli ktoś ma sumienie i uczciwe podejście do sprawy, to nie będzie podnosił ręki na Radio Maryja”. Co prawda wieść nie poszła w lud zbyt szeroko – co to to nie – ale jednak schować się jej już nie dało. Nastała groza nagłych cisz – jak pisał poeta - a ja z lubością słowa te wykorzystuję nie pierwszy raz. Miesiąc niemal potrzebowała konkurencja, aby wyjść z szoku, który poraził lewą wrażliwość.

Przodujący tygodnik Wprost, postanowił wreszcie przypomnieć, przy pomocy zranionej dumy małżeńskiej z najwyższej półki, iż ujawnienie tajemnicy: „nie należy szamba nazywać perfumerią” jest, powiedzmy, nieadekwatne w niektórych sytuacjach. Demaskację zaraz podchwycił korzenny TVN, poświęcając odkryciu sporo czasu w głównym wydaniu wiedzy o „tym kraju”. Następnie media postępu ogłosiły światu, iż abp Kowalczyk jednak dał odpór tym siłom w Kościele, które „zamiast ewangelizacją zajmują się polityką” - np. stanowczą obroną życia od poczęcia do naturalnej śmierci.

W tej sytuacji publiczny rejwach newsów – również w TVP - tak wyeksponował ukontentowanie odkryciem, iż wychynęła zeń standardowa pieśń lewizny: „Wara Kościołowi od polityki”, a już Przewodniczącemu KEP szczególnie.  Przypomina to dawne grzmoty partyjnych chórów: „Pisarze do piór”, „Studenci do książek” czy „Księżą do kruchty” (łagodniejsza wersja wezwania: „Księża na księżyc” czy: „Katolicy do kostnicy”).

Młodzieży nieobeznanej z klasyką, przypomnieć należy, iż te stanowcze dyrektywy z tzw. lat minionych, kierowały władze do swych zbyt rozdokazywanych – jak na tamte czasy – obywateli.   

- Czasy mijają, pieśni trwają. Dyrygenci i chórzyści też.
 
Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 25 z 24 06 2007r.


Lękliwa nauka?...

Kilka lat temu grupa naukowców z Politechniki Łódzkiej podjęła ciekawy projekt stworzenia gościnnego forum, mającego otwierać techniczne umysły na problemy przekraczające umiejętności „szkiełka i oka” penetrującego pragmatycznie jedynie  obszary „tu i teraz”. Szyld tego przedsięwzięcia brzmiał: „BÓG I NAUKA”.

W swoim czasie, zaskoczony pozytywnie samą inicjatywą i inauguracyjnym wykładem prof. Zbigniewa Jacyna-Onyszkiewicza z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu: „Fizyka kwantowa a kwestia istnienia osobowego Boga”, w którym Profesor w trudnym dla outsidera dowodzeniu poprzez tajemnice kwantów uświadamiał pojęcie Boga w  Trójcy Jedynego -  pisałem: „Rozum, wyjątkowy przyrząd w który został wyposażony człowiek, to narzędzie poznawania rzeczywistości. Pozwala na świadome badanie przyczyn doświadczanych skutków. Efekty jego pracy mogą okazać się jednak jałowe, lub przynosić mizerne owoce, jeżeli zabraknie właściwego tworzywa, w którym operuje. Tworzywem jest wiedza - zgromadzony zasób informacji. Mądrość - definiowana jako umiejętność sięgania do możliwie najgłębszych przyczyn - może zostać wzmocniona przez twórcze zespolenie wysiłku wielu umysłów.

Może, jeżeli celem jest osiągnięcie prawdy, a postawa badaczy bezkompromisowa. Słabość rozumu i woli oraz małe zasoby wiedzy sprzyjają pokusie syrenich śpiewów, wabiących do kreowania rzeczywistości, czy raczej quasi rzeczywistości: "Będziecie jak bogowie..."

Co rodziła pokusa tej ułomnej „intelektualności” pokazuje chociażby historia praktycznego wdrażania uszczęśliwiających idei, zamieniających w perzynę skarbnice ludzkiego bogactwa materialnego i duchowego, po uprzednim wytoczeniu morza krwi z uszczęśliwianych... Sprzęgnięcie intelektu z bogatym i rzetelnym zasobem informacji, determinacja, uczciwość, zwielokrotnia szansę zbliżenia do prawdy o praprzyczynie zjawiska i odpowiedniego, racjonalnego wykorzystania nowego poziomu poznania dla dobra wspólnego.

Podjęta przez grupę naukowców z Politechniki Łódzkiej inicjatywa stworzenia konwersatorium pod hasłem "BÓG I NAUKA" uświadamia jak krzywdzące mogą być uogólniające stereotypy o inżynierskich zainteresowaniach i ograniczeniach intelektualnych; sprowadzanie techników do roli prymitywnych, acz często sprawnych, realizatorów zleceń "uduchowionych" elit, etc. /.../

W czasach, gdy wielu tzw. humanistów piękno trudu umiłowania mądrości - filosophię - zamienia na świecidełka mędrkowania, być może technicy, wdrożeni do dyscypliny intelektualnej, podniosą z pyłu dróg wyścigu ku materialnej pustce okruchy prawdy, aby z nich współtworzyć obraz Absolutu, obraz Boga. To jednak dopiero początek niekończącego się wysiłku na innym szlaku, wiodącym przez ujarzmianie zakusów codzienności, przez okiełznywanie zniecierpliwień i zniechęceń, do radości wyzwolenia. Trakt od rozumu do serca może być bardzo długi...”

Mijały lata, spotkania gromadziły liczne audytorium – również z innych uczelni, również spoza łódzkich ośrodków naukowych. Były konwersatoria bardziej iskrzące, porywające do dysput, bywały i  „łagodniejsze” oferujące bezpieczna podróż w sfery filozoficznej penetracji przeróżnych zagadnień etycznych i penetrowania zagadek bytu w kosmosie – ot, taki „uniwersytet pogodnej jesieni” – jak kiedyś nieco ironicznie - nieco zawiedziony proporcjami - wypomniałem.

Wracam do tego tematu, czując się (być może przesadnie) współwinny tego, iż zapał naukowców po siedmiu latach osiągnął swój kres. Otóż swego czasu z kolegą wymolestowawilismy jednego z czołowych, dynamicznych twórców zdarzeń, aby odważył się wejść na szlak bezpośredniego tropienia i naukowego starcia z zagadkami rzeczywistości – w tamtym wypadku z tajemnicą Całunu Turyńskiego. Można rzec – Proszę Państwa co to się działo! Nigdy wcześniej ani potem nie było takiego zainteresowania proponowanym tematem - również zainteresowania medialnego. Tym razem mogliśmy usłyszeć, co nauka ma do powiedzenia o nadal nie wyjaśnionych zagadkach niezwykłej tkaniny – w tym o ułomności zastosowanej metody badania węglem C14, oraz o elementach przemawiających za autentycznością tkaniny.

Co zresztą było tak szokujące dla postępowego dziennikarstwa, iż jedna z adeptek tej wymagającej profesji, opisała zgodę jako kontrowersję, a jej szef – Redaktor Naczelny – poszedł w zaparte z odmową sprostowania. (Można rzec- typówka zdogmatyzowanych „pragmatyzmem” mediów).

Wielu uczestników debat zacierało ręce spodziewając się teraz wprowadzenia do analiz intelektualnych zjawisk, będących wyzwaniem dla nauki – a nazywanych popularnie – i często z przymrużeniem „poprawnego” oka – cudownymi. Któż jak nie technicy, uzbrojeni w oprzyrządowanie fachowe i ścisły, uczciwy w logice umysł, miałby odwagę ruszyć w te „zakazane” przez zdogmatyzowany „postęp” rewiry?...
                                                                                            ***

Po owym „całunowym” akcie, nastąpiło jednak jakby przerażenie politechników własną odwagą i stanowczy powrót  do standardowego dywagowania filozoficznego, z malejącą frekwencją.

I w końcu – tak jak wyniosły „Tytanic” – Konwersatorium o hardym tytule: „BÓG I NAUKA” legło na dnie. „Zmęczenie materiału” czy inne konkretniejsze – Szanowna Profesuro – powody doprowadziły do  zamknięcia, tego ambitnego w zamierzeniu przedsięwzięcia?...
                                                                         
- Cóż, nie pierwszy to i nie ostatni raz codzienność stawia tamę prekursorom inności. Miejmy jednak nadzieję, że zdobyte doświadczenia i zapał – przynajmniej niektórych – organizatorów, wsparte przez Rektora (Rektorów?) pozwolą na odnowienie misji zmieniania horyzontów ludzi techniki; wyrwania ich z ciasnego kręgu fachowców od szczegółu, wciągną również młodzież do pasjonującej przygody poznawania bogactwa rzeczywistości – w tym również tej, która nie jest tajemnicą dla Stwórcy, a którą człowiek w mozole odkrywa krok po kroku, z pożytkiem dla swojej ziemskiej drogi do Domu Ojca.

Może nie zabraknie jednak odwagi do kontynuowani dzieła, tyle że może pod  nieco bardziej pokornym, penetrującym tytułem: „BÓG a nauka”?...
                                                                                               ***
Dlaczego piszę o tym, wydawać się mogło, lokalnym wydarzeniu w Myśli Polskiej? Ano dlatego, że sprawa wbrew pierwszym pozorom nie jest lokalna, a wpisuje się w coraz wyraźniejsza bitwę o Polskę; więcej - w bitwę o kształt cywilizacji nie tylko w naszej Ojczyźnie. Wszak jakie kształcenie, jakie umiejętności intelektualne, jakie horyzonty, jakie rozumienie sensu życia – w tej zwyczajnej krzątaninie za osiągnięciami, za pozycją, za kasą – takie narody, takie społeczeństwa będą. Tacy my będziemy. I jakby nie brzmiało to górnolotnie, czy - dla niektórych - wręcz banalnie, od tego nie uciekniemy. Zatem we własnym interesie - nie uciekajmy!

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 26 z 1 07 2007r.


Kompromis po germańsku

Polska stała się enfant terrible ojców i matek postępowej Europy. Zatem - przedmiotem wychowawczego zatroskania i ostrzeżeń. Głowy rządów, media – szczególnie te sąsiedzkie w zwartym narodowo chórze - komisarze, parlamentarzyści internacjonalni zza  granicy i ich tuby z „tego kraju” mówią: Polska może liczyć na solidarność całej Unii Europejskiej tu i ówdzie, jeno musi oddawać suwerenność. Bez tego ani rusz. To jest właśnie kompromis - przekonuje kanclerz Merkel, hiszpański towarzysz - José L. Zapatero - którego fizys obrazuje typową socjaldemokratyczną uczciwość oraz potęgę duchowo-intelektualną, oraz sam przewodniczący PE  Hans-Gert Poettering. On ci z  niemiecką prostotą wyznał na VII Zjeździe Gnieźnieńskim, iż nie dopuszcza myśli, iż Polska może się stawiać postępowi. Jasne! Już od  Mieszka I nie chciała. I wiadomo co z tego wychodziło - np. w 1939 wymęczony Wehrmacht,  „polskie obozy zagłady”, biedni „niemieccy wypędzeni”, no i „wyssany antysemityzm”.

Żeby jednak nie było tak, iż we współczesnych demokracjach nie ma wyjścia,  przewodnicząca grupy niemieckiej Wolnej Partii Demokratycznej (FDP) w PE Silvana Koch-Mehrin znalazła proste: „Jeśli jakiś kraj nie czuje się dobrze w UE, należy mu powiedzieć: skoro wam to nie pasuje, jest i taka możliwość [wyjście z UE -kn] - powiedziała gazecie Saarbruecker Zeitung”

Dobrze wiedzieć o tym w sytuacji, kiedy po ew. wielkim zwycięstwie „pierwiastka z ludności”, okaże się, że pierwiastek z suwerenności, wartości chrześcijańskich, wolności religii, sumienia, oraz sensu godnego życia, nie jest już możliwy do wyciągnięcia, ze względu na obowiązujące postępowe wzory matematyki, ustalone przez PE, KE i innych towarzyszy Cesarstwa Brukselskiego Narodu Niemieckiego. W wyższej szkole obłudników.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 26 z 1 07 2007, Wirtualna Polonia

Pożoga

Wznowiona przez PAX w 1996 roku, po latach banicji, książka Zofii Kossak-Szczuckiej dokumentująca fragment kresowych tragedii z lat 1917-1919, daje asumpt do refleksji ponadczasowych. Ten literacki, wielki prostotą, wstrząsający osobisty zapis, ukazuje jak można zmienić człowieka w bestię; w jak absurdalny i wręcz samobójczy sposób niszczono dorobek pokoleń; jakich okrucieństw jest w stanie dopuścić się czerń, uwolniona z więzów społecznych norm i wypuszczona jak wygłodniała, szczuta na innych, sfora; w jaką otchłań spycha człowieka komunizm tłuszczy. Apokaliptyczny momentami obraz przypomina, jak powstają trudne do uleczenia rany na ciele narodów; jak rewolucje zrodzone z lewackich urojeń, z podszeptów Zła, mające nieść tzw. postęp, degenerują, niszczą, rozrywają więzi międzyludzkie, spychają do piekieł miliony ogarniętych szałem. Tworzą również poczty pięknych postaci – w tym szlachetnych męczenników, obrońców chrześcijańskich norm, poczucia piękna, przywiązania do ziemi, do szlachetności – próba  wyostrza rysy ludziom.

Czy dzisiejsze, bulwersujące doniesienia o protestach „elit” przeciw pomnikowi pamięci następnych tragicznych nawrotów ludobójstwa – wołyńskich, podolskich rzezi, czy próba opluwania Zofii Kossak Szczuckiej w Midraszu – a przecież to jeno fragment góry antypolonizmów - czy ta cała krzątanina, nie wynika z prób zagłuszenia sumienia i pamięci o współuczestniczeniu w dewastacjach świata łacińskich wartości?... Może tylko „teoretycznie”, może tylko w ramach rodzinnego sentymentu, może tylko na pewnym etapie - dopóki władza nie zaczęła wymykać się z rąk a  spryt podpowiedział jak ustawić żagiel na powiew nowych Er, może...Zło bezkrytycznie tolerowane w ludzkich bezsumieniach, zawsze grozi pożogą. A życie przecież ma sens. Ma Sens.

Krzysztof Nagrodzki
Niedziela nr 26 z 1 07 2007r.

Piękno i bestie

Wznowiona przez PAX w 1996 roku, po latach banicji, książka Zofii Kossak-Szczuckiej dokumentująca fragment kresowych tragedii z lat 1917-1919, daje asumpt do refleksji ponadczasowych. Ten literacki, wielki prostotą, wstrząsający osobisty zapis ukazuje, jak można zmienić człowieka w bestię; w jak absurdalny i wręcz samobójczy sposób niszczono dorobek pokoleń; jakich okrucieństw jest w stanie dopuścić się czerń, uwolniona z więzów społecznych norm i wypuszczona jak wygłodniała, szczuta na innych, sfora; w jaką otchłań spycha człowieka komunizm tłuszczy. Apokaliptyczny momentami obraz przypomina, jak powstają trudne do uleczenia rany na ciele narodów; jak rewolucje zrodzone z lewackich urojeń, z podszeptów Zła, mające nieść tzw. postęp, degenerują, niszczą, rozrywają więzi międzyludzkie, spychają do piekieł miliony ogarniętych szałem. Tworzą również poczty pięknych postaci – w tym szlachetnych męczenników, obrońców chrześcijańskich norm, poczucia piękna, przywiązania do ziemi, do szlachetności – próba  wyostrza rysy ludziom.

Czy dzisiejsze doniesienia o protestach „elit” przeciw pomnikowi pamięci następnych tragicznych nawrotów ludobójstwa – wołyńskich, podolskich rzezi, czy próba opluwania Zofii Kossak Szczuckiej w Midraszu – a przecież to jeno fragment góry antypolonizmów - czy ta cała krzątanina, nie wynika z prób zagłuszenia sumienia i pamięci o współuczestniczeniu w dewastacjach świata łacińskich wartości?... Może tylko „teoretycznie”, może tylko w ramach rodzinnego sentymentu, może tylko na pewnym etapie - dopóki władza nie zaczęła wymykać się z rąk a  spryt podpowiedział jak ustawić żagiel na powiew nowych Er, może...

Zło bezkrytycznie tolerowane w ludzkich bezsumieniach, zawsze grozi pożogą. A życie przecież ma sens. Ma Sens.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 27-28 z 8-15 07 2007r.


Reportaże z codzienności. Wiotki układ

Kiedy Radio Maryja emituje kolejną konferencję JE księdza arcybiskupa Stanisława Wielgus, również kolejny raz wraca świadomość, dlaczego tej miary kapłan, myśliciel  i Polak nie mógł zostać ojcem duchownym stolicy - miasta, które starają się ogarniać „pasterze” zupełnie innych „świeceń”.
Wraca również zadziwienie nad pokrętnością ludzkich postaw, kiedy uwikłanie w hipokryzję, cynizm a może w swoistą „pomroczność jasną”, staje się tak wielkie, iż dochodzi do niesamowitych zmian ról. W obronie kapłana znienawidzonego Kościoła stają „Fakty i Mity”, a „fundamentalni” konserwatyści kamienują go w pogańskim uniesieniu. I o ile „FiM” GazWyb itp. można zrozumieć – oni, oficjalnie, zawsze byli przeciw ujawnianiu teczek, to udział  usztywnionych obrońców klasycznych rytów, ujawnia bolesny rozdźwięk pomiędzy teorią a praktyką. Rodzi przypuszczenie, że owa gorliwość w tropieniu i posądzaniu wielu - nawet Jana Pawła II  - o schodzenie z drogi „prawdziwego” katolicyzmu, może być elementem jakiejś gry.

A może to tylko defekt układu psycho-somatycznego, który objawia się zwiotczeniem - przy obrocie w lewo - przodowników kamienowania abpa Stanisława?... Jeden z nich cieniutko krytykując TOK FM jako „głos liberalnej lewicy” (przeciwstawiany - a jakże! - Radiu Maryja), zaznacza w przymilnej puencie:  „Mimo to i tak będę go słuchać /.../. Bo to w końcu jedyne radio, w którym można słuchać słowa, a nie tylko dźwięków” (Tomasz P. Terlikowski – Lewicowy głos w twoim domu; Rzeczp. 14-15 04 2007). Próbując zaś obrony Papieża Piusa XII, recenzuje: „ (...) znaleźć można / w poważnych pracach historycznych – KN za autorem / prawdę o wielkim papieżu podejmującym dramatyczne (choć nie zawsze słuszne) decyzje w piekielnie trudnych czasach.” (T. P. Terlikowski – Pius XII – papież na trudne czasy; Rzeczp. 10 05 2007). Prawda jakie to otwarte i wyważone? Nie takie jak przy „demaskowaniu” TW „Grey”.
                                                                                                 ***

– Kto jak kto, ale otwarte i tolerancyjne media zawsze dostrzegają zdrowotne kłopoty wiotkich, przywołując ich – w ramach rewalidacji - do kamer, mikrofonów, na łamy. To humanitarna reguła. Panowie: Obirek, Węcławski, Bartoś – wymieniając choćby ostatnio definitywnie zwiotczałych w duchowych wyborach, są na to dowodem. Demaskujmy... pardon – wypatrujmy - następnych pacjentów. - Może Wacek O., może Kazio S., może...

A propos demaskowania: Czy obrońcy tajności teczek, łącznie z Trybunałem Konstytucyjnych, nie  dostrzegli do tej pory, że właśnie upublicznienie w Internecie dossier Abpa Wielgusa, wykazało miałkość oskarżeń o współpracę? I to, że właśnie ich zamknięcie powoduje grę nazwiskami, faktami, zmyśleniami, interpretacjami. Taki był skryty zamiar TK?... Boć przecie nie można podejrzewać tych trybunalskich mężów i damy o głupotę. Zresztą o potężnym uniesieniu intelektualnym świadczyć mogą uzasadnienia swego orzeczenia, które wyemitował Trybunał od prawa i Konstytucji, stwierdzający, że prawo i prawda to nie wszystko. – Interpretacja, proszę ludu, interpretacja... Gdyby prawo było proste i jasne,  z czego żyłyby legiony interpretatorów, zastanawiających się czy, powiedzmy, 2 x 2= 4 obowiązuje we wszystkich okolicznościach prawnych?...
                                                                                             ***
Wracając jeszcze do Radia Maryja - ongiś zażartą tropicielką zła sianego przez tą konkurencyjna dla mediów postępu radiostację, była Ewa K. Czaczkowska. O czym by nie traktował tekst, jak amen w pacierzu można było spodziewać się, że Radio dostanie swoje. Na szczęście nie dostrzegam już tego nieszczęścia zbyt często kiedy sięgam z rzadka po dziennik „Rzeczpospolita”, (co nie ma znaczyć, że uważam Rzepę za do cna fatalną; do cna - nie), ale zastępstwo od czasu do czasu pojawia się. Dajmy jednak pokój naszemu twardo-wiotkiemu Tomaszowi et consortes. W innych mediach możemy przecie spotkać prawdziwych mężczyzn w całokształcie, potrafiących w porywie geniuszu wyłożyć bez ogródek skutek własnych czynów i trudu umysłowego: „ /.../ ludzie są groźni, bo od półtora roku, czyli od początku rządów PiS, są podpuszczani, szczuci na siebie.” (Tomasz Lis. W radiu TOK FM o ciągotach PiS. Rzeczp. 20.05 2007). Jacy ludzie i kto ich podpuszcza, znany ze skromności, dyskrecji i rozwagi red. Lis nie rozwija. Co nie wolno gentlemanowi, może  jednak „Trybuna” (primo voto: „Trybuna Ludu”) i jej analitycy. Gazeta dowiedziała się od  habilitowanego etyka (tak!) Magdaleny Środy, że Polska jest „prymitywnym krajem, którym rządzą prymitywni faceci”.  –  Faceci od budowania „państwa represyjnego” - pogłębia analizę biuletyn lewości. A zło się bierze z tzw. katolizacji szkoły i nauczania religii, co jest oczywiście pomysłem chybiony. (zob. trybuna/iar/trela/krzycz -  Krach katolickiej szkoły, nędza prawicy; 28.10.2006 ).

- Cóż, lewość jest wyspecjalizowana od pokoleń w temacie chybiania. A kształtowanie umiejętności odróżniania dobra od zła, prawdy od kłamstwa, szukania istoty życia, w czasach, kiedy każdy może mieć swoją prawdę, powinni dozować wyspecjalizowani towarzysze i towarzyszki, w wyspecjalizowany sposób. Kontrola świadomości i kontrola treści głębszych niż jedzenie, spanie, sex, i proste używki; kontrola przez degenerację i demoralizację - to skuteczna metoda budowania świadomości postępowej. (Żeby nie być posądzonym o zacofanie, polecam książkę rabina Sama Dresnera - „Czy rodzina może przetrwać w pogańskiej Ameryce?”, opisującą groźne, antyludzkie procesy, aktualne, niestety, wszędzie)
                                                                                                 ***
Ponieważ „w tym kraju” rządzą „prymitywni faceci”, nie dziwota, iż sprawy próbują brać w swoje ręce subtelne panie quasi feministki z kręgu reformatorek sensu rodziny, praw kobiet, tudzież człowieka w ogóle. Jedna z nich ma np. sposób na patologie społeczne. - Pornografia? –„Jedyną skuteczną metodą wyeliminowania pornografii jest nie kupowanie”! Jakież to optymalne w swojej prostocie. Łatwym fortelem eliminującym molestowanie i gwałty jest nie chodzenie po ulicach, parkach, lasach (a i do niektórych szkół). Stosunkowo skutecznym lekiem na kradzieże bywa totalne demonstrowanie ubóstwa. Na usuwanie owoców zbyt wczesnego pobudzania dziatwy do kopulacji  - prezerwatywa, pigułka poronna i aborcja. Na wykazywanie absurdów tzw. Teorii Ewolucji międzygatunkowej, śmichy-chichy, wrzaski tudzież zakazy. W praktykowaniu tolerancji - zakaz głoszenia niepostępowych haseł. Czego zresztą doświadczają coraz wyraźniej  np. nasi posłowie do Europarlamentu – jaskini wyrozumiałości – którym grozi się aresztem (!) za kontestowania zapędów w odbieraniu narodom i państwom wolności na rzecz brukselskiego, lewackiego molocha. Jeźdźcy Tolerancji działają. Od lat.

Opisywałem to kiedyś na przykładach w cyklu drukowanym w „Niedzieli Ł”, „Kurierze Zachodnim” a i w „Myśli Polskiej” (od nr 39/2000 do nr 5/ 2001).

 Chłód zagląda w oczy. Coraz wyraźniej widać jak narasta lodowiec, zagrażający naszej cywilizacji. Zgoda – może nie lodowiec, może ogień. W każdym razie skutek ten sam. Piekielnie ten sam. Trawestując pewną sentencję: Nienawiść przebrana w szaty postępowej miłości i wierząca na dodatek szczerze, że jest miłością - oto czym emanują zlewaczone duchowo istoty.
P.S. Pani prezydentowa stołeczna Waltzowa wzięła w swoje ręce nawet prawo nie reagowania na prawo. I to jest przykład odważnej postawy, w obywatelskim oporze przeciw „prymitywnym facetom”. W razie czego TK może pomoże...
                                                                                                  ***
Różne są warianty zmagań z „facetami od represyjnego państwa” w Warszawie. Awangarda pań pielęgniarek np. założyła, przy wsparciu strażników od innej pani – właśnie Gronkiewicz-Waltz, swoją siedzibę przed gmachem premiera, wysyłając awangardę nawet do jego biur – co jest oczywiste, kiedy przejmuje się władzę – i była bardzo nieukontentowana zaproszeniem do rozmów na innych salonach.

To zrozumiałe. Nie po to tworzy się postępowe komitety, aby jakiś urzędnik – niechby i Prezes Rady Ministrów – dyktował prawne reguły. Tymczasem schowani za paniami panowie, sprawnie restrukturyzują służbę zdrowia, przyjmując zwiększoną ilość schorowanych Polaków w prywatnych gabinetach, przychodniach i klinikach. Gorzej z biedniejszymi pacjentami, ale skoro jest demokracja, wolny rynek i lewicowa alternatywa...

Niektórzy mówią, że to haniebne politykierskie żerowanie na niebogatych chorych, ale czego to ludzie nie gadają. Najważniejsze jest przejęcie sterów – „wszystkie /lewe/ ręce na pokład” – bo robi się coraz groźniej. Po służbach, ta świadomość dociera dalej i dalej. A nie jest miło oddawać „sprywatyzowane” fanty z obszaru wpływów w państwowych wygódkach. Tyle „restrukturyzacji” miałoby zostać zderestrukturyzowanych?...
                                                                                                  ***
A na koniec coś z grubej euro-azjatyckiej rury: „Własow, który w Rossielchoznadzorze kieruje departamentem nadzoru weterynaryjnego, dodał, że problem ten [ eksportu polskiego mięsa- kn ] został upolityczniony do takiego stopnia, że może być rozwiązany już tylko metodami politycznymi. /.../  Innej drogi nie ma. Jeśli przywódcy Polski nie zmienią swojego postępowania, to zablokują współpracę między Unią Europejską i Rosją, będą przeszkadzać obu stronom w rozwoju handlu - powiedział Własow /.../, wciągnięcie polityków do rozwiązywania tego czysto technicznego zagadnienia było dużym błędem.

- Dalej nastąpiła eskalacja. /.../ Konflikt wzniecić jest łatwo, trudniej z niego wyjść - powiedział Własow.” (Rzeczp. 20.06.07) Z czego ma wynikać, iż podskakiwanie wobec tak wielkiego rodzeństwa jak Moskwa, Berlin, Bruksela, może zakończyć się źle.
                                                                                                   ***
Tymczasem „Chińczyki trzymają się mocno”! - Dlaczego akurat „chińczyki”? A, to zagadka do rozwiązywania przez najbliższe lata. Wydaje się, że również – przy okazji – przez p. Własowa, z Rossielchoznadzoru...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Wirtualna Polonia  04 07 2007; Myśl Polska  nr 29-30 z 22-29 07 2007r.


Reportażyk z codzienności.Szatanizm

Ajajaj! Jakież medialne wycie rozległo się, kiedy Premier zauważył, iż niepokoje społeczne wywołują siły szatańskie. Wszak wiadomo, że Centrala anulowała oficjalne piekło, rezerwując poufne miejscówki jeno dla aktywu, harującego przy wprawkach tu i teraz.  A tu premier takie, te...
Można byłoby jednak zapytać:  A co to za uduchowione jarugi, szynyszynki, środki, przywołując nieśmiertelną myśl swego brodatego guru o religii jako opium dla ludu, stymulują jego gniew? I czy te biedne przypadki nie zdają sobie sprawy, że mogłyby być pierwszymi ofiarami ślepego wzburzenia, jako przedstawicielstwo kasty posiadającej i wyzyskującej? - No, ale do tego trzeba wyobraźni, a lewość cierpi na jej chroniczny deficyt. Dlatego często kończąc na szafotach z ręki byłych kamratów, rozpacza -  przecież chcieliśmy dobrze...

Wróćmy jednak do premierowych demaskacji i innych strasznych zjawisk na Jasnej Górze, gdzie zebrały się tysięczne rzesze ludzi z Rodziny Radia Maryja, aby jak zwykle w drugą niedzielę lipca, podziękować Matce za opiekę nad polskim ludem, nad nasza Ojczyzna, nad naszym Kościołem i Jego Pasterzami, nad Radiem. A wśród rzesz pielgrzymów z całego kraju i Polonusów z odległych stron, zobaczono Jarosława Kaczyńskiego, Andrzeja Lepera, Romana Giertycha – czyli koalicję w całej okazałości dającą świadectwo. I to jakie. Trzeba było posłuchać, przeczytać słowa jakie wypowiedzieli; jakimi przemawiał Premier Rzeczpospolitej.

Oczywiste, że media postępu musiały dać odpór takiemu ciemnogrodowi standardowymi kompilacjami – w tym próbą skłócenia najważniejszych obecnie polskich braci. Byłoby dziwne, gdyby było inaczej. Ale dalibóg dlaczego swoje trzy grosze w te zabiegi wsadzają tuby publiczne?!? Kiedy oglądało się pierwszoplanowy news TVP o 19,30 można było mieć wahania: nasz ulubiony Grześ Kozak, czy nie Grześ? Okazuje się jednak, że kadry po linii i na bazie nie kończą się na nim. Inne panie i panowie z różnych anten też nie potrafią ukryć wykształconych nawyków. Cóż, ludzka rzecz. Stare geny nie rdzewieją ani w radiu ani w telewizji.

I to są stałe, powracające z coraz większym niepokojem pytania do Koalicji: Dlaczego?! I jak długo jeszcze?

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska – Internet od 09.07.07; Wirtualna Polonia od 10.07.07; Myśl Polska  nr 29-30 z 22-29 07 2007r.

Wyciowce

Dawne prymitywne metody przeróbek ustrojów i społeczeństw systematycznie zmieniane są na skuteczniejsze - na medialne pranie umysłów tak, aby ich nosiciele, nawet wysocy, biernie przystawali na wyznaczane im role. Jeden z ostatnich przykładów: Podobno o. Rydzyk, jakiś czas temu prowokowany, jako duchowny, działaniami przeciw ochronie życia, wzburzony, niepublicznie, miał zaproponować, aby ci, którzy wspierają nieludzkie tendencje sami spróbowali poddać się eutanazji. Oraz miał, jakoby, popełnić zbrodnię najcięższą – przypomniał o miliardowych roszczeniach żydowskich kierowanych pod adresem wyniszczonej przez totalitaryzm i liberalizm Polski.

Postęp złapał wiatr w nozdrza. Zaczynają się hucpiarskie akcje: Jakieś Centrum żąda od Episkopatu i Papieża „eutanazji” o. Tadeusza za... „antysemityzm”. Tygrysiątka i lwice medialnych wywiadowni molestują siebie nawzajem i polityków w standardzie typowym dla każdego szczebla lewizny (sprawdzone): Jeżeli prawdą jest - tu odpowiednio opakowany zarzut – to co zrobić z taką zbrodnią?... I tak na okrągło.  A jeden z drugim - przecie nie nowicjusze życia publicznego - wchodzą w ten schemat, zamiast odwinąć: Jeżeli jest prawdą, co mówią czasami o Pani/Panu, aż włos się jeży, to czy nie powinna Pani/Pan odsunąć się od działalności publicznej i przestać judzić, bo to jest karalne? Zawsze bowiem może znaleźć się „dowód wskazujący na podejrzenie” – jak to z siłą wodospadu dotknęło wicepremiera koalicyjnego rządu. Można rzec za poetą: „Nikt nie bądź bezpieczny”, skoro może wychynąć podejrzenie wskazujące na dowód.

Póki co rośnie medialne nadziejne wycie na taką destabilizację, że upragniona „wadza” wpadnie w wysuszone z tęsknoty lewe i anty „antysemickie” rąsie i znowu porządek zapanuje w europejskim landzie nad Wisłą.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Wirtualna Polonia  14 07 2007; Myśl Polska  nr 29-30 z 22-29 07 2007r.

Bez nadzoru?

Dawne prymitywne metody przeróbek ustrojów i społeczeństw systematycznie zmieniane są na skuteczniejsze: na medialne pranie umysłów tak, aby ich nosiciele ochotnie przystawali na wyznaczane im rolę. Banał. Zatem jak należy rozumieć tolerowanie urzędników państwowych, wspierających finansowo działania godzące w naszą rację stanu; wpisujące się w antykatolickie, antypolskie - wręcz rasistowskie, fałszujące historię, judzące, kolportowane wszędy - kalumnie? Na tej niechlubnej liście znaleźć można ludzi z MSWiA (finansowanie „Midrasz”, „Nasze Słowo”), MSZ (zob. np. interpelacja poseł Gabrieli Masłowskiej z 3 01 br. w sprawie wydania w j. angielskim „polskiego punktu widzenia” na temat „Strachu” J.T.Grossa, będącego w istocie wsparciem antypolskich oszczerstw, czy np. dotacja Instytutu Filozofii i Socjologii PAN przy w/w publikacji.)

Kto powoduje, że w mediach publicznych nadal nie dostrzega się tytułów i komentatorów stojących autentycznie na gruncie wartości katolicko-narodowych; lansując nadal Polityki, Newsweeki, Wprosty, TygPow i GazPol jako specyficzny „prawicowy” kwiatek. Kto przeszkadza w rozstaniu się wreszcie z tymi specami, którzy ledwo ledwo hamują, albo i nie,  swoje przyzwyczajenia w deformowaniu sensu, bądź proporcji rzeczywistości - również w porach dużej słuchalności i oglądalności (charakterystyczne newsy TVP smażone przez G. Kozaka). Kto zgadza się na (do)finansowanie byle jakich filmów i sztuk z narodowej kasy? I kto nadzoruje min. Ujazdowskiego, głoszącego publicznie o swoich uczuciach do Gombrowicza i niechęci do decyzji Giertycha - wicepremiera i ministra wspólnego rządu; decyzji dorzecznych w obszarze jego kompetencji? Wyobrażamy sobie sytuację odwrotną i zgiełk o nielojalnym koalicjancie?... A elektorat dziwuje się.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska  nr 29-30 z 22-29 07 2007r.


Prowokacje recydywne

To, że Polacy (poza postępowcami, naturalnie) wciąż prowokują miłujące zgodę narody Europy, Azji tudzież lewe mniejszości z korzeniami, wiadomo. Od lat uświadamiają światu tą szpetotę właściciele potężnych narzędzi informacyjno-indoktrynacyjnych: tytułów prasowych, stacji radiowych, telewizyjnych, portali internetowych, tłumku uwięzionych w swojej przeszłości „polityków”, „elit”,  „autorytetów”, sfory niezależnych, a jakże, dziennikarzy, zajadle ogłupiałego wolontariatu a także autorów książkowych wydań postępowego oglądu historii.

Z całokształtu lewych doniesień ma wynikać takie cóś: Polska rozwarcholonej szlachty sprowokowała konieczność zaprowadzenie porządku na obszarze od Prypeci po Bałtyk i Śląsk. Następnie polscy romantycy drastycznymi wystąpieniami w warunkach recydywy, narażali na mordęgę administrację, wojsko i policję mocarstw porządkujących. Po odzyskaniu państwowości zbiegiem przelotnych koniunktur, Polska uparła się stanąć na drodze zagonom Czerwonej Armii, niosącym nadzieję uciemiężonym ludom Europy. Nazwano to w ciemnogrodzkim uniesieniu „Cudem nad Wisłą”, chociaż wiadomo, iż winny był zdrajca Tuchaczewski (którego później dosięgła karząca ręka rewolucyjnych wyroków). Jednak w 1939 roku konieczności dziejowej stało się zadość i zastępy Stalina wraz z hufcami Hitlera w walce o zjednoczoną Europę, ponownie wymazały z mapy „państwo sezonowe” czyli Polskę, a prowokatorów – zwanych patriotami -  poddano ponownie energicznemu dyscyplinowaniu. Oni zaś – ci polscy judziciele – albo stali bezczynnie z bronią u nogi (nie tak jak dynamicznie współdyscyplinujące wiejskie zagrody oddziały Gwardii i Armii Ludowej oraz radziecko-żydowskich towarzyszy – np. w Koniuchach), bądź po wyssaniu antysemityzmu z mleka matki, ruszali na pogromy, zapełniając nazistowskie Obozy Koncentracyjne i Zagłady. Na szczęcie w obronie wiadomej mniejszości stawał Wehrmacht, Gestapo, SS - w tym ukraińskie SS-Galizien - oddziały UPA i wszyscy komuniści. No, może z wyjątkami... Po wykrwawieniu ludności w prowokacyjnie antyniemieckim, a de facto - antyradzieckim Powstaniu Warszawskim i po zmianie układów międzynarodowych, z przejęciem silnej straży nad „tym krajem” przez Związek Republik Rad i jego wyspecjalizowane agendy mocno internacjonalne, w tym tutejsze, warcholstwo i antysemityzm zostały czasowo wyeliminowane.  

- Pytacie o Kielce?... Cóż, prawdę o akcji kieleckiej – zwanej „pogromem” – przeanalizował wnikliwie Krzysztof Kąkolewski  i opisał w książce „Umarły cmentarz” (przemilczywanej czemuś przez media wybiórczych doniesień), a konkluzję o sterowanej akcji podniósł również Jewgienij Ziernow – „Prowokacja NKWD”, Rzeczpospolita nr 78/2000) - ale czy można dawać wiarę badaczom nie reprezentującym oficjalnej wersji wydarzeń (podobnie jak przy Jedwabnym?...) Trzeba wiedzieć, iż antysemityzm został wypleniony aż do 1968 roku, kiedy wysłużonym żydowskim towarzyszom chciano odebrać zasiedziale posady i zaproponować nowe. Towarzysze zapłonęli świętym, chociaż ateistycznym, oburzeniem i gwarantując, iż nadejdzie czas powrotów, ujechali do krajów zgniłego kapitalizmu. Przeważnie jednak nie do wymagającego trudu konkretnej pracy Izraela, a na trybuny w Szwecji, Francji, Belgii, Kanady, USA i w innych miejscach, skąd można do dzisiaj głosić osłupiałem światu o strasznych cechach Polaków, wciąż rzucających wyzwanie postępowemu globowi przez nieśmiałe próby ochrony własnych interesów – ekonomicznych, społecznych, cywilizacyjnych. A wszak wiadomo, iż nikt lepiej takich norm nie określi, od wypróbowanych sąsiadów i wszelkiej postępowej lewości, natchnionej starą wiarą w nowym wydaniu. Genosse Schultz, kamerad Cohn-Bendit, „kochany Bronisław” czy inni polskoimienni - to tylko cząstka z rozwojowego pocztu przyjaciół „tego kraju”. Grażdanin Własow z Rossielchoznadzoru ostrzegł - zapewne miarodajnie - że jeżeli  przywódcy Polski nie zmienią postępowania, to zablokują współpracę między Unią Europejską i Rosją, a Michaił Margelof - przewodniczący klubu konserwatywnego europejskich demokratów a zarazem Przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Izby Wyższej Parlamentu Rosji, tudzież słuchacz - zapewne per procura - Radia Maryja, wracając do wypróbowanych standardów, przygotował Raport Rady Europy w sprawie antysemityzmu, pleniącego się jakoby w polskim, katolickim Radiu Maryja, którego w jego kraju i gdzie indziej to ani, ani. - Tak śmiałe odkrycie,  wspierane zresztą donosami i wrzawą przez tubylców, aż prosi się o weryfikację prawną. No, ale do tego potrzeba determinacji w stworzeniu postulowanego przez nas od dawna Centrum Obrony Prawdy i Sensu a nie innych Centrów, zeskorupiałych w prowokowaniu antypolonizmu i rzeczywistego a nie wmawianego antysemityzmu poprzez hucpiarskie bzdurne oskarżenia. Również emitowane z publicznych anten!

Póki co prowokacje Lachów nie pozostają niezauważone.  Upamiętnienie świętem państwowym Rosji polskiego pobytu na Kremlu przed czterystu laty; usadowienie reprezentanta Rzeczpospolitej w czwartym rzędzie uroczystości z okazji rocznicy zakończenia II Wojny Światowej  tudzież niedostrzeżenie, iż to Polacy wystawili czwartą co do liczebności regularną armię walczącą z Niemcami Hitlera; super wąchanie produktów żywnościowych, omijanie przez morze, szantaże negocjacyjne na europejskich szczytach, lewo-europejskie nagonki prasowe wspierane przez tutejsze renegactwo i zwykłą agenturę wpływu, dyskretne a nawet formalne ukierunkowanie germańskich roszczeń, nie są przypadkowe. Ktoś musi powiedzieć - w eterze, w rurach, bankach, komisjach, parlamentach, służbach, lożach Wschodu i Zachodu - recydywnym polskim katolickim podżegaczom NIE!

No i mówią. A tutejsi uspakajacze gromko rozgłaszają, iż to przez nasze warcholstwo. Wszystko przecież można uporządkować po dobroci: Oddać Radio Maryja i TV Trwam zabetonowanym przy naprawie Kościoła „publicystom katolickim”: chociażby ob. Terlikowskiemu, Sakiewiczowi, specjaliście medialnemu ob. x. Sowie  i połączyć ekonomiczo-ekumenicznie z TVN. Kongresowi Żydów wręczyć 65 miliardów dolarów za całokształt. Biednym Niemcom wypłacić, bez ciągania po europejskich sądach, odszkodowanie za rozpętanie  wojny i wypędzania. Przyłączyć się do strefy Wspólnoty Niepodległych Państw, bądź nie kontestować traktato-konstytucji Unijnej – co na jedno, tak czy inaczej, wyjdzie. Radykalnie oddzielić wartości chrześcijańskie od jakże cudnych „wartości humanistycznych”, wypraktykowanych wszak na polach Wandei i gilotynach Paryża przez Wielką Rewolucję Francji i w wielu innych postępowych eksperymentach, na wspomnienie których, do tej pory jeszcze przechodzą ciarki po zacofanych plecach. I nie podskakiwać starszym tudzież młodszym braciom w „tym kraju” i za granicą. Ruki po szwam! Ordnug muss sein! Szalom! Rozumiemy się?!...

A jeżeli nie, trzeba zapytać profesurę od tłumaczeń: Chociażby Władysława Bartoszewskiego, Stefana Niesiołowskiego czy przynajmniej Tadeo Iwińskiego. Jednak ostatnią wykładnię  i tak powinien dać pomnikowy geniusz profesora Bronisława Geremka. Bądź sorowskiego Smolara.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 30-31 z 5-12 08 2007r.


Reportaże z codzienności. Krętactwo

Niedawno Pan wicepremier Gosiewski użalił się przed słuchaczami Radia Maryja nad ciężką dolą rządu. Okazuje się, że i media publiczne są mu wielce nieprzychylne. Doloż, oj doloż...

No cóż, zgadzając się z tą oceną, nie wyślemy jednak wyrazów współczucia z prostego powodu: Cóż to za rząd, co to za koalicja, która mając większość legislacyjną, KRRiTv, Prokuratora Generalnego (prawda, że przy tej jakości Trybunale Konstytucyjnym) po dwu latach naprawiania państwa, nie potrafi zaprowadzić ładu w przestrzeni masowej informacji i komunikacji? I nie chodzi jedynie o TVP i PR z ich lokalnymi oddziałami. Mamy na myśli (i piszemy o tym od dawna), iż poza zdyscyplinowaniem i wymianą personelu firm medialnych, utrzymywanych z naszych abonamentów, należy podejmować szybkie, skuteczne kroki prawne przeciwko wszystkim - niezależnie od formy własności i od nazwy właściciela – siewcom kłamliwie zmontowanym „newsów”, bazujących na nich komentarzy, wprowadzających w błąd opinię publiczną informacji (czy raczej dezinformacji) uniemożliwiających odbiorcom podejmowanie racjonalnych decyzji – w tym wyborczych. I te działania - antagonizujące społeczeństwo - muszą spotykać się z surowością państwa, dotykającą wszystkich kłamców i judzicieli. Brak cenzury prewencyjnej nie może być bramą, szeroko otwartą dla  wszelkiego swawolenia. Wystarczy dostrzec przeważający ton bełkotu na różnych lewych portalach, aby uzmysłowić sobie, jakie są skutki indoktrynacji przeważnie o antypolskim, antykatolickim wydźwięku. A czymże  jest zawężanie horyzontu w przeróżnych przeglądach medialnych do osób i tytułów z kręgu „znajomych królika”?...

W wypowiedzi p. Gosiewskiego zabrzmiał jeszcze jeden element przygany -  w stosunku do LPR-u. Żalenie się na Romana Giertycha, tuż po publicznym upokorzeniu go, poprzez zmianę suwerennych decyzji ministra na polu edukacji, zakrawa na cynizm - boć przecie kto tak naprawdę chce pomnika dla Gombrowicza?...
                                                                                                    ***
Był czas, kiedy sympatie prawicowego elektoratu oddalały się od szarpiących zaprząg ojczyźniany mniejszych koalicjantów, teraz jednak kiełkuje przekonanie, iż to powożący nie są zbyt lojalni. Któż zatem wykombinował tak szczwany sposób, na załatwienie za jednym zamachem kilku geszeftów – w tym wiążąc prowokacje „Wprost” z rzeczywistością oraz uruchamiając machinę fałszywego „zatroskania” na pohybel wielkiemu redemptoryście?... To są samobójcze gesty. Podobne tym, gdy rękoma pożytecznych.... kasowano abpa Stanisława.

To wszystko nie może nie zdumiewać boleśnie ludzi, przychylnych do tej pory PiS-owi. A nie leczone zdumienia, mogą zmieniać się w niechęć...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Wirtualna Polonia 24.07.07; Myśl Polska nr 31-32 z 5-12.08.2007


Czyszczenie sumień

„Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień” -  mówi Pismo... A skoro tyle kamieni furczy w powietrzu, znaczyć może, że oczyszczonych przybywa w tempie zastanawiającym czy zostali jeszcze jacyś grzesznicy? (Poza „fundamentalnymi” katolikami naturalnie. Ci - według teoretyków nowego globu - są nieczyści z natury)

 Zadaną przed wiekami i dlatego, rzec można, mało postępową metodą badania czystości jaźni, jest przyłożenie uczynków do niezniszczalnego wzorca. Trudne to, skręcające, bywa, ego, powodujące skrzypienie usztywnionych przez codzienne pragmatyzmy kolan. Tyle tylko, że wzór ten jest jak twarde łoże dla sybarytów – można nawet przez chwile pozachwycać się gestem - najlepiej przed kamerami tv - ale zbyt długo wytrzymać trudno. - Bo i po co? Czasy – jak to się mówi – są dynamiczne; cele, sens, ideały, trzeba modernizować.

Rozgrzeszenie – a przynajmniej jego promesę - można uzyskać poprzez pokazanie tęgich militarnych bicepsów oraz potężnie zaopatrzonych kont. Idą w zapomnienie ludobójstwa, kolaboracje ze złem, a aktyw różnych Centrów i Ligi Ścigania gna z wrzaskiem na wyprzódy ku łatwiejszej – jak się wydaje – zdobyczy.

„W tym kraju” i w tych czasach sumienie, poplamione wieloletnim zaprzaństwem, destrukcją polskości i Wiary, można wyprać przez gorliwe dokopywanie konkurentowi ideolo, głuszenie niezależnych środków przekazu – np. Radio Maryja - butne wyszydzanie bliźnich, karykaturalny antypolonizm, lizusowski, fałszywy filosemityzm – mający budować zręby niechęci, i inne, dobrze opłacane chwyty na „filo”.

Zdrowy naród tworzy zdrowe społeczeństwo. Krzepkie społeczeństwo potrafi zbudować sprawne państwo. To zaś powinno mieć środki do neutralizowania takich pralni. Mimo medialnego – i nie tylko - wycia renegactwa.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Wirtualna Polonia 20.07.07; Myśl Polska nr 31-32 z 5-12.08.2007


Reportaże z codzienności. Wariacje na tle

Kilka razy ośmieliliśmy się w swoich felietonikach, wyjawić całkiem nieprofesjonalne wizje politycznych kombinacji politycznych – ot, takie wariacje z kącika na tle poważnych i super poważnych analiz. To, że czasami coś tam się sprawdzi, należy przypisać statystyce i rachunkowi prawdopodobieństwa – komuś musi się udać... Na przykład trzy lata temu, po „dramatycznym” rozpadzie tzw. lewicy przypuszczaliśmy: „Będziemy zatem świadkami historycznego jednoczenia lewicy globalnie postępowej, z udziałem ludzi UW, SdPl, oraz pewną ilością „widzących dalej” z SLD (z przyległościami).” [„Przełomy”, N. Myśl Polska nr 37 z 12 09 2004r.] No i jakoś tak wyszło, że mamy LiD, z niewykluczonym spółkowaniem na kawałku platformy obywatelskiej ( po warszawsku) w imię swobodnej ekspresji jednostek „w tym  kraju”. 
                                                                                             ***
Tym razem jednak chcielibyśmy podzielić się wariacjami z tegorocznych szaleństw z państwem w tle. Kiedy czarny sen postępu: abp Stanisław Wielgus jako metropolita warszawski zaczął sprawdzać się na jawie, zrozumiano, że powierzenie lewych egzorcyzmów aktywowi tamtej strony, byłoby pomysłem trywialnym. Włączono zatem zawsze gotowych Pożytecznych z „Kościoła otwartego”. Niestety nie tylko świeckich. Póki co - udało się. Formalnie. Elektorat ze zgrozą mógł dostrzec Pana Prezydenta klaszczącego na okoliczność tego sukcesu i dowiedzieć się o nocnych rozmowach głowy państwa z głową GazPol, czyli z zabetonowanym do dzisiaj w wieży nieomylności red. Sakiewiczem. (Nieliczne media miały odwagę i przytomność, aby natychmiast wskazać na bzdurność oskarżeń – „Myśl Polska” nie musi się tu wstydzić.) Dziwy, dziwy kręcił głową ze smutnym niedowierzaniem lud. Tym smutniej, kiedy w batalii o wprowadzenie stosownego zapisu do Konstytucji 8-go marca odbył się głośny zlot nie prawych niewiast  w Pałacu Namiestnikowskim z bulwersującym oświadczeniem końcowym. I inne lansady...

Elektorat kręcił również gałkami odbiorników radiowych i szperał po kanałach TV, aby znaleźć potwierdzenie zapowiadanych zmian na lepsze w mediach masowej komunikacji. Kiedy dowiedział się jednak, że ową zmianą jest p. Urbański za p. Wildsteina a nie całkiem nowa ekipa, zaś komercyjne kombinują po staremu, ludowi wychudło jeszcze bardziej. Ciut przybrał na wadze nadziei, po akceptowanych publicznie przez Premiera działaniach Ministerstwa Edukacji Narodowej dla poprawy kondycji umysłów i ducha młodych Polaków i ich nauczycieli, ale i tu poprawa okazała się chwilowa. Po staraniach min. Ujazdowskiego, który chciał ginąć za Gombrowicza, wicepremier Giertych został publicznie skopany a kanon lektur bez Jana Pawła II, Sienkiewicza, Dobraczyńskiego, Dostojewskiego, ale za to od samej p. min. Łybackiej, przywrócony.

Dla równowagi, w ramach jednoczenia koalicji, wezwano LPR do lojalności. Tak samo jak Samoobronę, której szefa ze względu na super operację CBA pozbawiono posad rządowych, nieomal nie zakuto w kajdanki, oraz wezwano do zrzeczenia się immunitetu. Tak – prawo, sprawiedliwość, konsekwencja i lojalność to podstawa sprawnego rządzenia. I stymulowanie mas. Czy z tego powodu słowa najwyższej pochwały co do profesjonalizmu, odebrał od Premiera Stanisław Janecki szef tygodnika „Wprost”, który nie raz dawał dowód niechęci – delikatnie mówiąc – do naszego Kościoła i historii (co świetnie dokumentuje niezawodny prof. J.R. Nowak)?...
                                                                                               ***
Kolejny atak na założyciela autentycznie niezależnego „imperium” medialnego - o. Tadeusza Rydzyka (>uderzajmy razem, w końcu Radio bez o. Rydzyka stanie się faktem<) nie udał się. Mimo „kloacznych” ekspertyz nademocjonalnych internacjonalnych elit; mimo impertynenckiego Centrum Wisentahala, które uznaje jak widać, że eksponowanie na stronie internetowej nazwy „polskie obozy koncentracyjne” jest na miejscu, a sformułowanie „żydowskie lobby” (nie wnikam, czy padło z ust o. Tadeusza czy nie) kwalifikuje jako „antysemityzm”. Można zapytać: a sformułowanie „polskie loby”, wezwanie do „upokarzania Polski”  tudzież gruboskórne ruchy ambasadora mocarstewka atomowego z Bliskiego Wschodu to antypolonizm czy nie - wrzaskliwi lobbyści?... Tyle tylko, że o ile hucpy różnych Centrów i ich agend jest brzydkim lewym standardem, o tyle zaangażowanie Ambasadora Izraela świadczyć może o „nowej jakości”. O ujawnianiu skoordynowanej akcji zamykania ust każdemu, kto śmie nie śpiewać ze skrajnie totalnych filożydowskich partytur. Zapewne przypadkiem jest, iż pierwsze sygnały w tej odsłonie antypolonizmu wyszły od Michaiła Margelofa - przewodniczącego klubu konserwatywnego europejskich demokratów a zarazem Przewodniczącego Komisji Spraw Zagranicznych Izby Wyższej Parlamentu Rosji, który przygotował Raport Rady Europy w sprawie antysemityzmu, pleniącego się jakoby w polskim, katolickim Radiu Maryja, którego w jego kraju i gdzie indziej to ani, ani.

Sprawa szyta jest brzydko pachnącymi nićmi a adresaci oskarżeń (wysysanych z mlekiem matki?), niepodatni, wierzymy, na fałszywki i hucpy tego kroju, aby zło przemogło.
                                                                                              ***
Ale jednak coś się udało. Udało się zasiać wątpliwości a nawet podejrzenia co do czystości gry tam, gdzie duża cześć Polaków pokładała nadzieje na powrót uczciwości, patriotyzmu, skuteczności w odbudowie ładu cywilizacyjnego. I to w czasie, kiedy przyspieszenie w budowie nowego ładu europejskiego i światowego jest bardzo wyraźne. W czasie, kiedy przemyślenia, decyzje, wybory, będą skutkowały daleko w przyszłość i na pokolenia.
                                                                                              ***
Analitycy mówią o wypaleniu się PiS-u i rezygnacji. W tej odsłonie. Komentatorzy podejrzewają chęć zawłaszczanie całej puli dla braci Kaczyńskich, bądź grę na naprzemienne rządy z PO. Lewość przebiera nogami i młóci językami licząc, że koalicja załamie się i ONI kolejny raz pokażą jak wygląda postęp. Dlaczego zatem i my nie moglibyśmy sobie pozwolić na wariancik? Na wizję pesymistyczno-optymistyczną. Na minusy plusowe w postaci majstersztyku antypolskiej intrygi: „Zacofanego” abpa Stanisława Wielgusa – załatwia się wrzaskiem plutonu Pożytecznych katolików. Czyszczącego u fundamentów Giertycha – Ujazdowskim. Urywającego się wcześniejszym sponsorom Leppera – CBA.  Prezydenta – lewymi entuzjastkami żony (Monika Olejnik jako admiratorka p. Kaczyńskiej – paradne). Jarosława Kaczyńskiego – chwalbą Janeckiego i konfliktem z RM. Naturalną, uczciwą, obronę narodowych interesów („lobby”?)  – międzynarodowym wrzaskiem o „nacjonalizmie”, „ksenofobi”, „antysemityzmie”, „kloacznymi” wyzwiskami lewizny, różnymi Centrami, ambasadami, Komisjami, Trybunałami; itd. A Służby nadziemne – podziemnymi...
                                                                                            ***
- Gdzież tu zatem miejsce na optymizm i plusy?... Ano, w samym - wyżej przedstawionym - wariancie tkwi możliwość oczekiwania, iż gra zostanie przejrzana. Bo gdyby miało być inaczej.... Horror i beznadzieja. Chociaż nie - nigdy tak nie było, żeby było beznadziejnie  - przyznacie państwo.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Wirtualna Polonia 31.07.07; USOPAŁ 7.08.07; Myśl Polska nr 33-34 z 19-26 08 2007r.


Ludzie do ludzi

Głośny abp Józef z Lublina zechciał niedawno, analizując okazjonalnie stan braterstwa między ludźmi w Polsce, dostrzec: „Bardzo często mamy raczej kandydatów na samozwańczych prokuratorów, pełnych zapału śledczych, oskarżycieli, którzy nie troszcząc się, jak brat będzie przeżywał, ale usiłują formułować ogólne wnioski, które ranią, są niesprawiedliwe, w elementarny sposób naruszają zasady kultury” (Nd. L.29.07.07) A  i naczelny rabin RP przypomniał, iż nasz czas to: „Życie wypełnione miłością dla każdego człowieka, szacunkiem dla każdego jako dla dzieci Bożych”. (Ib.) - Czyż wolno przechodzić obojętnie wobec takich słów?...

Ani chybi zatem tuż tuż ekspiacja Pożytecznych tudzież genetycznie nademocjonalnych, których nie raz ponosiły podmuchy historii tak niefortunnie, iż obnażały szkaradne deformacje. Zapewne wykażą „miłość i szacunek do człowieka” i prawdy, zapalczywie kamienujący  abpa Wielgusa tudzież recydywiści walki z Radiem Maryja i o. Rydzykiem. Nie będzie głuchy p. Smolar od „kloacznych słów” i p. Jastrun wyzywający karnie m.in. prof. Nowaka od „umysłowych pokrak”, „wydalający gdzie popadnie” swoją wiedzę w niemieckim tygodniku. Może dołączy p. Bajer od „chwastów” z RM i specyficznie ważonej Etyki Medialnej? Oraz Filo-Centra i p. Peleg - ambasador Izraela ( już z domu) za nieuprawnione, skandaliczne, mogące rodzić wrogość, uczynki.

Oni, oraz wiele innych figur i pionków - na wymienianie których nie ma tu miejsca - powinni wiedzieć, że akcja rodzi potężniejącą świadomość postponowanych, iż ataki, pełne obłudy, na Kościół rzymskokatolicki, na ksenofobiczny jakoby patriotyzm, próby uciszania autentycznie niezależnych mediów - to fragment śmiercionośnych ataków „cywilizacji” destruktorów na cywilizację łacińską.  Przemogą?...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Wirtualna Polonia 02.08.07; Myśl Polska nr 33-34 z 19-26 08 2007r.


Rwactwo  

Coraz więcej ludzi, również owładniętych ongiś uczuciami filo, ze zdumieniem dostrzega istotę postępowej definicji tzw. antysemityzmu. Otóż najpierw nowatorsko przenicowano  samo pojęcie: Jest nim każda postawa – również bierna – nieodpowiadająca agresywnym środowiskom żydowskim. Zresztą nie tylko im. Wykuwanym starannie w XX w., Młotem na Czarownice, zręcznie posługują się różni kowale własnych interesów. Niestety, mają oni do dyspozycji liczne oddziały głośnych gojowatych najemników, którzy każdemu „sponsorowi” gotowi są wejść...no, mniejsza gdzie. - Piszemy o mnogich Pożytecznych, ponieważ nie śmiemy pomyśleć, że to sami Zakorzenieni obsadzili tak szczelnie medialne reduty. I nie tylko medialne.

Po zarejestrowaniu w indoktrynatorach owego przedefiniowania, „antysemityzmem” okleja się szczelnie niepokornego osobnika, organizację, jeżeli trzeba - rząd, a następnie obdziera z „rasistowskiej” skóry – jak np. o. Tadeusza Rydzyka. Na razie jeszcze werbalnie. Z dużą wrzawą - od Zachodu po Wschód – tzw. opinii publicznej jakoby nawróconych. Ale postęp ma to do siebie, że bez pardonu przeć musi; zatem przyjdzie zapewne dawać ciała, a może nawet i głowę, jeżeli jakieś Centrum bądź Komitetu WSKAŻE.

Pytanie fundamentalne: Kto ma skorzystać – chociaż niekoniecznie za chwilę - na wywołaniu autentycznych waśni, które upomną się o daninę nowych nieszczęść; jak zwykle u najsłabszych i najmniej winnych?...

Odpowiedzi na  inną zagadkę– jak rozumieć i oceniać rozkołysanie polskiej rzeczywistości – trzeba szukać spokojniej przez jakiś czas. Ważą się słowa, deklaracje i czyny. Autentyczne przeszkody z pozorami. Poświęcenie i patriotyzm z egoistycznym rwaniem. Wielkość z lichotą. Trzeźwość z amokiem. Umiejętność manipulowania z podatnością na prowokacje.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 35 z 2 09 2007; Wirtualna Polonia 29-08-2007

Z codzienności do wieczności. Od Manopello po Rakowiecką

Kilka tygodni temu pisałem o lękliwej nauce w kontekście bojaźni łódzkich politechników przed kontynuowaniem poszukiwań tajemnic bytu w konwersatorium „Bóg i nauka”. Odnotowałem wtedy  , iż wielkie zainteresowanie wzbudziło spotkanie z kopią „Całunu Turyńskiego” – z jego niezwykłą, do tej pory nieodgadnioną „technologią” zapisu męskiej postaci, na starożytnej tkaninie. Pisałem o naukowej penetracji tajemnicy włókien lnu poddanego nieznanym procesom, o błędach w użyciu metody węgla - C14. Wspomniałem również o tak wielkim gazetowym szoku, że ekspressowa dziennikarka nie potrafiła (?) zrozumieć istoty niektórych wywodów i potraktowała je jako „kontrowersje”. Wyraziłem przypuszczenie ( i go podtrzymuję), iż organizatorzy ( z wyjątkiem jednego) jakby przestraszyli się wejścia na zbyt „niepoprawny” obszar.

Łatwiej jest jednak wskazywać, dopominać się, krytykować; znacznie, znacznie bardziej wymagająca jest realizacja – to prawda. Najtrudniej jednak przełamywać utarte schematy, przyzwyczajenia, dogmaty, wychodzić z wymoszczonych nisz, w których usadawiamy się w ciepełku aktualnych standardów.

A zagadek do penetracji „szkiełkiem i okiem” nie brak.

Tajemnica turyńskiej materii, nie jest jedyną z jaką przychodzi zmierzyć się współczesnemu, zdyszanemu w pogoni za sukcesem człowiekowi, naukowcowi. Przebija się do ludzkiej świadomości - wolno, bo wolno, ale jednak - cud niezwykłej tkanki mięśnia sercowego i pięciu grudek krwi - o grupie zgodnej z krwią na Całunie - w jaki miały zmienić się przed 1200 laty chleb i wino eucharystyczne w Lanciano we Włoszech i trwać w niezmienionym stanie fizyko-chemicznym, mimo oddziaływania przez wieki atmosfery, biologii, praw fizycznych.

Mniej natomiast znane jest Volto Santo, czyli Święte Oblicze z  niedalekiego małego Manopello w Abruzji.
                                                                         
Utrwalone oblicze mężczyzny, o cechach w niepojęty sposób porównywalnych ze szczegółami znanymi z Całunu Turyńskiego, różni się w zasadniczy sposób tym, iż oblicze jest wyraźne, a oczy otwarte. Użyte słowa: „utrwalone oblicze” jest wyrazem bezradności nauki, w ustaleniu sposobu, w jaki powstał obraz na specyficznym, niezmiernie delikatnym – wręcz przezroczystym - materiale, wykonanym z morskiego jedwabiu – bisiorze. Najdroższej tkaninie starożytnego świata, wykonywanej z niteczek (czy to dobre określenie?...) wysnuwanych przez małże a łączących je z „pępowiną”; tkaniną obecnie już unikalną. Otóż na bisiorze nie daje się malować. Ta przędza jest niepalna, opiera się działaniu alkoholu, eteru, słabych roztworów ługów i kwasów. Nie daje się farbować, a jedyną barwę, którą można uzyskać –  brązowozłotą - otrzymuje się przez kąpiel w kwasie cytrynowym. Jak zatem, kiedy, w jakich okolicznościach zostało przekazane przez wieki do naszych czasów owe Święte Oblicze – oblicze Zmartwychwstałego – starał się dociec znany niemiecki dziennikarz i pisarz Paul Badde. Publikowane przez niego relacje (np. w die Welt), spotykały się z dużym zainteresowaniem i poważnym potraktowaniem  - o dziwo - nawet w pismach lewicujących. Całość dotychczasowych starań z bardzo interesującą konkluzją Badde zawarł w książce: „Das Muschelseidentuch. Auf der suche nach dem wahren Antlitz Jesu” – Ullstein Buchverlage GmbH Berlin 2005. (Polskie wydanie: „Boskie Oblicze. Całun z Manopello” -  Polskie Wydawnictwo Encyklopedyczne, Polwen,, Radom 2006)

Tą książkę, oraz „Oblicze Chrystusa. Od Całunu Turyńskiego  do Chusty z Manopello” o. Andreasa Rescha CSsR, polecam wszystkim poszukującym a nie poddającym się współczesnemu jazgotowi „materialistycznych, naukowych” dogmatów.
                                                                                                ***
Tu w Ojczyźnie wre walka, zwana polityczną. Służby dwoją się i  troją. W mediach postępu do ataku grają. Obcy i swoi okładają się niemożebnie; Pożyteczni wyciągają stare fobie i „trumny” dla jednoczenia przez dzielenie (patriotyczne – oczywiście!). Badać i wskazywać gdzie wróg a gdzie przyjaciel trzeba, a nie o jakiś Całunach, Chustach pisać... – Pomyłka, oszołomstwo, czy co?...

Otóż nie. To zwykłe przypomnienie, że  w jakie szaleństwa nie wciągałby nas tzw. świat realny, oferując amnezję co do istoty i sensu naszego trudu tu i teraz, zawsze patrzy na nas Ten, Który JEST. Od początku po kres. Po kres naszych „pragmatyzmów”, szarpań, kombinacji, fachowych analiz czy całkiem pomrocznych słowotoków. I przed Jego obliczem przyjdzie zdać rachunek. Również z łajdactw, również ze swych  naiwnych, lękliwych bądź aroganckich samousprawiedliwień taktycznych niecności.

I jeszcze jedno – w Warszawie, przy ul. Rakowieckiej, w Sanktuarium u o.o. Jezuitów, po wielu perturbacjach spoczęły relikwie człowieka, któremu świadomość Oblicza  Jezusa dała siły w czasach próby. - Św. Andrzej Bobola, męczennik, „uzdrawiacz od stóp do głów”, od  a.D. 2002 jest patronem Polski, ( obok św. Wojciecha i św. Stanisława). Niezwykłe wydarzenia wiążą się z Jego życiem i historią pośmiertnych objawień – w tym wizją wskrzeszenia Polski z 1819r. (por. tyg. Źródło 33/2007) Ta wizja jest wciąż aktualna.

Sanktuarium przy Rakowieckiej. To niedaleko. Znacznie bliżej niż do Manopello. Problem w tym, że i tam i tu, w prośbie o dobro Ojczyzny, trzeba zgiąć kolana. I kark. Jak zwykle...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 36 z 9 09 2007r.


Jaja czynne całodobowo

Tytuł z szyldu na giełdzie towarowej. Jest popyt – jest podaż. Jest wziętość na ściganie „antysemityzmu”, „nietolerancji” i „oszołomów” – proszę bardzo. Pluton tzw. intelektualistów strzela a ich media niosą mowę postępowych emocji. „Mowę kloaczną”, wg p. Smolara. Jest popyt na utrącenie Biskupa – proszę bardzo, lecą donosy do samego Papieża. Podobnie jak na Redemptorystę, który ośmielił się stworzyć konkurencyjne środki komunikacji społecznej. I nic to, iż ani w jednym ani w drugim wypadku nie osiąga się sukcesu - sprawa kamienowanego Arcybiskupa nie jest zakończona; natomiast o. Rydzyka Benedykt XVI przyjął i błogosławił Dziełom Zakonu. Boleści egzystencjalne tak doskwierają lewości, iż męskie i damskie zwieracze nie zatrzymują pospolitych chamstw, cynicznych fałszywek, najgłupszych tłumaczeń.

Pomińmy litościwie ogarniętą obsesją antyrydzykową kobiecinę z Rzepy, specjalistkę od „katolicyzmu”, ale np. pan zwany od lat czemuś „profesorem”, wynurza się GazWyb: „Mnie nie interesuje świat myśli ojców redemptorystów. /.../ Dlaczego mam brać pod uwagę, co sobie myśli prowincjał redemptorystów, a nie to, co uważa kilkunastu księży profesorów, jezuitów czy dominikanów, którzy podpisali apel”  (przeciw o. Rydzykowi – kn). Bidak nie pojmuje, że przeciwstawia garstkę postępowo nawiedzonych, niepomiernie większej ilości rozumiejących obłudę i fałsz oskarżeń -  profesorów świeckich, duchownych, Biskupów, Prowincjała o.o. Redemptorystów wreszcie Generała całego Zakonu i samego Papieża? A nawet dwu – boć przecie słynne JP II: „Ja Panu Bogu codziennie dziękuję, że jest w Polsce takie Radio, co się nazywa Radio Maryja”, żadnymi zatwardziałymi stękami nie da się anulować. Ale cóż – jest popyt, jest podaż. Jaja czynne całodobowo. I ślinianka.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 36 z 9 09 2007r.; Wirtualna Polonia 2007-08-18


Plugawienie

Wrzesień. Akurat mam sposobność biernej ulicznej obserwacji powracających z inauguracji roku szkolnego młodziaków. - Wiek? - Chyba gimnazjalno-licealny. Chłopcy i dziewczęta. Można momentami rzec – ładna młodzież. I tylko kiedy przechodzą tuż, kiedy można usłyszeć strzępki rozmowy, prawie za każdym razem wionie najordynarniejszymi smrodem językowym....

Nie byliśmy najświętsi. Zdarzało się i nam nie zdzierżyć, ale było jakieś tabu: miejsca publiczne, obecność koleżanek... Teraz młodzi troglodyci już nie mają oporów. „Róbta co chceta”. Jeżeli wmówieni im medialni idole - „bohaterowie” obscenicznej „kultury” i rozrywki oraz lansowani trefnisie życia publicznego, swoją „elitarność wykształciuchów” z nadania demaskują raz po raz kabotynizmem, chamskim czy grypserskim słownictwem; ba – kiedy tatusiowie i mamusie nie są od tego, aby wydalić tzw. mocne słowo, bo inaczej nie potrafią wyrazić „dorosłej” ekspresji – to niby dlaczego te szpanujące dzieciaki miałyby mieć zahamowania?

Skąd to powszechniejące i powszedniejące – w słowach i czynach - splugawienie? - Z pustki po prawdziwych elitach łacińskiej cywilizacji? - Metoda na obezwładnianie społeczeństw, przez ukierunkowanie na prymitywny materializm ze stymulowaniem sexizmem? - Kontrola przez demoralizację? – jak pisał prof. Iwo C. Pogonowski przedstawiając książkę rabina Sama Dresnera „Czy rodzina może przetrwać w pogańskiej Ameryce?”...

Czy rodzina, czy przyzwoitość, honor, piękno, prawda, przetrwają, skoro nowy światowy ład kleci barbaria w pawich piórkach postępu? Czy wytrwa w demoralizowanej przez lewactwo duchowe Polsce, skoro nawet w winnicy katolickiej i narodowej bezczelnieją lisy?...

W lipcowych i sierpniowych pielgrzymkach a. D. 2007 na Jasnej Górze Polacy ślubowali wierność.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Wirtualna Polonia 2007-09-05; Myśl Polska nr 37 z 16 09 2007r.


Reportaże z codzienności. I Ty możesz być terrorystą!

W cieniu głośnych zmagań o naprawę Rzeczpospolitej, również -  a może szczególnie – w obszarze jurysdykcji, gdzieś na dole toczą się ciche wojenki o sens prawa i sprawiedliwości. I o dbałość o dziedzictwo narodowego. Jeden z przykładów niechaj dotyczy kłopotów autentycznych kolekcjonerów na przykładzie jednego z nich – zbieracza z P.

Krzysztof K. od dzieciństwa miał zdecydowane hobby, a może nawet trzeba użyć słowa: pasję. Pasję kolekcjonerstwa staroci. Z biegiem lat zbieracz swoją wiedzą dotyczącą eksponatów i wyobraźnią związaną z kontekstem odszukiwanych przedmiotów, mógł imponować nie tylko dyplomowanym biegłym w przedmiocie, ale i autorom powieści historycznych.

Krzysztof K. po prostu wkładał serce w swoje poszukiwania, odnajdując i przywracając dla potomności szczątki naszej przeszłości. Jego zbiory staroci - w tym odznak, medali, militarii rozrosły się tak, iż kolekcjoner-pasjonat użyczał erudycji i eksponatów również przy organizowaniu licznych okolicznościowych wystaw – w tym w ramach programu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, o czym świadczą dyplomy i listy z podziękowaniami. I właśnie fragment jego zbiorów – militaria - miał stać się przyczyną kilkuletniego, bulwersującego nękania przez tzw. aparat sprawiedliwości rejonowej.
                                                                        
Mimo, iż status kolekcjonerów militariów nigdy nie był zbyt pewny – prawo do chwili obecnej jest - delikatnie mówiąc - ułomne,  nawet Stan Wojenny nie rzucił podejrzeń na sens i rodzaj zbiorów. Dopiero „za demokracji” trzeba było nowobogackiego sąsiada, który przegrał proces o przysłowiową miedzę z p. K., aby zbiory stały się podejrzanym „arsenałem terrorysty”.

Po „zapodaniu” uzbrojona grupa policyjna, z kamerami oczywiście (sukces! sukces!) przeszukała mieszkanie. Już wtedy dało się odczuć, iż funkcjonariusze zaczynają rozumieć, że zostali wpuszczeni w maliny, ale machina ruszyła. Młody policyjny biegły pobrał śpiesznie i chętnie do ekspertyzy kilkanaście oczywistych eksponatów i destruktów ( z których zresztą większość po jakimś czasie z zawstydzeniem, cichutko zwrócono właścicielowi). Rozpoczęło się typowe w tej materii dywagowanie czy akcesoria są sprzed 1850 roku, czy też po tej dacie.

- Laikom należy się wyjaśnienie, iż prawo na on czas przyjęło cezurę roku 1850 dla kwalifikowania sprawnej broni jako zabytkowej nie wymagającej pozwolenia i taką na którą pozwolenie mieć należy. - Dlaczego akurat 1850, głowią się ludzie? Nie wiadomo. Rzecz gmatwa również Ustawa o broni i amunicji z 21 maja 1999 r. (Dz. U. 53/99), w której pomiędzy art.5 i 7. rozlewa się kłębowisko sprzeczności - sprawy fachowcom znane. Ta niezbędna dygresja, pokazuje jak płynne i wymagające staranności oraz dobrej woli są te sprawy, które mogą krzywdzić uczciwych hobbistów, oraz tworzyć określoną atmosferę wobec werdyktów sądowych.
                                                                     
Wróćmy jednak do problemu, przed którym stanęła Rejonowa Prokuratura i Temida.
Po kilku latach namysłów sąd doszedł do wniosku, że szkodliwości społecznej nie ma, część kolekcji należy zwrócić, a resztę – na wszelki wypadek – zatrzymać.

- Dlaczego zatrzymać? Znowu trudno pojąć, ponieważ okazy zostały pozbawione cech użytkowych i nie nadawały się do „bitewnego” użycia; chyba, jako kijaszki do szturchania wroga... Nie satysfakcjonowało to pokrzywdzonego takim obrotem zbieracza, który odwołał się od wyroku, prosząc jednocześnie o powołanie dodatkowego biegłego oraz okazanie przedmiotów na rozprawie, licząc, iż ich widok do końca uzmysłowi prokuratorom (zmieniającym się) i sądowi nad czym naprawdę rozprawiają.

Biegły – rzeczoznawca MKiDzN - rzetelną opinię oddającą istotę spraw złożył na piśmie. I chociaż przedmiotów nie wyłożono, wydawało się, że teraz udręka pasjonata dobiegnie kresu. Gdzież tam - po następnych miesiącach prokuratura postanowiła wykazać się srogością, a młoda asesorka sądowa brakiem zalęknienia wobec tak groźnych przestępców: Pół roku w zawieszeniu na dwa lata, grzywna za posiadanie... materiałów wybuchowych. Czyli szczypty czarnego prochu i kilku historycznych, kolekcjonerskich naboi, których posiadanie np. w Czechach jest przedmiotem legalnego obrotu handlowego osób powyżej 18-go roku życia.

Taka „fachowość” i „pryncypialność”, kosztująca nerwy zwykłych ludzi, czas i pieniądze podatników, a bywa dewastujące unikalne egzemplarze, musi rodzić zdziwienia i pytania - dlaczego? Dlaczego „syndrom Kluski” powielany jest nadal w różnej skali i na różnych poziomach, rodząc podejrzenia, iż sprawiedliwość nadal różne ma imiona. Czy tylko kompetencji i profesjonalizmu ?...
                                                                                               ***
Jestem jeszcze winien wyjaśnienia tytułu. Otóż w świetle srogich interpretacji rozkojarzonego prawodawstwa i głowienia się wymiaru sprawiedliwości w tej materii, posiadacz rury i petardy też może zostać nielegalnym posiadaczem broni - zatem potencjalnym terrorystą. Tak! Art. 7 wspomnianej uprzednio Ustawy o broni i amunicji – jakby niepomny definicji wcześniejszego art. 5 stwierdza, iż bronią staje się „urządzenie, które w wyniku działania sprężonych gazów, powstających na wskutek spalania materiału miotającego, jest zdolne do wystrzelenia pocisku lub substancji z lufy albo elementu zastępującego lufę, a przez to rażenie celów na odległość.” (Na jaką odległość ustawa nie precyzuje.)

Wszak każdą rurkę można porządnie zaślepić z jednej strony, napełnić „materiałem wydzielającym gazy na skutek spalania”, włożyć kamyk, zaszpuntować i miotnąć wsad – czyli „razić na odległość”. Jako dzieciaki robiliśmy to nieraz (bez prochu!), do czego przyznaję się, ze względu na przedawnienie owych „terroryzmów”. A co może posiadacz legalnych petard, lepiej nie mówić – to może być rzeczywiście niebezpieczne.

W tej sytuacji koniecznym może okazać się policyjny przegląd domowych rurek, metalowych puszek, zapasu zapałek (i innych materiałów „wydzielających gazy na skutek spalania)” tudzież  wymóg posiadania pozwoleń na broń przy zakupach niektórych akcesorii w sklepach hydraulicznych. - Al-Kaidzie mówimy twarde, rejonowe – NIE!
 
- Tylko dlaczego ludzie uśmiechają się ironicznie i podejrzliwie stykając z  taką „fachowością”?...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 38 z 23 09 2007r.


Cierpienia starego wyborcy

No stało się to, co stać musiało, skoro Jarosław Kaczyński planuje zbudowanie silnej prawicy z segmentami ruchów katolickich, narodowych, ludowych. Swego czasu wydawało się, że będzie to blok kilku ugrupowań, z niezależnymi liderami. Nie wyszło. Szkoda, że dynamizm młodego Romana Giertycha, nie poszedł w parze z rozwagą i politycznymi talentami, które pogodziłyby wiele osobistości pod wspólnym, dobrze zapowiadającym się szyldem. Ale czy było to możliwe?... Z jednej strony – przyznajmy - wielkie indywidualności; z drugiej halsowanie od „zero radykalizmu”, „nie przyjąłbym Dmowskiego do LPR-u” i pomruków pod adresem Radia Maryja, po nieumiejętne rozegranie ostatniej partii, która przecież nie musiała skończyć się taką porażką. Powinna natomiast przynieść uspokojenie i zajęciem miejsca adekwatnego do siły, umiejętności i rozwojowych talentów młodzieży.

Trudno. Świat mknie dalej. I aczkolwiek nie da się zapomnieć kilku gorzkich momentów z życia PiS-u w Sejmie, z poczynań Prezydenta i inicjatyw jego Małżonki; choć nielekko rozgryźć brak determinacji w uporządkowaniu mediów publicznych – szczególnie na obszarze bezstronnego rzetelnego i sensownego podawania newsów w głównych wydaniach; mimo że irytuje zbyt flegmatyczne powściąganie antypolonizmów, działań godzących w Polaków i polską rację stanu - to za każdym spotkaniem z furią pustosłownych lewych ataków, z czarnymi PO-bilbordami, z prymitywnymi klipami w TV, wzrasta przekonanie, że jeszcze raz należy spróbować udzielić kredytu zaufania temu – oby szeroko ogarniającemu prawych Polaków - ugrupowaniu. Z nadzieją, że wytrwała, sprawna polska ręka obroni swój dom. Swoją łacińską cywilizacje.  I będzie wierna swojemu Kościołowi.
.
Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Wirtualna Polonia 2007-09-09; Myśl Polska nr 38 z 23 09 2007r.


Przeszłość - przyszłości. Szmalcownictwo

Ongiś – w czasie II Wojny Światowej -  szmalcownictwem określano nikczemne czyny, polegające na czerpaniu korzyści z szantażowania zagrożonych śmiercią Żydów. Ukrywanych przez wieśniaków i mieszczan, przez ludzi prostych i tych, którzy uniknęli „okorowywania” od hord obydwu najeźdźców – niemieckiego i sowieckiego; przez świeckich  w ich domach, stodołach, ziemiankach, na strychach; przez siostry zakonne w klasztorach; przez duchownych; przez dziesiątki, setki tysięcy ludzi dobrej woli. Ratowanych mimo kary śmierci, stosowanej jedynie w tym miejscu okupowanej Europy za czyn chrześcijańskiego miłosierdzia i ludzkiego odruchu. Wielu z Polaków zapłaciło życiem za wierność zasadom cywilizacji łacińskiej opartej na Dekatalogu, każącemu dostrzec bliźniego w potrzebującym wsparcia. Bez zaglądania w metrykę, oczy czy... geny.

Niewiele minąć musiało czasu, aby uczucia niektórych z tych co przeżyli, czy ich samozwańczych plenipotentów, poczęły emitować gorycz, niechęć, nienawiść do ratujących. Ogarniając jadem fałszu coraz szerzej, szerzej Polaków en bloc, Kościół katolicki, nawet Watykan*. Ile w tym było chęci odwrócenia uwagi od własnych zaniechań bogatych Żydów amerykańskich (samobójstwo Szmula Zygelbojma); ile ucieczki przed ujawnieniem i samoświadomością zbrodni na braciach i siostrach oraz  draństw w służbie totalitaryzmów; ile cynicznego – strategicznego -  grania holokaustem dla konfigurowania układów globalnych; czy wreszcie ile nowego „pospolitego” szmalcownictwa przy nowych panach i przy nowych kasach?.. . - Myślę, że jest to splot tych wszystkich wątków, o proporcjach, na które należy poświęcać znacznie obszerniejsze i specjalne opracowania. I takie zresztą powstają (trudno nie wspominać wciąż np. na niestrudzonego dokumentalistę - prof. J. R. Nowaka), przeważnie skrzętnie zmilczywane przez medialnych decydentów postępu w „ekumenizmie” i „tolerancji”. Pojęć hucpiarsko, specyficznie, definiowanych przez nich samych. I wspieranych przez  zakorzenionych, wybiorczych naukowców - również obdarzonych tytułem historyka czy socjologa.

Od współpracy z NKWD, z Gestapo, z administracją niemiecką przy likwidacji gett, przez potulne przyjęcie i nagłaśnianie wersji „pogromowej” mordu kieleckiego przy ulicy Planty w 1946r, po podobne ustalanie „prawdy” Jedwabnego; od „News Cronikles” z 19 grudnia 1945r. („Dla polskich Żydów /.../ literki AK maja dziś to samo straszliwe znaczenie, co niegdyś SS”), od książki „Miła 18” Leona Urisa, przez sączonych latami w świecie antypolskich i antykatolickich fałszywek, mających wybielić „wykupionych” miliardami marek Niemców** i inne nacje a zohydzić, upokorzyć Polaków***, po dzień dzisiejszy, ciągnie się nienawistny spektakl przeciw krajowi, ongiś nazwanemu „Rajem Żydów” a obecnie upokarzanym, unicestwianym, dla ściągnięcia miliardów dolarów szmalu. Potężnieje obłudne, zakłamane pałkarstwo współczesnych antypolskich szmalcowników, używających również pretekstu ścigania „antysemityzmu”, dla zwalczania niepodległości, suwerenności „tego kraju”. Dla walki z konkurencją medialną – czego doświadcza chociażby Radio Maryja i Wyższa Szkoła Kultury Społecznej i Medialnej - dzieła ojców Redemptorystów: o. Tadeusza Rydzyka ze współbraćmi.

Ta nienawistna kampania, wzięta jakby ze sztuki absurdu, kieruje się banalnie prostą metodą: Kleci się stosowny „fakt medialny”. Interpretację powiela w ogromnej ilości powtórzeń przez chórki lewizny duchowej. Donosy mkną również do bratnich lewych mediów zagranicznych. Znane plutony „autorytetów”  i „elit” oddają publiczne salwy „porażeń” i „oburzeń” (dzięki nim zresztą można utrzymać tytuł „autorytetu” medialnego****). Do gry wciąga się jakieś żydowskie Centra,  Komitety, gazety, a nawet – ostatnio - ambasadora Izraela w Polsce. Następnie wzywa gromko do usunięcia przyczyny „niepokojów społecznych”, „nietolerancji”, „antysemityzmu” oraz  „podziałów”; również – szczerząc kły faryzeizmu - w Kościele. Standard lewych. Nie wyłączając katolewych rezydentów. I Gości.

Szczególny żal i pewne współczucie budzi, wpisywanie się do odgrywania ról w takich spektaklach ludzi, którzy z racji swego – wydawało się – poziomu intelektualnego, dostępu do wiedzy oraz zobowiązań etycznych,  religijnych, nie powinni dawać siebie na zgorszenie maluczkich.
- Dlaczego dają?... Często można się domyślać: Próżność, gwiazdorski egocentryzm, sybarytyzm, uwikłania, kwity w fartuszkach, na marynarkach, zwykłych flanelach; może demencja związana z wiekiem?... Przyszłość wyjaśni?....
                                                                                                ***
Przyszłość zapewne wyjaśni, skoro teraźniejszość dysponuje już środkami, zarezerwowanymi niegdyś dla specjalistów od szpiclowania, kablowania, donoszenia. Adam Michnik – ojciec nowoczesnego dziennikarstwa śledczego z nagrywarką w kieszeni – pokazał drogę. Gdyby nie ON, nie byłoby sprawy Rywina i „grupy trzymającej władzę”. Być może nie mielibyśmy taśm TVN i Beger, Guzowatego i Oleksego; wysłanników na wykłady o. Rydzyka w Toruniu i Wprost; Pożytecznych na otaczanych naturalną dyskrecją obradach Episkopatu i wynosików dla rozedrganego katolewego towarzystwa z Krakowa, Warszawy i kilku innych ambon. Czym pasionoby wałachy w zaprzęgu opinii publicznej (czyli elektoratu), gdyby zabrakło owej sieczki?
Kiedy agorowe, tefauenowskie, polsatowe, trybunowe wariacje na tle rzeczywistości same z siebie nie potrafią – mimo wszystkich stęków - zdemolować konkurencji ideolo-medialnej - Radia Maryja, trzeba do boju pchać kolejne rezerwy z podsłuchów.

A swoją drogą, czy upublicznianie nagrań bez zgody nagrywanych (jeżeli oczywiście nie jest to elementem procedury usankcjonowanej prawnie), emisja publiczna, po kradzieży, własności intelektualnej (wykłady), nie jest ścigana z urzędu ?
Dlaczego nie następuje automatyczna reakcja państwa na wyczyny osobników szkodzących naszej racji stanu, szerzących (bądź współdziałających w szerzeniu poprzez bierność) kłamliwych informacji, oczerniających Polskę i Polaków za granicami, rozkradających wspólna kasę defraudatorów, „prywatyzatorów”, demoralizatorów, dywersantów cywilizacyjnych i zwykłych łobuzów o lumpenmentalności ubranej w wytresowane sztuczki oratorskie. Osobników, niezależnie pod jaką skorupką kryją swoje złe intencje, wrogość, szkodnictwo naszemu państwu, powinno się neutralizować prawnie.

Nadęte nazwisko, poprzednie zasługi, wiek, status, mogą być okolicznościami łagodzącymi, ale wprzódy napiętnowany musi być czyn. Państwo dysponuje wszak aparatem do strzeżenia swego bezpieczeństwa i swojej godności. Od wydalenia persony non grata, infamię publiczną, po oskarżenie z kodeksu karnego i skazanie na grzywnę bądź więzienia.

Kilkakroć namawialiśmy prawych do odwagi na tym polu. Również na okiełzanie newsowych manipulatorów – szczególnie w TVP. Miałkość efektów jest pewnym rozczarowaniem. Chociaż zawsze zostają wątpliwości  na ile to opór materii i taktyczne priorytety a na ile brak determinacji czy nawet woli... To jednak temat na odrębne rozważanie.
 
Krzysztof Nagrodzki
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
* Zob. np. świadectwa zawarte w książkach:
a.    Godni synowie naszej Ojczyzny, Warszawa 2002
b.    Eugenio Zolli (były naczelny rabin Rzymu) – Przed świtem, Warszawa-Katowice, 1999
c.    Henryk Pająk – Strach być Polakiem, Lublin

** Dziennik izraelski „Haolam Haze” pisał w 1965 roku: „ /.../ Stosunek naszego rządu oparty jest na cynicznej transakcji, może najbardziej cynicznej od chwili, gdy Adolf Hitler proponował Brandtowi transakcję towarów za krew. Otrzymaliśmy pieniądze. Otrzymaliśmy pomoc. Sprzedaliśmy RFN-owi świadectwo moralności /.../ ” [ „S. Nowicki „Wielkie nieporozumienie”, za: J. R. Nowak - „Antypolonizm zdzieranie masek”  t.1 s. 9]

*** „Celem zmniejszenia odpowiedzialności za sprawę zagłady żydostwa europejskiego Niemcy Zachodnie starają się wmówić, że masakra Żydów jest tylko częściowo winą reżymu hitlerowskiego, który bardzo mógł zadziałać w tym kierunku, gdyby nie pomoc ze strony narodów podbitych” (sic! – kn) [Stanisław Mroczkowski, paryska  „Kultura” z 1966r., za: J. R. Nowak - „Antypolonizm zdzieranie masek”  t.1 s. 9]

**** Nie jest to do końca pewne. Pisałem już, że mimo usilnych starań na rynku filo-niemieckim i żydowskim pisarz Andrzej (TW) Szczypiorski doczekał się był określenia przez Abrahama Brumberga: „Obłudny antysemita”![ Jeszcze o stosunkach polsko-żydowskich - „Midrasz”, 12/98], a bronił Polaków przed furiackimi oskarżeniami Szczypiorskiego o „antysemityzm” ówczesny przewodniczący Rady Żydów w Niemczech – Ignatz Bubis, który przeżył zagładę w Dęblinie.

Publikacja: Wirtualna Polonia 2007-09-11; Myśl Polska nr 39 z 30 09 2007r.


Atuty wyborcze

Wybory! Wybory! Konwencje, konferencje, kongresy, zjazdy, podjazdy, wywiady, podsumowania, dokładania, klipowania, bilboardowania, analizy, syntezy, naciski, dociski, bomby, kapiszony, niewypały, lokomotywy, twarze, buźki, gęby. Gęby gotowe pluć na „ten kraj”  - nie od dzisiaj zresztą – gotowe judzić, napuszczać, oczerniać, warcholić, targowiczyć, łasić do każdego, kto da więcej, kto ma haka. Pragmatyzmy: Kwestia ceny. Kwestia alibi. Kwestia doboru słów.

... No i programy. Program wydrukowany to straszny dokument. I gdyby lud wyborczy poważnie chciał rozliczać swego faworyta z deklaracji – któż by się ostał?... Na szczęście informacje starzeją się w szalonym tempie. Tak jak i nasza wrażliwość na prawdę, na dobro wspólne, na sens. Wrażliwość...Ot, taka natrętna myśl... Dzisiaj nie sięgamy do wczorajszych obietnic, jeno do nowych sentymentów i nadziei. Nowych obietnic, nowej wiary. Zatem nowe konwencje, konferencje, buźki, gęby... Kto da więcej. Kto zaproponuje lepsze miejsce. Kto kupi, kto sprzeda... Jaką kartą zagrać?...

Oto mamy dawnego – jakoby dzielnego ongiś– opozycjonistę, którego handlowym pretekstem jest Radio Maryja. Tak! On nie może z PiS-em - partią, którą steruje, wg propagandystów, o. Rydzyk.

 - Bezsensowne alibi?
- Nie pierwsze, nie ostatnie. Ale toruje drogę do następnych uzasadnień. Do koalicji wszelkich wrogów tego odważnego obrońcy wartości, naszej cywilizacji łacińskiej, naszego Kościoła, naszej historii, naszego domu. Lewizno duchowa wszystkich zakamarków wyłaź i łącz się!

- No, dobrze, ale skoro lewość ma taki atut konfiguracyjności, takie internacjonalne wsparcia, to czego boi się? Dlaczego wrzeszczy? Czemu tyle codziennej sloganowej bylejakości? Zadecybelowanie konkretów?
Czy - mimo wszystko - swego....sumienia?...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 39 z 30 09 2007r.

 
Z codzienności do wieczności. Barbaria wsączalna

Upłynęło już sporo lat od czasu, kiedy w początkach uprawiania zagonku w tym felietonowym kąciku, pisałem, że walka o „tolerancję”, czyli starania o preferencje dla mniejszości, zakończą się wtedy, kiedy mniejszość zdominuje poprzednią większość, wchodząc w jej prawa. I o to przecie chodzi zawsze w hordach antyłacińskich. Walka toczy się na różne bronie i chwyty, dlaczego zatem cynizm i fałsz miałby być zaniechany w spisie oręża wrogów naszej cywilizacji.

Najlepiej wyłuszczmy rzecz na prostym, a jakże aktualnym przykładzie - „Walce o jedność Kościoła”. Tworzy się przyczółki na terenie przeciwnika. Dywersanci pełniący obowiązki  chrześcijan i katolików, organizują koterie, komórki, organizacje, środowiska, lobby, tytuły prasowe, czy okienka w istniejących młynach informacyjnych, „Jonasze” przenikają nawet do seminariów, zakonów, pną się po szczeblach. Osobnicy, ukazywani jak najczęściej w środkach masowej indoktrynacji, zabierają głos „w imieniu”; tworzy się pozór elity, autorytetu.

„Autorytety” następnie starają się uwiarygodnić stosowną kampanię – np. przeciw „Kościołowi przedsoborowemu” czy o.o. Redemptorystom i ich mediom z o. Rydzykiem na czele. Przykłady można mnożyć, ale ten - będąc od jakiegoś czasu najgłośniejszym - staje się aktualnie najwyrazistszym. Kiedy już wściekły zgiełk barbarzyńców osiągnie stosowny poziom decymbeli, w „imię jedności Kościoła” żąda się usunięcia powodu wrzasków. Po jakimś czasie niezadowolenie koncentrowane jest na innym fragmencie konstrukcji naszego starego łacińskiego Zamku. A dywersja wewnętrzna ma czynić, i czyni, atak znacznie skuteczniejszym – banał w teorii wojen. Wystarczy chociażby sięgnąć po klasyczne już analizy Dietricha von Hildebranda – „Koń Trojański w mieście Boga” i „Spustoszona winnica”. (Fronda, Warszawa, 2000). - No cóż, próby neutralizowania chrześcijaństwa, Kościoła rzymskokatolickiego  - tego najważniejszego szańca obrony  naszej cywilizacji łączącego ziemię z transcendentnymi „magazynami” zasilania, są logiczne i oczywiste. Nie znaczy to, że inne bastiony nie są podkopywane. (zob. np.: Eugenia Roccella, Lucetta Scaraffia – Wojna z chrześcijaństwem. ONZ i Unia Europejska jako nowa ideologia, Częstochowa 2006, czy Michel Schooyans – Ukryte oblicze ONZ, Toruń 2002)
                                                                                                     ***
Wielokroć np. zwracaliśmy uwagę na charakterystyczne przykłady kombinatoryki masowej. Chociażby na hasło „antysemityzm” w Wielkiej Encyklopedii PWN – wydawnictwa, które od początku lat dziewięćdziesiątych przeszło w prywatne ręce. [ Państwowe Wydawnictwa  Naukowe w 1992r. zakupiła  „międzynarodowa grupa inwestorów – Luxembourg Cambridge Holding Group (LCHG), która powstała w 1991 r. jako odpowiedź na przemiany w Europie Środkowo-Wschodniej.”] Korzystający z WE PWN już w drugim tomie spotkali się z szokującym wypełnieniem hasła „antysemityzm” zdaniem: „Najdrastyczniejszym przejawem wrogości do Żydów z lat wojny był mord w Jedwabnem (1941)...” (autor Daniel Grinberg) I tutaj ani słowa o niemieckich obozach koncentracyjnych i zagłady: o Auschwitz – Birkenau, Bełżcu, Treblince, Sobiborze, Chełmnie n. Nerem, Majdanku (tak!). Wg sztabu „encyklopedystów” Jedwabne było „najdrastyczniejszym przejawem” antysemityzmu!

Pisaliśmy również z zatroskaniem, i pewnym lękiem, o tym, iż miejscowi i internacjonalni funkcjonariusze - tropiciele  „klerykalizmu”,  „antysemityzmu” , „ksenofobii”, „polskiego szowinizmu” a nawet „faszyzmu”, faktycznie – poprzez swoje bzdurne oskarżenia i fałsze – sieją niechęć miedzy ludźmi, prowadzą do waśni. A każdy taki lewy duchowo szalbierz może schować swoje prowokacje, bezeceństwa, głupotę, za tarczą żydowskich korzeni; za osłoną np. „homofobii”; za pancerzykiem „dyskryminowanej mniejszości”; za „wolnością słowa” (bez odpowiedzialności) – i czuć się bezpiecznym.
                                                                                                     ***
Ten terror musi się skończyć. Barbarzyńcy demolujący z coraz większą zuchwałością pojęcie prawdy, przyzwoitości i sensu łacińskiej cywilizacji muszą zostać powstrzymani i odparci. Nie miejmy złudzeń - na takie hucpiarstwa i szkodnictwo systemowe można i należy odpowiadać równie systematycznie, energicznie, z determinacją. To konsekwentna, coraz bardziej odkrywająca swoje zamiary, bezpardonowa walka różnych cywilizacji. Tyle, że przy użyciu wolniej działających metod wyniszczania sił przeciwnika - poprzez przedefiniowanie pojęć; przez mieszaniu prawdy z kłamstwem, wsączaniu fałszywek i nienawiści przez Jeźdźców Tolerancji.

Od lat kilku, w tym miejscu, staramy się zwrócić uwagę na stworzenie systemowych rozwiązań ochronnych przed barbarzyńcami. Obrony metodami prawnymi i ekonomicznymi. Inicjatywa poszczególnych obrońców z załogi Zamku jest cenna i potrzebna, ale kiedy ilość, rozległość, perfidia formalna, fundusze, dostęp do rozglośni i determinacja wrogich kolumn jest wielka, to akcje indywidualne nie wystarczą. Trzeba uruchamiać systemy obronne. Dlatego pisaliśmy kilkakroć o jakimś Centrum Obrony Prawdy i Sensu, które monitorowałoby sytuację, przyjmowało i weryfikowało zgłoszenia o dywersjach, oraz reagowało na sabotaż cywilizacyjny - samo, bądź udzielając konkretnego wsparcia prawnego, medialnego, administracyjnego. Prawo natomiast poprzez szybkie oskarżenie, sąd (wyspecjalizowany, sprawny, uczciwy, bezkompromisowy w zwalczaniu dywersji antycywilizacyjnych, antypolskich, fałszywek mogących wywoływać nienawiść), pokaźne i odczuwalne grzywny oraz inne reakcje, mogłoby wyeliminować, a przynajmniej ograniczyć, szkody.

Wspaniale, iż w jednej z niedawnych audycji w Radiu Maryja wsparł ten pogląd wyrazisty głos znanego filozofa - prof. Bogusława Wolniewicza.  
                                                                                                  ***
„Barbarzyństwo” ( wg Małego Słownika Języka Polskiego), to: „/.../ okrucieństwo, ignorancja, brak okrzesania /.../

- ” Brak okrzesania... „Okrzesaniu” człowieka – budowniczego mądrość ku pożytkowi wspólnemu – nie wystarczą kursy jedzenia bezy, makijażu, „mowy ciała”, retoryki, a nawet quasi filozoficznego mędrkowaniania. Nie wystarczy nawet limuzyna z szoferem i służbą w wielkiej czy mniejszej rezydencji. Człowieczeństwo „okrzesuje”, wykrusza ignorancję, jego wola dążenia do poznawania prawdy w drodze do Prawdy – do swego Stwórcy. I o tym wiedzieli ludzie nawet „ciemnego Średniowiecza”, ponieważ wtedy jeszcze nie była rozsiewana tak łatwo jak teraz najstraszniejsza zaraza. Zaraza pychy. Karmiona różnymi szynyszynkami materialistycznej powierzchowności.
                                                                                                   ***
Czy determinacja sztabu obrońców Starego Zamku i jego licznych fortów w terenie wyda konkretne - zgodnie z deklaracjami wyborczymi, ze ślubowaniami przed Bogiem i Narodem - owoce ?... Trzeba ufać, mieć swój udział  i...dawać baczenie, gdzie kończy się taktyka, fortel, dyplomatyczne konieczności, możliwości prawne, a gdzie wkrada zdrada. I modlić się, boć i tak wszystkiego – tu i teraz - nikt wiedział nie będzie.

Na szczęście jest Trybunał, przed którym nic i nikt nie ukryje się.
Niezależnie od tego czy ma paszport i alibi z Klubu Ateistów, Satanistów, Wolnomyślących,  Salonu, saloniku, partii, partyjki, służby specjalnej Wschodu, Zachodu, Południa, czy jeszcze jakieś tam...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 40 z 7.10.2007


Sentymencik ze zjazdu szkolnego

Myśmy przed chwilą jeszcze tu byli
To naszych rozmów gwar jeszcze brzmi
Tu nasze smutki
Nasze radości
To jeszcze my
Jeszcze my


Pamiętasz przecież tamte dziewczyny
które burzyły nasze sny
Ich oczy pełne słodkich tajemnic
A wokół
naturalnie
bzy

Nasze dziewczyny
takie nieśmiałe
drżące świeżością wiosenne liście
w parku gdzie cienie przemykają
A w górze
księżyc
Oczywiście

I zaplot dłoni
włosów muśnięcie
od rzeki ciągną zwiewne mgły
Pod niebem wielkim taka cisza
A w ciszy my
I tylko my

A mchy łagodne latem ścielone
zapamiętałe
szalone świerszcze
lasy cieniste
łąki kwieciste
pamiętasz
pamiętasz jeszcze

Pamiętasz jeszcze tamte dziewczyny
które i dzisiaj bywa burzą sny
na wyspach czasu spotykane
Bo my
to wciąż ci sami my
Ci sami my
Ci sami
Sami...
My...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 40 z 7.10.2007.


Wallenrodztwo (2)

Po wyborach 2005 i zaskakujących wygibasach taktycznych PO, przyszła mi do głowy hipoteza, iż odpowiedzialni przywódcy Platformy świadomi skomplikowania materii rządzenia (i – być może – konieczności sprostaniu innym zobowiązaniom), celowo oddali pole PiS-owi, aby mieć alibi, a i czas na dalszą naukę. Po dwu latach samozaparcie w sprawach ojczyźnianych nie maleje, a wallenrodyzm rozlewa się coraz szerzej.

- Donald Tusk i jego elity stawiają na standardowe okrzyki, gombrowiczowskie miny tudzież groźby, że z zlikwidują niegodziwości o. Rydzyka. A jest ich co niemiara: Udane inwestycje w media, szkolnictwo,  kulturę polską, sterowanie Rządem, Parlamentem, Episkopatem (ze światłymi  wyjąteczkami), „granie Watykanem” oraz mrocznymi siłami polskiej ksenofobii wysysającej antysemityzm z podrzucanych kości. Stare to, wyświechtane, ale przynajmniej nikt nie zarzuci, że się nie starali.

- Leszek Miller, w Samoobronie, skruszy zwierane szeregi części lewizny; rozdzielone ongiś wstrętnym moczaryzmem, a obecnie ogarniane powracającą falą pokolenia 68. I lożą B`nei B`rith, której priorytetem – wg anonsu ambasady USA - jest „zwrot mienia i kwestie związane z Radiem Maryja i TV Trwam”. „Kwestię” abpa Wielgusa rozwiązano uprzednio siłami własnymi Pożytecznych tubylców.

- Wszystko przebiło jednak osobista ofiara Aleksandra Kwaśniewskiego - uniwersyteckiego wykładowcy i poligloty z Kijowa. Upojna buźka charkowskiego goleniowca; twarz czy nawet morda LiD-u – jak  w rozczuleniu dostrzegł był Marek Borowski fizys przyszłego premiera (z koalicjantem PO?) - ukazywała się wystarczająco długo w telewizorniach, aby elektorat mógł dostrzec i zrozumieć.

- Ale czy pojmie? Czy te wszystkie poświęcenia nie pójdą na marne?
 Przekonamy się niebawem.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 40 z 7.10.2007.


Wallenrodztwo (3)

Dywersje w obozie lewizny duchowej - o czym pisaliśmy już poprzednio – nie ustają. Np. Pan Władysław Bartoszewski jakby niepomny siwego włosa i dawnych fragmentów życiorysu, wyprasza sobie, językiem nie do końca dyplomatycznym, inne rządy niż ukochanych platformersów. (Czy szczególna słodycz ust byłego  p o l s k i e go  ministra spraw zagranicznych zarezerwowana jest dla Izraelitów i Niemców?...)  

Niewtajemniczeni językoznawcy spekulują, iż może to wynikać z szoku pofuncyjnego, od czasu pozbawienia Pana B. – wybitnego znawcy awiacji – stanowiska przewodniczącego Rady Nadzorczej LOT-u, ale najprawdziwsza prawda jest inna – p. Władysław swoim postępowaniem wykazuje wyższość PiS-u nad PO. Tak samo jak wielki w brawurowych, nademocjonalnych szarżach Pan Stefan spiż Niesiołowski. Spiż, ryty czemuś przez dawną narzeczoną, dokumentującą sypanie w śledztwie przyjaciół z organizacji „Ruch”.

Nadal, nie wiedzieć czemu, nie jest docenione heroiczne wallenrodztwo byłego prezydenta. Po uzyskaniu pełnego zaufania LiD-u i eliminacjach w Kijowie, uzyskał możliwość pojedynkowania się z premierem Kaczyńskim (wielu twierdziło, że to ryzykowne i wbrew Kodeksowi Bohdziewicza) i ją wykorzystał. Spięty, nerwowo przerywający, sypiący standardowymi komunałami, punktowany celnymi, krótkimi prawymi przez kompetentnego i dowcipnego przeciwnika, w ostatnim  porywie przedrzeźniający jak przedszkolak (na co mu łagodnie zwrócił uwagę JK), zrobił co należało. A mimo to „eksperci” medialni, wybrany głos ludu, oraz kwiat dziennikarstwa postępowego uznał, że wygranym był europejski, otwarty, konkretny, ich ulubieniec Aleksander („Mordo ty nasza”!) Kwaśniewski.

- Tyle ofiarności na nic?... Powiedzcie państwo - jak można coś zrobić dla „tego kraju”?...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 41 z 14 10 2007r.

Być wolnym

Żyjemy w epoce ogromnego natężenia emisji informacji. Jest to również czas swoistej walki poprzez rynek medialny o odbiorcę, o przywiązanie go do konkretnego źródła wiadomości, do wykształcenia pożądanych nawyków w percepcji, analizie i rozumieniu rzeczywistości.
Ta specyficzna „gra rynkowa” przybiera niejednokrotnie niezwykle brutalne formy, tracąc z oczu zasady fair play; demolując prawdę, i - co najgorsze – podważając samą jej istotę. W zamian pojawia się zachęta: „każdy może mieć swoją prawdę” – a to z kolei rodzi trudności w rozumieniu głębszego sensu obserwowanych zjawisk, prawdziwych motywów wielu działań i ostatecznego ich skutku. Ludzie ogłuszani przez codzienność, hipnotyzowani przez miraże sukcesu definiowanego w obszarze materialistycznej wygody – tu i teraz, mogą stawać się niewolnikami bodźców.

„Być wolnym, niezależnym i być sobą – to ideały, ważne nie tylko dla dziennikarzy. Są wspólne dla ludzi, którzy mają ambicję duchowego doskonalenia się i wolę bezinteresownej służby. Człowiek uzależniony, zwłaszcza od zakłamania, nie jest w stanie być do dyspozycji drugiego człowieka i społeczeństwa.” – wskazuje ksiądz biskup Adam Lepa w swoim przesłaniu do uczestników konferencji: „Dziennikarz pomiędzy prawdą a kłamstwem”.

Chcielibyśmy zatem wrócić do podstawowych pojęć definiujących ład naszej cywilizacji oraz ukazać trudności w realizacji dziennikarskiego obowiązku służenia prawdzie, a przez to wolności.  

Sympozjum ma charakter otwarty, chociaż radzi bylibyśmy jak najliczniejszemu udziałowi ludzi mediów – i tych wielkich ogólnokrajowych, oraz tych działających na lokalnych, parafialnych obszarach.

Organizatorzy nie gwarantują noclegów.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 42 z 21 10 2007r.

Pęczniaki

Sezon wallenrodztwa w pełni. Okazuje się, że ukrytych patriotów – z których zaledwie kilku  przedstawiliśmy w poprzednich odcinkach - jest tak wielu, że ich prezentacja wymagałaby specjalnych opracowań.

O heroicznym  pęcznieniu Stefana Niesiołowskiego w stanie wskazującym, pisano tyle razy, że jego ujawnienie jest już oczywiste; tak jak i wymienionych przezeń mentorów - ks. Bonieckiego, o. Ziębę, dwu arcybiskupów /zob. „Jak ojciec Rydzyk prowadzi Kościół do zguby”, Dziennik 7.08.07/. (Brak w tym poczcie kilku mniejszych patriotów z niwy kościelno-ojczyźnianej, wynikł zapewne z typowo profesorskiego roztargnienia.)

W katalogu wallenrodków rozsadzających postęp nie można nie dostrzec kwiecia dziennikarstwa. Oddajmy honor ujawnionemu i relegowanemu z Polsatu Tomaszowi Lisowi,  nad którym znęca się  jakby niewtajemniczony Rafał A. Ziemkiewicz, zarzucając mu brak skuteczności w zwalczaniu prawych: („ /.../ nie o to mam do Lisa i lisowczyków żal, że są histerycznie  antyprawicowi,  ale że w tej histerii są tak bardzo bezpłodni” („Przemiana Tomasza Lisa, Rzeczpospolita, Plus Minus 29/30.09.07).
Pana C. Michalskiego należy natomiast przestrzec przed sformułowaniami a la Stefan N., zbyt jawne kompromitujące „Dziennik” wyświechtanymi zarzutami. (zob. „Rydzyk ciągle rośnie”, Dziennik 7.08.07).

– Panowie, czy czas na autodemaskacje? Tyle jeszcze roboty! Tym bardziej, że lewi kombinatorzy w prawych szeregach również nie zasypiają gruszek w popiele; ale o tym nie teraz.

Teraz, mimo wątpliwości czy to gra nami czy o nas – o Polaków, o nasz Kościół, o naszą cywilizację łacińską – trzeba jeszcze raz zaufać. To będą najtrudniejsze z dotychczasowych wybory – o bardzo bardzo dużo; ale czy mamy wyjście, poza wydawaniem napęczniałych jałowością okrzyków?...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska 10.2007

Być wolnym /2/

Żyjemy w epoce ogromnego natężenia emisji informacji. Jest to również czas swoistej walki poprzez rynek medialny o odbiorcę, o przywiązanie go do konkretnego źródła wiadomości, do wykształcenia pożądanych nawyków w percepcji, analizie i rozumieniu rzeczywistości.
Ta specyficzna „gra rynkowa” przybiera niejednokrotnie niezwykle brutalne formy, tracąc z oczu zasady fair play; demolując prawdę, i - co najgorsze – podważając samą jej istotę. W zamian pojawia się zachęta: „każdy może mieć swoją prawdę” – a to z kolei rodzi trudności w rozumieniu głębszego sensu obserwowanych zjawisk, prawdziwych motywów wielu działań i ostatecznego ich skutku. Ludzie ogłuszani przez codzienność, hipnotyzowani przez miraże sukcesu definiowanego w obszarze materialistycznej wygody – tu i teraz, mogą stawać się niewolnikami bodźców.
„Być wolnym, niezależnym i być sobą – to ideały, ważne nie tylko dla dziennikarzy. Są wspólne dla ludzi, którzy mają ambicję duchowego doskonalenia się i wolę bezinteresownej służby. Człowiek uzależniony, zwłaszcza od zakłamania, nie jest w stanie być do dyspozycji drugiego człowieka i społeczeństwa.” – wskazuje ksiądz biskup Adam Lepa w swoim przesłaniu do uczestników konferencji: „Dziennikarz pomiędzy prawdą a kłamstwem”.
Chcielibyśmy zatem wrócić do podstawowych pojęć definiujących ład naszej cywilizacji oraz ukazać trudności w realizacji dziennikarskiego obowiązku służenia prawdzie, a przez to wolności.  
Sympozjum ma charakter otwarty, chociaż radzi bylibyśmy jak najliczniejszemu udziałowi ludzi mediów – i tych wielkich ogólnokrajowych, oraz tych działających na lokalnych, parafialnych obszarach.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Niedziela nr 42 z 21 10 2007r. (ze swawolnymi poprawkami redakcji)


Reportaże z codzienności. Programy w zalewie

Kiedy ten tekścik ujrzy światło dzienne, będzie już po wyborach i przynajmniej niektóre sprawy wyjaśnią się. Na kolejną weryfikację deklaracji kampanijnych z czynami przyjdzie jednak poczekać. - A właściwie każdy dzień będzie ich weryfikacją... Tymczasem spróbujmy wspólnie wyłowić z zalewu słów i czynów sens programów niektórych ich emitorów.

                                                               *
Były prezydent „tego kraju”, przedstawiany jako przyszły premier Polski i aktualnie najwybitniejsza twarz lewości ( boć przecie chyba nie lewicy?...), nie raz ujawniając publicznie nabrzmiałe oblicze mężydła stanu, pokazał że jest trudno. Nasze podejrzenia, któremu dawaliśmy przekonanie w ostatnich odcinkach minifelietonów na ostatniej stronie, iż może być to efekt ofiarnego wallenrodztwa, zachwiała nieco wiadomość o egzotyczno-tropikalnej chorobie, utrudniającej życie Aleksandra K. i wpływającej od dawna na sprawność goleni, woli i analizy w ogóle. Być może również jego kamaryli – jeżeli infekcja miałaby być zjadliwa. Ponieważ w „tym kraju” nie zostawia się jeszcze ludzi w potrzebie mimo wysiłków różnych organizacji, lekarze zbadali sprawę. Nie ma niebezpieczeństwa epidemii - orzeczono A zewnętrzne, uboczne, skutki leczenie wydają się oczywiste: leki neutralizujące pasożyty są przecie na spirytusie. Zresztą jest to standard lewego neutralizowania wielu dolegliwości. Można rzec - norma programowa.
                                                                                              *
Z kolei rozmowa dziennikarza Krasowskiego z p. Donaldem Tuskiem: „Tusk o liberaliźmie, niechęci do salonu, aborcji i religii” ( „Dziennik”, 15-16.09.br) miała nieść pozory intelektualnych i moralnych wyborów na wyższym stopniu rozwoju. No i jak zwykle przyniosła. Pozory. Czy pozornie p. Donald zechciał zetrzeć się w przedwyborczej gorączce ze słuchaczami Radia Maryja i Telewizji Trwam? - Do postawienia ostatniej kropki w tym felietonie, nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że zanim kogoś przyjmie się na prawdziwe salony, powinien się wykąpać, włożyć możliwie czyste szaty i mieć coś dobrego, mądrego do zaprezentowania, a nie tylko cyniczną retorykę i pokrętne wizję. (Co zresztą świetnie wykazuje młot na czarownice postępu - prof. J.R. Nowak) Tym różni się salon od saloników lewizny duchowej. Wyprodukowała ci ona tyle pomyj na „Imperium” ojców Redemptorystów i o. Rydzyka, na wielką rodzinę słuchaczy zatroskanych o Kościół, Polskę, cywilizację łacińską, że pukanie do tego narodowego salonu jest hucpą. Zapewne towarzycho przyzwyczaiło się do standardu, iż szkalowany powinien znieść każde chamstwo, każdy fałsz, każde oplucie. W imię tolerancji, naturalnie. A tu gagatki jest inaczej - trzeba najpierw wykazać zdolność honorową: umieć przeprosić, zadośćuczynić, posprzątać, a dopiero oczekiwać zaproszenia. Ale czy to nie za trudne dla zinfantylnionych harcowników, zachłyśniętych programowo wmówioną cudnością?...
                                                                                                *
Tu zalewane uporczywie infekcje; tam wymęczone spotkanie Donalda Tuska z udziałem klaki peowyjców za plecami, z dziwnie łagodnym premierem Kaczyńskim ( a przecież miał tyle sposobności do nadziania przeciwnika na hak); ówdzie dobieranie się do łapowników, przekrętasów, „wykształciuchow”, walka o interesy, o godność Polski i Polaków – prawda, że jeszcze mało widoczna, szczególnie w newsach TVP - wywołująca frustracje i niepokoje funkcjonariuszy postępu... „Niech politycy dadzą nam święty spokój”? – wzywa bp P]ieronek. „Nie akceptuję kampanii na haki, to nie etyczne” - brzydzi się programowo i  antypisowo były sekretarz na łamach springerowskiej gazety. („Dziennik” 28.09.br.)

- Słusznie! Haki trzeba mieć na czarną godzinę. Przy właściwej zapobiegliwości i braterskiej krzątaninie - może ona w ogóle nie nadejść. Tymczasem należy pamiętać cenę jaj sprzed kilku lat, ale swej deklaracji: „Polskość to nienormalność”  i „mówienie prawdy nie jest cnotą” już nie. I to jest program. Strategiczny program postępu. - Czy tak Panie Tusk?...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Wirtualna Polonia 13.10.2007; Myśl Polska nr ...z 28 10 2007r.

Na wyciągu

„I na co ci to było Grzegorzu Dyndało?”- brzmi klasyczne pytanie zdumionych czyjąś irracjonalną decyzją; czyniącą przy okazji szkodę jej autorowi.

Gorączka przedwyborcza tworzy klimat pewnego napięcia emocjonalnego, ale od tego są sztaby specjalistów, aby przetwarzać je na racjonalne decyzje i postawy.

Jeżeli można było jeszcze od biedy, tłumaczyć spotkanie z i tak osłabionym „wirusami” Aleksandrem Kwaśniewskim - spotkanie zresztą wygrane, ponieważ Kwaśniewski był bardziej spięty i okrągłoargumentowy – to pomysł na wyautowanie Donalda Tuska, był dawaniem szansy żałośnie wpraszającemu się liderowi PO.

To zdumiewa i zastanawia. Wiadomo było przecież – a przynajmniej wiadomym być powinno – do jakiego poziomu będzie starał się sprowadzić starcie szef platformersów, walczący o wszystko. Kaczyński miał do wyboru: albo zniżyć się do chwytów bez skrupułów i nadziewać przeciwnika na łatwe haki, albo zachować zimną krew i precyzyjnie kontrować krótkimi, łatwo zapadalnymi w pamięć konkretami.

Premier nie poniżył swego urzędu pyskówkami, niegodnymi męża stanu, ale również - moim zdaniem - nie zapanował w pełni nad emocjami. Trudno było – prawda, kiedy miał przeciw sobie również wyjącą, buczącą, dogadującą klakę platformersów (kto zgodził się na takie haniebne dla spotkania na szczycie „tło” ?...), ale to była jedyna metoda na wykazanie miałkości i cynizmu tokowań adwersarza.

Merytorycznie lepszy był Premier. Tusk dał swoim entuzjastom popis bezwzględności i demagogii. Stało się. Kto miał głosować na PO będzie tak głosował, kto na PiS – również zapewne nie zmieni zdania.

Zyskać mogą te ugrupowania, które będą grały rolę „siły spokoju”. Pamięć elektoratu zamazywana tysiącami impulsów informacyjnych, bywa zawodna. Oby, nie...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska 43 z 2007


Wybory z metra

Naród nie wytrzymał ucisku. Faszyzmowi, kaczyzmowi, nietolerancji, klerykalizmowi, drażnieniu Europy i Azji, powiedziano Stop! Nie bez pewnych zagadkowych momentów spolegliwości rządzących - o czym kilkakroć wcześniej napomykano, ale teraz, póki co, zmilczmy.
Teraz trzeba podleczyć stargane nerwy, zadośćuczynić za depresje niegodziwie ściganych biznesmenów i ich mecenasów – wszak wiadomo, że „pierwsze miliony trzeba było ukraść” a dalsze wynikają z naturalnej dynamiki; za łzy dam szarpanych o głupie kilkaset tysięcy; za te nocne lęki – czy się komuś coś nieopatrznie nie wymknęło i nie poszło w zaziobrzony eter.
Przychodzą miesiące, a może lata, szybkiego rozwoju w finansowania związku bratniego eurolewości. Bez swawoli CBA ścigającego niemiło dorabiających posłów; bez zbyt służbistych policjantów, prokuratorów, sędziów, bez uwsteczniających mediów. Za to z cudnością parad radosnych homo-rodzin; z dnia na dzień powstających autostrad, po których pomykają na wczasy uposażeni godnie emeryci, wyprzedzani przez jeszcze lepsze wozy pracowników oświaty – szczególnie z ZNP - i pracowników służby zdrowia – zwłaszcza od nie strajkującego już dr. Bukiela. Młodzież zaś....
Podpytywałem kilka przypadkowych, zdeklarowanych postępowo, studentek o ich wybory i oczekiwania: Jedna, bez zbędnej pamięci o jakichś limitach unijnych, głosowała na PSL, ponieważ... podobał się jej Pawlak. - Jakże uczciwy i bezpretensjonalny wybór.  Inne oczekują mniejszych kosztów studiowania; są za postępem totalnie; będzie fajnie ogólnie; a w szczególe - była nocka i rozmów intelektualnie nużących, nie prowadzą z zasady.
Cóż, Nasz Dziennik na tym etapie przegrał z kadrami Faktów i Metra. Metra donikąd. Przepraszam, do kasy bez podsłuchów. Oby żyło się wam lepiej. Mordki nasze.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Portal Wirtualna Polonia 26.10.07 i Myśl Polska nr  44-45 z  4-11. 11. 2007

Niebezpieczne  spotkania

Konferencja „Dziennikarz między prawdą o kłamstwem”, zorganizowana przez Łódzki Oddział Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy, anonsowana również na stronach Myśli Polskiej, zgromadziło nadspodziewanie liczne audytorium. Biorąc pod uwagę zestaw nazwisk wykładowców i panelistów można było spodziewać się dużego zainteresowania, ale to, iż wielka aula WSD, mimo licznych dostawek zacznie pękać w szwach, przekroczyło wyobraźnię organizatorów. Nagłośnienie w innych salach pozwoliło jednak jakoś wybrnąć z trudności a zebrani mogli wysłuchać frapujących wystąpień i zabrać głos w dyskusji. Ramy czasowe, nie pozwoliły co prawda na szersze rozwinięcie wymiany poglądów, ale kierunek zainteresowań można było uchwycić. Szczególnie wielkie brawa dostali – co staje się już standardem – prof. Jerzy Robert Nowak, niestrudzony i bezkompromisowy demaskator kłamstw medialnych, oraz błyskotliwy zarówno w treści i  prof. Bogusław Wolniewicz. Duże zainteresowanie wzbudziły wykłady znanego filozofa i publicysty prof. Piotra Jaroszyńskiego: „Dziennikarz świadek prawdy – czy wyraziciel opinii?” oraz historyka, szefa Biura Edukacji IPN prof. Jana Żaryna: „O prasie katolickiej w PRL”, a oddział łódzki Instytutu zaprezentował wystawę „Obraz wroga w propagandzie PRL”. Wystąpienie teologa, moralisty, publicysty - księdza profesora Jerzego Bajdy: „Słowo jako świadectwo. Ujęcie teologiczne”- piękne i głębokie, nie mogło nie wywołać u odbiorców refleksji, jak daleko zeszliśmy z dróg naszej łacińskiej cywilizacji. Ta sesja - zatytułowana: Dziennikarz świadkiem prawdy”- dostarczyła bogatego materiału do refleksji nad powinnością roznosicieli informacji, którzy z rzetelnych obserwatorów, coraz częściej zamieniają się na „najemników słowa” – jak nazwał ten proceder prof. Wolniewicz.

Druga, popołudniowa część -  to czas wystąpień panelistów w sesji: „Dziennikarz w realiach codzienności”. Red. red. Ewa Polak-Pałkiewicz z „Niedzieli”, Jan Engelgard (red. nacz. „Myśli Polskiej), dr inż. Antoni Zięba – nieustępliwy obrońca życia i twórca krakowskiego „imperium medialnego”, eseista Lech Jęczmyk, znany opozycjonista Krzysztof Wyszkowski, w latach 70-tych współzałożyciel opozycyjnych do władz PRL Wolnych Związków Zawodowych, były redaktor „Tygodnika Solidarność”, oraz prof. Andrzej Zybertowicz – socjolog, publicysta, specjalista od problematyki służb specjalnych – w różnym ujęciu tematu starali się przynieść opis doświadczeń z na tym polu.  Przykłady podane np. przez prof. Zybertowicza nie dodawały splendoru – delikatnie mówiąc - wielu przedstawicielom odpowiedzialnej dziennikarskiej służby.
Czy dlatego media w bardzo ograniczonym zakresie poświęciły swój czas tym ważnych wypowiedziom? (Nie dostrzegłem nawet zapowiedzi KAI-u) Trzeba było poczekać na dwa niedzielne wieczorne wydania wiadomości jednego z patronów medialnych -TV Trwam, aby dowiedzieć się nieco więcej o przeprowadzonych sesjach. Cóż, widać, iż nadal nie jest ważne co się mówi, ale kto mówi...Nihil novi.
                                                                                            ***

A my – organizatorzy - dziękujemy przede wszystkim Panu Bogu i wszystkim ludziom dobrej woli, za to, że mogliśmy spędzić te godziny w gościnnych progach Wyższego Seminarium Duchownego Archidiecezji Łódzkiej; w pięknej auli, pod wielkim, wymownym obrazem przedstawiającym wydarzenie, opisane w Ewangelii jako uciszenie przez Jezusa burzy na Jeziorze Galilejskim. (zob. Mt. 8,23-27)

Pamiętam, kiedy po raz pierwszy dostrzegłem to malowidło dominujące nad aula, natychmiast pojawiła się myśl, która była pytaniem. Pytaniem również do mego sumienia: Dlaczego!? Dlaczego tak często na drogach codzienności gubimy, gubię, pamięć o tym wyrzucie: „Czemu bojaźliwi jesteście małej wiary!” O zapewnieniu: „Jestem z Wami, po wszystkie dni, aż do skończenia świata” O obowiązku: „Bądź wierny. Bądź świadkiem. Wytrwaj” - Czy nie z tego rodzi się pytanie: „Czy ...Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?”(Łk 18,8)....  Syn Człowieczy, który jest Drogą, Prawdą i Życiem.

                                                                                              ***
Zamysłem naszej konferencji nie było kolejne negocjowanie znaczenia prawdy – jakże modne – chcieliśmy przypomnieć o jej sensie, o jej niepodzielności, o świadczeniu jej w realiach codzienności. O umiejętności odczytywania znaków czasu i o świadectwie sprzeciwu wobec kłamstwa, wobec zła – wszak chrześcijanin, katolik niejako „ z urzędu” musi być znakiem sprzeciwu, ma być wolny od hipnotyzowania potężnymi  mirażami.   

Czy zamysł został wypełniony?... Myślę, że odpowiedź każdy z nas znaleźć może w swoim sercu, w swoim umyśle, na tyle na ile nie przeszkodzi nam w tym pragmatyzm codzienności. Coś co pozwala być roztropnym w działaniu dla dobra wspólnego, ale i potrafi głuszyć sumienie, krępować wolę.

Ufamy, że wystąpienia znakomitych wykładowców, panelistów, uczestników zabierających w dyskusji, słowo od naszych Pasterzy, od czcigodnego księdza biskupa Adama Lepy – którego słowo inspiracji kilka miesięcy temu, zobowiązało nas do podjęcia tego wyzwania - ufamy, że to wszystko trafiło na dobry grunt naszej otwartości i dobrej woli.

Ufamy też, iż znajdziemy wystarczająco dużo energii i możliwości, aby w następnym spotkaniu zastanowić się głęboko nad pytaniem: „Dziennikarz – co to znaczy?”; „Co to znaczy być dziennikarzem katolickim?”

- Chcielibyśmy zmierzy się z tymi pytaniami, pamiętając o wersie z Pisma Świętego zacytowanymi w tegorocznym orędziu Benedykta XVI na 41-szy Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu:

"Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą. Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze" (Łk 17,2)

Kłamstwo, fałsz, beztroskie uproszczenia, niegodne powołania tropiciela prawdy – dziennikarza, mogą być przyczyną zgorszenia. I jakże często są...
                                                                                               ***
- Dlaczego takie spotkania bywają niebezpieczne? Zapewne dlatego, iż wzbogacając wiedzę i usprawniając intelekt, mogą również poruszyć sumienia. Mogą odebrać marniutkie alibi wyrobnikom fałszującym rzeczywistość i ich mistrzom.
Czy dlatego wieść o konferencji ubogaconej tak znacznymi nazwiskami, o jej owocach,  nie została podjęta – jak dotąd - przez dynamiczne skądinąd media postępu – w tym ich katolewicowe mutacje?...

To jeden z podstawowych problemów naszych dni, naszych czasów – oszołomienia medialne.

W zgiełku tysięcy, setek tysięcy, milionów impulsów informacyjnych, zaczynamy gubić samodzielność analizy i syntezy; zaczynamy gubić pamięć o pryncypiach, o sensie naszej drogi: Stąd do wieczności.

Pamiętajmy: "Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą. Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze" (Łk 17,2)

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 46 z 18 11 2007r. ze zdjęciem Agnieszki Sadowskiej (dwa ostatnie akapity tekstu  nie zmieściły się w wydaniu gazetowym)


Krok po kroku

Lata osiemdziesiąte XX wieku: Przygotowania „przewodnich sił” do transformacji, czyli utrzymaniu steru przy zmianie wystroju sterówki. Początek lat dziewięćdziesiątych: „Różnicowanie” mediów dla „demokratyzacji społeczeństwa” - czyli urabiania umysłów. 1991- Balcerowicz (rząd Bieleckiego) podpisuje traktat przedakcesyjnego z UE. Rok 1997 - Aleksander Kwaśniewski, Hanna Suchocka wprowadzają art. 90 i 91 do projektu Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej, dający możliwość zrzekania się suwerenności. Rok 1995 i 1996 - antypropaganda sensu powszechnego uwłaszczenia. Referendum nie uzyskuje stosownej frekwencji. Systematyczna, konsekwentna dewastacja gospodarki i wyprzedaż polskości trwa – UW, SLD, AWS, bez kompleksów.

Głosy wzywające do trzeźwego, uczciwego, oglądu rzeczywistości, toną we wściekłym jazgocie zagłuszarek – niczym w czasach stalinowskich rozgłośnia Wolna Europa. Radio Maryja – jedyne naprawdę powszechne i alternatywne źródło informacji – obrzucane stekiem inwektyw, kryminalnych donosów, ośmieszane tak, aby stworzyć barierę emocjonalną przed potencjalnymi słuchaczami, robi swoje.

2005 rok – zaczynają się rządy PiS-u. Rządy nadziei. Z dziwnymi nieraz nominacjami, głosowaniami i ociąganiami. Media postępu szaleją w fałszach i judzeniach. Uporczywie dopominamy się o ekonomiczne ściganie fałszerzy. Szybko. Konsekwentnie. Progresywnie. O prawdziwe uporządkowanie publicznych emitentów wizji i fonii – wszak to walka o być albo nie być.  Nic z tego. Kto by brał pod uwagę szept z niszowych kącików. Dołączają głośniejsze nazwiska. Bez efektu. No to mamy efekt...

I coś Ty Polakom uczynił Jarosławie? Na co mają teraz liczyć? Na „twardą opozycję” bez większości? Na cud?.. - Cudowanie to przecież domena PO „z proniemieckim historykiem” na czele.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 46 z 18 11


Ballada esencjonalna o pępku świata

Moi drodzy panowie
wciąż uczeni mężowie
szkiełkiem
okiem
i cyrklem
i bez
zgłębić chcą niestrudzenie
gdzie też leży sumienie
co to światu potrzebne
a każdemu z nas
też
Gdzie to miejsce co splata
w czuły punkt pępka świata
Niebo
Ziemię
Człowieka
i Los

Moi drodzy panowie
dobrą wieść wam opowiem
bądźcie czujni
uważni jak muszki
by słów tych nie przegapić
sens ich mocno ucapić
-świata pępek
na   n a s z y c h
jest brzuszkach!

Publikacja: Myśl Polska  nr 46 z 18 11 2007r.


Usprawiedliwienie

By ci własna postać do cna nie obrzydła
zapamiętać zechciej
Natura każdemu zębiska obsadza
Nie wszystkim natomiast
ofiaruje skrzydła

Publikacja: Myśl Polska  nr 46 z 18 11 2007r.



Rozmowy z przyjaciółmi. Szkiełko i oko wirtualne ?                                                             

Dlaczego nasze rozmowy tak często prowadzą do nikąd?

Wydaje mi się Przyjacielu, że to skutek braku pewnej dyscypliny i swoistej amnezji ( czy lekceważenia?)  wzorców, którymi mierzy się odległość od prawdy. Mówisz, że nie ma takich, że ludzie tworzą sobie mierniki proporcjonalne do rozwoju wiedzy. Wiedza, to przyrząd wystarczający do badań, twierdzisz. Żadna wiara ci nie potrzebna. W porządku. Nie widzę tu sprzeczności.

Opowiem ci o spotkaniu, jakie miałem niezbyt dawno ze swoim starym, z liceum jeszcze, wspaniałym wychowawcą, człowiekiem o rozległych zainteresowaniach humanistycznych. Nieśpiesznym krokiem przemierzaliśmy jakąś ścieżynkę. Starałem się opowiedzieć o najnowszych odkryciach, fascynacjach intelektualnych, tytułach, autorach... A on spokojnie i z wyrozumiałością wysłuchując tych doniesień, na koniec wyznał:  „A ja mam jedną lekturę, i ona już mi w zupełności wystarcza.” Domyśliłem się. Tak, chodziło o Pismo Święte.

Być może wiek i w moim przypadku robi swoje. Ale najpewniej to, iż po rozstaniu się z realnym i dyscyplinującym inżynierskim fachem, powstała wspaniała szansa na frapującą podróż w obszary wiedzy ludzkiej, o których istnieniu funkcjonowało we mnie ledwie mgliste pojęcie, lub nie domyślałem się ich zupełnie. Nie rzuca mnie na kolana ani „naukowe podejście do zagadnienia”, ani „filozofia”, ponieważ wiem jak zwodniczo bywają używane stare definicje w „pragmatycznym” stosowaniu. I jakich używa się przyrządów do mierzenia i ważenia racji. Bo czyż prawdziwe umiłowanie mądrości (filo sophia – umiłowanie mądrości) mogło zawieść tak wielu na tak głębokie manowce? Czy prawdziwe umiłowanie mądrości może cechować taka płycizna w sięganiu do przyczyn? ( Mądrość – umiejętność sięgania do jak najgłębszych przyczyn obserwowanych skutków) Czy prawdziwa mądrość nie potrafi uprzytomnić, iż zanim zacznie się energicznie, czy wręcz brutalnie, zmieniać rzeczywistość, dobrze byłoby najpierw ją możliwie najgłębiej zrozumieć? Czy tzw. naukowe podejście to nie żelazna dyscyplina intelektualna w zebraniu możliwie dostępnej wiedzy o temacie, który się analizuje a następnie pełne samozaparcia i uczciwości logiczne wnioskowanie?

Intelekt jest jedynie narzędziem. Wiedza tworzywem, w którym operuje. Ale to przecież mało – potrzebna jest jeszcze pewna pokora, determinacja i uczciwość twórcy. Bez tych elementów efekt może być albo przypadkowy lub wręcz sfałszowany. Jeżeli dotykamy człowieka, tej wspaniałej, niepowtarzalnej istoty, jeżeli chcemy mu pomóc w jego marzeniach, sukcesach i zagubieniach, najpierw konieczna jest najgłębsza, najmądrzejsza odpowiedź na pytania: Kim jest? Skąd się wziął? Skąd się wzięła materia? Czy jesteśmy jedynie jej dziwaczną, nieprawdopodobnie powstałą z przypadku, formą? Jaki sens ma ludzkie życie? Czego oczekuje? Do czego i dlaczego dąży człowiek? Dlaczego tak koniecznie szuka jakiegoś ideału, wzorca? Dlaczego lepi często bałwany, którym oddajemy cześć? W takiej czy innej formie. (Widziałeś gdzieś „czysty” ateizm?...)

Przeważnie, nie mamy rozbieżności, co do postrzegania objawów i zagrożeń. Brak jednak często, – za często, przyznajmy – cierpliwości do głębszego zajrzenia w przyczyny i wskazania, lub chociażby zarysowania, metod kuracji. Samo odniesienie do utopijnego – właśnie utopijnego – „dobrego z natury człowieka” J. J. Rousseau, któremu trzeba dać szansę w powrocie do natury to raczej naiwny wariant. Relacja człowiek – natura, była już konsumowana na polanach przeróżnych „Świętych gajów” i okazała się dalece niewystarczająca dla „czynienia sobie ziemi poddaną” i „urajenia” ludzi (taki neologizm od raju). Zresztą nie ma – jak pokazuje historia - realnej możliwości administracyjnego sterowania produkcją i funkcjonowaniem quasi aniołków. Więc zrezygnujmy, póki czas, z nowej ułudy, wciągającej do składania następnych milionów - czy teraz miliardów - na ołtarzu bożka „postępu”.
                                                                                               ***
Nie wiem, z jakiego - reprezentatywnego statystycznie ( a bodajże nawet emocjonalnie) - źródła pochodzi twoje stwierdzenie, iż niedzielne kazania Kościoła służą myśleniu w konwencji >więcej< ? (Chyba, że chodzi o więcej ducha i pokory wobec Boga i bliźnich...) Przecież to zarzut odbierania ludowi słusznego gniewu przeciw wyzyskiwaczom był (i bywa) jednym z oficjalnych argumentów mających usprawiedliwić likwidację „fabrykantów” owego opium, przez różnej maści rewolucjonistów. Oczywiście, jest to jedynie pretekst do niszczenia zbyt widocznych elementów wyrzutów sumienia, ale czy potrafimy sobie zdać z tego sprawę, aby nie dać się wciągnąć do udziału w klęsce? Walka o „rząd dusz” i tak musi się skończyć przegraną wodzów i wielu żołnierzy armii antykościoła, – jeżeli nie tu i zaraz, to niewątpliwie kiedyś i tam, gdzie każdy pójść przecież musi i zdać sprawozdanie ze swego życia „w myśli mowie i uczynku”...

No, dobrze. Teraz już po kolei odniosę się do tych fragmentów czy sformułowań, które pozostały w „pobitewnej” pamięci naszych ostatnich sporów.

- Twierdzisz, że „wiek XIX był czasem jednoznacznych kryteriów moralności...”.

- Myślę, że żaden wiek (a już na pewno nie ostatnie) nie miał „jednoznacznych kryteriów” (może raczej należałoby wspomnieć – mając na uwadze „ilość” i „jakość” - wczesne Średniowiecze?...). Wiek XVIII, XIX zbyt mocno nasyciły się przy radosnej uczcie „odrodzenia”, mającej swoje lokalne apogeum w tzw. Wielkiej Rewolucji Francuskiej, aby nie było widać efektów obżarstwa i niestrawności. Kulminację przyniósł wiek XX. Czy nastąpiło przesilenie?...

- Mówisz o potrzebie „inżynierii dusz”

– Co to jest? Marzenie o skonstruowaniu nowego doskonałego Golema? Kto ma być projektantem, kto weryfikatorem, jakież to zespoły opiniujące i sprawdzające i według jakich kryteriów będą wydawały opinie, kto ma podjąć decyzję o wdrożeniu do „produkcji”? (Staram się utrzymać w terminologii technicznej.)

- Proponujesz:  „...trzeba stworzyć ideologię nowego czasu.”

- Kto ma ją tworzyć?  Owi inżynierowie dusz? Skąd się wezmą? Jakie mają być kryteria weryfikacji i elit i ich ideologii? Nowe hekatomby pospólstwa? Na czym oparta ma być ta ideologia? Na „harmonii potrzeb i możliwości”?

„Od każdego według jego możliwości, każdemu według jego potrzeb” głosiła kwintesencja komunizmu. Piękne. W raju. Tylko, że prawdziwym Rajem „zawiaduje” nie ludzka, ułomna, – w jakie nie stroiłaby się piórka i puszyła wszechmądrością - „administracja”, a zupełnie, ale to zupełnie Inna – doskonała. Absolutnie doskonała. I tylko takiej można zawierzyć.

- Wzywasz: „...trzeba wszystko przemyśleć od nowa... Konstruktywne myślenie o przyszłości wymaga ogólnego spojrzenia... Tylko próba dostrzeżenia trendów przemian w skali globalnej stwarza szansę trafności prognozy.”

- Zgoda. Tylko żeby dostrzec trendy i ocenić je jako obiektywnie złe lub dobre, trzeba mieć równie doskonałe przybory do „dostrzegania i „przymierzania”.

- Krytycznie osądzasz: „Dotychczasowe myślenie uniwersalne... miało raczej charakter mistyczny, religijny, a nie rzeczowy, naukowy.”

-Doprawdy, trudno zgodzić się Przyjacielu, aby można realizm religii rzymskokatolickiej, ( bo na niej opiera się moje skąpiutkie znawstwo przedmiotu) nazwać jedynie mistyką, przeciwstawiając mu (realizmowi) dogmaty preparowane przez tzw. podejście naukowe, jak chociażby „teoria ewolucji” ( zob. np. Phillip E. Johnson – Sąd nad Darwinem, Warszawa 1997), czarne mity antykatolickie en bloc, czy przeciw konkretnym wartościom, w obronie których staje katolicyzm, konstruowane przy użyciu możliwych technik manipulacyjnych. (zob. np. Vittorio Messori – Czarne karty Koscioła; prof. Bernard N. Nathanson – Ręka Boga, Warszawa 1997; Marek Czachorowski – Nowy Imperializm, Warszawa 1995; David Aleksander Scott – Pornografia. Jej wpływ na rodzinę, społeczeństwo, kulturę, Gdańsk 1995; prof. Victor B. Cline – Skutki pornografi, Gdańsk 1996). Okazało się, na przykład, iż tzw. Raport Kinseya, który uruchomił niszczącą machinę pansexualizmu, był zmanipulowany przez jego twórcę. Przykłady można mnożyć.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 47 z 25 11 2007r. ; Wirtualna Polonia 12 06 2007  (pod tytułem Wyznaczniki współczesności /1/ )


Buczynowe durnie

Ongiś na pięknych górskich szlakach pozdrowienia, a nawet chwile rozmowy, były tak naturalne, iż ich poniechanie stanowiło faux-pas. Z biegiem lat coraz częściej wspaniała przestrzeń bywała zaśmiecana niechlujnością, wrzaskami, chamstwem. Ot - na niebotyczne turnie wdrapywali się stadami durnie, wnosząc typowe przypadłości lewizny duchowej – brak prawdziwej wyobraźni społecznej, kultury współżycia, samokrytycyzmu. I butę. Pycha, agresja i nieadekwatność pomiędzy słowami a czynami – czyli kłamstwo, jest jakąś schizofreniczną wręcz przypadłością, by nie rzec – opętaniem – tej części rodzaju ludzkiego.

Na ile przypadłość niedorozwiniętych genów cywilizacji wlewa się również do miejsc obrad „szczytowych” gremiów, a dostojność miesza się ze zwykłym lumpostwem; na ile zapewnienia o tolerancji, otwartości i kulturze przybierają obraz napalonej hołoty – każdy może zaobserwować i ocenić sam, oglądając wysokie posiedzenia. Ale przecie nie tylko tam. Postępowe media dostarczają aż nadto materiału z buczącą i wyjącą sforą.

Media... Czyż nie domagaliśmy się wielokroć gruntownego przeorania tzw. mediów publicznych; okiełznania judzenia i operowanie fałszywkami we wszystkich tubach? Bez skutku. Czy raczej z wiadomym skutkiem. Dlaczego?...Żalu i znaków zapytania jest zresztą znacznie więcej.

...Może odpowiedź brzmi: To za przykładanie ręki do nowoczesnego ćwiartowania (Arcy)Biskupa Kościoła rzymskokatolickiego?... Może za lawirowanie w godzinach konstytucyjnej próby?... A może to tylko efekt zwykłych niestrawności, zakończony „twardą opozycją”  z „perfumowanymi” buczystami na pierwszym planie? I chichotem historii w miesiącu, w którym obchodzimy kolejną rocznicę odzyskania Niepodległości...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 47 z 25 11 2007r.


Rozmowy z przyjaciółmi.  Szkiełko i oko wirtualne?     /2/                                                        

Musimy mieć pewien zdrowy dystans do „nauki”. Nie wszystko, co stroi się w dostojne togi, rzeczywiście zasługuje na szacunek, ponieważ nauka, niestety, zbyt często gubiła dziewictwo na rzecz dobrze opłaconego zamówienia. Uczony – tak to widzę w swojej, być może, naiwności – to człowiek wyjątkowy, do bólu, obiektywny (Nie potrzeba chyba dodawać, że mądry!). A „wykształciuch” – to jedynie nosiciel uzyskanych różnymi metodami certyfikatów jakości wąskiego specjalisty, bądź członka...koterii środowiskowej przyznającej status mędrca. (Nie zaprzeczysz, że tak bywa.)
- Diagnozujesz: „...działanie  globalne stało się nakazem czasu....Musimy uformować nowy sposób patrzenia na rzeczywistość... poza chwilę bieżącą, poza obecny horyzont, spoglądać na współczesność z dystansem...”.

- Naturalnie! Toż to czysty hołd oddany katolicyzmowi. Sam przyznajesz: „Taką próbę... stanowiły zawsze religie..”

- Tyle tylko Przyjacielu, że religia religii nierówna. Trzeba się zdecydować, którą analizujemy i przymierzamy do wizji (czy raczej odwrotnie)? Kontynuowałeś: „...wielu poszukuje ponadczasowych prawd przez naukę lub patrząc szerzej - przez filozofię.” Nie o każdych kombinacjach „wyzwolonego” umysłu można rzec, iż są naukowe czy filozoficzne. ( Pamiętamy? Philo- sophia – umiłowanie mądrości...). Do czego doprowadziły chaotyczne próby umysłów niepokornych można zafrasować się przy Nietzschego: „Bóg umarł” i marksistowskiej próbie adoptowania heglowskiej dialektyki do modelowania społeczeństw. Czym się to skończyło już wiemy – to nie Bóg umarł, a zwariował biedny Friedrich, a z marksizmu zostało tylko to co w nim było prawdziwego: nienawiść do Boga, religii, Kościoła i ludzi inaczej widzących ideał wolności i realizacji swojego człowieczeństwa.
- „Nauka może wskazać, jak osiągnąć określony cel, ale nie może nam powiedzieć, czy warto do tego celu dążyć” – twierdzisz.

-Tu czegoś nie rozumiem. „Nauka – ogół uporządkowanej i należycie uzasadnionej wiedzy ludzkiej” (Mały Słownik Języka Polskiego, Warszawa 1997). Skoro jest to rzeczywiście ogół uporządkowanej wiedzy to dlaczegóż nauka miałaby uchylać się od formułowania konkluzji. Nauka przecie ma służyć człowiekowi. Jego dobru. Dobru zdefiniowanemu wg ogół uporządkowanej wiedzy. Jeżeli jest inaczej można podejrzewać, iż nauka nie chce operować  c a ł ą  wiedzą, albo nie potrafi jej uporządkować i ustalić  h i e r a r c h i i     w a ż n o ś c i  elementów – wtedy - ex definitione – nie jest nauką. Czym wtedy zostaje? Pomocnicą propagandzisty?

- Możemy zgodzić się z następną Twoją sentencją, że „...filozofia.../to/...Klucz do życia: magistra vitae.”

- Niech będzie – klucz do życia. Ale nie wytrych do podejrzanych furt skrótów. (Zob. np. prof. Piotr Jaroszyński – Etyka. Dramat życia moralnego. Warszawa 1996; o. prof. Mieczysław A. Krąpiec –Warszawa 1996, również op. cit.: Vittorio Messori – Wyzwanie wobec śmierci, Kraków 1995; prof. Henryk Kiereś – Źródła myślenia utopijnego w: O Europie i edukacji – zeszyt nr 6 Instytutu Edukacji Narodowej, Lublin 1999; również Paul Johnson – Intelektualiści, Warszawa 1994)

- Filozofia „...ma być bliżej >serca< niż >głowy<” – sytuujesz
.
- Wydaje się jednak, iż rodząc się z głowy (intelekt) u ludzi  u c z c i w y c h,  napełnionych  d o b r ą   w o l ą  musi trafić do serca. Starając się utrzymać przy tych przenośniach można rzec, iż katolicyzm mocno stąpa nogami po ziemi, ponieważ ma głowę w niebie, a serce stara zachować otwarte dla napełnienia Duchem Świętym.
                                                                                                   ***
Jedną z kluczowych wypowiedzi sformułowałeś tak: „...wiemy, że cała sfera materialna naszego życia, którą tworzą inżynierowie, stanowi.... niewielki fragment tego, o co w istnieniu ludzkim chodzi!... Postęp techniczny... przestał być celem. Może być – co najwyżej – narzędziem realizacji celu!”.

- Pełna zgoda drogi Przyjacielu - istota wszystkich rozważań ukryta jest w odpowiedzi na pytanie: O co w życiu chodzi? Jaki jest cel który nie określają „strzępki pseudoideologii” – to Twoje określenie? Bez odważnego zmierzenia się z tym wyzwaniem cała reszta zda się nie mieć solidnych fundamentów i runie – jak to nieraz bywało – przy pierwszym podmuchu zmiennych wiatrów historii.

- „Czas celów bezspornych już minął”- dajesz szybka odpowiedź.
 
- Można by zapytać: Kto je przekreślił? Czyjaż to decyzja? Są spore grupki ludzi, którzy tak nie uważają; chociażby wiele ponad miliard katolików, czy miliony muzułmanów lub wcale liczni wyznawcy judaizmu...

- A gdy dodajesz: „...technikę powinna zawsze wyprzedzać etyka”, w sposób naturalny musi paść pytanie - jaka etyka? Nie ma etyki „w ogóle”. Może być konkretny zbiór zasad obowiązujący w danej społeczności. Może np. być etyka chrześcijańska...Nie ustaliliśmy czy tą masz na myśli? Jeżeli tak, wiele spraw uprościłoby się, ponieważ trzeba by sięgnąć po prostu do Dekalogu i nauczania Jezusa Chrystusa. A może chodzi o jakiś inny zbiór zasad? To trzeba koniecznie wyjaśnić.

- Konstatujesz o: „ znaczącym pogarszaniu się kondycji psychicznej całych narodów”, i dodajesz ważkie wyjaśnienie: „...ucieczka od historii nigdy nie jest bezkarna....Odcięcie się od tradycji jest zabójcze dla naszej świadomości. Wyjawia kulturę z sacrum i niszczy hierarchię tradycyjnych wartości, utrudniając dokonywanie wyborów pomiędzy dobrem a złem, pięknem a brzydotą, prawdą a kłamstwem. Dlatego tendencje postmodernistyczne należy uznać za szkodliwe...różnorodność kulturowa...jest równie ważna jak różnorodność genetyczna”

- W tym momencie mam prawo odczuć dezorientację. Słyszę słuszne spostrzeżenie oraz istotny element źródła choroby. A w całości analizy dostrzegam  - być może krzywdząco – chęć kuracji w postaci „kontrolowanej” globalizacji, „sterowanej” administracyjnie; również przy użyciu siły. Taki Związek Szczęśliwości Globalnej.  Czy nie ma tu sprzeczności? (Zob. np. Jerzy Chodorowski – Czy zmierzch państwa narodowego?, Poznań 1996; Pierre Virion – Rząd Światowy, Warszawa 1999; Andrzej Kowalczyk – Europa jakiej nie znasz, Gdańsk 1996)

- Wreszcie zapamiętałem zarzut - tak to, „fanatyk”, odczułem – iż Papieskie nauczanie nie przekłada się („skończyło się na słowach”) na natychmiastowe efekty. Papieże nie mają dywizji pancernych, mają natomiast wiele wieków czasu i bezcenne ziarno, które sieją do naszych umysłów i serc. Co wzejdzie?... Z tego zdamy sprawozdanie – ze świadectwa życia - przed Stwórcą. Bez możliwości apelacji do Trybunału Europejskiego czy Światowego.

Jak widzisz drogi Przyjacielu, rozmowy niosą bogaty materiał do dalszych rozważań. Ważne, aby nie zmęczyła nas, nie pochłonęła codzienność; aby nie zabrakło sił, i woli, do pragnienia życia w rzeczywistości. Tej prawdziwej. Bowiem proponowana, coraz natrętniej, „rzeczywistość wirtualna”, to nie jest świat ludzi – to świat robotów.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 48 z 2.12.2007r. i Wirtualna Polonia 15.12.2007 (pod tytułem Wyznaczniki współczesności 2)


POkomplikowania

Kiedy pisałem o wallenrodztwie ludzi z platformy, nie sądziłem iż systematyczne starania dadzą taki efekt. Mimo rzucenia na ofiarny stos samego Władysława Bartoszewskiego  i Stefana Niesiołowskiego. W wyniku „działań socjotechnicznych” PiS relegował z okopów opozycji cienie rządowe (a właściwie cienie cieni UD, KLD, SLD, KPP), zmuszając do podjęcia dalszej jawnej restrukturyzacji i prywatyzacji „tego kraju. Najszybciej zmaterializował się duch p. Klicha, który w sekundy po powołaniu odwołał budzącego grozę p. Maciarewicza i nakazał śledztwo. Zmaterializowanie było tak dynamiczne, iż przekroczyło obszar kompetencji – na co wskazał, niekoniecznie zdumionej opinii publicznej, obecny szef Komisji Weryfikacyjnej b. WSI. Należy domniemywać, że przekroczeń będzie znacznie więcej. - To naturalna konsekwencja wychodzenia widm z mroku.

Tymczasem doły postępu kontynuują swoje w temacie agentury: Red. Kaźmierczaka poraziło przekonanie iż Biskup Stanisław Stefanek to TW, tak sprytnie zakamuflowany, podobnie jak abp Stanisław Wielgus, iż dokumenty IPN i logika zdarzeń świadczą na ich korzyść. „Nie z nami takie numery Brunner”, mawiał słynny agent GRU  kapitan Kloss. Panowie: Sakiewicz, Terlikowski, Gowin, Nosowski – elita moralnego niepokoju - dali wcześniej przykład obezwładniania „wstrząsającymi dowodami” i „przekraczaniem bezpiecznych granic”. Spodziewajmy się zatem dalszych „demaskacji” tych Pasterzy, tych ludzi, którzy twardo bronią naszego cywilizacyjnego ładu i „imperium” ojców Redemptorystów. I pochyleniami nad pięknem człowieczeństwa udokumentowanych donosicieli, którzy wyznali, że tak... ale  tylko trochę... i niekoniecznie, ale za to są „filo” bądź „z korzeniami”. No i nad casusem dorabiających na lewo lewych vipów. Z biedy. Ducha.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Wirtualna Polonia z 28.11.07 i Myśl Polska nr 4


Groźne  spotkania

Zamysłem naszej konferencji nie było kolejne negocjowanie znaczenia prawdy – jakże modne – chcieliśmy przypomnieć o jej sensie, o jej niepodzielności, o świadczeniu jej w realiach codzienności. O umiejętności odczytywania znaków czasu i o świadectwie sprzeciwu wobec kłamstwa, wobec zła – wszak chrześcijanin, katolik, niejako „z urzędu” musi być znakiem sprzeciwu, ma być wolny od zahipnotyzowania potężnymi  mirażami.  
 
Czy zamysł został wypełniony?... Myślę, że odpowiedź każdy z nas znaleźć może w swoim sercu, w swoim umyśle, na tyle na ile nie przeszkodzi nam w tym pragmatyzm codzienności. Coś co pozwala być roztropnym w działaniu dla dobra wspólnego, ale i potrafi głuszyć sumienie, krępować wolę.

Ufamy, że wystąpienia znakomitych wykładowców, panelistów, uczestników zabierających w dyskusji, słowo od naszych czcigodnych Pasterzy: od ks. abpa Władysława Ziółka, od księdza biskupa Adama Lepy – którego sugestia kilka miesięcy temu, zobowiązała nas do podjęcia tego wyzwania - ufamy, że to wszystko trafiło na dobry grunt naszej otwartości i dobrej woli.
Ufamy też, iż znajdziemy wystarczająco dużo energii i możliwości, aby w następnym spotkaniu zastanowić się głęboko nad pytaniem: „Dziennikarz – co to znaczy?”; „Co to znaczy być dziennikarzem katolickim?”

- Chcielibyśmy zmierzy się z tymi pytaniami, pamiętając o wersie z Pisma Świętego cytowanym w tegorocznym orędziu Benedykta XVI na 41-szy Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu:

"Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą. Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze" (Łk 17,2)

Kłamstwo, fałsz, beztroskie uproszczenia, niegodne powołania tropiciela prawdy – dziennikarza, mogą być przyczyną zgorszenia. I jakże często są...
                                                                                        ***
- Dlaczego takie spotkania bywają niebezpieczne? Dlaczego bywają jeśli nie atakowane to przemilczywane? - Zapewne dlatego, iż wzbogacając wiedzę i usprawniając intelekt, mogą również poruszyć sumienia. Mogą odebrać marniutkie alibi wyrobnikom fałszującym rzeczywistość i ich mistrzom.

Czy dlatego wieść o konferencji ubogaconej tak znacznymi nazwiskami, o jej owocach,  nie została podjęta – jak dotąd - przez dynamiczne skądinąd media postępu - w tym ich katolewicowe mutacje-  tak czule reagujące na każde bzyknięcie swoich faworytów?...

To jeden z podstawowych problemów naszych dni, naszych czasów – oszołomienia medialne. W zgiełku tysięcy, setek tysięcy, milionów impulsów informacyjnych, zaczynamy gubić samodzielność analizy i syntezy; zaczynamy gubić pamięć o pryncypiach, o sensie naszej drogi: Stąd do wieczności.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Źródło nr 48 z  2.12.2007


Rozmowy z przyjaciółmi. Wyznaczniki współczesności?

Powiadasz, że lewica jest potrzebna „temu krajowi” i globowi – na którym tyle dysproporcji w życiu materialnym, w traktowaniu ludzi. Zatem po raz kolejny muszę przypomnieć Ci inną klasyfikację: Podział według mnie jest inny: Na ludzi prawych, którzy w swojej większości tworzą ugrupowania wierne pewnym fundamentalnym wartościom i na lewych, tych wartości nie znających, bądź im przeciwnych. Budujący na piasku zmiennych zasad, w zależności od aktualnych mód światopoglądowych, jakie wyklują się z rozgorączkowanego, niezdyscyplinowanego, czy nawet cynicznego umysłu. A może owładniętego obsesjami, wymagającymi egzorcyzmów?...

To prawda, że bieda i rozziew między poziomem życia materialnego miliardów naszych bliźnich wołają o pomstę do nieba. I co z tego ma wyniknąć? - Rewolucje? Wojny? Wyrównywanie na których wszyscy po części tracą człowieczeństwo, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Twój guru (nie wiem na ile jeszcze w niego wierzysz) Karol Marks ocenił, że religia to opium dla ludu. Z czego wysnuto w konsekwencji wniosek, iż trzeba zniszczyć pojęcie sacrum, aby gniew mas nie był tłumiony przez owe „opium”. I tak się działo. Przyznajmy szczerze - nie tylko od czasu tego brodatego, niekonsekwentnego, myśliciela. Ale to wywód na inne rozważania. Zobacz co przyniosły próby uzdrowienia relacji społecznych – zakładasz, że szczere – w praktyce rewolucyjnych dróg. Hekatomby ofiar. Morza krwi. Uszczęśliwianie jednych, kosztem nieszczęść innych. I tworzenia w ciemnych lożach nowego „sacrum”, z człowiekiem w roli bożka. Te różne Leniny, Staliny, Hitlery – również w zmodernizowanych wydaniach....

Świata nie zmieni się „z zewnątrz”. Świat można zmieniać, zmieniając człowieka, ludzi. Ale żeby ich, nas, ciebie, mnie, zmieniać, nie wystarczy zaproponować nowinkarskie idee, które zresztą w efekcie wciąż prowadzą do ciemnej doliny zakłamania, fałszu. Musimy zmieniać się poprzez uporczywe dociekanie - przepraszam za wyświechtane już słowo – prawdy. Tyle tylko, że po wkodo-waniu alibi, iż „każdy może mieć swoją prawdę”, ta determinacja zostaje wpuszczona w kanał. I co pozostaje? - No, właśnie, co?... - Trudność nawet w dyscyplinie intelektualnej, nie mówiąc o niedostatkach wiedzy, która opiera się często, coraz częściej, niestety, na medialnym oglądzie rzeczywistości. Oglądzie serwowanym z wielką mocą przez drużyny właścicieli owych potężnych tub.

Zobacz co zostało z tej Twojej lewicy. Po latach rządów „twardej ręki” Biur, Egzekutyw i Sekretarzy Partii, często zabójczo twardej, ze służbami specjalnymi w roli specjalnej, towarzystwo zrestrukturyzowało się, aby „Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej”. I żyją. ONI żyją dostatniej. Bez obawy, że trzeba się tłumaczyć w chwilach niełaski przed komisją kontroli partyjnej. A gdzie jest Ryszard Bugaj, który starał się w pierwszych latach przekształceń - delikatnie mówiąc – własnościowych, o akcjonariaty pracownicze (znasz niewątpliwie jako „prawdziwy lewicowiec” np. casus przedwojennej Gazoliny)? Gdzie są ci, pochylający się podobno z zatroskaniem nad dolą ludu pracującego miast i wsi? Po zamianie książeczek czerwonych na czekowe, ich ideologia kręci się wokół swobód będących swawolą silnych, przekręcających, dysponentów przewagami medialnymi, finansowymi, układami krajowymi i zagranicznymi. Może powiesz, że to przesada? Jak każą globalizować pod sierpem i młotem – tak toczno! Jak pod niebieskimi gwiazdkami – jawohl, yes,yes,yes! - Prawa dla chorych mniejszości, zamiast pochylenia nad nimi z troską – a jakże. Każdy może wybierać swoją opcję używania. Oby tylko mieściła się w kanonie aktualnych poprawności. - Religia? No pewnie. W skrytości domowej. I nie za głośno, żeby uszanować gromki sąsiedzki jubel świeckiego oddzielenia. I tak można ciągnąc dalej i dalej...

Najgorsze jednak jest to, że ta twoja lewica, którą staje się w lewizną duchową, oduczyła siebie i innych od głębokiej penetracji rzeczywistości. Umiejętność werbalnych kruczków, gładkość przekazu, socjotechnika, chwyty retoryczne, cwaniactwo – zwane pragmatyzmem, operatywnością, skutecznością czy jeszcze jakoś tam - nie buduje ich jakości. Nie gwarantuje rozwoju człowieczeństwa ani im, ani tym, którzy mieli nieszczęście dostać się pod ich łapki, niestrudzenie przebierające przy interpretacjach prawdziwej wolności.

Wystarczy zobaczyć jak zachowuje się w sytuacjach prawdziwej konfrontacji intelektualnej wielu „wybrańców” narodu. Jaka rozbieżność deklaracji i czynów, prowadząca nieraz do tragikomicznych zderzeń. Chociażby z ostatnich doznań: Miłość, pokora, solidarność i tolerancja miało twarz i język Władyslawa Bartoszewskiego i Stefana Niesiołowskiego A i sam wzywający - Donald Tusk - mimo włożonych wysiłków socjotechnicznych (skutecznych – trzeba przyznać),  nie potrafił do końca kontrolować również siebie. Przewodniczący klubu parlamentarnego PO, wyjawił, że obecna władza składa się z samych...napastników. Żadna tajemnica. W tą deklarację wpisuje się lewa ocena TVP - ledwie, ledwie i jakby z ociąganiem raczkującej do rzetelności dziennikarskiej - ocena z zarzutem zawłaszczenia jej przez PiS. Okazuje się, że jeżeli jakiś publikator nie hołduje wprost interesom postępu – wzorem Polsatu czy TVN – staje się „reżymowym”. TVP to raczej wielka przegrana PiS-u. Ale czy mogła być wygrana bez opcji zero? I czy naprawdę chciał tego PiS?...

Oglądałeś programy prowadzone przez Jana Pośpieszalskiego jeszcze w Pulsie? (Teraz w TVP, w mdłej, szablonowej scenografii, jakby nabrały „ogłady” ). Pamiętasz, te bezradne okrzyki lwic i tygrysów lewej, libertyńskiej strony, kiedy ich hasełka trafiały na mur wiedzy i argumentów? I co z tego – do dzisiaj krążą w nieskażonych zbytnio wiedzą kręgach postępu standardy do wierzenia:

- Zachwycacie się „naukowym” dogmatem o ewolucji międzygatunkowej. ( Pamiętaj – napisałem „międzygatunkowej; dającej możliwość sięgania przez was do dziadka szympansa czy prababci ameby.) Wybacz tą złośliwostkę, ale podobnych „naukowych” pokrzykiwań rzeczywistość ani rusz nie chce się zmieniać. To zresztą jeden z tematów przerabianych wielokroć. Pozostaje wam jedynie żałosne, administracyjne, zakazywanie pokazywania dziur w tzw. teorii ewolucji, której trzymacie się jak pijany płotu. I która daje wam swoiste alibi.

- Pleciecie ahistoryczne bzdury, jakoby chrześcijaństwo, a już katolicyzm na pewno, zmieniło na gorsze status kobiet w społeczeństwie. Sięgnij wreszcie chociażby do zasad cywilizacji islamu czy żydowskiej, starotestamentowej, a nie powtarzaj dyrdymały za panią Środą matką.

- Katolicyzm jest dla was najtrudniejszy do strawienia. Raz ze względu na dyrektywy „opiumowe”; drugi - na bezpieczne skakanie po dobrotliwych katolikach, czego nie gwarantuje krytykowanie islamu czy judaizmu; po trzecie –bo ma konkurencyjne struktury, dające odpór zalewowi bylejakości. Co prawda ratują was przed wami samymi, ale wy tego nie pojmujecie, ponieważ uparliście się, że jeno z tego świata jesteście i lękiem przenika was myśl, że może jednak... No to dlaczego, tak się obruszacie, kiedy kapłan katolicki nie chce uczestniczyć w waszych pogańskich de facto obrządkach ślubu czy pogrzebu. Wtedy tak wam zależy?
                                                                                           ***
To prawda, że często wracam do kilku tematów. Ale czy nie przyznasz, że w czasach niesłychanej agresji medialnej, również dotykającej możliwości percepcji odbiorcy, dopiero powtórzenia dają jaka taką szansę na poruszenie adresata (ów) ? A te o których rozmawiamy rzutują na cały dalszy ciąg decyzji (oczywiście, o ile nie ma paraliżu woli, bądź cynicznego nihilizmu).
-    Z wierzenia w dogmat, iż materia ożywiona wyewoluowała, ot tak sobie, z materii nieożywionej, ta zaś pojawiła się z niczego, wypływają dalsze wnioski o życiorys i drogę człowieka.
-    Z braku logicznej do bólu weryfikacji zapisów Ewangelistów – jej autentyczności – wypływa niewiedza i niewiara w istnienie Istoty Najwyższej i brak determinacji w kierowaniu się Jej wskazaniami dobrej drogi.
-    Z „tolerancyjnego” dozwolenia, iż każdy może mieć „swoją prawdę” – wypływa brak determinacji do kształtowania mądrości. A wszak to ona – mądrość – daje szansę na poznawanie prawdy, czyli rozumienia rzeczywistości. Zrozumienie rzeczywistości z kolei jest niezbędne do sensowego życia.
Nie gwarantuje to oczywiście raju, nieskazitelności – wszak jesteśmy niedoskonali – ale tworzy mocny stały grunt, na który można wracać po chwilowych zagubieniach drogi mądrości.
                                                                                             ***
I w końcu wyjaśnienie dlaczego rozmawiam z Tobą przez te łamy, a nie np. w Trybunie czy GazWyb?  Ano, tak to się utarło, iż każdy stoi przy swoim płocie i pokrzykuje z dala na innych. W imię „otwartości, tolerancji i poszukiwania prawdy”. Próbowałem nie raz prostować oczywiste fałszywki i przeinaczenia w mediach postępu – w tym mających ambicje centrowe, a nawet w tygodniku noszącym przymiotnik „prawicowy”. Okazywało się, że tolerancja, tolerancją, ale bez przesady... „Prawdą jest to, co my przekażemy”. To symptom groźnej choroby, która toczy nasze cywilizacje. O prawie beznadziejnych rokowaniach. Prawie...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 49-50 z 9-16 12 2007r. i Wirtualna Polonia...12.2007 (pod tytułem Wyznaczniki współczesności /3/ )


Perspektywy

Trzeba przyznać, iż szkolenia socjotechniczne lidera PO dały chwilowy efekt. Ciekawe czy przewidziane są dla załogi? - Dla rozognionego „wesołego staruszka” Bartoszewskiego? Dla p. Niesiołowskiego – stałego więźnia spiżowej przeszłości, rysowanej jednak dokumentowanymi zarzutami ówczesnej narzeczonej o sypaniu już w pierwszych dniach śledztwa grupy „Ruch”? - Może dla innych, uniwersalnych, giermków postępu?W premierowym expose samozachwytów wylewanych z siłą wodospadu, wybrzmiało zapewnienie, iż teraz będzie otwartość, miłość i kultura. Miejmy nadzieję. Skoro do opozycji (nie mamy na myśli LiD-u) przechodzą kulturalniejsi, nie będzie to zapewne trudne. Kulturalniej zresztą już się robi. Np. w Komisji Łączności z Polonią z p. Borowskim na czele; w MSZ z p. Schnepfem; w rybołówstwie; czy „po linii” wymiaru sprawiedliwości, MSW i służb specjalnych. - Tu jednak złowrogi cień Antoniego Maciarewicza, narusza zdecydowanie możliwości kochania PiS-u. Lobbyści obcych wpływów, TW, służbowi oldboye, dynamiczni restrukturyzatorzy mienia wspólnego, „wesołe” chłopaki i dziewczyny z problemami seksualnymi, mogą spać spokojniej. W końcu władzę bierze się nie dla żartów.

Dobrze to wykombinowane: PiS załatwia LPR i Samoobronę. PO z mediami załatwiają PiS. Skonsolidowana  „demokratyczna” lewość nadwyręży PO. A w końcu na placu boju zostanie najbardziej postępowa część ludzkości. Ta z korzeniami. Wysublimowana z LiD-u z przyległościami.

Media postępu mogą teraz liczyć na dalszy niezakłócony rozwój inicjatyw obywatelskich – szczególnie tych z wielką kasą, również zagraniczną -  w zawiadywaniu informacją „tego kraju”, nazywanego ostatnio nawet „Najjaśniejszą Rzeczpospolitą.

- Czemu nie? „Najjaśniejsza” w końcu nie musi być ani suwerenna ani...Polska.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Wirtualna Polonia 29.11.07 i  wirtualna Myśl Polska nr 49-50 z 9-16 12 2007r.


Sezon podarków

 Tym razem kilka odnotowań z czasu lampek, bombek, otwartych szeroko hipermarketów, krasnali w czerwonych kubraczkach i ogólnego „radujmy się” – czyli okresu zwanego tolerancyjnie „Holiday season”, Season`s Greetings”, bądź swojsko „Wesołych Świąt”. A szczerze mówiąc - „Wesołych Prezentów”.
 Ze względu na objętości tego kącika, możemy odnotować jedynie kilka upominków tego „seasonu”. Subiektywnie wybranych, oczywista.
- PiS podarował rządy braciom z PO i na dokładkę obiecuje, że teraz - bez mediów i władzy - dokaże - ho! ho!
- Gabinet p. Tuska wybawił błyskawicznie siebie i „ten kraj” od strasznych ludzi w tzw. resortach siłowych, służbach i przy kasie. Tudzież obiecuje, że to nie koniec „odpolityczniania” państwa. W co należy szczerze wierzyć – skoro polityka jest roztropnym działaniem dla dobra wspólnego...
- TVN zaszczyciła - subtelnym jak zwykle - zainteresowaniem redemptorystowe Radio Maryja i o. Tadeusza Rydzyka. Tym razem nie z toruńskich krzaków, kiedy poszukiwano maybacha dla Ojca Dyrektora, ale dyskretną kamerką w samolocie i na lotnisku. Materiał wyemitowano jakby w prezencie na 16-tą rocznice powstania RM. Wielu kręciło nosem, że souvenir był prymitywny, nawet chamskie, ale czy to wszystkim można dogodzić.
Rada Etyki Mediów, póki co, nie dopatrzyła się nietaktu i nie śpieszy ze swoim podarunkiem określającym standardy obyczajności dziennikarskiej. Siły etyczne mobilizują się – być może - na sytuacje, kiedy ekipa telewizji Trwam napadnie z molestującymi urządzeniami na Radę Etyki z Panią Bajer na czele, czy uchowaj Boże – na samego p. Waltera. Skandal, ciemnogród, brak tolerancji, ksenofobia, faszyzm, antysemityzm! I jeszcze gorzej. (Jeżeli może być coś gorszego).
- Cóż, czasami brak prezentu - to też prezent...
- Wkład Tygodnika Powszechnego do modernizacji Kościoła i Jego nauczania jest znany nie od dzisiaj. W tym sezonie Naczelny marianin zaprezentował zapytania na temat słuszności zakazu zapłodnień in vitro – czyli uśmiercania przy okazji wielu innych istnień. Czy Episkopat bądź Watykan sprezentuje w rewanżu długie, długie wypróbowane rekolekcje? I nie tylko jemu? Najwyższy czas.

Nie wiadomo tylko, czy przyczynodawcą postępowych podarkow jest – jak pisuje Stanisław Michalkiewicz – razwiedka? Loża? Razwiedka przy pomocy loży, bądź odwrotnie? Czy po prostu nieuświadamiane ludzkie pragnienia, obdarowywania innych od siebie, rodem z czeluści...? Pachnących...No, mniejsza czym. Season prezentów - to sezon prezentów.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Wirtualna Polonia 2007-12-19                                                                                                                           Publikacja: Myśl Polska nr 51-52 z 23-30 12 2007r.


Palikotowanie mostów

Jest jeszcze czas świątecznego wyciszenia, a tu  trzeba zazgrzytać. Schizofrenia. Taki sezon. Licencjonowani katolicy - od TygPow i Arki Noego wg Wyborczej, po vipołków Tuska - też dostają kręćka od nadmiaru wrażeń.

Watykan, Episkopat upiera się czemuś, żeby nie mordować dzieci poczętych, nawet dla tak postępowo szczytnych celów jak zapłodnienie in vitro. I to mimo zdziwień niektórych Naczelnych. I innych. Nad wyraz światłych. Praktykujących. Coś tam. Niektórzy nawet twierdzą odważnie, że katolicyzm.

Nowy rząd, wspólnie z nową Europą, wyłazi ze skóry, aby dokopać o. Rydzykowi i pięknym dziełom Zakonu Redemptorystów w Toruniu, które mogą rozlać się niebezpiecznie i skazić umysły inteligencji z Metra Agory, chowanych tak konsekwentnie przez internacjonalne imperia. I to w sytuacji, kiedy wiadomo, że Radio i dzieła przy nim powstające, cieszą się poparciem Władz Zakonu, Episkopatu. A Jan Paweł II –„Nasz Papież” Gazety Wyborczej - mówił: „Ja Panu Bogu codziennie dziękuję, ze jest w Polsce takie Radio, co się nazywa Radio Maryja” - - Znacie ? - Znamy. - No to posłuchajcie raz jeszcze; i jeszcze; i jeszcze...

PiSowi wojownicy prężą muskuły i zgrzytają z kolei na sytuację, do powstania której sami dołożyli rączęta. Zapewne znieczulone od manipulacji i oklasków antywielgusowych. Od kręcenie przy konstytucyjnej obronie życia. Od wyduszenia koalicjantów – trudnych – fakt, których wcześniej spacyfikowali wystarczająco, aby ci nie przeszkadzali już skutecznie w zamiarach naprawy państwa i leczenia narodu. Rączek dziwnie niesprawnych przy szybkim dokręcaniu prawnej śruby mediom, siejącym fałsz, judzącym, starającym się wywołać waśnie na tle antykatolickim, antypolskim. - Oczywiście pamiętamy o roli specyficznie złożonego Trybunału, zwanego Konstytucyjnym, ale...

Lament wynika zapewne z wiary, iż internacjonalne niebiesko-różowe brygady PO z pomocnikami, dopingowane przez tefaueny, tokefeny i inne takie te, to szczerzy demokraci, szanujący standardy naszej cywilizacji, prawo i prawdę.
- Naiwność?...
Finezyjna gra o poczwórnym dnie?...
Tak czy inaczej teraz mogą sobie zgrzytać a my razem z nimi.  A Niesiołowski z Piterą, Palikotem, Wunderlichem i innymi kotłowymi będą buzowali pod garami, w których będzie gotowała się pisowska i nasza poczciwość. Albo głupota.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Wirtualna Polonia 10.01.2008r.


W obronie godności

W słowie końcowym od organizatorów ubiegłorocznej - I. Ogólnopolskiej Konferencji Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy w Łodzi: „Dziennikarz – między prawdą a kłamstwem”, została wyrażona nadzieja, że dana nam będzie możliwość kontynuowanie spotkań. Myśleliśmy o potrzebie pogłębienia refleksji nad pytaniem o kondycję ludzi mediów w wypełnianiu obowiązku przekazywania prawdy z uszanowaniem godności człowieka i - niestety! - w udziale demolowania tych wartości. W tym obszarze rozważań chcieliśmy pochylić się nad rolą ludzi wyznających chrześcijańską, katolicką miarę ocen. Dziennikarzy ( ale nie tylko ) - potrafiących być znakiem sprzeciwu wobec fałszu.

Spodziewamy się ukazania tego  trudu również w realiach codzienności –   kiedy granica roztropności, definiowana przez Ewangelie, również przez „polityczność” pojmowaną klasycznie jako roztropne działanie dla dobra wspólnego, rozmywana jest przez złe prawo; narzucane są coraz natarczywiej i brutalniej przedefiniowywane i mieszane pojęcia dobra i zła, prawdy i kłamstwa, wolności i samowoli, poświecenia i egoizmu, wreszcie roztropności i kunktatorstwa. Owa granica przebiega między ludźmi, ale również – a może szczególnie – w każdym z nas.

Te aspekty odpowiedzialności przed odbiorcami informacji medialnych za nasze czyny, za godność naszego życia, niech będą motywem przewodnim rozważań. Wszak: „Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą” (Łk 17,1)

Tegorocznemu spotkaniu nadaliśmy tytuł „W obronie godności”. W słowie „godność” zawiera się bowiem cały zestaw pojęć definiujących nasze człowieczeństwo: Godność Człowieka, istoty stworzonej przez Boga, zobowiązanego do poszukiwania Prawdy; jego wolność w tych poszukiwaniach, jego prawo do godnego istnienia, do poszukiwania tożsamości, jego zmagania z samym sobą o rozpoznawanie i nie przekraczanie granicy sumienia, granicy koniunkturalizmu, zdrady, stosunek do uszanowania godności bliźniego – również w tych codziennych, roboczych, spotkaniach, w rutynowych czynnościach.

Czyż dynamika zmagań cywilizacyjnych, których jesteśmy świadkami, uczestnikami, współtwórcami i nieraz ofiarami, nie czyni zasadnym poszukiwania odpowiedzi na pytanie: „Kim jesteśmy?” Jaką cząstkę obowiązku uczestnictwa w tej Bitwie o Godność przyjmujemy na siebie? I po której stronie...?

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 41 z 12.10.2008r.

Chodzenie w zaparte

W ostatnim czasie kolejny raz odnotowujemy oskarżenia Ojca Świętego Papieża Piusa XII o grzech zaniechania obrony Żydów przed niemieckim, nazistowskim, hitlerowskim barbarzyństwem lat trzydziestych i czterdziestych ubiegłego stulecia  - Ba! Sugerujące nieraz bliskie stosunki z nazizmem. Jakże czytelnie wpisuje się kolportowanie tych mitów w całokształt antychrześcijańskiego, antykatolickiego Sturm und Drangperiode;  mitów podłych oraz wyjątkowo bezczelnych, ponieważ dotykają czasów stosunkowo bliskich, dobrze udokumentowanych. A mimo to liczy się na skuteczność kłamstwa, zwielokrotnianego przez usłużne tuby medialne, zaprogramowaną sztukę, literaturę. Spróbujmy zatem – jako antidotum - przywołać przynajmniej niektóre fakty: ?   /..../

zob. książka Mistyfikatoryka str. 104-107


Godność w zagrożeniu

Mamy już za sobą – przynajmniej w sensie organizacyjnym - drugą ogólnopolską konferencję z cyklu „Dziennikarz – miedzy prawdą a kłamstwem”, cyklu tworzonego pracowicie przez łódzki oddział Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy, a której patronem medialnym stał się również Tygodnik Rodzin Katolickich: „Źródło”. Na rozwinięty opis spotkania oraz refleksje nad jego tegorocznym przesłaniem: „W obronie godności”  nie możemy tutaj sobie pozwolić ze względu na szczupłość miejsca, zatem skoncentrujmy się nad skondensowanym opisem oczekiwań. A były one skierowane przede wszystkim ku dziennikarzom, publicystom, redaktorom, dysponentom tub medialnych. Mieliśmy i mamy nadzieję, iż nasze spotkania przyczynią się do głębszego wejścia w sens uprawianej medialnej profesji. Jej istotą jest przekazywanie rzetelnej informacji; budowanie i rozwijanie wiedzy o rzeczywistości -wszak tylko człowiek mądry jest w stanie współuczestniczyć w sensownym działaniu dla dobra wspólnego. Człowiek, którego kondycja w tym działaniu zależy właśnie od wartości uzyskanej informacji; a informacją jest wszystko - od poczęcia po śmierć. Jej jakość może być narzędziem czynienia dobra, ale również służyć źle pojętemu pragmatyzmowi, fałszywym chorym ideologiom, pokusom modelowania człowieka i społeczeństw według „ducha tego świata” – jakże mocno definiowanego przez materializm i łapczywą doczesność, demolujące godność człowieka a przez to prowadzące do jego karłowacenia. Aż po unicestwienie.
                                                                                           ***
Sługa Boży Jan Paweł II  w którego słowa tak się, podobno, wsłuchujemy - ostrzegał:
„Wciąż na nowo Kościół podejmuje zmaganie się z duchem tego świata, co nie jest niczym innym jak zmaganiem się o dusze tego świata. Jeśli bowiem z jednej strony jest w nim obecna Ewangelia i ewangelizacja, to z drugiej strony jest w nim także obecna potężna  anty-ewangelizacja,  która ma też swoje środki i swoje programy i z całą determinacją przeciwstawia się Ewangelii i ewangelizacji. /.../ Encyklika Redemptoris missio  mówi o  nowożytnych areopagach. Areopagi te to świat nauki, kultury, środków przekazu; są to środowiska elit intelektualnych, środowiska pisarzy, artystów.” (Wywiad  Vittorio Messoriego z Janem Pawłem II w: Przekroczyć próg nadziei, Lublin 1994)
                                                                                              ***
W słowie „godność” zawiera się cały zestaw pojęć definiujących nasze człowieczeństwo: Godność Człowieka - istoty stworzonej przez Boga, zobowiązanego do poszukiwania Prawdy, jego wolność w tych poszukiwaniach, jego zmagania z samym sobą w rozpoznawaniu i nie przekraczaniu granicy sumienia, koniunkturalizmu, zdrady. W pojęciu "godność" jest też zawarty nasz stosunek do uszanowania godności bliźniego – również w codziennych spotkaniach, w rutynowych czynnościach, również w stanowionych i uczciwie stosowanych normach prawnych.
Dynamika zmagań cywilizacyjnych, których jesteśmy świadkami, uczestnikami, współtwórcami i jakże często ofiarami, czyni zasadnym poszukiwania odpowiedzi na pytanie: „Kim jesteśmy?” Jaką cząstkę obowiązku uczestnictwa w tej Bitwie o Godność przyjmujemy na siebie? I po której stronie? - To konieczna świadomość, w czasach potężnego przyspieszenia na wirażu cywilizacji; w czasach świadectwa w nieustającej próbie człowieczeństwa.
                                                                                            ***
I na koniec – skoro przeżywamy rok poświęcony pamięci i nauczaniu św. Pawła  - Apostoła Narodów – zechciejmy przyjąć – do umysłów i serc te kilka znamiennych cytatów z Jego listów:

Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań – ponieważ ich uszy świerzbią – będą sobie mnożyli nauczycieli. Będą się odwracali od słuchania prawd, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom. Ty zaś czuwaj we wszystkim, znoś trudy, wykonaj dzieło ewangelisty, spełnij swe posługiwanie” (2Tm 4, 1-5)  

Przeto:
 „Ducha nie gaście, proroctw nie lekceważcie! Wszystko badajcie, a co szlachetne – zachowujcie!” (1Tes 5, 19-20)  
„Wiedzcie, że to co wystawia waszą wiarę na próbę, rodzi wytrwałość” (Jk 1,3)
A „/.../ Jeżeli Bóg z nami, któż przeciw nam?” (Rz 8,31)

Zatem, oby żaden szef, żadna poprawność, żaden „pragmatyzm”, żadna moda i gonitwa za sukcesem, żadne materialistyczne alibi nie przysłoniło pamięci o tym, że kiedyś każdy z nas - nagi i bosy, pozbawiony tych wszystkich tytułów, przedmiotów i przymiotników, w które wyposaża nas doczesność – każdy stanie przed Dawcą życia i zda sprawozdanie jak ten DAR wykorzystał – w mowie, uczynku i..... zaniechaniu.

Obyśmy mogli wtedy wyznać: „W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem.” (2Tm 4, 7)
I oby były to słowa prawdy.....

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Źródło nr 47 z 23.11.2008r.


Czarna legenda – świetlana prawda

Oskarżenia Watykanu i Piusa XII o współwinę za zagładę Żydów, jest tak samo sensowne jak oskarżanie Polski i podawanie do wierzenia niezorientowanym nazwy: „Polskie obozy zagłady”.

W marcu 1939 roku papieżem został kardynał Eugenio Pacelli, obierając imię Pius XII. Jego głównym zadaniem – jak ogłosił -  było ratowanie pokoju. A wiemy, że już wisiały czarne chmury nad Europą, zagrożoną nacjonalizmem i ideą Paneuropy pod zwierzchnictwem niemieckiej aryjskiej rasy ubermenschów. Starania Papieża nie zapobiegły wybuchowi wojny. W czasie jej trwania  Pius XII wciąż nawoływał o pokój. Zabiegał o utrzymanie Rzymu z dala od walk. Planował publiczny protest przeciwko prześladowaniu Żydów, ale kiedy zorientował się, że może to pogorszyć sytuacje, odstąpił od tego zamiaru na rzecz innych form pomocy. Po upadku Mussoliniego i wkroczeniu Niemców do Rzymu 10 września 1943 roku, zagrożenie Watykanu stało się realne. Ambasador Rzeszy Ernst von Weizsacker zdefiniował relacje z Watykanem, jako politykę niewtrącania się (Nichteinmischung) Dzialania niemieckiego ambasadora przebiegały dwutorowo. „Sprawiał, by w Watykanie domyślano się, że represje Hitlera przeciwko zajmowanemu przez Papieża stanowisku, zresztą zupełnie nieskutecznemu, mogą charakteryzować się nieobliczalną przemocą. Wobec Berlina za to, usiłował przedstawić postawę Stolicy Apostolskiej jako będącą o ile nie przychylną wobec Niemiec, to przynajmniej wyrozumiałą i radykalnie naturalną” - czytamy w pracy „Pius XII i Druga Wojna Światowa”
Pewne jest jednak, że Stolica Apostolska nigdy nie zaakceptowała polityki niemieckich narodowych socjalistów. Hierarchowie Kościoła byli w większości świadomi tego, że Hitler jesty wielkim wrogiem chrześcijaństwa. To właśnie on powiedział, że „...taktyczne układy pokojowe z Kościołem nie przeszkodzą na doszczętne wykorzenienie chrześcijaństwa aż do ostatniej nitki...” Co wiecej - raichsleiter NSDAP Martin Bormann w piśmie okólnym do gauleiterów z 9 czerwca 1941r. dawał wytyczne: „... Coraz bardziej należy odwracać naród od Kościołów i ich organów, proboszczów (...) Nie należy pozwalać Kościołom na zyskanie ponownego wpływu na kierowanie narodem. Musi on być bez reszty i ostatecznie złamany” Efekt: zamordowanych 4000 kapłanów, przeważnie katolickich.    
                                                                                                ***
Ówczesną postawę Piusa XII i jego działania podejmowane w celu ratowania  nie tylko katolików, ale i Żydów – najlepiej obrazują wypowiedzi ludzi jemu współczesnych.
Oto kilka z nich:
  „...Jedynie Kościół zagrodził drogę hitlerowskim kampaniom zdławienia prawdy. Nigdy przedtem nie interesowałem się Kościołem, lecz dziś budzi on we mnie zachwyt i uczucie przyjaźni. Jedynie Kościół bowiem miał odwagę i upór, by bronić prawdy i wolności moralnej. Musze wyznać, że to, czymś kiedyś pogardzałem, dziś wychwalam bezwarunkowo...” stwierdził  w Time Magazine z 23 12 1940r. Albert Einstein –żydowski noblista, jeden z najwybitniejszych naukowców XX w.
Joseph Lichten, żydowski historyk z B`nai B`rith zwrócił uwagę, że Pius XII oddał dobra Watykanu na wykup Żydów uwięzionych przez nazistów.
        Wielki Rabin Jerozolimy Isaac Herzog, w 1945 roku przesłał Papieżowi specjalne błogosławieństwo „za jego wysiłki na rzecz ratowania Żydów podczas okupacji nazistowskiej Włoch”.
W 1958 roku minister spraw zagranicznych Izraela Golda Meir, wygłosiła w ONZ mowę pochwalną na cześć Piusa XII.
Dawid Herstig, rzymski Żyd, wydał w 1966 roku książkę „Die Rettung” (Ocalenie),  w której stwierdza, że Papieżowi życie zawdzięcza 360 tys. rzymskich Żydów
Dyplomata i pisarz Pinehas Lapide ustalił, że Pius XII ocalił w sumie życie 860 tys. Żydów i zaproponował, aby tyle drzewek zasadzić  w Izraelu na jego cześć.
Naczelny Rabin Rzymu podczas wojny – Israel Zolli w swojej książce „Przed świtem” pokazał jaki wpływ na jego przejście na katolicyzm miała postawa katolików z Papieżem na czele w czasie wojny i prześladowania Żydów. Co więcej, Zolli  w hołdzie Papieżowi przybrał na chrzcie św. imię Eugenio. Wystarczy wziąć do ręki i przeczytać chociażby trzecią część wyznania „Dlaczego zostałem katolikiem”. „Watykan wydał miliony na pomoc uciekającym Żydom, pomagając w dotarciu do bezpiecznego miejsca.”; „Nie ma takich otchłani rozpaczy, do której nie zstąpił by duch miłości Piusa XII. O wielorakich dziełach miłosierdzia Ojca Świętego można napisać tomy. Za wielkim Papieżem stoją księżą katoliccy na całym świecie, zakonnicy i zakonnice, a także świeccy.” – pisał Zolli. Także jego następca Elio Toaf wyglosil mowę pochwalną na cześć Piusa XII.
                                                                                               ***
Międzynarodowy Czerwony Krzyż, Kościoły protestanckie, żydowskie organizacje humanitarne uznały słusznie, że publiczna interwencja Watykanu nie miałaby wpływu na plany Hitlera, natomiast naraziłaby na niebezpieczeństwo Żydów ukrywanych przez Kościół. Ukrywanych, dodajmy, również w okupowanej katolickiej Polsce, w której groziła śmierć za udzielanie jakiejkolwiek pomocy Żydom. Przykładów  pomocy świadczonej przez katolików Żydom znaleźć można jednak znacznie więcej – np. na Węgrzech Kościół wydał Żydom 80 tysięcy fikcyjnych metryk, aby ratować ich od śmierci.
O tym, jak nieskuteczne, a nawet niebezpieczne dla Żydów były bardziej otwarte publiczne relacje Watykanu, świadczy casus Amsterdamu. Stanowcze i otwarte potępienie rozpętanego tam w 1942 r. prześladowania Żydów skutkowało wzmożeniem deportacji oraz zagłady holenderskich Żydów.                                                                                                 

                                                                                                ***
Pius XII znalazł uznanie również w oczach polityków. Generał de Gaulle wspominając swoją audiencję u Papieża 30 czerwca 1944 roku, tak zapisał w swoich „Memoires de querre”: „Pius XII ocenia każą rzecz z punktu widzenia, który przerasta ludzi, ich przedsięwzięcia i kłótnie.  „To był wielki i dobry człowiek.” - wyznał po śmierci Papieża marszałek Montgomery.
Przeciw oczernianiu Kościoła katolickiego i samego Papieża protestował były kanclerz Niemiec Helmut Kohl. „Sugestie, że Pius XII >błogosławił Niemcom i Furerowi< uznał za absurdalne: władze wojskowe zakazały udziału żołnierzy w audiencjach papieskich, niektórzy czynili to potajemnie  a Papież życzył im wyłącznie szczęśliwego powrotu do rodziny.” – opisywano w tygodniku „Der Spigel”.
                                                                                               ***
Do dziś jednak – wbrew faktom i świadectwom samych Żydów – próbuje się obarczyć Piusa XII współwiną za zagładę Żydów. Pomówienia o milczące przyzwalanie na ludobójcze zapędy Hitlera zaczęły się w 1963 roku. Papież nie żył już i nie mógł się sam bronić. Rolf Hochhut, protestancki dramaturg, napisał wówczas wymierzoną w Piusa XII sztukę „Wikariusz”. Istnieją poszlaki, ze kłamliwe w swojej wymowie dzieło napisane zostało na zamówienie Kremla. Twierdzi tak współpracujący z KGB Ion Pacepa, były funkcjonariusz rumuńskiej Securitate, człowiek który w 1968 r. uciekł na Zachód. Jak stwierdził Pacepa, sam Hochhut w post scriptum do swojej sztuki przyznał że Watykan pomógł Żydom w czasie wojny. Autor sztuki tłumaczył, że miał 40 stron informacji wspierających jego tezę (o kolaboracji Piusa XII z Hitlerem – kn). Były to dokumenty „zmodyfikowane”  przez wywiad sowiecki. A jeżeli przypomnimy, że Pius XII nie dopuścił po wojnie do utworzenia we Włoszech republiki komunistycznej, może będziemy bliżej, niektórych źródeł kalumnii na Niego rzucanych. Mają one na celu podważanie autorytetu Stolicy Apostolskiej a także odwracanie uwagi od tych, którzy mogli realnie pomóc w uniknięciu zagłady wielu Żydów – w tym swoim rodakom – w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja (ze skrótami i elementami redakcji): Źródło nr 2 z 11.01.2009r.
zob. też  "Mistyfiktoryka" str. 104-107


W obronie człowieczeństwa

Stany Zjednoczone Ameryki Północnej – Terri Schiavo, republika Włoska – Eluana Englaro. Obydwie kobiety skazane w „majestacie” prawa na okrutną śmierć głodową. Śmiercią głodową miał dokonać życia również św. Maksymilan Kolbe w bunkrze niemieckiego, nazistowskiego obozu Auschwitz-Birkenau...

Jakże gorzka jest świadomość, iż pozbawianie życia dokonuje się również w miejscach, gdzie jedynym zadaniem powinno być – i ongiś było - ratowanie człowieka a nie przykładanie ręki do jego unicestwiania.

Niejednokrotnie można usłyszeć nierozumne uzasadnianie takich decyzji życzeniem Jana Pawła II z łoża śmierci, który prosił – taki przekaz otrzymaliśmy poprzez (ówczesnego) abpa Stanisława Dziwsza – „Pozwólcie mi odejść do Domu Ojca”.

Niezrozumienie polega na tym, iż były to słowa człowieka świadomego agonii, który chciał dokonać żywota wśród najbliższego otoczenia, „u siebie”, a nie na szpitalnym łożu. Zupełnie inny był kontekst wegetacji (w sensie fizycznym) obu wymienionych kobiet. Mózg Eluany funkcjonował – jak wynika z zapisu EEG – samodzielnie oddychała, musiała odczuwać, skoro zdecydowano się na podanie środków znieczulających. I byli ludzie  - tu siostry zakonne – gotowe trwać przy niej do naturalnej śmierci.

Pojedyńczy głos, tu i teraz, nie wpłynie na decyzje postępowego świata; świata uwikłanego w „utylitaryzmy”, „pragmatyzmy”, różne utopijne wizje – transmisje złych podszeptów, ale milczeć nie można. Na usta ciśnie się krzyk: Dlaczego idziesz w tym kierunku cywilizacjo, nosząca dumną nazwę „łacińska”, zwana również mniej precyzyjne „zachodnią”? Czy zdajesz sobie sprawy, że gubisz swoje człowieczeństwo? Czy zdajemy sobie sprawę, że przychodzą momenty, wymagające konkretnego świadectwa od każdego z nas i deklaracji po której stronie stoimy?

Krzysztof Nagrodzki
Łódź, 10 lutego 2009 roku
Strona internetowa OŁ KSD 10.02.2009r.


Kląskania z „Klątwy”
 
Informacja zamieszczona kilka dni temu na stronie internetowej Oddziału Łódzkiego Katolickiego towarzyszenia Dziennikarzy (www.katolickie.media.pl) brzmiała tak:
 
„Piętnować występek czy chłostać grzesznika?
 
W 100 lat po prapremierze „Klątwy”, dramat Stanisława Wyspiańskiego gościł w Łodzi. W piątek, 20 lutego o godzinie 19 na scenie Teatru Nowego można było obejrzeć kontrowersyjne przedstawienie, które budziło i budzi emocje.

Problem grzechu i wierności powołaniu był przedmiotem pospektalowej dyskusji z udziałem duchownych, dziennikarzy i widzów w panelu, któremu współprzewodniczyli – szef Łódzkiego Oddziału KSD Zygmunt Chabowski oraz krytyk teatralny Zdzisław Jaskuła.
Do sprawy wrócimy w odrębnej publikacji.”
                                                       *
Słowo się rzekło, zatem „do sprawy wrócić” trzeba. A ponieważ są w naszym Oddziale KSD tęższe i o wiele bardziej kompetentne pióra wyspecjalizowane w krytyce teatralnej (milczące, póki co, czemuś...) -  niech będzie mi wolno do „sprawy” podejść w mniej zobowiązującym – felietonowym stylu. I tylko do wybranych elementów całego wydarzenia.  

Za usprawiedliwienie niechaj będzie i to, że nowy sposób podawania tekstu przez aktorów ( i nie tylko w „Nowym”), stał się tak wymagający, iż niewprawne ucho nie jest w stanie wyłowić sensu z wielu wymamrotanych bądź wykrzyczanych – sobie, reżyserowi i muzom - kwestii.

Scenografia była przejrzysta i ascetyczna: Parasol plażowy symbolizował klęskę suszy. Drewniane palety – jałowość sklerykalizowanego (czy spoganionego?) życia, która służy w efekcie do tworzenia stosów nietolerancji. Jedyną sensowną witalność i wrażliwość na tej jałowej, sfanatyzowanej ziemi, prezentowała w swym negliżu – omajtkowionym nieco, na szczęście - „Młoda”.

Było, minęło, poczym rozwinęła się debata w teatralnym foyer. I właśnie na dwie charakterystyczne wypowiedzi chciałbym zwrócić uwagę.

-Kościół rzymskokatolicki okrutnie stresuje ludzi, ogranicza wolność, wprowadzając wydumane tabu na obszar spontanicznej, nieograniczonej i bezpruderyjnej seksualności i to musi się źle kończyć, wysnuwała się pryncypialna konkluzja jednego z panów.
        - Kobiecy ogląd był znacznie przychylniejszy: Kościół, a nawet można powiedzieć – kościołek, zaczyna być miły, przytulny, nie tak kategoryczny jak ongiś, kiedy kazał wierzyć w płaskość Ziemi, palił na stosach i był taki... niescjentyczny – zadeklarowała jedna z pań. No i najważniejsza jest miłość. Spełniająca się w intymnej bliskości partnerów. Ilu ? – Pani nie dopowiedziała.

Ten dwugłos ożywiający panel, nie tchnął co prawda nowością - ba! można nawet odważyć się na określenie  go standardowym, ale jakie nudne byłyby debaty, kiedy wszyscy byli na tym samym poziomie wiedzy, dyscypliny logicznej  i... emocjonalności. A tak możemy pospekulować:
Wariant A: Pan jest człowiekiem niewierzącym. Zatem jego oskarżenia i kategoryczne wymagania wobec obcej mu Instytucji - która przecież nie narzuca a jedynie naucza i ostrzega - budzą wątpliwości co do intencji. Ale może jednak Pan i Pani są ludźmi poszukującymi?...

Zatem przejdźmy do wariantu B: Skoro ateistyczna banalność już nie wystarcza, kiedy dostrzega się ciemność poza dekoracjami i sztucznym oświetleniem sceny na której każe grać „scientyczna” doczesność, człowiek myślący, wrażliwy, próbuje wyrwać się z  materialistycznej pospolitości ku obszarom duchowości, transcendencji. I wtedy zaczynają się schody, a poważniej rzecz nazywając – pułapki. Nadęte przez „postępowe” ideologie ego oraz wmówiona wolność bez wyobraźni i odpowiedzialności  za skutki czynów, każą szukać nie prawdy a potwierdzeń własnych wyobrażeń o prawdzie, o sensie i o celu.

To niebezpieczeństwo, które czyha chyba na wszystkich „zawracających” (na mnie w każdym razie czyhało). I wtedy człowiek miast spokojnie i pokornie dla dokumentów swej cywilizacji, wiedzy, mądrości innych, schylić się i rozważać tą nowość, tą „Dobrą Nowinę” – Ewangelię, chce ją pisać na nowo. ON - wielka, niepowtarzalna, najmędrsza w każdej dziedzinie OSOBA. Człowiek wyzwolony. Wyzwolony często również od podstawowych zasad kultury, która normalnie nie pozwala rzucać w twarz partnerom w dyskusji: „To banał”, „ja na pewno do Pana nie przyjdę” /to do księdza, uczestnika panelu/, wtedy, kiedy nie pojmuje się sensu odpowiedzi, jej wymagającej głębi, szansy w podanej ręce.

Trzeba jasno, bez przymilania się do „czasów” mówić nieustannie: Kościół nie jest hotelikiem z wyszynkiem na chwile samotności, zagubienia, gdzie przy wódeczce można od kumpla usłyszeć: Zdarzyło ci się zrobić coś złego? Zdradziłeś? Zabiłeś/zabiłaś własne dziecko – „konsekwencję” intymnego upojenia z kolejnym parterem, partnerką? Zgodziłeś się na deprawację młodych? Złamałeś wszystkie możliwe przykazania czy nakazy etyczne?  - Zdarza się.  Nie stresuj się. Pan Bóg jest miłosierny.

 - Masz wątpliwości czy istnieje? Nie musisz szukać potwierdzenia, żyj w zgodzie z sumieniem...  
- Na takie rozgrzeszenie czekasz?...
Nie chce ci się weryfikować prawdziwości Ewangelii jako DOKUMENTU?
Nie zastanawiasz się, jakie jest to twoje sumienie, które ma być wystarczającym alibi dla wszelkich porywów ego?...
Bo postęp, bo wolność jednostki, bo trendy, bo w „demokratycznym” społeczeństwie sondaże i statystki świadczą o kierunkach?...

Mamy już pewne doświadczenia ze statystykami i trendami. Okazuje się, że i „trendy” i „statystyki” są jak plastelina – można je ugniatać w dowolne, fantazyjne kształty. Szczególnie, kiedy ma się w ręku media, kulturę, edukację.

Cuius regio, eius religio – tłumaczone dosyć dowolnie na: czyje władztwo tego  „trendy” i „statystyki”...
„Kościół otwarty”, goniący lud, zasapany, zrzucający dla dotrzymania tempa a to odwieczne symbole, a to zbyt ciężkie dogmaty, wreszcie podstawowe atrybuty Wiary, zostaje w końcu w slipach i przepoconej koszulce. Wystawiony na rechot gawiedzi, truchta dalej, nie zauważając, iż wyścig jest sfingowany a reguły i metę ustala zupełnie ktoś inny niż oficjalne jury.

Kościół był, jest i ma być znakiem sprzeciwu wobec złych podszeptów, był, jest i ma być stróżem odwiecznych drogowskazów danych przez Stwórcę. Ma przygarniać każdego człowieka, ale po to, aby  mu wyjaśniać, która droga jest dobra i dlaczego, a która wiedzie na zatracenie. Nie może kierować się sondażami, trendami,  koniecznością „podążania za człowiekiem”, za jego zachciewajkami, za żądaniem błogosławienia niezobowiązujących porywów seksualnych, zwanych przewrotnie miłością, czy innych zagubień.
Seks a celibat duchownych... Nie będę silił się na oryginalność. Ten aspekt życia osób konsekrowanych jakże prosto a mądrze ujął ksiądz Marek Dziewiecki. Zatem do jego artykułu na naszej stronie odsyłam („Znieść celibat? Naiwne rozwiązanie”- http://www.katolickie.media.pl/?key=2,,323)

I wreszcie nieśmiertelny zarzut o kościelnych stosach oraz Ciemnogrodzie (płaska Ziemia). Gdybym chciał powytrząsać się  tu i teraz  nad tymi „standardami” ideolo, tekst mógłby przekroczyć wytrzymałość odbiorcy. Zatem i tym razem pozwolę sobie na odesłanie do już funkcjonujących publikacji – np. proszę wejść na stronę http://www.myslpolska.org i w okienku „szukaj” wpisać: Mistyfikatoryka. Znajdziemy cykl felietonowo-źródłowy wskazujący na kompilacje faktów, zmyśleń i niechęci tworzących antykatolickie mity. (Niebawem w całości znajdziemy go na stronie OŁ KSD)
 
I na koniec: Banalna puenta, dostosowana do poziomu podobnych oglądów Kościoła, jest taka - zanim zaczniemy snuć własne wyobrażenia o czymkolwiek, ciskać zarzuty i domagać się  zmian, dobrze jest wgłębić się w istotę zagadnienia. Potoczystość werbalna i pewna zręczność w erystyce, to zbyt mało, aby uniknąć powierzchowności czy kłopotów z logiką.  
 
Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: strona internetowa OŁ KSD od 27.02.09 oraz strona x. W. Kulbata


Znaj proporcjum Mocium Panie!
Rada Etyki Mediów
 
Szanowni Państwo!
 
Oświadczenie które zostało wydane i rozkolportowane ostatnio przez REM w sprawie wypowiedzi prof. Bogusława Wolniewicza w Radiu Maryja nie może nie budzić wątpliwości co do sformułowań tam użytych.
 
1. Forma „Oświadczenia” może wskazywać, iż jest to stanowisko całej REM, a tak nie jest.
 
2. Postawiony bardzo ostry zarzut „szerzenia  jawnie antysemickich poglądów” oraz ocena, iż to „narusza podstawowe normy etyczne oraz obowiązujące w Polsce prawo”, powinna opierać się na bardzo starannej weryfikacji podstaw do takich sformułowań.
 3. Uzyskana informacja, iż podstawą do „Oświadczenia” były (m.in.): „słowa prof. Wolniewicz o Brunonie Schulzu, o zapalaniu świecy  w synagodze przez prezydenta i słowa, iż >Żydzi nas atakują<” rodzi pytania:
a. Czy wyrażenie opinii o Bruno Schulzu jako przeciętnym  (czy nawet słabym) twórcy, jest "antysemityzmem"?
 b. Czy wyrażenie osobistej dezaprobaty dla obecności Prezydenta na święcie judaizmu jest "antysemityzmem"?
 c. Czy np. publicystyczne sformułowanie:
 -  "atakują nas Polacy" - jest antypolonizmem?  
  - "Atakują nas Niemcy" - antygermanizmem?  
 - "Atakuja nas homoseksualiści" - homofobią? Itd. Itp.
 d. Tak samo jest z przypinaniem łaty "antysemity" prof. J. R. Nowakowi, który wiele robi, aby ukazać prawych Żydów i odróżniać podłość od prawości, niezależnie od narodowości czy rasy.

 4. W tym kontekście rodzą się inne pytania:
    - Czy teksty w innych pismach, spoza obszaru "Imperium o.o. Redemptorystów", które piszą to co już wcześniej podnosił np. p. prof. J.R.Nowak (ale nie tylko on)  - np. o roli dużej części społeczności żydowskiej w trakcie najazdu sowieckiego 17 września 1939 i później - też można określić jako "antysemityzm"? (zob. np. Rzeczpospolita  z 24-25 stycznia br. Krzysztof Jasiewicz - „Opór przed rzeczywistością”), a próby odkłamywania tragedii w Jedwabnem również przez Rafała Ziemkiewicza ( Rzeczp. z 23.12.08) – jako rewizjonizm antyżydowski?  Bzdura! Oczywiście, że nie. Czy nie chodzi o to, kto pisze i dokumentuje? I nie o to, że z dokumentów wynika prawdziwy obraz rzeczywistości?...  
Trudne prawdy dotykają tego co czynili Niemcy, Żydzi, Ukraińcy, Sowieci, również Polacy. Jeno "znaj proporcium Mocium Panie"....
 
 5. Oczywiście, że uprawianie rasizmu - w tym antysemityzmu - jest niegodne w żadnym medium, niezależnie czy to jest katolickie, prawosławne, protestanckie, polskie, żydowski, niemieckie itp. Rzecz w tym co uznaje się za "anty"?

Proszę sobie wyobrazić, że ongiś, kiedy zaprotestowałem przeciw  pominięciu w haśle "antysemityzm" (w WE PWN t. II) Auschwitz-Birkenau, Bełżca / widzieliście Państwo ten wstrząsający pomnik - mauzoleum?/, Treblinki, Sobiboru, Chełmna, Teresina i innych obozów męczeństwa i zagłady tysięcy i setek tysięcy Żydów, zostałem zaklasyfikowany przez duet żydowski (sic!) Kowalski/Tulli do autorów uprawiających „mowę nienawiści”, a Redaktor Encyklopedii straszył procesem. Tak!  

W tym haśle było tylko... Jedwabne! „Najdrastyczniejszym przejawem wrogości do Żydów z lat wojny był mord w Jedwabnem” - napisał Daniel Grinberg, autor hasła ”antysemityzm”.
- Oto swoiście pojmowany „antysemityzm”, „mowa nienawiści”, oto etyka w wydaniu niektórych, specyficznie lojalnych, środowisk (w wydawnictwie „naukowym”)
 
6. Czy nie odnosicie Państwo wrażenia, że tu nie chodzi naprawdę o "antysemityzm", ale o walkę z konkurencyjnym medium, o walkę z wolnością głoszenia poglądów, do której to walki jest angażowana również REM? ( W tym konkretnym wypadku prof. Wolniewicz podał swój adres domowy, na wypadek prób ścigania pod pretekstem "antysemityzmu").
 
7. Czy nie sądzicie Państwo, że buduje się jakąś asymetryczną nadwrażliwości w kontekście sformułowań dotyczących Żydów, czy niektórych innych środowisk bez pardonu budujących obszar swojej nietykalności?
Szczególnie, kiedy znajduje się chociażby cień pretekstu do zaatakowania Radia Maryja.
 
To fałszywe i niebezpieczne, ponieważ nadużywanie owego "młota na czarownice", raczej buduje poczucie krzywdy oskarżanych bezpodstawnie  i tworzy obszar  konfrontacji. I ta konfrontacja już ma miejsce – brak zdecydowanej reakcji na antykatolickie wypowiedzi, audycje, literaturę, sztuki, tworzy autentyczną wrogość do Kościoła i osób duchownych aż po morderstwa włącznie. Nie „obcych”, nie Żydów, nie homoseksualistów gnębionych jakoby przez ciemnogród, ale konkretnych dobrych spokojnych księży. Czy nie potrafimy połączyć skutków z przyczynami?...
Po której stronie stajemy w swoim działaniu i...zaniechaniu? Fikcji czy realu?
 Nadymanie fikcji, może stać się zalążkiem autentycznej, a nie wydumanej, wrogości. Proszę abyśmy o tym pamiętali.

 Jeszcze trochę, a będziemy musieli przed jakąkolwiek wypowiedzią publiczną, zasięgać porady prawnej, czy nie wchodzimy na obszar "rasizmu",  "antysemityzmu", "faszyzmu", "homofobii", "nietolerancji", "klerykalizmu" i czegoś tam jeszcze, zabronionego na danym etapie rozwoju postępowej ludzkości, budującej krok po kroku nowy totalitaryzm...
        Jest tyle groźnych zjawisk w mediach –  groźnych bo systematycznie i bez żenady – demolujących prawdę, poczucie przyzwoitości, ładu, piękna, sensu – to wszystko co składa się na naszą łacińską cywilizacji, w imię prymitywnie definiowanej swobody ekspresji jednostki ( a często jej rozkazodawców....).
Można odczuwać wtedy brak zdecydowania REM w zajmowaniu stanowiska.
 
Pierwszy lepszy, znany mi bezpośrednio, przykład:  Jaskrawym przejawem braku etyki dziennikarskiej było molestowanie o. Rydzyka i p. posel Krupy przez dziennikarkę TVN. Po długim  czasie doczekałem się jedynie ( dziękuję i za to) listu podpisanego przez p. Macieja Iłowieckiego, potępiający takie zachowanie. List był imiennie skierowany do mnie poprzez publikację w  Naszym Dzienniku. Ale to nie było stanowisko/oświadczenie REM.  
 
8. Przy okazji: Czy znacie Państwo tą równie ekspresyjną wypowiedź prof. Wolniewicza, transmitowaną przez Radio Maryja i TV Trwam, kiedy Profesor z wielkim emocjonalnym zaangażowaniem wzywał do wspierania Izraela jako wysuniętego bastionu cywilizacji zachodniej przeciw islamowi? Czy to był rasizm? Nie słyszałem głosów wzburzenia jakoby "antysemickich" słuchaczy czy Ojców. I słusznie. Dano tylko w RM wypowiedź Semity - Araba (Arabowie to też Semici), który w kilkuminutowej wypowiedzi spokojnie, bez histerii sprzeciwiał się takiemu poglądowi.
 
I tak być powinno - bez histerii i asymetrii.
 
Pozdrawiam
Szczęść Boże!
Krzysztof Nagrodzki
Sekretarz Zarządu Oddziału Łódzkiego Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy
 
Kopię tego listu kieruję bezpośrednio również do naszego kolegi z KSD – red. Tomasza Bieszczada, członka Rady Etyki Mediów, który, jak wiem, również miał wątpliwości co do tembru „Oświadczenia”.

Publikacja: Myśl Polska nr 12 z 22.03.2009r.; Strona internetowa Polskiego Radia (od 12.03.09), Strona Internetowa KAI (od 5.03.09)

Podwójne standardy: od Grossa do Zyzaka, przez  Bogdana Dziobkowskiego – filozofa – w „Opiniach” Rzeczpospolitej  z 16 kwietnia 2009 analizowane.
 
 Podnoszenie ręki na filozoficznych analizatorów, nawet w drobnych fragmencikach ich poprawnych rozważań i wyważań nie jest łatwe w miejscu ich emisji, liczę zatem na szansę w innym kąciku.

Artykuł pana Dziobkowskiego kończy się tak: „nauka jest po to, aby burzyć dogmaty. Dla naukowca nie ma tematu tabu, nie ma świętości, nie ma niepoprawnych politycznie zagadnień. Nauka to wysuwanie śmiałych hipotez w pogoni za prawdą.”

Ejże! Czy rzeczywiście nauce chodzi   t y l k o  o burzenie dogmatów czy raczej o ich weryfikowanie „w pogoni za prawdą”? I czy przy tej - jak najsłuszniejszej - deklaracji o obowiązku pogoni, godzi się pisać tak: „Gdy związani ze środowiskiem Radia Maryja krytycy „Strachu” zaczęli się odwoływać do pochodzenia Grossa, przez większość mediów, słusznie jak sądzę, przetoczyła się fala oburzenia.”?

Słyszałem wiele emocjonalnej wrzawy na ten temat, nie znalazłem jednak wyczerpującej polemiki naukowej czy choćby konkretnego uzasadnienia takiej tezy. A wszak dla nauki „nie ma tematów tabu”. Zatem pożytecznym byłoby jasne wskazanie, w których miejscach np. prof. Robert J. Nowak – historyk -  pisząc książki: „100 kłamstw J.T. Grossa o żydowskich sąsiadach i Jedwabnem” czy „Nowe kłamstwa Grossa” odszedł od porządnego warsztatu, na rzecz „pochodzeniowych” konkluzji autora?

Wygląda na to, iż ten element, wpisujący się w utrwalanie mitu o antysemickości Radia Maryja, został rzucony właśnie na ołtarz „poprawności”. Czy dlatego, aby nie burzyć niektórych „dogmatów” tworzonych przez konkurencje ideolo?... Tak czy inaczej wyszło niezbyt spójnie. Przynajmniej w tym aspekcie.
 
Krzysztof Nagrodzki
 
 Publikacja:
- Myśl Polska  nr 20 z 17.05.2009r. (W tytule zabrakło fragmentu: „przez  Bogdana Dziobkowskiego – filozofa – w „Opiniach” Rzeczpospolitej  z 16 kwietnia 2009 analizowane” - czyniąc całość nie do końca czytelną)
- Strona internetowa http://www.katolickie.media.pl/?key=2,,444

 

Brzydkie słowo radykalizm
 
Rasizm, ze szczególnym eksploatowaniem antysemityzmu; totalitaryzm kojarzony bezwzględnie z nazizmem i stosunkowo łagodnym odniesieniem do zbrodni komunizmu oraz jego quasi socjalistycznych mutacji; nietolerancja mająca krępować zdrowe odruchy społecznego sprzeciwu przeciw patologiom; klerykalizm, ksenofobia; szowinizm; nacjonalizm; to tylko niektóre z najczęściej stosowanych pojęć-epitetów, mających porażać niechętnych wznoszeniu nowej wieży Babel – budowli wyrastającej z pychy a zarazem niedostatków w pojmowaniu rzeczywistości. Do słów - paralizatorów włączony został radykalizm, kojarzony coraz częściej ze skrajnością, nietolerancją czy wręcz terroryzmem - synonimem krańcowego, morderczego zacietrzewienia.
Po opłakanych doświadczeniach ostatnich stuleci, w tym dwudziestego, szczególnie krwawo dotkniętego materialistycznymi eksperymentami wieku, ponawiane energiczne zabiegi konstruowania centralnie zarządzanego gmachu powszechnej wolności i braterstwa ( o micie równości jakby już mniej...) nie rodzą doprawdy powszechnego zaufania i entuzjastycznego wsparcie. Czy dlatego narasta dystans do projektów Nowego Wieku, iż z efektownie kolorowanych libertyńskich plansz, coraz wyraźniej przebijają rutynowe schematy niewolenia? Człowiek czuje, że korzystanie z wszechobecnego suflerstwa, szczególnie obrazkowego, nie uchodzi osobnikowi dorosłemu, aspirującemu do pewnych wyróżnień intelektualnych. To, co może wzruszać w kontakcie z dzieckiem, rozśmieszy, a w końcu zapewne zirytuje, odkryte u leciwego eksperta od dynamicznego postępu, podstarzałej, wojującej o „wolność wyboru” (czyli przeważnie o swobodę zabijania bezbronnej istoty ludzkiej) feministki, czy u „rewidentów” sprawdzonych po wielokroć dzieł, danych człowiekowi jako drogowskazy. Coraz więcej ludzi, dojrzewając intelektualnie i psychicznie do swego wieku metrykalnego, otrząsa się z pomroczności hipnozy medialnej, z grupowych, gminnych czy towarzyskich obciążeń i zastanawia nad rozziewem teorii z praktyką.

Cóż bowiem zostaje w kieracie codziennych lęków i umęczeń z upojnych politycznych konfabulacji, z reklam na lepsze jutro? - Objawienie nowego szamponu? Wizja nowego samochodu? Trans którejś tam młodości z nową żonę czy przyjaciółką, koniecznie w egzotycznej podróży? Nowe zabiegi o stanowisko, apanaże, władzę? O przetrwanie?...

Ludzie czują, iż trącą swoją niepowtarzalną osobowość. Stają się jakimś pojęciem statystycznym i administracyjnym. Peselem. Nipem. Dostrzegają, że coraz trudniej o porozumienie, ponieważ kurczy się obszar słowa – logosfera. Naturalne dla homo sapiens różnice postrzegania, wnioskowania i odmienności, dające szansę na ubogacanie, na przybliżanie do prawdy, uznawane są za zaczyn konfliktów. I w imię „poprawności” niwelowane. Spotkania, redukowane do wymyślania efektywnych sposobów robienia „kasy”, lub do paplaniny o wszystkim i niczym, przygnębiają. Ambitniejsze zaś wymagają pomocy koncesjonowanych tłumaczy ze spisu zatwierdzonego przez anonimowych licencjodawców, ponieważ przedefiniowane klasyczne pojęcia dezorientują. To musi odkorowywać...albo zrodzić bunt. I zaczyn odporu jest widoczny.

Mimo powszechnych kuglarskich technik dekoncentracji i uników przed zasadniczymi pytaniami, przed sięgającymi do podstaw odpowiedziami i przed skutecznym podejmowaniem trudu dźwigania człowieczeństwa, wzrasta myśl. Myśl naprawdę wolnych ludzi, nie dająca się zamknąć w celi materialistycznych dogmatów czy libertyńskiego relatywizmu; myśl szukająca, weryfikująca. Radykalnie. (Radykalny: Zasadniczy, sięgający do podstaw, skuteczny /od radicalis, łac.- zakorzeniony/) Człowiek nie chce wyzbyć się atrybutów wyróżniających go od świata przyrody – umiejętności analizowania, tworzenia syntez, dokonywania wyborów przy pomocy sumienia, intelektu i realizowania ich poprzez decyzje wolnej woli. Nie chce stracić sensu pracy ku pożytkowi wspólnemu. Nie chce uwolnić się od altruizmu, od miłości dającej. Nie chce skarleć do wymiaru przebiegłego i pomysłowego realizatora jedynie podstawowych nakazów instynktu: Pragnienia. Łaknienia. Snu. Ochrony przed żarem i ziąbem. Rozrodczego - sprowadzonego do zabawowej, gigantycznej kopulomanii – specyficznego narkotyku dla wszystkich; bez intymności, bez szacunku i bez odpowiedzialności. Człowiek chce przeżywać życie pięknie, świadomie, dobrze.

Zmagania o wolność ( ileż razy trzeba powtarzać tą oczywistość?!) biorą siłę z poznania odpowiedzi na fundamentalne pytania: Kim jestem? Skąd się wziąłem? Dokąd i po co dążę? Skrócenie perspektywy do - „tu i teraz”, do - „dzisiaj”, najwyżej do - „jutro”, staje się pierwotną przyczyną wszelkich zniewoleń. Zatem uczciwość - chociażby wobec samego siebie – nakazuje sprawdzenie czy rzeczywiście jestem przypadkowym elementem chaosu kosmicznej materii, wyewoluowanym w nieprawdopodobnym i nieudokumentowanym procesie „doboru naturalnego”? (por. np. P.E.Johnson - Sąd nad Darwinem, Warszawa 1997) Czy zadziwiająco uniwersalny, realistyczny opis zdarzeń sprzed 2000 lat w Palestynie jest jeno baśnią o dobrym, lecz przegranym rewolucjoniście? (por. np. V. Messori - Opinie o Jezusie, Kraków 1994, tegoż autora - Pod Ponckim Piłatem, Kraków 1996). Od tej weryfikacji zaczyna się droga do dalszych fascynujących odkryć i... trudu wyzwalania. Od powierzchowności - do sedna. Od pomroczności - ku prawdzie. Stąd – do wieczności. Ale to dopiero początek. Ta weryfikacja musi być ciągła i radykalna. W myśli, mowie i uczynku. Mimo naturalnych znużeń i zniechęceń. Mimo podszeptów „tolerancji” rozgrzeszających coraz głębsze kompromisy, i pokus przyjęcia nie uwierających interpretacji.
Każdy naprawdę wolny wybór wynika z solidnej intelektualnie analizy rzeczywistości. Jeżeli przyjmuję postawę ateisty, czy raczej antyteisty, powinna ona wynikać z radykalnego uprzytomnienia, dlaczego zweryfikowałem negatywnie wiedzę o faktach i logice Przesłania? Inaczej potwierdzam demistyfikację Chestertona: „...materialista, podobnie jak szaleniec, tkwi w więzieniu; w więzieniu swojej myśli.” Co w konsekwencji prowadzi do tego, że: „ materialiści nie zaszkodzili sprawom Boskim; ale zaszkodzili sprawom doczesnym, jeśli jest to dla nich jakąś pociechą. Tytani nie wdarli się do nieba; spustoszyli świat.” (Gilbert Keith Chesterton – Ortodoksja, Warszawa 1998)

Jeżeli składam deklaracje wiary, muszę starać się poznać dogłębnie, pod czym się podpisuję, a nie szamotać się od przypadku do przypadku, od skojarzenia do skojarzenia, od „tryndu” do „tryndu”. Muszę być uczciwym wobec swego – dobrowolnego przecież - wyboru. Właśnie w wyborach. I tych codziennych, tylko pozornie nieistotnych i tych przy urnach wyborczych. Nic nie jest tak błahe i nic nie jest na tyle ważne, aby usprawiedliwiało zbywanie atrybutów wolności – prawa do wątpienia, świadomego decydowania, ambitnego, ale i skromnego realizowania się w prawdzie.
„Skromność usunęła się z narządu rządzącego ambicją. Przeniosła się do narządu rządzącego przekonaniem; a to nigdy nie miało być jej miejsce. Człowiek miał wątpić w siebie, ale nie wątpić w prawdę; i to uległo całkowitemu odwróceniu.”- zauważył Chesterton (Ib.) Czy tak?...

Jeżeli odpowiadając na głos Tego, Który Jest przyjmuję zaszczyt i trud życia duchownego, kapłaństwa, jakże mogę usunąć świadomość misji, dać uwikłać się w pokusy życia „światowego”? Czyż nie byłem uprzedzony, że codzienność będzie chciała - jak zawsze- tysiącami macek oplątywać, wciągać w pożądanie... Jakże rozwiązywać przyjęte śluby, zrywać przysięgi złożone przed najwyższą Instancją? Jakże siać zgorszenie rozziewem pomiędzy głoszonym pięknymi, wielkimi, dającymi nadzieję i umacniającymi słowami a lichutkimi czynami recydywisty. Jakże burzyć pochopnie Tradycję umocnioną wielowiekowym, jakże często heroicznym, doświadczaniem i dowolnie interpretować nauki swego Kościoła niebezpiecznie balansując na linie herezji? „Doktrynom trzeba wytyczać bardzo pieczołowicie granice – także po to, by można było korzystać z powszechnych praw człowieka. Kościół musi być ostrożny po to choćby, żeby świat mógł być nieostrożny.” (Ib.)

W ostatnich stuleciach szczególnie wdarł się w nasze życie potwór zamętu. Nie jest to nowe doświadczenie ludzkości. Ale rozmiar uświadamia – powinien uświadamiać – o konsekwentnym działaniu demonicznej niewolącej, depersonifikującej potęgi. „To, co się dzieje na świecie – powiedział Bierdiajew – nie jest kryzysem humanizmu, czyli wiary w człowieka, lecz kryzysem człowieka. /.../ Jesteśmy świadkami procesu dehumanizacji we wszystkich sferach życia. Człowiek nie zechciał być obrazem i podobieństwem Boga, i stał się obrazem i podobieństwem maszyny.” (Sud'ba czełowieka w sowremiennom mirie, Paris 1934; za: Marian Zdziechowski – W obliczu końca, Warszawa-Ząbki 1999) Może teraz – po doświadczeniach XX wieku – trzeba odważyć się na dopowiedzenie: człowiek godzi się przyjmować obraz i podobieństwo bestii?... Zasięg, głębokość i sposoby penetracji sił ciemności powoduje, że rzesze ludzi ratunku szukają w Kościele. I czasami zdarza się, że nadzieja ta, w zderzeniu z niezbyt budującymi postawami niektórych jego członków – duchownych i świeckich – skutkuje rozczarowaniem tak wielkim, tak wielkim przerażeniem, że i tu nie ma schronienia, iż zmienia się w agresję. Napastliwość jako efekt lęku, to dosyć typowa reakcja wymizerowanego człowieka. Szczególnie wtedy, gdy wiara nie jest ugruntowana, raczkująca, powierzchowna, roszczeniowa, pozbawiona jeszcze mocy miłości dającej. Anemia sumień, to groźna, przewlekła, trudno uleczalna, czasami śmiertelna choroba.

Pozostaje wtedy pochylić się w cierpliwym modlitewnym zawierzeniu i wytrwałym pomocnym czynie. Zło dobrem zwyciężać. Radykalnie. To jest najskuteczniejsze. I to jest najtrudniejsze.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 28-29 z 15 – 22 lipca 2001r.


Cywilizacja bębnów

Mądrość - to umiejętność sięgania do najgłębszych przyczyn pojawiających się skutków oraz wykorzystania jej na obszarze wolnej ludzkiej woli. Z tego daru przychodzi zdawać osobisty rachunek. Nieunikniony. Wcześniej czy później. Czy jest więc mądrością uciekanie od rzeczywistości w świat fantasmagorii przeróżnych idealizmów materialistycznych (dobre, nieprawdaż ?– idealizm materialistyczny!), opartych na nie zweryfikowanych empirycznie hipotezach, nazywanych w dodatku z pompą „światopoglądem naukowym”.
Czy rozsądne zda się roztrwanianie sił dla budowania zamków na piasku, które bezwzględny czas przewiewa bez respektu dla rangi konstruktorów? Czyż można nazwać mądrością, oddawanie sprawnego intelektu na zmarnowanie za marne w końcu grosze, czy choćby srebrniki, dewaluujące się nawet tu i teraz? Czy roztropnym może być ograniczenie się do czerpanie z jednego, choćby bajecznie kolorowego i modnie atrakcyjnego źródła informacji o rzeczywistości? Czy nie nazbyt ryzykowną staje się akceptacja dla wymuszanych maczugą tolerancji przeróżnych dewiacji? Dla prymityzowania potrzeb ludzkich; sprowadzania człowieka do roli zagonionego konsumenta codziennej strawy indoktrynacyjnej i posłusznego wykonawcy woli poplatońskich „elit” ?

Czy istnieje świadomość przyczyn przeraźliwie realnych skutków zanikania uczuć wyższych ? Nie można już mieć alibi w braku dostępu do źródeł wiedzy. One są – trzeba jeno podjąć pewien wysiłek – również finansowy - sięgnięcia po nie: na półkach księgarń, niekoniecznie tych w hałaśliwych centrach; w kioskach z czasopismami, nie zawsze zagrzebanych pod zwałami ple-ple kolorowizny ( a jeżeli nawet, to co? – odgrzebujmy); na spotkaniach dobrych edukacji; czasami, bardzo rzadko i zwykle w najpóźniejszych porach, w „publicznej” Telewizji. Radio Maryja, Nasz Dziennik, Niedziela, Fronda, Wychowawca, Głos dla Życia, Nasza Polska, Nowe Państwo, Ziarna, Droga – to tylko kilka tytułów uchylających drzwi do alternatywnych źródeł informacji dla dorosłych i młodzieży. Edukując siebie, dzieląc wiedzę z otoczeniem, cierpliwie, wytrwale, z uśmiechem, uzyskuje się radość odkrywcy „ziem nieznanych”, przeżywa fascynacje, których nie zastąpi już codzienna medialna porcja seksownych panienek u boku supermanów i tajemnic alkowy jaśniejszych i ciemniejszych gwiazdorków płci obojga.

Propaganda nowych miraży zaczyna obnażać swe braki jak fałszywy banknot poddany ekspertyzie. Zaczynamy na przykład dostrzegać jak destrukcyjny wpływ na setki tysięcy, by nie rzec miliony, młodych ludzi miała i ma „ciężka” muzyka rockowa. Tu zresztą nie ma tajemnicy – „idole” mówią całkiem otwartym tekstem*: - „Jedno, co mogę sobie wyobrazić, to porwanie waszych dzieci....Oczywiście nie mam na myśli prawdziwego porwania. Nie. Chodzi mi raczej o zmianę ich systemu wartości, o to, by oddalili się od swoich rodziców” (David Crosby dla Rolling Stone Magazine) - „Hipnotyzujemy ludzi i wprowadzamy ich w pewien stan pierwotny, który zawsze jest pozytywny. Jak u dzieci które bujają w obłokach. A kiedy pozna się najsłabszy punkt człowieka, można wtłoczyć w jego podświadomość wszystko, co się chce....” (Jimmy Hendrix dla Life Magazine) Zapamiętajmy: „...można wtłoczyć w jego podświadomość wszystko, co się chce...” - „Piekło wydaje mi się o wiele bardziej fascynujące i interesujące niż niebo. Trzeba przebić się na drugą stronę, aby wszystko osiągnąć” (Ray Manzarek z The Doors) - „Myślenie to początek końca rock'n rolla” ( Ted Nugent dla Creen Magazine.) I komentarz w Newsweek: „The Doors opisują i przynależą do odmiennego niż nasz świata.

Do świata chaosu, karnawału demonów, w którym do głosu dochodzą najciemniejsze ludzkie instynkty...” Tak, to nie są żarty: „...wpływ tekstów rockowych na podświadomość dzieci i młodzieży jest tak silny, że można mówić o >praniu mózgów<”, są to: „potężne nakazy kierowane do podświadomości”. „Już sama tematyka tych tekstów budzi niesmak. Zbyt często mówią o anarchii, wykorzystaniu seksualnym, narkotykach, przemocy i śmierci.” (John Rockwell - diabelskie bębny; Vocatio, Warszawa 1997). Można dodać: Szatańskim językiem i przemyślnymi metodami psycho i socjotechnik... W tą samą „technologię” prania mózgów można zapewne wpisać technozgiełk, narkotyzujące „love parady” i zupełnie prywatnie, powszechnie eksploatowane „basy” hi-fi odtwarzaczy – w domu, na ulicy, w samochodowym szpanie. Rytmiczne, monotonne dźwięki, o określonej częstotliwości i mocy, powtarzane uporczywie, ogarniają słuchacza, zniewalają i tworzą pewien stan świadomości. Na tym zasadza się rytualny taniec plemienny. Tam źródłem hipnotyzowania są bębny- ważny element misteriów, wprowadzających w trans ludy prostych cywilizacji, tu - łomot technodecybeli....

Skoro padło słowo „cywilizacja” nie sposób nie dotknąć tego kluczowego pojęcia. Jest to „stan rozwoju społeczeństwa ludzkiego w danym okresie historycznym, ze szczególnym uwzględnieniem kultury materialnej, przeciwstawiany stanowi dzikości i barbarzyństwa” - podano w Małym Słowniku Języka Polskiego (PWN ,Warszawa1997). Ponieważ mamy prawo do odczuwania pewnego niedosytu, zobaczmy do jakich wniosków doszedł Feliks Koneczny - wybitny historyk i teoretyk kultury, poważany w Polsce i Europie okresu międzywojennego, spychany w niebyt przez animatorów „jedynie słusznych światopoglądów”: „Cywilizacja – to suma wszystkiego, co pewnemu odłamowi ludzkości jest wspólnego; a zarazem suma tego wszystkiego czem się taki odłam różni od innych „ . „Cywilizacya jest to metoda ustroju życia zbiorowego” (Feliks Koneczny - O wielości cywilizacyj; Wydawnictwo Antyk Marcin Dybowski reprint z wydania Gebethnera i Wolfa, Kraków 1935).

I jeszcze jedna konkluzja Autora: „Każda cywilizacya, póki jest żywotna, dąży do ekspanzyi; toteż gdziekolwiek zetkną się ze sobą dwie cywilizacye żywotne, walczyć ze sobą muszą. Wszelka cywilyzacya żywotna, nie obumierająca, jest zaczepną. Walka trwa, dopóki jedna z walczących cywilizacyj nie zostanie unicestwiona; samo zdobycie stanowiska cywilizacyi panującej walki bynajmniej nie kończy. Czyżbyśmy - stając u wrót „Nowej Ery” - byli świadkami narodzin i dynamicznej ekspanzyi nowej, niezdefiniowanej nawet przez profesora Konecznego, cywilizacji – ustroju migotliwych, kolorowych obrazków, ideologii marzeń o wiecznej, zainfantylnionej młodości, seksu, szmalu i decybeli? A może raczej jesteśmy uczestnikami – w obronie, w zaniechaniu, lub ataku - natarcia cywilizacyi piekielnych bębnów ?...

Krzysztof Nagrodzki

PS. Z równą prostotą i bez zakłamania przekazywali cele Marks, Lenin, Łunaczarski. Ten ostatni mówił wprost, np.: ” Wszystkie religie są trucizną, przede wszystkim zaś chrześcijaństwo, bo chrześcijaństwo naucza miłości bliźniego i miłosierdzia, my natomiast potrzebujemy nienawiści, musimy umieć nienawidzić. Tylko za tę cenę zdobędziemy świat. Zadaniem naszym nie jest reformowanie, lecz niszczenie wszelkiej moralności...”

( za: Michał Klizma - W obliczu końca; Fronda 15/16 Warszawa 1999 r.)
Publikacja: Nasz Dziennik nr 268 z 17 11 1999 r.

Towarzystwo obsceniczne
        
A właściwie: Towarzystwo Mlaskań Obscenicznych – istnieje. Czy jest to gwardia ludowa, czy też luźne komórki postępowego aktywu, dokładnie jeszcze nie wiadomo; sądzi się jednak, iż to pierwsze. Badania trwają. Tak czy inaczej – smakosze są pod czyjąś zauważalną egidą. Nieśmiałe, statyczne instalacje z nieczystościami na środku parkietu czy penis na krzyżu – to dziecinada młokosów. Awangarda obsceny realizuje się w dynamice, przez dynamikę... i właściwie to wystarcza w czasach, kiedy „trendy” jest forma, a nie treść. Treść już była. A ilu amatorów poślizgnęło się na niej... Wulgarne wrzaski, chaotyczna szamotanina, obnażanie się, kopulowanie w różnych konfiguracjach – jest nowoczesne, ale ambitni muszą iść jeszcze dalej. W końcu, czym można jeszcze zaskoczyć małolatów (nie wspominając o starych koneserach) przyprowadzanych przez wystraszone panie profesorki w ramach szkolnej edukacji teatralnej? Oni już to wszystko przerabiali z postępowej TV, z twórczych kaset porno, no i z praktyki inspirowanej modnymi klimatami. Gigant obsceny, aby zostać kimś, musi koniecznie zadeklarować, iż realizuje podtekst religijny – z chrześcijaństwa, naturalnie – bo to nie grozi obcięciem głowy przez mudżahedinów bądź klątwą antysemityzmu. Publiczne sikanie do sedesu w wykonaniu wrocławskiego Teatru Współczesnego (Lochy Watykanu André Gide’a) może być tłumaczone – w zależności od potrzeb – nawet jako mocny akcent w obronie prostoty Kościoła (sic!). Postępowe chórki kiperów-kanibali bezzwłocznie sugerują w otwartych na przestrzał postępowych mediach, w których szaleje wicher „tolerancji”, iż coś w tym wszystkim musi być. I niewątpliwie jest, to są lokalne przewagi odruchów ewoluujących – według własnego wyobrażenia – potomków szympansicy nad człowieczeństwem dziecka Bożego. W końcu jednak muszą przecież dorosnąć. To naturalna kolej rzeczy. I szansa. Oby zdążyli...

Niedziela 5/2006


Perspektywy

Trzeba przyznać, iż szkolenia socjotechniczne lidera PO dały chwilowy efekt. Ciekawe czy przewidziane są dla załogi? Rozognionego "wesołego staruszka" Bartoszewskiego. P. Niesiołowskiego – stałego więźnia spiżowej przeszłości, rysowanej jednak zarzutami sypania już w pierwszych dniach śledztwa grupy "Ruch", dokumentowanymi zarzutami ówczesnej narzeczonej. Bądź innych, uniwersalnych, giermków postępu. W premierowym expose samozachwytów wylewanych z siłą wodospadu, wybrzmiało zapewnienie, iż teraz będzie otwartość, miłość i kultura.
Miejmy nadzieję. Skoro do opozycji (nie mamy na myśli LiD-u) przechodzą kulturalniejsi, nie będzie to zapewne trudne. Kulturalniej zresztą już się robi. Np. w Komisji Łączności z Polonią z p. Borowskim na czele; w MSZ z p. Schnepfem; w rybołówstwie; czy "po linii" wymiaru sprawiedliwości, MSW i służb specjalnych. – Tu jednak złowrogi cień Antoniego Maciarewicza, narusza zdecydowanie możliwości kochania PiS-u. Lobbyści obcych wpływów, TW, służbowi oldboye, dynamiczni restrukturyzatorzy mienia wspólnego, "wesołe" chłopaki i dziewczyny z problemami seksualnymi, mogą spać spokojniej. W końcu władzę bierze się nie dla żartów.

Dobrze to wykombinowane: PiS załatwia LPR i Samoobronę. PO z mediami załatwiają PiS. Skonsolidowana "demokratyczna" lewość nadwyręży PO. A w końcu na placu boju zostanie najbardziej postępowa część ludzkości. Ta z korzeniami. Wysublimowana z LiD-u z przyległościami. Media postępu mogą teraz liczyć na dalszy niezakłócony rozwój inicjatyw obywatelskich – szczególnie tych z wielką kasą, również zagraniczną – w zawiadywaniu informacją "tego kraju", nazywanego ostatnio nawet "Najjaśniejszą Rzeczpospolitą. – Czemu nie? "Najjaśniejsza" w końcu nie musi być ani suwerenna ani... Polska.

Krzysztof Nagrodzki
Nr 49-50 (9-16.12.2007) Myśli Polskiej


Reportaże z codzienności. Pralnie globalne

 >>„Globalna wioska” (ang. global village) - termin wprowadzony pod koniec lat 60. przez Marshalla McLuhana w jego książce The Gutenberg Galaxy (Galaktyka Gutenberga), opisujący trend, w którym masowe media elektroniczne obalają bariery czasowe i przestrzenne, umożliwiając ludziom komunikację na masową skalę.<<
                                                                                               ***
Wizja globalnej wioski rozprzestrzeniła się, a nawet rzec można – rozpanoszyła -  w światłych umysłach postępu, tak dalece, iż wątpiących w możliwość traktowania globu w takich kategoriach, traktuje się jako niedorozwiniętych. Niedorozwiniętych, niezbyt przydatnych nawet do stawiania chat w owej wiosce, nie mówiąc o zamieszkaniu. Szczególnie teraz, kiedy coraz doskonalszych narzędzi budowlanych przybywa, a obsługi tak licznej jak ongiś nie potrzeba. Mówiąc szczerze – obsługa musi zostać zredukowana, aby piękno ziemskiej arkadii mogło służyć, potrafiącym docenić jej uroki. Czyli elicie.

Co zrobić jednak, jeżeli populacja potencjalnych estetów rośnie?... Populację należy regulować. Wojny i rzezie są jakąś metodą, ale dosyć prymitywną i nie zawsze obliczalną. O wiele łatwiejszą do stymulowania jest tzw. kontrola urodzin, prowadzona administracyjnie, ekonomicznie, bądź – najefektywniejsza oraz najbardziej postępowa - w ramach uświadomienia „praw kobiety do własnego brzucha”. Przy coraz doskonalszych możliwościach urabiania świadomości powszechnej co do priorytetów dobrego życia, zda się nie być to zbyt trudnym zadaniem, choć rozłożone w czasie i wymagającym pewnych wysiłków ekonomicznych i socjo-technicznych („media elektroniczne obalają bariery czasowe i przestrzenne, umożliwiając ludziom komunikację na masową skalę”). Wystarczy zachęcić lud do wyścigu po kasę (nie używajmy brutalnego określenia – zmusić), stymulując go kijem konieczności egzystencjalnej oraz marchewką różnych używek.

Redukcja umiejętności samodzielnego analizowania rzeczywistości, poprzez podanie gotowców przygotowanych w biurach obsługi podróży globalnej, ułatwia organizację przepływu decyzji. W dawnych czasach nazywano prymitywne próby takich metod – demokracją ludową, obecnie – w ramach optymalizacji – „ludową” wysłano do obozu reedukacji. Reedukacja zaś w obszarze – nazwijmy go z dużą dozą dobrej woli – intelektualnym, prowadzona przez stosownie dobrany zestaw medialny i w szerokim pojęciu kulturowy, może przynieść zakładany efekt. Czego doświadczamy ( chociaż nie zawsze uświadamiamy), chętnie odbierając np. darmowe gazetki na skrzyżowaniu miejskich arterii, hipnotyzując się mydlanymi serialami, bądź – w zależności od wieku - decymbelowymi ogłuszaczami zalkoholizowanego i znarkotyzowanego rozumu, ochoczo przystając na alibi wolności bez odpowiedzialności: „róbta co chceta” – podawane w różnych zestawach „globalnej wioski”, poprzez media postępowych właścicieli i najemników – w konsekwencji wygłaszając konkluzje, które nie potrafimy gruntownie uzasadnić. A zbyt nalegających na dowód, nazywamy oszołomami, z którymi nie da się „normalnie” koegzystować. I tak krok po kroku stajemy się elementami maszynerii. Nawet dumnymi z tej funkcji. Tyle tylko, że niepotrzebne, zużyte części wyrzuca się na złom. Nawet jeśli były ważnymi fragmentami urządzenia. Historia potwierdza tą regułę. Wystarczy jeno ją znać i pamiętać...
 Ale kto by zawracał sobie głowę Historią, w parciu ku świetlanej przyszłości globalnej wioski. Ona obciążą pamięć pragmatyka codzienności. Zatem Historia podlega wypraniu. A przynajmniej interpretacji.

Pojawia się jednak pewien kłopot. Stały kłopot. Są organizacje – również rzec można globalne – które uporczywie nakazują powtórki z pamięci. - Co zresztą jest naturalne w „wioskach”, gdzie pamięć i tradycja są postawą ładu. Owe organizacje to szeroko rozumiane Kościoły, zbudowane dla kultywowania wyznań - aby wymienić tylko najbliższe nam: judaizm z Tory, islam z Koranu, chrześcijaństwo ze Starego i Nowego Testamentu – Ewangelii.
Pomińmy – dla potrzeb tego tekstu – powikłania i uwikłania wynikające ze ścierania religii; a może raczej – poglądów ludzi mających wpływ na formowanie wyznawców, na kształtowanie ich wiedzy o istocie przesłania wiary - to temat na odrębną analizę. Zatrzymajmy się przy najbliższym nam depozytariuszu Pamięci i Tożsamości – przy chrześcijaństwie, a ściślej - Kościele rzymskokatolickim.
                                                                                          ***
Przynależność do katolicyzmu nie jest obowiązkowa a odejścia bezpieczne, nie powodujące nawet specjalnego ostracyzmu. To wynika z jednej z podstawowych zasad Ewangelii: Potępienie grzechu - szacunek dla człowieka. Od poczęcia po naturalną śmierć – jak nakazuje Pismo katolika, jego Kościół, jego katechizm, jego świeci i błogosławieni. Zatem katolik nie może opowiedzieć się za degeneracją, za niszczeniem życia, boć nie człowiek jest jego dawcą, chociaż człowiek, jakże często, robi zły użytek z tego daru. Katolik nie może dla taktyki, dla jakichś – jemu znanych - racji wyższych, optować za kompromisami w tej materii. W najgorszym razie – jeżeli sumienie mu na to pozwoli - powinien zmilczeć. W najgorszym razie...W przeciwnym wypadku stawia siebie w kręgu podejrzeń... Tak jak i ci ludzie „wewnętrznego kręgu” Kościoła, którzy przyłączają się do „ekumenizujących” postępowych trendów, kolaborujących ochoczo z antyteizmem, wywiewających ze świątyń lud Boży; prowadzący na manowce Wiary ku zaułkom ludyzmu z czerwonymi latarniami, ale bez augustiańskiego nakazu:  „Kochaj i rób co chcesz”. Kochaj – czyli dawaj siebie innym. Lepiej, aby odeszli, aby nie siali zgorszenia przed kamerami, na postępowych szpaltach - chętnych nadzwyczajnie takim wsiąkliwym w „świat” tolerantom. Największym dramatem Kościoła są Jego wewnętrzni rozsadzacze - agenci zła ale i – bywa - ludzie i nie najgorszych intencji, ale nieroztropnych czynów.

W tym kontekście należy dostrzegać – jak się wydaje – falę ataków na duchownych – również w polskim Kościele. Ważyć słowa z czynami: Pochopne, asymetryczne, preparowane zarzuty; spieszne przedwyborcze sakramenty małżeństwa po latach „partnerstwa”; wykorzystywanie „Łagiewników” i krakowskich rekolekcji do judzenie przeciw „Toruniowi” i Radiu Maryja przy najmniejszym pretekście (również tworzonym medialnie) z decyzjami w godzinach próby. Katolickiej, chrześcijańskiej próby. Ale przecież nie tylko katolickiej. „Starsi” i „młodsi bracia” mogą poświadczyć. - Prawi starsi i prawi młodsi.
                                                                                                   ***
Czy to znaczy, że idea „globalnej wioski” jest ze wszech miar zła? Nic podobnego. Tyle, że nie może wynikać z gorączkowego klecenia utopijnej mrzonki, bądź cynicznego konstruowana eldorado - tu i teraz - dla wybranych. To musi być wspólny trud ludzi zbratanych i zdeterminowanych dążeniem do Prawdy poprzez prawdy. Uświadamiających sobie wyraziście, że nasze działania na tym padole zawsze są obarczone zwodzeniem poprzez pychę, chciwość, nieczystość, nienawiść, nieumiarkowanie, gniew, lenistwo. Zatem aby były polityczne – muszą mieć cechy pojęcie owe definiujące:  „Roztropne działanie dla dobra wspólnego”.

Czyż nie jest jednym z narzędzi, owego działania dla dobra wspólnego, ujawnianie, ściganie, potępianie, fałszu? Szczególnie medialnie rozsiewanego, judzącego fałszu. Czy roztropne jest tworzenie konglomeratu prawdy, nieprawdy, dobra i zła – dla jedności? Czy tworzenie fundamentów dla tej staro-nowej konstrukcji z „tolerancji” dla kłamstwa i zbrodni, oddawanie hołdu fałszywym bożkom – cielcom mamony i hedonizmu – może chociażby łudzić, że budowla ostoi się? Wszak doświadczaliśmy – my ludzie: „Dom zbudowany na piasku” zmiennych, świeckich, „humanistycznych” wartości, nie ostoi się długo. „Wioski” trwają w zgodzie tak długo, jak wykształcone przez pokolenia mądre obyczaje, nie zostają zakłócone brutalną ingerencją. I nie musi to być czynnik materialny, personalny. Czasami wystarczy powiew kaleczącej idei. Wtedy dezintegrują się „wioski”, padają imperia. Czyż zatem można mieć złudzenia, iż tym razem powiedzie się koleina próba tworzenia imperium globalnego, czy jak kto woli - „globalnego zbratania” „globalnej wioski”, poprzez odrzucenie zweryfikowanego już przez wieki „projektu” konstrukcji - Ewangelii - Księgi Miłości, Ofiary, Księgi Życia i Śmierci? Bez wyrywania czy prania, niewygodnych stron...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Myśl Polska nr 13 z 1 04 2007r.


List otwarty Krzysztofa Nagrodzkiego - sekretarza OŁ KSD - do Rady Etyki Mediów w kontekście zdarzenia na pielgrzymce młodych sluchaczy Radia Maryja 20 czerwca br. , oraz dalszej "asymetrii" w działaniach "zdecydowanej większości  Rady".
 
Pani Magdalena Bajer

Przewodnicząca Rady Etyki Mediów

Szanowna Pani,

wiem, że w niektórych środowiskach funkcjonują negatywne opinie o "imperium o. Rydzyka".
Mogę tylko wyrazić żal, że nie dowiedziałem się od żadnego rozemocjowanego rozmówcy, jakie KONKRETY skłaniają do takich ocen. A przyzna Pani, że z konkluzjami nie popartymi dowodami trudno dyskutować.
Można najwyżej zafrasować się nad takimi zjawiskami; tym bardziej głęboko, że zupełnie inne zdanie na ten temat mają hierarchowie "watykańscy" (np. kard. Deskur, kard. Grocholewski)  potwierdzający stałą życzliwość Jana Pawła II, wyrażoną chociażby w owych pamiętnych, nagranych i emitowanych Jego słowach: "Ja Panu Bogu codziennie dziękuje, że jest w Polsce takie radio, co się nazywa Radio Maryja". Również pozytywne zdanie ma Generał Zakonu Redemptorystów o. Tobin, ogromna większość naszego Episkopatu, również obecny Papież Benedykt XVI.

To dzieło, bez stałego wsparcia całego zakonu o.o. Redemtorystów, bez widocznej życzliwości ojców Paulinów, Kościoła, bez Opatrzności Bożej, przy tak zmasowanych atakach na "konkurenta" - trzeba to powiedzieć - ideologicznego - nie ostałoby się.
Katolicy nie mogą tego nie dostrzegać.

Ale to tylko taka "preambułka" do mojej prośby:

Zapewne nie jest Pani i Radzie nieznana sytuacja, ktora powstala w sobotę 20 czerwca br. podczas pielgrzymki młodych słuchaczy Radia Maryja na Jasną Górę. (Chodzi o rozdawanie materiałów wrogich RM oraz próby operowania ukrytym mikrofonem i kamerą bez uprzedzania rozmówców )
Są na ten temat materiały w Gazecie Wyborczej, są na portalu fronda.pl, Naszym Dzienniku i innych, np:
http://www.fronda.pl/news/czytaj/incydent_pod_jasna_gora_byl_zwykla_ustawka
http://fronda.pl/news/czytaj/aro,
http://fronda.pl/news/czytaj/akcja_gazety_wygladala_jak_prowokacja,
http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=po&dat=20090624&id=po21.txt,
http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=po&dat=20090624&id=po22.txt
http://fronda.pl/news/czytaj/incydent_pod_jasna_gora_byl_zwykla_ustawka
http://www.fronda.pl/news/czytaj/ojciec_andrukiewicz_jednak_nie_pobil_antyradiomaryjnego_blogera
a ostatnio:
http://www.redakcja.pl/Tekst/Polityka-Polska/530260,Ustawka-jasnogorska---dwanascie-pytan-do-gw.html  

Dla analizy sprawy i oceny zachowań dziennikarskich, kluczowy może być ten fragment jednego z tekstów, w którym postawione jest pytanie, czy gdyby taka prowokacyjna sytuacja (rozdawanie wrogich materiałów), z przygotowanymi mikrofonami (również ukrytymi) kamerami i dziennikarskimi notesami zdarzyła sie na uroczystości religijnej np.  Muzułmanów bądź Żydów, też zastanawialibyśmy się czy jest to etyczne czy nie?...

Apelowałem już wcześniej o reakcje wyważone, sprawiedliwe, bez asymetrii i emocjonalnej nadwrażliwości w sprawach wiążących w jakikolwiek sposób środowisko Radia Maryja  z  wydumanym "antysemityzmem" ( np. sprawa wypowiedzi prof. Wolniewicza na jednej z konferencji w Toruniu, zob: www.katolickie.media.pl - z życia OŁ KSD - Krzysztof Nagrodzki do Rady Etyki Medalnej )

Apeluje zatem i teraz z nadzieją, że negatywna ocena takich działań zostanie sformułowana - podobnie jak przy owym molestowaniu o. Rydzyka i posłanki Krupy przez dziennikarkę TVN w podróży do Ameryki.

Z poważaniem
Szczęść Boże!
Krzysztof Nagrodzki
Oddzial Łódzki
Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy

Łódź, 29 czerwca 2009 r.
PS. Po przekazaniu do wiadomości publicznej maila, ktore p. red. Kumoch otrzymał wczoraj od sekretarz REM Heleny Kowalik-Ciemińskiej (zob.:http://fronda.pl/news/czytaj/rada_etyki_mediow_nie_zajmie_sie_prowokacja_jasnogorska), w którym pani Sekretarz tłumaczy  stanowisko Rady:
"Zdecydowana większość Rady postanowiła, że nie wydamy żadnego oświadczenia w sprawie incydentu pod Jasną Górą. Pana argumenty są naszym zdaniem słabo udokumentowane i nie mamy jasności, jak to wydarzenie naprawdę przebiegało", wypada mi do powyższeggo tekstu dodać jedynie smutną konstatację: REM nadal waży media różnymi odważnikami.

Dla jasności należy dodać, ze przedstawiciel Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy w REM był zdania przeciwnego i nie był w swym stanowisku odosobniony.
13 lipca 2009r.
Krzysztof Nagrodzki


W kolejną rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego
„Polacy do broni!”

Kolejna rocznica rozpoczęcia bohaterskich a w efekcie tragicznych zmagań Polaków z niemieckim najeźdźcą przyniesie –jak zwykle - kolejną porcję ocen sensu decyzji o podjęciu walki w Warszawie 1 sierpnia 1944 roku. W tym również takich, które jakby nie chciały przyjąć do wiadomości fundamentalnych dla dalszych konstrukcji  faktów.
Spróbujmy zatem i my powracać do nich, przywołując oprócz pamiętników premiera Stanisława Mikołajczyka i generała Władysława Andersa (na które powoływałem się ongiś) książki również niepolskich autorów – szczególnie ambasadora  Stanów Zjednoczonych w Polsce Arthura Bliss Lane – bezpośredniego świadka wielu wydarzeń wojennych i powojennych, dwojga rzetelnych amerykańskich pisarzy i dziennikarzy – małżeństwa: Lynn Olson i Stanleya Cloud, czy angielskiego historyka Normana Daviesa, opierających swe monumentalne opracowania na dużej ilości źródeł dokumentujących.

Powstanie Warszawskie nie mogło nie wybuchnąć, ponieważ....

Zacznijmy może jednak ab ovo, a przynajmniej zarejestrujmy niektóre istotne fakty od momentu, kiedy skorupa owego „jajka” po 123 – letniej niewoli I Rzeczpospolitej pękła. Być może, pozwolą one na pełniejsze zrozumienia dramatu II Rzeczpospolitej, którego warszawska tragiczna odsłona zwiastował rodzaj zakończenia.
*
Niezwykły splot wydarzeń na europejskiej bitewnej arenie I Wojny Światowej – klęska militarna dwu zaborców, a następnie rozkład trzeciego – Rosji i przejęcie władzy przez bolszewików, doprowadziły do szansy na odrodzenie Polski. Polski - wymyślanej twardą do bólu analizą Dmowskiego i dźwiganej surowym czynem zbrojnym Piłsudskiego, Hallera, Korfantego, poświęceniem, zapałem, ofiarnością setek tysięcy znanych z imienia i bezimiennych żołnierzy; Polski - powstającej z miłości Paderewskiego i przywiązania Witosa; Polski - przechowywanej w księgach, wierszach, pieśniach, w pamięci i sercach, utrwalanej przez wiarę naszego Kościoła, przez codzienną pracę szlachetnych, dumnych, ofiarnych kobiet - „Matka Polka” to pojęcie mające konkretne odniesienie do kształtowania postaw dzieci, a nieraz i... mężów; Polski – o której suwerenność upominały się pokolenia rodaków, płacąc daninę krwi, ale również umiejących walczyć na polu ekonomicznym, gospodarczym.

Listopad 1918 roku został zapisany w annałach jako symboliczna data powrotu naszego kraju do rodziny wolnych narodów, mimo, że o jego kształt przyszło jeszcze dalej walczyć na dyplomatycznych salonach z niechętnymi nam europejczykami (np. Loyd Georg), czy wydzierać zawłaszczone ziemie opierającym się jeszcze Niemcom (Powstania: Wielkopolskie, Śląskie).

„16 listopada 1918 r., wydany został w Moskwie rozkaz rządu bolszewickiego (Rady Komisarzy Ludowych), który nakazywał sformowanie w ramach Armii Czerwonej specjalnych mobilnych formacji o nazwie Armia Zachodnia. Ta milionowa formacja stanowiła w swej istocie główną sowiecką siłę uderzeniową, która miała zrealizować strategiczne cele polityczne Kremla.
Cele te w specjalnym rozkazie z 29 listopada 1918 r. osobiście nakreślił Lenin, a miały być nimi, po kolei: Białoruś, Polska, a potem już cała Europa. Według słów Lenina, Europa była "chora, zdemoralizowana, w chaosie, syta, zasobna i gnuśna". Premier Rosji i bolszewicki dyktator nakazywał Armii Czerwonej, aby przeniosła idee rewolucji komunistycznej na Zachód, tak aby "...zatopić bagnet Armii Czerwonej w Europie".

Wykonawcami rozkazu Lenina byli nieomal wszyscy przywódcy rewolucji bolszewickiej, w tym Józef Stalin. To ten właśnie zbrodniarz, bandyta i morderca milionów ludzi, nazwał wtedy, w listopadzie 1918 r., odradzającą się niepodległą Rzeczpospolitą "polskim przepierzeniem między Rosją a Europą". Według Stalina, to "polskie przepierzenie" należy zniszczyć, ponieważ oddziela ono rewolucję rosyjską od rewolucji europejskiej.

Już 12 stycznia 1919 r. dowództwo Armii Czerwonej - Lew Trocki oraz Siergiej Kamieniew - wydało strategiczny rozkaz rozpoczęcia "czerwonego marszu na Zachód", a tym samym wykonania planu "Operacja Wisła". Oznaczało to przejście przez Polskę do Niemiec i rozpoczęcie tam rewolucji komunistycznej. 5 lutego 1919 r. Rosjanie zdobyli Kijów, a 14 lutego doszło do pierwszego starcia młodego Wojska Polskiego z Armią Czerwoną. Była to bitwa o miasteczko Mosty nad Niemnem. Tak rozpoczęła się wojna polsko-sowiecka, która z miesiąca na miesiąc stawała się wojną o Europę. /.../ Piłsudski próbował stworzyć wspólny front państw Europy Środkowej i Wschodniej w obronie przed agresją bolszewicką. Był to już ostatni moment, gdy 14 marca 1920 r. w Warszawie z inicjatywy polskiego ministra spraw zagranicznych Stanisława Patka odbyły się rokowania państw będących w stanie wojny z Rosją sowiecką: Finlandii, Łotwy, Rumunii, Ukrainy (Semena Petlury). Rokowania wykazały, iż wypracowanie wspólnej linii wobec sowieckiego zagrożenia było niemożliwe.

Wówczas Piłsudski podjął decyzję wojny prewencyjnej z komunistyczną Rosją. Piłsudski - genialny wizjoner polityczny oraz doświadczony konspirator - długo ukrywał ten zamysł przed innymi politykami. Dopiero gdy wyczerpane zostały wszystkie inne możliwości polityczne, dyplomatyczne, a nawet militarne, Marszałek zdecydował o podjęciu działań w obronie Polski i innych państw Europy. Wyprzedzając atak sowiecki, 25 kwietnia 1920 r. ruszyła, kierowana przez Piłsudskiego, ofensywa polska. Jej celem militarnym było rozbicie Armii Czerwonej, celem politycznym - stworzenie wolnego państwa ukraińskiego. Ani cel militarny, ani cel polityczny nie zostały zrealizowane mimo zdobycia Kijowa przez Wojsko Polskie.”(Józef Szaniawski- Victoria Polska 1920 roku, Nasz Dziennik z 14-16 sierpnia 2009r)

Latem 1920 roku runęła ze wschodu na młodziutką II Rzeczpospolitę nawała Armii Czerwonej, która „po trupie białej Polski” miała nieść rewolucję światową do Berlina i dalej w Europę. Samotny bój Polaków, to była walka nie o granice, o przyjazne sąsiedztwo czy nawet o suwerenność, ale o istnienie cywilizacyjne, o duszę narodu, a nawet o kształt świata,  zakończyła się - z Bożą pomocą - wygraną oraz przepędzeniem bolszewików. A Traktat Ryski dał szansę na oddech i odbudowę kraju, jego administracji, sił zbrojnych, gospodarki, na krzepienie ducha w odbudowie łacińskiej cywilizacji, której Polska od stuleci była wierna i która była jej siłą.

Patrząc z perspektywy lat, dwudziestolecie II Rzeczpospolitej nie było czasem źle wykorzystanym. Polskie życie intelektualne i polska  nauka miały okres eksplozji twórczej – jak ocenia również Norman Davies. Mimo niechęci międzynarodowego kapitału, dywersji niektórych sąsiadów, napięć wewnętrznych związanych z działalnością organizacji komunistycznych czy mniejszości narodowych (co czasami wychodziło na jedno – np. Komunistyczna Partia Polski), ustabilizowano ekonomię, rozruszano gospodarkę, wybudowano od podstawa nowe miejsca pracy – np. Gdynię, Centralny Okręg Przemysłowy, zastosowano akcjonariat pracowniczy (Gazolina), wprowadzono do szkół programy patriotycznego nauczania, mniejszości narodowe – przede wszystkim żydowska (ok. 10 % obywateli) - uzyskały sporą autonomię, mimo że nie zawsze wykazywały – delikatnie mówią - lojalność wobec kraju zamieszkania (np. KPP kwestionowała sens bytu niepodległej Polski).

Oczywiście Polska tamtych lat nie była rajem – bo być nie mogła – ale próbowała budować swój niepodległy byt, ze świadomością powinności wobec obywateli i z kolei ich obowiązków wobec Ojczyzny. Kościół katolicki odgrywał tu - jak zwykle – niebagatelną rolę.

***
Tymczasem wytrwali Niemcy i zapamiętali Sowieci nie zarzucili swych imperialnych ambicji. Niemcy układem w Locarno (16 X 1925 r.), gwarantują nienaruszalność granic z Francją i Belgią, czego nie uczyniły w stosunku do granicy z Polską i Czechosłowacją. Mimo tego zostają przyjęte do Ligi Narodów. W kwietniu 1922 zawarto w Rapallo układ, który wbrew zakazowi zapisanemu w  traktacie wersalskim, dał Niemcom możliwość rozwijania potencjału militarnego przez udostępnienie baz i poligonów w ZSRR, zaś dla Rosji Sowieckiej stworzył możliwości dostępu do nowych technologii przemysłowych. Pod koniec lat dwudziestych, po krwawej, bezwzględnej i stałej eliminacji rzeczywistych bądź urojonych konkurentów, dyktatorskie panowanie w Rosji przeszło w ręce Józefa Stalina. W 1933 roku kanclerzem Niemiec zostaje mianowany przywódca lewicowej NSDAP (Nationalsozialistische Deutsche Arbeiterpartei - Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotników ) Adolf Hitler, który po śmierci prezydenta von Hindenburga w sierpniu 1934 przejmuje również jego prerogatywy, a naród w referendum to zatwierdza. Hitler zdobywa władzę absolutną. Rzeczpospolita ma u swych granic dwa, wciąż potężniejące, totalitaryzmy. Co prawda istnieje formalne zabezpieczenie od Wschodu i Zachodu poprzez podpisany traktat ze Związkiem Radziecki z lipca 1932 roku ( a obowiązującą do końca 1945 roku !)  i deklaracja o nieagresji z Niemcami ze stycznia 1934 r.( zerwana przez Niemcy w kwietniu 1939 r.), ale jak pokaże dalszy rozwój wypadków, traktaty podpisywane z wiarołomcami są tylko kawałkiem papieru, jeżeli nie stoją za nimi argumenty siły.

 Idea budowania pogańskiej „wspólnej Europy” pod germańskim przywództwem  i z rasowymi kryteriami struktur społecznych napędzała militaryzację nazistowskich już Niemiec, a podobne wizje, z oficjalnymi założeniami stworzenia globalnego, antyteistycznego „społeczeństwa bezklasowego”, budowały złowrogą potęgę Rosji. Między tymi dwoma drapieżcami znajdowała się „ziemia buforowa do zagospodarowania” - Polska.

W marcu 1936 łamiąc bezczelnie podpisany wspólnie w 1925 r. traktat reński o demilitaryzacji Nadrenii, Hitler – przy zupełnej bierności Francji i Anglii wprowadza tam swoje bataliony. „Bądź co bądź Niemcy jedynie weszli na swoje podwórko” oznajmia czołowy brytyjski liberał lord Lothian. Dwa lata później – w marcu 1938 r. Niemcy dokonują przyłączenia Austrii (Anschluss). A na konferencji w Monachium z udziałem Włoch, Francji i Wielkiej Brytanii (wrzesień 1938 r.) hitlerowska III Rzesza zmusza Czechosłowację do odstąpienia Sudetów, aby już w marcu 1939 r. zająć ją całą, a niedługo potem wymusić na Litwie odstąpienie Kłajpedy.

Wobec braku szans na podobnie „bezbolesne” uzyskanie ustępstw od Polski (eksterytorialny „korytarz” komunikacyjny do Prus Wschodnich, zawarcie Paktu Antykominternowskiego), po porozumieniu rozbiorowym z ZSRR (Pakt Ribbentrop-Mołotow, sierpień 1939), licząc na brak wypełnienia przez Anglię i Francję zobowiązań sojuszniczych wobec naszego kraju (Polsko-brytyjski układ sojuszniczy i polsko-francuski układ wojskowy), siły zbrojne III Rzeszy, zdradziecko, bez wypowiedzenia wojny, 1 września 1939 roku z zachodu, południa i północy atakują Polskę, a wojska sowieckie 17 września czynią to samo od wschodu. W tych okolicznościach, bez wsparcia Sojuszników, po ponad miesięcznych walkach, osamotniona, masakrowana Polska upada. Sowieci i Niemcy dzielą się – jak to już bywało w historii – naszymi  ziemiami i zniewalają naród.
***
Liczni polscy żołnierze przedzierają się do Francji, z nadzieją na możliwość dalszej walki zbrojnej (co staje się faktem – np. Narwik, kampania we Francji), a w kraju natychmiast organizowany jest podziemny ruch oporu. Niemcy i Sowieci sycą się sukcesem na wspólnej defiladzie w Brześciu, a ich służby specjalne spotykają ( październik 1939 r. Lwów, styczeń 1940 Kraków, marzec 1940 Zakopane), aby skutecznie skoordynować akcje przeciw „polskim bandytom”. I nie tylko „bandytom”. Obaj wrogowie rozwijają bezlitosne, programowe, totalne podporządkowanie i wyniszczanie naszego narodu. Następuje eksterminacja polskiej inteligencji i warstwy przywódczej: Niemiecka akcja AB - np. Sonderaktion Krakau, mordy w Palmirach, Piaśnicy na Pomorzu i dziesiątkach innych miejsc. Sowieckie zbrodnie na tysiącach jeńców wojennych  z Kozielska – w Katyniu, ze Starobielska – w Charkowie, z Ostaszkowa – w Miednoje; wykańczanie morderczą pracą w kopalniach ołowiu, wycinkach tajgi, na Kołymie, Magadanie i wielu innych miejsc zesłania do „Archipelagu gułag”. Masowe, w morderczych warunkach przeprowadzane, deportacje ludności cywilnej z Kresów na „nieludzką ziemię” w głąb imperium rosyjskiego ( luty 1940, kwiecień 1940, czerwiec 1940, czerwiec 1941).

Niewielkiej części z tych około dwu milionów aresztowanych i deportowanych dane było powrócić do miejsc ojczystych. A ratunkiem dla kilkudziesięciu tysięcy z nich była tzw. amnestia z 1941 roku w wyniku lipcowego układu Sikorski-Stalin (po niemieckim ataku na ZSRR) i możliwość stworzenie Wojska Polskiego. Część żołnierzy – pod dowództwem gen. Władysława Andersa, zwolnionego z enkadwudowskiej  tiurmy na Łubiance  - udało się uratować od głodowego wyniszczenia w Rosji ewakuując (wraz z wieloma cywilami),  poprzez Persję (Iran) na Zachód.
Polskie oddziały i dywizje  wsławiły się walkami m.in. w Tobruku, pod Monte Cassino, w Holandii; inne, wykrwawiona pod Lenino, mogły dotrzeć do kraju wraz z Armią Czerwoną, a tysiące Polaków, którym się to nie udało, musiało czekać na możliwość ratunku w ramach powojennej repatriacji. (Możliwość powrotu wszystkich rodaków, pozostającym na dawnych miejscach zsyłek do dzisiaj, to wstydliwy i bolesny problem również III Rzeczpospolitej.)
Regularne jednostki Wojska Polskiego w pewnym momencie stanowiły czwartą, ok. półmilionową, siłę aliantów - po ZSRR, Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii - uczestnicząc w zmaganiach na niemal wszystkich frontach II Wojny Światowej: na lądzie, morzu i powietrzu. A rozwijający się i konsolidujący Ruch Oporu w podbitej i zalanej przez dwie okrutne potęgi Polsce nie ustał, rzec można, ani na dzień. Walki oddziału partyzanckiego majora Henryka Dobrzańskiego – „Hubala” trwały do maja 1940 r.- do śmierci dowódcy, samorzutnie zorganizowani „Jędrusie” podjęli akcję dywersyjno-bojowe w sandomierskim; powstawały spontaniczne podziemne organizacje. Pierwszą „regularną” wojskową strukturę - Służba Zwycięstwu Polski (SZP), przemianowaną niebawem na Związek Walki Zbrojnej (ZWZ) - zaczęto tworzyć już we wrześniu 1939 roku (gen. Michał Tokarzewski, następnie płk Stefan Rowecki pod formalnym zwierzchnictwem gen. Kazimierza Sosnkowskiego z rządu na emigracji w Paryżu). W lutym 1942 roku premier rządu na emigracji w Londynie a zarazem wódz naczelny - gen. Władysław Sikorski  przekształcił ZWZ w Armię Krajową (AK) z dowódcą gen. Roweckim, którego po aresztowaniu w 1943 roku zastąpił gen. Tadeusz Komorowski – „Bór”. Działały również Narodowe Siły Zbrojne (NSZ), Bataliony Chłopskie (BCh), marginalna, powiązana z Moskwą Gwardia Ludowa ( GL), następnie przekształcona w Armię ludową (AL) i inne – jak np. Związek Jaszczurczy (ZJ)      
    
***
Stalinowska totalitarna maszyna zniewalania, wspomagana częstokroć przez niechętne Polakom mniejszości narodowe, była skuteczniejsza od hitlerowskiej, dlatego pod czujnym okiem NKWD struktury oporu zostały szybko zlikwidowane. Natomiast na terenach zagarniętych przez Niemców, gdzie szalało Gestapo oraz inne tajne i jawne służby okupanta tudzież ich przeróżne agentury, (Norman Davis – Powstanie `44, wyd. Znak, Kraków 2004 s.143,159) struktury państwa podziemnego rozwijały się i krzepły. AK liczyła ok. 350 tysięcy żołnierzy (Lynne Olson, Stanley Cloud – Sprawa honoru, wyd. Andrzej Findensein/A.M.F. Group Sp. Z  o.o., Warszawa 2004  s.269) ze sprawną służbą wywiadu i kontrwywiadu, funkcjonowały podziemne urzędy, sądy, tajne nauczanie, również swego rodzaju „parlament” jakim był Polityczny Komitet Porozumiewawczy a następnie Rada Jedności Narodowej, oraz delegatura londyńskiego rządu na  uchodźstwie. Funkcjonowała łączność radiowa i kurierska z rządem polskim (we Francji a potem w Anglii). Wydawano i rozprowadzano pisma podziemne. Ferowano wyroki na przestępców, likwidowano żołnierzy i funkcjonariuszy okupanta, groźnych konfidentów i „szmalcowników”, szczególnie okrutnych funkcjonariuszy niemieckiej machiny terroru (aż po zgładzenie w brawurowej akcji wyższego dowódcę SS i Policji w Dystrykcie Warszawskim Franza Kutscherę). Prowadzano akcje informacyjne i propagandowe, podtrzymujące ducha narodu. Wykonywano akcje „małego” i dużego sabotażu, spowalniając i powstrzymując transporty wojsk niemieckich i frontowego zaopatrzenia   (Włodzimierz Borodziej, Andrzej Chmielarz, Andrzej Friszke, Andrzej K. Kunert – Polska Podziemna 1939-1945 s.259, 312; Sprawa honoru  op.cit. s.270) tak, aby minimalizować akcje odwetowe okupanta, który stosował zasadę zbiorowej odpowiedzialności i bez wahania mordował niewinnych cywilów, burzył domy, palił całe wsie. Chroniono w miarę możliwości ludność na prowincji przed grabieżami i mordami, również ze strony band różnej proweniencji (szczególnie Ziemia Wileńska, Wołyń. Podole, Polesie, ale przecie nie tylko). Podejmowano działania dla uwolnienia uwięzionych (np. więzienie Pińsk, akcja pod Arsenałem czy pociąg pod Celestynowem). Dostarczano aliantom rozpracowane plany niemieckich zamierzeń, umocnień, urządzeń, broni (np. dostarczenie do Anglii rozmontowanego V2!). Prowadzono akcje dezinformacyjne (np. fałszywe miejsce lądowania aliantów we Francji w czerwcu `44 ) (William B. Breur – Polscy patrioci którzy pomogli uratować Europę przed Hitlerem, wyd. Amber,  2004 s.135,153,157-8,175, 177, 200-201, 232-3) Przekazywano dramatyczną wiedzę o metodach i zakresie eksterminacji Żydów oraz wyniszczania Polaków i ludzi innych narodowości kierowanych do obozów które Niemcy założyli na ziemiach Polski: Obozów Koncentracyjnych (KL - Konzentrationslager) - Stutthof  (sierpień 1939), Oświęcim/Auschwitz ( wiosna 1940),  Majdanek (październik 1941), oraz Zagłady -      (VL- Vernichtungslager): Treblinka II (lipiec 1942), Sobibór (marzec 1942), Bełżec (marzec 1942), oraz przystosowany do tego celu obóz Brzezinka /Birkenau (w kompleksie Auschwitz). Bohaterski rotmistrz Witold Pilecki w celu spenetrowania KL Auschwitz dał się nawet w nim uwięzić, a Jan Karski przedostał się do warszawskiego getta. Wiedza aliantów w tym zakresie była jasna. (np. Powstanie `44 op.cit. s.145, 149)    Jak to wpłynęło na ich decyzje i działania – wiemy.
Polska Podziemna prowadziła różnorakie działania, ale przede wszystkim przygotowywano się do powszechnej akcji zbrojnej przeciw okupantowi, w stosownym ze względów strategicznych i politycznych momencie (Akcja „Burza”).
***
Po dwu latach, świtaniem 22 czerwca 1941 roku, związek bratni dwu totalitaryzmów skończył się nagle i żelazne zagony sprawnej niemieckiej machiny wojennej uderzyły na Wschód. I mimo tego, iż jeszcze tej zimy Wehrmacht mógł oglądać z dala kremlowskie kopuły, mimo tego, że w 1942 roku sięgał Kaukazu i Wołgi, sowieckiej obrony nie przemogli. Po odwrocie spod Moskwy, po klęsce Stalingradzkiej (luty 1943) i  przegranej na Łuku Kurskim (sierpień 1943), stawało się coraz bardziej jasne, że Stalin będzie tryumfatorem tych zmagań. Stawało się również wyraźne, że trzeba będzie na nowo wykreślać fragmenty granic nowego kształtu Europy, uwzględniające „uzyski” Kremla, kosztem Finlandii (1939r.), oraz Rumunii, Litwy, Łotwy, Estonii (1940). No i oczywiście Polski. Zagadnienie sprowadzało się jedynie do wielkości owych „uzysków” i problemu suwerenności państw przez które przetaczały się radzieckie czołgi.
*
Kiedy w lipcu rozpaczliwego dla Rosji 1941 roku podpisano sowiecko-polski układ dyplomatyczny i militarny (Sikorski-Stalin), Związek Radziecki m.in. zgodził się na anulowanie zaborczych ustaleń paktu Ribbentrop-Mołotow, uznając iż: „traktaty radziecko-niemieckie z roku 1939, dotyczące zmian terytorialnych w Polsce utraciły swa moc”, co Polacy rozumieli jako oczywisty powrót do wschodnich granic przedwojennych, a w czym podtrzymywały ich mniej bądź  bardziej oficjalne deklaracje czy oświadczenia przywódców Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, zapewniających o „nieuznawaniu żadnych zmian terytorialnych w Polsce począwszy od sierpnia 1939 roku” oraz braku zgody na „wszelkie formy ekspansji w wyniku podboju militarnego”. (Powstanie `44 op.cit.s. 70-71)
Nie okazało się to jednak być wiążącym dla Stalina. W miarę jak rosła potęga sowieckiej armii, kruszącej - mimo ogromu strat w ludziach i sprzęcie – zmieniała się również postawa dyktatora oraz jego zamiary wobec zagarniętych w 1939 i 40 roku obszarów.  I jak się miało okazać, nie tylko tych...  
*
Rok 1943 to rok znamiennych dat. Styczeń – Casablanca, Roosevelt i Churchill (Stalin nie przyjechał) omawiają strategię wobec Niemiec, m.in. przyjmując zasadę bezwzględnej kapitulacji wroga. Luty – zwycięstwo stalingradzkie. Marzec – powołanie w Moskwie Związku Patriotów Polskich (pod przewodnictwem Wandy Wasilewskiej). Kwiecień – Niemcy ogłaszają o odkryciu masowych grobów polskich oficerów koło Katynia, zamordowanych przez Sowietów wiosną 1940 roku. Kwiecień – Moskwa zrywa stosunki dyplomatyczne z rządem polskim na emigracji w Londynie. Lipiec – tragiczna, zagadkowa śmierć polskiego premiera i naczelnego wodza Władysława Sikorskiego. Lipiec - inwazja aliantów we Włoszech. Sierpień – klęska Niemców na Łuku Kurskim. Koniec grudnia – powołanie w Warszawie konspiracyjnej Krajowej Rady Narodowej (pod przewodnictwem agenta NKWD Bolesława Bieruta)
No i listopad – grudzień Teheran, poprzedzony październikowym spotkaniem ministrów spraw zagranicznych w Moskwie. (Sprawa honoru op.cit. s.280)
***
Spotkanie w Teheranie nie było protokołowane. Znamy je z późniejszych publikacji, dokonywanych na podstawie notatek każdej ze stron. Z sugestii czy nawet propozycji jakie kierowali do premiera Mikołajczyka premier Churchill   ( Artur Bliss Lane – Widziałem Polskę zdradzoną, wyd. Fronda, Warszawa 2008 s.70) oraz prezydent Roosevelt należało wysnuwać wniosek, że sprawa przesunięcia granic Polski została tam ustalona. A Stalin w rozmowie z Mikołajczykiem 3 sierpnia dawał wyraźnie do zrozumienia, że Polacy w rekompensacie otrzymają ziemie po Odrę i Nysę. Potwierdził to zresztą w październiku `44 Wieczesław Mołotow, który w obecności Churchilla, Edena i Harrimana o ustaleniach z Teheranu zawiadomił brutalnie i jednoznacznie szefa polskiego rządu. (Widziałem ...  op.cit.s.87) Zatem sprawa utraty Kresów aż po linię wyznaczoną przez „sowiecko-niemiecką granicę pokoju” z `39 roku - zwaną też dla zatarcia niemiłej pamięci linią Curzona - była przesądzona. Natomiast Polacy nadal byli utwierdzani przez zachodnich sojuszników o zachowaniu suwerenności państwowej.
7 czerwca `44 Mikołajczyk przyjacielsko przyjęty w Białym Domu, usłyszał od prezydenta Stanów Zjednoczonych, iż „Polska odrodzi się znów silna i niepodległa” (Widziałem ...  op.cit s.73), a sam Roosevelt  wierzył – jak oświadczył – całkowicie słowom Stalina, który zapewniał, że nie zamierza narzucać Polakom swojej dominacji. „Stalin nie zamierza pozbawić Polski wolności. Nie ośmieliłby się tego zrobić, gdyż wie, iż rząd Stanów Zjednoczonych udziela wam zdecydowanego poparcia. Czuwać będę - dodał Roosevelt - aby Polska nie doznała  krzywd w wyniku wojny”. (Powstanie `44 op.cit.s.104 i 7 s.85)
W tej materii Mikołajczyk miał również twarde poręczenie Churchilla, „Armie rosyjskie stoją obecnie u wrót Warszawy. Przynoszą one sobą oswobodzenie Polski. Ofiarowują Polsce wolność, suwerenność i niepodległość”  - twierdził brytyjski premier jeszcze 2 sierpnia `44 roku. (Powstanie `44 op.cit.s.360) Zatem rząd polski w Londynie miał prawo rozumieć, że o ile sprawa granic wschodnich nie wygląda dobrze, to Polska może odrodzić w rodzinie wolnych narodów. Należało uparcie demonstrować taką wolę – również na polu militarnym. Przecież za wolna Polskę oddało życie ponad 200 tys. uczestników ruchu oporu – w walce, w więzieniach, obozach koncentracyjnych i egzekucjach. (Polska Podziemna 1939-1945 op.cit. s.312)
***
Potężne uderzenia Armii Czerwonej, doprowadziły w lipcu 1944 roku wojska I Frontu Białoruskiego, którym dowodził marszałek Konstanty Rokossowski, oraz I Armię Wojska Polskiego pod dowództwem gen. Zygmunta Berlinga na przedpola Warszawy. Na południe od stolicy, pod Magnuszewem, Rosjanom udało się utworzyć przyczółek. Radzieckie czołgi doszły do prawobrzeżnej dzielnicy – Pragi, zwiastując dalszy atak (co potwierdziły po 50 latach archiwa rosyjskie). (Powstanie `44 op.cit.s. 312)   Już od 2 czerwca nadawane z Moskwy po polsku audycje radiostacji „Kościuszko”, w których jednoznacznie nawoływano do działania (Powstanie `44 op.cit.s. 407) a 29 lipca o godz. 20,15 usłyszano w Warszawie nadawaną w języku polskim audycję z Moskwy: „„Nie ma wątpliwości, że Warszawa już słyszy salwy dział uczestniczących w bitwie, która przyniesie jej wyzwolenie. /.../ Dla Warszawy, która się nie poddała , lecz walczy, wreszcie wybiła godzina szturmu. /.../ Polacy! Czas wyzwolenia jest bliski! Polacy do broni! Niech każdy Polak stanie do walki przeciw najeźdźcy! Nie ma chwili do stracenia!” (Polscy patrioci op.cit. s.209; p. 8 s.52 i 5; p.14 s.41)  30 lipca w Londynie zarejestrowano z Moskwy apel do wszystkich Polaków, ale szczególnie do warszawiaków, aby udzielali pomocy Armii Czerwonej przy forsowaniu Wisły i wkraczaniu do miasta. „Nie było sensu wzywania ludności do akcji, która gdyby nie została wsparta z zewnątrz, zakończyłaby się masakrą, nie ułatwiającą w żaden sposób Rosjanom natarcia.” – tak konstatował ten fakt gen. Bór - Komorowski. - Naiwnie?... Jak pisał Arthur Bliss Lane: „Być może generał Bór był naiwny, lecz kto mógłby przypuszczać, że znajdą się ludzie, którzy z zimną krwią zastawią pułapkę skazując tym samym na zagładę 250 tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci?. Generał Bór takiej możliwości nie brał pod uwagę”. (Widziałem ....  op.cit  s.54) Czy naiwny był premier Mikołajczyk, który otrzymał w Moskwie zapewnienie Stalina, ze zostanie udzielona pomoc Warszawie? (Widziałem ....  op.cit  s.58) Czy nieroztropny był w tej sytuacji rząd w Londynie, który nie znał jeszcze dokumentów o  rozbrajaniu i aresztowaniu żołnierzy AK, dokonywanych przez sowietów na Wołyniu czy na Wileńszczyźnie, pod pozorem zabezpieczania sobie tyłów?... (Neil Orpen – Na pomoc Warszawie, wyd. Świat Książki, Warszawa 2006 s.31-32, 38) A gdyby nawet, czy nie mógł przypuszczać, że zachowanie sowietów na terenach na zachód od Bugu będzie inne?
 - To prawda, że ci, którzy lepiej znali „możliwości” bolszewików: Naczelny Wódz gen. Sosnkowski  i gen. Anders mieli inne zdanie, ale nie one przeważyły decyzję o rozpoczęciu Powstania w Warszawie. (Powstanie `44 op.cit.s.291-3, 466)
                                          
 Te fakty, niedawny (20 lipca) zamach na Hitlera, żałosny obraz wycofywanych z frontu oddziałów niemieckich, widoczna ewakuacja administracji okupanta, ogrom upokorzeń i wiedzy o niemieckich zbrodniach, polski duch i zapał bojowy, polityczna chęć samodzielnego, symbolicznego wyzwolenia stolicy i przyjęcia Armii Czerwonej w roli gospodarza, wreszcie wezwanie 100 tysięcy mężczyzn do natychmiastowego, obowiązkowego uczestnictwa w pracach obronnych na rzecz Wehrmachtu, musiały eksplodować. I stało się!
***
Któż  z podejmujących w tych okolicznościach tak brzemienną w skutkach decyzję, mógł wiedzieć, że Stalin nakazał wstrzymanie ofensywnych działań na tym odcinku (Powstanie `44 op.cit.s.363;Na pomoc... op.cit. s. 111), - mimo opracowanego przez Żukowa i Rokossowskiego planu wznowienia ofensywy - koncentrując uwagę na Bałkanach (Powstanie `44 op.cit.s.434), aby odnieść podwójną korzyść: uzyskać dominację na tamtym obszarze oraz „zneutralizować” potencjalnych przeciwników, zagrażających przejęciu władzy w Polsce przez oddanych sobie komunistów. (Pamiętamy, że 22 lipca ogłoszono powstanie Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego – PKWN, władzy ukształtowanej w Moskwie i z jej namaszczenia przez działaczy PPR, ZPP i KRN, który już 27 lipca podpisał porozumienie z ZSRR w sprawie granicy państwowej, zrzekając się wschodniej połowy terytorium II RP. ) (Powstanie `44 op.cit.s.212)
- Kto miałby zakładać, że wyśmienicie wyszkolona polska brygada spadochronowa gen. Sosabowskiego nie zostanie skierowana – zgodnie z założeniami – do kraju, a lotniska sowieckie zostaną zamknięte dla alianckich samolotów mających nieść pomoc powstańcom z odległych baz w Anglii czy we Włoszech (Brindisi)? (Polscy patrioci op.cit.s.214; Powstanie `44 op.cit. s. 414; Widziałem ...  op.cit  s.61-63; p. 14 s. 130, 140) Dla samolotów, które musiały przemierzyć kilka tysięcy kilometrów pod ogniem nieprzyjaciela, a uszkodzone nie mogły lądować na alianckich przecie zajętych przez Armie Czerwoną lotniskach; samolotów ostrzeliwanych nieraz - jak świadczą wspomnienia niektórych pilotów – przez myśliwce sowieckie. (Powstanie `44 op.cit.s.421,420, 457,847)    [ Co prawda po wielu staraniach i naciskach przywódców Zachodu, Stalin zgodził się propagandowo na jednorazowe lądowanie armady amerykańskich „Latających fortec” (18 września w Połtawie i Mirgorodzie), ale to było wszystko.] (Powstanie `44 op.cit.; Na pomoc Warszawie op.cit.  s. 165)
        - Dlaczego miano przypuszczać, że lotnictwo rosyjskie zniknie z nieba nad Warszawą (Polscy patrioci op.cit.s.56; p.14 s.68) a pojawi się dopiero z pojedynczymi, mało efektywnymi zrzutami (bez spadochronów) w połowie września. (Polscy patrioci op.cit.s.61)
        -Dlaczego miano zakładać, że oddziały podziemia śpieszące na pomoc walczącym z innych terenów, będą zatrzymywane i rozbrajane przez Armię Czerwoną, (Na pomoc ... op.cit. s. 135) a żołnierze AK zostaną przez Stalina określeni „bandą kryminalistów” ? (Na pomoc ... op.cit. s.148 )
          - Dlaczego miano podejrzewać o kłamstwa Roosevelta i o niemal schizofreniczną postawę Churchilla, którzy swoimi pociągnięciami wręcz podawali Stalinowi Polskę na tacy?
-    Dlaczego tak łatwo feruje się wyroki post factum?...
***
Warszawa wytrzymała 63 dni i nocy nierównej, bohaterskiej walki, do końca starając się utrzymać przyczółki dla ew. skutecznego desantu ze  wschodniego brzegu Wisły. Nie doczekała się. Osamotniona zapłaciła za swój zryw dziesiątkami tysięcy zgładzonych z zimną krwią cywili – mężczyzn,  kobiet, dzieci, księży, zakonnic, kalek, lekarzy w szpitalach, sióstr – szczególnie na Woli, Ochocie i Starym Mieście – mordowanych wszędzie tam, gdzie dopadła ich furia żołnierzy Hitlera i Himlera – niemieckich żołnierzy z SS i Wehrmachtu, kryminalistów z brygady
SS-Obersturmbannfurera Dirlewangera, zbieraniny z SS RONA SS-Brigadefurera Bronisława Kamińskiego. Zapłaciła  dziesiątkami tysięcy ludzi bombardowanych przez Luftwaffe  z pobliskiego Okęcia, ostrzeliwanych z dział bliskiego i dalekiego zasięgu, zasypywanych w domach i piwnicach, umierających z ran i wyczerpania. Straty w ludności cywilnej określa się na ponad 150 tysięcy, (Donald Sommerville – Kronika II Wojny Światowej, wyd. ART BOOKS, 1992 s. 263)
W  walkach padło ponad 18 tysięcy żołnierz armii podziemnej (i ponad 3 tys. „Kościuszkowców” z armii Berlinga), a ok. 20 tysięcy zostało rannych. (Kronika .... s. 263) Podczas bitwy, ale i w późniejszym systematycznym wykonywaniu rozkazu Hitlera o starciu Warszawy z mapy, w gruzach legło od 45 do 90 procent różnych obiektów. Warszawa stała się cmentarzyskiem. Pomnikiem odwagi i poświęcenia, a jednocześnie cynizmu i barbarzyńskiego szału tkwiącego w człowieku, poddanemu pogańskim, barbarzyńskim antycywilizacjom.
19 stycznia 1945 roku do umarłego miasta wkroczyły oddziały wyzwolicieli.
*
500 tysięcy warszawiaków musiało pójść do niewoli, z czego ponad 100 tys. wysłano na roboty do Rzeszy, gdzie oprócz ciężkiej pracy musiało przeżywać poniżenia jako „podludzie” oraz następną gehennę wojenną (jak np. w okrążonym Wrocławiu). Kilkadziesiąt tysięcy umieszczono w obozach koncentracyjnych SS: Ravensbruck, Mathausen, Auschwitz, w których wielu znalazło okrutną śmierć – przez wyniszczającą, niewolniczą prace, przez warunki bytowania. Wielu udało się uciec z obozów przejściowych i z transportów, wiele osób zwolniono. Przeważająca część z 12 tysięcy żołnierzy AK, którzy poszli do niewoli, została, zgodnie z umową kapitulacyjną, odesłana do obozów jenieckich Wehrmachtu - w Murnau, Sandbostel Woldenbergu, Fallingbostel, kobiet zaś do Erfurtu, Oberlangen, Fallingbostel a część od razu zwalniano. (Powstanie `44 op.cit.s.570)

Komunistyczna propaganda natychmiast z typową zaciekłością i nienawiścią, zaczęła szerzyć fałsze o przywódcach Powstania i Polski Podziemnej - od oskarżeń żołnierzy o kolaborację z Niemcami, mordy na Żydach, Rosjanach, ludziach lewicy, faszyzm,  aż do podstępnego aresztowania w marcu 1945 roku 16. przywódców polskiego państwa podziemnego. I do owego „słynnego” plakatu: „AK zapluty karzeł reakcji” .
Ale to i inne wątki – jak np. rola popleczników komunizmu, a – bywało - również agentów radzieckich w mediach, administracji czy nawet w tajnych służbach brytyjskich i amerykańskich -  to już temat na dalsze opisy „Polski zdradzonej i zgwałconej”.

Bibliografia

Korzystałem z danych umiejscowionych (m.in.) w publikacjach:

 1.Władysław Anders – Bez ostatniego rozdziału, wyd. Nasza Przyszłość, Bydgoszcz 1989
 2.Włodzimierz Borodziej, Andrzej Chmielarz, Andrzej Friszke, Andrzej K. Kunert – Polska Podziemna 1939-1945
 3. Włodzimierz Borodziej – Terror i polityka, wyd. PAX, Warszawa 1985
 4. William B. Breur – Polscy patrioci którzy pomogli uratować Europę przed Hitlerem,
wyd. Amber,  2004
 5. Norman Davies – Boże igrzysko. Historia Polski, wyd. Znak, Kraków 1994
 6. Norman Davis – Powstanie `44, wyd. Znak, Kraków 2004
 7. Stefan Korboński – Polskie Państwo Podziemne, Wydawnictwo Nasza Przyszłość, Bydgoszcz (brak daty)
 8. Artur Bliss Lane – Widziałem Polskę zdradzoną, wyd. Fronda, Warszawa 2008
 9. Jerzy Łojek – Agresja 17 września 1939, wyd. PAX , Warszawa 1990   
10. Stanisław Mikołajczyk – Polska zgwałcona, wyd. i rok nieznane (pozadebitowe z lat PRL
11. Marek Ney-Krwawicz – Komendanci Armii Krajowej, wyd. WSz i P, Warszawa 1992
12. Marek Ney-Krwawicz – Komenda Główna Ar  mii Krajowej 1939-1945, wyd. PAX Warszawa 1990
13. Lynne Olson, Stanley Cloud – Sprawa honoru, wyd. Andrzej Findensein/A.M.F. Group Sp. Z  o.o., Warszawa 2004
14. Neil Orpen – Na pomoc Warszawie, wyd. Świat Książki, Warszawa 2006
15. Donald Sommerville – Kronika II Wojny Światowej, wyd. ART BOOKS, 1992
17 Tomasz Strzembosz – Rzeczpospolita podziemna, wyd. Krupski i S-ka, Warszawa 2000
18. Stanisław Świaniewicz – W cieniu Katynia, wyd. Czytelnik, Warszawa 1990
19. Andrzej Leszek Szcześniak (wstęp i opracowanie) – Zmowa. IV rozbiór Polski, wyd. Alfa 1990
20. Tadeusz Żenczykowski – Dwa Komitety. Polska w planach Lenina i Stalina, wyd. Editions Spotkania, Warszawa 1990

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: www.katolickie.media.pl i www.wirtualnapolonia.com - sierpień 2009r.
Modyfikacja - lipiec 2010r.


Danie z postępowymi przystawkami

Niedawno otrzymałem w prezencie książeczkę autorstwa Stefana Bratkowskiego: „Kim chcą być Polacy” (wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa, 2007), z rekomendacją co do jej walorów. Ponieważ ongiś, lata temu, z wielkim zainteresowaniem wszedłem w „Opowieści z drugiego kwadratu” (czy z czwartego, nie pamiętam) tegoż autora, a prezent miał niewątpliwy walor objętościowy – co w warunkach wakacyjnych może być plusem – zabrałem się żwawo do lektury. To rzeczywiście niezły bryk galopujący po naszej historii, pisany ze znajomością tematu i z pomysłowymi propozycjami gospodarki społecznej, aczkolwiek z wyraźnymi przechyłami w kierunku... no, ale on tym niech świadczą opisywane niżej fragmenty.

Autorski panabratkowski zachwyt nad umiejętnościami Leszka Barcerowicza – jako obowiązujący dogmat w niektórych środowiskach, nie ma – jak to dogmat - konkretnego merytorycznego uzasadnienia. Jeżeli duszenie inflacji poprzez horrendalne oprocentowania stóp bankowych, miałoby być powodem do Nobla, to kandydat Bratkowskiego miałby duży problem we wciśnięciu się do kolejki nominatów. Gorzej, że w ten sposób zrujnowano z dnia na dzień dziesiątki, jeżeli nie setki, tysięcy ludzi, którzy potraktowali serio wezwania o „braniu sprawy w swoje”. I tak to na starcie za jednym zamachem, załatwiono kilka fundamentalnych spraw: Zaufanie ludzi, możliwość wykształcenie w tych latach klasy średniej Polaków, zrujnowanie wielu, oraz uruchomiono znane (a także dyskretne) patologie finansowe przez utrzymanie przez dwa lata stałego kursu dolara. W późniejszych latach opiewany przez Bratkowskiego Balcerowicz, już jako szef finansów bankowych, nijak jakoś nie mógł trafić w prognozowaniu wskaźników gospodarczych. Pewnie ze względu na określone knowania  ciemnogrodu...

A ten znienawidzony, jakby obsesyjnie, przez siły „postępu” ciemnogród, stanowią – według Bratkowskiego - staruszki, „rówieśnice” autora (zob.s.31) ogłupiane przez Radio Maryja - „inteligentną rosyjska agenturą wpływu” (s.31-32) „reprezentującego interesy rosyjskie” (s.53), założone i  kierowane przez „zakonnika, opętanego żądzą władzy przywódcy politycznego” i siejącego „propagandę antysemicką”(s. 53).

Można i tak. A wydawało się, że poszły już do lamusa schematy, nie mające wiele wspólnego z rzeczywistością, za to emocjonalnie i intelektualnie bliskich epoce, kiedy to partia (do które wszak należał autor) poprzez swe służbowe organy okładała epitetami wrogów socjalizmu, ludu oraz Związku Szczęśliwości Radzieckiego. I nie tylko epitetami. Czasy się zmieniły. „Tryndy”, kierunki, priorytety, podległości, walenie cepem jednego z najgroźniejszych donosów – „antyradzieckości” też. A wnoszący je? - Nie zawsze, nie do końca...
 Z kolei „agenturalność” miałyby zapewne dowodzić nadajniki na Uralu (s.72), które przez pewien czas (do momentu przejścia na rozsiew satelitarny) dzierżawiono, aby sprostać życzeniu Jana Pawła II o przekazywaniu tego katolickiego głosu hen „do Chin , a przynajmniej na Syberię”.
No cóż, jeżeli tak miałoby by być, to ta „inteligentna rosyjska agentura wpływu” „reprezentująca interesy rosyjskie” (tak jawnie?), okręciła sobie wokół palca nie tylko owe panastefanowe staruszki, ale i znaczące postacie światowego i naszego życia publicznego.

- Bo czyż to nie Jan Paweł II ogłosił: „Ja codziennie Dzięki za dziękuję Panu Bogu, że jest w Polsce takie radio, co się nazywa Radio Maryja”?
- Czy niezmienne poparcie do tego dzieła Papieża nie potwierdzili niedawno ważni i bliscy JP II kardynałowie – Andrzej M. Deskur i Zenon Grocholewski?
- Czy to nie generał redemptorystów o. Tobin, prowincjałowie polskiej prowincji zakonu, ogromna większość Episkopatu Polski dawali i dają świadectwo solidarności z tym medialnym przedsięwzięciem?
- A Jarosław Kaczyński czyż nie przeprosił publicznie za niegdysiejsze sugestie - bliskie podejrzeniom Bratkowskiego - związane z owymi nadajnikami na Uralu?
No i ta plejada osobistości życia konsekrowanego, gospodarczego, naukowego, politycznego, teologów, wciąż korzystająca z mediów „Imperium ojca Rydzyka”, mająca dostęp do milionów słuchaczy Radia Maryja, odbiorców telewizji Trwam oraz czytelników Naszego Dziennika, w zakresie, niemożliwym w środkach postępowo słusznych - tylu zahipnotyzowanych przez tą „inteligentną rosyjska agenturą wpływu”, w dodatku tak wyraźnie „antysemicką”?... Jakaż przepaść powstaje między zarzutami a faktami, kiedy w grę chodzą emocje.

Na str.66 z kolei znajdujemy przekonanie autora, że „przygniatająca większość z nas”   ( z nas?...) „chce Unii Europejskiej jako wspólnego państwa – chce wspólnego prezydenta, wspólnego rządu, /../ chce być obywatelami Unii jako wspólnego państwa”? Skoro tak, to dlaczego w Polsce i innych krajach unijnych jakby z lękiem uchylono się od referendalnej formy akceptacji? Z obawy przed powtórzeniem wyniku Francji, Holandii, Irlandii? A co z Niemcami?...
Najżarliwsze zapewnienia i „badania” nie mogą zastąpić – w rzeczywistej demokracji – woli  ś w i a d o m e g o  (a nie indoktrynowanego) ludu, wtedy kiedy chodzi o jego najżywotniejsze interesy.

No i  jeszcze jedno – jakże charakterystyczne - splątanie: Na stronach 55-56 Autor łączy propagowanie rozrodczości (co pochwala) z potępieniem aborcji, stawiając je – jak można zrozumieć – w opozycji. A przecież akceptacja życia jest nierozerwalnie związana z oporem przeciw zabijaniu niewinnych, bezbronnych istot ludzkich.

 I teraz bądź mądry czytelniku – co jest zasadniczym daniem a co jedynie smakowitą, nęcącą przystawką do przemycenia „opium dla ludu” w tej niewielkich rozmiarów, z dużą erudycja konstruowanej, książeczce.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: www.katolickie.media.pl od 21.9.2009


 Jak zostaje się „antysemitą”

Dla nas - dzieciaków z zagubionej w nadbużańskich łęgach osady - powojenne lata nie kojarzyły  się z krwawymi zmaganiami, ludobójstwem, niezliczonymi nieszczęściami, ciągłym lękiem. Czy to była tarcza mądrego rodzinnego inteligenckiego domu, czy rzeczywiście nie dotarła tam fala strachu – nie wiem. To były lata beztroskiego brodzenia po wielkich łąkach, lasach, polach. Nauka, zabawa, praca. Lata spokojnego, dla dzieci, słońca.

Od czasu do czasu docierała do osady, wzbudzająca ciekawość osobliwą innością, para Żydów: Sara i Rafałek. Tak wszyscy ich nazywali, zresztą zgodnie z ich życzeniem. Przywozili  i handlowali wspaniałymi smakołykami, z których najbardziej zapamiętałem czekolady i kakao. Tak - kakao, rajski dodatek do kogla-mogla  z kilku przepysznych wiejskich jaj nie ostemplowanych i nie znormalizowanych, tak samo zresztą jak świeży chleb własnego wypieku, mleko prosto od krowy, pachnące masło, ser, miód. Sam smak – jak mówił Ojciec Święty. Ale nie o tym, teraz. Sara i Rafałek – w takiej kolejności wymieniano ich nie bez kozery, ponieważ to ona była dominującą, energiczną, czarnowłosą niewiastą, a Rafałek szczuplutki, czarniutki był jej cieniem - jakoś przeżyli wojnę. Rafałek przechowany w jakiejś polskiej rodzinie, Sara – uciekła, jak sama opowiadała - na Wschód, z sowieckimi oddziałami, z którymi następnie wróciła. Teraz bez lęku – chwaliła się posiadanym podobno pistoletem – wyprawiała się na polskie bezdroża. Czy tylko w handlowych celach?...W każdym razie przyjmowano ich życzliwie, z pewną dozą sympatycznego rozbawienia egzotyką wyglądu i małżeńskiego odwrócenia ról. Tak zapamiętałem pierwsze spotkanie z owym „problemem” semityzmu, czy wmawianego „polskiego antysemityzmu”.
                                                                               *
Mijał czas - liceum, studia na Politechnice Warszawskiej. Jednym z najbliższych kolegów, z którym dzieliłem pokój w akademiku, był błyskotliwy Andy (skrót od Andrzeja), kumpel do bitki i wypitki, do tańca i do... nie, do różańca nie, ponieważ to były lata raczej tańca. No i nauki. W niezbędnym do otrzymania zaliczeń i zdania egzaminów wymiarze, naturalnie, ale bez przesady – buzująca, „bezpretensjonalna”, warszawska młodość miała inne preferencje. Więc kolega Andy, jego dziewczyna i jeszcze inny fantastyczny kumpel -Wojtek, byli Żydami, ale kogo to obchodziło. Jako się rzekło - były inne priorytety. Wśród setek znanych mi studentów nie było cienia antysemityzmu. Widać „wyssany z mlekiem matki” – jak ujął to ongiś jeden z premierów Izraela – został zneutralizowany hektolitrami piwa, sączonymi po sobotnich i niedzielnych żywiołowych hulankach w akademiku na Placu Narutowicza, w restauracji pobliskiego Dworca Głównego. (Wojtek Młynarski zrobił z tego piosneczkę, zupełnie nie oddającą sens owych biesiad.)
 
Późniejsze lata pracy,  już bez owych studenckich „neutralizatorów”, również nie przynosiły negatywnych refleksji; odwrotnie – rosło zaciekawienie obyczajami, kulturą narodu, który odszedł gdzieś w historię.

Konsekwencje roku 1968 przyniosły informację o pozycji jaką zajmowali Polacy narodowości żydowskiej w tzw. aparacie, wojsku, służbach bezpieczeństwa, administracji, mediach, nauce, ale nie budowały wrogości – jakaś część ludzi tracąc swoje intratne stanowiska wyjeżdżała dobrowolnie do innego świata, który był wonczas zamknięty przed zwykłymi obywatelami. Byliśmy już oswojeni z walką ideolo na  szczytach „władzy ludowej”, której ofiarami stawali się i ONI, ale stałe skutki –  jak się później okazywało ( i okazuje) - dotykały NAS.

Przyszło urzeczenie wspomnieniami z dawnych „cynamonowych” miasteczek – jak chociażby Kazimierz Dolny - folklorem, hipnotyzująco pięknymi, pełnymi nostalgii, innym razem oszałamiającymi żywiołowości, pieśniami i tańcami żydowskimi. (Na „Skrzypku na dachu” byłem chyba z dziesięć razy)

Rok po roku, szczególnie kiedy wracała pamięć wiary, kiedy odkurzało się Święte Księgi naszej religii, rosła chęć wiedzy o korzeniach, o wspólnej historii, o tragicznym końcu. Wielcy twórcy nauki, sztuki, będący Żydami, czy o żydowskich korzeniach, stawali się argumentem za wielkością tego narodu. Dochodziło do paradoksalnych sytuacji, kiedy to zaprzyjaźnieni Żydzi, hamowali ów entuzjazm. Wtedy jeszcze hamowali...

Naturalnie pojawiały się gdzieś tam znaki zapytania o przyczyny dawnych wypędzeń z wielu krajów Europy do życzliwej Żydom Polski, ale pozytywne emocje spychały je na dalszy plan. Spychały w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych... Ale już nie do końca... Mimo codziennej lektury wtedy jeszcze i „mojej” Gazety Wyborczej. Coraz trudniejszej lektury niepokojąco asymetrycznych – by nie rzec dosadniej - informacji i komentarzy. Pojawiło się i poczęło narastać zdziwienie. Zdziwienie stopniem sycenia naszej przestrzeni publiczne, medialnej, sztuki  problematyką żydowską. Specyficznie kształtowaną. Coraz częściej roszczeniowo-oskarżającą. I ta hucpa z krzyżami na żwirowsku oświęcimskim w wydaniu rabina Weisa i oskarżeniami Wiesela z chórkiem klakierów; na żwirowisku obok obozu w którym zginął mój Dziadek. Tak jak tysiące innych katolików.

Siłą rzeczy zaczęły również docierać informacje o funkcjonującym antypoloniźmie – przedstawiającym w krzywym zwierciadle nasz naród, nasze postawy, nasze poświecenia i cenę jaka płaciło się za wierność Bogu i Ojczyźnie - w tym za ratowanie przed niemiecką maszyną śmierci bliźnich o żydowskich rodowodach, mimo zdarzających się, wcale nie tak sporadycznych, nielojalności; szczególnie na Kresach. Czy należało to wiązać jedynie z działaniami byłych (?) komunistycznych oprawców i funkcjonariuszy, którzy po wydostaniu się na Zachód (również w latach sześćdziesiątych), przyjęli postawy pokrzywdzonych?...To nie było najważniejsze. Istotniejsze były reakcje naszych przyjaciół, znajomych, sąsiadów; ich protesty wobec takiej hucpy... Nie było ich słychać... A sygnałów docierało coraz więcej. Coraz bliższych i bliższych. Coraz bardziej nachalnych, agresywnych. Wymachujących i szantażujących oskarżeniami o antysemityzm każdego, kto nie podobał się rosnącym w siłę środowiskom nowych dominatów, sprawnie chwytającym skąd wieją wiatry nowych koniunktur w „otwartej Rzeczpospolitej”. Bywało, również budzący niechęć środowisk żydowskich, przytaczając choćby nazwanie  s a m e g o  Andrzeja Szczypiorskiego – „obłudnym filosemitą” (Abraham Brumberg: Jeszcze o stosunkach polsko – żydowskich, MIDRASZ, nr 12/98 s.49)

Nie chcę rozwodzić się nad innymi głośnymi nazwiskami lansowanych elit III Rzeczpospolitej, które po pewnym czasie częstokroć okazują się być powiązane tak czy inaczej z organami, zazwyczaj tajnymi, jej poprzedniczki, ale ich wybujały filosemityzm i „demaskowanie” wydumanego „polskiego antysemityzmu”  ( w późniejszym czasie połączony ze szczególnie agresywnym stosunkiem do niekoniukturalnych katolickich mediów), musi dawać do myślenia; chociaż nie należy rozumieć, że jest to żelazna reguła.
                                                                                     *
Wróćmy zatem do doświadczeń z innego poziomu: Mąż dobrej znajomej odkrył gwałtownie potrzebę ukorzenienia swojej połowicznej żydowskości (ojciec Żyd, matka Rosjanka) i zaczął słać gorące protesty przeciw użyciu przez znanego aktora ( w sympatycznym kontekście) słowa „Żydóweczka” – jako przejaw polskiego antysemityzmu, a oburzenie jego sięgnęło granic tolerowania przyjacielskiej znajomości, kiedy dostał ode mnie książkę autorstwa amerykańskiego Żyda, opisującego drogę przejścia swej rodziny do chrześcijaństwa. To było szokujące, ale jeszcze jednostkowe doświadczenie. Tak jak incydentalna była propozycja sąsiadów obejrzenia filmu hardporno, czy polecana lektura oślizłej – tak ją zapamiętałem – książczyny: „Kompleks Portnoya” (Chyba tak brzmiał tytuł)

Przyszły jednak inne kłopoty - coraz trudniejsze -  w próbach znalezienie intelektualnego kontaktu w dyskusjach dotykających tzw. trudnych kwestii. Argumenty wynikające z wiedzy, analizy, logiki  i syntezy, zmieniały się coraz częściej w emocjonalne konkluzje nie wiedzieć z czego wywiedzione, a dociekanie ich podstaw merytorycznych, kończyły się z reguły niechętnymi banałami, czy wręcz agresją ad personam. A przecież te umysły wcześniej były jakby znacznie sprawniejsze, bardziej samodzielne, niezależne... A może tylko tak się wydawało?...

Krok po kroku obszar niechęci poszerzał się: Z jednej strony nasz Kościół był oskarżany o „mieszanie się do polityki” i „pazerność” w odzyskiwaniu zagrabionego przez komunistów mienia, z drugiej zaś piętnowano go (fałszywie), że „nie mieszał się” wystarczająco w obliczu niemieckich zbrodni ludobójstwa i ma zbyt małe zrozumienie dla wybiórczych roszczeń materialnych środowisk żydowskich, przybierających coraz bardziej monstrualne i pozaprawne rozmiary. Coraz gorliwiej kładziono akcent na „polski antysemityzm” - aż po „polskie obozy zagłady” i „współwinę za holokaust”, a w cień szły liczne dowody heroizmu w ratowaniu sąsiadów. Poniżanie Polaków poprzez tworzenie oraz  lansowanie antypolskich mitów i wyśmiewanie postaw patriotycznych, religijnych, cywilizacyjnych, sięgających głęboko do klasycznych pojęć godności człowieka, stawało się postępowym standardem, a projekty w obszarze szeroko rozumianej informacji – jakże skuteczne w dobie szerokiej i głębokiej penetracji świadomości poprzez tv, radio, prasę, film, nauczanie – miały owe „stereotypy” niszczyć. Prawda stawała się elementem negocjacji, a jej wyinterpretowana maska, miała ponownie służyć interesom walki o wpływy. Coś niedobrego stawało między nami.
                                                                     *
W pewnym momencie zwrócono mi uwagę, na hasło „antysemityzm” w Wielkiej Encyklopedii PWN*. To był nieomal szok!  Czarno na białym napisano: „Najdrastyczniejszym przejawem wrogości do Żydów z lat wojny był mord w Jedwabnem (1941)...” (T. II Warszawa 2001r. str. 155, autor hasła Daniel Grinberg. Rada Konsultantów:  Jerzy Osiatyński Jerzy Tomaszewski, Andrzej Kajetan Wróblewski)

„To już nie Auschwitz – Birkenau, Treblinka, Sobibór, Chełmno, Majdanek i wiele innych miejsc mniej zapamiętanych mordów? To już nie ważne tamte tysiące, dziesiątki i setki tysięcy, miliony? Kto ubliża prawdzie i pamięci ofiar niemieckiego, hitlerowskiego „Endlosung - rozwiązania ostatecznego” ? Czy to nie jest „Kłamstwo oświęcimskie” kolportowane świadomie, lub nie, w efekcie gigantycznej manipulacji?” – pisałem wtedy w Naszym Dzienniku (nr167/2001). Doczekałem się jedynie pogróżek o oddaniu sprawy do sądu (nasze Wydawnictwo rozważy, jeśli sytuacja będzie tego wymagała,  skierowanie sprawy na drogę sądową- pisał red. nacz. Jan Wojnowski ) i zakwalifikowania – co prawda w dobrym towarzystwie – przez spółkę żydowskich autorów Tulli/ Kowalski jako uprawiającego „mowę nienawiści”.

Tak powstają zapisy na „antysemickich nienawistników”?
                                                                                                 *
W naszą codzienność wpychała się jakaś obłąkana reguła: Próby „zawłaszczania” martyrologii. Zrywanie kontaktów towarzyskich, straszenie procesami, niszczenie wyrokami sądowymi, zastraszanie, spychanie na margines, brak chęci czy odwagi na merytoryczne starcia, obrzucanie w to miejsce inwektywami wziętymi jakby z obszaru nademocjonalnej patologii z których wydumany „rasizm” i „antysemityzm” przybierać ma taką samą wagę jak w tzw. latach minionych wróg - „ludu” „”socjalizmu” czy „Bratniego Związku Radzieckiego. Doświadcza tego twórca szczególnie groźnego - bo autentycznie alternatywnego i mającego szeroki zasięg - „imperium  medialnego”, ojciec Tadeusz Rydzyk, redemptorysta, wspierany przez swój zakon, przez Kościół. Doświadcza niestrudzony demaskator antypolskich kłamstw – prof. Jerzy Robert Nowak, przed którym pod różnymi pozorami pierzchają ciskacze obelg. Doświadczył kompetentny i otwarty uczestnik dialogu Polsko-Żydowskiego ks. prof. Waldemar Chrostowski.

Doświadczają ci, którzy mają odwagę nie płynąć z prądem bezwarunkowego filo, a którego ten złowieszczy nurt kształtują, podejrzewam, zlewaczeni Żydzi i zlewaczeni „goje”. Czy dlatego – a pytanie to zadawałem publicznie już nie raz - aby wzbudzić autentyczną niechęć, wrogość, nienawiść?...

Kto jest zatem prawdziwym antysemitą? Kto jest antypolakiem? Skąd wypływa ta obłędna rzeka (już rzeka) fałszu i hucpy? Czy tylko ze służalczości, pychy, głupoty?... Kto nami manipuluje?  
Nie tylko tu i teraz....

Krzysztof Nagrodzki

* Przypomnę: PWN w 1992r. zakupiła  „międzynarodowa grupa inwestorów – Luxembourg Cambridge Holding Group (LCHG), która powstała w 1991 r. jako odpowiedź na przemiany w Europie Środkowo-Wschodniej.”

Publikacja: Wirtualna Polonia, www.katolickie.media.pl, bibula.com i inne przedruki internetowe
Publikacja: Myśl Polska nr 40 z 4.10.2009


III Ogólnopolska Konferencja Oddziału Łódzkiego Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy:  Dziennikarz – między prawdą a kłamstwem.
Granice kompromisu- granice wolności

Podczas pierwszego spotkania z cyklu „Dziennikarz – miedzy prawdą a kłamstwem” chcieliśmy wyeksponować pojęcie „prawdy”, dewastowanej przez kombinacje myślowe, zwane umownie filozofią. Chcieliśmy przypomnieć czym prawda jest i jak powinien, jak może, wykonywać swój obowiązek w wierności prawdzie dziennikarz.
 Na ubiegłorocznym etapie rozważań dotknęliśmy podstawowej prerogatywy człowieczeństwa - godności. Godności przynależnej każdemu z samej racji istnienia. Godności poddawanej rozlicznym zranieniom, zbrukaniu przez fałszywe ideologie, zwodzenia, nieprawości czynione również pod płaszczykiem prawa stanowionego w tak niszczącym procesie, iż w pewnym momencie człowiek staje się autodestruktorem.
Na trzecim spotkaniu przychodzi zastanowić się – to naturalne - gdzie są rubieże, które w obronie prawdy, wiary, w obronie godności, w obronie cywilizacji, w obronie człowieczeństwa przekraczać nie wolno. Gdzie są granice kompromisu?...

Ojciec Święty Benedykt XVI w ubiegłym roku miał wygłosić na uniwersytecie La Sapienza wykład, w którym zawarł m.in. takie ostrzeżenie: „Zagrożenie świata zachodniego polega na tym, że człowiek mimo iż towarzyszy mu świadomość potęgi swej wiedzy i swych możliwości, kapituluje wobec pytań o prawdę”. Dopowiedzmy:
Kapitulację ogłasza przyjmuje „świat” postępu, który jakby ogarnięty jakimś samobójczym amokiem, niszczy fundamenty swej cywilizacji, relatywizuje prawdę, stawia na cynizm, na „pragmatyzm” w walce o wpływy, kasę, władzę; a Boga, który przez swoje wskazania w Piśmie Świętym – również Starego Testament -  okazuje się zbyt wymagający, zbyt kategoryczny, za mało postępowy – świat ten unieważnia, bądź lepi w to miejsce jakiegoś wygodnego dla aktualnych trendów bożka czy bałwana. Świat, który trud nauki i logikę zastępuje powierzchownością – często zdobioną błyskotkami w przybraniu z erystyki i emocji. Świat w którym polityka pojmowana jest jako spryt w walce o władzę, o wpływy, o dominację; a etykę, ufność, poświęcenie, wiarę, wierzenia, religie wykorzystuje do osiągania swoich taktycznych celów.

Bierdiajew, rosyjski myśliciel, wiek bez mała temu, przestrzegał: „To co się dzieje na świecie nie jest kryzysem humanizmu, czyli wiary w człowieka. O to chodzi, czy istota, do której należy przyszłość, nadal, tak jak dotychczas nazywać się będzie człowiekiem. Jesteśmy świadkami procesu dehumanizacji we wszystkich sferach życia. Człowiek nie zechciał być obrazem i podobieństwem Boga, i stał się obrazem i podobieństwem maszyny.” (N. Bierdiajew –Sud`ba czełowieka w sowremiennom mirie, Paris 1934) /s.77/  

I dlatego należy bardzo rozważnie, ale i odważnie, ważyć granice kompromisu, aby zyskując mało i chwilowo, nie stracić wiele, bądź nawet wszystko.

Publikacja: Niedziela nr 42 z 18 10 2009r.


Konferencja 2009 OŁ KSD: „Dziennikarz – miedzy prawdą a kłamstwem”
Wypowiedź dla Radia Maryja
Aktualności Dnia
22.10.2009 godz. 14


Cele Stowarzyszenia (KSD) odczytywać z mądrych sformułowań naszego statutu, ale można i skondensować:
Jakby nie brzmiało to górnolotnie – zawsze  i wszędzie celem chrześcijanina, katolika, jest, powinna być wierność Prawdzie. I upór w tej wierności. Na trudnych szlakach codzienności. Bywa bardzo trudnych i skomplikowanych, pokręconych, mylących...
 
 A teraz kilka  szczegółów:
 Spotkanie podzielone jest na kilka umownych segmentów:

 W części o wierze i religiach, o. Aleksander Posacki SJ powie o granicach kompromisu w chrześcijańskiej wierze. Jezuita weźmie pod lupę zjawiska idolatrii, bluźnierstwa i profanacji. Z kolei znakomity biblista ks. prof. Waldemar Chrostowski wygłosi referat „Dialog religijny a postulat kompromisu". W kolejnej części, poświęconej społeczeństwu i narodowi wystąpią: Bronisław Wildstein i Jan Maria Jackowski. Autor „Doliny Nicości” swoje wystąpienie poświęci roli dziennikarza uwikłanego w kulturową wojnę a były szef sejmowej komisji Kultury i Środków Przekazu, felietonista „Naszego Dziennika” red. Jackowski wygłosi referat pt. „Osoba, rodzina, rodzina rodzin, rodzina narodów".

Następnie uczestnicy spotkania zajmą się relacjami cywilizacji i kompromisu. A w temat wprowadzi słuchaczy prof. Piotr Jaroszyński z KUL-u. Spotkanie zamknie dyskusja panelowa z udziałem zaproszonych gości. Swój przyjazd zapowiedzieli już m.in. redaktor naczelny „Niedzieli” ks. Ireneusz Skubiś, publicysta „Rzeczpospolitej” Piotr Semka, znany działacz pro life - dr Antoni Zięba, red. red. Marian Miszalski, Zdzisław Szczepaniak, Janusz Janyst, prof. Tadeusz Gerstenkorn oraz redaktor naczelny portalu fronda.pl Piotr Pałka.
( zapraszam na naszą stronę internetową www.katolickie.media.pl /komunikaty)

Myślę, że trzeba wyraźnie powiedzie, iż nie byłoby tych spotkań, gdyby nie inspirująca sugestia naszego wspaniałego Pasterza i Mentora Księdza Biskupa Adama Lepy. To jego bliskość, rady, otoczenie modlitwą – in caritate et patientia  (w miłości i cierpliwości )- daje siły do realizacji tego coraz trudniejszego zadania. Coraz trudniejszego – to znaczy dobrego  Prawda?

 Konferencje odbywają się tradycyjnie pod wysokim patronatem      Abpa Władysława Ziółka - Metropolity Łódzkiego, prezydenta miasta Jerzego Kropiwnickiego, Pani Wojewody, oraz – w tym roku również - Marszałka Województwa Łódzkiego.
  
Konferencje są jedynie narzędziem do osiągnięcia celu. A jest nim – w czasach, kiedy konsekwentnie wtłaczane jest przekonanie, iż byt kształtuje świadomość – przywracanie pamięci, że to jednak świadomość jest jego piastunką i przewodniczką po trudnych szlakach codzienności. Trzeba tą świadomość przywracać z determinacją w czasach, kiedy pokolorowane drogowskazy wabią coraz natrętniej ku ciemnym zaułkom cywilizacji. Trzeba wytyczać nieprzekraczalne granice kompromisu pomiędzy prawdą a fałszem.
Mówił Krzysztof Nagrodzki - sekretarz Zarządu Oddziału Łódzkiego KSD


Wartości moralne są tarczą dziennikarza
Matylda Młocka 31-10-2009, ostatnia aktualizacja 31-10-2009 02:55
Rozmowa z Krzysztofem Nagrodzkim, szefem oddziału Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy w Łodzi
 
autor zdjęcia: Marian Zubrzycki
źródło: Fotorzepa
szef oddziału Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy w Łodzi
+zobacz więcej

Rz: Podczas niedawnej trzeciej ogólnopolskiej konferencji „Dziennikarz – między prawdą a kłamstwem” mówiliście o granicach kompromisu...

Krzysztof Nagrodzki: Staramy się przywrócić pojęciom ich klasyczne rozumienie. Na pierwszym spotkaniu mówiliśmy o prawdzie, na drugim o godności, zatem naturalną konsekwencją stało się podjęcie tematu kompromisów. Istnieje niebezpieczna tendencja do przedefiniowywania fundamentalnych pojęć, a wprowadzania tzw. poprawnych politycznie, które są rozmyte, ustalane – powiedziałbym – dosyć dowolnie.

Czy dziennikarz może się zgodzić na kompromis i działanie w ramach takiej poprawności politycznej?

kn  Obszary kompromisów są ograniczone, co nie znaczy, że niepotrzebne i niemożliwe. Nie są jednak na przykład możliwe kompromisy między religiami. Tutaj potrzebna jest raczej otwartość oraz szacunek dla bliźniego. Nie możemy iść na kompromis w rzeczach fundamentalnych, ponieważ ceną tego typu ugody – mówię jako chrześcijanin, katolik – może być nasza dusza.

Co powinien zrobić dziennikarz, gdy zmusza się go do takiego kompromisu? Zrezygnować z pracy?

kn Tak. Jeżeli redakcja, w której pracuje, odbiera mu wolność, to powinien zrezygnować. Gdy jednak daje mu możliwość pracy dla dobra wspólnego, nie łamie sumienia, to powinien próbować krok po kroku zmieniać widzenie rzeczywistości na rozumniejsze, szlachetniejsze. Jeżeli nie może zbawić całego świata, to chociaż niech pomoże tym, którym jest w stanie.
Rzeczpospolita


A tak wyglądała wersja autoryzowana:
Krzysztof Nagrodzki, Odział Łódzki Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy

- W ubiegłą sobotę odbyła się III ogólnopolska konferencja z cyklu "Dziennikarz- między prawdą a kłamstwem" zastanawialiście się państwo nad granicami kompromisu...

- Podczas tego cyklu konferencji staramy się przywrócić pojęciom ich klasyczne rozumienie. Na pierwszym spotkaniu mówiliśmy o prawdzie, na drugim o godności, zatem naturalną konsekwencją stało się podjęcie tematu kompromisów. Istnieje niebezpieczna tendencja do przedefiniowywania fundamentalnych pojęć, a wprowadzania tzw. poprawnych politycznie, które są rozmyte, ustalane – powiedziałbym – dosyć dowolnie.

- Kiedy możemy się zgodzić na kompromis i działanie w ramach tej poprawności politycznej?

- Trzeba by najpierw przeanalizować i ustalić - jeżeli to jest możliwe – prawdziwy sens owego pojęcia. Ja go nie rozumiem. Rozumiem takie jak: wiara, prawda, mądrość, etyka, dobro, zło, zatem może w tym obszarze poszukajmy odpowiedzi na  pytanie o możliwe kompromisy – temu zresztą była poświecona ostatnia konferencja. Obszary  kompromisów są ograniczone, co nie znaczy, że niepotrzebne i niemożliwe. Ale na przykład nie są możliwe kompromisy między religiami. Tutaj potrzebna jest otwartość na poznawanie siebie, oraz szacunek -  szanowanie godności każdego człowieka - bliźniego. Nie możemy chodzić na kompromisy w rzeczach fundamentalnych, ponieważ zapłatą za tego typu ugody – mówię  jako chrześcijanin, katolik – może być nasza dusza.  

- Dlaczego dziennikarz w tak dużym stopniu jest poddany tego typu naciskom?

- Dziennikarz musi wybierać z wielu różnych informacji te, które stanowią istotę sprawy. Musi też zwracać uwagę na to czego się od niego oczekuje. Dlatego podstawowe wartości moralne, którymi się kieruje są tutaj bardzo ważne - są jego siłą i tarczą. One bronią jego wolności. I nie dają godności na pohańbienie.

- Co w takim razie powinien zrobić dziennikarz żeby się nie poddawać? Może powinien zrezygnować z pracy?

- Tak -jeżeli redakcja w której pracuje odbiera mu wolność, to powinien zrezygnować. Gdy jednak daje mu możliwość pracy dla dobra wspólnego, nie łamie sumienia, to powinien próbować krok po kroku zmieniać widzenie rzeczywistości na rozumniejsze, szlachetniejsze, dalekosiężne. Jeżeli nie  może "zbawić" całego świata, to chociaż niech pomoże tym, którym jest w stanie. I niech poszerza te możliwości. Proste? A jak trudne, prawda?...
   
- rozmawiała Matylda Młocka



III Ogólnopolska Konferencja Oddziału Łódzkiego Stowarzyszenia Dziennikarzy: „Dziennikarz-między prawdą a kłamstwem”
Wytyczanie granic kompromisu

Powtarzanie, iż zalewa nas codziennie fala informacji ( a jest nią wszystko), jest równie banalne jak, niestety, niezbędne. Niezbędne dla ratowania naszej samodzielności intelektualnej – tego co wyróżnia, co powinno wyróżniać homo sapiens od całej reszty świata ożywionego. Niestety, owa rzeka, czy może raczej - rwący potok impulsów informacyjnych, atakujących nas ze wszystkich stron, coraz częściej porywa, pochłania, aby wyrzucić gdzieś na brzegu martwymi – martwymi intelektualnie . Potrafimy powtarzać jakieś okazjonalne slogany, konkluzje, jesteśmy mniej lub bardziej zręczni w oratorskich popisach, staramy się nawet uzasadniać wygłaszane „swoje prawdy”, ale więcej w tej obronie rozpaczliwego, podświadomego instynktu samoobrony godności, niż nieprzypadkowej, sięgającej do sedna, twórczej analizy i syntezy intelektualnej.

Przepraszam za te gorzkie, kierowane również do siebie słowa, ale chciałbym przez nie również uzasadnić, dlaczego organizujemy od trzech lat w Łodzi spotkania pod stałym tytułem jak wyżej, ze zmieniającymi się jedynie motywami przewodnimi: staraliśmy się przywrócić znaczenie kancerowanemu  pojęciu prawdy – jako zgodności rozumienia rzeczywistości z nią samą; godności – jako prerogatywy przypisanej każdemu człowiekowi z racji samego człowieczeństwa (a której tak często pozbywa się, lub jest pozbawiany), wreszcie nie mogliśmy uciec na tej drodze od refleksji gdzie są granice, których człowiek samodzielnie myślący, wolny, przekroczyć nie powinien. Nie wolno mu tego zrobić, we własnym, rzec można interesie, aby zyskując mniej lub więcej tu i teraz, nie stracił w efekcie wszystkiego, nie zagubił duszy...

„Zatrute pióra” – tak zatytułował swoją relację z konferencji „Nasz Dziennik”- jeden ze stałych, niezawodnych patronów cyklu naszych spotkań. Ten ostry krzyk, skierowany szczególnie do środowiska dziennikarskiego ( i posiadaczy tub medialnych), jest koniecznym głosem ostrzeżenia, ale i bólu. Mamy wszak świadomość, powinniśmy mieć, szczególnie my –chrześcijanie, katolicy, że każdy człowiek obok jest bliźnim, na los którego nie można być obojętnym, kiedy kierowany jest ku ciemnym, dusznym, zaułkom zgubnych cywilizacji.

Użyte zostało słowo „szczególnie”, ponieważ jestem pewien, iż człowiek uczciwy intelektualne, o niezbędnych zasobach wiedzy i – co bardzo ważne – nie schorowanej, zdegenerowanej, woli, musi dojrzeć pułapki, nie może nie dojść do tych samych rozstrzygnięć intelektualnych i moralnych, znaleźć te same drogowskazy, a zatem iść wskazywaną przez nie drogą. Dlatego obecność redaktora Bronisława Wildsteina – znakomitego, doświadczonego publicysty i pisarza, autora „Doliny nicości”, nie była przypadkową. Prelegent – erudyta, wnikliwy znawca środowiska, zwrócił uwagę, iż wojna kontrkultury z kultura awansuje miernoty, eksponuje mentorów bez przygotowania ale za to z głębokim poczuciem misyjności. I owi subiektywni, naznaczeni libertynizmem i często niekompetencją „misjonarze” wytyczają  „granice kompromisu”, dla poglądów różniących się od ich - „właściwych”. I jedynie słusznych.

Jeżeli przeniesiemy tą nonszalancję, powierzchowność, czy wręcz nienawistność na obszar wiary, dotkniemy grzechu i śmiertelnych zagrożeń z tego wynikających. Zagrożeń dla duszy, ale i ciała. „Grzech jest granicą kompromisu” konkludował w swej homilii, głęboko, jak zawsze, wchodzącej w tematykę konferencji ksiądz arcybiskup dr Władysław Ziółek - Metropolita Łódzki, niezawodny Patron naszych spotkań. Grzech – idolatria, bluźnierstwo, profanacja, to obszary śmiertelnych zagrożeń, które kompetentnie opisywał ks. dr Aleksander Posacki SJ, wykładowca Ignatianum w Krakowie, przestrzegając przed banalizacja zła. A ks. prof. Waldemar Chrostowski, wybitny biblista, członek PAN, kierownik katedr UKSW i Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, duchowny wielce doświadczony w dialogowaniu międzyreligijnym, w swym spokojnym, pełnym logicznej siły wykładzie wykazał, że kompromisy między religiami nie są możliwe, tak jak nie jest możliwe kompromisowe układanie się nad wynikami tabliczki mnożenia – o czym mówił w jak zwykle błyskotliwym wywodzie prof. Piotr Jaroszyński z KUL. Wielowątkowa, ciekawa prelekcja red. Jana M. Jackowskiego prowadziła do konkluzji, iż granicą kompromisu staje się odniesienie do prawdy i dobra.
 
Zwróciło uwagę i wywołało dyskusję kolejne żarliwe i fachowe wystąpienie nieustępliwego obrońcy życia dr. inż. red. Antoniego Zięby; przyniosły bogaty materiał do przemyśleń  wszystkie inne: red. red. prof. Tadeusza Gerstenkorna, Janusza Janysta, Piotra Pałki - szefa portalu fronda.pl, Zdzisława Szczepaniaka, Mariana Miszalskiego, czy ks. inf. red. dr. Ireneusza Skubisia, który podzielił się doświadczeniami w „kompromisach” wymaganych przez cenzurę PRL-u.
Nie sposób podać, w narzuconych redakcyjnie ramach, nawet najistotniejszych konkluzji tych wyśmienitych wypowiedzi, dlatego zapraszamy na portal naszego oddziału: www.katolickie.media.pl, gdzie będziemy sukcesywnie zamieszczać teksty konferencyjne. Mamy nadzieje, że w niezbyt odległym czasie ( o czym poinformujemy w Internecie), wydana zostanie książka i nagrania, a rejestracja części wydarzenia przez TV Trwam dotrze – tak jak w ubiegłym roku – do szerokiej rzeszy odbiorców w kraju i za granicą.
 
Ksiądz Biskup Adam Lepa – spirytus movens – tych spotkań, w tegorocznym przesłaniu do uczestników, stwierdził:  >Jan Paweł II przestrzegał przed zawieraniem kompromisów, które prowadzą do „ideologicznego laicyzmu”, do „wolności bez prawdy”, do „cynicznego hedonizmu”, do „milczącej apostazji” czy zachęcają do „kupczenia prawdą”.

Dziś kreuje się w mediach „postępowy” model „człowieka kompromisu”, który w imię fałszywie pojętej tolerancji i pod wpływem doraźnej koniunktury nie widzi przeszkód w zawieraniu niebezpiecznych kompromisów w dziedzinie moralności, religii i polityki. Tymczasem społeczeństwo nie rozwinie się we właściwym kierunku, gdy zabraknie w nim osobowości charyzmatycznych, które potrafią być bezkompromisowe w bronieniu życia ludzkiego, w służbie dla dobra wspólnego i w szukaniu prawdy.<
Tak jak bez opieki duchowej i intelektualnej Księdza Biskupa Adama, konferencje nie miałyby takiego wymiaru, tak ich realizacja bez wsparcia materialnego konkretnych dobrodziejów, zakończyłaby żywot w sferze planów, Dlatego nie można ich tu nie wymienić, chociażby z nazwy, polecając i odsyłając do szerszej informacji na naszej stronie internetowej.

Udzielili nam wsparcia kolejny już raz - Urząd m. Łodzi, Mosty-Łódź, Pietrucha S.i A., FIS Roman Jasiński, SKOK Stefczyka, Firma „W.Lewandowski”; w tym roku dołączyła spółka Zimny-Auto. Gorąco dziękujemy.

Pozostaje jeszcze jedna kwestia: Jak roznieść ziarna z tych konferencji, aby plonowały i przynosiły wzrosty, kiedy tylko nieliczne media są zainteresowane udziałem w szerokim siewie prawdy i dobra.
I to jest chyba najdramatyczniejsze pytanie, kierowane do wszystkich tych, którzy zagonieni w „pragmatyczną” codzienność, nie widzą narastających zagrożeń. Narastających dla wszystkich. Bez złudzeń...

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Niedziela nr 46 z 1. 11. 2009 r.



Refleksje po III Ogólnopolskiej Konferencji OŁ KSD: „Dziennikarz –między prawdą a kłamstwem”
Wojna światów

Ten groźnie brzmiący tytuł nie ma na celu opisywania toczących glob okrucieństw fizycznych, których ofiarami padają miliony ludzi – wyniszczanych przez aborcję, mniej lub bardziej ukrytą eutanazję, głód, tzw. choroby cywilizacyjne, przez mordy na tle wyznaniowym (tu obłęd nienawiści skierowany jest szczególnie przeciw chrześcijanom, z których codziennie ginie niemal pięciuset), w walce ekonomicznej, oraz w specyficznie zdobywanym „lebensraum”.
Tutaj chciałbym kolejny raz - prosząc o wyrozumiałość – powtórzyć, że ogromniejący, rwący, potok nie weryfikowanych informacji, może doprowadzić do tak katastrofalnych dewastacji w wielu umysłach, w wielu psychikach, w woli, że staniemy się martwi. Martwi intelektualnie. Martwi moralnie. Ów potok może wypłukać samodzielność, jeżeli nie będziemy krytyczni, nie będziemy demaskowali podstępności kryjącej się w przedefiniowywanych pojęciach – w gigantycznym oszustwie, które utrudnia  ludziom porozumiewanie na innym poziomie niż „technicznym”. A utrata intelektu, chęci selekcji, analizy, refleksji – konfrontowania z klasycznymi, fundamentalnymi (nie bójmy się tego pojęcia) wzorcami - zanikanie woli w czynieniu dobra na drodze do Prawdy, to obumieranie znaczących wyznaczników naszego człowieczeństwa.
Można rzec – truizmy! To prawda. Zatem tym bardziej dramatyczne staje się pytanie - pytanie, które wywołują liczne codzienne rozmowy, dyskusje, „oglądy” przeróżnych spektakli, w tym również w wykonaniu wykreowanych „autorytetów” medialnych: Co się dzieje z naszą łacińską cywilizacją? Co się dziej z naszą wolnością? Co się dzieje z naszym życiem?...
***
Minęło już kilka tygodni od kolejnej konferencji Oddziału Łódzkiego Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy z cyklu „Dziennikarz –między prawdą a kłamstwem”. Była ona anonsowana na łamach „Źródła”, naszego niezawodnego patrona medialnego (nr 41/20009). Tegoroczne spotkanie przyniosło cenny materiał do przemyśleń – wszak gościliśmy – jak zwykle – wybitne postacie teologii, nauki, praktyki dziennikarskiej i publicystycznej, które w codziennej orce próbują wypleniać  nonszalancję, powierzchowność, nieuczciwość, czy wręcz nienawistność na wielu płaszczyznach komunikacji międzyludzkiej. A wiodącym motywem sympozjum byłą refleksja nad granicami kompromisów. Czy i gdzie są granice kompromisu?

 „Grzech jest granicą kompromisu” konkludował w swej homilii, głęboko, jak zawsze, wchodzącej w tematykę konferencji ksiądz arcybiskup dr Władysław Ziółek - Metropolita Łódzki.

Grzech – idolatria, bluźnierstwo, profanacja, to obszary śmiertelnych zagrożeń, które kompetentnie opisywał ks. dr Aleksander Posacki SJ, wykładowca Ignatianum w Krakowie, przestrzegając przed banalizacja zła.

A ks. prof. Waldemar Chrostowski, wybitny biblista, członek PAN, kierownik katedr UKSW i Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, duchowny wielce doświadczony w dialogowaniu międzyreligijnym, w pełnym logicznej siły wykładzie wykazał, że kompromisy między religiami nie są możliwe, tak jak nie jest możliwe kompromisowe układanie się nad wynikami tabliczki mnożenia – o czym mówił w jak zwykle błyskotliwym wywodzie prof. Piotr Jaroszyński z KUL.
Wielowątkowa, ciekawa prelekcja red. Jana M. Jackowskiego prowadziła do konkluzji, iż granicą kompromisu staje się odniesienie do prawdy i dobra.  

Redaktor Bronisław Wildstein – erudyta, znakomity, doświadczony publicysta i pisarz, wnikliwy znawca środowiska, wskazał, iż wojna kontrkultury z kulturą awansuje miernoty, eksponuje mentorów bez przygotowania, ale za to z głębokim poczuciem misyjności. I owi naznaczeni libertynizmem i jakże często niekompetencją „misjonarze”, wytyczają nieprzekraczalne „granice kompromisu” poglądów, jeżeli różnią się od „jedynie słusznych”, od ich lewicowego pojmowania rzeczywistości.

Zwrócił uwagę i wywołał dyskusję kolejnym żarliwym i fachowym wystąpieniem nieustępliwy obrońca życia dr inż. red. Antoni Zięba; przyniosły materiał do przemyśleń  wszystkie inne: red. red. prof. Tadeusza Gerstenkorna, Janusza Janysta, Piotra Pałki - szefa portalu fronda.pl, Zdzisława Szczepaniaka, Mariana Miszalskiego, czy ks. inf. red. dr. Ireneusza Skubisia, który podzielił się doświadczeniami w „kompromisach” wymaganych przez cenzurę PRL-u.

Nie sposób podać, w tych ograniczonych  ramach, konkluzji wszystkich wypowiedzi, dlatego zapraszamy na portal: www.katolickie.media.pl, gdzie zamieszczone są teksty konferencyjne. Mamy nadzieje, że w niezbyt odległym czasie ( o czym poinformujemy w Internecie), wydana zostanie książka i nagrania, a rejestracja części wydarzenia przez TV Trwam dotrze – tak jak w ubiegłym roku – do szerokiej rzeszy odbiorców w kraju i za granicą.
***
Wyławianie z owego rwącego potoku informacji i roznoszenie jak najszerzej, jak najskuteczniej, cennych doświadczeń, spostrzeżeń, konkluzji, które padają na spotkaniach tego rodzaju jak nasza konferencja, to zadanie dla otwartych na mądrość, świadomych, prawych ludzi. A w tym szczególnie dla ludzi mediów.  Ilu z nas ma ku temu możliwości? Ilu chęci? Ilu chce i może  b e z k o m p r o m i s o w o  działać w obronie dewastowanej cywilizacji łacińskiej? W czasach, kiedy nawet widok krzyża zaczyna stanowić jakieś piekielną przeszkodę, dla „wolności” jednostki – nic to, że przeciw wolności milionów – jak ujawnił to ostatnio szokujący wyrok Trybunału w Strasburgu. „Ateizm znów pokazał kły”, oddał sens wydarzenia Nasz Dziennik (nr 259/2009). Dopowiedzmy – demoniczne kły.

Ksiądz. bp Adam Lepa - nasz nieoceniony Pasterz i Mentor – w posłaniu skierowanym do uczestników konferencji pisał: „Dziś kreuje się w mediach „postępowy” model „człowieka kompromisu”, który w imię fałszywie pojętej tolerancji i pod wpływem doraźnej koniunktury nie widzi przeszkód w zawieraniu niebezpiecznych kompromisów w dziedzinie moralności, religii i polityki. Tymczasem społeczeństwo nie rozwinie się we właściwym kierunku, gdy zabraknie w nim osobowości charyzmatycznych, które potrafią być bezkompromisowe w bronieniu życia ludzkiego, w służbie dla dobra wspólnego i w szukaniu prawdy.
    
W formułowaniu odpowiedzi na pytanie „jaki kompromis?” nie wystarcza sama wiedza czy sztuka dyplomacji. Zawsze jest wtedy niezastąpione sumienie, spełniające funkcję busoli, która najpewniej wskazuje na granice kompromisu i potrafi uchronić przed ich przekroczeniem.”
Czyż trzeba specjalnie apelować w tym kontekście do redakcji noszącym oficjalnie tytuł „katolickie”, do naszych patronów medialnych z przymiotnikiem „publiczne”, o wyjście z enklaw i   w s p ó l n e  podejmowanie wysiłku w siejbie sensu?... Boć i koniec i ostateczne rozliczenie jest, bez różnic,  w s p ó l n e. Chociaż nie jednakie dla wszystkich...

                                                                                   ***
Pragnę podziękować naszym sponsorom - chociażby przez ich wymienienie (więcej na naszym portalu internetowym i w książce) – dobrodziejom, bez których spotkania nie miałyby możliwości zaistnienia; przynajmniej w takiej formie jaką doświadczamy. Zatem składamy serdeczne dzięki: naszemu łódzkiemu Magistratowi, kierowanemu przez Jerzego Kropiwnickiego; firmom: „Mosty - Łódź”, „Pietrucha S. i A.”, „FIS Roman Jasiński”, „Zimny-Auto”, Zakładom Mięsnym „Pamso S.A”, oraz kasie „SKOK Stefczyka” – przyjaciołom w potrzebie.

Natomiast nad partnerstwem niektórych mediów zwanych publicznymi zaciągnijmy kurtynę ....cierpliwości.

Krzysztof Nagrodzki
Publikacja: Źródło nr 49/2009 z 6.11.2009r.


Granice kompromisu, granice wolności

Najczcigodniejsi Księża Biskupi! Szanowny Panie Prezydencie! Czcigodni Kapłani i Siostry! Znakomici prelegenci! Drodzy Państwo, którzy przyjęliście zaproszenie na  trzecią Konferencję organizowaną przez Łódzki Oddział Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy – dziękujemy za Państwa obecność.

Tradycyjnie ciepło witam Koleżanki i Kolegów dziennikarzy, których praca i których postawy wobec prawdy mają tak wielki wpływ na kształtowanie opinii publicznej, a w efekcie znaczący współudział w formowaniu człowieka, rodziny, społeczeństwa, narodu, cywilizacji.

I jeżeli dostrzegamy – bo jakże zamykać oczy na realia – że wbrew kolportowanym obiegowym hasłom o wolności wypowiedzi, ta sfera poddawana jest szczególnie starannemu oglądowi i nadzorowi – to powinniśmy się zgodzić, że jest granica której nie godzi się przekraczać. Granica – jak by nie brzmiało to ....egzotycznie - przyzwoitości. Granica – jakby nie brzmiało to...odlegle - wolności.
                                                                                          ***
Podczas pierwszej konferencji z cyklu „Dziennikarz – między prawdą a kłamstwem” w 2007 roku  chcieliśmy wyeksponować pojęcie „prawdy”, dewastowanej przez postmodernizm, przez postępowe kombinacje myślowe, zwane czemuś filozofią; czemuś - ponieważ prawdziwa filozofia z definicji jest umiłowaniem mądrości w identyfikowaniu realnych bytów na drodze do pełnej Prawdy. Do Prawdy, którą teraz mają zastąpić jako obowiązujące kryteria: „postęp” tudzież „prawa człowieka” - plastyczne tworzywa ugniatane w przeróżnych formach indoktrynacji: Od prymitywnego sekciarskiego prania mózgów, po wysublimowane, wybiórcze,  formy odsamodzielniania.

Chcieliśmy przypomnieć czym prawda jest – prawda, która jest siłą pokoju – (słowa Benedykta XVI), prawda którą zwycięża się zło  i jak powinien, jak może, wykonywać swój obowiązek w wierności prawdzie dziennikarz. Dziennikarz uwikłany w realia codzienności.

Na ubiegłorocznym etapie rozważań dotknęliśmy podstawowej prerogatywy człowieczeństwa - „godności”. Godności przynależnej każdemu z samej racji istnienia. Godności poddawanej rozlicznym zranieniom, zbrukaniu przez fałszywe ideologie, zwodzenia, nieprawości czynione również pod płaszczykiem prawa stanowionego a odrywanego od fundamentów prawości w tak niszczącym procesie, iż w pewnym momencie człowiek staje się autodestruktorem. I jeszcze jest z tego dumny.
Przynajmniej do odczuwalnych objawów rozkładu.
A – bywa – i mimo tego...

Na trzecim spotkaniu, niejako z naturalną konsekwencją, przychodzi zastanowić się, gdzie są rubieże, które w obronie prawdy, wiary, w obronie godności, w obronie społeczeństwa, w obronie cywilizacji, w obronie człowieczeństwa, przekraczać nie można. Dlatego wybrany został bardzo trudny motyw wiodący: „Granice kompromisu”. Granice kompromisu, których we własnym, rzec można, interesie przekraczać nie wolno, aby zyskując nieco, teraz, nie stracić wszystkiego, później.
                                                                                        ***
Tą analizę powinno się zapewne poszerzyć rozważaniami o koncepcjach polityki, o niesłychanych zagrożeniach wynikających z biotechnologii, o metodach manipulacji, ale jednodniowe spotkanie nie daje szans na wszystkie spełnienia. A ponieważ kadencja obecnego zarządu  naszego oddziału Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy kończy się z upływem tego roku, inicjatywy w tym zakresie będą leżały już w rękach nowych władz stowarzyszenia.

A właśnie analiza metod i skutków manipulacji mogłaby być koniecznym uzupełnieniem rozważań cyklu „Dziennikarz – między prawdą a kłamstwem”
                                                                                             *
Wróćmy teraz jednak do owego „własnego interesu”, o którym przed chwilą wspomniałem. Ten „interes” ma znacznie rozleglejsze horyzonty, trudne czy wręcz niemożliwe w całym swym bezkresie do ogarnięcia przez nasz umysł. A po wędrówce, przez dłuższy bądź krótszy czas ziemskimi szlakami, kiedy staniemy poza jego kresem, kresem czasu, nadzy i bosi, ale za to z odkrytym całym bagażem uczynków - wtedy okaże się ile jest w nim dobra i zła; i zła - demonicznego towaru za który się płaci.
Jak za każdy towar.
Nawet jeżeli płatność bywa odraczana.
                                                                                         ***
Ojciec Święty Benedykt XVI, któremu w ubiegłym roku nie pozwolono wygłosić na włoskim uniwersytecie La Sapienza wykładu, zawarł w nim m.in. takie ostrzeżenie: „Zagrożenie świata zachodniego polega na tym, że człowiek mimo iż towarzyszy mu świadomość potęgi swej wiedzy i swych możliwości, kapituluje wobec pytań o prawdę”.                                                
                                                                                           *
Dopowiedzmy: Kapituluje świat tzw. postępu, który jakby ogarnięty jakimś samobójczym amokiem, niszczy fundamenty swej cywilizacji, a nawet swoje człowieczeństwo, relatywizuje prawdę, stawia na hedonizm z rozbuchanym seksizmem, na cynizm, na „pragmatyzm” w walce o wpływy, kasę, władzę; a odwieczne i klasyczne  mądre reguły - zbyt wymagające, zbyt kategoryczne, za mało plastyczne – świat ten skreśla, unieważnia. Ten świat, który trud nauki i logikę zastępuje powierzchownością – często zdobioną błyskotkami w przybraniu z erystyki i emocji.
Świat, który degeneruje rozum, ożywia demony.

 „O ile w starożytności helleńskiej i hellenistycznej rozum pełnił rolę poznawania świata, to obecnie występuje przede wszystkim w roli przekształcania świata i tworzenia sztucznego świata, a nawet niejako sztucznego człowieka, człowieka czysto technicznego: homo technicus” Tak pisał x. prof. Czesław Bartnik. Jakże to współbrzmi z ostrzeżeniami Papieży, Kościoła, z ostrzeżeniem Bierdiajewa....

To ten rosyjski myśliciel, wiek bez mała temu, przestrzegał: „To co się dzieje na świecie nie jest kryzysem humanizmu, czyli wiary w człowieka. O to chodzi, czy istota, do której należy przyszłość, nadal, tak jak dotychczas nazywać się będzie człowiekiem. Jesteśmy świadkami procesu dehumanizacji we wszystkich sferach życia. Człowiek nie zechciał być obrazem i podobieństwem Boga, i stał się obrazem i podobieństwem maszyny.”

Istoty programowanej – psychicznie, ale i w niedalekiej przyszłości biotechnologicznie -  na proste animistyczne czynności podtrzymujące życie. Coraz bardziej kierowanej zaborczym pożądaniem, którego wygasanie ma dawać alibi do nowych, wciąż nowych poszukiwań i sycenia ego – zniewolonego, nabrzmiałego, potworniejącego i... przerażonego.
 
Czyż nie podobnie opisywał stan choroby Sören Kierkegaard wielki filozof XIX wieku: "Statek świata jest już nie w rękach kapitana, ale w rękach okrętowego kucharza. I to, co przekazuje, to już nie dane o kursie statku, ale wiadomość o tym, co jutro będziemy jeść"...
                                                                                        ***
Nasze spotkanie zostało podzielone umownie na kilka bardzo ważnych segmentów, które w sumie mają dać przynajmniej wyraźny szkic obszaru możliwych kompromisów. Użyte zostało pojęcia „kompromis” po rozważeniu także funkcjonującego powszechnie słowa „tolerancja”.

„Tolerancja” na przestrzeni ostatniego stulecia przeszła zdumiewającą matamorfozę (zresztą nie tylko to pojęcie zostało okrutnie zdeformowane i przedefiniowane) – od biernego: „znoszenia, cierpienia, zezwalania” (1919), po zmuszanie do: „szacunku dla innych poglądów” (1997.) Zwróćmy uwagę: Szacunek nie do człowieka, ale dla jego poglądów, niezależnie od ich jakości.

„Kompromis” jest pojęciem bardziej stabilnym, mimo, że i tu mogą wystąpić pewne wątpliwości, jako że słownik niesie takie oto wyjaśnienia: „ugoda, polubowne załatwienie sporu osiągnięte w drodze wzajemnych ustępstw” ale i - uwaga! – „odstępstwo od zasad dla praktycznych korzyści”. (1968)
                                                                                             *
Jak widać, materia jest wielce delikatna, zmuszająca do definiowania i analizowania owych „praktycznych korzyści”, ponieważ kompromisy ze światem innych cywilizacji, światem innych pryncypiów, światem „ketmaństwa”, niosą ogromne trudności, a według prof. Feliksa Konecznego nie są w ogóle możliwe, ponieważ jedna cywilizacja stara się zawsze całkowicie zdominować drugą, tak jak zły pieniądz wypierać dobry.
-    Jak bowiem prowadzić dialog i ustalać kompromisy z tymi, którzy tworzą aintelektualny dogmat, iż każdy może mieć swoją prawdę; a po przedefiniowaniu zrozumiałych, klasycznych pojęć, stawiają się w roli jedynych tłumaczy miedzy próbującymi porozumiewać się stronami?
-    
A jest to nieodzowne, kiedy prawda może być - „złem”, kłamstwo - „dobrem”, „tolerancja” - wymuszaniem akceptacji, w okrutnej, pełnej pogardy dyktaturze oszołomionego rozumu ...
-    Jak budować płaszczyznę społecznego kompromisu, kiedy werbalna, uargumentowana, obrona przemyśleń, nie mówiąc już o próbie obrony ładu i sensu, spotyka się z porywami emocji, życzeniowymi konkluzjami, jakimś quasi politycznym cwaniactwem, szokującą nieraz agresją – od słownej po fizyczną, przybierającą nawet różnorakie postacie terroryzmu: Poniżanie, sekowanie ekonomiczne, kuriozalne, budzące grozę służalczością, stronniczością czy po prostu bezsensem wyroki sądowe, utratę pracy, domu, więzienie, do maltretowania fizycznego i mordów.
 Jak ustalać kompromisy pomiędzy zamysłem nastawionym na rozwój osobowy człowieka – jego moralności, intelektu, zdolności twórczych a działaniami redukującym, niszczącymi ten rozwój? Jak godzić się na kradzieże... pamięci?
-    Na czym ma polegać kompromis miłości dającej – caritas i pokory z rwactwem i butą?
-    Kompromis myślenia, analizowania, kontroli intelektu i woli z rozbuchanymi, dominującymi emocjami – niszczycielami dusz...
-    
I jak ma wyglądać praktyka kompromisu w czasach, kiedy ofiary bywają już tak oszołomione, że nie zdają sobie sprawy w którą stronę idą i  odmawiają ratunku?...
A przecież nie może zginąć pamięć, że wszyscy jesteśmy bliźnimi, braćmi i siostrami w człowieczeństwie, dziećmi tego samego Boga.
                                                                                       ***
Zakreślanie i objaśnianie granic kompromisów to bardzo trudna sprawa. Ale to już zadanie dla naszych znakomitych prelegentów i uczestników dyskusji, analizujących owe granice kompromisu w aspekcie wiary, spotkań religii, życia społecznego, w rodzinie i narodzie i wreszcie syntetyzując – w kontekście pojęć i pryncypiów cywilizacyjnych, definiowanych przez profesora Konecznego jako metody ustroju życia zbiorowego.
Może zbliżymy się do zrozumienia dlaczego katolicy, dlaczego chrześcijanie, dlaczego humaniści - ludzie dobrej woli, tak często zgadzają się – w ramach tzw. kompromisu i tzw. tolerancji - zamieniać umiejętność wzlatywania na wyścigi w pełzaniu?... Pełzaniem do wolności?...

I jak by to nie zabrzmiało „niedzisiejszo”, infantylnie, egzaltowanie, niepoprawnie  – czy jak to nazwać -  trzeba odważyć się na  postawienie jeszcze tego pytania: Czy na pewno w kompromisach jest wolność?

Czy właśnie – wielce kondensując to pytanie – czy właśnie w bezkompromisowej wierności Prawdzie – tej Prawdzie, która jest Absolutna, która Jest, która jest drogą i życiem - tylko tak i tylko tam można znaleźć prawdziwe wyzwolenie?...
                                                                                ***
I na koniec: Docierają do nas głosy o konieczności uwzględniania w tych  spotkaniach przede wszystkim elementów wziętych z ekonomii, gospodarki, z praktyki codzienności. Tak, to jest potrzebne, ale nie sposób włączyć wszystkich postulatów w jednodniowe sympozjum. Nic nie stoi na przeszkodzie – poza względami właśnie praktycznymi - materialnymi - żeby stworzyć i takie forum.

Wychodzimy jednak z założenia, że obszar dewastacji i przedefiniowań podstawowych pojęć kształtujących człowieka jest tak duży, że trzeba położyć szczególny nacisk na przywracanie stabilności fundamentom budowli.

Kiedy wciąż wtłaczane jest przekonanie, iż byt kształtuje świadomość, trzeba nam z uporem przypominać, że to jednak świadomość jest jego matką, piastunką i przewodniczką po trudnych szlakach codzienności.
Trzeba tą pamięć przywracać z determinacją w czasach, kiedy pokolorowane drogowskazy wabią coraz natrętniej ku ciemnym zaułkom cywilizacji.

I to jest również zadaniem dla dziennikarzy. Dla otwartych na mądrość, świadomych, prawych ludzi.

Krzysztof Nagrodzki

Tekst wystąpienia na III Ogólnopolskiej Konferencji „Dziennikarz – między prawdą a kłamstwem”, zorganizowanej w Łodzi  24 października 2009 roku przez Oddział Łódzki Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy. Motywem wiodącym tegorocznej edycji była refleksja nad granicami kompromisu.
Publikacja: Myśl Polska nr 1-2 z 3-10. 01. 2010r.


Spokojnie- to tylko stary, znany antyteizm.

Stary, znany, antyteizm - ten sam od wieków chociaż przybiera różne maski. Nie po to została podjęta pierwsza szatańska próba kuszenia w Raju, żeby poniechać dalszego mącenia w umysłach i charakterach, nie stawiać barier pomiędzy ludźmi oraz między Stwórcą a stworzeniem. A te wszystkie przybrania dostosowywane do „ducha epoki”, te wszystkie maseczki, draperie, sztuczne autorytety, wirtualne byty, powołane zręcznością „postępowych” techników od cyberprzestrzeni i inżynierii społecznej, są tylko atrapami mającymi przydać wiarygodności procesowi zwodzenia.
                                                                                           *
Nachalna i zmasowana propaganda antychrześcijańska - a praktycznie antykatolicka -  wie, że wygra ten, kto trafi w możliwość masowej percepcji. Dlatego najprostszą drogą jest – demaskujmy z uporem tą „oczywistą oczywistość” - zaangażowanie emocji, przy redukcji intelektu tak, aby konsument informacji nie zdawał sobie sprawy ze swego ograniczenia czy - mówiąc brutalniej - upośledzenia. Któż bowiem chciałby przyznawać się, wzorem Kubusia Puchatka, do małego rozumku...
                                                                                            *
Sugestywny obraz, kolorowy, odpowiednio dobrany i eksponowany - wciąga odbiorcę w fikcję mającą pozory rzeczywistości. Film, telewizyjny serial, wypierają słowo. „Kultowa” szmira mianowana do wydarzenia artystycznego, odpowiedni montaż newsów, wyłuskiwanie i nadymanie do gigantycznych rozmiarów grzechów pojedynczych ludzi Kościoła – również z jego obrzeża, szczególnie po latach, kiedy sami już nie mogą się bronić (np. pedofilia), asymetryczne uogólnianie, tudzież po prostu brutalne, hucpiarskie fałsze (np. bierność Piusa XII wobec ludobójstwa Żydów przez Niemców), stylizowane bajania (np. „Kod Leonarda” czy film „Agora” o którego tendencyjności i zwykłych przekłamaniach, ze spokojem pisał np. Wiesław Chełmiak w Rzeczpospolitej /20-21.3.2010 PlusMinus/), mnożenie wielu innych dyrdymałów, podlewanych sosem quasi naukowości, nazwiskami „znawców”, zręcznością werbalną, gromkimi okrzykami klakierów – mają krok po kroku dezorientować, wsączać wprzódy zwątpienie, później niechęć i wreszcie nienawiść u odzwyczajanego od solidnego wysiłku intelektualnego odbiory. Coraz bardziej odzwyczajanego. Coraz bardziej masowego.   Tak dalece masowego, iż wydaje się, że również wielu nadawcom zaczynają się mieszać obrazy z realu i fikcji. Instrumenty indoktrynacji penetrują coraz głębiej, sięgają do podświadomości, a sugestywnością „wyzwalają” od samodzielnej weryfikacji. Ta zaś bez wysiłku w zdobywaniu wiedzy, ale i bez pokornej modlitwy o pomoc w rozeznawaniu prawdy i fałszu, dobra i zła jest wręcz niemożliwa.
I na tym polu toczy się odwieczny bój o człowieka. O jego rozum, wolę i w efekcie – jakby to brzmiało już.... egzotycznie - o jego duszę.
                                                                                              *
Trzeba zauważyć - to również żadna nowość - iż w wielu fabularnych propozycjach – będących w istocie mniej lub bardziej zręczną antyteistyczną propagandą - na szyi odpychającej a przynajmniej dwuznacznej moralnie postaci zazwyczaj ostentacyjnie dynda, tak aby widz nie przegapił – cóż by innego? Naturalnie – krzyż! To w zestawieniu z dystansem np. do judaizmu czy islamu, nie może nie być wskazówką, kto jest na celowniku sotni nowego porządku. I nieważne w jakich faruszkach czy mundurkach można zobaczyć wojaków Nowego Świata: czerwonych, zielonych, niebieskich, tęczowych, czy nawet –bywa- czarnych, koniunkturalnie bądź agenturalnie przybranych...
Oczywiście wszystko w ramach „tolerancji”, „otwartości”, „poprawności politycznej” oraz ścigania – uwaga na nowy młot postępu - „mowy nienawiści”. To ostanie narzędzie do zwalczania przeciwników ideolo celnie scharakteryzował ksiądz dr Marek Dziewiecki konstatując: Według krzywdzicieli, "mowa nienawiści" to mówienie prawdy o tym, że oni kogoś skrzywdzili.
                                                                                           ***                    
Dlaczego używane jest konsekwentnie słowo „antyteizm” ? - To proste. Ateizm powinien być – przynajmniej w teoretycznym oczekiwaniu – neutralnym do wiary. Natomiast antyteizm zajmuje stanowisko wrogie - ograniczające, narzucające, likwidujące jej objawy. Objawy Wiary katolików, której głównym przesłaniem jest miłość, duchowa oraz intelektualna pomoc w odnajdywaniu drogi zagubionym, wspieranie materialne potrzebujących; wiary, w której bliźnim jest każdy człowiek; nauki, która mówi o nieustępliwości wobec grzechu, ale szacunku dla bliźniego. I właśnie z szacunku oraz miłości głoszone jest ostrzeżenie przed zatraceniem. Czy można, uczciwie, porównać takie zasady z innymi, na niekorzyść pierwszych? Czy odstępstwa – „Kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamieniem” - nawet mnogie, mogą je przekreślać?
Czyż normy stanowione w oderwaniu od tych fundamentów, nie zaczynają gubić w swej mnogości sens? Oraz praktyczną możliwość dobrej realizacji?... Czyż lekiem na ułomność mogą być tysiące aktów prawnych, których wdrażanie pilnują nadzorcy, nadzorcy nadzorców, itd.?...
Na takiej drodze, bez jasnego, pozamaterialnego, realnego, krzepiącego celu i zasad z tego wynikających, musi nastąpić w końcu brutalny wyścig i mafijne zmowy; spiski materialistów – to logiczne. A wszelkie rewolucje wzbudzane od czasu do czasu dla obrony tzw. humanistycznych ideałów, pozbawione mądrości i dobroci Dekalogu, zamieniają się w rzezie milionów „bronionych”, a następnie w zdegenerowaną „wolność” od prawdy, dobra, piękna, w której istotnym napędem jest pogoń za „kasą”, na różnym oczywiście poziomie, i seksizm bez zobowiązań – jako erzatz miłości i odpowiedzialności. Tak to próbuje się rozsadzać chrześcijaństwo, katolicyzm. Na razie te...
                                                                                              *
Odbierania swobody dostępu do miejsc świętych, do symboli, do głoszenia, do praktyki życia godnego, w zamian sycenie przestrzeni wulgarnym seksizmem, dewastacja rodziny, gorączką „dziania się”,  agresją – również pod religijnymi pretekstami - to tylko etapy na równi pochyłej antychrzescijańskiej, materialistycznej dehumanizacji, desakralizacji, antyteizmu. A wszystko otoczone, wzmagającym się hałasem o „neutralności”.
- Cóż to za neutralność jednokierunkowa, kiedy każą zdejmować krzyż, bo razi porażonego niechęcią do niego, bez przyjęcia mojego smutku, kiedy go nie ma...
                                                                                            ***
Można pytać – dlaczego „krzyż”? Ano dlatego, że jest on symbolem, jest przypominaniem miłości ofiarnej, dobrowolnej, nie zawłaszczającej, nie niewolącej, nie zbrodniczego przymusu, tak często praktykowanego w imię innych pomysłów, z „religią” antyteizmu na czele. Krzyż jest wyrzutem i lękiem sumienia; częstokroć ogłuszonego, gdzieś głęboko zepchniętego ale jeszcze przechowującego kod człowieczeństwa.
Lęk może jednak eksplodować agresją. I tak się dzieje.

Dlatego spokojnie. Starajmy się odróżnić młodociane, buńczuczne, nawet agresywne porywy w poszukiwaniu własnej drogi, od zleżałych w magazynkach pragmatyzmu cynicznych rezygnacje. Młode pohukiwania to często... my sprzed lat. Starsze zaś „kompromisy ” to wżarte w psychikę  lęki przed utratą pracy, domu, chleba, pozycji w środowisku, zawodzie, fałszywie rozumianej polityce. Z podręcznym alibi podsuwanym od wieków przez te same niezmordowane Zło, przywodzące do upadku wielu.
Zatem spokojnie. Mimo, iż czasami ręka zaciska się w pięść, spokojnie. Gdyby to chrześcijanie rozrywali lwy na rzymskich arenach i krzyżowali swych prześladowców z Neronem na czele, gdyby zło miało być zwyciężane gwałtem, nie byłoby chrześcijaństwa.

W konsekwentnym, cierpliwym odzyskiwaniu oszołomionych postępem bliźnich - w obronie sensu i prawdy, w obronie pamięci o wartościach przekazanych przed wiekami na ratunek wielu – trzeba nieustępliwości a także roztropności. Wiadomo dokąd oraz po co zdążamy. A wiadomo, że nigdy nie był to lekki trakt. Doświadczamy, podobnie jak najwięksi myśliciele, naukowcy, odkrywcy, geniusze – od Kopernika, Bacona, Ampera, Boyla, po Cauchego, Pasteura, Bohra, Planca, Einsteina - wymieniając tylko nielicznych z tego pocztu wielkich, iż: „Za każdym krokiem w tajniki stworzenia coraz się dusza ludzka rozprzestrzenia i coraz większym staje się Bóg! (Adam Asnyk). Czyż nie?...
                                                                                             ***
Czy dzisiejsza ludzkość nie znuży się, czy już - mimo wszystko -  nie znużyła się materialistyczną płycizną i nie szuka tego co zostało jej ukradzione? Czy nie szuka również w przeróżnych zatoczkach mistycznych wabień?
Dlatego tak ważne jest, aby latarnie zjednoczonego chrześcijaństwa, katolicyzmu, nie gasły. A latarnikom nie brakło ani sił, ani odwagi, ani pomysłów na podtrzymywanie tego światła. Przy każdej pogodzie.

Krzysztof Nagrodzki
www.katolickie.media.pl i Źródło  nr35 z 29.8.2010


COŚ TY, KACZYŃSKI, UCZYNIŁ POLAKOM...?


Cyprian Kamil NORWID

Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie,
Że ci ze złota statuę1 lud niesie,
Otruwszy pierwéj...
Coś ty Italii zrobił, Alighiery,
Że ci dwa groby2 stawi lud nieszczery,
Wygnawszy pierwéj...
Coś ty, Kolumbie, zrobił Europie,
Że ci trzy groby we trzech miejscach3 kopie,
Okuwszy pierwéj...
Coś ty uczynił swoim, Camoensie,
Że po raz drugi4 grób twój grabarz trzęsie,
Zgłodziwszy pierwéj...
Coś ty, Kościuszko, zawinił na świecie,
Że dwa cię głazy we dwu stronach gniecie,5
Bez miejsca pierwéj....
Coś ty uczynił światu, Napolionie,
Że cię w dwa groby6 zamknięto po zgonie,
Zamknąwszy pierwéj.....
Coś ty uczynił ludziom, Mickiewiczu?...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

2
Więc mniejsza o to, w jakiej spoczniesz urnie,
Gdzie? kiedy? w jakim sensie i obliczu?
Bo grób twój jeszcze odemkną powtórnie,
Inaczej będą głosić twe zasługi
I łez wylanych dziś będą się wstydzić,
A lać ci będą łzy potęgi drugiej
Ci, co człowiekiem nie mogli cię widziéć...
3
Każdego z takich, jak ty, świat nie może
Od razu przyjąć na spokojne łoże,
I nie przyjmował nigdy, jak wiek wiekiem,
Bo glina w glinę wtapia się bez przerwy,
Gdy sprzeczne ciała zbija się aż ćwiekiem
Później... lub pierwéj...

(tb)

1Sokratesowi w kilka czasów po śmierci jego Ateńczycy statuę ze złota postawili.
2Dante grzebany w Rawennie i we Florencji.
3Krzysztof Kolumb jest grzebany w Hiszpanii, w St. Domingo i w Hawanie.
44 lata temu szukano na cmentarzu komunalnym, gdzie był pochowany jednooki bez nogi żebrak, żeby Camoensa pochować.
5Kościuszko leży w Solurze i w Krakowie.
6Napoleona drugi pogrzeb niedawny.
***
Kiedy otrzymałem od Tomka Bieszczada ten przejmujący wiersz Cypriana Kamila Norwida do zamieszczenia na naszym portalu, miałem chwilkę zawahania, chwilkę....
Tak było prawdopodobne,  iż kiedy miną dni słowiańskiego porywu, narodowego, nasyconego emocją, żałobnego braterstwa milionów Polaków, ci z nas, którzy przybrali te smutne kolory i bolesne pozy jako barwy maskujące, ruszą dalej swoim starym kursem, jak bywało nieraz, jak było po śmierci naszego wielkiego Rodaka Jana Pawła II. Ale była również nadzieja, że może tym razem...
*
Jeszcze nie wszystkie szczątki rodaków powróciły z katyńskiej pielgrzymki, jeszcze nie wybrzmiała chociażby nad pierwszą mogiłą modlitwa „Requiescat in pace” a już wypełzły mroczne ochoty -  a to rozpuszczając po świecie plotki o przymuszeniu pilotów do lądowania wbrew zakazowi Rosjan, a to o braku profesjonalizmu polskich lotników, a to próbując grodzić drogę prezydenckiej pary do krypty wawelskiej, do krypty nazwanej katyńską, i dzielić nas. Tak szybko. Tak gorączkowo.
*
Druga katyńska ofiara złożona w przededniu niedzieli Miłosierdzia Bożego, męczeństwo niebawem beatyfikowanego Sługi Bożego księdza Jerzego Popiełuszki, złączone ze wstawiennictwem Sługi Bożego Jana Pawła II, tak bardzo miłującego swą Ojczyznę, nie może pójść na marne. Zakodowana w nas z pamięci wieków, wierność Bogu i miłość Ojczyzny, nie może usnąć. To zdają się gwarantować setki tysięcy Polaków, zdążających z ostatnim hołdem i modlitwą ku trumnom swoich prawych przywódców czy po prostu - synów, braci, sióstr, ojców, matek, przyjaciół, kolegów, znajomych. Bliźnich. Ludzi.

Krzysztof Nagrodzki

14 kwietnia A.D. 2010
Publ. www.katolickie.media.pl 4.2010 i inne

Czy tylko bałagan i niekompetencja ?

Katastrofa lotnicza 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem - zwana również nie bez racji ze względu na kontekst i rozmiar Drugą Tragedią  Katyńska – wzbudzała i wzbudzać będzie naturalny ból ale i pytania o przyczyny tego nieszczęścia. I nie da się ich stłumić nakazem pokornego wysłuchiwania oficjalnych czy półoficjalnych komunikatów i doniesień, bądź przyjęcia wąskich, śpiesznie konstruowanych, ukierunkowań.
Jest naturalne, iż w każdym tego typu zdarzeniu, śledztwo  m u s i  niejako z urzędu badać wiele wersji, aby wykluczając starannie jedna po drugiej dojść możliwie najbliżej tej prawdziwej. Dlatego dziwne, a nawet podejrzane, stały się te pierwsze sygnały, wskazujące na winę pilotów.
Minął miesiąc, a pytania na które nadal brak wyjaśnień, żyją swoim życiem i budują atmosferę – powiedzmy łagodnie – zdziwień i wątpliwości: Czy to tylko niekompetencja?...
*
Pytajmy zatem nadal:

1.Dlaczego na szczeblu rządowym zgodzono się na podzielenie katyńskich pielgrzymek na oficjalną z premierem i  n i e o f i c j a l n ą  z prezydentem, przenosząc walkę „wewnętrzną” na forum międzynarodowe (nie pierwszy zresztą raz) ?

2.Dlaczego  lista udających się w lot do Katynia była znana wielu osobom –w tym dziennikarzom- kilka dni przed wylotem?

3.Dlaczego  na pokładzie jednego samolotu zgromadzono tyle osobistości, istotnych dla funkcjonowania państwa: Prezydenta i jego ważnych ministrów, wicemarszałków sejmu, głównych dowódców wojska polskiego, przywódców i prominentne osobistości ugrupowań parlamentarnych, szefów ważnych instytucji i stowarzyszeń?

4.Dlaczego polska dyplomacja a następnie polskie służby specjalne nie zabezpieczyły odpowiednio lotu, w tym lotniska docelowego, ew. lotniska zapasowego i efektywnego transportu do Katynia?

5.Dlaczego  pierwsze komunikaty z katastrofy eksponowały niesubordynację pilota, rzekome kilkukrotne podchodzenie do lądowania oraz nieprawdziwie wskazywały na złą znajomość języka rosyjskiego przez załogę samolotu?

6.Dlaczego dodatkowo kolportowano plotkę o naciskach prezydenta na pilota?

7.Dlaczego - skoro uznano, iż  warunki nie pozwalają na bezpieczne lądowanie - lotnisko nie zostało formalnie zamknięte? (Sugestie wieży kontrolnej nie mają mocy wiążącej.)

8.Dlaczego  bardzo długo podawano fałszywą godzinę uderzenia w ziemię, skoro wiedza o właściwej – wcześniejszej o ok. 20 minut - nie była nieznana (np. polski korespondent Witold Bater, internauci na smoleńskim portalu, ostatnia wypowiedź gubernatora)?

9.Dlaczego  nie wyjaśniono odgłosów ( i ich kontekstu) zarejestrowanych na amatorskim filmie wideo nakręconym przez Andrieja Miendiereja, emitowanym na You Tube a przekazanym polskiej prokuraturze do zbadania?

10.Dlaczego  po zabezpieczeniu dostępu do miejsca katastrofy dosyć drastycznie (odbieranie kaset z nagraniami dziennikarzom – np. montażyście TVP Wojciechowi Wiśniewskiemu) w krótkiej, początkowej fazie, zaniechano staranności i ochrony tak dalece, iż w kilka tygodni po tragedii można nadal znajdować i zbierać szczątki samolotu, rzeczy, a również – to niesamowite - fragmenty ludzkie?

11.Jak brak staranności w zebraniu, złożeniu i przechowywaniu w stosownym miejscu szczątków samolotu, może wpływać na możliwość jego rekonstrukcji, oraz na techniczne elementy śledztwa? I dlaczego do takiej niechlujstwa dopuszczono?

12.Czy strona rosyjska samodzielnie odczytywała zapisy z osobistych notatek, telefonów komórkowych i innych nośników elektronicznych zabitych? Jaki jest dalszy los tych rzeczy? I w konsekwencji czy pilnie zabezpieczono dostęp do państwowych urządzeń elektronicznych mogących podlegać nieuprawnionej penetracji?

13. Dlaczego strona polska pozostawiła śledztwo w sprawie katastrofy  p o l s k i e g o  samolotu  w o j s k o w e g o  w rękach rosyjskich (MAK- Międzypaństwowy Komitet Lotniczy to zespół do badania z niektórych państw byłych republik ZSRR) i czy uczestniczyła stale, bezpośrednio w śledztwie, w tym w odczytywaniu zapisów „czarnych skrzynek” przejętych przez stronę rosyjską? Dlaczego jest swoistym petentem, ubiegającym się o dane? Czy tylko dlatego, że tak jest wygodniej dla aktualnych  władz polskich?...

14. Dlaczego  samolot wyposażony w nowoczesne urządzenia do nawigacji i lądowania w trudnych warunkach (m.in.TAWS), prowadzony przez wieżę, podchodził do pasa nie na jego osi, gwałtownie tracąc wysokość?

15.Jakie były dane przekazywane z wieży do prezydenckiego Tu-154?

16.W nawiązaniu do pkt. 15: Czy i kiedy udostępniono Polakom zapis rozmów wieży kontrolnej lotniska tudzież czy polska strona przesłuchiwała (uczestniczyła) również pracowników kontroli smoleńskiego lotniska?
 Jeżeli tak – jaki jest wynik przesłuchania?
A jeżeli nie - to dlaczego?

17.Dlaczego  lotnisko nie dysponowało urządzeniem naprowadzającym ILS, które (podobno) zdemontowano po wizycie premierów Tuska i Putina  7 kwietnia?

18.Dlaczego wymieniano (po katastrofie) elementy naprowadzania na pas startowy smoleńskiego lotniska  północnego?

19.Dlaczego nie przyjęto oferty pomocy ze strony NATO, które – jako strona „trzecia” mogłaby uwiarygodnić ustalenia?

20.Dlaczego identyfikacja zwłok była tak utrudniona – szczególnie generalicji i pilotów - a protokoły z autopsji niezbyt staranne i niepełne? Czy możliwe jest wznowienie badań szczątków na inne okoliczność zejścia ?

21.Dlaczego atakuje się stawiających uprawnione wszak pytania oraz podnoszących wątpliwości co do jakości rekonstrukcji wydarzeń oraz śledztwa? A czynią to ci sami politycy, dziennikarze oraz inne „autorytety”, którzy byli wcześniej – delikatnie mówiąc – niechętnie nastawieni do śp. Prezydenta i do wielu innych ofiar tragedii?
*
Pytać, w miarę bezpiecznie, jeszcze można, chociaż i tu tzw. nowa lewica (szeroko rozumiana) zaczyna coraz bardziej nerwowo zerkać w kierunku wypróbowanych metod „demokracji” kontrolowanej, odczuwając, że z ilościowej strawy indoktrynacji, nie musi wyrosnąć nowa postępowa jakość. Dlatego nadal, konsekwentnie, hołduje się hipokryzji, podwójnym standardom ocen: Innych dla „swoich” innych dla przeciwnika. Z pomiataniem standardów, będących fundamentem naszej łacińskiej cywilizacji: Ładu logiki, prawa, chrześcijańskiej wiary i determinacji w dążeniu do prawdy. Czy to nie kolejne potwierdzenie jej zdrady przez oszołomionych mirażami „postępu”?
 Niezależnie od tego kto jest jego aktualnym animatorem i pod jakimi szyldami występuje...  
I czy to nie kolejny dowód na to, iż i ta tragedia nie oczyściła wielu umysłów, nie przywróciła samodzielności myślenia –zbierania wiadomości, weryfikacji, ustalania prawdopodobieństwa, układania logicznych ciągów i zbliżanie się możliwie blisko prawdziwej konkluzji?
Nie wykluczone, iż metody manipulacji, które miały być jedynie narzędziem, wżarły się tak głęboko w psychikę, iż narzędziem stał się....sam manipulator.

*
Pytanie czy prawdziwe odpowiedzi zostaną sformułowane i podane oficjalnie do wiadomości ludu, pozostaje otwarte. Do czasu. A tymczasem lud wie swoje. Bowiem ma wolny dostęp do Internetu i mediów niezależnych. Jeszcze ma.

Publ. www.katolickie.media.pl  i Wirtualna  Polonia 5.2010r.


Dwa bratanki?...

„Niemcy przyjęli rosyjską wersję” - konkretne doniesienie prasowe wskazuje na bezkrytyczne, akceptujące, a nawet rozszerzające potraktowanie przez media zachodnich sąsiadów meldunku z moskiewskiej konferencji, o pierwszych wynikach dochodzenia z rozbicia TU-154 pod Smoleńskiem.  

Jakże to spolegliwie harmonizuje z wiejącymi ze wschodu, tuż po tragedii, pospiesznymi doniesieniami o hardości i niekompetencji wojskowych pilotów prezydenckiego samolotu nie reagujących na sugestie o trudnych warunkach. Wprzódy Tupolew miał, jakoby, krążyć długo i uparcie, aby lądować w gęstej mgle (sugestie: ktoś wywierał nacisk z nakazu prezydenta?), potem podchodził tak nieumiejętnie, iż mimo doskonałych urządzeń pokładowych i lotniskowych zszedł na poziom ziemi dwa kilometry przed pasem lotniska i to z włączonym autopilotem (sugestie: załoga nie znała rosyjskiego, a przed najtrudniejszym manewrem była rozproszona pogawędkami z dwoma intruzami w kokpicie?) Wreszcie okazało się, iż rozbił się około dwudziestu minut później niż uderzył w ziemię (sugestie: to nie takie istotne) a szczątki zebrano niesłychanie starannie, przeorując teren do metra w głąb, mimo odnajdywania fragmentów (również ciał!), jeszcze kilka tygodni po tragedii.

Żadnej przyczyny zewnętrznej, żadnej awarii w mechanizmach, żadnego zakłócenia w podawaniu namiarów z wieży kontroli, żadnej ingerencji elektronicznej? Proste. Teraz wystarczy, aby najemnicy z tub medialnych które chcą mieć władzę nad umysłem i decyzjami ludu, uporczywie lansowali wersję, iż oczywistym i ostatecznym wyjaśnieniem przyczyny katastrofy było rozbicie maszyny o ziemie przez niedoszkolonych pilotów i sprawa będzie zakończona. Będzie?...

- Mimo logiki, mimo wiedzy o faktach i odczytywaniu danych również przez Polaków i Amerykanów? Będzie?... Mimo rozbudzanej tu i ówdzie nadziei na przełom w nieufnym z oczywistych względów stosunku Polaków do  w ł a d z  Rosji – podkreślam– władz, a nie narodu, który cierpiał od nieludzkiego systemu i doświadczał jego okrucieństwa na ciele i – rzec można – duszy, znacznie dłużej.

To właśnie ten moment - czas ofiary krwi - aby pokazać w czynie a nie w gestach, kim chcemy być dla siebie  - chrześcijańskimi braćmi czy nadal materiałem do „politycznego” zagospodarowania na ziemi - nie tyle niczyjej ile dzielonej na strefy wpływów obcych „inwestorów” ? Zatem nie może być strasburskiej schizofrenii w rosyjskiej odpowiedzi na pozew Rodzin Katyńskich. Nie można zbywać Polaków starymi dokumentami ze śledztwa w sprawie mordów na polskich jeńcach z wiosny 1940 roku, zakrywając pozostałe. Nie może być regresu w kwalifikacji masowego mordu w Katyniu (i innych miejsc zagłady) nazywanego od czasu Procesu Norymberskiego zbrodnią przeciw ludzkości a zmienionej przez rosyjską prokuraturę dopiero podczas drugiej prezydenckiej kadencji Putina. Nie można zamiatać pod dywan kolaboracji stalinowskiego ZSRR z Niemcami Hitlera aż do czerwca 1942 roku i zbrodni na narodzie polskim przed i po najeździe 1939 roku. Nie może śledztwo w sprawie tragedii z 10 kwietnia 2010 roku być powtórzeniem fałszywek Gibraltaru 1943 czy raportu komisji Burdenki z 1943 roku.

I najważniejsze - nie można dopuszczać do dalszego dyrygowania prawdą, państwem i narodami, ludzi wyspecjalizowanych w fałszowaniu partytur. Wtedy dopiero będzie szansa na p r a w d z i w y  przełom i zbliżenie znękanych przez totalitaryzmy dwu słowiańskich ludów.

Ale czy to możliwe w świecie gier, równie potężnych jak oszołomionych tą potęgą ideologów z „ciemnej strony mocy”...

Publ. www.katolickie.media.pl (od 22.05.2010r.) oraz Wirtualna Polonia (od 30.5.2010r.)


Wybory, wciąż wybory

„Ceterum censeo Carthaginem…” Powtarzanie od zawsze było sposobem utrwalania wiedzy czy przesłania. Również wtłaczania stereotypów, mitów, plotek. Prania bezbronnych umysłów. Sterowania jednostkami i społeczeństwami.

Bitwa o świadomość

Informacją jest wszystko, a ze względu na techniczną perfekcję w imitowaniu rzeczywistości, profesjonalne metody wkodowywania przekazu* przez wielu edytorów, oraz „realistyczną” bezwzględność ludzi ze zwichrowanym sumieniem, coraz bardziej koniecznym staje się krytycyzm w odbiorze owych sygnałów, aby nie stać się bezwolnym narzędziem realizacji nie swoich, nie prawych, odczłowieczających zamysłów. Pozyskiwanie odbiorcy w handlu ideolo przez Nową Lewicę (a dosadniej – przez lewactwo, usadowione w rożnych lożach) nie idzie poprzez intelekt i klasyczną edukację a przez propagandę. Szczególnie poprzez psychiczną, indoktrynującą ekscytację. To tańsze, łatwiejsze, skuteczniejsze. Przynajmniej przez jakiś czas. Poddanie się, grozi nie tylko ubezwłasnowolnieniem, redukcją własnej osobowości; gorzej – następuje taka jej zmiana, iż ofiara współdziałając z niewolącymi, utożsamia się z katem i wchodzi w jego rolę. I tak narasta proces korozji tkanki społecznej. Czyż np. niektóre rozmowy Roberta Mazurka w „Rzeczpospolitej” nie obnażają klinicznego obrazu takich stanów?...

Oczywistym i naturalnym następstwem zalewu sugestywnych - szczególnie obrazkowych - prostych, o dużej częstotliwości i nastawionych przeważnie na emocje impulsów informacyjnych, staje się - w wersji kapitulanckiej - ucieczką w obojętność, powtarzanie wchłoniętych „prawd” i argumentów jako własnych, bądź próby intuicyjnego otwarcia na rzeczywistość.
Intuicja może być darem, a doświadczenie uczy, iż kiedy jest odpowiedzią „daną z góry” na naszą modlitwę, ufność Bogu, nieraz ratuje w sytuacjach zda się beznadziejnych. Jeśli jednak – w zastępstwie trudu racjonalnego myślenie, decyzji opartych na możliwie szerokiej wiedzy, intelekcie, logice i ocenie prawdopodobieństwie, staje się tylko „przeczuciem”, „jasnowidzeniem”, „podświadomością” czerpaną z jakiś „stanów alfa” w „doskonaleniach umysłu” itp. wyprowadza na groźne, manowce. Nieraz z demonicznym spotkaniem. Takie są fakty. **

Brak pokory wobec wiedzy o różnych aspektach i możliwych interpretacjach zdarzeń oraz ubytek determinacji w poszukiwaniach prawdy, otwiera na dewastację podstawowych sfer życia – wiary, Kościoła, kultury, nauki, edukacji, gospodarki, bezpieczeństwa, prawa, a w konsekwencji państwa i cywilizacji.

Prawo, wiedza, wartości

Nie intuicyjnie wiara została wymieniona przed prawem. Prawo stanowione jest podstawowym atrybutem demokracji, ale: „demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”(Jan Paweł II-Veritatis Splendors. 101, oraz przemówienie do Zgromadzenia Narodowego w parlamencie Polskim 11.6.1999) A skoro Niemcy wybrali Hitlera w wolnym, demokratycznym, powszechnym głosowaniu, bowiem - jak często próbuje się wmawiać- byli głębokimi chrześcijanami, katolikami, zatem ta religia nie niesie wartości i trzeba je wymienić na inny model ideolo. Takie jest m.in. uzasadnienie mitów, mających redukować a następnie wyeliminować cywilizację Prawdy, budowaną mozolnie, z poświęceniem, z ofiarą męczeństwa, od dwu tysiącleci. Nową „religią” w „wyważonej” codzienności ma być pogaństwo, ze źle ukształtowanym sumieniem i fałszywą hierarchią wartości, spreparowana wiedzą oraz wolą dewastowaną przez totalitarne rygory.

Gigantyczny rozwój komunikacji masowej, bezmiar wiadomości, przesłań, wytycznych, argumentów, komentarzy, konkluzji, przyrastając lawinowo, może porwać, ogłuszyć, oślepić, zabić. Zabić wolność, indywidualność, samodzielność w poszukiwaniach, sterować. Zapowiedź „globalnej wioski” - w sensie rzetelnego przepływu prawdziwej informacji - nie może sprawdzić się. Weryfikacja ograniczonej ilości przekazów, była możliwa przy bliskich sąsiedzkich kontaktach. Obecnie jednak stajemy wobec tysięcy doniesień - bywa odległych, skomplikowanych, wymagających specjalistycznej wiedzy - często sprzecznych, zaopatrzonych przez specjalistów od marketingu w przeróżne certyfikaty wiarygodności. I cóż wtedy począć: Uwierzyć? Odrzucić? Sprawdzić?...
Uwierzyć? - Na jakiej podstawie? Odrzucić? – Dlaczego? Sprawdzić? – Jak, skoro nasz codzienny wysiłek jest ukierunkowywany na obowiązkowe uczestnictwo w wyścigu o byt materialny, o sukces?

Wiedza i intelekt mogą rozpoznać symptomy choroby a sumienie i siła woli pozwalają ratować człowieczeństwo. Dlatego każda instytucja, każdy systematyczny przekaz, nauka, które pomagają chronić owe atrybuty ludzi wolnych, stają się wrogiem - strategicznym, śmiertelnym wrogiem systemu zniewalania. I chociaż owe „Imperia Zła” przybierają różne maski i drapują w powabne szaty Nowych Er, zawsze są poddane Kłamcy i ojcu Kłamstwa od początku. Zbrodnicza nienawiść do bł. ks. Jerzego Popiełuszki wzywającego ewangelicznym hasłem do zwyciężania zła dobrem – aby przywołać chociażby jedno z wielu, ale jakże aktualne wspomnienie - jest tego wyrazistym potwierdzeniem.   

Czy przegrywamy wolność?

Historia uczy, że jej wahadło wyznacza okresy i miejsca ludzkich wzlotów i degradacji. Nieustające impulsy zła wciąż dążą do deformacji kształtu godnego życia, do zacierania granic dobra i zła, piękna i szpetoty, podsuwają fałszywe uzasadnienia na ich rewizje, kontestacje, odrzucanie. Zwodzenie przybiera sugestywne maski i pracuje. Wiek po wieku, rok po roku, dzień po dniu. Wokół nas. I w nas. Ale także wciąż odradza się, rośnie, pragnienie prawdziwej wolności. Nawet tylko przeczuwanej. Zdystansowanie się do podniet „róbta co chceta” czy rad o „nie wtrącaniu się do polityki” – niby dających swobodę a w istocie tworzących masę, sterowaną prymitywnymi podnietami – to szansa na wyzwolenie. Tyle tylko, że każde oswobodzenie wymaga wysiłku, a nawet ofiary.
To wezwanie i wyzwanie staje wciąż na progu naszych domów. Jak go przyjmujemy?                 - Wiernością zasadom naszej cywilizacji: Prawdzie, Dekalogowi, Ewangelii, Kościołowi, Ojczyźnie, z modlitwą i determinacją w wytrwaniu? Czy kolejnym wykrętem „świętego spokoju”, postawą „neutralnego obserwowania”, bądź pustym intelektualnie zachwytem nad błyskotkami marketingu „politycznego”?...
Z każdego wyboru – z tych codziennych i tych kluczowych - będziemy- tu czy TAM- rozliczeni. To pewne jak „amen” w pacierzu. Z najbliższego – prezydenckiego też. Trzeba zatem wybierać. Najlepiej w oparciu o podstawowe atrybuty wolnego człowieka:
-    Na trwałej hierarchii wartości, a nie wahliwych ideologiach z prawem z nich wywodzonym.
-    Na szerokim dostępie do rzetelnych informacji.
-    Na sprawnym umyśle, wyćwiczonym do logicznego myślenia.
-    No i na charakterze zdolnym do udźwignięcia najtrudniejszych decyzji, wynikających z poprzednich punktów.
Tyle tylko, że one właśnie są konsekwentnie i na ogromną skalę niszczone w groźnym marszu ku odczłowieczonemu Nowemu Porządkowi. Obrona jest o wiele trudniejsza, niż bywało drzewiej, ponieważ coraz częściej trzeba walczyć o siebie... ze sobą.
Zatem i większej nagrody spodziewać się można...

Krzysztof Nagrodzki

  * zob. np. Bp Adam Lepa- Świat propagandy, Biblioteka Niedzieli, Częstochowa 2008
** zob np. Dave Hunt, T.A. McMahon– Ameryka. Nowy uczeń czarnoksiężnika, Vocatio, Warszawa 1996

Publikacja: Portal OŁ KSD od 28.6.2010r. oraz Wirtualna Polonia od  3.7 2010


Nocne zmiany

Zmiany, zmiany, zmiany.... Ileż trzeba reorganizacji, aby Firma mogła przetrwać. I wciąż nabierać krzepy. Przeżyliśmy Okrągły Stół z Magdalenką, gdzie miała urodzić się III Rzeczpospolita - w niej to pierwszy milion należało ukraść, aby Polska rosła w siłę a ludziom żyło się lepiej, jak wyjaśniali konstruktorzy niewidzialnej ręki rynku, z kongresów libertyńskich drużyn od kręcenia lodów. Doświadczaliśmy plusów dodatnich i ujemnych Lecha Wałęsy w belwederskich adaptacjach PRL-u z Wachowskim w tle i cieniami wypędzonych Ka-czyńskich, Olszewskiego i jego półrocznego rządu. Była nadzieja lokowana w AWS-ie, mimo wyjaśnień Wałęsy, który był przeciw a nawet za tym, że w tej koalicji będzie rządziła Unia zwana Demokratyczną czy nawet Wolności. Kibicowaliśmy z zaangażowaniem wyborczym bojom Lecha z naszym komsomolcem Olkiem Kwaśniewskim – jak pieszczotliwie dostrzegł obecność polskiego prezydenta przy moskiewskiej paradzie 2005 roku Władimir Władimirowicz Putin. Przetrwaliśmy dwie – czasami chwiejne ze względu na golenie - kadencje Olka, również w szorstkiej jedności z grupami trzymającymi władzę z SLD. Hodowaliśmy nadzieję na normalność w dobrym, tradycyjnym, łacińskim tego słowa znaczeniu, chociaż strawa informacyjna serwowana przez zrestrukturyzowane postępowo media z Wyborczą i jej dziećmi na czele, konsekwentnie dostosowywała umysł postępowego Polaka do wszelkich postępowych wyzwań w postępowej kulturze.  Szczególnie do demontażu zaściankowego patriotyzmu i obskuranckiego chrześcijaństwa. Pieriestrojka szła jak walec. Tuby masowego kształtowania sięgały systematycznie coraz głębiej i głębiej. Pewną niedogodność sprawiały i sprawiają katolickie okopy medialne dzielnych Ojców Redemptorystów z walecznym o. Rydzykiem na czele, błogosławione przez Jana Pawła II, ale w końcu ile pocisków z euro, dolarów czy nawet złotówek ma Radio Maryja z Telewizją Trwam – aby strawestować pytanie znane pragmatyka generalissimusa Stalina?

Koalicja PiS z LPR, Samoobroną i prezydentura Lecha Kaczyńskiego dawała jakąś szansę na odwrócenie, a przynajmniej zahamowanie „tryndów” Nowej Lewicy w wyprzedaży suwerenności oraz asymetrycznej – delikatnie mówiąc – reorganizacji gospodarki, ale zbyt potężne siły stawiały na tolerancje i otwartość przeciw siłom destrukcji i nienawiści, aby ten krótki eksperyment miał się udać. Mówiąc szczerze - nie bez winy wszystkich koalicjantów; w tym błędów personalnych i strategicznych...

Cóż, można sprzeczać się nadal czy smycze przeróżnych Trybunałów i gremiów - również z zagranicznymi mocowaniami - stanowiących o praktycznym stosowaniu prawa, połączone z medialnym masowym kształtowaniem karykaturalnego obrazu konkurenta, dawały szanse na wytrwanie i głęboką orkę? Oraz czy dobrowolne oddanie władzy w połowie kadencji, miało sens, czy było raczej kluczowym błędem?... Stało się jednak, jak stało, a zwycięzcy wyborów parlamentarnych 2007 roku bez pisowskich rozterek poczęli twarde „rządy miłości” o medialnych obliczach Palikota, Bartoszewskiego, Niesiołowskiego i innych, poważniejszych zagończyków polowań na  opozycyjne „watahy”, aby je „dorżnąć”, gdyby same nie „wyginęły jak dinozaury” w procesie postępowej ewolucji.
*
Druga tragedia katyńska w której śmierć poniósł m.in. prezydent Lech Kaczyński, rów-nie tajemnicza jak katastrofa gibraltarska, owijana w niesłychaną podrzędność i petenctwo strony polskiej, stała się testem jakości umysłów i charakterów Polaków. Krótka, zatem tym bardziej łatwa do zapamiętania kampania wyborcza do najwyższego Urzędu w państwie, mogła pomóc w oddzielaniu ziarna od plew.
Nietrudne do przewidzenia było, iż zostaną postawione perfidne bariery, dla wytłumiania emocji po narodowej ale i osobistych tragediach; że będzie eksponowany stan cywilny Jarosława Kaczyńskiego; że nadal będzie kolportowany jego obraz, jako chytrego niewiarygodnego nienawistnika wobec ludzi postępu, ze szczególną zawziętością tropiącego poczciwców z tajnych służb poprzedniego ustroju i niewinnych producentów maszynek do kręcenia lodów; polityka zagrażającego stosunkom międzynarodowym – a szczególnie po-godnemu wasalstwu wobec sąsiadów ze Wschodu i Zachodu. Agresywne, płaskie wice, ka-lumnie, pomyłki, fałszywki, w końcu również „granie trumną” Blidy, nieszczęściem rodzin ofiar tragedii pod Smoleńskiem, reakcją niektórych mediów i instytucji wobec tej tragedii, dopełniały czarny pijar, a wszystko pod tragikomicznym w takim kontekście hasłem: „Zgoda buduje”!  Dwie debaty telewizyjne również dały sporo możliwości dla porównywania estetyki i poziomu merytorycznego obu pretendentów.

Był moment, kiedy wydawało się, iż owe wysiłki dały efekt – w połowie dystansu wygrywał... Kaczyński. Jednak noc, nie pierwszy raz, zademonstrowała swoje możliwości i wskazała na Komorowskiego. I stało się, co stać miało...

*
Jednym z porannych tużpowyborczych doznań był głos radiowy kapłana Kościoła rzymskokatolickiego ks. red. Kazimierza Sowy. On ci bezpruderyjnie wyjawił (chyba w radiu „Zet”), iż głosował za Komorowskim, kandydatem mającym swój wolny pogląd w kwestii in vitro. Należy zatem domyślać się, że od pewnego stopnia katolicyzmu medialnego, obowiązek słuchania wskazań Watykanu, a tym  bardziej lokalnych Episkopatów, ustaje?...
*
Po zmianach nocnych przychodzą jednak następne  – nawet wbrew ustaleniom, iż  „władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy”. To naturalna kolei rzeczy. Zatem trzeba robić swoje, cierpliwie i godnie - bo z tego będziemy rozliczeni. Najsprawiedliwiej. Bez głosowań i bez komisji liczących głosy. TAM. Tylko spoko.

Publikacja: www.katolickie.media.pl od 6.7.2010 i http://wirtualnapolonia.com/


Ryjactwo wałowe

Klęski które spadły ostatnimi miesiącami na nasz kraj, nie mogą nie wzbudzać refleksji, zastanawiać, skłaniać do poszukiwania powiązań skutków z przyczynami, do stawiania pytań. Niechby nawet w felietonowej formie.
*
Tragiczne dla tysięcy polskich rodzin skutki powodzi niekoniecznie  musiały wyniknąć z niefrasobliwego wydawania pozwoleń zabudowy terenów zalewowych, zaniechań w kontynuowaniu i podejmowaniu nowych inwestycji  związanych z gospodarką wodną – w tym ze zbiornikami retencyjnymi bo: Woda ma to do siebie, że od czasu do czasu wzbiera a następnie spływa do morza – jak celnie orzekł prezydent elekt Komorowski w trakcie przedwyborczej wizytacji wałowej. I nie ma co dramatyzować. Trzeba się ubezpieczać (to mini wykład innego eksperta sprzed lat – premiera Cimoszewicza). Oraz dawać baczenie na ssaki dziurawiące wały przeciwpowodziowe.
*
Zapewne z tego samego powodu wiekowe konstrukcje, mające chronić łacińską cywilizację przed zalewem barbarzyństwa, przepuszczają tyle brudnej substancji. Zatem coraz większe wycieki i przesiąki do naszych miast, wsi, przysiółków, domów a i umysłów, są ani chybi efektem wytrwałego rycia poprzez nocne, a pewnie i dzienne, zmiany przeróżnego ryjactwa.
*
W sierpniu wycieki osiągnęły warszawskie Krakowskie Przedmieście i placyk przed Pałacem Namiestnikowski. Miejsce, gdzie w kwietniu, po tragedii smoleńskiej zwanej również katyńską, setki tysięcy ludzi gromadziło się w dzień i nocy, w spiekocie i chłodzie, bez diet i list obecności, z nieprzymuszonej woli, aby oddać swą obecnością, swymi łzami, swą modlitwą, hołd poległym pod Smoleńskiem: Polskiej elicie udającej się na katyńskie groby w 70-tą rocznicę sowieckich mordów na bezbronnych jeńcach – innej elicie Rzeczpospolitej.  
*
Minął kwiecień. Mijają kolejne, również dramatyczne, miesiące. Śledztwo o przyczynach niespotykanej  w swych rozmiarach katastrofy mnoży raczej pytania i wątpliwości niż wyjaśnienia. Wyborcze wydmuszki pijarowskie idą do lamusa. I oto niezawodna Gazeta publikuje zamysł lansjera hasła „zgoda buduje”: Krzyż ustawiony przed pałacem prezydenckim trzeba przenieść w stosowniejsze miejsce.
Oczywiście, trzeba. Wszak był on tymczasowym elementem umieszczonym w modlitewnej, żałobnej przestrzeni Warszawy. Znakiem pamięci o odkupieniu i miłości sięgającej poza cierpienie i śmierć ciała. N o r m a l n y m  znakiem w naszej chrześcijańskiej, łacińskiej, cywilizacji. Tyle tylko, że wprzódy należy postawić tam trwały, ogólnie dostępny znak pamięci o niespotykanym, nie tylko w naszej historii, dramacie państwa. Aby pamięć nie zarosła – jak ostrzegał poeta – błoną podłości. Proste.
No i wywołano demony. One są mistrzami od owych „błon”. Również bez zachęty. A cóż dopiero, jeśli z przywołaniem...
*
Jak wynika z doniesień,  ze świadectw wielu ludzi, którzy dzień i w noc trwają dzielnie przy krzyżu w Warszawie, ten ładunek agresji i nienawiści którego doświadczają co dnia, a szczególnie w nocy, może sugerować opętanie. Zastanówmy się – a to przemyślenie niechaj nie zatrzyma się jeno przy tym dramacie – komu mogą przeszkadzać krzyże? Komu może doskwierać pamięć o Odkupieniu, o Ofierze Miłości? Komu? - Ateistom? Pytałem znajomego – dla niego jest to znak, instalacja bez specjalnego znaczenia emocjonalnego. Ot, jak każda inny. Zatem autentyczny niewierzący (mało takich)   - „neutralny” światopoglądowo, w dodatku deklarujący „otwartość” i „tolerancję” dla innych, dla ich świętości – nie może szaleć przy zetknięciu się z atrybutami wiary drogimi dla jej wyznawców.
Więc kto czyni zamęt ? Czy nie  a n t y t e i s t a (satanista?) – nastawiony wrogo do Boga, bądź gniewny wyznawca innej religii, dla której krzyż jest zgorszeniem?... Hinduizmu?... Islamu?... Judaizmu?... To pytanie do specjalistów. Kto, wbrew oficjalnym pieniom o  nowej, pięknej nowej erze „tolerancji”, nawet wspomaganej prawem (ściganie specyficznie definiowanej „mowy nienawiści”), kto może wzywać do podważania konstrukcji fundamentów opisanych w Starym i Nowym Testamencie – w tym do usuwania symboli drogich i ważnych dla chrześcijan, katolików? Przecie nie prawdziwi z ducha i ciała tolerancjoniści. Zatem kto?
„Zwykłe” oszołomy? Wykonawcy każdego zlecenia? Czy forpoczta „Jeźdźców Tolerancji”?  Tych z Apokalipsy?...
I tu już nie ma miejsca na felietonową zwiewność.

Publikacja:www. katolickie.media.pl od 9.8.2010 i wirtualnapolonia.com od 10.8.2010


Kijowska wyprawa Piłsudskiego nie była przyczyną a skutkiem

Ponieważ w mediach nie tylko rosyjskich, ale – o dziwo polskich i patriotycznych - potrafią pojawiać się teksty, w których wynika, mniej lub bardziej wyraźnie, iż bolszewicka nawała 1920 roku zatrzymana pod Warszawą, była skutkiem wyprawy kijowskiej Piłsudskiego, należy z uporem przypominać chronologię tych wydarzeń.
***
Niezwykły splot wydarzeń na europejskiej bitewnej arenie I Wojny Światowej – klęska militarna dwu zaborców, a następnie rozkład trzeciego – Rosji i przejęcie władzy przez bolszewików, doprowadziły do szansy na odrodzenie Polski. Polski - wymyślanej twardą do bólu analizą Dmowskiego i dźwiganej surowym czynem zbrojnym Piłsudskiego, Hallera, Korfantego, poświęceniem, zapałem, ofiarnością setek tysięcy znanych z imienia i bezimiennych żołnierzy; Polski - powstającej z miłości Paderewskiego i przywiązania Witosa; Polski - przechowywanej w księgach, wierszach, pieśniach, w pamięci i sercach, utrwalanej przez wiarę naszego Kościoła, przez codzienną pracę szlachetnych, dumnych, ofiarnych kobiet - „Matka Polka” to pojęcie mające konkretne odniesienie do kształtowania postaw dzieci, a nieraz i... mężów; Polski – o której suwerenność upominały się pokolenia rodaków, płacąc daninę krwi, ale również umiejących walczyć na polu ekonomicznym, gospodarczym.

Listopad 1918 roku został zapisany w annałach jako symboliczna data powrotu naszego kraju do rodziny wolnych narodów, mimo, że o jego kształt przyszło jeszcze dalej walczyć na dyplomatycznych salonach z niechętnymi nam europejczykami (np. Loyd Georg), czy wydzierać zawłaszczone ziemie opierającym się jeszcze Niemcom (Powstania: Wielkopolskie, Śląskie). A Sowiecka Rosja szykowała już rękę do zadania ciosu „pańskiej Polsce”.

>16 listopada 1918 r., wydany został w Moskwie rozkaz rządu bolszewickiego (Rady Komisarzy Ludowych), który nakazywał sformowanie w ramach Armii Czerwonej specjalnych mobilnych formacji o nazwie Armia Zachodnia. Ta milionowa formacja stanowiła w swej istocie główną sowiecką siłę uderzeniową, która miała zrealizować strategiczne cele polityczne Kremla. Cele te w specjalnym rozkazie z 29 listopada 1918 r. osobiście nakreślił Lenin, a miały być nimi, po kolei: Białoruś, Polska, a potem już cała Europa. Według słów Lenina, Europa była "chora, zdemoralizowana, w chaosie, syta, zasobna i gnuśna". Premier Rosji i bolszewicki dyktator nakazywał Armii Czerwonej, aby przeniosła idee rewolucji komunistycznej na Zachód, tak aby "...zatopić bagnet Armii Czerwonej w Europie".

Wykonawcami rozkazu Lenina byli nieomal wszyscy przywódcy rewolucji bolszewickiej, w tym Józef Stalin. To ten właśnie zbrodniarz, bandyta i morderca milionów ludzi, nazwał wtedy, w listopadzie 1918 r., odradzającą się niepodległą Rzeczpospolitą "polskim przepierzeniem między Rosją a Europą". Według Stalina, to "polskie przepierzenie" należy zniszczyć, ponieważ oddziela ono rewolucję rosyjską od rewolucji europejskiej.

Już 12 stycznia 1919 r. dowództwo Armii Czerwonej - Lew Trocki oraz Siergiej Kamieniew - wydało strategiczny rozkaz rozpoczęcia "czerwonego marszu na Zachód", a tym samym wykonania planu "Operacja Wisła". Oznaczało to przejście przez Polskę do Niemiec i rozpoczęcie tam rewolucji komunistycznej. 5 lutego 1919 r. Rosjanie zdobyli Kijów, a 14 lutego doszło do pierwszego starcia młodego Wojska Polskiego z Armią Czerwoną. Była to bitwa o miasteczko Mosty nad Niemnem. Tak rozpoczęła się wojna polsko-sowiecka, która z miesiąca na miesiąc stawała się wojną o Europę.

Józef Piłsudski, jak nikt w Polsce i Europie, zdawał sobie sprawę z zagrożenia ze strony Rosji sowieckiej. Był jedynym politykiem, który wiedział, że Armia Czerwona szykuje milionowe wojska, aby uderzyć na Polskę i Europę. Miał znakomicie zorganizowany wywiad, otrzymał szczegółowe informacje zarówno polityczne, jak i militarne. Nie było wątpliwości, że lada dzień Rosjanie uderzą. Wcale się z tym nie kryli!

Dlatego Piłsudski zdecydował się na wojnę prewencyjną z Rosją sowiecką. Niezależnie bowiem od planów politycznych, którymi była idea tzw. federacyjna albo prometejska - Piłsudski miał plan wojny prewencyjnej z Rosją.

27 stycznia 1920 r. podczas wspólnego posiedzenia rządu i politbiura na Kremlu pod przewodnictwem Włodzimierza Lenina naczelny dowódca Armii Czerwonej Siergiej Kamieniew przedstawił władzom politycznym Rosji sowieckiej ostateczny i szczegółowy strategiczny plan szeroko zakrojonej ofensywy przeciwko Polsce, przygotowany przez szefa sztabu polowego Armii Czerwonej Borysa Szaposznikowa (późniejszy marszałek i szef sztabu generalnego Armii Sowieckiej; w 1939 r. razem ze Stalinem i Mołotowem brał udział w pertraktacjach na Kremlu z von Ribbentropem 23 sierpnia; to właśnie on przygotował plan agresji na Polskę 17 września)./.../

Wyprzedzając atak sowiecki, 25 kwietnia 1920 r. ruszyła ofensywa polska.< Niestety mimo zdobycia Kijowa, ani cel militarny ani polityczny - stworzeniu wolnego państwa ukraińskiego – nie został zrealizowany. >Przeciwko walczącym samotnie o wolność Polakom byli nie tylko żądni zwycięstwa bolszewicy, ale też otumanieni sowiecką propagandą politycy Europy Zachodniej, gdzie na organizowanych przez agentów Moskwy ogromnych wiecach wznoszono hasła: "Ręce precz od Rosji". Było to wymierzone nie tylko w Polskę, ale było również samobójcze dla samej Europy. Podobnie jak pół wieku później podobnej treści hasło: "Lepiej być czerwonym niż martwym", głoszone w tej samej Europie Zachodniej przez "pożytecznych idiotów", po dziś dzień skutecznie wykorzystywane jest przez Moskwę.

Czołowi politycy Francji, Wielkiej Brytanii, Niemiec i innych państw nie zdawali sobie sprawy z zagrożenia, jakim byłaby dla całej Europy klęska Polski. Latem 1920 r. w całej Europie nie rozumiano albo nie chciano zrozumieć, o co w rzeczywistości toczy się wojna Polaków z agresją Rosji. Europejscy politycy mieli zupełnie błędne, infantylne spojrzenie na Moskwę. Wyjątkowa była przenikliwość słynnego brytyjskiego dyplomaty, lorda Edgara d'Abernona, który zanotował w swym dzienniku: "Pośród błędnych zapatrywań zachodnich mocarstw najniebezpieczniejszym było mniemanie, że istnieje możliwość zawarcia pokoju z Sowietami".< (za: Józef Szaniawski – Victoria Polska 1920 roku; Nasz Dziennik z 14-16 sierpnia 2009 r. zob. też: Praca zbiorowa – W cieniu czerwonej gwiazdy / wyd. Kluszczyński Kraków /, wstęp prof. Andrzeja Nowaka – Pamięć zbrodni) Nawała 1920, która runęła ze Wschodu na młodziutką II Rzeczpospolitę, „po trupie białej Polski” miała zanieść rewolucję światową do Berlina i dalej w Europę. Samotny bój Polaków, to była walka nie o granice, o przyjazne sąsiedztwo czy nawet o suwerenność, ale o istnienie cywilizacyjne, o duszę narodu, a nawet o kształt świata. Ten bój  zakończyła się - z Bożą pomocą - wygraną oraz przepędzeniem bolszewików. A Traktat Ryski dał szansę na oddech i odbudowę kraju, jego administracji, sił zbrojnych, gospodarki, na krzepienie ducha w odbudowie łacińskiej cywilizacji, której Polska od stuleci była wierna i która była jej siłą.

www.katolickie.media.pl, www.wirtualnapolonia.com (od 27.08.2010)

Jak wielkie, stare drzewo....

Pięć lat oddzieliło dwa wielkie wydarzenia: Odejście do Domu Ojca, po długiej agonii na oczach świata „naszego” Papieża w 2005 roku i drugą tragedię katyńską – nagłą śmierci Prezydenta Rzeczpospolitej, jego małżonki oraz ważnych dla państwa osób, w katastrofie lotniczej w 2010r. pod Smoleńskiem. Obydwa w przeddzień innego znamiennego dnia: Niedzieli Bożego Miłosierdzia. Przypadek?... Dla chrześcijan nie ma przypadków. Otrzymaliśmy kolejne przesłania. Jak je odczytać?...
*
Próba zabójstwa Papieża, cudowne ocalenie, postępująca choroba, heroiczne, nieustępliwe zmaganie się ze słabością, miesiąc po miesiącu ogarniającą organizm i w końcu te ostatnie dni będące ostatnim akordem pierwszego: „Nie lękajcie się”. Idę tam, gdzie wszyscy pójść musimy – poza granice tego życia.
Uczestniczyliśmy z bólem w Misterium przechodzenia z tego na tamten świat. Tajemniczym, zawsze przejmującym swoją ostatecznością. Przypominającym o nieuchronności i dającym szansę na refleksje. Kim jesteśmy? Skąd, dokąd, w jakim celu i jakimi drogami śpieszymy?.... Jan Paweł II starał się podnieść nas i zjednoczyć, uszlachetnić nauką w pięknie rozumianym patriotyzmie „Pamięci i tożsamości” a świadectwem życia i umieraniem miał wzmocnić w człowieczeństwie. I przez czas jakiś wydawało się, że tak się stanie, że „idzie nowych ludzi plemię”. Przez jakiś czas...
***
Druga katyńska ofiara a. D 2010 chociaż miała inna dramaturgię, niosła podobną nadzieję.
Tak, było prawdopodobne,  iż kiedy miną dni słowiańskiego porywu - narodowego, nasyconego emocją żałobnego braterstwa milionów Polaków, ci którzy przybrali te smutne kolory i bolesne pozy jako barwy maskujące, ruszą dalej swoim starym kursem, jak bywało nieraz, jak było po śmierci Jana Pawła II. Ale była również oczekiwanie, że może tym razem... To zdawały się gwarantować setki tysięcy Polaków, zdążających z ostatnim hołdem i modlitwą ku trumnom swoich przywódców czy po prostu - synów, braci, sióstr, ojców, matek, przyjaciół, kolegów, znajomych. Bliźnich. Ludzi. To była kolejna szansa na jedność. Szansa z tragedii i cierpienia.
*
Jeszcze nie dogasły fragmenty rozbitego samolotu a już wypełzły mroczne nakazy i ochoty - a to rozpuszczając po świecie plotki o przymuszeniu pilotów do lądowania wbrew zakazowi Rosjan, a to o braku profesjonalizmu polskich lotników. Jeszcze nie wszystkie szczątki rodaków powróciły z katyńskiej pielgrzymki, jeszcze nie wybrzmiała chociażby nad pierwszą mogiłą modlitwa „Requiescat in pace”, a już poczęto grodzić drogę prezydenckiej pary do krypty wawelskiej - do krypty nazwanej katyńską. A potem rozległ się „polityczny” klangor wulgaryzujący cierpienie i modlitewne skupienia, aby ponownie dzielić nas. Tak szybko. Tak gorączkowo. Tak podejrzanie gorączkowo...
***
Kiedy ongiś usłyszałem pogardliwe określenie nieżyjącego już Mieczysława Rakowskiego o „rozmamłanej słowiańszczyźnie”, którą trzeba... wiadomo co – według komunistycznej metody „organizowania” społeczeństwa, ogarnął mną gniew. Nie podobał mi się tytuł książki Rafała Ziemkiewicza „Polactwo” – uznałem to za lekceważenie własnego narodu. Wielkim smutkiem, ale i wzburzeniem napawa oskarżanie Polaków koniunkturalnymi zarzutami o „antysemityzm wysysany z mlekiem matki”, ciemnogrodztwo, szowinizm, obskurantyzm, prostactwo. Jakąś, wręcz rasistowską, metodą jest owe wzgardliwe traktowanie nacji żyjącej od wieków na tej ziemi. Od wieków borykającą się ze swoim trudnym losem, pomiędzy dwoma, innej cywilizacji, imperiami: Germańską wzmocnioną przez Krzyżaków przemianowanych następnie na Prusaków, oraz moskiewską Rusią. Pozostali najeźdźcy – żeby wymienić hordy mongolskich, tureckich  i szwedzkich niszczycieli – przypływali i odpływali, nie odciskając ostatecznie tak trwałego piętna na naszych losach, aczkolwiek mając znaczący wpływ na osłabianie Rzeczpospolitej. Ale przecie nie tylko oni – zewnętrzni łupieżcy. Rwaczy sukna państwa, którego wielkość, chwała, dzielność i otwartość jaśniała po siedemnasty wiek, które było nad miarę otwarte na swobody i inności, rwaczy łasych na ościenne srebrniki, znalazło się zbyt wielu również w polskiej rodzinie, aby można było obronić Najjaśniejszą. 123 lata niewoli pod trzema zaborami, rusyfikacja, germanizacja, decywilizacja, orały polskie ziemie, umysły i dusze.  I przeorałyby być może do cna, gdyby nie....Polacy. Gdyby nie polskie kobiety, gdyby nie wiara Polaków. Gdyby nie ich duchowni. I ich pamięć. To był skarb, którym można było wykupić się z niewoli, gdy nadszedł sprzyjający, darowany przez Opatrzność czas.
*
„Rozmamłana słowiańszczyzna”, „Polactwo”, „obskurantyzm”... Czy te przykre, irytujące słowa niosą tylko fałszywy, pogardliwy konterfekt Polaków - tu i teraz?...
Jeżeli nie sięgają do przyczyn zadawalając się jeno skutkami, jeżeli wyrażane są z „boku”, jeżeli mają być uogólnieniem – niewątpliwie są i renegactwem  bądź „zwykłym” antypolonizmem. Kiedy jednak zmuszają nas do autorefleksji, do obrony przed kolejnym rozkładem społecznym, narodowym, państwowym – należy potraktować je inaczej.
*
To prawda, iż jest w nas wiele emocjonalnych porywów, mających coraz częściej zastępować pracę rozumu i upór w odkrywaniu prawdy, wolę działania racjonalnego – również w perspektywie dalszej niż dzisiaj i jutro. Jest otwarcie na łatwiznę, na oszustwa, lenistwo intelektualne i owczy pęd za lansami – szczególnie teraz, kiedy olbrzymieją możliwości zwodzenia przez sztuczki elektroniczne w rękach medialnych szalbierzy, wykonujących dyrektywy mocodawców. Polacy, w sporej części, przestają być samodzielni intelektualnie. A za tym - albo wraz z tym - idzie poddanie ducha wabieniom w mroczne sfery. Coraz ciemniejsze. Coraz groźniejsze. Coraz bardziej antyteistyczne.
*
Jak to się stało, że całkiem niebagatelna część rodaków pozwoliła tak dalece wyprać się z samodzielności, iż strategiczny manewr niewolenia a`la Gramsci przybiera rozmiary bliskie epidemii? Co się stało z wielkim narodem, przez wieków łaknącym wolności**? Często ponad miarę... I żadne to pocieszenie, że jest to nie tylko polska, nie tylko europejska choroba cywilizacji.
*
Naród wykształca przywódców, przewodników. I oni – duchowni oraz świeccy  – starają się prowadzić roztropnie swój lud po trudnych drogach cywilizacji, na których czyhają różni zbójcy -  z obcych kultur tudzież ze „swojskiego”  przestępczego i zdradzieckiego marginesu. Kiedy jednak proporcje elit do mas zostają zachwiane zbyt mocno – a tak stało się po wojnach i zbrodniach, sięgając chociażby cezury roku 1939 – nastąpiła implozja. Wyginęły miliony wolnych ludzi – w tym dawne autorytety, a pozostali nie byli już w stanie dać odpór ciśnieniu zewnętrznemu. Po okresie chaosu role zostały odwrócone – prawdziwa inteligencja została zepchnięta na margines a przywódcy  m i a n o w a n i  przez nowych właścicieli państwa – przez sowieckich władców całego obszaru republik Wschodniej Europy*. Nowe „elity” zostały wyprodukowane z matrycy, na wzór i podobieństwo sztampy sowieckiej; w dużej części z zastosowaniem jedynie kryterium lojalności i gorliwości w służbie mocodawcom partyjnym i oficerom tajnych służb.
*
Fizyczne, zbrodnicze, celowe odkorowywanie Polski z prawdziwie patriotycznych warstw przywódczych przez nazistowskie Niemcy i sowiecką Rosję w totalnych wojnach XX wieku, w więzieniach Gestapo, NKWD, „rodzimego” UB, w dziesiątkach obozów koncentracyjnych i zagłady, w morderczych deportacjach do „Archipelagu Gułag” i na „Nieludzka ziemię” z której niewielu wróciło*, konsekwentna dechrystianizacja, skarykaturyzowanie prawa, kradzież rzetelnej pamięci historycznej, pranie umysłów w szkołach, na uczelniach, organizacjach i przez szeroko rozumiane media masowego urabiania, budowanie „warstwy przywódczej” i „nowych elit” ze zdrajców, kolaborantów i masy zwykłych koniunkturalistów, musiały w końcu doprowadzić do rozwoju procesu chorobowego. Polacy z pokolenia na pokolenie poczęli podupadać na zdrowiu. Został nam wszczepiony gen obcej cywilizacji.
*
Gdy nastąpiła „pieriestrojka” – kolejny etap wdrażania idei postępu w budowaniu „nowego człowieka” w „nowym świecie” - trzeba było pewnego wysiłku, aby wszystko zostało po staremu, chociaż przybrane w nowe szaty. Nie może zatem dziwić owe gorączkowe, nademocjonalne, a bywa zbrodnicze, poszukiwanie uzasadnień dla swej przeszłości. W jakimś stopniu podświadome szukanie alibi dla sumienia, a często po prostu dla cyniczne wyrachowania „etapu”. Charakteryzacje nie muszą być już doskonałe – podległe usłużne media wyretuszują, zakrzyczą, oślepią, wskażą. Bitwa o wierność, o pamięć kształtującą pokolenia wierne Bogu, Kościołowi i Ojczyźnie w systemie cywilizacji łacińskiej, trwa i staje się coraz trudniejsza. „Ssanie” codzienności ma coraz sprawniejsze narzędzia. Zwodzenie trwa. Oraz przybiera niejednokrotnie demoniczne wymiary - jak chociażby wycia „nocnych zmian” wobec krzyża ustawionego przy Pałacu Namiestnikowskim w Warszawie i modlącej się przy nim gromadki spokojnych ludzi. Ale przecie i w codziennych powszechnych wulgarnych bluzgach, w tolerowaniu, ba! – w akceptowaniu – szczególnie groźnym, kiedy czynią to kobiety – przyszłe, czy nawet obecne, żony i matki -  „bezinteresownego” zaśmiecania, dewastacji przestrzeni – tej zewnętrznej i tej wewnętrznej – w człowieku. Zresztą jedno wynika z drugiego. „Brudne”, antychrześcijańskie, antykatolickie, barbarzyńskie, lewackie destrukcyjne ideologie rodzą brud. Brud skutkuje brudem. I tak to narasta...
*
Jakich katastrofy potrzebujemy jeszcze? Jakich powodzi? Pożarów? Trzęsień ziemi? Wulkanów? Epidemii? Jakich ofiar dla oprzytomnienia? Ile mamy jeszcze czasu dla powrotu dobrych proporcji w odbudowie prawdziwych przywódczych elit? Mężów stanu na miarę coraz zuchwalszych i bezczelniejących w kłamliwości wyzwań „postępu”. Nieulękłych w obronie swej trzody Pasterzy. Dla wyrwania z amnezji. Dla przypomnienia dobrych dróg.
Również, a może przede wszystkim, tych wiodących pewnie do Wieczności.
***
Byłeś jak wielkie, stare drzewo,/narodzie mój jak dąb zuchwały, wezbrany ogniem soków źrałych/jak drzewo wiary, mocy, gniewu./
I jęli ciebie cieśle orać/i ryć cię rylcem u korzeni,/żeby twój głos, twój kształt odmienić,/żeby cię zmienić w sen upiora./Jęli ci liście drzeć i ścinać,/byś nagi stał i głowę zginał./Jęli ci oczy z ognia łupić, /byś ich nie zmienił wzrokiem w trupy./Jęli ci ciało w popiół kruszyć,/by wydrzeć Boga z żywej duszy.
I otoś stanął sam, odarty,/jak martwa chmura za kratami,/na pół cierpiący, a pół martwy,
poryty ogniem, batem, łzami./W wielości swojej - rozegnany,/w miłości swojej - jak pień twardy,/haki pazurów wbiłeś w rany/swej ziemi. I śnisz sen pogardy.
Lecz kręci się niebiosów zegar /i czas o tarczę mieczem bije,/i wstrząśniesz się z poblaskiem nieba,/posłuchasz serca: serce żyje./
I zmartwychwstaniesz jak Bóg z grobu/z huraganowym tchem u skroni,/ramiona ziemi się przed tobą/otworzą. Ludu mój, Do broni!

[ Krzysztof Kamil Baczyński - Byłeś jak wielkie, stare drzewo...IV 43r. Śpiew z pożogi ]
***
Naszą bronią musi być Wiara, Nadzieja, miłość, wiedza, pamięć, determinacja, solidarność. I wytrwałość.

Nasz naród jest jak lawa,
Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa,
Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi;
Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi.

[ Adam Mickiewicz - III cz. „Dziadów” ]

Wszak nie minęło jeszcze sto lat...
-------------------------------------------------------------------------------------------------

*Zob. np. „W cieniu czerwonej gwiazdy. Zbrodnie sowieckie na Polakach (1917 – 1956)” – praca zbiorowa. Wyd. Kluszczyński, Kraków 2010

** „Polska jest symbolem wszystkiego, co najszlachetniejsi w ludzkości umiłowali i za co walczyli /.../ Kochać Polskę to znaczy kochać wolność” – pisał pod koniec XIX w. Georg Brandes (wł. M. Cohen) [za: żeby Polska....Historia Polski 1733-1939 Jerzy R. Nowak, wyd. MaRon Warszawa 2009]

Publikacja: www.katolickie.media.pl, www.wirtualnapolonia.com (sierpień 2010)


Trudne przebudzenia

Z za widnokręgu twardej krechy
Dziś wzejdzie chyba zwykły świt
Pochłonie wszystkie lęki nocy
I pozostanie
jeno
wstyd
Za serca słabe  obolałe
Myśli zawistne i skarlałe
Za wyciągnięte drżące dłonie
W których jałmużna rzeczy płonie
I wiedzie chwiejnie stąd do nikąd
By kocią skończyć się muzyką

Za wyrzucone precz przyjaźnie
Za zagubione wyobraźnie
Za rozwleczone gdzieś godności
Za zatracone cierpliwości
Za szczątki życia
po wykrotach
Pozostawione
w ślepych miotach

Czy wstyd ten zmyje świtu łza

Więc może
ciemność
niechaj
trwa

(z tomiku Na skraju, Łódź 1990)
publ. www.katolickie.media.pl od 21.09.2011 wraz z grafiką Tomka Sobczaka


Kolejne próby zawłaszczania przestrzeni komunikacji społecznej.

Program „Bliżej”, w którym red. Jan Pospieszalski śmiał podnieść rękę na tabu ustalone przez twórców asymetrycznego widzenia świata, spowodował reakcję „określonych środowisk” jakby przypominające dawne metody zwalczania rzeczywistości.
Starsi pamiętają owe groźne zapewnienie tow. Józefa Cyrankiewicza: „Rękę, która podnosi się na władzę ludową, władza ludowa odrąbie” (1956 r. Bunt robotników poznańskich)

Tym razem władza powinna „odrąbać” red. Pośpieszalskiego od TVP, ponieważ odważył się powtórzyć – emitując dokument o rozmowie Bronisława Geremka ze Stanisławem Cioskiem w sprawie likwidacji „pierwszej” Solidarności – informacje znane i upublicznione już znacznie wcześniej przez paryską Kulturę Jerzego Giedroycia, Puls Dnia TVP1 czy Sławomira Cenckiewicza w książce o Annie Walentynowicz.
Lewość próbuje wprowadzać wymóg widzenia świata wg Orwela w tempie przyspieszonym.
Zawsze tak robiła.
I wiadomo jak zawsze to się kończyło

publ.: www.katolickie.media.pl od 15.12.2011 i www.ksd.media.pl od 16.12.2011


Krajowa Rada odcina

Usta pełne frazesów o demokracji, pluralizmie, prawach człowieka, tolerancji, otwartości, ba! – o polityce miłości. I coraz dokładniejsze uszczelnianie systemu indoktrynacji: wyrzucanie z mediów aktualnie definiowanego postępu niepasujących do schematu dziennikarzy, publicystów, intelektualistów. Pogarda dla katolików. Dla symboli naszej wiary. I naszych katolickich, patriotycznych mediów. Dla Sensu.
*
Kiedy zawisła groźba usunięcia ostatniego wstecznika w TVP - Jana Pospieszalskiego, musiałem przypomnieć groźbę tow. Cyrankiewicza, z minionej (jakoby) epoki, o władzy odrąbującej rękę, która śmie na nią podnieść agentura imperializmu, aby uświadomić sobie na jaki etap dotarliśmy. „Odrąbano” - wymieniając chociażby najbardziej znane nazwiska - Bronisława Wildsteina, Anitę Gargas, Jacka i Michała Karnowskich z ekipą, Joannę Lichocką, Tomasza Sakiewicza, zamówienia na dokumenty Grzegorza Brauna, ostatnio zaś siekiera spadła na Rafała Ziemkiewicza. W PR odcięto – każdy pretekst do karczowania jest dobry - m.in. Jacka Sobalę, Katarzynę Gojską-Hejke, Wojciecha Reszczyńskiego za – uwaga! autentyk – niską przydatność zawodową…
*
A jakżeby inaczej -  „Kto nie z nami ten przeciw nam!” . „Walka klasowa zaostrza się w miarę budowy ustroju….” (tow. Stalin)  Starsi pamiętają a młodszym zaleca się sięgnięcie do roczników Trybuny Ludu, Żołnierza Wolności czy innych posłusznych „wadzy” mediów lat czterdziestych, pięćdziesiątych i dalszych,  walczących z ciemnymi siłami reakcji i psami łańcuchowymi imperializmu; zawsze coś się znajdzie dla tłumaczenia z ich na nasze.
*
W tej sytuacji Drodzy Przywódcy nie mogli zapomnieć o innych matecznikach wstecznictwa i rozsadnikach ignorancji -  „Telewizja Trwam” i „Radio Maryja” ojców Redemptorystów, ze względu na zasięg i siłę w uczeniu samodzielności myślenia i wierności Bogu, Kościołowi, Ojczyźnie, to główne „chwasty” podlegające szczególnym staraniom ogrodników postępu. A przede wszystkim właścicielskiemu oglądowi administracji „tego kraju”.  Gdzie jak gdzie, ale na platformach cyfrowych, zwanych multipleksami, nie można tolerować takiej niesubordynacji. Szczególnie w wydaniu autentycznie katolickim.
*
Problemy Ojcowie Redemptoryści mieli niemal od początku. Były już różne metody ograniczania, zohydzania, odstręczania barierą nienawiści od ludu i tworzenia podkładek dla decydentów: Fałszywki o antysemityzmie, o moherowym ciemnogrodzie, o przekrętach prawnych i skarbowych, o żerowaniu na prostym ludzie miast i wsi, o niskim poziomie, o pławieniu się w bogactwie… i o czym tam jeszcze?...
Po zbadaniu owych kalumnii rzucanych z obfitości języka (czy nakazów prowadzących) dzień w dzień, co się ukazało? - Pustka. Fakt medialny – jak w nowomowie została nazwana fałszywka. Na nic podglądacze i prowokatorzy, na nic gorliwi urzędnicy i tzw. politycy – media Redemptorystów ogarnięte modlitwą i wspomożeniem milionów Polaków, również bł. Jana Pawła II, mające wsparcie Episkopatu, Zakonu Redemptorystów, Watykanu a i chyba z Wysoka – trwają. Rozwijają się. Docierają. Informują. Kształtują. Prostują krzywe ścieżki wielu.
Dają szansę na ocknięcie. Na powrót pamięci i charakteru. Na miłość do Boga, Ojczyzny, Sióstr i Braci. Na dobre człowieczeństwo. I to wywołuje nienawiść. Właśnie - „określonych sił”
*
Panie Przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Janie Dworaku, były opozycjonisto, redaktorze pism katolickich i solidarnościowych, chce Pan wymazać z pamięci Rodaków swoją przeszłość na rzecz… - No właśnie na rzecz czego? - Na rzecz zagłuszarek?... Poddaństwa?...Odkorowywania?... Zaganiania do lewackich obszarów „reedukacyjnych”?...  - Warto?... Tu i teraz, warto? A TAM?...

publikacje: http://www.katolickie.media.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=3028:krzysztof-nagrodzki-krajowa-rada-odrbuje&catid=55:pracownia-krzywych-luster&Itemid=121
od 7.01.2012

http://www.ksd.media.pl/component/content/article/21-krzysztof-nagrodzki/484-krajowa-rada-odcina
od 8.01.2012

http://wpolityce.pl/wydarzenia/21131-krzysztof-nagrodzki-krajowa-rada-odcina-coraz-dokladniejsze-uszczelnianie-systemu-indoktrynacji
od 8.01.2012

http://www.polskaprasa2.pl/813406-Krzysztof-Nagrodzki-Krajowa-Rada-odcina-Coraz-dokladniejsze-uszczelnianie-systemu-indoktrynacji.html

http://wirtualnapolonia.com/2012/01/11/krzysztof-nagrodzki-krajowa-rada-odcina/
od 11.01.2012

Rażeni różańcem

>>Jak powiedział zasiadający w KRRiT Krzysztof Luft, który sam niedawno przeszedł chorobę nowotworową (tak jak i „Nergal” - kn), za tę działalność (propagowanie idei dawstwa szpiku kostnego- kn)  "Nergalowi" należy się szacunek, a nie "batożenie różańcem po plecach".<< *

To dramatyczne i wiele mówiące wyznanie, również w kontekście stałego sekowania redemptorystowskiego Radia Maryja i katolickiej telewizji Trwam, każe poważnie zastanowić się: Kto i dlaczego odczuwa boleśnie modlitwę różańcową?... - Szatan ze swoimi wyznawcami niewątpliwie, ale członkowie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji?... Ich też batoży?...Strach pomyśleć.

* za: http://www.tvn24.pl/12690,1719015,,,nergalowi-nalezy-sie-szacunek--a-nie-batozenie-rozancem-po-plecach,wiadomosc.html

Publikacje:
www.katolickie.media.pl (od 15.01.120
 http://wirtualnapolonia.com/2012/01/16/krzysztof-nagrodzki-razeni-rozancem/  (od 16.01.12)

Kompetencja i buta w procesie

Buta i kompetencja w jednym stały domku, a właściwe w sali - sali parlamentu Rzeczpospolitej Polskiej. Tyle, że po przeciwnych stronach sceny na której rozgrywał się żenujący spektakl przepytywania Jana Dworaka – przewodniczącego Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji o podstawy decyzji eliminujących niektórych nadawców z miejsc na multiplexach obecnie rozdzielonych.

Na nic spokojne, poważne, kompetentne przedstawienie kondycji finansowej i wieloletniego doświadczenia fundacji Lux Veritatis, właściciela Telewizji Trwam; na nic zestawienie z „bytami” niektórych innych koncesjonariuszy - ściana butnych pouczeń, pokrętnych tłumaczeń, wyświechtanych chwytów była nie do przebicia. A kiedy dowiedzieliśmy się, iż zróżnicowanie koncesji dla dwu stacji muzycznych polega na różnym pochodzeniu melodii zaś zabarwienia tysięcy listów wpływających do Rady za TV Trwam miewają brudne odcienie ….antysemityzmu (tak!!!), stało się jasne, że nie jest to polemika merytoryczna.

Mógł nieco zdziwić - zda się już zbyt prymitywny, aby traktować go jako skuteczny – chwyt na „antysemityzm”, jak ongiś wariant z bezczeszczeniem - przez zawsze „nieznanych sprawców” - pomników postawionym towarzyszom radzieckim… A jednak został użyty. Przez Krzysztofa Lufta z KRRiTV. Cóż robić, każdy chwyta jak potrafi.

Wyjaśnienie dla młodzieży: paskudzenia pomników zdarzały się wówczas, gdy należało podgrzewać atmosferę przeciw „agenturze imperialistów z Waszyngtonu” czy „rewanżystom z Bonn”. (Bonn to ówczesna stolica wrogich Niemców zachodnich - RFN. Nie mylić z towarzyszami w walce o pokój z Niemiec Wschodnich - NRD). No i tak zostało, mimo, że nazwy, kierunki, stolice, pryncypałowie się zmieniają. Chociaż niekoniecznie. Pragmatyzm. Każdy musi jakoś żyć, nieprawdaż? I kneblować, odrąbywać co trzeba. Albo co każą…

Ale ta forma, ta forma panowie… Zalewana tłuszczykiem do wypalenia przez knot. To tylko kwestia czasu. Point de reveries messieurs!

Publikacja:  http://www.katolickie.media.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=3051:-krzysztof-nagrodzki-kompetencja-i-buta-w-procesie&catid=38:publikacje-czlonkow-oddzialu-lodzkiego-ksd&Itemid=123 (od 18.01.2012)

http://wirtualnapolonia.com/2012/01/16/krzysztof-nagrodzki-razeni-rozancem/ (od 19.01.2012)

http://wpolityce.pl/wydarzenia/21880-kompetencja-i-buta-w-procesie-sciana-butnych-pouczen-pokretnych-tlumaczen-wyswiechtanych-chwytow-byla-nie-do-przebicia  (od 21.01.2012)
http://nieznudzeni.pl/


Millerów trzech

Kiedy nasz naród - zwany czasami z zatroskaniem „Polactwem” - zaczyna sobie zbytnio folgować w beztrosce społecznej, dostaje z Góry dopust. Większy lub mniejszy.
Zatem przybył ongiś dufny jenerał Burchard Miller od Szwedów, by dobywać nasze Sanktuarium – Jasną Górę.

 Drugi - spolegliwy Jerzy Millera od Smoleńska i MAK-u - poszedł „po kursie i ścieżce” wyjaśnień narodowej tragedii.

Trzeci Miller, Leszek – uniwersalny mąż stanu, bo i pożyczki moskiewskie nie były mu obce i w USA bywały – próbował dać słuszne wytyczne (choć mu się role Kaczyńskich pomyliły), dla właściwego rozumienia sytuacji z 10 kwietnia 2010 roku.

Kiepsko jednak wychodzi Millerom.

- Pierwszemu uszczknęli chwały wojennej Ojcowie Paulini i odstąpił ze sromotą.
- Drugiego jakby pogrążył Instytut z Krakowa.
- A trzeci?... Próbuje spłacać procenty tej czy innej dotacji?... Ale czy go ktoś słyszy?...
No to jak towarzysze? - Pomożecie?!

http://www.katolickie.media.pl (od 3.02.2012)


Zdeterminowani

Tegoroczne przedprzedwiośnie powoduje w ludziach kiełkowanie - co tam kiełkowanie – erupcje dzielności!

O szaleńczej odwadze Stefana Niesiołowskiego, któremu wyszło iż jego partyjny pryncypał dołączył do idiotów, donoszono kilka dni temu. Natomiast w ostatnim programie Jana Pospieszalskiego poświęconego TW „Bolek”, dwu następnych wojowników zajrzało w twarz niebezpieczeństwu. Logiki: Szef Stowarzyszenia Wolnego Słowa zakreślił słowu nieprzekraczalny obszar, który można streścić mniej więcej tak: Naukowe ono czy nie, ale nie powinno naruszać pozłotek na słupach ustawianych przy drogach postępu. Szczególnie ciosanych służbowo.  Zaś polityk z korzeniami Wujec, z wyraźnie postępową determinacją nakazał równoważenie dowodu z niesłusznych badań naukowych, gazetową wypowiedzią słusznego profesora.

I to są przykłady mężów, których – zda się - strach omija. Nawet przed śmiejącą się publiką.


Publikacje:
 www.katolickie.media.pl http://www.katolickie.media.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=3159:krzysztof-nagrodzki-zdeterminowani&catid=38:publikacje-czlonkow-oddzialu-lodzkiego-ksd&Itemid=123 (od 25.02.2012)

Obrona w ataku

- Poseł i premier Donald Tusk: „ACTA to próba egzekucji praw własności za zbyt wysoka cenę wolności. Nie miałem racji w tej sprawie i grzechem byłoby trwać w błędnym przekonaniu.”
- Poseł i przewodniczący parlamentarnej Komisji Obrony Stefan Niesiołowski: „ACTA jest dobre, a jego przeciwnicy to idioci”
No, no… Zawsze mawiano, iż najlepsza obroną jest atak, ale żeby tak odważny?....  

za: www.katolickie.media.pl
      www.ksd.media.pl


Zawsze z partią!

Nazwy pryncypałów co prawda zmieniają się, ale wrodzony nawyk do dyscypliny w imię wspólnej kas..., pardon - oczywiście - wspólnych ideałów i wykonywania obowiązków służbowych, zostaje.

Kiedy trzeba być pryncypialnymi ścigaczami żydowskich spisków - jesteśmy! I jesteśmy w gotowości, gdy mądrość etapu rzuca nas do walki z antysemityzmem. Weryfikowania obywateli za niesłuszne poglądy z których przecie mogą wylęgać się niesłuszne postawy - to oczywista oczywistość.

I dlatego nie pozwolimy, aby jacyś panowie w czerni zwani Redemptorystami, zatruwali nasz długi marsz ku świetlanej przyszłości, jakimiś radiami, jakimiś telewizjami, w dodatku na platformie.

Platforma to MY! I nasi wspólnicy. I nasz biznes.
Dziękujemy wam postępowi członkowie Komisji Kultury ( i innych) oraz Tobie dzielna Przewodnicząco, że z takim samozaparciem, taką determinacją, rzucasz wyzwanie oklepanym standardom demokracji i mówisz stanowcze NIE ciemnogrodowi. Będziecie zapisani w książkach. Obok wielkich nazwisk swoich nauczycieli. No, może mniejszymi literkami, ale zawszeć.

Karol Marks zawsze żywy! I Lenin! Nie zapominajmy o tow. Dzierżyńskim! I - mimo wszystko - o mądrości tow. Stalina: Wszak "walka zaostrza się w miarę budowy ustroju" - czyż nie?

www.katolickie.media.pl

Publikacje:

- http://www.katolickie.media.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=3134:krzysztof-nagrodzki-zawsze-z-parti&catid=38:publikacje-czlonkow-oddzialu-lodzkiego-ksd&Itemid=123 (od 16.02.2012)
 - http://wirtualnapolonia.com/2012/02/16/krzysztof-nagrodzki-zawsze-z-partia/   (od 16.02.2012)
- www.ksd.pl

Zdradzani

Czego się boją? Przed czym uciekają funkcjonariusze nowego lewactwa (bo przecie nie lewicy), kiedy z taką determinacją, z poświęceniem sensu, twarzy - nie mówiąc o manierach - starają się zablokować możliwość uzyskania miejsca na pierwszym multipleksie telewizji Trwam? Ba! Dlaczego czynią tak wiele, aby szeroka opinia publiczna nie mogła być świadkiem starcia argumentów? Racji. Czyli tego, co jest normalne w demokracji, co jest nieodzownym elementem budowania i funkcjonowania społeczeństwa obywatelskiego. Dlaczego?...

Oczywiście pytanie jest retoryczne. Problem sekowania Radia Maryja, TV Trwam czy innych alternatywnych mediów jest banalnie prosty. Wystarczy nieco pamięci, trochę samodzielnego operowania rozumem w zestawianiu i analizowaniu informacji, aby widzieć cel i metody. Niezależnie od nazwy systemu. Niezależnie od epoki. Zawsze w drodze ku totalnemu zawłaszczaniu sfery wolności należy wprzódy uzyskać możliwość sterowania ludźmi. Gwałtownie, rewolucyjnie bądź ewolucyjnie, możliwie niedostrzegalnie – krok po kroku. Za każdą cenę.

Tyle tylko, że nakręceni wykonawcy nie zdają sobie sprawy, że tak czy inaczej im również zostanie wystawiony rachunek. Wystarczy znać historię. Żadnych złudzeń panowie. I panie. Nawet jeżeli przez jakiś czas będzie się udawało mknąć ku kasie, ku miejscu na podium, uzyskać pochwałę środowiska czy prowadzących.

Bez złudzeń - zawsze tak było. Zawsze znajdowali się aktywni zaprzańcy, szalbierze, degeneraci, oraz masy oszukiwanych, zdradzanych, otępionych bądź rozleniwionych intelektualnie. Jeżeli nie ma swobodnego przepływu informacji, możliwości i chęci weryfikacji doniesień, demaskowania kłamstw, poszukiwania drogowskazów dobrych dróg, tragedia stoi u progu przepaści i czeka na stado lemingów.

Tyle, że to są nasi bliźni w człowieczeństwie. Zwiedzeni. Zatruci pychą. Trawieni pożądaniem rzeczy, znaczenia, władzy. Porywani gorączką hormonów. A i – bywa - szantażowani.
Zatem jak im pomóc, póki czas, aby nie zostali zepchnięci na zawsze w hańbę zdrady i zatracenie duszy przez ojca kłamstwa?  Co czynić, aby nie było za późno?...

Publikacja:
www.katolickie.media.pl (od 29.02.12)
http://wirtualnapolonia.com/2012/02/29/krzysztof-nagrodzki-zdradzani/ (od 29.02.12)


Wezwania Sensu i "Manify" braku

W naszej Ojczyźnie narasta sprzeciw działaniom "wadzy"wobec wolnych mediów, czego najlepszym przykładem jest decyzja KRRiTV odmawiająca miejsca na pierwszym multipleksie katolickiej telewizji Trwam. - Jakiś irracjonalny, zda się, lęk przeciw "słowu wolnemu wolność ubezpieczającemu".

W rzeczywistości taki irracjonalny to on nie jest, ale to temat na inne opowiadanie - o nędzy ludzkich, powierzchownych, wyborów...
Setki tysięcy podpisów (aktualnie już ponad 1,8 miliona), dziesiątki spokojnych, godnych marszów gromadzących kolejne tysiące ludzi spragnionych sprawiedliwości. I Sensu. Oraz te sobotnio-niedzielne smutne, mimo hałaśliwości i kolorowości niezbyt liczne demonstracje odmienności zwane "manifami", na których brak głębszej refleksji ma zastąpić pewna doza hucpy i wulgarności. Dwa światy. Dążący do jasności i wchłaniany przez mrok.

I tyle. Te dwa załączone zdjęcia dopowiedzą więcej niż setki słów.
Szczególnie chciałbym, aby dotarło do nas dobro i lakoniczna, skondensowana prawda zawarta w postawie tej pięknej, samotnej niewiasty z plakatem o mądrych i głupich pannach.


PS. Niech będzie wybaczony brak autora (bądź źródła) tego zdjęcia, ale nie mam pojęcia skąd je otrzymałem. Jest wspaniałe! Wykorzystuje je zatem w dobrej sprawie. Drugie - dokumentujące przyznanie zabicia dziecka, pobrane zostało z portalu Fronda.pl

http://www.katolickie.media.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=3216:wezwania-sensu-i-qmanifyq-braku&catid=38:publikacje-czlonkow-oddzialu-lodzkiego-ksd&Itemid=123
wtorek, 13 marca 2012 18:48

Rozjaśnienia i zaćmienia w Alejach

Warszawa 21 kwietnia A.D. 2012. Piękny słoneczny dzień. Południe. Plac Trzech Krzyży i kościół pw. św. Aleksandra. Ludzie. Transparenty. Plansze. Małe i duże. I flagi. Biało czerwone. Narodowe. Ogrom. Po Mszy św. ludzie mają ruszyć Alejami Ujazdowskimi pod Urząd Rady Ministrów i dalej – pod Belweder.

Około 14, 30 formuje się pochód i rusza. Całą szerokością Alej. Idą. Młodzi, starsi, jeszcze starsi, uśmiechnięci, spokojni ale zdecydowani. Wiedzą jak ważny jest ten marsz. Jak ważne są te dziesiątki manifestacji sunących od tygodni ulicami miast. Tak jak ważne są miliony petycji słanych do nominatów obecnej „wadzy”. Do KRRiTV.
Idą z nadzieją, że zniknie buta i pogarda. Wierzą, że pokojowe sygnału ludu przyniosą opamiętanie i sprawiedliwe zweryfikowanie decyzji o rozdzielaniu miejsc na multipleksach nadawania cyfrowego.

Idą. Za prawem. Za sprawiedliwością. Za sensem. W obronie wolnych mediów. Za miejscem dla TV Trwam – jedynej katolickiej stacji, w kraju w przeważającej mierze katolickim.
Idą. Musi minąć półtorej godziny, aby przeszli. Około 100 tysięcy.
Przeszli z malejącą wiara, że państwo prawa to nie slogan coraz bardziej karykaturyzowany przez rzeczywistość.

Trzeba było tam być. Zobaczyć. Przeczytać. Posłuchać.
No i media głównego nurtu wsparcia policzyły. Jak trzeba: 20 tysięcy obecnych. Norma.
„Dostrzegły” konieczność dania natychmiast głosu ludziom prezydenta - specom od rozdzielania dóbr na multipleksach. Standard.

Powtórzono schematy o złej sytuacji finansowej „Imperium Rydzyka”, jako przyczynie odrzucenia wniosku o miejsce dla „Trwam”. Nic nowego.

A lud miał dostrzec groźny wzrok premiera oraz surowe napomnienia . Jak ongiś, kiedy trzeba było bronić ludowej ojczyzny przed "warchołami antysocjalistycznymi". Starsi przypomnieli sobie ojcowska czułość partii. Młodsi powoli odkrywają głębię polityki miłości. Sztafeta pokoleń. My - naród.
No więc lud dostrzegł. I jakoś się nie przeraził. Nawet błysku szabli laureata pokojowego Nobla.

*
Kto i kiedy wreszcie dojdzie do wniosku, że takimi „standardami” nie da się budować porządnego państwa z mądrym społeczeństwem?...
A może o to właśnie chodzi?...
Czy zatem nie są uprawnione coraz głośniejsze okrzyki o zdradzie?...
Atrzeba pamiętać, że hańba trwa przez wieki. Bez litości dla złudzeń chwili.

http://vod.gazetapolska.pl/1589-marsz-jedno-ujecie-zobacz-ile-nas-bylo
http://solidarni2010.pl/n,3037,12,marsz-w-obronie-wolnych-mediow-w-warszawie-pierwsze-relacje.html
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120315&typ=wi&id=wi03.txt
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120120&typ=my&id=my05.txt

Pub.: niedziela, 22 kwietnia 2012 23:13 www.katolickie.media.pl
         od 23.04.2012 na http://wirtualnapolonia.com/2012/04/23/krzysztof-nagrodzki-rozjasnienia-i-zacmienia-w-alejach/


Dworak bliżej świątyni

W ostatnim programie "Bliżej" (TVP Info 26.04.2012) dotyczącym miejsca na multipleksie dla nieznośnej katolickiej telewizji Trwam, Jan Dworak zademonstrował - znaną tym, którzy oglądali występy jego ekipy w Sejmie i Senacie - jak potrafi poruszać się postępowy organizator życia medialnego po wertepach prawa. Fantastyczne! Mógł zdenerwować się na przeszkadzającego w słusznej narracji Pospieszalskiego, a on z pełna wyrozumiałością. No, może prawie pełną… W końcu sprawa jest ekonomicznie skomplikowana i nie każdy prostak, pardon - oczywiście nie każdy telewidz potrafi ją zrozumieć. Odpowiednio. Ale Przewodniczący postarałby się, gdyby nie zakaz Wnioskodawcy.

Najbardziej poruszającym był finalny gest Jana Dworaka – oświadczenie o datku na budowę Świątyni Opatrzności Bożej. Darowizna być może uratuje lud od nieszczęścia w postaci telewizji Trwam, przychylając nieba Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. A jeżeli nie od razu nieba, to większej życzliwości stojącej murem za Trwam milionów Polaków i pozostałej części Episkopatu. (Pozostałej - bo biskup Pieronek zwyczajowo przychyla się od dawna.)

Co prawda zgryźliwcy przypomnieli, że stara zasada ewangeliczna namawia, iżby nie wiedziała prawica co daje lewica – i to w dodatku na wizji – ale przecie nie takie dawania były już ukazywane w świetle kamer.

Ofiara ofiarą, ale nie było łatwo. Natrętny Pośpieszalski wymusił na Przewodniczącym kolejną darowiznę: Obietnicę następnej rundy z udziałem ekspertów od finansów: Fundacji Lux Veritatis – właściciela Trwam oraz rozdzielacza koncesji - KRRiTV. Będzie się działo! I to koło północy!

Oczywiście jeżeli wcześniej taka natarczywość nie zostanie ukarana. W końcu pluralizm pluralizmem ale miejsce w szeregu znać trzeba. I nie wybiegać przed Przewodniczących. Jak to w demokracji. Ludowej.

pub. www.katolickie,media.pl (od 28.04.12)
        www.wirtualnapolonia.com (od 29.04.12)


W obronie szarganych nerwów

Jakże tak można!? Jak można pochopnie oceniać i osądzać człowieka, który obalił poprzedni wariant ustroju postępu. No, może nie tak całkiem obalił, bowiem wiadomo, że głównym obalaczem, susującym – jak mawiają - z motorówki przez mury, był inny śmiałek, ale Stefan Niesiołowski – bo o nim tu i teraz – ustrój nadwyrężył. A przynajmniej miał taki zamysł. I Ustrój wsadził go do więzienia. Na parę lat. No a w starciu z Ustrojem i jego więzieniami, trzeba było dobrze główkować, aby przeżyć nie tracąc cnoty.

Tego nie zrozumieją teoretycy bez stosownej dozy empatii, którzy domagają się głowy Niesiołowskiego za męską reakcję na prowokacje reporterki, która chciała wybić zęby ściganemu po sejmowych placach posłowi – a tego przecie nie śmiała zrobić nawet obalana komuna. Won z takimi dziennikarzami, nękającymi pomniki demokracji! Szczególnie, kiedy prowokuje się niesłuszną obecnością osobistości o „dosyć impulsywnym zachowaniu”. „Takich zachowań tolerować nie wolno” – zdiagnozował i spuentował sytuację prezydencki Nałęcz Tomasz.
Ci prowokatorzy nie potrafią – a może nie chcą - zrozumieć wojownika. Czasami dla sprawy czyniącego to, co nie każdy by uczynił. Nieraz tak bywało w historii. Zatem zobaczcie oskarżyciele, po jakich wykrotach przychodzi iść niepokornym. Jak płytkie są wasze kalumnie - aby wybrać chociażby kilka:

- Dziwicie się, iż do akcji demolowania Lenina w Poroninie wysłał narzeczoną a sam poszedł do kina.
A czy widział kto, żeby mózg jakiejkolwiek operacji wystawiał się lekkomyślnie na strzały wroga!? Sztab kieruje z ukrycia. No to co, że z kina.

- Zarzucacie, iż sypał – w tym ukochaną - po kilku dniach śledztwa.
Wolnego! To była wyrafinowana gra z ubecją, która i tak wiedziała wszystko. Tyle, że nie zdążył wciągnąć w nią dziewczę, które szło jeszcze jakiś czas – według instrukcji - w zaparte.

- Przypominacie o zniesławianiu dziewczyny w polikotowym „Ozonie”.
To nie było zniesławianie. To wyrzut za brak hartu w obliczu wroga i napisaniu w więzieniu jakiegoś osobistego memoriału po rozczarowaniu zeznaniami narzeczonego. Wszak nie było zwolnienia z zapartości dla szeregowców. Tak się nie robi. Precz prywato!

- Wyciągacie decyzję o próbie akcesji do PiS-u i twardych wonczas recenzjach PO.
Polityk tej klasy potrafi wznieść się ponad małe zagonki dla dobra orki na całej połaci. PiS, który odtrącił wyciągniętą rękę i stracił możliwości pozyskania osobistości tej rangi, nie mógł nie pójść później w określonym kierunku. A bez niedomówień: Stoczył się w otchłań nienawiści. Bez Stefana Niesiołowskiego nie mogło stać się inaczej. Za to PO jak pięknie rozkwitło! Jak sto kwiatów. Aby żyło się lepiej!

No a przypadkowe zabójstwo w łódzkim biurze PiS-u? Przecie pierwotnie podobno miał zginąć nasz bohater, o którego biuro dopytywał się morderca - niewykluczone nienawistnik pisowy, dla kamuflażu zakonspirowany wcześniej w PO.

Czy człowiek z krwi i kości – cóż że wart granitu – po takich doświadczeniach, po stałym napięciu w walce o wysokie standardy moralne i minimum dobrego wychowania, wciąż atakowany przez wraże siły, nie może mieć chwili wytchnienia od natarczywości niesłusznych dziennikarzy?
Czy próby wybijanie zębów kamerą, nawet na odległość, nawet przez wiotkie niewiasty, nie mogą w końcu sprowokować każdego?...
I to po tak wyczerpującym dniu w Sejmie, kiedy kładło się na szalę odpowiedzialność za losy milionów, które mogą nie doczekać emerytur!?
I to w kontekście blokady wyjść przez potworów związkowych, manifestujących czemuś swoje lęki i frustracje.
Sejm się wyżywi mimo blokad, ale przecie trzeba iść do mas. Nawet forsując zapory. Trzeba! Wyjaśniać. Tłumaczyć. Przekonywać. Przeciwdziałać wrogiej propagandzie. Ustawy przewodniej siły postępu wychodzą masom naprzeciw. A nawet idą dalej.
I dlatego wszystkim siłom ryjącym pod cokołami pomników dla mężów, mężyków i żon stanu, trzeba powiedzieć twarde NIE.

***

Felietonowa ironia, ironią, ale obawy mieć należy. Przede wszystkim o bezpieczeństwo posła o zszarganych nerwach. Oby ktoś nie doszedł do wniosku, że to okazja do zdjęcia takiego obciążenie z PO. Do zbyt daleko idącego wniosku. Bo to raczej problem terapeutyczny a nie polityczny.

Publikacje: www.katolickie.media.pl od 16.05.12r.
                   wirtualnapolonia.com od 17.05.12 r.
                    http://polishgazette.com/?p=7456


O wspólnym Przesłaniu do Narodów Polski i Rosji

Wspólne Przesłanie do Narodów Polski i Rosji, podpisane przez abpa Michalika i patriarchę Cyryla wzbudziło niesłychaną nerwowości na wielu portalach.

Spoko ludzie! Posłuchajcie ( i przeczytajcie) uważnie co ma do przekazania abp Michalik. To spotkanie może otworzyć (potencjalnie)   dużo a niczego nie zamyka. Zobaczymy jakie będą owoce... Kościół działa również na płaszczyźnie dyplomatycznej.
Utożsamiam się z jednym z wpisów na portalu wpolityce: „Spotkanie polsko rosyjskie może otworzyć furtki dla działania zwykłych Rosjan, którzy próbują ocalić pamięć o bolszewickich prześladowaniach religii. Zobaczymy co z tego wyniknie. Ostrożnie, ale z nadzieją!”
Jeżeli miałbym podjąć decyzję - tu i teraz - gdzie stanąć, bez wahania staje po stronie mojego Episkopatu, a nie kombinacji różnego pochodzenia (nie łudźmy się.)
 
za: http://www.katolickie.media.pl
               www.kad.media.pl (blog od 17.08.2012)
               www.wirtualnapolonia.com

Copyright © 2018. All Rights Reserved.